środa, 4 listopada 2020

Historia Smoka 33

 ~*~

– Chcesz mnie? – spytał, przesuwając drugą dłonią po swojej piersi. – W tej pozycji czy masz inną wizję?

– W tej będzie dobrze. – Prześlizgnął językiem po wilgotnej od potu szyi. Igniss jęknął, odchylając głowę. – Będziesz miał kontrolę nad głębokością i tempem.

– Ale wtedy… chcę… eeemm…

– Martwisz się, że przez to dla mnie to będzie mniej przyjemne? – Wysunął z niego palce i chwycił go mocno pod uda, bez większego wysiłku przyciągając maksymalnie blisko siebie. – Jeśli tak, to zupełnie niepotrzebnie. Jeśli będę chciał przejąć kontrolę i narzucić własne tempo, to zrobię to, nawet jeśli będziesz na górze.

– Okej. – Kiwnął wolno głową, przełykając ślinę. – Jestem gotowy.

– W takim razie podaj gumkę.

– Eeem.. już… – Przechylił się, by sięgnąć do szuflady po paczuszkę, gdy zorientował się, że Charlie nie ma tylko jednego rodzaju prezerwatyw. – Eeee… którą konkretnie? Ma to znaczenie?

– Nieszczególnie, weź byle jaką. – Nie chciało mu się teraz tłumaczyć, czym różnią się poszczególne typy.

– Okej.

Podał w końcu mężczyźnie niebieską saszetkę. Ten chwycił ostrożnie zębami za brzeg opakowania i pociągnął mocno, rozrywając je, po czym używając tylko jednej ręki w parę chwil założył sobie prezerwatywę. Wziął ponownie buteleczkę, wylał kolejną porcję lubrykantu wprost na swój członek i rozprowadził go kilkoma szybkimi ruchami.

– Obejmij mnie i klęknij na materacu. Chcę żebyś się powoli na mnie opuścił, dasz radę?

– Nie wiem... – mruknął, obejmując go za szyję i podnosząc się na kolana. – Nogi mi drżą – zauważył z zawstydzonym uśmiechem.

Charlie pocałował go w pierś, którą miał tuż przed nosem.

– Jak skończymy, będą drżały o wiele mocniej. Nie spiesz się. Będziesz się czuł rozciągany, ale nie będzie bolało, obiecuję.

– Ufam ci.

Powoli zaczął się opuszczać. Najpierw poczuł, jak główka penisa otarła się o niego, a następnie zaczęła się w nim zagłębiać. Odetchnął drżąco. Nie spodziewał się, że AŻ TAK będzie go czuł. Charlie wędrował ustami po jego piersi, trzymając go tuż pod pośladkami, jego gorący oddech owiewał wilgotne ślady. Nagle oparł się czołem o Iga i odetchnął głęboko, drżąco.

– Na Godryka, Ig… jednocześnie mam ochotę wbić się w ciebie jednym gwałtownym pchnięciem i błagać, byś nie przestawał. Nie sądziłem, że wyjdzie ci z tego taka słodka tortura.

– To… mmmm… – przymknął na chwilę oczy, by nie zacząć sapać – nigdy tak nie robiłeś? Nie wchodziłeś w nikogo tak powoli?

– Aż tak? Nie przypominam sobie. Przeważnie moje zbliżenia są gwałtowniejsze.

– Jeśli… ci to przeszkadza...

– Nie przeszkadza, nie słuchałeś? – Zacisnął mocno palce na jego udach. – Tylko nie przestawaj bo moje libido przejmie kontrolę nad rozsądkiem.

– Ałć, przepraszam – stęknął, wracając do powolnego opuszczania się na mężczyznę. Czuł, jak penis milimetr po milimetrze zagłębia się w jego chętne ciało. Czy to już było wyuzdane zachowanie czy jeszcze nie? Czy Charliemu na pewno jest w nim dobrze czy tylko mówi mu tak, by dobrze wspominał swój pierwszy raz?

Jęknął, kiedy Charlie zacisnął zęby na jego szyi. W następnej chwili zassał się na delikatnej skórze, znacząc ją malinką. Przeniósł ręce z ud na biodra siedemnastolatka.

– Zmieniłem zdanie – oznajmił, na zmianę zaciskając i rozluźniając palce – jeśli zaraz nie przyspieszysz, to cię do siebie przycisnę. I zrobię się gwałtowny. Jestem za bardzo nakręcony na takie drażnienie.

– Przecież przed chwilą proponowałem – jęknął, opuszczając się szybciej. Stęknął, kiedy Charlie znalazł się w nim cały.

Mężczyzna mruknął aprobująco i od razu sięgnął po pocałunek.

– Zacząłeś się na mnie raz po raz zaciskać, przez co moja silna wola się ulotniła.

– Nie robiłem tego specjalnie…

– Nie? – Polizał go po szyi i przygryzł płatek ucha. – W takim razie dobrze nam to wróży. Możesz się już ruszać. Chyba że nie masz siły w nogach, to ci pomogę. – Pogładził pośladki Iga i na powrót chwycił go pod uda. – To jak? – Zakołysał lekko biodrami, drażniąc ich obu. Ig na zmianę wydawał się pewny siebie i zawstydzony, więc zastanawiało go, na co się zdecyduje. Sam fakt, że zgodził się na tę pozycję przy pierwszym razie, był godny podziwu.

– No już! – sapnął, obejmując go ciaśniej za szyję. Uniósł biodra, czując jak penis wysuwa się z niego, po czym opadł na niego przygryzając wargę.

Na chwilę zadowolony uśmiech wykrzywił usta Weasleya, jednak szybko zniknął w kolejnym pocałunku.

//*//

Charlie przyciągnął do siebie Ignissa, przytulając go od tyłu. Ucałował wilgotne od potu włosy.

– Jak wrażenia, kocie?

Nastolatek odetchnął kilka razy, nim odpowiedział.

– Jestem rozciągnięty. Nogi mi drżą. Wymęczyłeś mnie…

– To była tylko jedna rundka… Och, chociaż jak nie jesteś przyzwyczajony, to ta pozycja faktycznie może wymęczyć. O tym nie pomyślałem. Następnym razem…

– Nie, Charlie. Nie będzie następnego razu – mruknął zmęczonym głosem.

Weasley aż wstrzymał oddech z… sam nie był pewien – zaskoczenia, niepokoju? Starał się jak mógł, by Ig dobrze to wspominał, a mimo to zrobił coś, co go zraziło?

– Czemu…? Co zrobiłem?

– Co? Nic nie zrobiłeś…

– Więc czemu?

– Bo mnie wymęczyłeś… dzisiaj więc nie będzie następnego razu. Sam przecież zauważyłeś, że nie jestem przyzwyczajony. Zabijesz mnie drugą rundką.

Weasley wypuścił ciężko powietrze, przyciskając czoło do barku chłopaka przed nim.

– Nie strasz mnie tak! Powiedziałeś… Mi chodziło ogólnie o kolejny raz! Nie kolejną rundę!

– Ale miałeś nadzieje, prawda? Na kolejną rundkę…

– … Miałem. Ale! zamierzałem ci dziś odpuścić.

– Nie kłam… Miałeś w planach mnie rozpalić jeszcze raz, ale kiedy ogarnąłeś, że przy tobie leżą zwłoki, to postanowiłeś mi odpuścić.

– Jak zaczynaliśmy, to miałem nadzieję. Jak zaczęły ci się nogi trząść, to postanowiłem odpuścić. Koniec końców, sam i tak przed chwilą doszedłem po raz drugi, więc mogę bez żalu pójść spać.

– Po raz drugi? Nie przypominam sobie byś dochodził wcześniej.

– Myślisz, że co mi zajmuje tyle czasu w łazience? Włosy mam krótkie i nie kremuję się jak Leo.

– O boże...

– Nie mów, że tego nie podejrzewałeś.

Igniss burknął coś niezrozumiałego pod nosem.

– Co powiedziałeś? – Odgarnął blond włosy za ucho i przygryzł zaczepnie jego płatek.

– Mmm… – Skulił ramiona w obronnym geście. – Nic.

– Nic? – powtórzył i uniósł się na łokciu. – Coś z pewnością powiedziałeś, nie każ mi tego z ciebie wyciągać na siłę… – zawiesił głos, uśmiechając się w sposób, który bez wątpienia zwiastował łaskotkowe tortury lub coś podobnego. Przesunął paznokciami po jego żebrach. – Słucham.

– Nie rób. Ja tu zdycham.

Weasley przebiegł palcami ku biodru.

– Wystarczy, że powtórzysz co powiedziałeś.

– Tyran z ciebie.

– To już trzecie negatywne przezwisko, którym dziś we mnie rzuciłeś. Wciąż nie uważam, żebym zasłużył.

– Nie brzmisz na obrażonego ani na kogoś, komu jest przykro.

– Biorę to za zaczepki. Po prostu chciałem podkreślić, że słucham, co mówisz i doceniam twoją kreatywność.

– Nigdy nie uważałem, że nie słuchasz.

– To dobrze. Więc? Co takiego powiedziałeś? – Zsunął się trochę z poduszki i zaczął wycałowywać szlak od barku do karku blondyna. Gdy złożył drugi pocałunek na kręgu, odsunął się odrobinę, przerywając pieszczotę. – Powiedz, co tak naprawdę czułeś, jak graliśmy z Leo w pokera?

– Skąd ta zmiana tematu?

– Bo zrobiła się drama, jak cię całował po kręgosłupie, tak jak ja teraz… No i cały czas w sumie się martwię, czy cię w jakiś sposób nie przymuszam do robienia czegoś, z czym czujesz się niekomfortowo.

– Słucham? W jaki niby sposób?

– Nie wiem, po prostu… Dla mnie i Leo takie gry to coś normalnego. Tak sobie myślę, że możesz próbować się na siłę do nas dopasowywać, żeby… no nie wiem – nie zawieść mnie, czy coś? Wiem, że wtedy powiedziałeś, że to był żart, ale… To mi uświadomiło, że naprawdę coś może być na rzeczy. Gdyby wszystko było w porządku, gdybyś kompletnie nie miał nic przeciwko, to raczej taki żart by ci nie przyszedł do głowy. Tak sądzę.

– Charlie, nie zmuszałbym się do takich rzeczy, naprawdę.

Rudzielec nachylił się nad Igiem, patrząc mu w twarz.

– Więc naprawdę nie miałeś wtedy kompletnie, całkowicie, ani trochę nic przeciwko temu, że Leo cię dotykał? Albo jak potem miałem go ugryźć w język?

Igniss milczał przez chwilę.

– Czy to naprawdę takie dziwne, że czułem się mniej komfortowo, widząc mojego chłopaka całującego kogoś innego? Mam świadomość, że to była gra i nie mam do ciebie pretensji… po prostu było mi troszkę ciężej… A z Leo… sam nie wiem, sam dotyk był fajny, ale myśl, że podoba mi się, jak Leo mnie dotyka, mnie… wystraszył. W końcu nie powinno być mi dobrze, jak ktoś inny mnie dotyka… miałem chyba wyrzuty sumienia.

– Nie, żuczku, to całkiem normalne, że nie podobał ci się mój widok z kimś innym, skoro ci zależy. – Pocałował go w policzek. – Co do tego ostatniego, to tak się utarło, że nie powinien nam się podobać dotyk kogokolwiek innego niż partnera. Ale nie zawsze tak jest. No i pewnie inaczej byś to odebrał, gdybyście byli z Leo sami i nie byłoby to zaplanowane, tylko sam by się na ciebie rzucił. – Charlie uśmiechnął się rozbawiony. – Chociaż wizja Leo rzucającego się na kogokolwiek jest absurdalna.

– Leo wydaje się być osobą, która woli, by to na niego się rzucali – zachichotał cicho nastolatek. – Dzięki, Charlie. Lepiej mi po tym co powiedziałeś.

– Czyli ciebie też to męczyło. W takim razie tym bardziej cieszę się, że szczerze o tym pogadaliśmy. – Tym razem cmoknął go w usta.

– I możesz podziękować Leo… Bo to przez niego, zdecydowałem się w końcu… no wiesz, pójść na całość. Wkurwiły mnie jego gadki.

– Które konkretnie? On co chwilę rzuca czymś, o co można się wkurzyć.

– No to jak dawał mi do zrozumienia, że sypiał z tobą mnóstwo razy. Że uwielbia twoje pocałunki i znalazł sposób jak je swobodnie zdobywać… Albo… – umilkł, wzdychając ciężko. – Wiem, że to głupie.

Charlie zastanowił się chwilę, gładząc mechanicznie włosy Iga.

– Nie, muszko, to nie głupie. Rozmowa we dwójkę o byłych i wcześniejszych doświadczeniach to jedno, ale jak miałbym słuchać od twojego eks o tym co robiliście, to też bym czuł potrzebę oznaczenia terenu. Najwyraźniej czasem zbyt swobodnie podchodzimy do niektórych spraw. Pogadam z nim.

– Dzięki, kotku. Ale jak będzie coś jeszcze gadał to kopnę go w łydkę.

– Zgoda. Chociaż obawiam się, że na stałe nic go przed takim gadaniem nie powstrzyma. Musielibyśmy mu zmodyfikować osobowość. Albo pamięć. Albo oba naraz. Na wszelki wypadek. – Zachichotał. – Nie, dobra, powinienem przestać tak o nim żartować, bo jeszcze pomyślisz, że on naprawdę cały czas jest taki zbereźny i niepoważny.

– Myślę, że wtedy byś go tak nie lubił jak lubisz teraz.

//*//

Leo zatrzasnął za sobą drzwi. Ściągnął kurtkę i rzucił ją niedbale na półkę nad wieszakami, skopał buty z nóg, zostawiając je na środku przejścia i podszedł do stojącej przed kominkiem kanapy. Opadł na nią z westchnieniem.

– Gdzie się szlajałeś przez te dwa dni? Nie mogłem się do ciebie dodzwonić – usłyszał nad sobą niezadowolony głos przyjaciela i szelest kurtki, którą Brytyjczyk najwyraźniej właśnie odwieszał na miejsce. – Mogłeś chociaż dać znać, że żyjesz. Myślałem, że cię napadli jak wracałeś z klubu czy Merlin wie co…

– Trzeba było mnie słuchać, jak mówiłem, że jadę na szkolenie, to byś się nie martwił.

– Szkolenie? A to nie miało być dopiero na koniec kwietnia?

– Mamy koniec kwietnia, Cherry. Ig przysłonił ci całkiem świat, czy co? Chociaż czemu ja się dziwię. Pewnie nawet nie ogarniasz pory dnia, skoro pieprzycie się… Ach, nie. Nie pieprzycie… Ał. – Burknął, gdy Weasley pstryknął go w głowę.

– Dobrze, że zacząłeś ten temat. Chciałbym, żebyś się trochę powstrzymał od takich komentarzy. Szczególnie przy Igu, ale ogólnie też. I od wspominania o sypianiu ze mną.

– Czyżby Ig był zazdrosny?

– Owszem, dlatego proszę cię, żebyś się trochę wstrzymał.

Leo otworzył usta, by rzucić kpiącym komentarzem, ale jedynie westchnął.

– A co mi tam, zgoda. Jeśli to wszystko, to przykryłbyś mnie kocem? Dopiero co wróciłem z rundki dookoła barier, cholernie zmarzłem.

– Mógłbyś rzucić na siebie zaklęcie rozgrzewające – zauważył Charlie, spełniając prośbę przyjaciela. Machnął też różdżką, wstawiając nad paleniskiem wodę na kawę.

– Mógłbym, ale mam zgrabiałe ręce, to raz. Dwa, nie chce mi się. Trzy, wiem, że lubisz rozpieszczać innych, więc daję ci możliwość.

Weasley prychnął rozbawiony i dorzucił więcej drwa do kominka.

– O, zguba wróciła. Jak było na szkoleniu? – Igniss wyszedł do nich z pokoju Charliego, poprawiając włosy. Ewidentnie jeszcze chwilę temu leżał w łóżku.

– Chujowo. Przynudzali, zmienili system na jeszcze chujowszy i generalnie na dworze jest przechujowa pogoda, więc jak na zakończenie wróciliśmy tutaj i wcisnęli nam miotły w dłonie, to skakałem kurwa ze szczęścia. Zimno mi, będę chory, pierdole szkolenia.

Ig zaśmiał się złośliwie.

– Karma cię dopadła.

– Za co niby?

– Znalazłoby się parę rzeczy.

Leo kichnął.

– Złe uczynki odpokutowuję w łóżku.

– Powinieneś napić się gorącej herbaty z imbirem… a potem myśleć o ero-akcjach.

– Nie znoszę herbaty. I imbiru. Chcę eliksir pieprzowy. – Naciągnął koc aż po uszy. – Charlie, nie wychodziłeś jeszcze dziś z domu, prawda? – Zlustrował współlokatora ubranego jedynie w spodnie dresowe.

– Nie, a co? Jeśli chodzi ci o paskudną pogodę, to już…

– Paulo jest w szpitalu. Ze dwie godziny temu widziałem, jak go transportowali na noszach.

Charlie odwrócił się od paleniska, przy którym kucał, spojrzał na przyjaciela z przejęciem.

– Wiesz, co mu jest?

– Nie, byłem za daleko, poznałem go po kurtce. Jest w punkcie przy sektorze ósmym. Było tam jakieś zamieszanie, pewnie któremuś ze smoków odwaliło. Skoczę do niego, jak tylko trochę się ogrzeję.

– My z Igiem idziemy za chwilę na śniadanie, jeśli dowiem się wcześniej czegoś, to dam ci znać.

– Poza nim transportowali jeszcze dwie osoby, nie wiem kim byli… Tak myślę, czy smoki nie zaczęły szaleć przez zmianę bariery. – Znów kichnął i pociągnął nosem. – Bo na tym szkoleniu wcisnęli nam jakieś pseudo udoskonalenie i właśnie teraz je rzucaliśmy… Może ona wydziela aurę, która zaniepokoiła te smoki?

– Jest taka możliwość.... Ale to sektor ósmy, tam co drugi dzień jakiś smok szaleje. Nie szukałbym na siłę winnych.

– Mam nadzieję, że to tylko wstrząs mózgu… Jeśli by stracił drugą rękę, to już nie popracuje. Kto będzie szkolił dzieciaki? McKenzi? Koleś złamał dziewczynie rękę na trzecich zajęciach, ma chujowe metody, nie powinien uczyć, ale skubaniec musi być spokrewniony z…

– Kawy? – Charlie podstawił przyjacielowi kubek pod nos. – Nie piłeś jeszcze dziś żadnej, prawda? Inaczej nie marudziłbyś tyle.

– Nie piłem. – Podmuchał trochę zawartość kubka i upił kilka łyków. Wszyscy trzej milczeli przez chwilę. – Zanim pójdę do Paulo, skoczę do jego domu. Będzie potrzebował ubrań na zmianę, te co miał na sobie, wyglądały na poszarpane.

– Czyli jednak coś widziałeś!

– Niewystarczająco, by cokolwiek zakładać. Mogły się stopić od kwasu, ale równie dobrze – porwać na gałęziach. Może być tylko nieprzytomny albo mieć złamany kręgosłup. – Podmuchał jeszcze trochę zawartość kubka i znów upił kilka łyków. Przez chwilę wyglądał, jakby delektował się smakiem, po czym wypuścił powoli powietrze. – Ig, jakie masz na dzisiaj plany, skoro Cherry idzie na popołudnie do pracy?

– Oprócz powtórzenia materiału z biologii i historii, nie mam żadnych. – Igniss wzruszył ramionami. – Jak chcesz mogę z tobą odwiedzić Paulo. Też się o niego martwię.

– Nie to miałem na myśli, ale możesz się zabrać ze mną. Chciałem zapytać, czy nie chciałbyś się wybrać do centrum handlowego. Potrzebuję kupić parę rzeczy.

– O! Jasne! – Igniss posłał mu zadowolone spojrzenie. – W sumie myślałem o takim wypadzie. Też bym kupił kilka rzeczy.

//*//

Igniss rozłożył się na podłodze przed kominkiem, otwierając książkę od historii na rozdziale o II wojnie światowej. Po jego lewej leżały jeszcze trzy inne tomiszcza przedstawiające dzieje z tego okresu. Jego tegomiesięcznym zadaniem było napisanie wypracowania na wybrany przez niego temat z omawianego rozdziału. Dlatego wybrał Enigmę.

Wiedział, że historyk miał hopla na punkcie Enigmy. Wielokrotnie chodził na wystawy i spotkania naukowe, jeżeli była tam chociażby wzmianka o maszynie szyfrującej.

Nawet pod koniec drugiej klasy liceum, razem z przyjaciółmi – Zanderem, Branem, Michaelem i Marią stworzyli dla niego drewniany model. W sumie duża zasługa w tym była Marii, uwielbiała robić różne figury i rzeźby w drewnie. On z chłopakami zapewnił tylko dużo zdjęć podglądowych, materiałów i całą resztę potrzebnych rzeczy, o które przyjaciółka prosiła.

– Patrzcie go, jaki pilny licealista. Ledwo cię zostawić samego, a ty już zakopujesz się w książkach.

– Sam mówiłeś, że idziesz poprzymierzać w pokoju swoje nowe zdobycze. Spodziewałem się, że nie wyjdziesz stamtąd do północy – odparł, nie odrywając wzroku od tekstu.

– Nie robię sesji zdjęciowej w każdym pojedynczym ciuchu.

– Nie? A to mnie zaskoczyłeś.

– Jedynie w gotowych kompletach – sarknął, rozwalając się na kanapie. – I nie robiłem zdjęć, sprawdzałem, które najłatwiej się ściąga.

– Ha! Mogłem się spodziewać, że najbardziej funkcjonalne to te, które się szybciej ściągnie niż rozerwie.

– Nic mi nie mów o rozrywaniu ciuchów. Właśnie przez to musiałem szukać nowych ubrań, bo taki jeden kutas porwał mi mój ulubiony zestaw.

– I już biedaku nie miałeś w czym wyrywać ludzi?

– Proszę cię, moja szafa składa się w dwóch trzecich z ubrań idealnych do wyrywania facetów. Po prostu nie lubię jechać na zakupy po jedną czy dwie rzeczy. Szkoda zachodu.

– Skoro tak twierdzisz – zachichotał pod nosem. – Dobrze się bawiłem na zakupach i dzięki za pomoc przy kasie i ekspedientkach. Muszę w końcu pójść na kurs rumuńskiego. Myślisz, że w rezerwacie pozwoliliby mi się zapisać na naukę języka?

– Musisz zapytać, ale osobiście nie widzę problemu. Jeden uczeń w tą czy w tą nie powinien im robić różnicy

– Jutro pójdę do dyrekcji się spytać… i tak miałem tam podejść, by pokryć moją część za mieszkanie i opłacić posiłki. Może wtedy od razu powiedzą, kiedy mógłbym zacząć. Bo głupio mi, że wszyscy ze względu na mnie muszą mówić po angielsku.

– Głupio, nie głupio, jeśli planujesz być z Cherrym, to utknąłeś w tym kraju, więc żeby nie być społecznym inwalidą, powinieneś nauczyć się tutejszego języka. Zwłaszcza, że większość społeczeństwa nie zna angielskiego.

– Też o tym myślałem. Zresztą jeden język więcej nie zrobi mi różnicy nie?

– Niech zgadnę, francuski?

– Tak, między innymi.

– Między innymi – przedrzeźnił go. – Zakichani poligloci.

– Pochodzę z arystokracji. Czego się spodziewałeś?

– Na pewno nie leżenia na podłodze i żarcia chipsów prosto z paczki nad książką o niemagicznej historii – stwierdził uszczypliwie. – No dalej, wiem że cię swędzi, żeby się pochwalić. Jakie jeszcze języki znasz.

– Nie powiem – burknął.

– Och, obrażamy się, paniczu?

– Wal się, Leo.

– Sam panicz zaczął.

Jeszcze raz powiesz do mnie paniczu, a cię wykastruję – warknął po francusku, by zaraz przejść na niemiecki. – A może o to ci chodzi, co?

– Och, już mnie tak nie przypieraj do ściany, bo jeszcze mi stanie – rzucił znużonym tonem. – Czyli francuski, niemiecki, angielski.

– Do tego jeszcze hiszpański, japoński i podstawy włoskiego.

– … lubisz się uczyć języków?

– Bardziej lubię biologię i historię.

– To czemu aż tyle języków?

– Francuskiego i niemieckiego uczyłem się razem z bratem. Mamy po kilka posiadłości w tamtych krajach, do tego dochodzą jeszcze firmy, w których moja rodzina ma udziały. Hiszpańskiego uczyłem się w szkole. Japoński wybrałem, bo chciałem móc porozumiewać się z kuzynostwem. A podstawy włoskiego, bo przegrałem zakład.

Leonardo długo i w milczeniu patrzył na znajdującego się przed kanapą Ignissa.

– N-no co? – Poruszył się niespokojnie pod wpływem jego spojrzenia.

– Nic, po prostu zadziwia mnie fakt, że okazałeś się większym kujonem ode mnie. W sumie przy tobie wypadam jak przeciętny mózgowiec. Na pewno nie uczyłbym się niczego, bo przegrałem zakład. Chyba że i tak chciałbym się tego nauczyć, ale wtedy bym się o to nie zakładał, bo po co.

– Chodziłem do prywatnej szkoły. Tam połowa uczniów to kujony. A ojciec, chociaż się do mnie nie przyznawał, wymagał, żebym był najlepszy.

– Wymagania to jedno, możliwości jednostki to drugie. Samym nakazem nie sprawisz żeby debil, na ten przykład, władał pięcioma językami. Ale proszę, zostawmy ten temat, jest zbyt ciężki jak na mój wolny dzień.

– Jasne, więc co proponujesz? – spytał, zamykając jedną z książek.

Amerykanin obrócił się na bok z uśmiechem świadczącym, że wpadł na genialny – jego zdaniem – pomysł.

– Powiedz, widziałeś już zawartość kufra zabawek Cherry’ego?

~*~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz