Wciąż czeka nas trochę zabawy przy historiach pobocznych, ale coraz zdecydowaniej zbliża się czas, gdy będziemy musiały zostawić za sobą świat Harry'ego Pottera i ruszyć dalej.
Dziękujemy, że wytrwaliście z nami do tego miejsca i zachęcamy do zajrzenia do "Historii", jeśli chcecie bliżej poznać losy innych par ;)
~*~
Krocząc przez ogromne
wysokie sale, Harry z początku czuł się dziwnie, lecz już po godzinie przywykł
do tej rozległej przestrzeni i czuł się po prostu wolny. Miał dużo przestrzeni,
nic go nie ograniczało. Nawet wszechobecny przepych już mniej go drażnił. Wciąż
był nieco dziwny, nie pasował do niego, ale do Draco i Narcyzy już tak. Gdy
uświadomił sobie, że Draco spędził tu całe życie, zaczynał dostrzegać go w
każdej z komnat. Kilkuletni piękny chłopczyk wspinający się na wielki miękki
fotel, by spojrzeć, co leży na wysokim, masywnym biurku. Nastolatek
przemierzający lekkim krokiem sale z obrazami w pozłacanych ramach,
przeglądający się w sięgających sufitu kilkumetrowych lustrach. Tak. Taki
przepych zdecydowanie mu pasował.
Już się pogubił, ile
pomieszczeń obejrzeli – pięknie urządzone salony, niektóre mniejsze i dość
przytulne, inne całkiem przestronne. Cisza i delikatny stukot jego kroków
uspokajały go. Nie było echa w pustych komnatach, były odpowiednio wyciszone,
dzięki czemu nie wydawały się takie przytłaczające. Nie mógł sobie wyobrazić,
że wśród tych pięknych ścian chodzili śmierciożercy.
– Harry?
Blondyn złapał
chłopaka za rękę, splatając palce. Miał cholernie zimne dłonie. Spojrzał na
niego uważnie.
– Pójdziesz gdzieś ze
mną? Chciałbym coś sprawdzić, ale sam… nie dam rady...
Harry ani myślał
puścić swojego chłopaka gdziekolwiek samego, gdy miał taką minę, dlatego kilka
minut później popychali ogromne dwuskrzydłowe drzwi, a ich oczom ukazało się
ogromne, niemalże puste pomieszczenie. Stała tam tylko jedna rzecz, na środku,
choć bliżej drugiego końca sali. Światło słońca zalewało drewniany parkiet i
złociło wytapetowane ściany. Padało też na majestatyczny czarny fortepian.
– Trochę tu… pusto.
Co to w ogóle za miejsce??
– To… – Draco zrobił
kilka kroków w głąb pomieszczenia – sala balowa.
Podszedł do
fortepianu, patrząc na niego z nostalgią. Pamiętał, jak w czasie ósmych urodzin
grał na nim wszystkim gościom. Czysta muzyka, zachwycone szepty i ten aplauz.
– Kiedy śmierciożercy
zajęli rezydencję, na początku Czarny Pan zwoływał zebrania w lochach. Tam miał
swoją komnatę i… tron. Ale potem chyba było to dla niego za mało. Bo w lutym,
jak tu przybyłem, to pomieszczenie stało się jego salą tronową. – Spojrzał na
Harry’ego, ze wszystkich sił starając się nie pokazać, jak bardzo bał się
tamtych wspomnień. – Na miejscu fortepianu stał wielki tron… Wydaje mi się, że
transmutował go właśnie z niego. – Przesunął palcami po drewnie. – Podłoga i
ściany… były pokryte prawdopodobnie krwią. Pamiętam, że buty kleiły się do
niej… chociaż wtedy byłem zbyt przerażony, by o tym myśleć.
Harry nie potrafił
znaleźć słów, by odpowiedzieć swojemu chłopakowi, więc jedynie objął go mocno,
tłumiąc w sobie gniew. W końcu już się zemścił na Voldemorcie, nie mógł go
zabić po raz drugi.
//*//
Salony może i były
całkiem przytulne, ale w ogromnej jadalni, siedząc we czwórkę przy stole
mogącym spokojnie pomieścić pewnie ponad dwadzieścia osób, czuł się nieswojo.
Trochę jak w tej włoskiej restauracji. W Hogwarcie stoły też były długie, nawet
dłuższe, ale tam zawsze było pełno ludzi. Nawet gdy zostawał na święta, wszyscy
siadali przy jednym stole, więc było dość tłoczno.
– Coś nie tak, Harry?
– spytała troskliwie Narcyza.
– Och, eee nie. Jest
okej.
– Brzmiałeś bardzo
wiarygodnie – zironizował Syriusz.
– Jeżeli coś ci się
nie podoba, postaram się temu zaradzić – powiedziała kobieta, ignorując słowa
kuzyna.
– To nic takiego,
naprawdę – zapewnił zakłopotany. – Po prostu dziwnie jeść w cztery osoby w tak
wielkiej sali.
– Przyzwyczaisz się –
zapewnił Syriusz. – A niedługo wrócisz do Hogwartu i znów będziesz jadł w
towarzystwie tłumu dzieciaków.
– Jutro możemy zjeść
w innym pomieszczeniu… Każę skrzatom przerobić jeden z salonów na małą jadalnię
– zaproponowała matka Draco.
– Nie trzeba,
naprawdę.
– Harry – syknął
cicho Draco. – Nie odmawia się mojej matce dwa razy. Po prostu się zgódź.
– No ale…
– Tak właściwie, to
niegłupi pomysł. Najlepiej gdzieś bliżej środka domu, bo chodzenie na koniec
skrzydła na posiłek na dłuższą metę będzie upierdliwe. Taki układ może i
sprawdza się w przypadku wystawnych obiadów, ale na domowy użytek nie ma
większego sensu.
– Albo to już nie ta
kondycja – wyrwało się blondynowi.
– Draconie! – fuknęła
kobieta, patrząc z naganą na syna. Ten natychmiast wymamrotał przeprosiny.
Syriusz tylko
prychnął rozbawiony.
– Spokojnie, Cyziu, Draco ma
trochę racji. – Kobieta jedynie
posłała mu lekki uśmiech. Naprawdę nie chciała, by Syriusz zraził się w
jakikolwiek sposób do jej syna. –
Zasiedziałem się w ostatnich miesiącach. Na szczęście przestrzeni tu pod
dostatkiem.
– W sumie ja też
dawno już nie biegałem. Nie ma też treningów quidditcha, skoro nie jesteśmy w
szkole… Jak tak dalej pójdzie, to jak zacznie się nowy sezon, nie dam rady
nadążyć za treningami Kate.
– Nie martw się,
Harry. I tak przegrasz mecz z nami. No i czy Kate przypadkiem nie jest teraz
absolwentką?
– Och, fakt… Ciekawe,
kto w takim razie zostanie kapitanem.
– Niech zgadnę, ich
mały bohater? Iskierka Nadziei? Złoty Chłopiec?
– Spadaj, Biały Książę. Nie chcę być
kapitanem. Ron dużo lepiej by się nadawał.
– Co tu dużo mówić.
Jestem biały. Jestem księciem… a raczej byłbym, gdybym poślubił swoją
narzeczoną, szwedzką księżniczkę.
Harry wyraźnie
sposępniał.
– Oj, przymknij się.
Albinosem nie jesteś, więc ani z ciebie książę, ani biały. Za to Kapitan
Narcyzów byłby jak ulał.
– I tak na mnie
lecisz – odparł z pewnością siebie.
Potter uśmiechnął
się, nie mogąc się powstrzymać.
– Tak mnie zastanawia
– zagadnął Black – jak wy wytrzymacie ten rok w szkole? Jeden w lochach, drugi
w wieży…
– Jak to jak? Harry
będzie spał u mnie, żadna nowość. – Draco wyszczerzył się zadowolony do swojego
chłopaka. – Prawda?
– A mam inny wybór?
Przecież ty do wieży nie przyjdziesz… Wygodniej by było, jakbym się w ogóle do
ciebie przeniósł, ale nie chcę się wyprowadzać od chłopaków… Nie żeby to w
ogóle było możliwe. Musiałbym dom zmienić… – Harry umilkł, uświadamiając coś
sobie. – Ciekawe, kto zostanie naszym opiekunem… Bo poza dyrektorem i
McGonagall chyba nie było innych Gryfonów wśród kadry.
– Jeden podobno ma w
tym roku dołączyć.
– Skąd to wiesz? –
spytał podejrzliwie Draco, doszukując się ukrytego dna.
– Rozmawiałem o tym
wczoraj z dyrektorem.
– Czemu akurat z
tobą?
– Zastanówmy się…
Dlatego że świetnie znam się na transmutacji i, kto by pomyślał, jestem
Gryfonem.
– Nie mówisz
poważnie...
– Syriuszu, nie
nabijaj się – poprosiła Narcyza.
– Nie nabijam się.
Kobiet posłała mu
wymowne spojrzenie tuż po tym, jak napiła się wina.
– Czyli że… będziesz
uczył w Hogwarcie?
– Niepewność w twoim
głosie mnie rani, Harry. Wątpisz w mojej umiejętności?
– Nie! Po prostu nie
byłem pewny, czy… Cieszę się, Syriuszu, serio.
– No ja myślę. Mam
nadzieję, że twoi przyjaciele też się ucieszą, bo będę potrzebował waszej
pomocy, by zyskać zaufanie Gryfonów.
– Nie wiem, jak
mielibyśmy ci pomóc, ale możesz na nas liczyć.
– Użyj czasem mózgu,
Harry. Wszyscy, którzy nie znają Syriusza, mają go za wariata i mordercę. Nagłe
zmartwychwstanie i oczyszczenie z zarzutów nie sprawiło cudownie, że zmienili o
nim zdanie na lepsze. Dlatego, jeśli pokażecie z przyjaciółmi, że mu ufacie, to
jest szansa, że i inni zaczną.
– Wydaje wam się
chyba, że mam jakąś super siłę przekonywania, ale jakoś ludzie nie chcieli mi
wierzyć, gdy utrzymywałem, że Draco nie jest śmierciożercą.
– Nikt?
– Nie no, parę osób
mi uwierzyło…
– Tyle wystarczy. Nie
liczę na cud, Harry. Na zdobycie zaufania trzeba zapracować, a na odzyskanie
zaufania pracuje się podwójnie. Wystarczy, że nie będę musiał zaczynać od zera.
– Posłał chrześniakowi lekki uśmiech.
//*//
Harry przez cały
dzień próbował przekonać swojego chłopaka, że wcale nie musi kupować nowych
ubrań i specjalnie iść do fryzjera – Suzanne oczywiście – nim wybiorą się do
Dursleyów. No ale jak on się na coś uprze…! Więc dzień przed wizytą wybrali się
do Londynu i chodzili od sklepu do sklepu, aż Draco uznał, że w nowych
ubraniach wygląda reprezentatywnie. Harry osobiście nie widział większej
różnicy między tym jak wyglądał w rzeczach, które już miał w szafie, a tymi
które dopiero do niej wkładał, ale dla widoku Draco lustrującego jego ciało z
głodem w oczach, warto było się przez te kilka godzin przemęczyć.
Teraz szli we trzech
przez Privet Drive i z każdym krokiem Harry był coraz pewniejszy, że podjął
dobrą decyzję. Zarówno jeśli chodziło o przyjście tu, jak i zabranie ze sobą
chłopaka i chrzestnego. Oby tylko wszyscy trzej nie stracili nad sobą
panowania…
– Harry? To są te tak
zwane mieszkania pracownicze? – spytał w pewnym momencie blondyn, rozglądając
się niepostrzeżenie po osiedlu.
– Eee raczej nie. To
domki jednorodzinne.
Draco zmarszczył
wyprofilowane brwi.
– To jest jakaś
biedniejsza część osiedla w takim razie?
– Raczej na odwrót.
Widzisz ten dom z numerem cztery? Tam mieszkają. I od kiedy pamiętam wuj
rywalizował z sąsiadem o to, kto ma lepsze sprzęty. Wiesz, radio, telewizor,
samochód…
– Czyli wystawiali
sprzęty przed dom i porównywali, który ma lepszy?
Harry aż się
zakrztusił ze śmiechu.
– Czasem sobie
wyobrażałem, że kiedyś tak zrobią. Nie, po prostu się chwalili co i za ile
ostatnio kupili. Dursleyowie mierzą świat i ludzi pieniędzmi.
– Aż żałuję, że nie
sprawdziłem, ile tysięcy galeonów jest warta nasza letnia rezydencja we
Francji… Em, znaczy franków.
– Funtów.
– We Francji płaci
się frankami, skarbie.
– Wątpię, by wuj
orientował się, jaki jest przelicznik z franków na funty.
– Myślę, że jakbym mu
rzucił kwotą kilku milionów, to i tak by załapał.
– Dobra już, niech ci
będzie. Tylko nie zacznij się tam z nim licytować. Nie potrzebuję powtórki z
rozrywki z sąsiedzkich walk kogutów.
– Proszę cię, i bez
tej licytacji wiem, że wszystko mam lepsze, droższe i większe od niego.
– Ego z pewnością –
wytknął mu Syriusz. – Ale nie zgodzę się z Harrym. Powinieneś jakoś zgrabnie w
rozmowę wpleść, że nie dorasta ci do pięt pod względem fortuny. Harry’emu
zresztą także. Nic go tak nie zaboli jak ta uwaga. – Syriusz uśmiechnął się
paskudnie.
Parę minut później
Vernon z ewidentnie niezadowoloną miną wpuścił ich do środka.
– Po co ci ta świta,
co? Sam mówić nie umiesz?
– Mówiłem ci, Harry.
Twoje dobre maniery marnują się tu jak perły w chlewie.
– Istotnie, twój wuj
nie zna najwidoczniej pojęcia savoir vivre – dodał Draco z przekąsem,
spoglądając na mężczyznę z chłodem i elegancją godną Malfoya. – Widocznie za
dużo oczekiwałem, biorąc pod uwagę twoją ogładę, Harry.
Vernon zmiął w ustach
przekleństwo i wprowadził ich do salonu, gdzie przywitała ich – niezbyt
zadowolona – Petunia.
– Widzę, że jak
zawsze od początku musisz robić zamieszanie… Co to za pilna sprawa, że
przyjechałeś do nas w środku roku szkolnego?
– Powinniście się
domyślić po zobaczeniu Syriusza.
– Syriusza…? –
Kobieta przyjrzała się Blackowi i podobnie jak jej mąż znacznie poblada.
Pamiętała go jak przez mgłę z chrztu Harry'ego, znacznie mocniej w pamięć
zapadły jej listy gończe. Wyglądał na nich inaczej, mizerniej i bardziej jak
wariat, ale imię nie pozostawiało wątpliwości.
– Jak napisałem w
liście, nie zajmę wam dużo czasu. Chciałem tylko przekazać wam, że Syriusz
oficjalnie został moim opiekunem, więc więcej się nie zobaczymy. Nie będę
próbował się z wami kontaktować i wy też nie próbujcie…
– A po co mielibyśmy
się z tobą kontaktować?
– A bo ja wiem? Po
prostu upewniam się, że w tym momencie urywa się nasz kontakt. Nie będę wam
zabierał więcej czasu… – Nie zamierzał mówić "do widzenia", więc po
prostu odwrócił się i kiwnął towarzyszom na znak, że mogą już wychodzić, ale
ledwo przekroczył próg salonu, jak rozpętała się burza.
– I to tyle co masz
nam do powiedzenia po tych wszystkich latach?! Zero wdzięczności, żadnego
głupiego dziękuję?!
– Daj spokój, Vernon,
moja siostra była taka sama, nie doceniała, co inni…
Harry cieszył się, że
zablokował sobą wejście, inaczej rozgniewany Syriusz mógłby zrobić coś
nieprzemyślanego. A tak jedynie krzyknął w kierunku salonu:
– Hipokryci głosu nie
mają, zazdrosna harpio! Wyzywałaś Lily od dziwaków, a zwyczajnie byłaś
zazdrosna, bo wszyscy wiedzieli, że jest od ciebie lepsza. We wszystkim!
Mądrzejsza, zdolniejsza, milsza, bardziej lubiana, silniejsza charakterem i
oczywiście piękniejsza. Musiało być ciężko być tobą, gdy miałaś idealną
siostrę, co?! – Odtrącił przytrzymującą go rękę Draco i cofnął się, by spojrzeć
wprost na kobietę. – Nawet fakt, że nie pozwalała źle o tobie mówić, stawiał ją
ponad ciebie.
Jeśli Harry choć
przez chwilę liczył, że wreszcie mogą stąd wyjść, to się grubo przeliczył. Cała
trójka zaczęła na siebie wrzeszczeć i za nic nie szło ich uspokoić. Ani
argumenty, ani ciągnięcie za rękę Syriusza nic nie pomogło. Nawet wspominanie o
matce Draco wyjątkowo nie zdało egzaminu. Dopiero gdy cała trójka się zasapała
i zrobili przerwę na wściekłe dyszenie i mordercze spojrzenia, Harry doszedł do
głosu.
– Za co mam wam
dziękować? Jedyne co wam zawdzięczam, to magię ochronną dzięki więzom krwi. Mam
wam dziękować za magiczną ochronę? – Obydwoje zapowietrzyli się, jakby oskarżył
ich o paranie się czymś tak absurdalnym i nienormalnym jak magia. – To może za
to, że musiałem się nauczyć gotować, sprzątać, kosić trawnik? Że musiałem
nauczyć się bić?
– Zamiast dopominać
się przeprosin, cieszcie się, że Harry nie chce was pozwać. Ale jeśli kiedyś
zmieni zdanie, zabierzemy wam wszystko. – Syriusz uśmiechnął się mściwie. –
Pieniądze, pozycję i oczywiście wolność.
– Syriusz, nie strasz
ich. Wystarczy mi że więcej nie pojawią się w moim życiu.
Vernon wyglądał,
jakby zaczął się w sobie gotować.
– Daliśmy ci dach nad
głową, szczeniaku! Jadłeś przy naszym stole! Jedyne czego w zamian od ciebie
chcieliśmy to pomoc w domowych obowiązkach!
– Dach nad głową –
Harry parsknął śmiechem. – Mówisz o komórce pod schodami czy o złomowisku
zabawek Dudleya? Już wolałbym…
– O jakiej komórce
mówisz, Harry? – spytał grobowym tonem Malfoy.
Chłopak obrócił się i
wskazał na niewielkie drzwiczki, które sięgały im mniej więcej do piersi. Draco
odsunął zasuwę i otworzył je gwałtownie, a widok jaki się ukazał jego oczom,
odebrał mu na chwilę mowę. Na chwilę, bo przecież Malfoy nie zapomina języka w
gębie.
I znów wszyscy
zaczęli na siebie wrzeszczeć i gdyby nie fakt, że Harry wciąż stał w drzwiach
jak szlaban, pewnie jego towarzysze rzuciliby się na jego wujostwo.
– Nie ujdzie wam to
na sucho! – krzyknął wściekły blondyn. – Moi prawnicy zniszczą was! Oskubią was
do ostatniego centa! Do tego nagłośnią to, by wszyscy wasi sąsiedzi mogli was
dodatkowo ocenić. Założę się, że sąsiad z piątki pod tym względem jest od was
lepszy!
– Draco, proszę…! –
Potter próbował przekrzyczeć wrzawę, ale bezskutecznie.
Burza trwała jeszcze
dobre parę minut, nim udało mu się wreszcie wypchnąć Syriusza i Draco z domu
wuja. Sam też był wściekły i jedynie strach, że któryś z tych dwóch zrobi coś,
czego potem nie uda się odkręcić, pozwalał mu zachować jako takie opanowanie.
Które zostało
ponownie wystawione na próbę, ledwo minęli ich trawnik.
– Harry!
– A ten to kto? –
Widząc minę swojego chłopaka, Draco wyszedł kawałek przed niego, mając zamiar
go bronić.
– Harry, możemy
pogadać?
Chłopak wyglądał na
ich rówieśnika chociaż pulchna aparycja i małe oczka mocniej wskazywały na
przynależność do świń niż ludzi.
– O czym?
Dudley spojrzał na
wrogo nastawionych mężczyzn stojących obok jego kuzyna.
– Wolałbym na
osobności.
– Nie ma mowy!
– Spokojnie, Draco,
odejdę z nim tylko kawałek. – Uśmiechnął się uspokajająco do swojego chłopaka,
ściskając jego dłoń. Dudley zezował na ten gest, ale nijak go nie skomentował.
– Mów, tylko szybko, dopiero rozmawialiśmy z twoimi rodzicami i są trochę
wyprowadzeni z równowagi. – Spojrzał znacząco na swoich towarzyszy.
– Co tu w ogóle…
– Mów, co chciałeś i
miejmy to za sobą – prychnął. Naprawdę miał już dosyć tego dnia, ten ulicy i
przede wszystkim tej rodziny…
Tym razem to Harry
zagapił się z niezrozumieniem na dłoń kuzyna. Wyciągniętą. W jego stronę.
– Chciałem cię
przeprosić.
– Co?
– Przepraszam, Harry.
– Hę?? Jaja sobie
robisz?
Dudley wyraźnie się
zmieszał.
– Nie…
– To skąd ci się to
wzięło?
– Bo widzisz…
spotykam się ostatnio z dziewczyną. – Harry aż zakrztusił się śliną. Dudley
zaczerwienił się zakłopotany. – Też nie mogłem uwierzyć, ale się zgodziła. I
widzisz… dużo z nią gadam. I zrozumiałem, że moi rodzice nie zawsze mają rację.
– Prawie nigdy –
wyrwało mu się.
– Bez przesady.
Chociaż jeśli chodzi o magiczny świat i ogólnie ciebie, to zawsze byli…
uprzedzeni. Ja też ci dokuczałem, a ty mimo to potrafiłeś przyjść mi z pomocą…
Dlatego przepraszam. I eee w te wakacje nie będę ci dokuczał.
– Z pewnością nie
będziesz, bo już nigdy tu nie wrócę. Mieszkam teraz z chrzestnym.
– Eeee to fajnie…
Stali przez chwilę w
milczeniu, nie wiedząc, co powiedzieć. Wreszcie Harry wyciągnął dłoń.
– Przyjmuję twoje
przeprosiny. Ale więcej nie chcę mieć z wami nic wspólnego.
Uścisnęli sobie
dłonie, po czym Harry wrócił do swoich towarzyszy i wyjaśnił im sytuację.
– Przeprosił cię? –
spytał podejrzliwie blondyn, zerkając w stronę domu, w którym zniknął Dudley.
– Za to że mi eee
dokuczał. W sumie od zawsze.
Draco prychnął cicho,
ewidentnie niezadowolony. Jak dla niego Harry był za łagodny.
– Nie powinieneś mu
wybaczać. – Syriusz nie wstrzymywał się przed podzieleniem się swoją opinią. –
Daj nam się nimi zająć.
Harry mimo usilnych
namów ze strony chrzestnego nie zamierzał robić nic ponad to, co już zrobili.
//*//
Wieczorem Harry
wsunął się pod kołdrę, od razu przysuwając do Draco. Patrzyli przez chwilę na
siebie w milczeniu, aż w końcu Potter pogładził go po policzku.
– Przejmujesz się tym
bardziej ode mnie. Powinieneś cieszyć się razem ze mną, że się od nich
uwolniłem.
– Przejmuję? Jesteś
dupkiem, Harry! – warknął cicho, patrząc na niego gniewnie. – Jak mogłeś zapomnieć powiedzieć nam o tym, jak oni
cię traktowali!? Jak mogłes przemilczeć to przede mną!? Hipokryta zakłamany!
Ode wymagasz szczerości, a sam lepszy nie jesteś!
– Gdybyście
wiedzieli, to by się skończyło jatką! Nawet by nie doszło do żadnej rozmowy,
tylko pewnie byście tam wparowali i ich przeklęli – fuknął. – Nie żebym sam nie
miał momentami na to ochoty… – Mimo tłumaczeń, Harry z chwili na chwilę czuł
rosnące poczucie winy. – … Przepraszam, to nie było fair.
– Nie było – przyznał
Draco.
– Jeśli… jeśli
chcesz, to mogę ci teraz wszystko opowiedzieć. Wiem, że trochę na to późno,
ale…
– I tak nie jestem
śpiący, głupiutki Gryfiaku… i jeśli chcesz, mogę wezwać Mini po jakiś alkohol.
Jeśli tak będzie ci łatwiej...
Harry pokręcił głową.
– Nie trzeba.
I zaczął opowiadać.
Od najwcześniejszych wspomnień o dokuczającym mu kuzynie, o surowej ciotce, o
popsutych zabawkach, które dostawał po Dudleyu, o karach za jego przejawy
magii, o zamykaniu w komórce pod schodami, o przymusowym wstawaniu przed
wszystkimi, by im zrobić śniadanie, o samotnym świętowaniu urodzin, o wciskaniu
sąsiadom jakoby był obłąkany i wielu innych mniejszych i większych zadziorach w
jego sercu, które z każdym padającym z jego ust słowem leczyły się jak za
dotknięciem różdżki.
Draco słuchał go
uważnie, nie śmiejąc mu przerwać. Z każdym kolejnym słowem, zastanawiał się,
dlaczego mając tak okropne dzieciństwo, nie skończył jako nienawidzący
mugolskiego społeczeństwa szaleniec. Że nie skończył jak Voldemort… Jego
cudowny Harry był zbyt dobry.
– Draco? Słuchasz
mnie?
– Słucham.
– Wyglądałeś, jakbyś
odpłynął myślami.
– Jestem po prostu
pełen podziwu dla ciebie… – szepnął, czując, jak oczy zaczynają się szklić.
– Hę? Niby za co?
Przecież nic nie zrobiłem.
– Nie wiem, jakim
cudem, mając tak okropne dzieciństwo, mogłeś pozostać nieskazitelnie dobry.
– Nieskazitelnie
dobry??
– A nie?
– Przesadzasz. Czasem
się mściłem. Napompowałem siostrę wuja, bo obrażała moją rodzinę. Albo wdawałem
się w bójki z wujem, jak mnie wkurzył. Wcale nie jestem taki dobry… Tym
bardziej gdy to nie mi, tylko komuś mi bliskiemu dzieje się krzywda. Gdybym był
dobry, nie byłbym w stanie rzucić Avady na Voldemorta.
– Rzuciłeś Avadę na
największą szuję tego świata, nie na niewinnego noworodka jak on próbował.
Zapadło kilkuminutowe
milczenie, podczas którego po prostu się w siebie wtulali.
– Bywają chwile, gdy
się siebie boję, więc… przypomnij mi to, jeśli znów będę, okej?
– Zawsze będę ci
przypominał, że jesteś cudownym człowiekiem, nie musisz mnie o to prosić.
– Trzymam cię za
słowo. I wiesz, teraz tym bardziej nigdy więcej nie pozwolę ci się ode mnie
oddalić. Jesteś na mnie skazany do końca życia. Jakieś zażalenia?
Draco mruknął w
odpowiedzi coś co brzmiało jak “nie”.
Gryfon podniósł głowę
i spojrzał ciepło na zapłakaną twarz Ślizgona.
– Mógłbyś się trochę
wysilić i odpowiedzieć jakoś ładniej. W końcu właśnie ci się oświadczyłem.
– Jesteś dupkiem,
Harry – mruknął, pociągając nosem i posyłając mu łagodny uśmiech. – I przyjmę
oświadczyny, kiedy dasz mi pierścionek. Do tego czasu dalej musisz być skazany
na miano mojego chłopaka, a nie przyszłego męża.
Brunet zaśmiał się
cicho i pocałował swojego jeszcze-nie-przyszłego-męża w kącik ust.
//*KONIEC*//
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńpi tak dlugim czasie wracam (niestety brak dostępu do internetu) a tutaj tak dużo rozdziałów czeka na mnie ;) mam co teraz czytać... choć smutno, że ta historia dobiegła do końca, ale będą i inne z tego co pamiętam, a ja zabieram się za czytanie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, cudowne naprawdę zakończenie, Dudley zrozumiał co robił i przeprosił choć liczyłam na moment, że powie że ta dziewczyna to czarownica ;) ale też fajne byłoby stwierdzenie Malfloya że jego domek letniskowy jest więcej wart niż ten ich domek...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika