~*~
Igniss przebierał małej
pieluszkę, od razu ubierając ją w śpioszki, robiąc przy tym głupie miny.
– Nie rozumiem, jak
możesz tego nie lubić – zwrócił się do przyjaciółki, zerkając na nią z uśmiechem.
Wziął Crystal na ręce i udali się z powrotem do salonu. Usiedli na kanapie.
– Bo nie robisz tego
codziennie. Jakbym miała ogarnąć ją z doskoku, to pewnie też bym była
zachwycona.
– Nie przejmuj się, Iggy
– mruknęła młodsza siostra Charlotte, siedząc w fotelu i przeglądając coś na
telefonie. Ojciec dziewczyn był w pracy – prowadzenie własnej restauracji
rządziło się własnymi prawami. – Jest taka odkąd urodziła małą. Kiedy tylko
może, wysługuje się tatą albo Michaelem czy Branem, kiedy ci przyjdą w odwiedziny.
Jedynie Zander się nie daje… Ale to…
– Dobra, skończ, młoda –
rzuciła ruda z irytacją w głosie. – Nie ma cię w pokoju? Nie musisz sprawdzić?
– Nie jestem głupia,
żeby złapać się na tak słaby numer.
– Jesteś na tyle głupia,
że tu siedzisz i sprawiasz, że wszystko wokół jest słabe i ssie.
– Charlie, przestań. –
Ig rzucił przyjaciółce zirytowane spojrzenie. Erika machnęła ręką, podnosząc
się z mebla.
– Przywykłam – mruknęła,
posyłając Ignissowi słaby uśmiech. Po chwili słychać było kliknięcie zamykanych
za nastolatką drzwi.
– To co zrobiłaś było
totalnie słabe, Charlie.
– Nie rozumiesz…
– Tak – wciął się jej w
słowo, nim rozwinęła myśl – masz rację. Nie rozumiem, jak możesz traktować w
ten sposób własną siostrę. Powinnyście się wspierać, a nie.
– Wspierać? Ciągle tylko
mi dogryza.
– Niby czym? Faktami?
– Ig. Bo cię wyproszę…
– Daj spokój. Oboje
wiemy, że nawet jeśli to zrobisz, to i tak nie wyjdę… Erika ma tylko dwanaście
lat, to zrozumiałe, że będzie ci dogryzać.
Chce tylko odrobiny uwagi. To i tak świetnie, że jest cierpliwa i robi to
jedynie w taki sposób. Poproś ją czasem o pomoc, jestem pewien, że ci nie
odmówi i będzie szczęśliwa, że ją dopuszczasz do małej. Tak, wiem, że jeszcze
ani razu nawet jej nie trzymała – rzucił, widząc jej minę. – Mam kontakt z
twoim ojcem i naszymi wspólnymi znajomymi. Więc wiem o sytuacjach, o których mi
nie mówisz.
– Nie musiałbyś się
dopuszczać szpiegowania, gdybyś był na miejscu – mruknęła, ewidentnie obrażona.
Igniss ostentacyjnie
wywrócił oczami.
– Też cię kocham… Miałem
ci o tym powiedzieć później, ale teraz też będzie dobrze. Pod koniec stycznia
wracam do Anglii. Chcę być bliżej mamy i ciebie. Szczęśliwa?
//*//
– Oszalałeś. Charlie, szanuj się trochę. Chcesz
wrócić do swojego byłego, bo dziewczyna dała ci kosza? – Paulo spojrzał na
niego z politowaniem. – Okej, Igniss faktycznie był całkiem w porządku, ale na
jego miejscu dałbym ci w zęby, a potem jeszcze wyśmiał.
Rudzielec westchnął.
– Każdy mówi mi coś kompletnie innego. Andreea,
żebym do niego jechał, Chris, żebym poczekał kilka tygodni, aż uporządkuję
własne uczucia, Leo niedelikatnie dał mi do zrozumienia, że czegokolwiek nie
zrobię i tak skończy się na tym, że za jakiś czas przyjdę do jego łóżka,
szukając zapomnienia…
– A ja ci mówię, żebyś zostawił chłoptasia w
spokoju. Czyli ostatecznie decyzję musisz podjąć sam – czy chcesz do niego
startować, czy nie. Ale pamiętaj, że ostateczny wynik i tak zależeć będzie od
niego.
– Oj, przymknij się już. Im więcej mówisz, tym
mniej wiem, co mam zrobić.
Paulo zaśmiał się i wyszedł z łóżka Charliego.
– Daję ci czas do mojego powrotu spod prysznica.
Jak wrócę, masz powiedzieć, co zdecydowałeś.
– Hej, nie ustalaj własnych zasad!
– Jak cię nie pogonię, to do usranej śmierci
będziesz się wahał.
– Bardzo zabawne…
– Problem w tym, że to właśnie nie jest zabawne.
Masz jakieś dziesięć minut. Jak przez ten czas się nie ogarniesz, to zdecyduję
za ciebie.
– Nie muszę cię przecież wcale słuchać.
– Musisz, jeśli chcesz mieć z rana drugą rundę.
– Klepnął się w pośladek i uśmiechnął szelmowsko. Chwilę potem wyszedł, śmiejąc
się z otwartych ust przyjaciela.
//*//
– I co? Podjąłeś decyzję?
– Oczywiście, że nie. Cały dzień nad tym
myślałem, jak mogłoby mnie tak nagle na zawołanie oświecić?! – warknął
poirytowany.
– Luźno, Charlie, luźno…
Usiadł obok przyjaciela i pogładził go po
plecach.
– Jedź, Charlie. Jedź i uracz go jakąś ckliwą
gadką.
– Czemu tak nagle zmieniłeś zdanie? – spytał
podejrzliwie.
– Jak nie pojedziesz, to nigdy nie dowiesz się,
czy by się udało. Jedynie jeśli pojedziesz i spróbujesz, będziesz wiedział.
Proste, prawda?
– W sumie…
– Jeśli cię odprawi – trudno. Wrócisz do nas i
już my z Leo zadbamy, żebyś nie popadł w depresję. No, pewnie głównie Leo.
Jeśli jednak zgodzi się dać wam drugą szansę – to spróbujecie i tyle.
– A co z szanowaniem siebie?
– Jeśli sam nie uważasz tego za upokarzające, to
nikt nie może ci wmówić, że takie jest. Ja mam swoje zdanie, ty masz swoje.
– Chyba zaczynam wątpić w słuszność twojego
planu.
– To co? Chcesz spędzić resztę życia,
zastanawiając się “co by było gdyby”?
//*//
– Charlie?? Co to za okazja?
– Cześć, tato. Jest coś, co muszę załatwić tu, w
Anglii.
– Znów dziewczyna cię tu przysłała?
– Nie… Chociaż w sumie może po części tak? W
każdym razie od jakiegoś miesiąca już z nią nie jestem.
– Oj, Charlie… Czy ty kiedykolwiek planujesz się
ustatkować?
Młodszy mężczyzna odwrócił wzrok, pochmurniejąc.
– Chciałem, naprawdę. Byłem przekonany, że Adara
jest tą jedyną. Ale najwyraźniej nie była. – Ojciec spojrzał na niego pytająco.
– Oświadczyłem się jej, ale odmówiła.
– Przykro mi, synu. – Chwycił go w geście otuchy
za ramię. – Ale w takim razie, co masz tu do załatwienia?
//*//
Okej, był w Londynie, ale co dalej? Nie mógł
pójść do jego domu, tylko by go tym wystraszył. Miał się kręcić po okolicy w
nadziei, że na niego “przypadkiem” trafi? Beznadzieja. Nawet nie wiedział, do
jakich miejsc Ig lubił tu chodzić… Poza monopolowym gdzie pracował jego znajomy.
Naprawdę żałował, że usunął jego numer. Gdyby go miał, byłoby o wiele łatwiej.
Miał tylko numery Harry’ego i Draco.
Ale Draco go nie lubił, więc nawet nie miał po
co do niego pisać.
Z kolei Harry pewnie od razu by wygadał się
przed Draco, że do niego napisał… Ale czy miał jakiś lepszy wybór? Nie chciał
wyjść na prześladowcę, przesiadując pod jego mieszkaniem.
Westchnął i wyciągnął telefon.
“potrzebuję twojej pomocy”
“coś się stało?”
“nie. Chcę się skontaktować z Igiem.”
“nie masz jego numeru?”
“Mogę zadzwonić? będzie łatwiej wytłumaczyć”
– Jestem całkiem pewny, że pisaliście ze sobą
smsy.
– Tak, ale po pewnej naszej rozmowie, usunąłem
jego numer.
– Och, to nie wiesz.
– Nie wiem czego, Harry?
– Ig zmienił numer.
Dziwne uczucie spoczęło na Charliem. Czyli nawet
gdyby nie usunął jego numeru, to i tak nie mógłby się z nim skontaktować.
Przypadek czy Ig naprawdę chciał go wyrzucić ze swojego życia? Jaki by to nie
był powód, nie mógł się teraz wycofać.
– Dlatego tym bardziej
potrzebuję jego obecnego numeru.
– Czemu?
– Chcę do niego wrócić.
– Eee?
– Chcę do niego wrócić – powtórzył. – Dlatego
muszę się z nim spotkać. Od Ginny wiem, że
jest w Anglii, ale nie mogę go szukać po całym Londynie. Chciałbym więc,
żebyś dał mi jego numer.
– Nie mogę.
– … co? Czemu?
– Skoro Ig chciał zerwać z tobą kontakt, to nie
mogę dać ci jego numeru. Obraziłby się na mnie za to albo i gorzej.
Cholera, tego Charlie nie przewidział. Myślał,
że Harry bez większych kłopotów poda mu numer i sprawa będzie załatwiona.
– A czy w takim razie mógłbyś dowiedzieć się dla
mnie, gdzie jest teraz?
– … A czy to nie wyjdzie na to samo?
– Harry. – Powoli zaczynał tracić cierpliwość.
Czy on zawsze był taki uparty i poprawny?? – Tęsknię za nim. Chcę go znów u
swojego boku, ale tym razem tak naprawdę. – Nie był tego tak w stu procentach
pewny, bardziej tak w osiemdziesięciu, ale Harry nie musiał o tym wiedzieć.
– … Zgoda. Zapytam go.
Brunet rozłączył się bez pożegnania. Kilka minut
później przysłał wiadomość:
“jest u Charlotte”
Świetnie! Jakby czatowanie pod jego własnym
mieszkaniem nie było wystarczająco przerażające, to teraz ma pójść do domu jego
przyjaciółki, żeby z nim pogadać??
"ale za godzine ma wracac do siebie"
To chyba pozostawało mu jednak zostanie w
okolicy jego mieszkania. Ciekawe czy była tu jakaś kawiarnia? Najlepiej ze
stolikiem przy oknie, żeby mógł obserwować ulicę…
Czuł niesmak na samą myśl o tym planie, ale
naprawdę nie mógł wymyślić nic lepszego. Zawsze może udawać, że wybrał tę kawiarnię
przez przypadek… Albo z polecenia znajomego. Sam nie wierzył w siłę
przekonywania tej bajeczki.
Nie, musi wymyślić coś innego.
//*//
Nastolatek szedł szybkim krokiem, chowając twarz
pod szalikiem. Było strasznie zimno, a on jak zwykle zapomniał wszystkiego. Na
szczęście pan Alexander pożyczył mu swój szalik, ze śmiechem mówiąc, że ma
tydzień na oddanie zakładnika.
Skręcił w swoją ulicę, wyciągając po drodze
telefon i wybierając numer do przyjaciela. Nie zdążył jednak usłyszeć chociażby
jednego sygnału, gdy dojrzał sylwetkę brata pod drzwiami do kamienicy.
– Dra! – krzyknął wesoło, podbiegając do równie
zmarzniętego co on bliźniaka. – Co jest? Przyszedłeś porwać mnie do domu?
– Przyszedłem pogadać. Wpuszczasz mnie czy mam
zgłosić się w innym terminie?
– Wchodź, wchodź.
Weszli do środka budynku i ruszyli schodami na
ostatnie piętro. Igniss po drodze gadał jak najęty o swojej uroczej chrześnicy.
Nie zamknął się nawet, kiedy weszli do mieszkania i zaczął przygotowywać
herbatę dla ich dwójki.
– ...g. Ig!
Blondyn spojrzał na brata pytająco.
– Już mi o tym mówiłeś dwa dni temu.
– Serio? Nie wiedziałem. Ale! To tylko oznacza,
że ta chwila była warta zapamiętania. – Postawił przed bratem kubek i usiadł
obok na kanapie. – To czemu zawdzięczam twoją wizytę?
– Harry cię sprzedał.
– Co? – Zmarszczył brwi, nie wiedząc, o co mu
chodzi. – Niby jak?
– Pytał, gdzie jesteś, prawda?
– Yyy, tak? I jak to pytanie sprawiło, że
zostałem sprzedany?
– Nie wygłupiaj się, Ig. Pytał cię o to, by
potem wypaplać wszystko Weasleyowi. Charliemu – doprecyzował prawie
natychmiast.
Starszy blondyn otworzył usta, próbując coś
powiedzieć… Ale nie wiedział co. Czemu Charliemu była potrzebna informacja,
gdzie był? Czy to oznaczało, że był w Londynie? Czy może pytał z czystej
ciekawości? Ale… mieli przecież zerwać kontakt i… udawać, że nic nigdy między
nimi nie było… Więc na co była mu ta wiedza? Co chciał przez to osiągnąć?
– Po co mi to mówisz? – wyszeptał w końcu,
opuszczając wzrok na swoje dłonie. Dlaczego się tak trzęsły? Położył je na
kolanach, ale mało mu to pomogło.
– Bo uznałem, że powinieneś o tym wiedzieć.
– Kiedy ja nie chcę! Nie chcę nic wiedzieć! –
Wydarł się, patrząc na brata praktycznie obłąkanym wzrokiem. – Czy nie
wystarczy, że ciągle śni mi się po nocach? Że wariuję na myśl, że układa sobie
życie z kobietą, którą kocha!? Czemu mnie katujesz takimi słowami? Nie jest ci
mnie chociaż trochę żal!?
– Iggy… – Draco wyciągnął rękę w stronę brata,
która natychmiast została odepchnięta.
– Przestań! Więc co? Charlie spytał Harry'ego,
gdzie jestem, a ten od razu się dowiedział i dał mu znać? Super… Świetnie. A
nie mógł mnie zapytać o zdanie? Może nie życzę sobie, żeby ktokolwiek mówił
Charliemu o czymkolwiek, co dotyczy mojej osoby… Zresztą, po co, do cholery, mu
ta wiedza?
Malfoy milczał przez chwilę, ewidentnie
układając w głowie odpowiedź, która będzie w tej sytuacji najbardziej
odpowiednia.
– Wydaje mi się… że pytał o to, bo chciał się z
tobą spotkać.
– Spotkać? Niby po co? Ma mi jakieś rzeczy do
oddania czy co?
– Nie wiem, Ig! Tylko przypuszczam… i byłem
zdania, że powinieneś o tym wiedzieć.
Przez dłuższą chwilę żaden z nich się nie
odzywał. Każdy pogrążony we własnych myślach.
W końcu Igniss westchnął z rezygnacją,
przeczesując palcami krótkie kosmyki. Sięgnął po swój telefon i przez chwilę
szukał czegoś. Następnie wybrał kontakt “NIE RUSZAJ GNOJA” i wysłał dwie
krótkie wiadomości.
Draco obserwował brata ze ściśniętym gardłem.
– Draco, wybacz… Ale idź do domu, proszę.
– Lepiej by było…
– Draco, proszę…
– ...Ale zadzwoń, gdybym miał się tu zjawić,
dobra?
//*//
Charlie wyciągnął telefon, słysząc dźwięk
przychodzącej wiadomości. Nieznany numer.
Zmarszczył brwi na jego dziwaczną treść.
Dostał w załączniku zdjęcie fragmentu mapy
Londynu z zaznaczonym miejscem. Greenwich Park.
– Co jest? Kto napisał? – spytał jego dawny
kolega z Gryffindoru. Poza tym że dzielili dormitorium przez siedem lat w sumie
niewiele ich łączyło, ot, czasem wysyłali sobie życzenia na Nowy Rok.
“Jutro, 10 rano. Taras widokowy. I.” brzmiała
druga wiadomość.
– Mój były.
– Uch, to kiepsko…
– Nie, właśnie na odwrót. Cieszę się, bo to dla
niego tu przyjechałem.
– Proszę, proszę, Charlie chce drugi raz wejść
do tej samej rzeki? Zupełnie cię nie poznaję. Zmieniłeś się nie tylko z
wyglądu.
– Ty też się zmieniłeś, nigdy wcześniej nie
rzuciłbyś tak górnolotną metaforą, Senecio.
– Jednak dupek jesteś jak zawsze.
//*//
Chłopak minął bramę parku,
kierując się do umówionego miejsca. Odetchnął drżąco, zwieszając głowę. Co mu
strzeliło do głowy, żeby zaproponować spotkanie? Był naćpany czy co? Przecież
mógł totalnie olać temat i udawać, że o niczym nie wie. A jeśli by na siebie
jakimś cudem wpadli, po prostu udałby, że mija obcego.
Czuł, jak trzęsły mu się
nogi. A stado motyli w jego brzuchu już dawno uciekło, zostawiajć miejsce dla
nowych lokatorów – roju węży, które wiły się i ściskały chyba wszystkie jego
wnętrzności naraz.
Uch. Jeśli nie zwymiotuje z
nerwów, to uzna to za osobisty sukces.
Praktycznie od razu dojrzał
mężczyznę. Stał przy barierce ale tyłem do widoku, obserwując wejście na taras.
Czyli patrzył wprost na niego. Kurwa…
A tak bardzo liczył na to, że
go nie będzie. Że on sam popatrzy chwilę na pusty taras i pójdzie w długą. Nie,
żeby teraz nie mógł… ale…
Charlie szedł już w jego
kierunku. Stawiał długie, szybkie kroki, w zastraszającym tempie zmniejszając
odległość między nimi.
Igniss czuł naprawdę coraz
większą potrzebę ucieczki, ale dzielnie został na miejscu. To tylko będzie
krótka rozmowa i każdy pójdzie w swoją stronę. To tylko będzie… – powtarzał
sobie w myślach.
– Cieszę się, że cię widzę… –
rzucił Weasley, gdy dzieliły ich może dwa kroki. Po głosie słychać było, że sam
też jest zdenerwowany. – Choć wyglądasz, jakbyś miał zaraz zemdleć. Chcesz
usiąść? – Kiwnął w stronę stojących za jego plecami ławek.
Pokręcił głową, biorąc dwa
uspokajające wdechy i próbując opanować swoje nerwy.
– To nie będzie konieczne.
Nie zamierzam długo tu zostać – powiedział po krótkiej chwili ciszy.
– Szkoda, bo ja chciałbym
zostać na…
– Nie rób tego – wychrypiał.
Czemu w ogóle tak mówi?
– …dłużej – dokończył,
patrząc mu prosto w oczy. – I chciałbym, żebyś został ze mną. Choć może nie
dokładnie tu, bo jest cholernie zimno i zaraz się rozpada – dorzucił
żartobliwie.
– Przestań… Czemu to służy?
Myślałem, że… Że masz jakąś sprawę, że mam coś twojego, co chcesz odzyskać…
Albo odwrotnie, ty masz coś mojego, co chciałeś mi oddać, by całkowicie zamknąć
ten rozdział…
– Nie mam nic twojego ani na
odwrót, przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
– Więc czemu mnie szukałeś?
– Bo chciałem się z tobą spotkać.
Igniss spojrzał na niego
pełnym emocji wzrokiem. Był tam gniew, smutek, żal, przerażenie i z pewnością
dalej go kochał. Zupełnie jakby fizycznie odczuł siłę tych uczuć, zabolała go
klatka piersiowa jak po uderzeniu pięścią. Zrobił krok w kierunku chłopaka, a
ten o krok odsunął się od niego.
– Nie rób tego, Charlie.
– Chcę to zrobić.
– Ale ja tego nie chcę,
Charlie. Nie tak się umawialiśmy.
– Naprawdę chcesz, żebym
całkowicie i na zawsze zniknął z twojego życia? – Igniss zacisnął szczękę,
rzucając mu gniewne spojrzenie. – Jeśli naprawdę, naprawdę tego chcesz... to zniknę.
– Chciałeś się ze mną
spotkać, by upewnić się, że dalej stoję przy swoim postanowieniu?
– Chciałem się przekonać, czy
dalej coś dla ciebie znaczę. I oto jesteś tutaj, choć mogłeś mnie zignorować.
Blondyn zminimalizował
dzielącą ich odległość tylko po to, by pchnąć mężczyznę w pierś.
– Bawi cię to!? – krzyknął,
mając w nosie to, że zwraca na siebie uwagę. Jak on śmiał sprawdzać, czy coś do
niego czuje…! – Że ledwo sobie z tym wszystkim radzę!?
– Nie bawi mnie! – uniósł się
w pierwszej chwili, ale zaraz powściągnął emocje. – Nie tłukłbym się przez pół
świata, żeby się z ciebie naigrywać. Chociaż jak widzę, masz mnie za takiego.
– A co innego mam myśleć!?
Masz piękną dziewczynę, co ja mówię!, narzeczoną, a pojawiasz się tu i
sprawdzasz, czy dalej coś do ciebie czuję… Kochanka na pewno nie szukasz, więc
na co ci to!
– Nie jestem z Adarą. Gdybym…
– Więc co? Rozstaliście się i
sprawdzasz, czy głupi szczeniak dalej chce robić do ciebie maślane oczy?!
– Wiem, jak to wygląda.
– Właśnie tak to wygląda,
Charlie. Nie jestem pocieszeniem po nieudanym związku.
– Nie jesteś. Jesteś
przyczyną jego zakończenia.
– No świetnie! – fuknął
wściekły. – Teraz zwalasz winę na mnie.
– Nie zwalam na ciebie,
głuptasie! Ale jak inaczej mam to nazwać, skoro siedzisz w mojej głowie odkąd
ostatni raz tu byłem?
Wzruszył ramionami.
– Nie wiem, kiedy ostatni raz
tu byłeś…
– Jak do mnie zadzwoniłeś
spity jak wiśnia w spirytusie. Gdy kazałeś mi wywalić cię z mojego życia…
– Najwyraźniej nieudolnie.
– Najwyraźniej wyszło ci to
na opak… Ig, wiem, że może ciężko ci uwierzyć, ale ja naprawdę cholernie się
cieszę, że cię widzę. – Zrobił niewielki krok ku niemu. – I że…
– Mam kogoś – powiedział,
patrząc na niego wyzywająco.
Twarz rudzielca spięła się na
chwilę, jakby coś go zabolało.
– Jeśli to prawda, to odejdź
– poprosił zduszonym głosem. Miał wrażenie, że cała klatka piersiowa go boli. –
Jeśli znowu się ode mnie odsuniesz, już więcej nie będę szukał z tobą kontaktu.
Nastolatek nie ruszył się,
przygryzając wargę. Spuścił głowę, bijąc się z myślami.
– Nie idziesz? Ja nie
zamierzam się stąd ruszyć. Chyba że miałbym podejść bliżej ciebie.
Black wziął dwa uspokajające
wdechy.
– Boję się, że jeśli odejdę,
to stracę swoją szansę na… – Potrząsnął głową. – Nie dam rady przejść raz
jeszcze przez nasze rozstanie.
– To się dobrze składa, bo ja
też nie.
– …to nie ma sensu.
Charlie znów spróbował
zbliżyć się do Ignissa. Tym razem blondyn nie cofnął się ani nie zrobił nic, by
się odsunąć.
– Okres między bitwą a
wakacjami… był dla mnie naprawdę trudny. Miałem…
– Słuchaj! Nie mam ci za złe
tego co postanowiłeś.
– Wiem, daj mi dokończyć.
Miałem mętlik w głowie. Na zmianę wierzyłem i wątpiłem, żyłem nadzieją i
strachem. Próbowałem odgrodzić się od tych myśli pracą, ale im bardziej się
starałem, tym bardziej natrętne były. Tak panicznie bałem się, że obudzisz się
i nie będziesz mnie znał albo…
– Na początku tak właśnie
było – przyznał chłopak. – Przez kilka pierwszych dni nic nie pamiętałem.
Znaczy pamiętałem tylko to, że śmierciożercy złapali mnie i brata, a potem
poddali mnie swojemu eksperymentowi. Pamiętałem czyjś głos i zapewnienie, że ja
i Draco mamy szczęście, że to na nas teraz trafiło… nieważne. Później dostałem
gorączki i leżałem tak przypominając sobie wszystko. Moje rozmowy z Ariamem,
jego szydzące słowa. Wiesz, że Ariam zapowiedział mi, że jak się wybudzę to
pewnie spotkam cię z piękną czarownicą? Że przestanę być dla ciebie
interesujący, bo stracę magię.
– Bzdura, jakby jej brak ci
czegokolwiek odejmował.
– Ale w jakiś sposób jego
słowa się sprawdziły. Byłeś wtedy z… Adarą, prawda?
Charlie skinął powoli głową.
– Może był jasnowidzem. A
może po prostu mnie przejrzał.
– Nie mam pojęcia. – Wzruszył
ramionami.
– Żałuję, że wątpiłem w
zapewnienia Syriusza. Gdybym uwierzył, wszystko mogło potoczyć się inaczej.
– Teraz i tak nic z tym nie
zrobisz.
– Z przeszłością nie. Ale
wciąż obaj tu stoimy.
– Stoimy – potwierdził,
śmiejąc się z zakłopotaniem. – A ja cię okłamałem. Nie jestem z nikim w
związku.
Charlie przyglądał się przez
chwilę nastolatkowi, po czym zrobił krok w kierunku zejścia z tarasu, jakby
chciał odejść.
– Chodź, pogadamy gdzieś w
cieplejszym miejscu.
~*~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz