~*~
– A co ze szkołą?
Długowłosy blondyn
westchnął po raz kolejny. To była kolejna wizyta u Charlotte, zbliżała się
połowa października, a dziewczyna coraz częściej narzekała na brak
zainteresowania ze strony przyjaciół.
– Dzięki dotacji mamy
z dziką chęcią postanowili pozwolić mi przychodzić na zaliczenia materiału raz
w miesiącu. Plus raz w tygodniu muszę pisać wypracowanie na wybrany przez
nauczyciela temat.
– Myślałam, że
zapisałeś się do szkoły, by nie myśleć o nim.
– Zapisałem się do
szkoły, by móc pójść na studia, jeśli nabiorę na to ochoty. Zresztą mało kto
zatrudni osobę bez wykształcenia.
– Więc idziesz do
szkoły tylko i wyłącznie po to, by kiedyś może pójść na studia. To głupie.
– To nie głupie. –
Igniss pokręcił wolno głową. – To zabezpieczenie. Za pięć, dziesięć lat nikt
nie chciałby mnie przyjąć na ostatni rok. Musiałbym zaczynać całe liceum od
nowa, w szkole wieczorowej.
– Dalej nie rozumiem,
czemu się tym przejmujesz? Jesteś bogaty. Nie wolałbyś skorzystać z rodzinnej
fortuny i nie wiem, pojechać gdzieś?
– I co jeszcze? W
ogóle, nie uciekaj – mruknął, przysuwając się na powrót do przyjaciółki. – Mam
ochotę posłuchać jeszcze malusiej Crystal.
– Marzę, żeby teraz
kopnęła cię w oko – odparła, układając się wygodniej na łóżku.
– To troszkę
niemożliwe – parsknął rozbawiony.
– A szkoda.
//*//
Igniss po powrocie ze
szkoły przywitał się z matką, całując ją delikatnie w policzek i pytając o
samopoczucie.
– Wszystko jest
dobrze. Od rana nic się nie zmieniło, Iggy – zauważyła kobieta z ciepłym
uśmiechem, gestem pokazując, by syn usiadł po jej prawej stronie na kanapie.
Zerknęła w stronę Syriusza, ruchem głowy pokazując mu, że nie zapomniała o nim,
a z drugiej strony jest też dużo miejsca dla niego. – Naprawdę nie musisz o to
pytać za każdym razem, jak mnie nie widzisz dłużej niż godzinę.
– Ja zwyczajnie
pokazuję swoją troskę, ale jeśli nią gardzisz, to schowam ją do kieszeni.
Syriusz rozsiadł się
na kanapie z ramieniem na oparciu za plecami Narcyzy.
– Już jakiś czas temu
minąłeś stację Troska i teraz zbliżasz się do Męczyduszy. Wczoraj spytałeś ją o
to cztery razy. A to tylko między obiadem a końcem kolacji.
– Na szczęście, Iggy,
będziesz się od teraz powstrzymywać, prawda?
– Prawda, tym bardziej
gdy wyjadę.
Narcyza zmarszczyła
brwi na słowa syna.
– Przepraszam bardzo,
a gdzie to niby chcesz wyjechać?
– Masaki wyrusza w
podróż do Ameryki Południowej badać tamtejsze magiczne zwierzęta. Stwierdziłem,
że to całkiem ciekawe, więc do niej dołączę.
– Ciekawe może i być,
ale czy jest bezpieczne? – spytała blondynka ostrzejszym tonem. – Jak się
obronisz, kiedy coś cię tam zaatakuje? Twoje ciało dalej jest wrażliwe na
magię, nie zapominaj o tym. Jeżeli będziesz poważnie ranny, magiczna medycyna
tylko jeszcze bardziej ci zaszkodzi.
– Mamo, już nie twórz
czarnych scenariuszy. Zostaw to Draco-panikarze, jak ten tylko się dowie. A
poza tym nic mi nie będzie. Masaki nie rusza się nigdzie bez Kiku i Koku.
Wszyscy widzieli podczas bitwy, jakie to potężne stworzenia.
– Jak już chce gdzieś
jechać, to chyba lepiej żeby wybrał się z nią niż sam, nie uważasz, Cyziu?
– No dobrze, ale chyba
nie musi to być aż tak daleko, prawda?
– A jaką różnicę to
robi, czy będzie w Ameryce czy gdzieś indziej? – spytał spokojnie Syriusz. –
Mniej będziesz się martwiła, jakby wybrał się do Szkocji? Albo Irlandii? Jak
coś miałoby mu się stać, to i w drodze do szkoły...
– Nawet tego nie
insynuuj!
– Mówię tylko, że tak
naprawdę nie ma znaczenia, gdzie będzie. Dla niego samego z każdego miejsca
dotarcie tutaj to wyprawa na cały dzień, odkąd ta rezydencja jest z daleka od
dużych miast. Za to dla kogokolwiek z nas dotarcie do niego, gdziekolwiek by
nie był, to w najgorszym wypadku parę godzin potrzebnych na załatwienie świstoklika.
//*//
Dziewiętnastolatka
otworzyła drzwi z wyrazem irytacji na twarzy.
– Czeg… Blackie.
Widzę, że łaskawie wróciłeś z tej swojej Ameryki – mruknęła kąśliwie,
wpuszczając go do środka. – Mówiłeś coś o kilku dniach, a ostatecznie nie było
cię prawie dwa tygodnie.
– Wybacz, troszkę nam
się przedłużyło w Pisac, jak byliśmy u szamana z plemienia Keczua.
– Ke-co?
Igniss machnął
zbywająco ręką. To nie było ważne.
– Chodzi o to, że
szaman znalazł coś na kształt Kuguchara, ale większego od normalnego osobnika.
Gdyby nie umaszczenie to wziąłby go za przerośniętego kociaka/przerośniętą pumę,
ale to był jeszcze młodziak. Do tego ranny i przerażony. Nie pozwalał się
nikomu do siebie zbliżyć. Maki dopiero po tygodniu udało się z pomocą swoich
chowańców przekonać tego zwierzaka, że nic mu nie zrobimy i udzielić należytej
pomocy. Teraz Koga jest pod jej opieką, więc zabrała go do siebie, do Japonii.
Charlotte patrzyła na
niego z miną świadczącą, że ma go za bajkopisarza i nie wierzy w ani jedno jego
słowo.
– Serio! – zawołał z
udawanym oburzeniem. – Mam nawet zdjęcia z tego wszystkiego i parę filmików.
//*//
Charlotte była
totalnie zauroczona zdjęciami zarówno lisów, jak i nowego podopiecznego Maki.
Igniss tym bardziej pokazywał jej coraz to nowsze ujęcia. Na sporej ilości
widniał też on sam. Był albo ze zwierzętami, albo z różnymi przedstawicielami
plemienia Keczua. Na niektórych też znalazł się sam – chociażby takie, gdzie
stał na jakimś wzgórzu przed ruinami, które kiedyś były domem Inków. Było też
takie, gdzie siedział po turecku z wszystkimi przy ognisku, a przy jego nogach
leżało pumopodobne stworzenie z łbem na jego kolanie. Chłopak głaskał kota po
karku, rozmawiając z kimś spoza kadru.
– Za tydzień lecę do
Japonii, wspomóc Maki przy Kodze. Kociak ufa tylko mi, jej i jej chowańcom,
więc może być troszkę trudno. Do tego Maki musi na kilka dni udać się do Chin,
by pomóc ludziom z chińskiego rezerwatu smoków. Ponoć mają jakiś problem z
samicą Grzywacza. Ma niedługo składać jaja, a robi dość dzi…
– Czekaj, czekaj! Bo
zaczynam się już w tym wszystkim gubić. A to co pokazujesz i mówisz zakrawa coraz
bardziej na jakąś pokręconą fantastykę.
Igniss wziął do rękę
zdjęcie kuguara.
– To jest Koga. Tamte
lisy które się przewijały na zdjęciach to chowańce Maki.
– To jeszcze ogarniam,
geniuszu. Kim jest Maki, że tak co chwilę kursuje między krajami? I czemu
zbiera magiczne zwierzęta? Chce zrobić sobie zoo dla magów?
– Co? Nie. Maki wzięła
go, bo Koga ciągle nie doszedł do siebie. Ma u siebie coś na kształt lecznicy.
Jeżeli Koga wyzdrowieje, to zostanie wypuszczony na wolność.
//*//
Charlie bawił się
brązowym lokiem leżącej przed nim Adary. W telewizji leciały napisy końcowe
filmu, który przed chwilą obejrzeli a na stole stały talerze po ich kolacji i
na wpół wypalona świeca.
Pierwszy raz od
półtora tygodnia mieli wreszcie czas się spotkać, więc wykorzystali okazję, by
jak najprzyjemniej spędzić wieczór. Charlie nawet kupił jej kwiaty, by
udobruchać swoją dziewczynę. W końcu to przez jego pracę musieli odwołać ostatnie
spotkanie. A właściwie dwa. Choć tak naprawdę nie miała o to żalu. Rozumiała,
że pracy czasem nie da się zamknąć w określonych ramach czasowych. W końcu sama
była przedszkolanką. Nie raz zdarzało się, że jakieś wyjścia musiała planować i
organizować w swoim wolnym czasie, w końcu gdy była w pracy całą swoją uwagę
poświęcała podopiecznym. Rzadko bo rzadko, ale bywały też sytuacje, gdy trzeba
było się spotkać z rodzicami – to też wymagało od niej poświęcenia prywatnego
czasu.
– Charlie… nie dokuczaj.
– Nie dokuczam, zaczepiam cię. Przecież to nie boli, prawda? Po prostu
uwielbiam twoje włosy. Są niesamowicie sprężyste.
– Loki jak loki… Ale dziękuję za miłe słowa, lizusie.
– No wiesz! – prychnął z udawanym oburzeniem.
– Nie chcesz, żebym był miły? W porządku,
nie będę. Co powiesz w takim razie na to…?
Z tymi słowami
przytulił policzek z dwudniowym zarostem do jej szyi i potarł. Adara
momentalnie zapiszczała zaskoczona i skuliła się, próbując chronić wrażliwą
skórę.
– Dość! Dość! Charlieee!
Próbowała odepchnąć
jego głowę, ale nie za wiele tym wskórała. Siłowali się tak przez dłuższą
chwilę przy akompaniamencie śmiechu rudzielca i mieszaniny próśb i gróźb
kobiety. Wreszcie do zarumienionej skóry zamiast kłujących włosków przycisnęły
się wargi.
– Kara skończona. I dla twojej wiadomości, właśnie tak wygląda
dokuczanie.
– Jesteś okropny! – wysapała. Po chwili ciszy
zaśmiała się lekko. – Z tobą każde
spotkanie to jakieś wariactwo. – Chwyciła jego dłoń i przytuliła do swojej
piersi. Odetchnęła głęboko ostatecznie uspokajając oddech. – Jak się poznaliśmy, też odstawiałeś jakieś
cyrki, choć wtedy myślałam, że to tylko ze względu na dzieci.
– Teraz to też tylko ze względu na ciebie.
– To znaczy?
– Wydawałaś mi się jakaś smutna dzisiaj, więc stwierdziłem, że muszę
poprawić ci humor.
– Dokuczając mi?
– Ściągając twoją uwagę na swoją wspaniałą osobę.
Tym razem otwarcie się
zaśmiała.
– Narcyz… Nie jesteś wcale taki wspaniały.
– Ej, to nie było miłe.
– No co? Dwa razy wystawiłeś mnie do wiatru, wspaniały facet by tak nie
zrobił. Ale dobremu facetowi mogło się zdarzyć.
Charlie obrócił
kobietę na plecy i przykrył własnym ciałem. Przesunął wierzchem dłoni po jej
policzku i ujął pod brodę. Pocałował ją krótko.
– Co tak ucichłeś? – spytała półgłosem, gdy przed dłuższą chwilę
wpatrywał się w nią bez słowa.
– Po prostu myślę, jak bardzo chciałbym się teraz z tobą kochać.
Adara wywróciła
oczami, choć lekki uśmiech wykrzywił jej wargi.
– Dwa miesiące jeszcze nie minęły. Powiedziałam ci, że masz grzecznie
poczekać…
– … bo nie ufasz, że potrafię się powstrzymać. Pamiętam. Zostało
jeszcze siedemnaście dni. Ale nie zabroniłaś mi cię kusić, więc chcę chociaż w
ten sposób w minimalnym stopniu zaspokoić swoje potrzeby.
– A czy raczej w ten sposób się nie torturujesz? W końcu dajesz sobie
nadzieję, nakręcasz się, choć dobrze wiesz, że i tak powiem stop. Chyba że
liczysz, że się złamię?
– … Troszeczkę? No bo chyba ci się podobam, prawda? Nie działam na
ciebie?
– Oczywiście, że mi się podobasz. I uprzedzając kolejne pytanie, lubię
cię i jak najbardziej chcę z tobą być… dlatego właśnie nie chcę… – urwała i uciekła wzrokiem z zakłopotaną miną. – Nie chcę żeby wyszło tak, że mnie zaliczysz i tyle się będziemy
widzieli.
Mina Charliego
stężała.
– Naprawdę tak o mnie myślisz?
– A co innego mam myśleć? Jesteś przystojny i seksowny, tryskasz
pewnością siebie, w dodatku masz tyle doświadczenia w łóżku… Nic nie poradzę,
że martwię się, że nie sprostam twoim wyobrażeniom. Miałam kilku facetów, ale
żaden z nich nie był, delikatnie mówiąc, wybitny w łóżku. Żaden z nich nie
powiedział mi też nigdy, czy sama byłam dobra, czy nie. A Leonardo…
– Ach! Teraz wszystko rozumiem. Leo cię nastraszył. Już ja się z nim
rozmówię… Ale to potem. Teraz ty mnie posłuchaj. – Za
nic nie chciał powtórki nieporozumienia, które miał z Davidem. – Tak, mam parę fetyszy, ale to nie znaczy, że
muszę je koniecznie realizować przy każdym stosunku. Albo że będę je na tobie
wymuszał.
– To co, chcesz się cały czas powstrzymywać?
– Nie. Będę próbował cię do nich przekonać. Przekonać, nie nakłonić.
Jak nie wyjdzie, to trudno przeżyję. Waniliowy seks też jest dobry. – No dobra, nie do końca tak myślał. Jeśli nie pozwoli mu używać zębów,
to będzie miał problem. To dla niego zbyt naturale. – Ważniejsze jest dla mnie, byśmy oboje się dobrze czuli, niż żebyś na
siłę… wbijała się w rolę pielęgniarki czy coś takiego.
Klepnęła go w ramię na tę ostatnią uwagę.
– Waniliowy seks?
– Ten najprostszy, najprawdopodobniej ten który sama do tej pory
uprawiałaś.
– A jak mimo wszystko się nie zgramy?
Charlie doskonale widział, jak Adara przejmowała się tą sytuacją, więc
nie zamierzał jej dodatkowo stresować prawdziwą odpowiedzią. Jeśli będzie się
bała, że nieudany seks zakończy ich związek, to szansa na to, że będzie
nieudany, dramatycznie wzrośnie, może nawet do tego stopnia, że nie będzie w
stanie się podniecić.
– Pokieruję tobą tak, że damy sobie radę. Jak już zauważyłaś, sypiałem
z wieloma różnymi ludźmi. Zapewniam, że potrafię się dostosować do innych. O
ile ty też wykażesz choć trochę inicjatywy i będziesz odpowiadać na to, co
robię, to będzie dobrze.
//*//
Dni były coraz
krótsze, a na dworze coraz zimniej. Była już druga połowa listopada, co
znaczyło, że był z Adarą już dwa miesiące, a oni wciąż świetnie się dogadywali.
Choć dalej, ku niezadowoleniu Charliego, się ze sobą nie przespali. Jego okres
próbny jeszcze nie dobiegł końca.
– Spotkamy się znów w sobotę? Mam wolny weekend.
– Tym razem nie dam rady. Moja babcia ma urodziny i wybieramy się całą
rodziną ją odwiedzić.
– Och… Mogłaś powiedzieć wcześniej, to przesunąłbym to wolne na inne
dni.
– Nie, nie, jest dobrze jak jest. Nie możesz każdego wolnego spędzać
tylko ze mną… Powiedz, kiedy ostatni raz widziałeś się ze swoją rodziną?
Charlie nie musiał
długo myśleć nad odpowiedzią.
– W marcu.
– Kochany, mamy listopad. To ponad pół roku. Nawet jak miałeś urlop, do
nich nie pojechałeś? Przecież podobno zapewniają ci dwa świstokliki do roku.
– Owszem.
– I wykorzystałeś jakiś do tej pory?
– Nie. Zdarzały się lata, gdy żadnego nie wykorzystywałem.
Adara posłała mu pełne
dezaprobaty spojrzenie.
– Niby taki rodzinny, a o własnej rodzinie to nie myślisz? Chyba jednak
nie jesteś dobrym materiałem na męża czy ojca…
Charlie zamrugał
zaskoczony. Po raz pierwszy to nie on pierwszy wyskoczył z taką insynuacją.
Choć było to nieco zabawne, skoro nawet jeszcze ze sobą nie spali. Nie
omieszkał jej tego wytknąć.
– Oj, to było tak
ogólnie… Dobra, faktycznie głupio zabrzmiało. Ale! Nie zmienia to faktu, że
powinieneś czasem pokazać się rodzicom na oczy, by wiedzieli, że jeszcze masz
wszystkie kończyny.
– Ech, no dobrze,
wygrałaś. Zrobimy sobie osobne rodzinne
weekendy. Ale we wtorek u ciebie nocuję.
– Dlaczego akurat we
wtorek?
– A co, wolałabyś
żebym przyszedł w poniedziałek? – spytał z zadowolonym uśmiechem, który
poszerzył się gdy tylko skinęła głową. – Widzisz, a tak się obawiałaś...
– Oj, cicho!
Objął ją w pasie i
pocałował w szczękę.
– To co, mam u ciebie
zostawić swoją szczoteczkę? – spytał zaczepnie. Chciał się z nią tylko trochę
podrażnić, ale znów go zaskoczyła.
– …Myślę, że to nie
taki głupi pomysł.
//*//
Wyszedł do skrytego w mroku
ogrodu, odchodząc spory kawałek od domu, by wścibskie uszy rodziców go nie
podsłuchały. Napisał niedawno wiadomość do Harry’ego, by dał mu znać, gdy
będzie miał koło siebie Ginny. Przed chwilą dostał odpowiedź, więc zadzwonił,
prosząc siostrę do telefonu.
– Dalej go kochasz, co? –
spytał zamiast powitania.
Cisza po drugiej stronie się
przeciągała.
– N-nie…
– Daj spokój, myślisz, że
tego nie widać? Rozumiem, że jesteś na mnie zła, że go zraniłem, ale nie było
innej opcji.
– Mogłeś do niego wrócić!
Przede wszystkim mogłeś na niego poczekać!
– Nie mogłem, księżniczko.
– Akurat! Pewnie ci się
znudził…
Westchnął ciężko.
– Nie znudził mi się. Dalej
go lubię.
– To wróćcie do siebie! Ig
dalej coś do ciebie czuje…
– To nie takie łatwe, małpko,
dla żadnego z nas. Zawsze będę miał do niego sentyment, bo wiele zmienił w moim
życiu, ale nie mogę już z nim być… Mam teraz dziewczynę, która bardzo dużo dla
mnie znaczy. Tak dużo że zastanawiam się nad oświadczynami.
Ginny prychnęła w słuchawkę.
– Wciąż go lubisz, a
oświadczasz się innej, dupku?!
– Ginny, lubię a kocham to
zupełnie różne uczucia – rzucił zniecierpliwiony. – Wcześniej bardziej mi na
nim zależało, teraz mocniej zależy mi na Adarze.
– Więc oddaj go mnie! – chlipnęła.
Znów westchnął.
– Przykro mi, Ginny. Ig nie
będzie należeć do żadnego z nas.
//*//
Blondyn nie zdążył
dobrze opuścić terenu odprawy, kiedy został porwany w czyjeś ramiona. Zaśmiał
się radośnie, po samym zapachu poznając kim jest ów porywacz. W końcu sam kupił
te perfumy bratu.
– Nie było mnie raptem trzy tygodnie –
powiedział, obejmując bliźniaka w pasie. – Skoro za bratem tak bardzo tęsknisz,
to za Harrym musisz cierpieć katusze kiedy musi iść samiuteńki do łazie… auć!
– Już nie wymyślaj! – warknął, odsuwając się. –
Kiedy prosiłem, żebyś wrócił na tamten weekend, odmówiłeś… Dlaczego w ogóle
musisz pracować w Stanach?
Zaczął prowadzić brata do części do magów –
przez łazienkę dla niepełnosprawnych. Wystarczyło różdżką dotknąć klamki, by
przejście się aktywowało.
– A czemu nie? Praca jak praca. Dostałem
propozycję od agenta Yuu i na nią przystałem. Ich filia w Stanach potrzebowała
modeli, a ja i tak chciałem troszkę pozwiedzać tamte rejony. Tym bardziej, że
tu Charlotte miała już mnie dość i groziła mi kastracją pilniczkiem do
paznokci, a przy mamie też za dużo skakałem.
Podeszli do jednego z publicznych kominków i
ustawili się w kolejce. Draco w międzyczasie zmniejszył walizkę brata i schował
do kieszeni.
– Dlatego właśnie postanowiłeś wrócić na prośbę
trzeciej kobiety, której nie możesz się oprzeć?
– Gdybym nie był gejem, Ginny z pewnością byłaby
moją dziewczyną. – Przyjął od brata parę knutów i wrzucił w zamian za garść
proszku fiuu. – Do zobaczenia w domu. Black Garden!
//*//
Igniss po krótkim przywitaniu z matką i
Syriuszem, zamknął się u siebie, by odświeżyć się przed odwiedzeniem
przyjaciółki. Osiem godzin w samolocie robi swoje. Do tego dodajmy jeszcze
zmianę czasu i wszystko idzie na łeb na szyję. Na szczęście w samolocie udało
mu się przespać większość czasu, więc nie bał się, że w połowie spotkania im
odleci.
Wyszedł z łazienki w samej bieliźnie,
przecierając ręcznikiem włosy. Zerknął na brata i Harry'ego, którzy siedzieli
na jego łóżku, ewidentnie na niego czekając.
– Dobrze, że nie wyszedłem nago – mruknął,
przechodząc obok nich. Rzucił ręcznikiem w młodszego brata i otworzył walizkę,
wyciągając z niej ciemne, przetarte jeansy i czystą szarą koszulkę. Ubrał się
nieśpiesznie.
– Jesteś strasznie chudy, Ig.
– A ty strasznie czepialski, Harry – odparł
chłopak, pozwalając, by bliźniak rzucił zaklęcie suszące na jego długie włosy.
– Zostawić je rozpuszczone czy jakoś spiąć? – spytał, wiedząc, że tym pytaniem
zachęci Draco do roboty. Uśmiechnął się, podając szczotkę bratu, tuż po tym jak
grzecznie usiadł na krześle przy biurku. Zerknął na Harry’ego. – Co jest?
– Naprawdę nie wracasz już do czarnych?
– A co? Kręciłem cię jak mia.. auć! Draco,
delikatniej!
– Ty nigdy go nie kręciłeś.
– Przecież wiem! Droczę się tylko – burknął. – I
nie, Harry. W najbliższej przyszłości nie wrócę do czarny… Co ty zrobiłeś?!
Draco zapiął kolczyk z zadowoleniem widocznym na
jego twarzy.
– No! Teraz wyglądasz jak mój brat.
– To w blondzie nim nie jestem? Myślałem, że
przyzwyczaiłeś się, że już nie chodzę z tym – puknął palcem kolczyk.
– Nie marudź i załóż na siebie resztę tego
żelastwa. Ginny uwielbia twoje kolczykowe fantazje.
– Wystarczyło powiedzieć, a nie robić podchody.
//*//
Całą trójką przenieśli się do
Hogsmeade, na co Igniss zaśmiał się cicho.
– To teraz do Trzech Mioteł?
– Hermiona zajęła się
rezerwacją stolika, bo inaczej moglibyśmy nie znaleźć miejsca. Odkąd na
zewnątrz się uspokoiło, jeszcze więcej osób wychodzi do Hogsmeade
– Czyli będzie weselej.
Ekstra! – Ucieszył się brunet. – Tęskniłem za Hermionką i Ginny.
Gdy weszli do środka, czekały
na nich dwa złączone stoliki, przy których siedziały wspomniane dziewczyny,
współlokatorzy Harry’ego, Zabini i Veronique. Ginny pomachała do nich.
– Ale się guzdrzecie!
– Cześć wam! – krzyknął
chłopak, podchodząc do nich szybkim krokiem. Pochylił się nad Ginny, składając
jej soczystego buziaka w policzek. – Hej, piękna.
Usiadł obok niej z uśmiechem.
– Cześć, lizusie. –
Uśmiechnęła się, lustrując go mimowolnie wzrokiem. – Masz go?
– Oczywiście, że mam. –
Wyciągnął z torby czasopismo i podał przyjaciółce. – Specjalnie dla ciebie
przedpremierowe wydanie. W Stanach wyjdą dopiero za dwa dni, szczęściaro.
– Co to? – spytał Draco,
patrząc ciekawsko na podarunek Iga. – Co tam jest?
– Nie twoje interere bo
kociej mordki dostaniesz, Dra.
– Jak ładnie poprosisz, to
może ci pokażę… w dniu amerykańskiej premiery. – Spojrzała z zadowoleniem na
zdumioną minę blondyna.
– Ale cię zbyła. – Ron posłał
blondynowi rozbawione spojrzenie.
– Jak podróż, Ig? – Hermiona
jak zawsze jako jedyna w tym towarzystwie stąpała mocno po ziemi.
– Męcząca, na szczęście mimo
wszystko mogłem się troszkę przespać… Cała noc w samolocie to nie jest coś
superaśnego.
– Na długo przyjechałeś?
– Jak jest w Stanach?
– Podoba ci się modeling?
Na raz padły trzy pytania, na
co Hermiona spojrzała po znajomych z dezaprobatą.
– A może tak ktoś mu najpierw
przyniesie coś do picia, co? Harry, siedzisz z brzegu. – Kiwnęła głową w stronę
baru.
– Jak zawsze jesteś cudowna,
Hermi-mamo.– Ig puścił dziewczynie oczko. – Co do pytań. Zostaję do końca
miesiąca. Przyjaciółka miała rodzić dzisiaj, ale pisała mi godzinę temu, że
dzisiaj z porodu nici i ma zgłosić się za dwa dni. Co do Stanów…
Ig z szerokim uśmiechem
zaczął opowiadać o jego życiu w Nowym Jorku i pracy jako model.
~*~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz