sobota, 2 maja 2020

Rozdział 101.





[EDIT] Jeśli czytasz Historię Psa, to przed przeczytaniem tego rozdziału możesz najpierw sięgnąć po 12 i 13 rozdział HP.

~*~
Narcyza weszła do salonu, zerkając na drzemiącego syna wtulonego w Harry’ego. Brunet jedną ręką gładził go po ramieniu, drugą pisząc coś na telefonie.
Podeszła do wolnego fotela, korzystając z tego, że dosłownie chwilę temu Syriusz zwolnił mebel. Nim usiadła, zerknęła na Blacka, który właśnie nalewał sobie jakiegoś alkoholu do szklanki.
– Pani Podsiadająca też się napije? – spytał lekko, zerkając na nią przez ramię.
– Owszem, poproszę – odparła niezrażona tym, że została przyłapana. Rozsiadła się wygodnie, obserwując mężczyznę.
Napełnił drugą szklankę i przyniósł jej, jak gdyby nigdy nic siadając na podłokietniku. Położył rękę na zagłówku i upił trochę trunku.
– Dowiedziałaś się czegoś w ministerstwie czy dalej “postępowanie w toku”? Siedem tygodni powinno im wystarczyć na sprawdzenie nawet pojedynczych źdźbeł trawy na terenie posiadłości.
– Wierz mi, ta sytuacja również nie jest mi na rękę. Od wczoraj Stworek nie odpowiada na moje wezwania, chociaż jak wróciłam ze świętego Mungo, to obiad na mnie czekał… Domyślam się, że to któryś z chłopców wybierał danie. – Zamoczyła usta w burbonie, nie zauważając spojrzenia które Harry i Syriusz wymienili nad jej głową. – Niemniej udało mi się dowiedzieć, że nareszcie skończyli przeszukiwać Malfoy Manor i w piątek możemy się tam przenieść. O ile Draco na chwilę zgodzi się odejść od Harry’ego, by się spakować.
– Co ze mną? – mruknął nagle blondyn, spoglądając na matkę. Ewidentnie dopiero przed chwilą się wybudził.
– Możemy w piątek wrócić do Malfoy Manor – powtórzyła kobieta karcącym tonem. – Doprawdy, Draco… nigdy nie wtrącałeś się w rozmowy.
Nastolatek zaczerwienił się na słowa matki.
– Co do Stworka – Syriusz podjął temat – to już… nie pełni tutaj służby. Padł wczoraj, ale zająłem się już tym i za kilka dni będzie tu mieszkać nowa skrzacia rodzina.
– Przyznaj, że się z tego cieszysz…
– Oczywiście, nie znosiłem go.
– Po co tu kolejne skrzaty, damy sobie bez nich radę – wtrącił się w rozmowę Harry.
– Co…? No tak, jeszcze ci nie powiedziałem. Uzgodniliśmy z Narcyzą, że całą czwórką zamieszkamy w tamtej rezydencji. Inne rozwiązanie nie ma sensu, nikt z nas nie będzie skakał między domami, prawda?
– Och, fajnie. – Harry uśmiechnął się szeroko. – Ale to tym bardziej nie łapię, po co tu nowe skrzaty?
– Ktoś musi dbać o ten dom, żeby całkiem nie zniszczał. Pamiętasz, jak wyglądał, gdy był pod “opieką” Stworka. Gdyby kompletnie nikogo tu nie było, to za kilka lat obróciłby się w ruinę.
– Nie znosisz go, więc co ci zależy?
– Nie zamierzam w nim mieszkać, ale nie znaczy to, że nie okaże się kiedyś przydatny. Chociażby po to, byście mieli gdzie się przespać, jeśli wybierzecie się do Londynu poimprezować. – Mrugnął do chrześniaka. – Magiczne podróżowanie po pijaku źle się kończy.
Harry prychnął z rozbawieniem i pokręcił lekko głową.
– Mogłem się czegoś takiego spodziewać. – Spojrzał na swój telefon, który nagle zaczął piszczeć. – Jeśli jesteście głodni, to nasza kolacja właśnie skończyła się piec.
– Mam rozumieć, że przygotowałeś nam kolację? Wczorajsze dzieło to też twoja robota? – spytała zaskoczona kobieta.
– Niezły jest, prawda? Też się zdziwiłem za pierwszym razem. – Syriusz odstawił szklankę na stolik, ewidentnie gotowy, by zejść do kuchni.
– Harry wyjątkowo dobrze gotuje – dodał od siebie Draco, cmokając Harry’ego w policzek. – Co nam dzisiaj przygotowałeś?
– Od kilku dni chodziła za mną lazania. To dopiero drugi raz jak ją robię, więc fajnie by było, jak byście mi powiedzieli, co o niej myślicie.
//*//
Dwa dni później, gdy Narcyza wraz z Draco wybrali się na zakupy, Harry opowiedział chrzestnemu o swoich nieudanych zmaganiach z animagią. Nie musiał długo go namawiać, ba tak naprawdę nawet nie zdążył zapytać swojego chrzestnego, czy udzieli mu jakichś wskazówek, a już byli w drodze do ogrodu.
– Zacznijmy od tego, że przemiana w zwierzę ma trochę wspólnego z zaklęciem patronusa. Czytałeś te podręczniki za knuta, prawda? – Nastolatek skinął głową. – Wbrew pozorom nie są aż tak głupie, jakby się wydawało.
– Hermionie jakoś udało się przełożyć parę fragmentów na coś w miarę zrozumiałego, ale dalej nie wiem, jak mam na podstawie swojego charakteru odgadnąć, jaką mam animagiczną postać...
– Tak myślisz? To w gruncie rzeczy wcale nie jest aż takie trudne. Spróbujmy na moim przykładzie. Co byś o mnie mógł powiedzieć?
– Jesteś sympatyczny – Syriusz uśmiechnął się na te słowa – wyraźnie widać, kiedy coś cię cieszy lub masz dobry humor. Ogólnie łatwo wyrażasz swoje emocje. Jesteś lojalny, ale eeem potrafisz być okrutny i ranić ludzi tylko dlatego że ich nie lubisz.
Tym razem mężczyzna zakłopotał się lekko.
– Dobrze, wystarczy. Już te parę cech pozwala odrzucić znaczną liczbę opcji. Nie jestem co prawda pewien, na ile słuszne byłoby wiązanie łatwości w okazywaniu uczuć ze zwierzęciem, a na ile to kwestia przypadku… – Zrobił zamyśloną minę. – Chociaż w sumie możesz mieć rację. W każdym razie, gdy sam przechodziłem przez ten etap, moim głównym wyznacznikiem była lojalność. Choć dopiero przyjaciele zwrócili mi na to uwagę. Pewnie też dlatego do tej pory tkwisz w tym miejscu – dużo łatwiej jest, jeśli dostaniesz podpowiedź od kogoś, kto dobrze cię zna. Chyba że potrafisz sam siebie obiektywnie ocenić. Mi to kompletnie nie wychodzi, dlatego drugą naprawdę przydatną wskazówkę również otrzymałem od przyjaciół. Remus był bardziej bezlitosny niż ty przed chwilą. Stwierdził, że jestem paskudny dla ludzi, których nie lubię. Robię im na złość, atakuję na różne sposoby i jestem mściwy.
– Czyli że u ciebie odpadały wszystkie potulne zwierzątka?
– Między innymi. Teraz twoja kolej. Według mnie, roztaczasz wokół siebie aurę przywódcy. – Trochę jak James, pomyślał. On też sprawiał, że ludzie byli skorzy robić, to co chciał i iść za nim. – Jedna sprawa, że masz trochę charyzmy, ale ludzie po prostu czują, że mogą na tobie polegać, że masz siłę, by iść na ich czele. – Harry spojrzał na niego zmieszany.
– Zawsze myślałem, że ludzie wypychali mnie na przód, bo po prostu tak było im wygodnie.
– To trochę też, ale gdyby nie czuli, że masz szansę wygrać, to wcale by nie zostawili tak chętnie swojego losu w twoich rękach. No i czy to nie tak, że sam się wyrywałeś do przodu? Nie odpowiadaj, po prostu chcę, żebyś się nad tym zastanowił. A w międzyczasie wybierz numer do Hermiony.
– Po co ?
– Potrzebujesz opinii przyjaciela. Szczerej. Mam dalej tłumaczyć?
Harry pokręcił głową i podał chrzestnemu telefon. Po kilku sygnałach dziewczyna odebrała i Syriusz szybko wyjaśnił jej sytuację, po czym oddał telefon chrześniakowi, by ten włączył głośnik.
– Mam powiedzieć jaki jest Harry? Nic prostszego. Harry jest opiekuńczy. Uważa, że musi bronić bliskich. Jest porywczy i odważny. Bywa dumny, stanowczy, leniwy…
– Ej!
– Nie powiesz, że nie. Umie gromadzić wokół siebie ludzi, nakłaniać ich do współpracy. Umie działać drużynowo, ale nie boi się też działać w pojedynkę… Czasem wręcz zmusza innych, by wszystko zostawili jemu… Tyle wystarczy, czy mam mówić dalej?
– Myślę, że to pokaźna pula cech, dzięki, Hermiono. Myślę, że mamy na czym pracować. – Spojrzał na swojego chrześniaka. – Od siebie dodam jeszcze tylko, że po tobie też bardzo widać emocje. Nikt nie ma wątpliwości, kiedy jesteś w dobrym humorze, a kiedy jesteś wściekły.
– Dobra, to mam już cechy, ale co to ma wspólnego z zaklęciem patronusa?
– Już mówię. Tak jak przy patronusie musisz skupić się na najszczęśliwszym wspomnieniu, tak w animagii musisz skupić się na uczuciu bycia konkretnym zwierzęciem. To jest powód, dla którego animagia jest tak trudną sztuką. Nie każdy ma na tyle bujną wyobraźnię, by będąc wciąż w swojej skórze, wyobrazić sobie nagle, że oto patrzy na świat z wysokości jakichś dwóch stóp, stoi na czterech łapach, z tyłu majta mu ogon, ma pysk pełen kłów i tak dalej. Trzeba jednocześnie skupić się na wielu aspektach, poczuć każdym kawałkiem ciała, wczuć się każdym zmysłem w swoją zwierzęcą formę.
– Brzmi koszmarnie trudno.
Syriusz uśmiechnął się lekko.
– W dodatku im człowiek jest starszy, tym przeważnie jego wyobraźnia ubożeje, więc jest coraz trudniej. Taka była teoria Luniaczka, dlaczego zajęło nam to jedynie trzy lata, podczas gdy inni czarodzieje potrafili poświęcić na opanowanie tej sztuki dwa razy tyle albo jeszcze więcej. Ja miałem inną. Tamci po prostu chcieli opanować nowy rodzaj magii dla własnego kaprysu. My w pewnym sensie nie mieliśmy innego wyboru, jeśli chcieliśmy pomóc Remiemu. Dlatego tamci czarodzieje zwlekali z pierwszą przemianą do momentu aż mieli pewność, że przemiana będzie całkowita i nie utkną w postaci człowieka-ryby na przykład. My z kolei poszliśmy na żywioł. – Syriusz uśmiechnął się łobuzersko. – Choć trzeba przyznać, że szalenie się baliśmy.
– Chwila, ale skoro mam się skupiać na uczuciu bycia zwierzęciem, to najpierw powinienem dokładnie wiedzieć, jakim będę, prawda? Bo skąd mam wiedzieć, czy będę miał głowę trzy cale czy dwie stopy nad ziemią? Albo czy krótki czy długi ogon, albo...
– Hej, hej, spokojnie. Będziemy jeszcze szukać dokładniejszych wskazówek, to po pierwsze. A po drugie, w pewnym stopniu twój ostateczny wygląd będzie uwarunkowany twoją wolą. Tak jakby było to połączenie naszego charakteru, wyglądu i wyobraźni. Skoro magia pochodzi z naszych umysłów, brzmi to całkiem logicznie, prawda?
– Wyglądu też? – spytał bez namysłu, dopiero po minie chrzestnego orientując się, że nie było to najmądrzejsze pytanie.
– No jasne. Chociażby fakt czy masz wszystkie palce – wykrzywił wargi w kwaśnym grymasie na wspomnienie Petera. – Także wzrost, tusza czy kolor włosów. Gdybym zamiast falowanych włosów miał afro, pewnie skończyłbym jako pudel. – Harry parsknął śmiechem. – A tak jestem wielkim, kudłatym psiskiem vel ponurakiem. Jeszcze wracając do teorii, że sami decydujemy o szczegółach swojego zwierzęcego wyglądu. Jestem wysoki, ale bez przesady. Patrząc na moją animagiczną formę, można by zakładać, że powinienem mieć jakieś sześć i pół stopy wzrostu, a tymczasem mam tylko trochę ponad sześć stóp. Ale potrzebowałem ogromnej postury i sporej siły, by dać sobie radę z wilkołakiem, więc na takim psie się skupiałem. Pewnie gdybym zamiast tego skupił się na byciu chihuahuą, to bym sięgał ludziom do kostki i mógł co najwyżej uspokajać Wierzbę Bijącą. Więc się nie przejmuj, po prostu kiedy już będziemy w miarę pewni, jaki jest twój zwierzęcy odpowiednik, resztę sobie sam dograsz.
– A to nie jest tak, że twoja animagiczna forma jest taka sama jak patronus?
– Niekoniecznie. Sprawdziło się to w przypadku Jamesa, ale u mnie kompletnie się nie pokryło. Moim patronusem był żuraw.
– Był?
– Póki co nie jestem w stanie go ponownie wyczarować. – Wzruszył ramieniem. – Nie wiem, czy kiedykolwiek będę. Moje ostatnie spotkanie z ich zgrają skończyło się utratą przytomności, choć sytuacja wtedy była dość skomplikowana. No, ale my nie o patronusie tylko o animagii mieliśmy mówić!
//*//
– Chcę niedługo wybrać się do wujostwa – oznajmił znienacka Harry, gdy któregoś majowego wieczoru jak zawsze ostatnimi czasy siedzieli całą czwórką w salonie, choć każda z par zajęta była własną rozmową. – Muszę im powiedzieć, że nigdy więcej nie będę z nimi mieszkał.
Syriusz prychnął.
– Wyślij im list. Nie widzę potrzeby, żebyś musiał w tym celu oglądać ich gęby.
– Zajmowali się Harrym, Syriuszu – odparła Narcyza. – Dobrym gestem byłoby chociaż osobiste podziękowanie im za to i powiedzenie, że już znalazł nowy dom, czyż nie?
– Nie ma po co marnować dobrych manier na wieprze.
– Robię to dla siebie, żeby potem niczego nie żałować.
– A czego miałbyś niby żałować? Nie puszczę cię do nich.
– Wybaczcie, ale mam wrażenie, że o czymś nie wiem. Jakie są twoje relacje z rodziną, Harry?
– … Nienajlepsze.
– Bo pęknę ze śmiechu! – prychnął Syriusz. – Te wieprze traktowały go gorzej niż skrzata domowego!
Harry zacisnął wargi, nie zaprzeczył.
– Że co?! – warknął blondyn, patrząc na chłopaka z wyrzutem. – Dlaczego nigdy nic o tym nie słyszałem!?
– Właściwie, czemu nie wytoczysz im procesu?
– Bo nie chcę żeby przydzielili mi kuratora albo gorzej – wysłali mnie do jakiejś rodziny zastępczej?
– Harry, teraz ja jestem twoim prawnym opiekunem, zapomniałeś?
Harry zamrugał zaskoczony. Faktycznie, zapomniał. Syriusz westchnął.
– Masz wystarczająco środków, by wynająć prawnika, który oskubie ich co do centa. I jeszcze wciśnie twojego wuja za kraty.
– Wydaje mi się, że to nie w stylu Harry’ego, tylko w twoim – rzuciła od siebie kobieta.
– Myślałem o tym Syriuszu. Kiedyś. Chciałem go widzieć za kratami, ale… Co mi po tym?
– Nie rozśmieszaj mnie. Harry…
– Nie, Syriuszu. Nie byłem bez winy…
– Teraz to już przesadziłeś. Niby gdzie…?!
– Daj mi dokończyć! – Harry też już utracił spokój. – Kilka razy się pobiłem z wujem, więc w sumie wyrównałem z nim rachunki! Naprawdę, chcę po prostu zapomnieć, że oni istnieją, okej? A nie jeszcze przez parę lat ciągać się z nimi po sądach. Więc odpuść!
– Harry, nikt cię tu do niczego zmusić nie może. Dostosujemy się do każdej decyzji, jaką podejmiesz… Tak, Syriuszu, zrobimy to – rzuciła do kuzyna z naganą.
Syriusz odetchnął ciężko.
– … Zgoda. Ale nie pójdziesz tam sam. Ja i Draco – spojrzał na zaciętą minę blondyna – idziemy z tobą.
– Och, doprawdy? – Pani Malfoy posłała kuzynowi twarde spojrzenie. – Nie zapomniałeś o kimś?
– Mają tak małe mieszkanie, że więcej osób się nie pomieści. Plus Vernon zajmuje przestrzeń przeznaczoną dla trojga.
– Byłeś tam kiedyś? – zdziwił się Harry.
– Zajrzałem do ciebie po swojej ucieczce z Azkabanu. Widziałem też, jak napompowałeś tego babsztyla. Piękna robota.
– Nie zrobiłem tego specjalnie – bąknął.
– Nieistotne.
– Więc może – Narcyza wróciła do wątku – zamiast ciebie ja się tam wybiorę? Przynajmniej nie rzucę się na domowników przy pierwszej sposobności.
– Nie idę ich pozabijać. Zresztą nawet jakby troszkę im się oberwało…
– Syriuszu! – Zarówno Harry’emu jak i Narcyzie wyraźnie nie spodobał się ten komentarz.
Black machnął lekceważąco ręką.
– Nic im nie zrobię. I nie pójdziesz tam beze mnie.
– Nie idę z nimi walczyć, więc nie muszę brać ze sobą obstawy. Chcę im tylko powiedzieć, że znikamy nawzajem ze swoich żyć i tyle.
– Nie puszczę cię samego, Harry. – Draco uczepił się ramienia chłopaka. – Nie zmusisz mnie do tego, żebym tu został.
– Jesteście namolni… Zgoda. Ale tylko wy dwaj – spojrzał przepraszająco na Narcyzę – naprawdę nie chcę wyglądać, jakbym szedł z nimi na wojnę… Czy się ich bał.
– Nie ma nic dziwnego w tym, że przyjdziesz do nich ze swoim opiekunem, w końcu jesteś niepełnoletni. I ze swoim chłopakiem jako wsparciem duchowym – zauważył Syriusz już dużo spokojniejszym tonem, choć wciąż ewidentnie nie podobało mu się całe to wyjście.
– Mam nadzieję, że twoje wsparcie będzie trzymać ręce z dala od różdżek – westchnęła cicho Narcyza.
– …Oddacie mi je zanim tam wejdziemy.
//*//
Syriusz wszedł do salonu i objął od tyłu wyglądającą przez okno Narcyzę. Już jutro z rana mieli się wreszcie przeprowadzić – w jego i Harry’ego przypadku – lub powrócić – w przypadku ich ukochanych – do Malfoy Manor.
– Tak szybko skończyliście rozmawiać? Dyrektor wyjątkowo się streszczał?
– Jest stale zabiegany. Wygląda też na bardzo zmęczonego. My odpoczywamy, a on od dnia bitwy wciąż coś załatwia, czegoś pilnuje… Teraz też przyszedł tu służbowo, a nie na plotki.
– Służbowo? Coś się stało? – spytała z niepokojem, odwracając się w jego ramionach.
– McGonagall zginęła w bitwie.
– Podobnie jak profesor Yoshizawa.
Syriusz skinął głową.
– W jego przypadku poszukiwanie następcy było do przewidzenia i dyrektor ma kandydatów. Ale miał zagwozdkę, by znaleźć kogoś na stanowisko nauczyciela transformacji. I musi też znaleźć nowego opiekuna Gryfonów. – Odgarnął Narcyzie włosy za ucho, po czym spojrzał jej w oczy. – Spytał, czy przyjmę te posady.
– Zgodziłeś się?
– Jeszcze nie. Powiedziałem, że chcę się zastanowić… Chciałem to z tobą przedyskutować. W końcu jesteśmy razem, a przyjęcie tej pracy oznaczałoby, że w tygodniu byłbym w Hogwarcie i wracał do ciebie jedynie na weekendy.
– Kochasz kontakt z ludźmi i masz smykałkę do uczenia innych.
– Skąd ta pewność, hmm? – Lekko uniósł palcem jej podbródek.
– Myślisz, że nie wiem o nauce animagii z Harrym?
– Nic się przed tobą nie ukryje. Czyżbyś mnie podglądała? – spytał z błyskiem w oku.
– Od razu podglądała – prychnęła, uciekając głową od jego palca. Czuła się zażenowana, kiedy stosował wobec niej taki gest. – Nie ukrywaliście się z tym…
– Masz rację. To niestety nie jest odpowiedź na moje wcześniejsze pytanie. Skąd pewność, że umiem uczyć? – drążył tylko po to by się z nią droczyć.
– Widziałam jak Harry cię słuchał. Jaką robił minę… Z pewnością nie przynudzałeś i potrafiłeś przyciągać jego niepodzielną uwagę.
– Umarłbym w dniu, w którym okazało się, że nie umiem przyciągnąć czyjejś uwagi. Albo gdyby ktoś mi powiedział, że jestem nudny – oznajmił zdecydowanie. – Punkt dla ciebie za spostrzegawczość. Harry’emu faktycznie bardzo się podobała tamta lekcja. I osobiście nie mam najmniejszych wątpliwości, że nadaję się na nauczyciela. – Zadowolony z siebie podziwiał jej zdziwiono-rozbawioną minę. – Niestraszna jest mi też rola opiekuna. Moim zamiarem było wyłącznie poznanie twoich odczuć.
– I jak wypadło poznanie moich odczuć?
– Wypadło tak, że zalałaś mnie jakimiś gładkimi słówkami i opowiedziałaś, nie odpowiadając na pytanie. Naprawdę, nadawałabyś się do polityki, Cyziu.
– Myślałam o tym kiedyś, świeżo po skończeniu Hogwartu. Po wyjściu za mąż nie mogłam jednak iść w tamtym kierunku.
– Rozumiem, Narcyzo. A teraz wreszcie powiedz mi, czy pisałabyś się na życie, gdzie widywalibyśmy się w weekendy, święta i wakacje?
– Będzie trudno, ale dostosuję się do tego. – Chwyciła dłoń mężczyzny, splatając ich palce ze sobą. Posłała mu lekki uśmiech. – W pewnym sensie chciałabym trzymać cię tu, przy sobie, ale wiem że to nie ma sensu. Potrzebujesz przestrzeni… i nowych wyzwań. a Hogwart ci to zagwarantuje.
Spojrzał na nią z miłością, po czym oparł brodę na jej ramieniu i teraz sam zapatrzył się w widok za oknem.
– Przepraszam. Będzie nam ciężko, ale masz rację, potrzebuję mieć wiele zadań na głowie i źródło nowych wyzwań. Chcę spróbować.
– Spróbuj – szepnęła, wtulając się w mężczyznę. – Jeśli tego nie zrobisz, będziesz żałować i ciągle się zastanawiać czy słusznie postąpiłeś.
– Chcę też spędzać z tobą dużo czasu – kontynuował, ignorując słowa Narcyzy. – Myślałem, że może wreszcie będę mógł zacząć bardziej osiadłe życie… Jednak niedługo zacząłbym się nudzić w domu. Już powoli zaczynało mnie roznosić, na szczęście Harry wyskoczył z tą animagią.
– Sam sobie w tym momencie odpowiedziałeś, urwisie.
Zaśmiał się cicho.
– Będę się uwijał w tygodniu tak, by mieć jak najwięcej czasu w weekendy. I tak wyszkolę prefektów, że nie będę mi zawracać głowy weekendami! To plan idealny.
Blondynka pokręciła głową w rozbawieniu.
– Mogłam się tego spodziewać. Ja będę czekać, by weekend spędzać calutki z tobą i z nikim innym.
– Też sobie powinnaś znaleźć jakieś zajęcie, by nie siedzieć całymi dniami w domu… Nie żartowałem z tą smykałką do polityki. Na pewno potrzebują kogoś w Ministerstwie w zastępstwie za poprzedniego reprezentanta czystokrwistych. – Nie zamierzał wymawiać imienia jej byłego męża. – Mogłabyś się tym zająć
– Masz jakiś dar jasnowidzenia? Wczoraj dostałam list z Ministerstwa z propozycją, bym zajęła jego miejsce, o ile jestem zainteresowana i mam predyspozycje.
– Aż tak utalentowany nie jestem. Jesteś chyba jedyną dorosłą osobą z naszych rodów, która się do tego naprawdę nadaje. Poza nami kandydatem do tej funkcji może być jedynie Erydan Malfoy. Mi nawet listu nie przysłali, a co do niego, to nie wiem.
– Erydan jest zadowolony ze swojej obecnej kariery i wątpię, aby ją zmieniał. Wymieniam się z nim regularnie listami – dodała, widząc jego spojrzenie. – Do tego tak bardzo nie lubi być w centrum uwagi, że nawet nie ogłosił oficjalnie, że jego żona, z którą notabene jest od paru lat, urodziła mu syna jakiś czas temu.
– Malfoy, który nie lubi być w centrum uwagi? Ewenement w rodzinie…
– Tak go wychowali. Lucjusz był na pierwszym miejscu.
– A już miałem powiedzieć, że zapunktował w moich oczach.
– Jemu to pasuje.
– Nieistotne, skreśliłaś jego dodatkowe punkty tym wychowaniem. Jest interesujący, ale znów ma zero.
– Polubisz go… Chociaż pewnie bardziej przypadnie ci do gustu jego żona.
– Nawet jeśli ją polubię, to i tak nikt nie jest lepszy od ciebie, kochanie.
Narcyza otworzyła szerzej oczy, zaskoczona.
– Nie mówiłam tego w takim kontekście – wyszeptała.
– Wiem, ale to była dobra okazja, by sypnąć komplementem. – Mrugnął do niej. – I wiesz, co? Wreszcie mi nie zaprzeczyłaś. – Ucałował ją w skroń.
~*~

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, smutno mi że Yoshizawa nie żyje... a może Harry będzie jakąś pumą, albo innym kociskiem ;) no ale co z Igniesem?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń