środa, 24 czerwca 2020

Historia Smoka 22


~*~
Igniss siedział z matką na wielkiej, drewnianej ławce w oranżerii, na której leżało mnóstwo poduch, dzięki czemu nie była tak twarda. Podziwiał mały brzuch ciążowy, który pojawił się u matki. Dotknął brzucha kobiety, uśmiechając się do niej szeroko.
– Promieniejesz… Wyglądasz cudownie – powiedział, nie przestając gładzić matkę po brzuchu. – Znasz już płeć? Wymarzona córcia czy trzeci chłopak do kolekcji?
– Chłopiec – odparła, sama dotykając warkocza. – Trzeba ci będzie go poprawić, zniszczył się po całym dniu machania z niedowierzaniem głową.
– Ja mu poprawię – zaproponował młodszy blondyn, zbliżając się do nich szybkim krokiem.
– Poważnie, Draco… Już sam nie wiem, czy jesteś niecierpliwy czy po prostu nie zrozumiałeś pojęcia “wielkie wejście” – skwitował Syriusz, wchodząc razem z Harrym do pomieszczenia.
– Bardzo śmieszne – prychnął chłopak, chwilę przed tym jak przytulił brata.
Syriusz podszedł wpierw do Narcyzy, pochylając się i całując ją na przywitanie w skroń.
– Cześć, Cyziu. Przespałaś się w końcu?
Kobieta pokręciła głową z zakłopotanym uśmiechem.
– Wybacz, urwisie.
Syriusz spochmurniał.
– Musimy to naprawić.
– Dobra, bracie mój najlepszy i już nie tak całkiem najmłodszy… puść mnie w końcu. – Ig poklepał brata po plecach.
Gdy Syriusz odsunął się od żony, przywitała się z Harrym i teraz obaj patrzyli, jak Draco niechętnie odkleja się od bliźniaka.
– Um eee cześć Ig…
– Ty jesteś Harry Potter! – Ig wskazał na niego palcem, rozdziawiając usta. – Dasz mi autograf na klacie? – parsknął cicho, nie mogąc się powstrzymać. – Twoja mina była przekomiczna. Cześć, Harry.
– Oj, odczep się… – bąknął zażenowany.
– Widzicie wy go? Ledwo się obudziłem, a ten już próbuje się mnie pozbyć.
– Wcale nie! – zaoponował.
– Harry, nie masz za grosz wyczucia ironii, co? – Syriusz spojrzał na chrześniaka z rozbawieniem.
– Cześć, Syriuszu. Słyszałem, że ja i ten drugi ja wyciągnęliśmy cię zza podartej zasłonki.
– Ariam, nie drugi ty, nie masz rozdwojenia jaźni… Szkoda, co? Byłoby ciekawie. – Uniósł brew wyzywająco, a na ustach błąkał mu się uśmieszek.
– Gorzej, gdybym w trakcie jakiegoś ważnego zdarzenia zamienił się z tym drugim miejscami… na przykład w sypialni… A potem twoja połówka porównuje, który z nas jest lepszy… Tragedia.
– Być zazdrosnym o samego siebie… brzmi, jak coś do czego Harry byłby zdolny. – Spojrzał z ukosa na chrześniaka, na co Potter sapnął z niedowierzaniem.
– No wiesz?!
– W sumie, nie zdziwiłbym się – dodał Draco z rozbawieniem.
Zielone oczy zmrużyły się, gdy Harry chwycił Draco za przód koszuli i nachylił mu się do ucha.
– To by oznaczało, że musiałbyś kochać mnie w każdej wersji, wiesz? Obsesja?
– Będą się bić? – spytał matkę z udawaną konspiracją.
– Kocham cię w każdej wersji, nawet jak chrapiesz i się ślinisz.
Gryfon prychnął, wciąż mówił mu do ucha, ale Syriusz i tak dokładnie wszystko słyszał.
– To ty się ślinisz, już nie zrzucaj na mnie wszystkiego.
– Obaj się ślinicie na każdej przerwie i co drugim posiłku, a teraz skończcie te flirty, bo nie mogę was już słuchać.
Syriusz usiadł obok Narcyzy. Draco prychnął urażony, odsuwając się od Harry’ego i stanął za bratem, zgarniając jego włosy do tyłu. Ściągnął gumkę, by rozsupłać warkocz i zawiązać go na nowo.
– Dzięki, Draco… Jak tam szkoła? Dają wycisk już? – spytał charłak, patrząc ciekawsko na Harry’ego.
– Co niektórzy. – Gryfon spojrzał na swojego opiekuna.
– Jesteś wymagającym nauczycielem? Nie powiedziałbym.
– Jedyne czego wymagam od uczniów to myślenie. Najwyraźniej nie wszystkim to odpowiada.
– Biedny Harry…
– Akurat jemu dobrze idzie, marudzi, ale nadąża. Najgorzej w sumie radzą sobie Krukoni. Dla nich wyjście poza to, co wyczytają w książkach jest ciężką próbą.
– A Draco jak sobie radzi? – spytał, jakby jego brata w ogóle tu nie było. A Draco na pewno tu był, biorąc pod uwagę chociażby to, że pociągnął go za włosy ostrzegająco.
Syriusz spojrzał na Ślizgona.
– Całkiem nieźle. Chciałbym, żeby dawał się trochę bardziej ponieść fantazji, ale poza tym nie mam większych zastrzeżeń. Logicznego, strategicznego myślenia nie można mu odmówić.
– Dzięki, Syriuszu – mruknął blondyn, kończąc zaplatać warkocz. Przerzucił go bratu przez ramię, a sam podszedł do Harry’ego, siadając mu na kolanach. – Zostawię jednak Harry’emu pole do popisu.
– Taa… szkoda, że znowu utknęliśmy z animagią.
– Harry, naprawdę nie masz się czym martwić. Doszliśmy do najtrudniejszej części. Okroiliśmy możliwości do minimum, teraz czekamy na moment aż uda ci się wczuć. W odpowiednie zwierzę.
– Uczysz się animagii? Ekstra! – Ucieszył się Igniss.
– Pracujemy nad nią już ponad trzy miesiące.
– Krótko.
– No krótko, a ten niecierpliwy dzieciak się wkurza, że jeszcze jej nie opanował.
– Harry, nie od razu Rzym zbudowano – zaśmiał się Ig.
– Oj no wiem! Ale ja tak naprawdę zacząłem się tego uczyć jakiś rok temu… chociaż póki Syriusz nie zaczął mnie prowadzić, moje postępy były zerowe. Tylko lepiej się wysypiałem – stwierdził kwaśno.
– Myślę, że i teraz masz problemy ze snem. Draco dalej kopie w nocy czy nauczył się trzymać nogi przy sobie?
– Ig! – fuknął cicho Draco, zażenowany tekstem bliźniaka.
Harry zachichotał.
– Nie kopie, ale raz mi przywalił przez sen z łokcia. Aż się obudziłem.
– Co? Nieprawda!
– Prawda, tylko ci wcześniej nie mówiłem, bo nie było okazji. – Wzruszył ramionami.
– Nie wierzę w to! – burknął zły. – A ty, Ig, zaraz się doigrasz.
– Oj, chowajcie mnie. Tak się go boooję~! – zarechotał starszy nastolatek, rzucając bratu rozbawiono-wyzywające spojrzenie.
Harry mocniej oplótł Draco ramionami i przesunął nosem po jego szyi.
– Zobaczysz… – Zadrżał, ale nie pozwolił sobie, by głos zdradził go przez resztą. – Niech tylko skończy ci się taryfa ulgowa.
– O co się tak złościsz? – spytał cicho Harry, mrukliwie kończąc słowa. – Przecież tylko my tu jesteśmy.
– O nic się nie złoszczę.
– Tylko spróbuj młody, a rozłożę cię na łopatki. Jak zawsze.
– Lepiej nie, bo wtedy będę musiał go pomścić. – Harry spojrzał z lekkim uśmiechem na swojego nie-do-końca-szwagra.
– Ciebie też rozłożę na łopatki. Nie boję się ciebie i twojej magiczności – powiedział z pewnością siebie.
– Wiem, że trenowałeś… – szukał w pamięci słowa, nieudolnie – jakieś tam sztuki walki.
– Jakieś tam – prychnął z rozbawieniem. – Trenowałem głównie samoobronę i taekwondo. Plus wziąłem kilka lekcji z boksu.
Potter wzruszył ramionami.
– Jakby się nie nazywały i tak nie chciałbym się z tobą bić. Lubię cię.
– Och… Uważaj Draco, bo jeszcze ci go odbiję
– Tylko byś spróbował…
Igniss wzruszył ramionami.
– Po namyślę stwierdzam, że jednak nie będę próbować.
//*//
Narcyza przeprosiła chłopców, chcąc spędzić troszkę czasu sam na sam z mężem. Tym samym zostawili trójkę nastolatków samych sobie. Kobieta poprosiła jedynie, by nie zamęczali zbytnio Ignissa.
– Mama wygląda cudownie w ciąży – rzucił chłopak, jak tylko kobieta odeszła z mężem.
– Jeszcze lepiej wyglądała na ślubie, pokazywała ci zdjęcia? – zagadnął Harry.
– Nie, jeszcze nie. Do czasu obiadu próbowała mi o wszystkim opowiedzieć. W końcu rok mi minął jak mrugnięcie okiem. – Mrugnął do Harry’ego z uśmiechem.
– No wiem, po prostu pomyślałem, że może przy okazji… No mniejsza. Na korytarzu w okolicy czerwonego salonu wisi zdjęcie, które sobie z nimi zrobiliśmy. Narcyza wspominała, że niedługo będzie też mieć cały album.
– O, pójdziemy tam? Chcę to zobaczyć...
Draco posłał chłopakowi wściekłe spojrzenie.
– Ig miał się nie przemęczać. Słyszałeś Laela jak przyszliśmy – wypomniał mu zły.
– Przecież nie mówiłem, że teraz ma iść je oglądać – obruszył się brunet. – Będzie miał multum czasu, by się tam wybrać.
– Ale ja chcę tam pójść teraz… – bąknął Ig, na co Draco przewrócił oczami.
– Zejdź. – Harry poklepał siedzącego mu na kolanach Draco po udzie. – Idziemy zobaczyć zdjęcie.
– Harry! – sapnął blondyn, ale posłusznie zszedł z niego.
Gryfon kucnął przed Igiem, zerkając na niego przez ramię.
– Wchodź, zaniosę cię. – Wyszczerzył się wesoło, widząc jego zdumienie. – Dam radę. Już tak chodziłem z Draco po ogrodzie, bo mu się po pijaku zamarzył spacerek.
– Wcale nie!
– To słodkie – powiedział w tym samym czasie Igniss.
– Wchodzisz czy nie, niewygodnie mi – pospieszył go Gryfon.
– Już, już. – Przytulił się do jego pleców i zaśmiał, kiedy Harry podniósł się z nim. – Nie masz przypadkiem brata bliźniaka? Chciałbym mieć takiego cud chłopaka jak ty.
– Też się kiedyś nad tym zastanawiałem, ale w sumie dobrze, że jestem jedyny. Draco nie ma na kogo się przerzucić – stwierdził swobodnie, jakby mówił o pogodzie.
– A jakiegoś fajnego kolegę masz w takim razie?
Harry spojrzał smutno na swojego chłopaka. Obaj z pewnością myśleli teraz o tej samej osobie.
– Prędzej Draco mógłby ci kogoś znaleźć, moi znajomi wolą dziewczyny.
– Ja nikogo ci szukać nie będę, Ig. Jesteś dużym chłopcem.
– Żadnego pożytku nie mam z tego brata… – rzucił z udawanym smutkiem. – Jedyna nadzieja w tobie, Harry.
Zaczęli się wspinać po schodach na wyższe piętro.
– Na mnie też nie licz, swojego narzeczonego najpierw zwyzywałem i pobiłem, zanim przyznałem, że mi na nim zależy. Raczej nie powinienem brać się za swatanie.
– Mój jedyny facet lubił tylko moje usta, a kiedy chciałem się z nim kochać, zwyzywał mnie od dziwek… Raczej nie mam wysokich standardów.
– Mówi o naszym krawcu, jakby co.
– Lou jest waszym krawcem?
– Ta, szyje szaty dla prefektów.
Harry przygryzł wargę. Korciło go, by powiedzieć Ignissowi o Charliem, ale Draco kategorycznie mu tego zabronił. Nie rozumiał tego. Na miejscu Charliego chciałby, żeby Ig się z nim skontaktował, a potem rzuciłby wszystko, by z nim być…
Tak by zrobił, gdyby to on i Draco byli na miejscu Iga i Charliego.
Z ulgą stanął na piętrze. Ig nie był zbyt ciężki, po tak długim czasie w śpiączce był wychudzony, ale wchodzenie z takim obciążeniem po schodach, dawało trochę w kość. Podrzucił chłopaka, poprawiając chwyt i ruszył powoli przed siebie.
– Ej, a może któryś z bliźniaków Weasley? Dobrze się z nimi dogadywałeś i w sumie są całkiem przystojni… Eeee… – zaciął się, gdy Draco zatrzymał się gwałtownie, przez co omal nie wpadł mu na plecy.
– Nie ma mowy. Żaden Weasley – powiedział stanowczo.
– Oho, czyżby jakiś konflikt?
– Tak, pobiłeś ich najmłodszego brata.
– I dlatego tak dobrze dogadywałem się z tymi bliźniakami?
– Nie, oni sami dokuczają Ronowi, bo eee… lubią się wygłupiać? Wiesz, mają swój sklep z psikusami na Pokątnej. Śmialiście się, że jesteś ich zaginionym trzecim bliźniakiem.
– O, to w takim razie chcę ich poznać. – Uśmiechnął się lekko.
//*//
Jesteśmy w komplecie? – Rudzielec zwrócił się do opiekunki gromadki przedszkolaków.
Tak, dwanaście sztuk – przytaknęła Rumunka.
Skinął głową, po czym kucnął i popatrzył po dziecięcych twarzyczkach.
No, smyki, zaraz zaczynamy wycieczkę, ale najpierw jedno ważne pytanie. Czy ktokolwiek z was lubi oglądać ściany?
Dzieci zaśmiały się z głupiego pytania i zaprzeczyły. Przedszkolanka spoglądała na Charliego z niezrozumieniem.
– A czy lubicie się dobrze bawić?
Tym razem odpowiedział mu zgodny chórek „tak”.
W takim razie trzymajcie się swoich par i trzymajcie się blisko mnie. Jeśli się porozbiegacie, to zamiast dobrze się ze wszystkimi bawić, będziecie samotnie oglądać nudne ściany dłuuugaśnych korytarzy. To jak? Będziecie się pilnować?
Znów przytaknęły.
– Ostatnia sprawa. Nikt nie idzie przede mną.
– Czemu?
– Bo – urwał na moment i rozejrzał się szybko na boki, po czym nachylił ku nim – jest kilka tajnych przejść, którymi chcę was poprowadzić. – Rozległo się parę podekscytowanych pisków. – Ciii! – Przyłożył palec do ust. – To tajemnica! – rzucił głośnym szeptem, a dzieci które zapiszczały zasłoniły usta i spojrzały po sobie wyraźnie podekscytowane. – To jak, moi przyszli łowcy smoków, zaczynamy przygodę?!
//*//
Nie chcę! Boję się! – załkała dziewczynka, stojąc przed wiszącym mostem. Nie był zbyt długi, miał co najwyżej z trzy i pół łokcia długości i był bardziej atrakcją niż koniecznością, choć faktycznie pod nim była przepaść. Chyba właśnie przez to czterolatkę zwyczajnie przerósł.
– Kasjo, nie ma się czego bać. Złap mnie za rękę, przejdziemy razem.
– Nie!
Kasjo, to tylko parę kroków – próbowała ją przekonać opiekunka. – Patrz, wszyscy na nas czekają. Amelia też jest już po drugiej stronie. Nie chcesz dołączyć do siostry?
Dziewczynka pokręciła gwałtownie głową, ścierając rączkami łzy z policzków.
Charlie spojrzał na gromadkę koło siebie, potem na histeryzującą dziewczynkę, na ich bezradną opiekunkę i znów na gromadkę koło siebie.
Ekipo, wygląda na to, sytuacja zrobiła się poważna. Nadszedł czas na pierwszą próbę dla przyszłych łowców. Poszukuję ochotników do akcji ratunkowej. – Dzieci spojrzały na niego część ze zdziwieniem, inne z determinacją. Kilka rączek wystrzeliło w górę. – Wspaniale! Widzę, że będą z was dzielni łowcy. Jest nas póki co troje, czy znajdą się jeszcze inni śmiałkowie, którzy będą mieli odwagę ruszyć waszej koleżance na ratunek?! – Spojrzał po reszcie dzieciaków. Kolejne kilka rąk wystrzeliło do góry. – Kasjo, poczekaj tam na nas spokojnie. Mamy siedmiu nieustraszonych przyszłych łowców smoków, którzy pomogą ci pokonać ten straszliwy most.
Ale jak mamy jej pomóc?
– W takich sytuacjach trzeba działać zespołowo. Stworzymy ludzką linę. – Ochotnicy spojrzeli po sobie niepewnie.
Ale jak?
– Musimy po prostu chwycić się za ręce. Ja będę was ubezpieczał z tej strony mostu, a wy wspólnymi siłami sięgnięcie Kasjo.
Na dziecięce twarzyczki wpłynęły zdeterminowane miny. Chwycili się mocno za dłonie i gęsiego weszli na most. Charlie trzymając ostatnie z dzieci za rączkę, objął ramieniem stalagmit niedaleko mostku. Nawiązał kontakt wzrokowy z opiekunką i mrugnął do niej, po chwili przybierając niemal równie poważną minę jak idące “uratować” koleżankę przedszkolaki. Niedługo potem pociągająca nosem Kasjo wraz z resztą stanęła po drugiej stronie. Charlie kucnął przed nią i pogłaskał po głowie.
Dzielna dziewczyna. Nie było wcale tak strasznie, prawda? – Spojrzał na “ekipę ratunkową”. – Dobra robota. Niestety to nie koniec waszego zadania na dziś. Czeka nas jeszcze jeden taki most, ale myślę że jak znów będziemy współpracować, to jakoś damy sobie z tym radę, prawda, drużyno?
Dzieci krzyknęły z entuzjazmem.
– Hej, hej! – rzucił głośnym szeptem, unosząc uspokajająco dłonie – ale ciszej troszkę. Pamiętajcie, że tu żyją smoki. Nie chcemy ich denerwować.
//*//
Dawni czarodzieje wierzyli, że pazury Krystali Karkonoskich mają zdolność chronienia przed chorobami a nawet śmiercią. Więc je im kradli. – Wraz z dziećmi spojrzał na ciemnogranatowego smoka o dość szczupłym, wydłużonym ciele przywodzącym na myśl żyrafę z krótkimi nogami. Poza gabarytami w oczy rzucały się załamujące i potęgujące nawet najniklejsze światło mlecznobiałe szpony. – Polowali na nie tak długo, aż z ooogrooomnej kolonii – zakreślił rękoma w powietrzu szerokie koło – zostało jedynie kilkanaście smoków. Mniej więcej tyle ile was tu jest. Krystale są z natury dość ufne i łagodne, ale po tak wielu atakach zraziły się do ludzi. Przez lata kryły się w górskich grotach i atakowały każdego, kto się do nich zbliżył. Wreszcie ludzie przestali na nie polować. Wiele lat walczyły ze swoim strachem, nim znów odważyły się opuścić najgłębsze podziemia i wróciły do płycej położonych grot. Ludzie, którzy zdążyli zapomnieć o wymyślonych ochronnych właściwościach pazurów, nie próbowali więcej na nie polować. Dlatego teraz można się czasem na jakiegoś natknąć, zwiedzając dzikie jaskinie.
Te wierzenia miały jakiekolwiek podstawy? – Kobieta zbliżyła się do bariery, przystając tuż obok Charliego. Przyglądała się gadom z zainteresowaniem.
W sumie tak, ale szukano w złym miejscu. Choć nadzwyczaj piękne, to nie pazury mają lecznicze właściwości a ich ślina. Jest składnikiem paru współczesnych eliksirów i maści leczniczych, nawet takich które podawane są innym smokom.
Zerknął na dzieci, które z ożywieniem prowadziły między sobą dyskusję. Nagle jeden z nich spojrzał na niego i krzyknął oburzony:
Pan teś polował na smoki?!
– Nie jestem kłusownikiem – odparł skołowany.
Kto to klusonik?
Kłusownik – poprawiła dziewczynkę przedszkolanka – to taki zły człowiek, który poluje na zwierzęta dla zabawy. Zabiera je z ich domów dla własnej przyjemności albo zysku, a nie dlatego że musi.
Razem z innymi pracownikami rezerwatu, jeśli zabieramy smoki z ich domów, to tylko gdy potrzebują naszej pomocy. Tylko jeśli – podkreślił – nie ma szans, by przeżyły o własnych siłach. Czemu myślisz, że polowałem na smoki?
Palec chłopca wystrzelił w górę, wskazując na szyję Brytyjczyka.
Pan teś ukladł jakiemuś smokowi pazul!
– Maurycy! – zganiła go cicho opiekunka. – Przecież pan ci powiedział, że oni tu pomagają smokom.
W porządku, mogę to wytłumaczyć. – Uśmiechnął się uspokajająco do przedszkolanki. – Nie ukradłem mu go. I to nie jest pazur a ząb. Jest taki gatunek smoka, który co jakiś czas zmienia zęby. Tak jak wam pewnie niedługo zaczną wypadać mleczaki, żeby na ich miejsce mogły wyrosnąć nowe ząbki, tak samo temu gatunkowi wypadają. Mój podopieczny po prostu go zgubił. To był pierwszy smok, jakim się zajmowałem, więc zachowałem go na pamiątkę.
Widzisz? Z góry założyłeś, że pan Charlie jest zły. Z pewnością jest mu teraz przykro. Powinieneś go przeprosić. – Palce kobiety delikatnie spoczęły na jego bicepsie. Zerknął na przedszkolankę, ale jej wzrok utkwiony był w chłopcu.
– ...
Maurycy, no dalej. To przecież nie boli.
– Psieplaszam…
– Przeprosiny przyjęte. – Kucnął i wyciągnął dłoń w jego kierunku. Chłopiec zacisnął wilgotną rączkę na jego palcach.
Następnym razem najpierw się upewnij, czy masz rację, a dopiero później idź walczyć ze złem – nauczycielka posłała podopiecznemu ciepły uśmiech.
Charlie musiał oddać kobiecie, że w tym momencie wyglądała naprawdę pięknie.
//*//
Nim wycieczka dobiegła końca, byli już umówieni na spotkanie. Dwa dni później po skończonej pracy oboje odświeżeni i odstawieni spotkali się w mieście niedaleko ośrodka, w którym mieszkała Adara.
Myślałem, że na wycieczce wyglądałaś ślicznie, ale zmuszony jestem to cofnąć. – Adara aż otworzyła usta, na co Charles zaśmiał się lekko. – Porównując to z tym, jak się prezentujesz w tej sukience. – Mrugnął do niej, na co Adara prychnęła rozbawiona.
Ale z ciebie czaruś.
Charlie wzruszył ramionami.
Może trochę. Ale naprawdę tak myślę.
Kobieta nic nie mogła poradzić na to, że uśmiech cisnął jej się na usta.
Dziękuję. Więc, gdzie idziemy?
Znam tu niedaleko całkiem przyjemną kawiarnię.
W kawiarni siedzieli póki ich kelner nie wyprosił przez zbliżające się zamknięcie. Wieczór wciąż był dość wczesny, więc wybrali się na spacer
Nie znoszę rozrabiaków – odparła na pytanie o swój typ. – Mam ich wystarczająco dużo w pracy, więc poza nią staram się ich unikać. Kiedy wracam do domu marzy mi się spokój, nie chcę niańczyć dużego dziecka.
Hmm wydaje mi się, że jestem w takim razie bezpieczny. Roznosi mnie co prawda energia, ale większość udaje mi się zużyć w pracy albo na siłowni. Chociaż lubię droczyć się z ludźmi, których lubię… czy to mnie zalicza do rozrabiaków?
Troszkę – uśmiechnęła się przepraszająco. Zależy jeszcze jak często i natarczywie to robisz.
Charlie pomyślał o bliźniakach.
Myślę, że mieszczę się jeszcze w granicach normy. Na pewno nie przebijam moich młodszych braci. Robienie kawałów mają do tego stopnia we krwi, że produkują i sprzedają własne magiczne psikusy – stwierdził nie bez słyszalnej dumy.
Musisz ich bardzo kochać.
Oczywiście. Mogą być nawet wcielonymi poltergeistami, ale i tak ich kocham. Zresztą pozostałych też, mam bardzo liczną rodzinę.
I wszyscy zostali w Wielkiej Brytanii?
Niestety. Ale wymieniam się listami ze starszym bratem, rodzicami i siostrą.
A młodsi bracia?
Dowiadują się wszystkiego pocztą pantoflową, a ty? Masz rodzeństwo?
Nie, jestem jedynaczką, ale mam kuzynkę, która jest dla mnie jak siostra…
Na podobnych rozmowach minął im cały spacer, aż w końcu późna pora zmusiła ich do rozstania. Charlie odprowadził ją pod dom.
Mogę liczyć na kolejną randkę? – spytał, zatrzymując się w stosownej odległości.
Kobieta uśmiechnęła się i zrobiła krok w jego stronę, by chwycić go za rękę. Ścisnęła ją lekko.
Z przyjemnością wybiorę się z tobą na kolejną randkę. – Puściła go i cofnęła się. – Dobranoc, Charlie. Napiszę do ciebie.
~*~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz