poniedziałek, 7 września 2020

Historia Smoka 28


~*~
Igniss przebierał małej pieluszkę, od razu ubierając ją w śpioszki, robiąc przy tym głupie miny.
– Nie rozumiem, jak możesz tego nie lubić – zwrócił się do przyjaciółki, zerkając na nią z uśmiechem. Wziął Crystal na ręce i udali się z powrotem do salonu. Usiedli na kanapie.
– Bo nie robisz tego codziennie. Jakbym miała ogarnąć ją z doskoku, to pewnie też bym była zachwycona.
– Nie przejmuj się, Iggy – mruknęła młodsza siostra Charlotte, siedząc w fotelu i przeglądając coś na telefonie. Ojciec dziewczyn był w pracy – prowadzenie własnej restauracji rządziło się własnymi prawami. – Jest taka odkąd urodziła małą. Kiedy tylko może, wysługuje się tatą albo Michaelem czy Branem, kiedy ci przyjdą w odwiedziny. Jedynie Zander się nie daje… Ale to…
– Dobra, skończ, młoda – rzuciła ruda z irytacją w głosie. – Nie ma cię w pokoju? Nie musisz sprawdzić?
– Nie jestem głupia, żeby złapać się na tak słaby numer.
– Jesteś na tyle głupia, że tu siedzisz i sprawiasz, że wszystko wokół jest słabe i ssie.
– Charlie, przestań. – Ig rzucił przyjaciółce zirytowane spojrzenie. Erika machnęła ręką, podnosząc się z mebla.
– Przywykłam – mruknęła, posyłając Ignissowi słaby uśmiech. Po chwili słychać było kliknięcie zamykanych za nastolatką drzwi.
– To co zrobiłaś było totalnie słabe, Charlie.
– Nie rozumiesz…
– Tak – wciął się jej w słowo, nim rozwinęła myśl – masz rację. Nie rozumiem, jak możesz traktować w ten sposób własną siostrę. Powinnyście się wspierać, a nie.
– Wspierać? Ciągle tylko mi dogryza.
– Niby czym? Faktami?
– Ig. Bo cię wyproszę…
– Daj spokój. Oboje wiemy, że nawet jeśli to zrobisz, to i tak nie wyjdę… Erika ma tylko dwanaście lat, to zrozumiałe, że będzie ci dogryzać. Chce tylko odrobiny uwagi. To i tak świetnie, że jest cierpliwa i robi to jedynie w taki sposób. Poproś ją czasem o pomoc, jestem pewien, że ci nie odmówi i będzie szczęśliwa, że ją dopuszczasz do małej. Tak, wiem, że jeszcze ani razu nawet jej nie trzymała – rzucił, widząc jej minę. – Mam kontakt z twoim ojcem i naszymi wspólnymi znajomymi. Więc wiem o sytuacjach, o których mi nie mówisz.
– Nie musiałbyś się dopuszczać szpiegowania, gdybyś był na miejscu – mruknęła, ewidentnie obrażona.
Igniss ostentacyjnie wywrócił oczami.
– Też cię kocham… Miałem ci o tym powiedzieć później, ale teraz też będzie dobrze. Pod koniec stycznia wracam do Anglii. Chcę być bliżej mamy i ciebie. Szczęśliwa?
//*//
– Oszalałeś. Charlie, szanuj się trochę. Chcesz wrócić do swojego byłego, bo dziewczyna dała ci kosza? – Paulo spojrzał na niego z politowaniem. – Okej, Igniss faktycznie był całkiem w porządku, ale na jego miejscu dałbym ci w zęby, a potem jeszcze wyśmiał.
Rudzielec westchnął.
– Każdy mówi mi coś kompletnie innego. Andreea, żebym do niego jechał, Chris, żebym poczekał kilka tygodni, aż uporządkuję własne uczucia, Leo niedelikatnie dał mi do zrozumienia, że czegokolwiek nie zrobię i tak skończy się na tym, że za jakiś czas przyjdę do jego łóżka, szukając zapomnienia…
– A ja ci mówię, żebyś zostawił chłoptasia w spokoju. Czyli ostatecznie decyzję musisz podjąć sam – czy chcesz do niego startować, czy nie. Ale pamiętaj, że ostateczny wynik i tak zależeć będzie od niego.
– Oj, przymknij się już. Im więcej mówisz, tym mniej wiem, co mam zrobić.
Paulo zaśmiał się i wyszedł z łóżka Charliego.
– Daję ci czas do mojego powrotu spod prysznica. Jak wrócę, masz powiedzieć, co zdecydowałeś.
– Hej, nie ustalaj własnych zasad!
– Jak cię nie pogonię, to do usranej śmierci będziesz się wahał.
– Bardzo zabawne…
– Problem w tym, że to właśnie nie jest zabawne. Masz jakieś dziesięć minut. Jak przez ten czas się nie ogarniesz, to zdecyduję za ciebie.
– Nie muszę cię przecież wcale słuchać.
– Musisz, jeśli chcesz mieć z rana drugą rundę. – Klepnął się w pośladek i uśmiechnął szelmowsko. Chwilę potem wyszedł, śmiejąc się z otwartych ust przyjaciela.
//*//
– I co? Podjąłeś decyzję?
– Oczywiście, że nie. Cały dzień nad tym myślałem, jak mogłoby mnie tak nagle na zawołanie oświecić?! – warknął poirytowany.
– Luźno, Charlie, luźno…
Usiadł obok przyjaciela i pogładził go po plecach.
– Jedź, Charlie. Jedź i uracz go jakąś ckliwą gadką.
– Czemu tak nagle zmieniłeś zdanie? – spytał podejrzliwie.
– Jak nie pojedziesz, to nigdy nie dowiesz się, czy by się udało. Jedynie jeśli pojedziesz i spróbujesz, będziesz wiedział. Proste, prawda?
– W sumie…
– Jeśli cię odprawi – trudno. Wrócisz do nas i już my z Leo zadbamy, żebyś nie popadł w depresję. No, pewnie głównie Leo. Jeśli jednak zgodzi się dać wam drugą szansę – to spróbujecie i tyle.
– A co z szanowaniem siebie?
– Jeśli sam nie uważasz tego za upokarzające, to nikt nie może ci wmówić, że takie jest. Ja mam swoje zdanie, ty masz swoje.
– Chyba zaczynam wątpić w słuszność twojego planu.
– To co? Chcesz spędzić resztę życia, zastanawiając się “co by było gdyby”?
//*//
– Charlie?? Co to za okazja?
– Cześć, tato. Jest coś, co muszę załatwić tu, w Anglii.
– Znów dziewczyna cię tu przysłała?
– Nie… Chociaż w sumie może po części tak? W każdym razie od jakiegoś miesiąca już z nią nie jestem.
– Oj, Charlie… Czy ty kiedykolwiek planujesz się ustatkować?
Młodszy mężczyzna odwrócił wzrok, pochmurniejąc.
– Chciałem, naprawdę. Byłem przekonany, że Adara jest tą jedyną. Ale najwyraźniej nie była. – Ojciec spojrzał na niego pytająco. – Oświadczyłem się jej, ale odmówiła.
– Przykro mi, synu. – Chwycił go w geście otuchy za ramię. – Ale w takim razie, co masz tu do załatwienia?
//*//
Okej, był w Londynie, ale co dalej? Nie mógł pójść do jego domu, tylko by go tym wystraszył. Miał się kręcić po okolicy w nadziei, że na niego “przypadkiem” trafi? Beznadzieja. Nawet nie wiedział, do jakich miejsc Ig lubił tu chodzić… Poza monopolowym gdzie pracował jego znajomy. Naprawdę żałował, że usunął jego numer. Gdyby go miał, byłoby o wiele łatwiej.
Miał tylko numery Harry’ego i Draco.
Ale Draco go nie lubił, więc nawet nie miał po co do niego pisać.
Z kolei Harry pewnie od razu by wygadał się przed Draco, że do niego napisał… Ale czy miał jakiś lepszy wybór? Nie chciał wyjść na prześladowcę, przesiadując pod jego mieszkaniem.
Westchnął i wyciągnął telefon.
“potrzebuję twojej pomocy”
“coś się stało?”
“nie. Chcę się skontaktować z Igiem.”
“nie masz jego numeru?”
“Mogę zadzwonić? będzie łatwiej wytłumaczyć”
– Jestem całkiem pewny, że pisaliście ze sobą smsy.
– Tak, ale po pewnej naszej rozmowie, usunąłem jego numer.
– Och, to nie wiesz.
– Nie wiem czego, Harry?
– Ig zmienił numer.
Dziwne uczucie spoczęło na Charliem. Czyli nawet gdyby nie usunął jego numeru, to i tak nie mógłby się z nim skontaktować. Przypadek czy Ig naprawdę chciał go wyrzucić ze swojego życia? Jaki by to nie był powód, nie mógł się teraz wycofać.
– Dlatego tym bardziej potrzebuję jego obecnego numeru.
– Czemu?
– Chcę do niego wrócić.
– Eee?
– Chcę do niego wrócić – powtórzył. – Dlatego muszę się z nim spotkać. Od Ginny wiem, że jest w Anglii, ale nie mogę go szukać po całym Londynie. Chciałbym więc, żebyś dał mi jego numer.
– Nie mogę.
– … co? Czemu?
– Skoro Ig chciał zerwać z tobą kontakt, to nie mogę dać ci jego numeru. Obraziłby się na mnie za to albo i gorzej.
Cholera, tego Charlie nie przewidział. Myślał, że Harry bez większych kłopotów poda mu numer i sprawa będzie załatwiona.
– A czy w takim razie mógłbyś dowiedzieć się dla mnie, gdzie jest teraz?
– … A czy to nie wyjdzie na to samo?
– Harry. – Powoli zaczynał tracić cierpliwość. Czy on zawsze był taki uparty i poprawny?? – Tęsknię za nim. Chcę go znów u swojego boku, ale tym razem tak naprawdę. – Nie był tego tak w stu procentach pewny, bardziej tak w osiemdziesięciu, ale Harry nie musiał o tym wiedzieć.
– … Zgoda. Zapytam go.
Brunet rozłączył się bez pożegnania. Kilka minut później przysłał wiadomość:
“jest u Charlotte”
Świetnie! Jakby czatowanie pod jego własnym mieszkaniem nie było wystarczająco przerażające, to teraz ma pójść do domu jego przyjaciółki, żeby z nim pogadać??
"ale za godzine ma wracac do siebie"
To chyba pozostawało mu jednak zostanie w okolicy jego mieszkania. Ciekawe czy była tu jakaś kawiarnia? Najlepiej ze stolikiem przy oknie, żeby mógł obserwować ulicę…
Czuł niesmak na samą myśl o tym planie, ale naprawdę nie mógł wymyślić nic lepszego. Zawsze może udawać, że wybrał tę kawiarnię przez przypadek… Albo z polecenia znajomego. Sam nie wierzył w siłę przekonywania tej bajeczki.
Nie, musi wymyślić coś innego.
//*//
Nastolatek szedł szybkim krokiem, chowając twarz pod szalikiem. Było strasznie zimno, a on jak zwykle zapomniał wszystkiego. Na szczęście pan Alexander pożyczył mu swój szalik, ze śmiechem mówiąc, że ma tydzień na oddanie zakładnika.
Skręcił w swoją ulicę, wyciągając po drodze telefon i wybierając numer do przyjaciela. Nie zdążył jednak usłyszeć chociażby jednego sygnału, gdy dojrzał sylwetkę brata pod drzwiami do kamienicy.
– Dra! – krzyknął wesoło, podbiegając do równie zmarzniętego co on bliźniaka. – Co jest? Przyszedłeś porwać mnie do domu?
– Przyszedłem pogadać. Wpuszczasz mnie czy mam zgłosić się w innym terminie?
– Wchodź, wchodź.
Weszli do środka budynku i ruszyli schodami na ostatnie piętro. Igniss po drodze gadał jak najęty o swojej uroczej chrześnicy. Nie zamknął się nawet, kiedy weszli do mieszkania i zaczął przygotowywać herbatę dla ich dwójki.
– ...g. Ig!
Blondyn spojrzał na brata pytająco.
– Już mi o tym mówiłeś dwa dni temu.
– Serio? Nie wiedziałem. Ale! To tylko oznacza, że ta chwila była warta zapamiętania. – Postawił przed bratem kubek i usiadł obok na kanapie. – To czemu zawdzięczam twoją wizytę?
– Harry cię sprzedał.
– Co? – Zmarszczył brwi, nie wiedząc, o co mu chodzi. – Niby jak?
– Pytał, gdzie jesteś, prawda?
– Yyy, tak? I jak to pytanie sprawiło, że zostałem sprzedany?
– Nie wygłupiaj się, Ig. Pytał cię o to, by potem wypaplać wszystko Weasleyowi. Charliemu – doprecyzował prawie natychmiast.
Starszy blondyn otworzył usta, próbując coś powiedzieć… Ale nie wiedział co. Czemu Charliemu była potrzebna informacja, gdzie był? Czy to oznaczało, że był w Londynie? Czy może pytał z czystej ciekawości? Ale… mieli przecież zerwać kontakt i… udawać, że nic nigdy między nimi nie było… Więc na co była mu ta wiedza? Co chciał przez to osiągnąć?
– Po co mi to mówisz? – wyszeptał w końcu, opuszczając wzrok na swoje dłonie. Dlaczego się tak trzęsły? Położył je na kolanach, ale mało mu to pomogło.
– Bo uznałem, że powinieneś o tym wiedzieć.
– Kiedy ja nie chcę! Nie chcę nic wiedzieć! – Wydarł się, patrząc na brata praktycznie obłąkanym wzrokiem. – Czy nie wystarczy, że ciągle śni mi się po nocach? Że wariuję na myśl, że układa sobie życie z kobietą, którą kocha!? Czemu mnie katujesz takimi słowami? Nie jest ci mnie chociaż trochę żal!?
– Iggy… – Draco wyciągnął rękę w stronę brata, która natychmiast została odepchnięta.
– Przestań! Więc co? Charlie spytał Harry'ego, gdzie jestem, a ten od razu się dowiedział i dał mu znać? Super… Świetnie. A nie mógł mnie zapytać o zdanie? Może nie życzę sobie, żeby ktokolwiek mówił Charliemu o czymkolwiek, co dotyczy mojej osoby… Zresztą, po co, do cholery, mu ta wiedza?
Malfoy milczał przez chwilę, ewidentnie układając w głowie odpowiedź, która będzie w tej sytuacji najbardziej odpowiednia.
– Wydaje mi się… że pytał o to, bo chciał się z tobą spotkać.
– Spotkać? Niby po co? Ma mi jakieś rzeczy do oddania czy co?
– Nie wiem, Ig! Tylko przypuszczam… i byłem zdania, że powinieneś o tym wiedzieć.
Przez dłuższą chwilę żaden z nich się nie odzywał. Każdy pogrążony we własnych myślach.
W końcu Igniss westchnął z rezygnacją, przeczesując palcami krótkie kosmyki. Sięgnął po swój telefon i przez chwilę szukał czegoś. Następnie wybrał kontakt “NIE RUSZAJ GNOJA” i wysłał dwie krótkie wiadomości.
Draco obserwował brata ze ściśniętym gardłem.
– Draco, wybacz… Ale idź do domu, proszę.
– Lepiej by było…
– Draco, proszę…
– ...Ale zadzwoń, gdybym miał się tu zjawić, dobra?
//*//
Charlie wyciągnął telefon, słysząc dźwięk przychodzącej wiadomości. Nieznany numer.
Zmarszczył brwi na jego dziwaczną treść.
Dostał w załączniku zdjęcie fragmentu mapy Londynu z zaznaczonym miejscem. Greenwich Park.
– Co jest? Kto napisał? – spytał jego dawny kolega z Gryffindoru. Poza tym że dzielili dormitorium przez siedem lat w sumie niewiele ich łączyło, ot, czasem wysyłali sobie życzenia na Nowy Rok.
“Jutro, 10 rano. Taras widokowy. I.” brzmiała druga wiadomość.
– Mój były.
– Uch, to kiepsko…
– Nie, właśnie na odwrót. Cieszę się, bo to dla niego tu przyjechałem.
– Proszę, proszę, Charlie chce drugi raz wejść do tej samej rzeki? Zupełnie cię nie poznaję. Zmieniłeś się nie tylko z wyglądu.
– Ty też się zmieniłeś, nigdy wcześniej nie rzuciłbyś tak górnolotną metaforą, Senecio.
– Jednak dupek jesteś jak zawsze.
//*//
Chłopak minął bramę parku, kierując się do umówionego miejsca. Odetchnął drżąco, zwieszając głowę. Co mu strzeliło do głowy, żeby zaproponować spotkanie? Był naćpany czy co? Przecież mógł totalnie olać temat i udawać, że o niczym nie wie. A jeśli by na siebie jakimś cudem wpadli, po prostu udałby, że mija obcego.
Czuł, jak trzęsły mu się nogi. A stado motyli w jego brzuchu już dawno uciekło, zostawiajć miejsce dla nowych lokatorów – roju węży, które wiły się i ściskały chyba wszystkie jego wnętrzności naraz.
Uch. Jeśli nie zwymiotuje z nerwów, to uzna to za osobisty sukces.
Praktycznie od razu dojrzał mężczyznę. Stał przy barierce ale tyłem do widoku, obserwując wejście na taras. Czyli patrzył wprost na niego. Kurwa…
A tak bardzo liczył na to, że go nie będzie. Że on sam popatrzy chwilę na pusty taras i pójdzie w długą. Nie, żeby teraz nie mógł… ale…
Charlie szedł już w jego kierunku. Stawiał długie, szybkie kroki, w zastraszającym tempie zmniejszając odległość między nimi.
Igniss czuł naprawdę coraz większą potrzebę ucieczki, ale dzielnie został na miejscu. To tylko będzie krótka rozmowa i każdy pójdzie w swoją stronę. To tylko będzie… – powtarzał sobie w myślach.
– Cieszę się, że cię widzę… – rzucił Weasley, gdy dzieliły ich może dwa kroki. Po głosie słychać było, że sam też jest zdenerwowany. – Choć wyglądasz, jakbyś miał zaraz zemdleć. Chcesz usiąść? – Kiwnął w stronę stojących za jego plecami ławek.
Pokręcił głową, biorąc dwa uspokajające wdechy i próbując opanować swoje nerwy.
– To nie będzie konieczne. Nie zamierzam długo tu zostać – powiedział po krótkiej chwili ciszy.
– Szkoda, bo ja chciałbym zostać na…
– Nie rób tego – wychrypiał. Czemu w ogóle tak mówi?
– …dłużej – dokończył, patrząc mu prosto w oczy. – I chciałbym, żebyś został ze mną. Choć może nie dokładnie tu, bo jest cholernie zimno i zaraz się rozpada – dorzucił żartobliwie.
– Przestań… Czemu to służy? Myślałem, że… Że masz jakąś sprawę, że mam coś twojego, co chcesz odzyskać… Albo odwrotnie, ty masz coś mojego, co chciałeś mi oddać, by całkowicie zamknąć ten rozdział…
– Nie mam nic twojego ani na odwrót, przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
– Więc czemu mnie szukałeś?
– Bo chciałem się z tobą spotkać.
Igniss spojrzał na niego pełnym emocji wzrokiem. Był tam gniew, smutek, żal, przerażenie i z pewnością dalej go kochał. Zupełnie jakby fizycznie odczuł siłę tych uczuć, zabolała go klatka piersiowa jak po uderzeniu pięścią. Zrobił krok w kierunku chłopaka, a ten o krok odsunął się od niego.
– Nie rób tego, Charlie.
– Chcę to zrobić.
– Ale ja tego nie chcę, Charlie. Nie tak się umawialiśmy.
– Naprawdę chcesz, żebym całkowicie i na zawsze zniknął z twojego życia? – Igniss zacisnął szczękę, rzucając mu gniewne spojrzenie. – Jeśli naprawdę, naprawdę tego chcesz... to zniknę.
– Chciałeś się ze mną spotkać, by upewnić się, że dalej stoję przy swoim postanowieniu?
– Chciałem się przekonać, czy dalej coś dla ciebie znaczę. I oto jesteś tutaj, choć mogłeś mnie zignorować.
Blondyn zminimalizował dzielącą ich odległość tylko po to, by pchnąć mężczyznę w pierś.
– Bawi cię to!? – krzyknął, mając w nosie to, że zwraca na siebie uwagę. Jak on śmiał sprawdzać, czy coś do niego czuje…! – Że ledwo sobie z tym wszystkim radzę!?
– Nie bawi mnie! – uniósł się w pierwszej chwili, ale zaraz powściągnął emocje. – Nie tłukłbym się przez pół świata, żeby się z ciebie naigrywać. Chociaż jak widzę, masz mnie za takiego.
– A co innego mam myśleć!? Masz piękną dziewczynę, co ja mówię!, narzeczoną, a pojawiasz się tu i sprawdzasz, czy dalej coś do ciebie czuję… Kochanka na pewno nie szukasz, więc na co ci to!
– Nie jestem z Adarą. Gdybym…
– Więc co? Rozstaliście się i sprawdzasz, czy głupi szczeniak dalej chce robić do ciebie maślane oczy?!
– Wiem, jak to wygląda.
– Właśnie tak to wygląda, Charlie. Nie jestem pocieszeniem po nieudanym związku.
– Nie jesteś. Jesteś przyczyną jego zakończenia.
– No świetnie! – fuknął wściekły. – Teraz zwalasz winę na mnie.
– Nie zwalam na ciebie, głuptasie! Ale jak inaczej mam to nazwać, skoro siedzisz w mojej głowie odkąd ostatni raz tu byłem?
Wzruszył ramionami.
– Nie wiem, kiedy ostatni raz tu byłeś…
– Jak do mnie zadzwoniłeś spity jak wiśnia w spirytusie. Gdy kazałeś mi wywalić cię z mojego życia…
– Najwyraźniej nieudolnie.
– Najwyraźniej wyszło ci to na opak… Ig, wiem, że może ciężko ci uwierzyć, ale ja naprawdę cholernie się cieszę, że cię widzę. – Zrobił niewielki krok ku niemu. – I że…
– Mam kogoś – powiedział, patrząc na niego wyzywająco.
Twarz rudzielca spięła się na chwilę, jakby coś go zabolało.
– Jeśli to prawda, to odejdź – poprosił zduszonym głosem. Miał wrażenie, że cała klatka piersiowa go boli. – Jeśli znowu się ode mnie odsuniesz, już więcej nie będę szukał z tobą kontaktu.
Nastolatek nie ruszył się, przygryzając wargę. Spuścił głowę, bijąc się z myślami.
– Nie idziesz? Ja nie zamierzam się stąd ruszyć. Chyba że miałbym podejść bliżej ciebie.
Black wziął dwa uspokajające wdechy.
– Boję się, że jeśli odejdę, to stracę swoją szansę na… – Potrząsnął głową. – Nie dam rady przejść raz jeszcze przez nasze rozstanie.
– To się dobrze składa, bo ja też nie.
– …to nie ma sensu.
Charlie znów spróbował zbliżyć się do Ignissa. Tym razem blondyn nie cofnął się ani nie zrobił nic, by się odsunąć.
– Okres między bitwą a wakacjami… był dla mnie naprawdę trudny. Miałem…
– Słuchaj! Nie mam ci za złe tego co postanowiłeś.
– Wiem, daj mi dokończyć. Miałem mętlik w głowie. Na zmianę wierzyłem i wątpiłem, żyłem nadzieją i strachem. Próbowałem odgrodzić się od tych myśli pracą, ale im bardziej się starałem, tym bardziej natrętne były. Tak panicznie bałem się, że obudzisz się i nie będziesz mnie znał albo…
– Na początku tak właśnie było – przyznał chłopak. – Przez kilka pierwszych dni nic nie pamiętałem. Znaczy pamiętałem tylko to, że śmierciożercy złapali mnie i brata, a potem poddali mnie swojemu eksperymentowi. Pamiętałem czyjś głos i zapewnienie, że ja i Draco mamy szczęście, że to na nas teraz trafiło… nieważne. Później dostałem gorączki i leżałem tak przypominając sobie wszystko. Moje rozmowy z Ariamem, jego szydzące słowa. Wiesz, że Ariam zapowiedział mi, że jak się wybudzę to pewnie spotkam cię z piękną czarownicą? Że przestanę być dla ciebie interesujący, bo stracę magię.
– Bzdura, jakby jej brak ci czegokolwiek odejmował.
– Ale w jakiś sposób jego słowa się sprawdziły. Byłeś wtedy z… Adarą, prawda?
Charlie skinął powoli głową.
– Może był jasnowidzem. A może po prostu mnie przejrzał.
– Nie mam pojęcia. – Wzruszył ramionami.
– Żałuję, że wątpiłem w zapewnienia Syriusza. Gdybym uwierzył, wszystko mogło potoczyć się inaczej.
– Teraz i tak nic z tym nie zrobisz.
– Z przeszłością nie. Ale wciąż obaj tu stoimy.
– Stoimy – potwierdził, śmiejąc się z zakłopotaniem. – A ja cię okłamałem. Nie jestem z nikim w związku.
Charlie przyglądał się przez chwilę nastolatkowi, po czym zrobił krok w kierunku zejścia z tarasu, jakby chciał odejść.
– Chodź, pogadamy gdzieś w cieplejszym miejscu.
~*~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz