[EDIT] Jeśli czytasz Historię Psa, to przed przeczytaniem tego rozdziału możesz najpierw sięgnąć po 12 i 13 rozdział HP.
~*~
Narcyza weszła do
salonu, zerkając na drzemiącego syna wtulonego w Harry’ego. Brunet jedną ręką
gładził go po ramieniu, drugą pisząc coś na telefonie.
Podeszła do wolnego fotela,
korzystając z tego, że dosłownie chwilę temu Syriusz zwolnił mebel. Nim
usiadła, zerknęła na Blacka, który właśnie nalewał sobie jakiegoś alkoholu do
szklanki.
– Pani Podsiadająca też się
napije? – spytał lekko, zerkając na nią przez ramię.
– Owszem, poproszę – odparła
niezrażona tym, że została przyłapana. Rozsiadła się wygodnie, obserwując
mężczyznę.
Napełnił drugą szklankę i
przyniósł jej, jak gdyby nigdy nic siadając na podłokietniku. Położył rękę na
zagłówku i upił trochę trunku.
– Dowiedziałaś się czegoś w
ministerstwie czy dalej “postępowanie w toku”? Siedem tygodni powinno im
wystarczyć na sprawdzenie nawet pojedynczych źdźbeł trawy na terenie
posiadłości.
– Wierz mi, ta sytuacja również
nie jest mi na rękę. Od wczoraj Stworek nie odpowiada na moje wezwania, chociaż
jak wróciłam ze świętego Mungo, to obiad na mnie czekał… Domyślam się, że to
któryś z chłopców wybierał danie. – Zamoczyła usta w burbonie, nie zauważając
spojrzenia które Harry i Syriusz wymienili nad jej głową. – Niemniej udało mi
się dowiedzieć, że nareszcie skończyli przeszukiwać Malfoy Manor i w piątek
możemy się tam przenieść. O ile Draco na chwilę zgodzi się odejść od Harry’ego,
by się spakować.
– Co ze mną? – mruknął nagle
blondyn, spoglądając na matkę. Ewidentnie dopiero przed chwilą się wybudził.
– Możemy w piątek wrócić do
Malfoy Manor – powtórzyła kobieta karcącym tonem. – Doprawdy, Draco… nigdy nie
wtrącałeś się w rozmowy.
Nastolatek zaczerwienił się na
słowa matki.
– Co do Stworka – Syriusz
podjął temat – to już… nie pełni tutaj służby. Padł wczoraj, ale zająłem się
już tym i za kilka dni będzie tu mieszkać nowa skrzacia rodzina.
– Przyznaj, że się z tego
cieszysz…
– Oczywiście, nie znosiłem go.
– Po co tu kolejne skrzaty,
damy sobie bez nich radę – wtrącił się w rozmowę Harry.
– Co…? No tak, jeszcze ci nie
powiedziałem. Uzgodniliśmy z Narcyzą, że całą czwórką zamieszkamy w tamtej
rezydencji. Inne rozwiązanie nie ma sensu, nikt z nas nie będzie skakał między
domami, prawda?
– Och, fajnie. – Harry uśmiechnął
się szeroko. – Ale to tym bardziej nie łapię, po co tu nowe skrzaty?
– Ktoś musi dbać o ten dom,
żeby całkiem nie zniszczał. Pamiętasz, jak wyglądał, gdy był pod “opieką”
Stworka. Gdyby kompletnie nikogo tu nie było, to za kilka lat obróciłby się w
ruinę.
– Nie znosisz go, więc co ci
zależy?
– Nie zamierzam w nim mieszkać,
ale nie znaczy to, że nie okaże się kiedyś przydatny. Chociażby po to, byście
mieli gdzie się przespać, jeśli wybierzecie się do Londynu poimprezować. –
Mrugnął do chrześniaka. – Magiczne podróżowanie po pijaku źle się kończy.
Harry prychnął z rozbawieniem i
pokręcił lekko głową.
– Mogłem się czegoś takiego
spodziewać. – Spojrzał na swój telefon, który nagle zaczął piszczeć. – Jeśli
jesteście głodni, to nasza kolacja właśnie skończyła się piec.
– Mam rozumieć, że
przygotowałeś nam kolację? Wczorajsze dzieło to też twoja robota? – spytała
zaskoczona kobieta.
– Niezły jest, prawda? Też się
zdziwiłem za pierwszym razem. – Syriusz odstawił szklankę na stolik, ewidentnie
gotowy, by zejść do kuchni.
– Harry wyjątkowo dobrze gotuje
– dodał od siebie Draco, cmokając Harry’ego w policzek. – Co nam dzisiaj
przygotowałeś?
– Od kilku dni chodziła za mną
lazania. To dopiero drugi raz jak ją robię, więc fajnie by było, jak byście mi
powiedzieli, co o niej myślicie.
//*//
Dwa dni później, gdy Narcyza
wraz z Draco wybrali się na zakupy, Harry opowiedział chrzestnemu o swoich
nieudanych zmaganiach z animagią. Nie musiał długo go namawiać, ba tak naprawdę
nawet nie zdążył zapytać swojego chrzestnego, czy udzieli mu jakichś wskazówek,
a już byli w drodze do ogrodu.
– Zacznijmy od tego, że
przemiana w zwierzę ma trochę wspólnego z zaklęciem patronusa. Czytałeś te
podręczniki za knuta, prawda? – Nastolatek skinął głową. – Wbrew pozorom nie są
aż tak głupie, jakby się wydawało.
– Hermionie jakoś udało się
przełożyć parę fragmentów na coś w miarę zrozumiałego, ale dalej nie wiem, jak
mam na podstawie swojego charakteru odgadnąć, jaką mam animagiczną postać...
– Tak myślisz? To w gruncie
rzeczy wcale nie jest aż takie trudne. Spróbujmy na moim przykładzie. Co byś o
mnie mógł powiedzieć?
– Jesteś sympatyczny – Syriusz
uśmiechnął się na te słowa – wyraźnie widać, kiedy coś cię cieszy lub masz
dobry humor. Ogólnie łatwo wyrażasz swoje emocje. Jesteś lojalny, ale eeem
potrafisz być okrutny i ranić ludzi tylko dlatego że ich nie lubisz.
Tym razem mężczyzna zakłopotał
się lekko.
– Dobrze, wystarczy. Już te
parę cech pozwala odrzucić znaczną liczbę opcji. Nie jestem co prawda pewien,
na ile słuszne byłoby wiązanie łatwości w okazywaniu uczuć ze zwierzęciem, a na
ile to kwestia przypadku… – Zrobił zamyśloną minę. – Chociaż w sumie możesz
mieć rację. W każdym razie, gdy sam przechodziłem przez ten etap, moim głównym
wyznacznikiem była lojalność. Choć dopiero przyjaciele zwrócili mi na to uwagę.
Pewnie też dlatego do tej pory tkwisz w tym miejscu – dużo łatwiej jest, jeśli
dostaniesz podpowiedź od kogoś, kto dobrze cię zna. Chyba że potrafisz sam
siebie obiektywnie ocenić. Mi to kompletnie nie wychodzi, dlatego drugą
naprawdę przydatną wskazówkę również otrzymałem od przyjaciół. Remus był
bardziej bezlitosny niż ty przed chwilą. Stwierdził, że jestem paskudny dla
ludzi, których nie lubię. Robię im na złość, atakuję na różne sposoby i jestem
mściwy.
– Czyli że u ciebie odpadały
wszystkie potulne zwierzątka?
– Między innymi. Teraz twoja
kolej. Według mnie, roztaczasz wokół siebie aurę przywódcy. – Trochę jak James,
pomyślał. On też sprawiał, że ludzie byli skorzy robić, to co chciał i iść za
nim. – Jedna sprawa, że masz trochę charyzmy, ale ludzie po prostu czują, że
mogą na tobie polegać, że masz siłę, by iść na ich czele. – Harry spojrzał na
niego zmieszany.
– Zawsze myślałem, że ludzie
wypychali mnie na przód, bo po prostu tak było im wygodnie.
– To trochę też, ale gdyby nie
czuli, że masz szansę wygrać, to wcale by nie zostawili tak chętnie swojego
losu w twoich rękach. No i czy to nie tak, że sam się wyrywałeś do przodu? Nie
odpowiadaj, po prostu chcę, żebyś się nad tym zastanowił. A w międzyczasie
wybierz numer do Hermiony.
– Po co ?
– Potrzebujesz opinii
przyjaciela. Szczerej. Mam dalej tłumaczyć?
Harry pokręcił głową i podał
chrzestnemu telefon. Po kilku sygnałach dziewczyna odebrała i Syriusz szybko
wyjaśnił jej sytuację, po czym oddał telefon chrześniakowi, by ten włączył
głośnik.
– Mam powiedzieć jaki jest
Harry? Nic prostszego. Harry jest opiekuńczy. Uważa, że musi bronić bliskich.
Jest porywczy i odważny. Bywa dumny, stanowczy, leniwy…
– Ej!
– Nie powiesz, że nie. Umie
gromadzić wokół siebie ludzi, nakłaniać ich do współpracy. Umie działać
drużynowo, ale nie boi się też działać w pojedynkę… Czasem wręcz zmusza innych,
by wszystko zostawili jemu… Tyle wystarczy, czy mam mówić dalej?
– Myślę, że to pokaźna pula
cech, dzięki, Hermiono. Myślę, że mamy na czym pracować. – Spojrzał na swojego
chrześniaka. – Od siebie dodam jeszcze tylko, że po tobie też bardzo widać
emocje. Nikt nie ma wątpliwości, kiedy jesteś w dobrym humorze, a kiedy jesteś
wściekły.
– Dobra, to mam już cechy, ale co
to ma wspólnego z zaklęciem patronusa?
– Już mówię. Tak jak przy patronusie
musisz skupić się na najszczęśliwszym wspomnieniu, tak w animagii musisz skupić
się na uczuciu bycia konkretnym zwierzęciem. To jest powód, dla którego
animagia jest tak trudną sztuką. Nie każdy ma na tyle bujną wyobraźnię, by
będąc wciąż w swojej skórze, wyobrazić sobie nagle, że oto patrzy na świat z
wysokości jakichś dwóch stóp, stoi na czterech łapach, z tyłu majta mu ogon, ma
pysk pełen kłów i tak dalej. Trzeba jednocześnie skupić się na wielu aspektach,
poczuć każdym kawałkiem ciała, wczuć się każdym zmysłem w swoją zwierzęcą
formę.
– Brzmi koszmarnie trudno.
Syriusz uśmiechnął się lekko.
– W dodatku im człowiek jest
starszy, tym przeważnie jego wyobraźnia ubożeje, więc jest coraz trudniej. Taka
była teoria Luniaczka, dlaczego zajęło nam to jedynie trzy lata, podczas gdy
inni czarodzieje potrafili poświęcić na opanowanie tej sztuki dwa razy tyle
albo jeszcze więcej. Ja miałem inną. Tamci po prostu chcieli opanować nowy
rodzaj magii dla własnego kaprysu. My w pewnym sensie nie mieliśmy innego
wyboru, jeśli chcieliśmy pomóc Remiemu. Dlatego tamci czarodzieje zwlekali z
pierwszą przemianą do momentu aż mieli pewność, że przemiana będzie całkowita i
nie utkną w postaci człowieka-ryby na przykład. My z kolei poszliśmy na żywioł.
– Syriusz uśmiechnął się łobuzersko. – Choć trzeba przyznać, że szalenie się
baliśmy.
– Chwila, ale skoro mam się
skupiać na uczuciu bycia zwierzęciem, to najpierw powinienem dokładnie
wiedzieć, jakim będę, prawda? Bo skąd mam wiedzieć, czy będę miał głowę trzy
cale czy dwie stopy nad ziemią? Albo czy krótki czy długi ogon, albo...
– Hej, hej, spokojnie. Będziemy
jeszcze szukać dokładniejszych wskazówek, to po pierwsze. A po drugie, w pewnym
stopniu twój ostateczny wygląd będzie uwarunkowany twoją wolą. Tak jakby było
to połączenie naszego charakteru, wyglądu i wyobraźni. Skoro magia pochodzi z
naszych umysłów, brzmi to całkiem logicznie, prawda?
– Wyglądu też? – spytał bez
namysłu, dopiero po minie chrzestnego orientując się, że nie było to
najmądrzejsze pytanie.
– No jasne. Chociażby fakt czy
masz wszystkie palce – wykrzywił wargi w kwaśnym grymasie na wspomnienie
Petera. – Także wzrost, tusza czy kolor włosów. Gdybym zamiast falowanych
włosów miał afro, pewnie skończyłbym jako pudel. – Harry parsknął śmiechem. – A
tak jestem wielkim, kudłatym psiskiem vel ponurakiem. Jeszcze wracając do
teorii, że sami decydujemy o szczegółach swojego zwierzęcego wyglądu. Jestem
wysoki, ale bez przesady. Patrząc na moją animagiczną formę, można by zakładać,
że powinienem mieć jakieś sześć i pół stopy wzrostu, a tymczasem mam tylko
trochę ponad sześć stóp. Ale potrzebowałem ogromnej postury i sporej siły, by
dać sobie radę z wilkołakiem, więc na takim psie się skupiałem. Pewnie gdybym
zamiast tego skupił się na byciu chihuahuą, to bym sięgał ludziom do kostki i
mógł co najwyżej uspokajać Wierzbę Bijącą. Więc się nie przejmuj, po prostu
kiedy już będziemy w miarę pewni, jaki jest twój zwierzęcy odpowiednik, resztę
sobie sam dograsz.
– A to nie jest tak, że twoja
animagiczna forma jest taka sama jak patronus?
– Niekoniecznie. Sprawdziło się
to w przypadku Jamesa, ale u mnie kompletnie się nie pokryło. Moim patronusem był
żuraw.
– Był?
– Póki co nie jestem w stanie
go ponownie wyczarować. – Wzruszył ramieniem. – Nie wiem, czy kiedykolwiek
będę. Moje ostatnie spotkanie z ich zgrają
skończyło się utratą przytomności, choć sytuacja wtedy była dość skomplikowana.
No, ale my nie o patronusie tylko o animagii mieliśmy mówić!
//*//
– Chcę niedługo wybrać się do
wujostwa – oznajmił znienacka Harry, gdy któregoś majowego wieczoru jak zawsze
ostatnimi czasy siedzieli całą czwórką w salonie, choć każda z par zajęta była
własną rozmową. – Muszę im powiedzieć, że nigdy więcej nie będę z nimi
mieszkał.
Syriusz prychnął.
– Wyślij im list. Nie widzę
potrzeby, żebyś musiał w tym celu oglądać ich gęby.
– Zajmowali się Harrym,
Syriuszu – odparła Narcyza. – Dobrym gestem byłoby chociaż osobiste
podziękowanie im za to i powiedzenie, że już znalazł nowy dom, czyż nie?
– Nie ma po co marnować dobrych
manier na wieprze.
– Robię to dla siebie, żeby
potem niczego nie żałować.
– A czego miałbyś niby żałować?
Nie puszczę cię do nich.
– Wybaczcie, ale mam wrażenie,
że o czymś nie wiem. Jakie są twoje relacje z rodziną, Harry?
– … Nienajlepsze.
– Bo pęknę ze śmiechu! –
prychnął Syriusz. – Te wieprze traktowały go gorzej niż skrzata domowego!
Harry zacisnął wargi, nie
zaprzeczył.
– Że co?! – warknął blondyn,
patrząc na chłopaka z wyrzutem. – Dlaczego nigdy nic o tym nie słyszałem!?
– Właściwie, czemu nie
wytoczysz im procesu?
– Bo nie chcę żeby przydzielili
mi kuratora albo gorzej – wysłali mnie do jakiejś rodziny zastępczej?
– Harry, teraz ja jestem twoim
prawnym opiekunem, zapomniałeś?
Harry zamrugał zaskoczony.
Faktycznie, zapomniał. Syriusz westchnął.
– Masz wystarczająco środków,
by wynająć prawnika, który oskubie ich co do centa. I jeszcze wciśnie twojego
wuja za kraty.
– Wydaje mi się, że to nie w
stylu Harry’ego, tylko w twoim – rzuciła od siebie kobieta.
– Myślałem o tym Syriuszu.
Kiedyś. Chciałem go widzieć za kratami, ale… Co mi po tym?
– Nie rozśmieszaj mnie. Harry…
– Nie, Syriuszu. Nie byłem bez
winy…
– Teraz to już przesadziłeś.
Niby gdzie…?!
– Daj mi dokończyć! – Harry też
już utracił spokój. – Kilka razy się pobiłem z wujem, więc w sumie wyrównałem z
nim rachunki! Naprawdę, chcę po prostu zapomnieć, że oni istnieją, okej? A nie
jeszcze przez parę lat ciągać się z nimi po sądach. Więc odpuść!
– Harry, nikt cię tu do niczego
zmusić nie może. Dostosujemy się do każdej decyzji, jaką podejmiesz… Tak,
Syriuszu, zrobimy to – rzuciła do kuzyna z naganą.
Syriusz odetchnął ciężko.
– … Zgoda. Ale nie pójdziesz tam
sam. Ja i Draco – spojrzał na zaciętą minę blondyna – idziemy z tobą.
– Och, doprawdy? – Pani Malfoy
posłała kuzynowi twarde spojrzenie. – Nie zapomniałeś o kimś?
– Mają tak małe mieszkanie, że
więcej osób się nie pomieści. Plus Vernon zajmuje przestrzeń przeznaczoną dla
trojga.
– Byłeś tam kiedyś? – zdziwił
się Harry.
– Zajrzałem do ciebie po swojej
ucieczce z Azkabanu. Widziałem też, jak napompowałeś tego babsztyla. Piękna
robota.
– Nie zrobiłem tego specjalnie
– bąknął.
– Nieistotne.
– Więc może – Narcyza wróciła
do wątku – zamiast ciebie ja się tam wybiorę? Przynajmniej nie rzucę się na
domowników przy pierwszej sposobności.
– Nie idę ich pozabijać.
Zresztą nawet jakby troszkę im się oberwało…
– Syriuszu! – Zarówno Harry’emu
jak i Narcyzie wyraźnie nie spodobał się ten komentarz.
Black machnął lekceważąco ręką.
– Nic im nie zrobię. I nie
pójdziesz tam beze mnie.
– Nie idę z nimi walczyć, więc
nie muszę brać ze sobą obstawy. Chcę im tylko powiedzieć, że znikamy nawzajem
ze swoich żyć i tyle.
– Nie puszczę cię samego,
Harry. – Draco uczepił się ramienia chłopaka. – Nie zmusisz mnie do tego, żebym
tu został.
– Jesteście namolni… Zgoda. Ale
tylko wy dwaj – spojrzał przepraszająco na Narcyzę – naprawdę nie chcę
wyglądać, jakbym szedł z nimi na wojnę… Czy się ich bał.
– Nie ma nic dziwnego w tym, że
przyjdziesz do nich ze swoim opiekunem, w końcu jesteś niepełnoletni. I ze
swoim chłopakiem jako wsparciem duchowym – zauważył Syriusz już dużo
spokojniejszym tonem, choć wciąż ewidentnie nie podobało mu się całe to
wyjście.
– Mam nadzieję, że twoje
wsparcie będzie trzymać ręce z dala od różdżek – westchnęła cicho Narcyza.
– …Oddacie mi je zanim tam
wejdziemy.
//*//
Syriusz wszedł do salonu
i objął od tyłu wyglądającą przez okno Narcyzę. Już jutro z rana mieli się
wreszcie przeprowadzić – w jego i Harry’ego przypadku – lub powrócić – w
przypadku ich ukochanych – do Malfoy Manor.
– Tak szybko skończyliście
rozmawiać? Dyrektor wyjątkowo się streszczał?
– Jest stale zabiegany. Wygląda
też na bardzo zmęczonego. My odpoczywamy, a on od dnia bitwy wciąż coś
załatwia, czegoś pilnuje… Teraz też przyszedł tu służbowo, a nie na plotki.
– Służbowo? Coś się stało? –
spytała z niepokojem, odwracając się w jego ramionach.
– McGonagall zginęła w bitwie.
– Podobnie jak profesor
Yoshizawa.
Syriusz skinął głową.
– W jego przypadku poszukiwanie
następcy było do przewidzenia i dyrektor ma kandydatów. Ale miał zagwozdkę, by
znaleźć kogoś na stanowisko nauczyciela transformacji. I musi też znaleźć
nowego opiekuna Gryfonów. – Odgarnął Narcyzie włosy za ucho, po czym spojrzał
jej w oczy. – Spytał, czy przyjmę te posady.
– Zgodziłeś się?
– Jeszcze nie. Powiedziałem, że
chcę się zastanowić… Chciałem to z tobą przedyskutować. W końcu jesteśmy razem,
a przyjęcie tej pracy oznaczałoby, że w tygodniu byłbym w Hogwarcie i wracał do
ciebie jedynie na weekendy.
– Kochasz kontakt z ludźmi i
masz smykałkę do uczenia innych.
– Skąd ta pewność, hmm? – Lekko
uniósł palcem jej podbródek.
– Myślisz, że nie wiem o nauce
animagii z Harrym?
– Nic się przed tobą nie
ukryje. Czyżbyś mnie podglądała? – spytał z błyskiem w oku.
– Od razu podglądała –
prychnęła, uciekając głową od jego palca. Czuła się zażenowana, kiedy stosował
wobec niej taki gest. – Nie ukrywaliście się z tym…
– Masz rację. To niestety nie
jest odpowiedź na moje wcześniejsze pytanie. Skąd pewność, że umiem uczyć? –
drążył tylko po to by się z nią droczyć.
– Widziałam jak Harry cię
słuchał. Jaką robił minę… Z pewnością nie przynudzałeś i potrafiłeś przyciągać
jego niepodzielną uwagę.
– Umarłbym w dniu, w którym
okazało się, że nie umiem przyciągnąć czyjejś uwagi. Albo gdyby ktoś mi
powiedział, że jestem nudny – oznajmił zdecydowanie. – Punkt dla ciebie za
spostrzegawczość. Harry’emu faktycznie bardzo się podobała tamta lekcja. I
osobiście nie mam najmniejszych wątpliwości, że nadaję się na nauczyciela. –
Zadowolony z siebie podziwiał jej zdziwiono-rozbawioną minę. – Niestraszna jest
mi też rola opiekuna. Moim zamiarem było wyłącznie poznanie twoich odczuć.
– I jak wypadło poznanie moich odczuć?
– Wypadło tak, że zalałaś mnie
jakimiś gładkimi słówkami i opowiedziałaś, nie odpowiadając na pytanie.
Naprawdę, nadawałabyś się do polityki, Cyziu.
– Myślałam o tym kiedyś, świeżo
po skończeniu Hogwartu. Po wyjściu za mąż nie mogłam jednak iść w tamtym
kierunku.
– Rozumiem, Narcyzo. A teraz
wreszcie powiedz mi, czy pisałabyś się na życie, gdzie widywalibyśmy się w
weekendy, święta i wakacje?
– Będzie trudno, ale dostosuję
się do tego. – Chwyciła dłoń mężczyzny, splatając ich palce ze sobą. Posłała mu
lekki uśmiech. – W pewnym sensie chciałabym trzymać cię tu, przy sobie, ale
wiem że to nie ma sensu. Potrzebujesz przestrzeni… i nowych wyzwań. a Hogwart
ci to zagwarantuje.
Spojrzał na nią z miłością, po
czym oparł brodę na jej ramieniu i teraz sam zapatrzył się w widok za oknem.
– Przepraszam. Będzie nam
ciężko, ale masz rację, potrzebuję mieć wiele zadań na głowie i źródło nowych
wyzwań. Chcę spróbować.
– Spróbuj – szepnęła, wtulając
się w mężczyznę. – Jeśli tego nie zrobisz, będziesz żałować i ciągle się
zastanawiać czy słusznie postąpiłeś.
– Chcę też spędzać z tobą dużo
czasu – kontynuował, ignorując słowa Narcyzy. – Myślałem, że może wreszcie będę
mógł zacząć bardziej osiadłe życie… Jednak niedługo zacząłbym się nudzić w
domu. Już powoli zaczynało mnie roznosić, na szczęście Harry wyskoczył z tą
animagią.
– Sam sobie w tym momencie
odpowiedziałeś, urwisie.
Zaśmiał się cicho.
– Będę się uwijał w tygodniu
tak, by mieć jak najwięcej czasu w weekendy. I tak wyszkolę prefektów, że nie
będę mi zawracać głowy weekendami! To plan idealny.
Blondynka pokręciła głową w
rozbawieniu.
– Mogłam się tego spodziewać.
Ja będę czekać, by weekend spędzać calutki z tobą i z nikim innym.
– Też sobie powinnaś znaleźć
jakieś zajęcie, by nie siedzieć całymi dniami w domu… Nie żartowałem z tą
smykałką do polityki. Na pewno potrzebują kogoś w Ministerstwie w zastępstwie
za poprzedniego reprezentanta czystokrwistych. – Nie zamierzał wymawiać imienia
jej byłego męża. – Mogłabyś się tym zająć
– Masz jakiś dar jasnowidzenia?
Wczoraj dostałam list z Ministerstwa z propozycją, bym zajęła jego miejsce, o ile jestem
zainteresowana i mam predyspozycje.
– Aż tak utalentowany nie
jestem. Jesteś chyba jedyną dorosłą osobą z naszych rodów, która się do tego
naprawdę nadaje. Poza nami kandydatem do tej funkcji może być jedynie Erydan
Malfoy. Mi nawet listu nie przysłali, a co do niego, to nie wiem.
– Erydan jest zadowolony ze
swojej obecnej kariery i wątpię, aby ją zmieniał. Wymieniam się z nim
regularnie listami – dodała, widząc jego spojrzenie. – Do tego tak bardzo nie
lubi być w centrum uwagi, że nawet nie ogłosił oficjalnie, że jego żona, z
którą notabene jest od paru lat, urodziła mu syna jakiś czas temu.
– Malfoy, który nie lubi być w
centrum uwagi? Ewenement w rodzinie…
– Tak go wychowali. Lucjusz był
na pierwszym miejscu.
– A już miałem powiedzieć, że
zapunktował w moich oczach.
– Jemu to pasuje.
– Nieistotne, skreśliłaś jego
dodatkowe punkty tym wychowaniem. Jest interesujący, ale znów ma zero.
– Polubisz go… Chociaż pewnie
bardziej przypadnie ci do gustu jego żona.
– Nawet jeśli ją polubię, to i
tak nikt nie jest lepszy od ciebie, kochanie.
Narcyza otworzyła szerzej oczy,
zaskoczona.
– Nie mówiłam tego w takim
kontekście – wyszeptała.
– Wiem, ale to była dobra
okazja, by sypnąć komplementem. – Mrugnął do niej. – I wiesz, co? Wreszcie mi
nie zaprzeczyłaś. – Ucałował ją w skroń.
~*~
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, smutno mi że Yoshizawa nie żyje... a może Harry będzie jakąś pumą, albo innym kociskiem ;) no ale co z Igniesem?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika