środa, 28 października 2020

HIstoria Smoka 31

 ~*~

– Czy to koniec twoich poleceń? – spytał Charlie, gdy złapał kilka głębszych oddechów.

– Moich poleceń? – spytał, ścierając z kącika ust spermę mężczyzny. Oblizał palec z cichym westchnieniem.

Charlie pochylił się do jego ucha, przesuwając koniuszkami palców w górę jego uda.

– Pytam, czy jest coś jeszcze, co chciałbyś, abym zrobił. – Chwycił lekko zębami za płatek, przesuwając palcami po skrytej pod materiałem erekcji. – Czy chcesz na tym skończyć naszą wspólną zabawę? – Zabrał rękę i wyprostował się, nawiązując kontakt wzrokowy.

– Chcę… dotknij mnie, Charlie – wyszeptał drżącym głosem. Gdy podniósł się z klęczek, dłonie smokologa sięgnęły do zapięcia jego spodni. Chwilę później Ig stał przed nim jedynie w koszulce.

– Powiedziałeś dotknąć… czy usta też się liczą? – Spojrzał na niego spod rzęs, przesuwając powoli palcami po jego podbrzuszu.

Igniss warknął rozeźlony. Chciał Charliego, już, teraz!

– Po prostu mnie weź! Ustami, ręką! Umrę, jak nic nie zrobisz za dwie sekundy!

Charlie nie potrzebował więcej niż sekundy, by zacisnąć palce na jego biodrach i wziąć go od razu głęboko w usta.

//*//

Wieczorem umyci i w piżamach leżeli spokojnie w łóżku Iga, tak jak poprzedniej nocy po prostu się przytulając.

– Zaskoczyłeś mnie dzisiaj. Nie sądziłem, że do czegokolwiek dojdzie.

– Och. Przyznam, że ja sam siebie też zaskoczyłem. Ale nie żałuję.

Charlie cmoknął go w głowę.

– Ja – wbrew moim przypuszczeniom – też nie. Pamiętasz, co ci powiedziałem, jak spotkaliśmy się w rezerwacie? – Ig burknął coś, co brzmiało jak “wolałbym zapomnieć”. – Dzięki temu, że zaczęliśmy całkiem od nowa, było okej. Im dłużej zachowywaliśmy się tak… niewinnie, tym spokojniejszy byłem. Emocjonalnie, bo z każdym dniem miałem na ciebie coraz większą ochotę – przyznał. Zamilkł na moment, ale gdy Ig się nie odezwał, kontynuował. – Chciałem jak najdłużej zwlekać z jakimkolwiek zbliżeniem większym niż pocałunek, ale jak tak się na mnie ochoczo rzuciłeś, to jakoś wypadło mi to w końcu z głowy.

– Brzmi to troszkę tak, jakbym cię uwiódł – zachichotał cicho.

– Bo to zrobiłeś. Naprawdę planowałem trzymać ręce… i usta z dala od twoich spodni.

– Hmmm… Zawsze możemy zrobić krok w tył i znów będziesz mógł trzymać ręce...

– Nie, nie, nie, nie. – Igniss zaśmiał się w odpowiedzi. – Nie słyszałeś, co powiedziałem na początku? Jest okej. Zero wyrzutów sumienia. Jest mi dobrze, cieplutko i...

– Zgrywałem się, głuptasie. Nie chcę się cofać.

– …i rano możesz się spodziewać powtórki – dokończył i polizał go po karku.

– Zboczeniec!

//*//

Kiedy wrócił z rana do Nory, dowiedział się, że na obiad całą trójką wybierają się do Black Garden. Nie był zbyt szczęśliwy z tego powodu. Po pierwsze planował pójść na walentynkowy obiad z Igiem, po drugie wizja konfrontacji z jego matką i ojczymem była mało zachęcająca. To miał być pierwszy raz w jego pełnym związków życiu, gdy będzie jadł obiad z rodzicami swojego chłopaka. Nie wiedział, jak powinien się zachować. Wypadało przynieść kwiaty dla pani Black? Chyba tak... Cholera, będzie musiał zapytać mamę. Dobrze że miał ze sobą też porządniejsze ciuchy, bo przecież nie mógł pójść tam w tank topie… Nie mógł też przesadzić ze strojeniem się, bo będzie wyglądał dziwacznie.

Dwie godziny spędził na wybieraniu ubrań na ten piekielny obiad. Dwie. Godziny. Lepiej żeby Leo nigdy się o tym nie dowiedział, bo będzie mu to wypominał za każdym razem, gdy będą gdziekolwiek szli…

Chociaż możliwe że nie będą mieli już zbyt wielu okazji, by razem wyjść do klubu. W końcu teraz miał Ignissa.

Czy wytrzyma bez chodzenia do klubów? Przecież uwielbia tam chodzić! I do tych tanecznych i do seks klubów! Nie chodziło nawet o wyrywanie facetów na numerek w darkroomie, tylko o atmosferę. Będzie musiał jakoś przekonać Iga, by wybrał się z nim kiedyś do Somory, to miejsce jest zbyt cudowne, by miał już nigdy więcej się w nim nie pojawić. No i ma vipowską kartę stałego klienta. Nie chciał jej stracić. Te wszystkie zniżki i możliwość rezerwacji pokoi…

Skup się. Najpierw przetrwaj obiad z rodzicami, potem będziesz zaciągał Iga do seks klubu.

Po raz ostatni spojrzał krytycznie na swoje odbicie w lustrze. Cóż w sumie dokładnie tak by się ubrał, gdyby szedł po prostu na randkę z Igiem. Wyglądał schludnie, nieco mniej na luzie niż zazwyczaj… tak, zdecydowanie biały golf wyglądał na nim korzystnie. Nawet jeśli nie lubił ani golfów ani długich rękawów, czasem warto było się przemęczyć. Zwłaszcza, że w połączeniu z tymi ciemnymi dżinsami, które idealnie podkreślały jego tyłek, wyglądał odpowiednio elegancko. I seksownie, to ważne, bo starał się zawsze wyglądać seksownie. Zawieszony na czarnym rzemieniu ząb smoka z kolei nadawał mu mniej oficjalny, za to bardziej zadziorny wygląd. Nawet ogolił się porządnie, by wyglądać schludnie. Tak, zdecydowanie dobrze się prezentował.

Oby tylko nie popełnił żadnej gafy, bo nigdy więcej nie będzie w stanie spojrzeć mamie Iga w oczy.

//*//

– Nie wierzę, że przetrwałem – sapnął, gdy wieczorem zaszyli się w pokoju Ignissa. – Iggy, domagam się nagrody.

– Słucham? Niby co przetrwałeś? Przecież to był normalny obiad z twoimi i moimi rodzicami – rzucił z szerokim uśmiechem Ig. Poprawił poduszki na łóżku, zanim walnął się na nie z cichym westchnieniem.

– Taaak. A twoja mama wcale nie śledziła każdego mojego słowa i gestu. – Usiadł obok Iga.

– Taak, ale to mnie ganiła za złą postawę przy stole, nie ciebie. I to na mnie patrzyła karcąco, ilekroć powiedziałem coś nie tak, według jej standardu.

– W tamtej chwili doceniłem, że moja mama upominała nas tylko, żebyśmy nie kłócili się przy stole. A o ostatni kawałek ciasta bili się w ogrodzie.

– Ostatni kawałek ciasta twojej mamy dzisiaj musiał być mojej mamy. Nikomu nie darowałaby zjedzenia go. Ostatnio ma fazę na wszelkiego typu ciasta i ciasteczka.

– Tak, słyszałem. Mojej to bardzo odpowiada, bo znowu ma dla kogo piec.

– Dzięki temu średnio co drugi dzień coś od niej dostajemy.

Charlie położył się, obejmując Iga i kładąc głowę na jego piersi.

– Niby już jakieś siedem lat minęło odkąd wyjechałem z domu, ale dalej czasem brakuje mi jej kuchni. Skrzaty w rezerwacie dobrze gotują, ale to jednak nie to samo.

– Jestem całkiem pewien swoich umiejętności, więc jeśli masz ochotę, to mogę ci coś upiec niedługo.

– Chętnie. A jeśli zamierzasz przy tym nosić fartuszek to nawet chciałbym popatrzeć, jak będziesz to robił. – Podniósł głowę, patrząc na niego.

– Nie ma mowy, nie będę niczego robił w fartuszku – powiedział z udawanym oburzeniem. – No… chyba że to byłby mój jedyny ubiór…

Charlie wstrzymał oddech, otwierając szerzej oczy z zaskoczenia.

– No, no, Ig! – sapnął. – Tu mnie masz, tak daleko nie wybiegłem fantazjami, ale chyba już wiem, co mi się będzie dzisiaj śniło.

– To będziesz miał ładny sen – zachichotał cicho chłopak.

Charlie wzmocnił uścisk ramion wokół talii blondyna. Bez problemu potrafił sobie wyobrazić, jak tak leżą i droczą się we wspólnym łóżku, w ich własnym domu… Tak bardzo chciałby mieć pewność, że Ig okaże się tym, który już na zawsze zostanie u jego boku.

– Za cztery dni będę musiał wracać do Rumunii.

– Moja mama patrzyła się tak na ciebie, bo z nią rozmawiałem o tobie przed waszym przyjściem. Chyba nie do końca potrafiła ukryć fakt, że boli ją i martwi się moim kolejnym wyjazdem, tym razem do innej części świata. Tak więc – odchrząknął z zakłopotaniem – no… Nie chcę kończyć tego, co jest między nami. Ale jeśli jest chociaż cień szansy, że nam się uda to chciałbym spróbować. O ile nie masz nic przeciwko, żebym – nim znajdę coś dla siebie – zajmował połowę twojego łóżka. No i oczywiście jeśli Leo nie będzie przeszkadzać obecność sublokatora na gapę. No i że nie będziesz miał nic przeciwko, że wrócę tutaj, do domu na jakieś dwa tygodnie, żeby być podporą dla mamy jak już urodzi mojego kolejnego brata.

Charlie zawisł nad Igiem, patrząc mu z przejęciem w oczy.

– Ig, z przyjemnością oddam ci połowę swojego łóżka! Leo się nie przejmuj, a co do powrotu tutaj – nie zamierzam cię ograniczać. Możesz jeździć gdzie chcesz i jak często chcesz, o ile mnie tylko uprzedzisz. – Pogładził go po policzku. – Jestem ogromnie szczęśliwy, pszczółko.

Igniss przygryzł wargę, patrząc na niego z czułością.

– Ja też jestem szczęśliwy, Charlie. Chcę być z tobą. Chcę, żebyś patrzył tym wzrokiem tylko na mnie. Kocham cię.

//*//

Charlie w trakcie musicalu raz po raz zerkał na profil Ignissa. Gdy widział, jak chłopak przeżywał akcję na scenie, jak z rozkoszą wsłuchiwał się w piosenki, musiał ze sobą naprawdę mocno walczyć, by go nie pocałować w policzek. Albo nie przyciągnąć trzymanej dłoni do swoich ust. Był po prostu rozkoszny a to wrażenie potęgował fakt, że niedługo zamieszkają razem. Niesamowicie ciepło robiło mu się na sercu, jak go tak obserwował. Nie żałował, że przez to średnio skupił się na samym spektaklu. U jego boku rozgrywał się, jego skromnym zdaniem, o wiele lepszy.

//*//

– Nie wiem, czego się tak obawiałem. Obecna obsada jest po stokroć lepsza, niż stara. A aktor, który grał głównego bohatera wręcz był stworzony do tej roli. Bardzo dobrze zrobili, czekając na niego, aż skończy z innym musicalem. Gdyby na jego miejsce wrzucili kogoś innego, to całość nie robiłaby takiego wrażenia.

– Czyli to jakiś aktor z wyższej półki?

– I tak, i nie. Na scenie jest od jakichś dwóch lat, ale to taki geniusz, że ogólnie dużo osób się o niego bije.

Igniss jeszcze przez dobre piętnaście minut rozwodził się nad aktorami i piosenkami, gdy szli spacerem przez park. Charlie rozumiał tylko część tego, czym chłopak się zachwycał, ale kompletnie mu to nie przeszkadzało. Za to z każdą chwilą coraz bardziej uwierała go potrzeba przytulenia blondyna. W końcu gdy mieli usiąść na ławce i Ig znalazł się tuż przed nim, nie wytrzymał i objął go od tyłu, przytulając mocno. Czuł, jak ta cała potrzeba kontaktu wreszcie znajduje ukojenie, gdy szczupłe ciało wypełniło jego objęcia. I choć obaj byli w kurtkach, a na dworze była ujemna temperatura, poczuł ciepło promieniujące gdzieś ze środka – spomiędzy ich ciał, a może z jego własnej piersi – nie wiedział. Odetchnął jakby z ulgą i cmoknął Iga w zimny policzek.

Te iubesc.

– Co to znaczy? – spytał ciekawsko chłopak, próbując spojrzeć na mężczyznę chociażby kątem oka.

Charlie puścił go i usiadł na – na szczęście suchej i drewnianej – ławce.

– Eem…Misiu. W wolnym tłumaczeniu.

Igniss roześmiał się, szczęśliwy.

– Zabrakło już ci angielskich określeń, że przeszedłeś na rumuński? Bo to był rumuński, prawda? – spytał, siadając mężczyźnie na kolanach. Wokół nie było praktycznie żywej duszy, więc nie było nikogo, kto mógłby zwrócić im uwagę.

– Owszem był i nie, nie zabrakło. – Objął nastolatka w pasie. – Lubię brzmienie tych słów. I mają dużo cieplejszy wydźwięk niż nasze “misiu”.

– Ma to sens. Powiesz to jeszcze raz? – spytał, nim cmoknął go w usta.

– Powtórzę to pewnie jeszcze wiele razy. Te iubesc. – Spojrzał miękko na nastolatka, chowając jego dłoń we własną.

//*//

– Kaczuszko, no chodź tu do mnie. To wcale nie tak daleko, dasz radę – Charlie dopingował Iga, który chwiejnie stał na lodzie. Nastolatek spojrzał na niego spod byka. – Przecież jeździłeś w zeszłe święta, oduczyłeś się?

– Kto jeździł, ten jeździł – prychnął.

– Och… – mruknął rudzielec, więc to Ariam wtedy nim sterował? Podjechał do Iga i złapał go za dłonie. – W takim razie zaprowadzę cię najpierw na strefę dla początkujących. Tutaj zbyt dużo osób ci zagraża.

Sunąc powoli do tyłu, ciągnął go za sobą, póki nie dotarli do oddzielonej części lodowiska. Dobre dwadzieścia minut jeździli po niej, trzymając się za ręce. Dwukrotnie uniknęli upadku w ostatniej chwili łapiąc równowagę, ale jak to się mówi – do trzech razy sztuka. Za trzecim razem jakaś dziewczyna wjechała Igowi w plecy. Charlie przytrzymał Igowi ręce, więc chłopak wylądował na kolanach zamiast na twarzy, ale dziewczyna nie miała tyle szczęścia. Wyrżnęła jak długa, lądując częściowo na nogach Iga a częściowo na lodowej tafli.

Blondyn odwrócił głowę, patrząc ze zdziwieniem na rozłożoną dziewczynę. Czyżby ktoś jeździł gorzej od niego? ...To było w sumie pocieszające.

– Wszystko w porządku? – spytał Charles, puszczając dłonie Iga. Zbliżył się do dziewczyny, pomagając jej podnieść się z mokrej lodowej tafli.

– Tak! Kurcze, strasznie was przepraszam! Zahaczyłam o siebie łyżwami i straciłam panowanie nad kierunkiem… Nie zrobiłeś nic sobie? – Spojrzała na Ignissa.

– Nie, nic mi nie jest – powiedział, posyłając jej lekki, uprzejmy uśmiech. Powoli podniósł się z kolan, czując jak spodnie w tym miejscu są nieprzyjemnie zimne i mokre.

– Uff, za nic bym sobie nie wybaczyła, jakbym cię uszkodziła. – Skrzywiła się i pomasowała po udzie.

– Na pewno dasz radę dalej jeździć czy może jednak odprowadzić cię na ławkę? – drążył Charlie.

– Wyglądasz jakby cię bolało – dodał Igniss, zerkając wymownie na jej nogę.

– Trochę się obiłam, ale to nic poważnego! Powinieneś się raczej martwić o kolegę – zwróciła się do smokologa.

– W sumie racja, ten twardziel udawałby że jest okej, nawet jakby złamał nogę… – Obrócił się, stając przed swoim chłopakiem. Przekrzywił głowę patrząc Igowi w oczy. – W porządku, kochanie? Tylko szczerze. Jeśli coś cię boli albo chcesz przerwy, to mi powiedz.

– Przecież mówiłem, że nic mi nie jest – sapnął cicho. – I nie złamałem nogi, głupolu.

Charles uśmiechnął się i pochylił, dając mu szybkiego buziaka w policzek.

– W takim razie możemy wjechać na główną część lodowiska? Skoro przetrwałeś nawet ten chrzest bojowy.

– C-co? Przecież ja się ledwo na nogach trzymam. Chcesz mnie zabić?

– Wcale nie tak ledwo, kocie. I będę cały czas obok, przytrzymam cię, jakby znów jakaś ślicznotka próbowała zwalić cię z nóg. – Chciał mrugnąć do tamtej dziewczyny, ale gdy obrócił głowę, nie było jej już obok nich. – A tę gdzie wcięło?

– Uciekła chwilę po tym, jak powiedziałeś do mnie “kochanie”. – Igniss pokręcił głową z rozbawieniem.

– Serio? Czyli serio próbowała cię wyrwać. Kiepską taktykę obrała, jeśli mam być szczery.

– Wyrywać geja, źle trafiła.

 – Zajętego geja. Podwójne pudło.

– Na słaby podryw. Potrójne pudło.

– Gdzieś już taki widziałem, tylko z trochę mniejszym rozmachem. – Mrugnął do Iga, przypominając sobie, jak wyglądały ich pierwsze wspólne łyżwy. Ig kilkukrotnie wylądował na jego piersi.

– Nawet mi nie przypominaj o tamtych łyżwach. Za każdym razem jest mi wstyd.

Weasley uśmiechnął się półgębkiem.

– Na pocieszenie powiem, że teraz możesz do woli na mnie lecieć i macać, wytulam cię, ile tylko będziesz chciał. – Puścił mu oczko i wyciągnął rękę. – Daj łapkę, czas włączyć się do ruchu.

– Ale musimy? Mi tu dobrze z tobą.

– Zostało jakieś dziesięć minut jazdy, dasz radę… Te iubesc.

– No dobra… misiu.

//*//

Przedostatnią noc w Anglii Charlie znowu spędził u Ignissa w domu. Już od kilku dni męczyła go pewna rzecz, a kiedy był pod prysznicem zdecydował, że musi ją w końcu wyjaśnić. Jeśli tego nie zrobi i Ig przypadkiem dowiedziałby się prawdy od Leo, mógłby się obrazić, a to by mogło mocno nadszarpnąć delikatne fundamenty ich związku.

Wszedł do jego sypialni i usiadł na łóżku, czekając, aż Ig wyjdzie ze swojej prywatnej łazienki. Trochę nie rozumiał po co są tu aż dwie, skoro są raptem dwie sypialnie, już prędzej w Norze by się przydały dwie łazienki. Chociaż świetnie dawali sobie radę nawet z jedną.

Podniósł głowę na dźwięk otwieranych drzwi.

Blondyn stanął jak wryty, wpatrując się intensywnie w Weasleya.

– C-czy… emmm… ja o czymś nie wiem? – spytał, czerwieniąc się z każdym słowem coraz bardziej

Charlie spojrzał na niego pytająco, potem spojrzał na siebie ubranego jedynie w bokserki i znów na Iga, ale tym razem z szelmowskim uśmiechem.

– Jakoś zapomniałem o reszcie, ale jak chcesz wykorzystać okazję, to zapraszam.

– Zboczeniec z ciebie. Dzisiaj tylko tulenie i całusy mam w planach.

– Jeśli pozwolisz, chciałbym dorzucić do tych planów jeszcze rozmowę… Dość ważną.

– O-kej – mruknął niepewnie, podchodząc do Weasleya i usiadł obok niego. – Słucham.

– Będzie zwięźle i na temat. Te iubesc to nie przezwisko, to wyznanie.

– Żartujesz…

– Nie żartuję. W tamtej chwili chciałem ci wyznać miłość, ale z jakiegoś powodu pierwszy do głowy przyszedł mi tamten zwrot… Gdy mnie zapytałeś o znaczenie, spanikowałem, że może się pospieszyłem, więc wymyśliłem na poczekaniu tego misia… Ale to głupie, więc postanowiłem wyjaśnić całą sytuację.

– Charlie, czekaj. Ciii… – Położył palec na jego wargach. – Głuptas z ciebie, wiesz? Kocham cię, więc z pewnością nie uznałbym twojego wyznania za zbytnie pospieszenie się.

– Wiem, doszedłem do tego, jak się trochę nad tym zastanowiłem, ale ciężko to było wcześniej odkręcić.

– Więc odkręć to teraz i powiedz to jak należy – mruknął, przysuwając się tak do mężczyzny, że swoimi wargami praktycznie dotykał jego warg

– Jak należy? – powtórzył za nim z lekkim rozbawieniem. – Kocham cię, Ig. Jak należy.

– Ja ciebie też kocham, Charlie. Jak należy – zachichotał i pocałował rudzielca wolno, wręcz delektując się tą chwilą.

Całowali się tak przez dłuższy czas, póki wargi Charliego nie rozpoczęły wędrówki ku szyi Iga.

– Wiem że mielismy się tylko całować i tulać, ale mam OGROMNĄ ochotę wypieścić całe to ukochane ciało ustami. – Złożył mokry pocałunek przy obojczyku. – Pozwolisz mi?

Blondyn kiwnął głową, czując jak puls gwałtownie mu przyspiesza.

~*~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz