czwartek, 3 września 2020

Historia Smoka 27


~*~
Weszli od zaplecza do sklepu. Myśleli, że uda im się zakraść aż do ich mieszkania, ale nie zrobili dwóch kroków, jak aktywowali całą masę pułapek i narobili tyle hałasu, że pewnie słyszano ich w Dziurawym Kotle.
Na schodach rozległo się tupanie, gdy właściciele zbiegali na dół z różdżkami w pogotowiu.
– Komu zachciało się…
– ...okradać mistrzów pułapek?! – zawołali w duecie, ale zamarli, widząc, kto ich odwiedził. Wyraźnie pobledli. – Bill?
– Co ty tutaj robisz?
– I Charlie?
– Przyszliśmy z wami pogadać. Ale nie tutaj, w waszym mieszkaniu.
Bliźniacy spojrzeli po sobie i skinęli sztywno głowami.
– Tylko wiecie, mamy tam trochę…
– ...bałagan. Byłem właśnie w trakcie robienia nowego projektu.
– Nie obchodzi nas to – oznajmił chłodno Bill.
Charlie położył dłonie na ramionach braci i popychając ich przed sobą, zaprowadził trzęsących się bliźniaków na górę. Ich reakcja była wystarczającym dowodem, że Bill mówił prawdę.
Ledwo drzwi od mieszkania się za nimi zamknęły, Charlie przepchnął się ku ich sypialni i jedną ręką przytrzymując próbującego go powstrzymać Georga, drugą otworzył drzwi. Wciągnął głęboko powietrze, widząc podwójne łóżko. Jego spojrzenie przykuła buteleczka i mała paczuszka leżące na szafce nocnej. Nie pomyliłby tego duetu z niczym innym.
Zostawiając sypialnię otwartą, znów chwycił młodszych braci za ramiona i wepchnął ich do salonu, sadzając na kanapie. Trzymali się za ręce tak mocno, że aż im pobielały knykcie. Fred miał łzy w oczach, za to George z bladości przeszedł w zieleń i wyglądał, jakby miał zaraz zwymiotować.
Charliemu też było niedobrze na myśl, że jego bracia ze sobą sypiali, ale widząc tych dwóch nieustraszonych wesołków na skraju załamania nerwowego, poczuł się przede wszystkim zmęczony.
– I co my mamy… – zaczął, ale starszy brat wciął mu się w zdanie.
– Skończcie z tym natychmiast!
– Nie – bąknął cicho Fred, pociągając nosem. – To nie takie łatwe.
– Trudniejsze niż pieprzenie własnego brata? – warknął Bill, a Charlie naprawdę nie potrafił go winić za utratę panowania nad sobą. – Wiem, że wy wszystko zawsze robicie razem, ale przesadziliście!
– Kocham go! – rozbrzmieli w duecie, patrząc hardo na starszych braci.
– Może tylko wam się tak wydaje – zasugerował Bill tonem świadczącym, że chce by to było prawdą.
– Jesteśmy ze sobą…
– …od kiedy się tu przenieśliśmy.
– To na pewno nie jest po prostu… wygodne? – spytał Charlie, przyciągając sobie krzesło. Usiadł na nim okrakiem, opierając się łokciem o oparcie.
– Jesteśmy ze sobą od jakichś dwóch lat, ale kocham go o wiele dłużej.
– Ja to samo. Mam wrażenie, że od zawsze.
– Przestańcie… Wiem, że nie umiecie bez siebie żyć, ale to za wiele. – Bill usiadł przy stole, dystansując się od braci.
– Jak mamy przestać?? – Głos Freda zadrżał, gdy patrzył z pretensją na najstarszego brata. – Potrafiłbyś przestać kochać Fleur, bo ktoś ci tak kazał?!
– Nie oczekujemy, że nas zaakceptujecie – oznajmił słabym głosem George. – A-ale…
– Ale co? – Charlie spojrzał na niego wyczekująco.
– Nie chcemy was stracić…
 – Nie możecie powiedzieć rodzicom! Mama by tego nie zniosła! Zabiłaby nas!
Fred zerwał się z miejsca i wycelował różdżką w Billa. Chwilę później George celował w Charliego. Bill też stał już z wyciągniętą różdżką, za to Charlie patrzył po braciach w szoku.
– Czy wyście poszaleli?! – krzyknął. – Bill opuść tę cholerną różdżkę, to twoi bracia! Wy też nie lepsi!
– To oni pierwsi…
– Gówno mnie to obchodzi! Chowaj ją, bo ci przywalę! – Spojrzał zły na bliźniaków. – A wy co zamierzaliście zrobić? Zabić nas czy odebrać wspomnienia?!
– Jasne że odebrać wspomnienia! – zawołali.
– Z ostatniej doby?! Roku?! A może mielibyśmy w ogóle zapomnieć, że istniejecie?! – Trzasnął ręką w oparcie przed sobą. Bliźniacy spuścili wzrok speszeni. Charlie rzadko aż tak się denerwował.
Smokolog wstał, z hukiem odstawił krzesło na bok i stanął naprzeciwko nich. Był o jakieś dwa cale niższy, ale o wiele bardziej umięśniony. Najprawdopodobniej zdjąłby każdego z nich jednym ciosem.
– Opuście je. Przyszliśmy z wami rozmawiać a nie się bić.
– Ciężko ci uwierzyć, gdy tak na nas patrzysz…
Przymknął na moment oczy i odetchnął uspokajająco. Gdy znów je otworzył, zarzucił każdemu rękę na szyję, przyciągając bliźniaków do siebie.
– Nie ma szans, żebym zaakceptował wasz związek. Ale… George, Fred, dalej was kocham. Jak braci. – Nie mógł się powstrzymać przed powiedzeniem tego. – Bill niech się wypowie we własnym imieniu… Ej, no co wy, chłopaki! – sapnął, gdy obaj zaczęli mu płakać na ramieniu. – Usłyszeliście pierwszą część prawda? Według mnie, wasz związek nie powinien istnieć.
– Wiemy, po prostu…
– …baliśmy się, że się nas wyrzekniesz.
Charlie spojrzał ponad głową Freda na Billa.
– To zdecydowanie za mało, żebym się was wyrzekł.
Najstarszy z braci odwrócił wzrok.
– Będę udawał, że o was nie wiem.
– Jakoś tego nie widzę, Bill. Kiepsko ci wychodzą takie udawania – wytknął mu Charles.
– …Nie uznaję ich związku, ale nie chcę stracić kolejnych braci.
//*//
– …to pewnie Blackie wrócił już z Anglii.
Koreańczyk wyszedł na korytarz z kubeczkiem piwa. Jego uśmiech zamarł, gdy skupił wzrok na koledze.
– Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha – zagaił Igniss, odwieszając kurtkę. Chwycił rączkę walizki i ruszył w stronę swojego pokoju. – Ogarnę się i do was dołączę, co?
– Coś ty zrobił?
– Co?
– Ej, co tak długo? – W korytarzu pojawił się Edward, patrząc na Ignissa przez chwilę bez wyrazu. – Coś ty ze sobą najlepszego zrobił?
– Poszedłem po rozum do głowy. Zaraz wam opowiem – zaśmiał się i zamknął za sobą drzwi od pokoju. Zapalił światło, od razu spoglądając na drzwi szafy w całości składające się z lustrzanej tafli. Patrzył na niego wysoki, idealnie szczupły chłopak. Podkreślone oczy, wyprofilowane brwi. Kolczyki w uszach, które były idealnie widoczne przez krótko ścięte włosy. Tak, w końcu się zdecydował. Już nikt nigdy nie zobaczy go w długich włosach. Od teraz był nowy Ig. Zacznie nowe życie, a brak długich kłaków był tego doskonałym początkiem.
A jak już się przyzwyczai do takich włosów, to ściągnie industriala, który obecnie odpowiadał za jego fryzurę (obecnie wsuwka pod włosami nie zdałaby egzaminu) i poprosi mugolskiego fryzjera o zmianę.
Musi tylko ruszyć naprzód.
A małe kroczki też będą dobre.
//*//
– ...wybacz, mamo. Wiem, że nastawiłaś się na ten weekend, ale naprawdę nie dam rady wyrwać się z pracy. No i nie dolecę samolotem na czas.
– Iggy… załatwię ci świstoklik. Wszyscy tu będą. Draco chciał pomóc tobie z wyborem garnituru, bo dalej nie potwierdziłeś, że znalazłeś taki, o jaki cię prosił.
– Mamo. Nie. Naprawdę nic nie uda się zdziałać. Mamy sesję i nie mogę ich teraz wystawić do wiatru. Tym bardziej, że w listopadzie miałem dwa tygodnie wolnego. Przepraszam – dodał ze skruchą w głosie. – Obiecuję, że święta i Sylwestra spędzę już w domu i nawet wezmę dłuższe wolne. Odbijemy to sobie z nawiązką.
//*//
Blondyn wyszedł z pokoju, kierując się od razu do średniej wielkości salonu połączonego z kuchnią. W pomieszczeniu przed telewizorem siedział Si-Woo z Eddym, oglądając powtórkę serialu.
– Już skończyłeś wypłakiwać się matulce do telefonu? – spytał starszy o dwa lata chłopak, kiedy rozsiadł się między nimi.
– Oczywiście – prychnął, podbierając popcorn Si-woo. – Jednocześnie poprosiłem ją o zapas chusteczek dla mnie i kolegów, bo zamierzamy przez cały weekend walić konia na sesji do playboya.
– Fuuj, Blackie. – Koreańczyk spojrzał na równolatka zgorszony. – Odkąd wróciłeś z Anglii po wolnym zrobiłeś się strasznie wyszczekany.
– Wziąłem sobie do serca słowa, że za dużo przepraszam.
Eddy rzucił mu zainteresowane spojrzenie.
– Wystarczyło, że pojechałeś do Anglii i od razu poszedłeś po rozum do głowy? No pięknie. Święta przyszły wcześniej!
– Normalnie, gdyby nie twój parszywy charakter to mógłbym się nawet tobą zauroczyć. – Nim Edward zdążył coś odpowiedzieć, Igniss objął ramionami chichoczącego Koreańczyka. – Szczęśliwie nie musisz się niczym martwić. Bardziej od ciebie i tak wolę Si-Woo.
– Gadaj se ile wlezie. I tak wiem, że ci się podobam – burknął, wracając do serialu, którego znaczną część i tak już przegapili.
//*//
Planował tę randkę od długiego czasu, prawie od miesiąca. Zarezerwował dla nich stolik w restauracji i pokój w hotelu. Nie miał dla niej zbyt wiele czasu w grudniu, szczególnie w okresie świątecznym, ale uprzedził ją o tym ze sporym wyprzedzeniem, jak i o tym że w zamian chce z nią spędzić sylwestra i kilka dni po Nowym Roku. Wziął specjalnie urlop i nawet kupił nową koszulę i nowy garnitur, bo jego stary był przyciasny w ramionach.
Chciał tego wieczora mieć wszystko dopięte na ostatni guzik, a że Adara uwielbiała filmy romantyczne, miał doskonały wyznacznik, jak zapewnić jej wieczór marzeń.
O osiemnastej pojawił się u niej z kwiatami, by porwać ją w miejsce, w którym jeszcze nie była. Na trasie pomiędzy miejscem aportacji a restauracją mieli niewielki park pięknie przyozdobiony światełkami. Przeszli tamtędy spacerkiem, nie rozmawiając zbyt wiele. Niecałe pół godziny zajęło im dotarcie na miejsce, gdzie rozmowa toczyła się już gładko.
Byli już po jedzeniu i popijali spokojnie wino, ciesząc się rozmową i muzyką na żywo, gdy Charlie sięgnął do kieszeni marynarki.
Adara patrzyła w zdumieniu, jak klęka przed nią, otwierając pudełeczko z pierścionkiem. Zaczęła kręcić delikatnie głową. Nie pojmowała, co właśnie się dzieje.
Rozmowy dookoła nich ucichły. Jedynie zespół dalej przygrywał.
Wiem, że nie znamy się zbyt długo, ale te trzy miesiące wystarczyły, żebym upewnił się, że to z tobą…
Charlie – rzuciła cicho, wciąż minimalnie kręcąc głową.
– …chcę spędzić resztę życia.
Czuł się jakby pikował prosto w skalną rozpadlinę goniony przez błyskoszczeta górskiego. Serce tłukło mu się w piersi ze strachu i euforii jednocześnie. Chyba jeszcze nigdy aż tak nie przejmował się rozmową z drugim człowiekiem.
– Charlie…
– Adaro, wyjdziesz za mnie?
Kobieta wyciągnęła dłoń, kładąc palce na wieczku i naparła, zamykając je. Już nie kręciła głową, ale jej spojrzenie było chłodne. Weasley patrzył na nią z niezrozumieniem, czując na plecach nieprzyjemny dreszcz. Już kiedyś był w podobnej sytuacji – gdy obudził Iga pocałunkiem, a kontrolę nad ciałem miał Ariam. Wątpił, by ona też była opętana, ale dezorientacja i ból, jakie niósł ze sobą ten wzrok, były podobne.
Ty to masz tupet. Oświadczasz mi się, choć nie jestem jedyną osobą, którą kochasz.
C-co?? O czym ty mówisz?
Usiądź… przyciągasz za dużo uwagi.
Charlie podniósł się, ale ani myślał siadać na poprzednim miejscu. Był zły i czuł się upokorzony. Ale głównie zły.
Skąd pomysł, że nie jesteś jedyna? Leo znowu ci coś nagadał?! Nigdy nikogo nie zdradziłem i ty nie jesteś wyjątkiem – rzucił cicho, ściskając w pięści pudełko.
Nie powiedziałam, że mnie zdradziłeś. Powiedziałam, że jest jeszcze ktoś. Teraz może i ja jestem ważniejsza, ale nie chcę żyć w obawie, że w którymś momencie jednak mnie dla niego zostawisz.
Dla kogo niby?! Leo?? Chyba oszala…
Iga.
On nie chce mnie już znać – warknął. – Nawet nie mam szansy odnowić z nim kontaktu, a co dopiero do niego wrócić. Zakładając, że bym tego chciał.
Na moje oko chcesz. Zmieniłeś się po wizycie w domu. I… – Zrobiła zbolałą minę. – Zdarzyło ci się w półśnie nazwać mnie jego imieniem.
Charlie otworzył usta, ale nie był w stanie nic na to powiedzieć. Naprawdę to zrobił?
Chciałam za ciebie wyjść, nie, dalej chcę. Ale nie mogę przyjąć twoich oświadczyn. Nie zniosłabym tej niepewności. Powinieneś coś o tym wiedzieć, prawda?
To głupie. Kocham cię, ty mnie też. Chcesz się zgodzić, więc się zgódź.
Nie, Charlie.
Jeśli nie będzie cię obok, to jak mam o nim zapomnieć?? – Panika wkradła się w jego serce. Właśnie wyślizgiwała mu się z rąk osoba, którą tak mocno pokochał… Czy musiał przechodzić przez to po raz kolejny?
Jestem obok, a i tak o nim pamiętasz. To koniec tej rozmowy, wracajmy.
//*//
Wszedł do pokoju Leo, ale nie było go tam. Poszedł do domku Paulo, ale tam też nikogo nie zastał. Wyciągnął telefon i wybrał numer przyjaciela, kierując się ku wyjściu z rezerwatu.
– Charlie? A ty nie powinieneś się teraz migdalić ze swoją narzeczoną gdzieś na Słowacji?
– Gdzie jesteś? Chcę się z tobą pieprzyć. Ostro, szybko, teraz.
– Właśnie idę z… jak masz na imię? – padło pytanie jakby z oddali – Danielem do jego mieszkania. Poczekaj. Hej, może dołączyć mój przyjaciel? Ma ogromną chcicę na mój tyłek. Niezły przystojniak z niego i zabójczo całuje. – Charlie nie był w stanie zrozumieć, co tamten odpowiedział, ale najwyraźniej się zgodził. – Poczekamy na ciebie pod klubem, tylko się pos…
Nie zdołał dokończyć, bo połączenie zerwało się w momencie deportacji.
//*//
Widzisz? Mówiłem, że był na randce. Nawet się w garnitur wbił. Same problemy z babami, powinien sobie dać z nimi spokój, skoro i tak bardziej ciągnie go do męskiego ciała.
– Wygląda jakby był wściekły a nie napalony… – zauważył z lekką obawą Daniel.
– Nieopatrznie zrobiłem z niego maszynę do seksu, która silne emocje wyładowuje, pieprząc się z innymi. – Wzruszył ramionami. – Nie żebym narzekał, uwielbiam ostre ruchanie i jego kutasa w swoim tyłku.
– Żebyście tylko nie zostawili mnie samego!
– Nie bój nic, nawet jeśli ominie cię jedna kolejka, będą kolejne. Wątpię by któryś z nas dwóch poszedł spać przed świtem.
– Nie dam mu dupy – zastrzegł zdecydowanie. – Jakbym chciał dawać dupy, to bym nie szukał kota.
– Wyluzuj, nie musisz. Niech cię zadowoli ustami, obaj będziecie się świetnie bawić. Gwarantuję.
//*//
Daniel przestraszył się nie na żarty, gdy Charlie dosłownie rzucił Leo na jego łóżko. Gdyby nie było takie solidne, z pewnością pękłaby przynajmniej jedna deska. Amerykanin stęknął, ale nie zaprotestował. Nawet gdy rudzielec chwycił go za kostki i szarpnięciem przyciągnął bliżej siebie.
Ej, opanuj się, jeszcze zrobisz mu krzywdę!
Charlie spojrzał na trzeciego mężczyznę pociemniałymi od pożądania oczami.
Znam jego granice. Leo lubi być sponiewierany, więc nie muszę się wstrzymywać.
Wrócił spojrzeniem do przyjaciela i jednym ruchem podciągnął mu koszulkę, kończąc ruch tuż przy jego szyi, na której zacisnął palce. Przesunął językiem po delikatnej skórze w okolicy biodra, w następnej chwili gryząc ją mocno. Leo wierzgnął biodrami, zaciskając palce na pościeli.
Chcesz na razie popatrzeć, jak go pieprzę czy od razu się przyłączasz?
Leo wyciągnął rękę ku Danielowi, charcząco wciągając powietrze przez przygniatane gardło.
Popatrz, Leo błaga żebyś go wypieprzył w usta. Uwielbia być brany z dwóch stron naraz… To jak, wysłuchasz jego błagania?
Charlie oblizał wargi, obserwując, jak Daniel zrzuca z siebie kolejne ubrania. Sam też pozbył się marynarki i rozpiął koszulę, by było mu wygodniej. Chwilę później osaczyli Leo, którego erekcja już mocno odznaczała się w obcisłych spodniach.
//*//
Do rezerwatu wrócili krótko przed południem. Daniel i Leo chcieli dłużej pospać, ale Charlie zarządził powrót. Z tego powodu odnosił teraz na wpół śpiącego przyjaciela do jego pokoju, by mógł się znów położyć.
– Poczekaj tu chwilę, pójdę do swojego pokoju po maść. Mocno cię w nocy sponiewierałem…
– Jakbym planował się ruszać chociażby o centymetr – prychnął sennym głosem, wtulając twarz w poduszkę.
Gdy Charlie wrócił po niecałej minucie, Leo już spał. Nie obudził się nawet, gdy Charlie rozbierał go od pasa w dół ani gdy smarował go zagęszczonym eliksirem na otarcia. W duchu zaśmiał się, że pewnie mógłby w niego nawet wejść, a ten i tak by dalej spał.
Nie, żeby miał siły. Tyle razy w nocy doszedł, że przez jakiś czas chyba mu nawet nie stanie. Chyba.
No i nie zamierzał potem uciekać przed jego klątwami. Na wiele mógł sobie z nim pozwolić, ale wzięcie przez sen to byłby zwyczajny gwałt. Leo jasno wyznaczył tę granicę.
Przykrył go szczelnie kołdrą i cicho zamknął za sobą drzwi, po czym przebrał się w ubrania robocze i wyszedł z domku. Niby miał wolne, ale na pewno gdzieś potrzebowali dodatkowej pary rąk.
//*//
– Charlie! – usłyszał za plecami, po czym do jego stolika dosiadła się Andreea. – A ty nie wziąłeś przypadkiem urlopu??
– Jakoś tak wyszło…
– Wyglądasz okropnie, wiesz? Spałeś ty coś w ogóle? Ja wiem, że Nowy Rok i tak dalej, ale… Właśnie. Przecież mówiłeś, że w sylwestra chcesz się oświadczyć tej swojej dziewczynie.
– Oświadczyłem się. I teraz jestem tutaj. Wniosek wyciągnij sama – oznajmił sucho, ze złością nabijąjąc na widelec kawałek kiełbasy.
Położyła pocieszająco dłoń na jego ramieniu.
– Przykro mi, Charlie. Choć tak sądziłam, że to dla niej za szybko…
Pokręcił głową i streścił koleżance ich rozmowę.
– A to prawda? Dalej go kochasz?
– Nie! Jestem mu zwyczajnie wdzięczny, w końcu tak wiele dla mnie zrobił. I lubię go jako człowieka, świetnie spędzało mi się z nim czas. Mam do niego słabość, ale to nie miłość!
– A z Adarą to już całkiem koniec?
– Pieprzyłem się w nocy z dwoma facetami, jeśli jej odmowa to nie był koniec naszego związku, to zdradziłem ją w wielkim stylu.
– Ych, nie chciałam tego wiedzieć. Nie pojmuję, jak możesz sypiać z przypadkowymi osobami.
– Jednym z nich był Leo.
– A tej waszej relacji to już kompletnie nie pojmuję. Ale mniejsza… Co teraz planujesz?
– W ciągu dnia będę się zajmował smokami, wieczorami Leo…
 – Nie o to pytam. Chcesz spróbować raz jeszcze z nią albo z nim? Czy szukasz kogoś nowego?
– Andreea, czy ty się słyszysz? Oboje nie chcą mnie w swoim życiu, więc jak mam spróbować…!
Chwila. Igniss chciał, aby usunął go ze swojego życia pewnie po to, by mógł ruszyć dalej. Chciał o nim zapomnieć, skoro nie mógł z nim być. Co prawda już dawno mógł sobie kogoś znaleźć, ale jeśli nie? Jeśli wciąż coś do niego czuje??
Dał sobie mentalnego liścia. Charlie ty płytki, żałosny dzieciaku. Dziewczyna cię rzuciła, to teraz chcesz wracać do byłego, choć właśnie zaprzeczyłeś, że go kochasz? Tak bardzo boisz się samotności, że chcesz być z kimkolwiek?
Oczywiście, że chciał. W końcu od zawsze taki był, samotność przerażała go tak bardzo, że chciał być kochany przez kogokolwiek, tylko że okazywało się, że jednak to nie może być ktokolwiek, bo taki ktokolwiek do niego nie pasował… Lub raczej że to on do nikogo nie pasował. Prawie.
– ...rlie? Charlie??
Podniósł zagubione spojrzenie na przyjaciółkę.
– Nie wiem, co mam zrobić. Myślę, że chcę do niego wrócić, bo może mnie dalej chcieć, a ja nie chcę być sam. – Zapiekły go oczy, więc spuścił wzrok. – To żałosne i pewnie tylko znów go zranię. I siebie też.
– Masz rację, to żałosne. Ale ludzie już tacy są. Boimy się być sami, więc ciągnie nas do ludzi, którzy nas chcą. Mówisz, że dalej masz do niego słabość. Wcześniej doprowadziłeś się do opłakanego stanu, bo go nie było. Czyli może ci naprawdę na nim zależeć. A jeśli jemu też dalej zależy, to nie widzę przeszkód, byście jeszcze raz spróbowali.
– Jak nie wyjdzie, to tylko na nowo rozdrapię jego podleczone rany. To okrutne.
– A jeśli wyjdzie, to je całkiem zaleczysz. A może się mylę?
Przemilczał tę uwagę.
– Masz pięćdziesiąt procent szans na każdą z opcji. Charlie, którego znam, mając dużo mniejszy procent szansy i tak rzuciłby się na łeb na szyję, starając się osiągnąć sukces.
– Nie porównuj tej sytuacji do akcji w terenie.
– Czemu nie? Od obu może zależeć twoje życie, prawda?
~*~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz