~*~
Weszli do małej, przytulnej
kawiarni znajdującej się niedaleko parku. Igniss wszedł jako pierwszy,
ściągając od razu płaszcz i czapkę,
którą schował do kieszeni płaszcza. Następnie zawiesił go na wieszaku blisko
drzwi. Wyciągnął portfel i posłał lekki uśmiech rudzielcowi.
– Zamówię coś dla nas, a ty
zajmij miejsce, dobrze?
– Byle jakąś dobrą herbatę.
– Jasne. Nie będzie to żaden
wynalazek na miarę Leo – zapewnił i podszedł do lady, przy której stał jego
przyjaciel. Uśmiechnął się do niego.
– Skoro tu jesteście,
rozumiem, że kryzys zażegnany? – spytał cicho, tuż po tym jak rzucił zwyczajowe
powitanie i spytał co podać.
– Herbatę aroniową i gorącą
czekoladę – rzucił, kiwając głową. – Jest w porządku, ale jeszcze musimy parę
rzeczy obgadać.
– To jesteście razem?
– Nie. Jeszcze nie. –
Zapłacił za zamówienie z zakłopotanym uśmiechem. – Mam poczekać, Mikey? Czy
przyniesiesz…?
– Przyniosę jak zawsze. Leć
do niego – zaśmiał się starszy kolega i nie czekając na odpowiedź, zabrał się
za przygotowanie zamówienia.
Igniss rozejrzał się szybko,
sprawdzając, gdzie Charlie usiadł i podszedł do niego, siadając po drugiej
stronie stolika.
– Długo z nim gadałeś –
zagadnął rudzielec, posyłając mu zaciekawione spojrzenie.
– To Michael. Był moim planem
awaryjnym.
– Planem…? – Weasley
zmarszczył brwi.
– Miał udawać mojego
chłopaka, gdybym uznał, że tak ma być. – Charles kiwnął głową, lustrując go
powoli, ale nienachalnie wzrokiem. – Wczoraj po wysłaniu ci wiadomości i wyrzuceniu
brata za drzwi… spanikowałem, krótko mówiąc. I akurat zadzwonił Michael… Chciał
wziąć wolne, żeby ze mną podejść, ale wybiłem mu to z głowy. Dlatego wymusił na
mnie, bym przyszedł tutaj niezależnie od tego, jaki nasza rozmowa przybierze
obrót.
– Znaczy, że dobry z niego
przyjaciel… Dziwnie cię widzieć w krótkich włosach – nie wytrzymał w końcu.
– To miał być mój krok
naprzód. Odrzucenie tego, co między innymi we mnie lubiłeś.
– Tak szczerze, nigdy nie
rozumiałem tej potrzeby zmiany fryzury po zakończeniu związku. To dało jakąś
ulgę?
Igniss uśmiechnął się krótko.
– Bardziej siebie
okłamywałem… Widzisz… jak ściągnę ten kolczyk – dotknął srebrnego industriala –
to znów będę miał je długie. Próbowałem się najpierw przyzwyczaić do nich, a
potem ściąć je naprawdę.
– To wyjątkowo wygodne… I
trochę mi właśnie ulżyło – przyznał z lekkim zakłopotaniem.
Nastolatek zaśmiał się.
– Cieszę się, że wizytę u
fryzjera mam przełożoną na pojutrze. Planowo miałem mieć ją wczoraj, ale
fryzjerowi coś wypadło pilnego.
– Chwała mu za to. Powiedz,
przyjechałeś w odwiedziny czy zostajesz już w Anglii? – zmienił temat. –
Próbowałem podpytać Ginny, ale powiedziała mi tylko, że jest szansa, że cię tu
teraz złapię.
– I dobrze, prosiłem ją, by
nie zdradzała nikomu moich planów… –
Igniss wyszczerzył się, zerkając na przyjaciela, który właśnie szedł do nich z
zamówieniem.
Charlie również spojrzał na
idącego chłopaka. Nie miał wrogiej miny, więc pewnie Ig mu wyjaśnił, że się
pogodzili. W sumie jakby się nie pogodzili, to nie siedzieliby tu razem, tak
spokojnie…
– Zamówienie dla panów –
zaczął, stawiając przed nimi zamówione napoje. Zmierzył Charliego wzrokiem.
– Teraz padnie ta słynna
groźba czy sobie to darujemy? – zagadnął żartobliwie smokolog.
– Darujemy sobie – odparł z
uśmiechem brunet, kładąc rękę na ramieniu Iga. – Cieszy mnie, że nie skończyło
się żadnym dramatem, jak panikował wczoraj Blackie.
– Dramatem? – Przeniósł
spojrzenie na siedzącego przed nim nastolatka. – Co takiego ci się zrodziło w
tej pięknej łepetynie? Myślałeś że cię uprowadzę, czy co?
– Nie wiem, okej? – burknął,
czerwieniąc się.
– Za to ja wiem. W końcu
wisiałem z tobą na telefonie przez prawie trzy godziny, pamiętasz? Nawet
zaproponowałem, że przyjadę do ciebie z Marią.
– A ja odmówiłem… pamiętam.
– Ig może zamiast modelem, to
zostaniesz scenarzystą? Obstawiam, że wymyśliłeś przynajmniej kilkanaście
wersji, jak to się potoczy.
– Bardzo śmieszne, Charlie.
Delikatny uśmieszek zniknął z
twarzy rudzielca.
– Wiem. Zresztą sam nie byłem
lepszy. Po prostu chciałem ci podokuczać. – Wzruszył lekko ramionami.
– Zostawię was samych. Tylko
nie krzycz, Blackie, dobra? To domena Charlotte. – Poklepał blondyna po
ramieniu i wrócił na swoje miejsce.
– Więc? Co z tą Ameryką?
Jesteś na urlopie?
– Właściwie to mam pół roku
wolnego. Chciałem się skupić na pomocy mamie i Charlie. Mama ma niedługo
termin.
– Dobry wybór. Jak sobie
Charlie radzi w nowej roli? Ciężko mi wyobrazić ją sobie podczas opieki nad
niemowlakiem.
– Jakoś daje sobie radę.
Wykorzystuje każdego do pomocy, jak tylko wyłapie okazję. Ale przyznam, że daję
się wykorzystywać, kiedy tylko jest okazja. Crystal jest przecudowna.
– Już ją traktujesz jak
własną córkę, czy jeszcze nie dotarłeś do tego etapu?
– Jak tylko wziąłem ją na
ręce w szpitalu tuż po jej narodzinach, zawładnęła moim światem.
Charlie uśmiechnął się
ciepło.
– Spodziewam się u siebie
podobnej reakcji na pierwszego dzieciaka Billa. Maluch dopiero jest w planach,
ale posadę chrzestnego mam już zaklepaną. Fleur trochę marudziła, ale Bill był
nieugięty. – Uśmiechnął się szerzej, po czym upił łyk herbaty. – Jak właściwie
wygląda twoja praca? Skoro możesz ot tak wziąć pół roku wolnego, to chyba nie
macie zbyt regularnie zdjęć?
– W sumie to zdjęcia miałem
praktycznie codziennie. Po prostu umowę miałem do połowy stycznia, a kolejną
podpiszę najprędzej w czerwcu.
– Często zdarzają się takie
luki w pracy?
– Sam sobie taką lukę
zrobiłem. Nie związałem się z tamtą firmą na tyle, by siedzieć tam do końca
życia.
Charlie śledził przez chwilę
wzrokiem swoje palce, gdy gładziły rozgrzany kubek.
– Drążę temat, bo zastanawia
mnie, czy musisz na stałe mieszkać w Ameryce.
– Nie muszę, bo prawda jest
taka, że pracowałem tam, by zająć czymś myśli.
– Rozumiem…
– Rozumiem, ale…? Bo chyba
jest jakieś “ale”, prawda?
Charlie przez chwilę patrzył
na Iga, zastanawiając się, czy to aby na pewno dobry moment na takie pytanie.
Ale w sumie czy mógł być jakiś lepszy?
– Powiedziałeś, że jeśli się
zejdziemy, to nie zniesiesz ponownego rozstania – mówił cicho i powoli, ważąc
słowa. – Czy w takim razie byłbyś gotów przeprowadzić się do Rumunii? Ja nie
mogę się stamtąd wyprowadzić. Z samego ośrodka tak, ale niezbyt daleko.
Blondyn przez chwilę patrzył
na niego niepewnie, otwierając i zamykając usta, jakby nie mógł wybrać
odpowiednich słów.
– Jeszcze nie jesteśmy razem,
a już namawiasz mnie do przeprowadzki do ciebie? – zaśmiał się cicho. – Nie
znam rumuńskiego.
– To kluczowa kwestia w tym
momencie, no nie? Jeśli zamierzasz zostać w Anglii albo Ameryce, to bylibyśmy
cały czas skazani na związek na odległość. Bez sensu byłoby wtedy w ogóle się w
niego pakować. A językiem się nie przejmuj, nie jest aż taki trudny.
– To… dość duży krok, nie
sądzisz?
Charlie westchnął cicho.
– Nie da się ukryć. Dlatego
dam ci tyle czasu do namysłu, ile będziesz potrzebował. A w międzyczasie
zamierzam cię wyciągać na randki tak często, jak tylko się da, by ułatwić ci
podjęcie tej decyzji. – Mrugnął do niego.
– Randki, co? – Nastolatek
uśmiechnął się do siebie, chwytając ciepły kubek w dłonie. – Randki brzmią
fajnie. Jak dużo dostałeś wolnego?
– Jedenaście dni. W tej
chwili zostało ich, nie licząc dzisiaj, dziewięć.
– Wow. Ponad tydzień.
– Wiszę przez to przysługi
paru osobom, a dwa dni przed wyjazdem siedziałem u maluchów praktycznie bez
przerwy, ale chciałem mieć jak najwięcej czasu na pobyt tutaj. Na wypadek,
gdybyś zamierzał mnie przez parę dni unikać. Albo gdyby sprawy potoczyły się
dokładnie tak jak teraz.
//*//
– Skoro seans już za nami, to
teraz chyba mogę to powiedzieć – jeszcze mi się nigdy nie zdarzyło pójść na
kinowej randce na bajkę. Ale było fajnie.
– To nie moja wina, że to
było pierwsze, co rzuciło mi się w oczy. – Blondyn wzruszył ramionami. – Ale
cieszę się, że ci się podobało.
– Tobie też, z tego co
zauważyłem. Szczególnie jak zaczynali śpiewać, miałeś niezłą radochę. Lubisz
musicale?
– Lubię śpiewać i lubię
musicale. – Wyszczerzył się radośnie. – Czyżbyś już miał pomysł na następną
randkę?
– Będę musiał się dokładnie
zorientować co muzycznego dzieje się w najbliższym czasie w Londynie… W Anglii
ogólnie, przeniesienie się do innego miasta to nie problem.
Igniss przygryzł wargę,
ewidentnie szczęśliwy.
– Wiesz jak mnie zadowolić,
playboyu.
– Dziękuję za uznanie, staram
się. – Sięgnął do włosów Iga, ale zamiast go poczochrać, wczesał w nie palce,
smyrając go po potylicy i karku. Trwało to dosłownie chwilę i wydawało się
całkowicie naturalnym ruchem dla rudzielca. Tak jak czochranie. – Jakbyś miał
ochotę pójść w jakieś konkretne miejsce lub masz upatrzony jakiś występ, to mów
śmiało.
– Hmmm… Może coś by się
znalazło. – Przysunął się do mężczyzny bliżej, posyłając mu zadziorne
spojrzenie. – Może też moglibyśmy wybrać coś wspólnie.
– Jak najbardziej. Jest też
jedno miejsce w które szczególnie chciałbym z tobą pójść któregoś dnia. Zajmie
to nam jakieś półtorej godziny, więc drugą atrakcję zostawiam tobie do
wymyślenia.
– Okej, to zostawiamy to na
jutro tak?
– Możemy tam pójść w dowolnym
dniu i mamy kilka terminów do wyboru, więc najpierw zastanowimy się nad tym
muzycznym wypadem.
– Dobra. A dostanę jakąś
podpowiedź, gdzie mnie porywasz? Coś w stylu “weź ochraniacz na tyłek”?
– Będziesz potrzebował w
miarę wygodnych ubrań. I może ochraniacza na tyłek.
– Świetnie, czyli będzie na
sportowo. Nie jestem jasnowidzem, ale wiem, że mój tyłek będzie przez to mocno
obity.
Charlie spojrzał na niego
rozbawiony.
– Korci mnie by zaproponować,
że ci go potem rozmasuję… ale tego nie zrobię.
– Wiedziałem… zboczeniec –
parsknął, kręcąc głową.
Weasley wzruszył ramionami i
zerknął na niego z ukosa.
– Wiedziałeś, na co się
piszesz.
– Na kręcenie z niewyżytym
facetem?
– Dokładnie. – Przytaknął,
gdy byli już pod wejściem do naleśnikarni, gdzie miała się odbyć druga część
ich randki.
//*//
– I co, znalazłeś jakieś
fajne muzyczne wydarzenia? – zapytał rudzielec, gdy kolejnego dnia przyszedł po
niego do jego mieszkania.
– Jest pewien musical, który
przyciągnął moją uwagę, ale sam nie wiem – odparł, wzruszając ramionami. – Mam
co do niego spore oczekiwanie i boję się, że mnie zawiedzie.
– Nie dowiesz się, póki na
niego nie pójdziesz, no nie? – Przed
oczami stanęła Charliemu twarz Paulo.
– No niby tak, ale…
– Co to za musical? Jakiś
remake?
– Odświeżają musical nową
obsadą. Jest tam parę osób, które kojarzę z innych musicali i dlatego korci
mnie, żeby się wybrać.
– Za dużo o tym myślisz –
ocenił, obserwując, jak Ig ubiera się do wyjścia. – Wyraźnie chcesz pójść, więc
nie szukaj wymówek. Gdzie i kiedy będzie?
– Zaczyna się za trzy dni,
ale bilety dosyć szybko się wyprzedają, więc wcale nie jest powiedziane, że
wtedy na to pójdziemy.
– Zaczyna? Czyli to nie jest
jednorazowe, okej. W takim razie jak to wystawiają? Nie wiem, jak działają
musicale.
– Podobnie w sumie jak kino,
tylko że w tym wypadku występy będą dwa razy dziennie przez kolejne dwa
tygodnie – wyjaśnił nastolatek, biorąc klucze z szafki.
– Skoro tak, to wybierz
dowolny termin i do niego dopasujemy resztę atrakcji. Tylko dalej nie wiem,
gdzie to ma być. W Londynie czy gdzieś poza?
– W Londynie, szczerze
mówiąc, nie patrzyłem nawet na inne miasta.
Charlie stanął przed Ignissem
i poprawił wywinięty kaptur jego płaszcza. Gdy skończył, spojrzał mu w oczy,
wciąż trzymając ręce za jego szyją. Igniss z początku spuścił wzrok, by zaraz
spojrzeć mu prosto w oczy z zadowolonym uśmiechem.
– W porządku, miejsce mi nie
robi różnicy – kontynuował rozmowę jak gdyby nigdy nic. – To zajmiesz się tym i
dasz mi potem znać, na kiedy mamy zarezerwować czas?
– Jasne. – Igniss posłał mu
szczęśliwy uśmiech. – Z przyjemnością.
– Super. To teraz inna ważna
kwestia… – Pogładził palcem jego policzek, odgarniając zabłąkany włos. – Co
robimy dzisiaj? – Pacnął go tym samym palcem w czubek nosa.
– Ej! Co to miało być? –
spytał zbity z tropu.
– Zaczepka. – Wzruszył
ramionami i odsunął się o pół kroku. – Jakiś pomysł? – kontynuował temat. – Na
nic się wczoraj nie zdecydowaliśmy.
– Parę dni temu otworzyli
kręgielnie po generalnym remoncie… Co ty na to?
– Kręgle, hmm?
– Wydaje się być ciekawą
zabawą – zaczął chłopak, widząc wyraz twarzy Charliego. Nie chciał go do
niczego zmuszać, po prostu ostatnio słyszał o tym miejscu od Zandera. – Ale
jeśli nie chcesz, to możemy pomyśleć…
– Nie to że nie chcę, nigdy w
nie nie grałem. Nie wiem jak to ugryźć.
– Ja też nie, więc razem
będziemy się uczyć… Poprosimy jakiegoś pracownika o instrukcje albo coś.
– Brzmi jak plan.
//*//
Bill,
wiem, że zaklinałem się na wszystko, co znam i w co wierzę, że tej
jednej rzeczy nigdy nie zrobię. Pewnie na tym mógłbym skończyć ten list, ale
nie tak dawno Ginny uraczyła mnie listem w postaci jednozdaniowej notki, więc
wiem jakie to irytujące. Nie zrobię Ci tego.
Tak, zdecydowałem się. I tak, byłem już na dwóch randkach z Igiem i
Przesunął lotką po wardze,
zastanawiając się, jak odpowiednio ubrać w słowa to, co czuł.
i nie czuję się podle. Nie wróciliśmy do punktu, w którym przerwaliśmy.
Zaczęliśmy od zera. Nawet bardziej od zera niż za pierwszym razem. Wtedy ledwo
się obejrzałem, a już całowaliśmy się na kanapie w salonie. Teraz głównie
rozmawiamy. Nawet się nie przytulamy na dzień dobry czy do widzenia, czasem
tylko znienacka pogłaszczę go po głowie. Wiem, lepię się, ale to silniejsze ode
mnie.
Znów w zamyśleniu smyrał się
piórem. Spojrzał na swój telefon, który zawibrował, oznajmiając przyjście
wiadomości, ale zignorował go na razie.
Zapytałem go, czy jest gotowy przeprowadzić się dla mnie do Rumunii,
czekam na jego odpowiedź. Liczę, że się zgodzi. Musi, wiesz? Bo inaczej nie
będziemy razem… Z tego jednego powodu czuję się trochę źle, bo zmuszam go do
wyjazdu daleko od rodziny. Czuję się, jakbym go szantażował – rodzina czy ja? Tylko że to
naprawdę tak wygląda. Wybierze mnie i się przeprowadzi albo wybierze rodzinę,
przyjaciół czy cokolwiek innego i więcej się nie zobaczymy. Wyrzucę go z
pamięci, usunę, jak sam mnie prosił. Tym razem bardzo dosłownie. Przełożę swoje
wspomnienia o nim do fiolki i każę Leo je zniszczyć. Nie chcę powtórzyć
historii z Adarą.
Dobra, trochę ponuro to teraz wyszło. Ogólnie jestem dobrej myśli,
świetnie się ze sobą bawimy, dobrze dogadujemy. Może dlatego, że zdążył mnie
już poznać od najgorszych stron, jest mi łatwiej być przy nim? Jak myślisz?
Ucałuj ode mnie Fleur. I starajcie się ładnie, chcę zostać wujkiem!!
Całuję,
Charlie.
Schował list do koperty i
wręczył sowie rodziców. Gdy ptak zniknął mu z pola widzenia, sięgnął po
telefon.
“zaliczyles?”
Westchnął poirytowany.
“nie przyjechałem go
zaliczać. dogadujemy się”
“i tak wiem ze chcesz go
przeleciec”
“próbuję go przekonać by
przeniósł się do mnie”
“Cherry jestescie razem
jakies 2 dni. pojebalo cie”
“jak go zapytałem nawet nie
byliśmy jeszcze parą”
“mimo to nie wysmial cie?
aniol nie czlowiek”
Charlie prychnął. Akurat
teraz Leo mógł sobie darować uszczypliwości. Spojrzał znów na ekran, gdy
urządzenie zawibrowało mu w dłoni.
“walcz Cherry”
Uśmiechnął się. Właśnie taki
miał plan. Ściągnie go do Rumunii, choćby miał stanąć na głowie.
Już miał odłożyć telefon i
pójść wreszcie spać, gdy wpadł mu do głowy pomysł. Sowy akurat nie miał już
żadnej pod ręką, by dać znać siostrze, ale mógł zawsze skorzystać z pośrednika.
“Przekaż Ginny że się myliłem
i zrobiłem o co mnie prosiła”
Wysłał wiadomość do Harry’ego
i spróbował zasnąć, choć gonitwa myśli mu tego nie ułatwiała.
//*//
– No
nareszcie! – rzuciła kobieta, kiedy dostrzegła w wejściu syna. – Już
podejrzewałam, że prędzej doczekam się przyjścia na świat Antaresa, niż twoich
odwiedzin.
–
Syriusz znów ci zabrał różdżkę? – spytał niezrażony jej obrażonym tonem.
– Nie
wspominaj mi o tym człowieku – wysyczała, mrużąc oczy.
–
Mam mu to przekazać?
–
Nie waż się mi grozić!
Uniósł
jedną brew, patrząc na nią przez chwilę w milczeniu.
–
Nie śmiem tego robić. – Zbliżył się do kobiety i usiadł obok niej na kanapie. –
Więc to prawda, że próbując zmienić wystrój oranżerii spaliłaś włosy Syriusza?
–
Gdyby tak nagle nie wyskoczył, to włos by mu z głowy nie spadł.
–
Próbujesz zwalić winę na niego?
–
Nie próbuję, to była jego wina.
Ig
zachichotał rozbawiony.
– Za
nic nie przyznasz się do błędu?
–
Jakiego znów błędu!? Z pewnością nie mojego.
–
Jak tak dalej pójdzie, to Syriusz będzie miał ciebie dosyć – rzucił zaczepnie,
by zaraz zmarszczyć brwi. – Nie mów, że naprawdę masz takie idiotyczne myśli.
Przecież przy tobie Syriusz jest jak duży zakochany szczeniak.
–
Mam wrażenie, że teraz wcale tak nie jest.
– Bo
od niedzieli zachowujesz się jak obrażona nastolatka. Wysłałaś mu jakikolwiek
list? – Gdy Narcyza wolno, z zażenowaniem pokręciła głową, posłał jej
pokrzepiający uśmiech. – Może zmienisz to dzisiaj? Jestem pewien, że Syriusz
czeka na sowę z twoim listem.
–
Nie wiem co mu napisać.
– To
co zawsze. Że go kochasz. Że Antek kopie. Że go uwielbiasz… Możesz też
poplotkować o mnie i Charliem. Och, i nie zapomnijmy, że świata poza Syriuszem
nie widzisz.
–
Moje listy wcale tak nie wyglądają.
–
Wiem. Twoje są bardziej przemyślane i ułożone.
–
Jesteś bardziej wyszczekany niż… chwila, jaki znów Charlie?
Igniss
wyszczerzył się szczęśliwy.
–
Pani Molly ci nic nie powiedziała? Przecież średnio co drugi dzień do ciebie
przychodzi.
Na
bladych policzkach Narcyzy wykwitł sporej wielkości rumieniec. Ig nie mógł się
powstrzymać i zrobił zdjęcie, od razu przesyłając je jej mężowi.
–
Ignissie!
–
Mamo, też cię kocham. – Przytulił kobietę do siebie z bananem na ustach. – A co
powiesz teraz na jakiś obiad? Umieram z głodu, no i chciałbym spędzić troszkę
czasu z tobą, kiedy będziesz spokojna i objedzona. Bo chciałbym wrócić w jednym
kawałku do mieszkania. w końcu wieczorem jestem umówiony z Charliem na spacer.
//*//
Ściągnął
z ramion szary płaszcz i powiesił go na wieszaku przy drzwiach. Odwrócił się w
stronę rudzielca i pokonał dzielącą ich odległość, by złapać go za dłoń z
uśmiechem.
– To
jakie mamy teraz plany? – spytał, ciągnąc mężczyznę w głąb mieszkania.
–
Szklanka wody, szybki prysznic i zabunkrowanie się na kanapie – pasuje, żuczku?
–
Znów zaczynasz z tymi swoimi przezwiskami?
Charlie
jedynie wzruszył ramionami.
–
Nie odpowiedziałeś.
–
Pasuje, playboyu.
–
Ach, tylko jedna sprawa… – Choć się starał, nie powstrzymał jednego kącika ust
przed uniesieniem się. – W razie gdybyś zapomniał, preferuję minimalizm
piżamowy. Jeśli miałoby ci przeszkadzać, że jestem w samej bieliźnie, to masz
szansę się przed tym wybronić. Jeśli znajdziesz dla mnie coś w swojej szafie.
–
Nie wiem, czy cokolwiek znajdę… Jesteś za duży… nie uśmiechaj się tak, głupolu
– prychnął z rozbawieniem, widząc uśmiech na twarzy Weasleya.
–
Kto się uśmiecha? Ja tam nic nie widzę. – Rzucił Igowi przekorne spojrzenie.
–
Jaaasne.
//*//
Nim
Charlie poszedł skorzystać z prysznica, Igniss dobre dziesięć minut
przesiedział przed szafą w sypialni, szukając czegoś, co będzie pasować na
mężczyznę. W końcu zrezygnowany odsunął się z kilkoma t-shirtami, które może
będą pasować. Spodni brak z kolei. Chyba jedyną nadzieją mógł być jego
szlafrok… Chyba.
//*//
Odświeżony,
Charlie przejrzał się w lustrze. Nie miał pojęcia, po co Igowi tak krótki
szlafrok. Nastolatek był od niego niższy może o pół głowy, tak na oko. I dużo
szczuplejszy, ale mimo wszystko…
Jakby
się nie ruszał, to nawet by wyglądało w porządku, ale gdy nie udawał manekina,
w paru miejscach odsłaniało się trochę ciała. Szczególnie uda. Nie żeby mu to
przeszkadzało. A póki krocze było zakryte, powinno być okej… Nie, chyba jednak
zostanie przy przyciasnym t-shircie i bokserkach. Gdyby byli ze sobą trochę
dłużej, chętnie by się tak z nim podroczył, ale tym razem odpuści. Już i tak
dużo ryzykował tą zagrywką z “minimalizmem”.
Odłożył
szlafrok na bok i naciągnął na siebie bokserki i koszulkę… Która prawie pękła w
szwach, gdy próbował ją wcisnąć na ramiona. Ściągnął ją z powrotem i wystawił
głowę na korytarz.
–
Ig?! Masz coś przeciwko żebym ją powiększył? – krzyknął w ciemny korytarz.
–
Jest za mała? – zapytał chłopak, prawie natychmiast znajdując się przed
drzwiami do łazienki. – Kurcze, przepraszam. I tak, oczywiście, że możesz.
Charlie
pacnął go lekko w głowę.
–
Nie masz za co przepraszać. Teoretycznie mógłbym narzucić na siebie szlafrok,
ale niebezpiecznie przypominał na mnie kostium gwiazdy porno. Po co ci taki
krótki szlafrok?
–
Eeem, nie wiem. Ale go lubię.
Charlie
zlustrował go wzrokiem.
– No
co?
–
Nic, wyobraziłem sobie, że masz go na sobie. – Wzruszył ramionami z lekkim
uśmiechem i schował się z powrotem do łazienki, choć nie zamknął drzwi. Chwycił
różdżkę i wypowiedział zaklęcie, powiększając trzymaną koszulkę. Wciągnął ją na
plecy. – No, teraz lepiej. Nie jest idealnie, nie jestem krawcem, ale ujdzie. –
Obrócił się przodem do Ig. – Może być? Nie dostaniesz palpitacji serca? –
spytał zaczepnie, szczerząc się.
– Za
kogo ty mnie masz? – prychnął zażenowany, odwracając głowę. – Możesz iść na
dół. Ogólnie czuj się jak u siebie.
Charlie,
mijając nastolatka, poczochrał go po włosach.
//*//
Igniss
po prysznicu, gdzie ściągnął wszystkie kolczyki, pozwalając włosom wrócić do
swojej naturalnej długości, zaszył się na kilka minut w swojej sypialni. Tam
ubrał się w szarą koszulkę z napisem i czarne spodnie dresowe, w których miał
zamiar spać.
Zszedł
na dół, wracając na kanapę obok Charliego.
–
Więc… jakie mamy teraz plany?
Charles
ujął jasne włosy i bawił się ich końcami, to okręcając je wokół palca, to
pozwalając prześlizgnąć się po dłoni. Ig z satysfakcją dostrzegł, że mężczyźnie
aż się oczy zaczęły świecić.
– Aż
tak lubisz moje włosy, playboyu?
Playboy
jak na zawołanie uniósł trzymane kosmyki i ucałował, patrząc Igowi w oczy.
Ig
wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk zażenowania. Przełknął ślinę,
przymykając na chwilę oczy, by zaraz znów spojrzeć na mężczyznę.
– A
co proponujesz? Łatwiej będzie zdecydować, jeśli podasz mi opcje do wyboru.
–
Hmmm… Mam trochę planszówek, możemy obejrzeć film albo zrobić sobie karaoke lub
też możemy pograć na konsoli. Cztery opcje wystarczą panu?
–
Nie mam ochoty na gry, a karaoke w dwie osoby gdy tylko jedna umie śpiewać jest
zbyt żenujące, więc obejrzyjmy coś. Najlepiej żeby nie wymagało myślenia.
Komedia, kino akcji lub horror.
–
Chyba mam pomysł. I z pewnością nie będzie to horror – powiedział ze śmiechem,
podchodząc do odtwarzacza pod telewizorem. Wybrał coś, nie zdradzając
rudzielcowi tytułu i wrócił na swoje miejsce, odpalając film.
Gdy
tylko poleciały pierwsze napisy, Charlie przesunął się nieco bliżej Blacka.
Jego ramię wylądowało za plecami nastolatka.
–
Chodź bliżej, w końcu to randka. Obiecuję, że się na ciebie nie rzucę.
–
Zabrzmiało to tak, jakbym normalnie miał się ciebie bać – mruknął, przysuwając
się do rudzielca. Weasley zignorował tę uwagę.
Horrorem
tego zdecydowanie nie można było nazwać, chyba że ktoś przejawia awersję do
głupawych amerykańskich komedyjek. Choć w przypadku tej dwójki połowa gagów i
tak im umknęła. Charlie nie potrafił zbyt długo spokojnie usiedzieć. Kreślił
palcem wzorki na odsłoniętym ramieniu Iga, zapędzając się czasem pod materiał
rękawa. Po paru minutach bezczynności zmieniał ułożenie nóg, a wyćwiczone
mięśnie grały przy tym pod skórą. Znów uspokajał się na dłuższą chwilę. Potem
bawił się jego włosami, dbając, by co jakiś czas “przypadkiem” dotknąć to jego
boku, to torsu… Czasem rozchylał mocniej kolana, a gdy Igniss spoglądał w dół,
dawał mu chwilę na popatrzenie, po czym prostował nogi i krzyżował je w
kostkach, obciągając elastyczny materiał bokserek, który podciągnął się od tych
wszystkich manewrów. Ponownie dawał chłopakowi chwilę wytchnienia, by kilka
minut później niewinnie pogłaskać go po ramieniu.
Dręczył
go tak przez cały seans.
I
bez problemu wyczuł, że temperatura ciała Ignissa wzrosła.
–
Aaach! – westchnął, zabierając rękę i przeciągając się, gdy poleciały napisy
końcowe. – Całkiem fajne to było.
–
Mhm, fajne – mruknął nastolatek, spoglądając na rudzielca. Czy on w ogóle wie,
co z nim wyczyniał?! Pewnie, że wie… Pewnie o to mu chodziło. Drażnić,
rozpalić. Wymusić działanie... – Charlie… mam prośbę.
–
Yhm... – Po raz kolejny tego wieczora poprawił nogawki i spojrzał na Blacka. –
Słucham.
Złapał
dłoń mężczyzny i ścisnął lekko jego palce.
–
Zamknij oczy i się nie ruszaj.
~*~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz