niedziela, 21 czerwca 2020

Historia Smoka 21


~*~
Wszedł do pokoju swojego współlokatora i opadł z westchnieniem na materac. Czekając, aż Leo wróci z pracy, zdążył zjeść kolację i wziąć prysznic, więc teraz leżał na jego łóżku w samych bokserkach, w których sypiał. Co prawda aktualnie nie utrzymywali kontaktów seksualnych, ale wciąż przesiadywali jeden u drugiego.
Nie wiedząc kiedy, odpłynął, zapadając w płytki sen.
Obudził go delikatny dotyk na plecach. Gorące w zetknięciu z wychłodzoną skórą śliskie dłonie sunęły spokojnie po odsłoniętym ciele. Umiarkowany nacisk powoli rozluźniał spięte mięśnie. Charlie odetchnął głęboko, czując na pośladkach znajomy ciężar.
– Możesz włożyć w to więcej siły.
– Śpij dalej i nie marudź.
– Już mi się nie chce spać.
– Dopiero co miałeś dwa dni wolnego, co cię tak wymęczyło? Starzejesz się?
– Dupek. Jestem od czwartej na nogach. No i znudziło mi się czekanie na ciebie.
– Masz do mnie jakąś sprawę?
– Rozstaliśmy się z Davidem.
– Nie spodobał mu się wasz wspólny weekend? Zagorzały esteta czy przeszkadza mu twoje oddanie pracy? – spytał z kpiną
– Jestem zbyt napalony jak na jego standardy, jest też zdegustowany moimi fetyszami. Nie docierało do niego, że wcale nie muszę go wiązać, żeby się dobrze bawić. Ani że role-playing nie oznacza, że lubię wciskać się w lateksowe kostiumy albo obcisłe rajtuzy i udawać, że jestem superbohaterem. Albo baletnicą.
– Oszczędziłeś sobie marnowania czasu na ograniczonego frajera, powinieneś się cieszyć.
– O ile łatwiejsze byłoby życie, gdybyśmy byli razem.
– Nie da rady, Cherry. Wiesz, że nie znoszę okazywać czułości, a ty tego właśnie pragniesz. Mogę dać ci elektryzujący seks, ale pluszowe misie i kolacje przy świecach to nudy.
– Wiem, wiem. Przecież niczego nie proponowałem. Naciśnij tu mocniej. Jeszcze. Jeszcze trochę… No dalej, wiem że więcej w tobie rozumu niż mięśni, ale jak użyjesz swojego ciężaru… O! – Rozległo się głuche chrupnięcie kości. – Dokładnie o to mi chodziło, dzięki.
– I co teraz?
– Możesz mi pomasować nogi.
– Nie o to pytałem, głupolu. Znów wpadniesz w wir pracy i seksu? Jeszcze miesiąc nie minął, od kiedy wyrwałeś się z ostatniego.
– Sam mnie nauczyłeś radzenia sobie w ten sposób z negatywnymi emocjami, więc nie jesteś w pozycji do prawienia mi kazań.
– Gdybyś tak z tym nie przeginał, to nie miałbym nic do gadania. Póki to na mnie się wyżywałeś, mogłem mieć na ciebie oko, ale odkąd latasz tylko na jednonocne akcje… Cherry, martwię się o ciebie.
– Ja chyba dalej śnię.
Leo uniósł się lekko i szarpnięciem – choć z niewątpliwą pomocą samego Charliego – obrócił rudzielca na plecy. Pocałował go brutalnie, zaczynając od ugryzienia w wargę, po czym wepchnął mu do ust język. Przycisnął się do niego i kołysząc biodrami, ocierał o siebie ich przyrodzenia. Charlie chwycił go za ramiona, po czym przesunął ręce w dół szczupłego ciała i ścisnął pośladki, narzucając Leo własny rytm.
//*//
– Nie chcę co noc szukać nowej osoby do pieprzenia – wyznał nagle, gdy uspokajali oddechy. – To chyba przestało działać.
– Co? Jak to?
– Jasne, zaspokajam rządzę, ale potem… czuję się pusty. Dlatego związałem się z Davidem, choć od początku wiedziałem, że nie jest typem, który lubi eksperymenty w łóżku. Nawet nie lubił gryzienia, wanilia w czystej postaci… Ale chciałem kogoś dla siebie.
– Myślałem… Myślałem, że dzieciak cię naprawił, ale chyba jeszcze bardziej cię popsuł.
Leo obserwował, jak łza powoli spływa po skroni Charliego.
– Nawet teraz czuję się pusty, choć jest dużo lepiej niż z ludźmi z Somory.
– Nic dziwnego. Jesteś przyzwyczajony do seksu ze mną.
– Nie wiem, jak mam znaleźć kogoś na stałe – kontynuował, patrząc się w sufit. – Jak się poznaje takich ludzi? Jak ich przy sobie zatrzymać?
– Nie umiem ci pomóc, ja takich nie szukam.
Kolejna łza stoczyła się po utorowanej wcześniej ścieżce.
– Żałuję, że z Igiem nie wypaliło. Mogło…
– Chcesz znowu czekać, aż się obudzi?
Charles pokręcił głową.
– Nie, to zbyt desperackie. Zresztą nie potrafiłbym mu spojrzeć w oczy. Musiałbym się przyznać do wszystkiego. Co miałbym mu powiedzieć? “Rzuciłem cię na miesiąc, żeby poruchać”?
– To ja ci kazałem sobie odpuścić.
Weasley znów pokręcił głową.
– Chciałem już dawno odpuścić, czekanie potwornie bolało, ale nie potrafiłem się na to zdobyć. Żałuję teraz, że nie potrafiłem poczekać. Wtedy żałowałem, że nie potrafię odpuścić.
– Ale teraz przynajmniej nie katujesz się pracą, co?
– Nie robiłem tego specjalnie… – zauważył kwaśno. – Nie mogłem inaczej.
– Wiem.
Milczeli przez parę minut, leżąc obok siebie w bezruchu.
– Leo?
– No?
– Potrzebuję drugiej rundy.
– To nie usunie tej pustki.
– Wiem, ale też jej nie powiększy. Błagam, dotrzymaj mi towarzystwa, póki nie znajdę kogoś tylko dla siebie.
Orwell westchnął i usiadł mu na biodrach.
– Taki duży facet, a sercem dalej dzieciak. Gdybym nie uwielbiał czuć twojego fiuta w sobie, to w życiu bym się z tobą nie trzymał. Znajdź w końcu tego jedynego i przestań zamęczać mnie swoimi problemami miłosnymi!
Ugryzł Charliego tak mocno w wargę, że ten aż jęknął z bólu.
– No dalej, co tak leżysz jak kłoda, mazgaju!? Impotent pieprzony! Może teraz to ja ciebie przerucham co? Skoro czujesz się taki pusty, może mój kutas i moja sperma cię zapełnią?!
Palce Charlesa zakleszczyły się na jego twarzy, a w następnej chwili uderzył plecami i głową o materac, gdy Brytyjczyk zrzucił go z siebie.
– Prędzej zdechniesz, tonąc w mojej spermie, niż zbliżysz się ze swoim kutasem do mojego tyłka!
– Nie wierzę, że taka płaczliwa ciota, może sobie poradzić jako aktyw!
Szarpnął Leo za przedramię i wgryzł się w nie, aż Amerykanin wrzasnął z bólu.
– Nie wiń mnie, jeśli tej nocy zarucham cię na śmierć!
Ich ciała coraz mocniej płonęły, gdy bezskutecznie próbowali ugasić pragnienia nawzajem w swoich ustach.
//*//
Nastolatek wierzgnął całym ciałem, krzycząc i próbując wyrwać się z trzymających go więzów.
Niech go ktoś uciszy! – warknął jeden ze śmierciożerców, brutalnie wciągając Blacka do lochów.
Musi być przytomny.
Ale nie musi mieć sprawnej szczęki. Złammy mu ją…
Idący dwa kroki przed nim Nott, zerknął przez ramię na szarpiącego się blondyna.
Ma być sprawny… Myślisz, że zostawiłbym taki kąsek, gdybym nie dostał zakazu?
Igniss zatrząsł się z obrzydzenia, na samą myśl o tym, co ten śmieć insynuował.
Jeśli myślisz, że mnie dotkniesz to… auu! – krzyknął z bólu, kiedy prowadzący go mężczyzna cisnął nim nagle o ścianę.
Milcz, ścierwo! Bydło rzeźnickie głosu nie ma!
Skoro mnie zabijecie, to ten głos jak najbardziej będę miał…! Wy…!
Alexander położył swoją dużą łapę na twarzy nastolatka, chwytając go za nią. Gwałtownie pchnął do przodu, uderzając głową Ignissa o kamienną powierzchnię.
Cicho! Cicho! Cicho! – warczał, z każdym kolejnym słowem używając więcej siły.
Igniss osunął się bezwładnie o parę centymetrów. Trzymający go śmierciożerca nie pozwolił mu bowiem na upadek.
Czy nie mogłeś być tak cicho jak teraz? Nie mogłeś?!
Blondyn nic nie odpowiedział, ze wszystkich sił próbując odpędzić od siebie chęć skulenia się na ziemi. Potylica pulsowała tępym bólem, sprawiając, że myślał jedynie o tym odczuciu. Nic więcej.
Chodźmy dalej…
Collins ponownie pociągnął go za sobą, nie przejmując się tym, że jego więzień upadł na ziemię i teraz zmuszony był go ciągnąć. Najważniejsze, że osiągnął cel. Chociaż na chwilę.
Bowiem przy drzwiach charłak jakby odzyskał siły i z ziemi tym razem zaczął się zapierać i stawiać.
Oż, znowu zaczynasz?! – warknął mężczyzna, szarpiąc za krępującą przeguby nastolatka linę. – Przestań w końcu!
Tak to się robi – mruknął Nott, biorąc krótki zamach. Igniss stęknął głucho, czując czubek buta boleśnie wciskający się w jego brzuch.
Teraz bez najmniejszych problemów wciągnęli nastolatka do pomieszczenia.
Nareszcie – odezwał się mężczyzna, podnosząc się z klęczek. Odsunął się od bezwładnego ciała na ziemi. – Ułóżcie go na środku.
Przypięli go do kajdan wychodzących z podłogi dokładnie w centrum wyrysowanego białą kredą kręgu.
Dobrze byłoby, gdybyś okazał się kompatybilny. W innym wypadku zaraz po tobie przyjdzie kolej na twojego brata – mruknął mag. – Widzisz tamto ciało? – spytał, kiwając głową w stronę bladego ciała młodej kobiety. – Dwie godziny się męczyła, nim ostatecznie magia miecza ją pożarła. Ty musisz się postarać. Nie chcesz chyba, by to samo spotkało twojego kochanego braciszka, prawda?
Igniss pokręcił głową, patrząc na niego z uporem.
Musiał to przeżyć. Draco nie może więcej cierpieć. Już wystarczająco zniósł bólu.
Zaraz zacznę… otwórz usta. Dobry chłopak… A teraz nałożę pieczęć…
Igniss krzyknął, szarpiąc całym ciałem, kiedy ból wtargnął do każdej komórki jego ciała. Mag jeszcze mocniej skupił się na pieczętowaniu broni. Ciemne mroczki zawirowały przed oczami Blacka. Nie miał sił! Nie chciał umierać!
Witaj, Ignissie…”
Nie ważne, co się będzie działo, musi to przetrwać!
Ciekawe, czy ty wytrzymasz dłużej moją magię…”
Zabije ojca, jak tylko to przeżyje…
Och, niemagiczny. Może jest dla ciebie nadzieja.”
Musi trzymać się nadziei, że to przeżyje i na nim ta tortura się zakończy.
Nie martw się, spróbuję utrzymać cię przy życiu”
Musi uratować brata!
On cię uratuje… i siebie też… Pozwólmy im uwierzyć, że rytuał się nie udał. Jest dla was nadzieja… Jak nie, to oboje zginiecie”
//*//
Blondyn otworzył nagle oczy, biorąc gwałtowny, głęboki wdech.
Otaczająca go z każdej strony ciemność była przerażająca. Zamrugał. Albo miał wrażenie, że to zrobił. Z otwartymi oczami czy nie, czerń była taka sama.
Ciszę przerywało jedynie głośne sapanie. To on wydawał te upiorne dźwięki?
Usłyszał jakiś rumor i po chwili drzwi do pomieszczenia, w którym przebywał, otworzyły się gwałtownie. Chłopak drgnął, patrząc na intruza szeroko otwartymi oczami. Światło z korytarza wlewało się do pokoju, oślepiając go. Widział jedynie kontur mężczyzny, ale to wystarczyło, by dostrzegł różdżkę w jego ręce.
– Ożeż ty w dupę… – wyrwało się mężczyźnie, ruszając w jego kierunku szybkim krokiem.
– Nniee… ghee gheee! – Nagły napad kaszlu przeszkodził chłopakowi w wykrzyczeniu, żeby facet się do niego nie zbliżał.
– Spokojnie, Ig… – odezwał się, stojąc tuż przy łóżku chłopaka. Zaklęciem włączył lampkę, żeby chłopak mógł dostrzec jego twarz w ciemności. – Jestem magomedykiem i opiekuję się tobą – dodał, by chłopak nie próbował od niego uciekać. W końcu ostatnie co pamiętał, to bitwa. Blondyn próbował rozejrzeć się, ale dłonie na jego twarzy mu to uniemożliwiła. – Patrz na mnie, Ig i powtarzaj za mną. Wdech…
Wziął głębszy wdech w ślad za mężczyzną, dopiero teraz orientując się, że cały czas oddychał nieregularnie. Czy to efekt stresu? Atak paniki?
 – Wydech… Bardzo dobrze. Jeszcze raz.
Przez kilka kolejnych minut chłopak oddychał tak, jak kazał mu nieznajomy, rejestrując, że jego oddech przestał być tak chrapliwy i chyba jego atak paniki już minął.
Nim zdążył się odezwać, medyk położył rękę na jego karku, podnosząc mu głowę i przystawiając szklankę wody do ust. Posłusznie wypił zawartość szklanki, z przyjemnością odczuwając, jak płyn nawilża suche gardło.
– Dobrze, bardzo dobrze. Spróbuj coś teraz powiedzieć.
– Gdzie jestem?
– W swoim pokoju. Zajmuję się tobą prywatnie, także nie musiałem zajmować się tobą w Mungo.
– Czemu? – Z ulgą pozwolił mężczyźnie, by ten pomógł mu usiąść wygodniej.
– Jak to czemu? Potrzebowałeś ciągłej opieki magomedyka, na wypadek pogorszenia się twojego stanu.
– Co? Przecież wystarczyłby w zupełności mugolski lekarz.
– Śmiem wątpić, żeby którykolwiek z mugolskich lekarzy mógł ci pomóc. – zamilkł na chwilę. – Powiedz mi Ig, co pamiętasz jako ostatnie? Gdzie wtedy byłeś?
– W lochach… Byłem ciągnięty do jakiegoś pomieszczenia… Jeden z nich, cisnął moją głową o ścianę, by mnie uciszyć. – Medyk mruknął w odpowiedzi, rzucając na niego kilka zaklęć sondujących. – A potem… o mój boże! Czy z Draco wszystko w porządku? Mówili, że on będzie drugi, jeśli nie…
– Nic mu nie jest… Ale czekaj chwilę. Mówisz o tym całym momencie rytuału i pieczętowaniu?
– Nie wiem… chyba? – Igniss posłał mu zagubione spojrzenie. – Czy to ma jakieś znaczenie? Co z moim bratem?
– Nic mu nie jest. To na pewno twoje ostatnie wspomnienie? Nie było nic potem?
– Nie wiem… Chyba… Jakaś rozmowa? Nie pamiętam tego dokładnie.
– I tak już dużo pomogłeś… Teraz dam ci eliksir nasenny, byś mógł pospać bez żadnych snów, dobrze? – Nastolatek kiwnął głową, a chwilę później magomedyk podał mu do wypicia eliksir. – Jak się rano obudzisz, to będzie już przy tobie twoja matka. Dobranoc, Ig.
– Dobranoc, leka… – umilkł w połowie słowa, zamykając oczy.
Lael przez krótką chwilę obserwował śpiącego chłopaka, a następnie rzucił na niego kolejne zaklęcie monitorujące jego stan, na wypadek jego wcześniejszego wybudzenia się.
A teraz może działać dalej.
//*//
Kobiet otworzyła z ociąganiem oczy, wybudzona ze snu. Przez chwilę nie wiedziała co się dzieje, a przynajmniej do chwili, kiedy do uszu nie dotarł odgłos walenia w drzwi.
Podciągnęła się na materacu do pozycji siedzącej, różdżką zapalając światło. Zsunęła nogi z łóżka, zakładając kapcie i wstała, idąc w stronę drzwi. Po drodze zgarnęła podomkę, którą narzuciła na ramiona. Otworzyła drzwi chwilę po tym, jak kolejny raz rozległo się pukanie.
– Oby to było coś ważnego – mruknęła, nie ukrywając tego, że jeśli mężczyzna przychodzi z czymś błahym, to mu coś zrobi.
– Wydaje mi się, że to coś ważnego.
– Coś się stało Igowi? – spytała, widząc jego poważny wyraz.
– Tak, chyba się stało.
– Lael, nie trzymaj mnie w takiej niepewności!
– Twój syn się wybudził…
Kobieta sapnęła cicho, cofając się o krok. Mężczyzna zaraz podszedł do niej, obejmując ją nim ta osunęła się na ziemię.
– Narcyzo, kurde… spokojnie – mruknął, prowadząc kobietę powoli do łóżka. Ułożył kobietę na materacu, sprawdzając jej stan. Na szczęście to tylko przez nadmiar emocji.
– Co z nim? Co z Igiem?
– Miał mały atak paniki na początku, ale teraz jest spokojny. Rozmawiałem z nim przez chwilę, Podejrzewam, że ma amnezję dysocjacyjną.
– Amnezję?
– Tak. Nie pamięta niczego z okresu kiedy był opętany.
– Nie… Czy to jest odwracalne?
– Różnie bywa. Czasem wystarczy trochę czasu, by chory przypomniał sobie wszystko. Czasem może wrócić do niego tylko część wspomnień, a czasem nie wróci nic… Osobiście uważam, że to dla niego lepiej.
– Lepiej?! Jak może być to dla niego lepiej?
Mężczyzna westchnął krótko, przykrywając kobietę dokładnie kołdrą.
– Nie pamięta tego, że ktoś inny steruje jego ciałem, wykorzystuje ludzi. Nie pamięta też, że prawie zabił swojego brata i to samo próbował zrobić chłopakowi tego brata. Wydaje mi się, że gdyby to sobie przypomniał… mógłby zareagować o wiele gorzej.
Narcyza po dłuższej chwili niechętnie przyznała mu rację. W końcu Ig od zawsze miał tendencję do przepraszania za wszystko. A tych dwóch ostatnich rzeczy nie wybaczyłby sobie.
//*//
Kobieta fiuknęła z samego rana do Syriusza, mając pewność, że ten jeszcze nie wyszedł na śniadanie.
– Syri…? Urwisie…?
Pojawił się przed kominkiem w piżamie.
– Co jest, Cyziu? Coś się stało? – Klęknął przed paleniskiem.
– Możesz załatwić, żeby Harry z Draco wrócili z tobą do rezydencji?
– Pewnie tak. Nie mów że coś się z Igiem stało… – spojrzał w żar zaniepokojony.
Narcyza kiwnęła głową, nim wykrztusiła:
– Wybudził się… Wybudził się, Syriuszu.
– Rozmawiałaś z nim już?? Mówił coś o Ariamie?
– Jeszcze u niego nie byłam. Lael rozmawiał z nim w nocy i Iggy niczego nie pamięta.
– … Może to i lepiej. – W końcu Ariam nie traktował go zbyt dobrze, pomyślał.
– Też tak myślę. Lael przyjdzie po mnie, jak tylko Ig się obudzi.
– Powiem chłopcom na śniadaniu. A dyrektora jakoś przekonam, żebyśmy mogli jeszcze dziś wieczorem się przenieść.
– Dziękuję, skarbie.
– Cyziu, dobrze się czujesz?
– Tak, było mi trochę słabo… i odkąd dowiedziałam się, że Iggy się wybudził, nie mogłam zasnąć.
– Rozumiem. Spróbuj się zdrzemnąć, zanim przyjdę z chłopcami.
//*//
Lael pomógł usiąść chłopakowi, układając za nim poduszkę.
– Wyglądasz jakby coś cię przejechało.
– I tak się czuję. Praktycznie przez całą noc siedziałem przy twojej matce.
– Siedziałeś przy niej? – Nastolatek zmarszczył brwi. – Czemu?
– Za dużo emocji, było jej słabo, nie mogła zasnąć.
Kiwnął głową, przez chwilę rozglądając się po pokoju.
– Czyli naprawdę jestem u siebie w pokoju. Na początku myślałem, że jestem w Mungo i ktoś zaczarował salę tak, by imitowała mój pokój.
– Z fortuną twojej matki bym się nie zdziwił. Ale jej bardziej zależało na tym, by trzymać cię przy sobie.
– Czekaj, czegoś tu nie rozumiem… Jak to z fortuną matki? Przecież to ojciec…
– Twój ojciec nie żyje. Zginął w trakcie bitwy.
– Nie żyje… – powtórzył za nim głucho. – Ha, czyli mama w końcu mogła się od niego uwolnić…
– Zależy co masz na myśli, przez uwolnić. – Lekarz wzruszył ramionami, podając mu miseczkę z kleikiem. – Długo nie jadłeś normalnych posiłków, więc musisz zadowolić się tym.
– Nie zmieniaj tematu. Rozwiń, co ty miałeś na myśli.
– Nie sądzę, żebym był odpowiednią osobą do wprowadzania cię do tego, co cię ominęło przez ten czas.
– Jakoś nie miałeś oporu wyznać mi, że to co pamiętam jako ostatnie wydarzyło się ponad rok temu, że w marcu miała miejsce bitwa z Voldemortem i wygraliśmy… A teraz mi mówisz, że więcej nie powiesz?
– Zjedz, potem pogadamy…
Chłopak zgrzytnął zębami, zabierając się za jedzenie. Jak go ten medyk wkurzał.
//*//
Narcyza weszła do pokoju syna, uśmiechając się czule, kiedy dojrzała go przytomnego.
– Iggy… Tak za tobą tęskniłam – mruknęła, podchodząc do łóżka i siadając na jego brzegu. Wyciągnęła rękę, dotykając policzka syna.
– Ja za tobą też. Słyszałem, że źle się czułaś w nocy.
– To nic takiego. Bardziej mnie interesuje, jak się czujesz.
Chłopak wzruszył ramionami.
– Chyba dobrze. Lael nie pozwala mi wstać, twierdząc, że jestem jeszcze słaby… Ale jest szansa, że na obiad zejdę do jadalni z jego asystą. Och… a może zjedlibyśmy na tarasie? Widzę, że za oknem jest ładna pogoda… Albo w oranżerii. Co myślisz?
– Jeżeli Lael się zgodzi, to ja nie widzę żadnych przeszkód.
– Świetnie. To teraz możesz streścić mi, co mnie ominęło przez ten czas.
Narcyza opowiedziała więc Igowi o wszystkich wydarzeniach, o których wiedziała. O tym, jak trafił do Gryffindoru, jak zaprzyjaźnił się z Harrym i jego przyjaciółmi, o czym sama dowiedziała się od Harry’ego. Opowiedziała też o związku drugiego syna i tym jak Draco zmienił się dzięki temu. Również opowiedziała o swoim odejściu od męża i przystąpieniu do Dumbledore’a. Zacięła się dopiero w momencie, kiedy miała zacząć temat Syriusza.
– Coś nie tak?
– Nie, skarbie. Nie wiem tylko jak zacząć.
– To coś ma związek z moim opętaniem? Niechętnie mówisz o tym czasie…
– Poniekąd ma to z tym związek. Uratowałeś kogoś.
– Kogo?
– Syriusza… – Igniss parsknął, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Naprawdę. Uratowałeś go… uratowaliście.
– Czyli on naprawdę żyje?
– Żyje… – przytaknęła i przez dłuższy czas opowiadała o swojej relacji z Syriuszem. Opowiadała praktycznie o wszystkim, omijając tylko te momenty, kiedy zostawała sama z Syriuszem w sypialni. Zdradziła również z czułym wyrazem twarzy, że spodziewała się dziecka i wyszła za najcudowniejszego mężczyznę.
– Ok. Więc facet, którego zawsze podziwiałem i chciałem być jego synem, teraz jest moim ojczymem. Świetnie. – Wyszczerzył się radośnie. – Nie mogę się doczekać, aż go poznam.
– Po obiedzie przyjdzie tu z Draco i Harrym.
– Super. Świetnie będzie też poznać chłopaka brata. Szczegół, że on zna mnie.
~*~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz