Oficjalnie okrągła setka! Z tej okazji ciut dłuższy rozdział.
Smacznego!
~*~
– Masz coś przeciwko,
żebym wyciszył salon? – spytał Remus, gdy piętro wyżej Harry i Draco zaczęli na
siebie krzyczeć. I bez wyczulonego słuchu musieliby pewnie być świadkami ich
kłótni, a tego wolałby uniknąć.
– Byłbym wdzięczny.
Sądziłem, że ludzie przesadzają, ale oni naprawdę dnia bez kłótni nie
wytrzymają… Albo piętnastu minut, bo z tyle minęło od kiedy zostali sami.
Lupin machnął kilka
razy różdżką, wypowiadając odpowiednią inkantację.
– O czym to ja mówiłem?
– Że przyjechała po
ciebie Tonks na białym rumaku i uwolniła cię z zamkniętej wieży. A potem kazała
ci grzecznie czekać na siebie w łóżku, w seksownej bieliźnie, ale jak widzę
zignorowałeś jej polecenie, skoro siedzisz w moim salonie.
– Odnoszę wrażenie,
że nieco przeinaczyłeś moje słowa, przyjacielu, ale niech już będzie.
Powiedziała, że sama nie wie, o której wróci, więc zamiast siedzieć samemu,
wolałem dotrzymać towarzystwa tobie.
Syriusz upił trochę
whiskey ze swojej szklanki.
– Jestem lepszy od
samotności. Czuję się poruszony.
– Tak, tak. Powiedz
mi lepiej, o co chodzi z Narcyzą.
– Jak to o co,
jesteśmy razem. Czy może niewystarczająco to zamanifestowałem, po tym jak ten
ograniczony umysłowo żabojad się do niej przyssał?
– Nie przypuszczałem,
że wciąż ci na niej zależy.
Syriusz wzruszył
bezradnie ramionami.
– …Ja też nie.
Wydawało mi się, że minęło wystarczająco dużo czasu. W końcu przez lata o niej
zapominałem, zresztą byłem pogodzony z myślą, że ma męża, którego w końcu
kochała…
– Ale potem ją spotkałeś,
okazało się, że Lucjusz wcale nie jest takim dobrym mężem, na jakiego się
kreował, a ty postanowiłeś mu ją odbić.
– Jakbyś był tego
świadkiem. Zamierzam wziąć z nią ślub.
– Myślisz, że się
zgodzi?
– A ma jakieś powody,
żeby się nie zgodzić? – obruszył się. – Jestem idealnym kandydatem na jej męża!
– Widzę, że pewności
siebie to ci nie brakuje.
– A czego się spodziewałeś,
Luniaczku? Powiedz mi za to, kiedy wy planujecie ślub.
– Nie planujemy, nie
jesteśmy narzeczeństwem.
– To może czas to
zmienić?
– Jesteśmy ze sobą
jakieś dwa lata, to chyba trochę za wcześnie.
– Jestem z Narcyzą od
tygodnia, z czego przez większość tego czasu się z nią nie widziałem. A jak
tylko sytuacja się trochę uspokoi i przywrócą mnie do życia, żebym znów miał
dostęp do swojej skrytki, to zamierzam wybrać się do jubilera po pierścionek
zaręczynowy.
– Ty to ty, zresztą
znasz ją praktycznie całe życie…
– Nie szukaj wymówek.
– Co ci tak zależy?
– Bo mi szkoda Tonks.
Musisz się bardziej angażować.
Remus patrzył przez
dłużą chwilę w milczeniu na przyjaciela, po czym wziął kilka łyków whiskey.
– Zdążyłem zapomnieć,
jaki potrafisz być wkurzający… Opowiedz mi o swoim zmartwychwstaniu.
//*//
Harry miał wrażenie,
że minęła wieczność, nim dźwięki dochodzące z łazienki wreszcie ucichły. Druga
wieczność mijała, gdy czekał aż Draco stamtąd wyjdzie, ale po pół godziny wciąż
siedział tam zamknięty.
Przez cały ten czas
bił się z myślami, jak powinien teraz postąpić – zostawić go w spokoju, czy
pójść do niego? Pewnie powinien go zostawić w pokoju.
Ale nie potrafił.
Znów w koszulce i
bluzie podszedł pod drzwi łazienki i zapukał cicho.
– D-draco?
– ...Zostaw mnie –
Usłyszał przytłumiony przez drzwi zachrypnięty głos blondyna.
Zasłonił usta
pięścią, gdy zalała go fala nienawiści do samego siebie. Jak głupim można
być…!?
– Przepraszam,
Draco…To było kompletnie nie na miejscu… Jestem idiotą, wiem o tym… Ja…
w-wybacz mi – Jego głos załamał się na ostatnich sylabach.
– Harry… Nie miej mi
tego za złe… a-ale chciałbym zostać sam… – Harry doskonale słyszał, jak blondyn
kilka razy pociągnął nosem.
– … Jeśli teraz
odejdę, to nie wrócisz do mnie, prawda? – spytał zrezygnowany. – Nie zgadzam
się na to. Nie musisz mnie wpuszczać, nie musisz nawet ze mną rozmawiać, ale
nie odejdę stąd.
Draco prychnął.
– Masz zamiar spać na
korytarzu? – zakpił, chociaż nie słychać było typowej dla niego dawki sarkazmu.
– Jeśli ty zamierzasz
spać w łazience, to tak. Nie zostawię cię.
Blondyn nie
odpowiedział na to. Minęło kilka minut w zupełnej ciszy, zanim nie rozległ się
dźwięk spuszczanej wody.
– Jesteś idiotą… –
Usłyszał w akompaniamencie odkręcanej wody w umywalce. Wsłuchiwał się przez
chwilę w cichy szum wody, kiedy Draco najwidoczniej próbował doprowadzić się do
porządku.
W końcu drzwi się
otworzyły powoli, a w przejściu pojawił się biały jak ściana Malfoy. Gryfon
patrząc na niego, uniósł lekko i obrócił podbródek, nadstawiając policzek.
– Śmiało, zasłużyłem.
– N-nie uderzę cię –
stęknął, nie wierząc w to, co widzi.
– Sam mam ochotę się
pobić, ale trochę ciężko to zrobić.
– Nie będę taki jak…
– Och, daj spokój.
Nie jesteś jak twój ojciec. Jesteś sobą, a przypominam że jeszcze rok temu
potrafiliśmy się pobić na środku korytarza, więc do cholery przyłóż mi
wreszcie!
– Wtedy cię jeszcze
nie kochałem!
Harry ściągnął brwi,
patrząc na swojego chłopaka – mógł go wciąż tak nazywać? – z żalem.
– Więc jak mam
odpowiedzieć za to co zrobiłem? – Chciał go chwycić za ramiona, ale zrezygnował
z tego, widząc jak chłopak się wzdrygnął. – Co mam zrobić, żebyś mi wybaczył? I
się mnie nie bał? – dodał ciszej, spuszczając wzrok.
– To nie jest takie
proste… – wyszeptał, patrząc na niego ze smutkiem.
– Nie rozumiem…
Przecież jeszcze parę godzin temu się całowaliśmy, mogłem też rzucić ci się na
szyję i nie przerażało cię to… Chyba. Tak wiele zmienia to że wiesz, że ja
wiem?
Draco nie
odpowiedział, kuląc ramiona i obejmując się nimi.
– Boję się, że
będziesz… czuł niesmak… W końcu się ode mnie odwrócisz…
– Jedyne co czuję to
przerażenie, bo wyglądasz jakbyś w każdej chwili był gotowy ze mną zerwać. Sam
się od ciebie nie odsunę, uwierz mi – poprosił, tak bardzo chciał dotknąć
Draco, ale stłumił w sobie tę chęć, zaciskając palce na rękawach własnej bluzy.
– D-dlaczego?
– Bo nie chcę znów
przechodzić tego piekła, gdy mnie porzuciłeś. Nie wiedziałem co się dookoła
mnie dzieje, zresztą nie interesowało mnie to nawet.
– J-ja… nie chciałem.
– Wiem. Ale teraz
znów próbujesz to zrobić. – Spojrzał na niego z bólem. – Chcę cię objąć. Znów
mam cię w zasięgu ręki i serio nie marzę o niczym innym. Chcę cię trzymać, chcę
czuć twoje ciepło, chcę zniszczyć ci fryzurę i dać się za to okrzyczeć. Chcę
zasnąć przytulony do twoich pleców i obudzić się z oślinionym przez ciebie
ramieniem.
– J-ja… – szepnął
cicho. – Przytul mnie…
Harry zrobił krok w
przód i objął mocno blondyna, przyciskając twarz do jego szyi.
– A ty co, straciłeś
władzę w rękach? – burknął, gdy po dobrej minucie ręce Draco wciąż zwisały przy
jego bokach.
– Dupek. – Położył
drżące dłonie na plecach bruneta, zaciskając palce na materiale bluzy.
//*//
Harry, już przykryty
kołdrą, uśmiechnął się do zbliżającego się blondyna.
– Wiem, co zaraz
powiesz. Jutro pójdziemy kupić ci twoją ulubioną odżywkę do włosów. – Odrzucił
róg kołdry w zapraszającym geście. Dzięki temu Draco mógł zobaczyć, że jego
chłopak ma na sobie tylko bokserki. – No co, tak zastygłeś… Umm jeśli wolisz
żebym coś na siebie założył, to powiedz. Po prostu często tak spaliśmy, więc
pomyślałem, że… eee… tak nie będziesz miał wrażenia, że się yyy odgradzam. Czy
coś… Dobra, to było głupie. Zaraz się ubiorę.
– Nie! – zawołał,
widząc jak ten się podnosi. Zwilżył koniuszkiem języka górną wargę. – Jest
dobrze… jak jest.
– Jesteś pewny?
– Tak. – Kiwnął
głową, siadając na skraju łóżka. Ściągnął przez głowę górę od piżamy, posyłając
Harry’emu lekki uśmiech. Następnie zsunął z siebie spodnie, by tak jak Harry
pozostać w samej bieliźnie.
Wzrok bruneta
prześlizgnął się w dół jego pleców, a to co zobaczył mocno go zdziwiło. Albo
raczej to czego nie zobaczył.
– Co jest? – spytał
skonfudowany, widząc jego spojrzenie. Czemu
tak się na niego patrzył?
– Gdzie twój tatuaż?
– Mój tatuaż…? –
powtórzył za nim powoli.
– No przecież miałeś
tutaj – wyciągnął rękę i nakreślił linię równolegle do krawędzi bielizny –
takie śmieszne wywijasy.
– Mówisz o pieczęci?
– Och… to była
pieczęć??
– Jedna z dwóch. Ta
musiała być widoczna, by lepiej działała. Pierwsza przez to, że była ukryta
trzymała w ryzach sam miecz, ale nie do końca panowała nad efektami ubocznymi.
Harry skinął powoli
głową.
– Czyli nie jesteś
już w żaden sposób powiązany z tym mieczem?
– Nie. Na
przesłuchaniu kilkukrotnie kazali mi inkantacją odsłonić pierwszą pieczęć, ale
nic się nie działo.
Harry odetchnął i
uśmiechnął się delikatnie, z ulgą.
– To dobrze.
– To mogę się już
położyć pod kołdrą? Zimno tu strasznie.
Harry obrócił się na
bok i poklepał miejsce koło siebie.
– Chodź tu, to cię
rozgrzeję.
– Debil – skwitował
cicho, wchodząc pod kołdrę.
– Co? Czemu? – spytał
skołowany.
– Naprawdę nie
zdajesz sobie sprawy z tego, z jakim podtekstem do mnie mówisz?
– Przecież chciałem
cię tylko przytulić! Gdzie tu podtekst??
– Mówiłeś o rozgrzaniu…
– Mówiłeś, że
zmarzłeś, a ja się grzeję od pół godziny pod kołdrą!
Blondyn prychnął,
potrząsając głową. Ułożył się na boku, plecami do chłopaka.
– To przytul mnie,
głupiutki Gryfiaku i mnie rozpal.
– I kto tu teraz
podtekstami rzuca… – mruknął, obejmując go od tyłu. Aż zadrżał, gdy poczuł
chłód skóry Draco. Przywarł do niego jeszcze szczelniej, starając się jak
najszybciej go ogrzać.
– Ja tylko powtarzam
twoje słowa.
Leżeli przez kilka
minut w milczeniu. Harry walczył z ogarniającą go sennością. Z jednej strony
był zmęczony, z drugiej nie chciał zasnąć, skoro mógł się wreszcie cieszyć
towarzystwem swojego Węża.
– Draco?
– Myślałem, że śpisz…
Co jest?
– Nic, po prostu
chciałem powiedzieć, że cię kocham i że jak jutro z rana zostawisz mnie samego
w łóżku, to ci zniszczę fryzurę. Dobranoc.
– Co? – Draco zaśmiał
się cicho. – A jak będę musiał pilnie pójść do łazienki? Mam cię wtedy obudzić?
– To będziesz trzymać
– zaśmiał się. – Jak się obudzę, chcę cię mieć koło siebie. Obiecaj, bo inaczej
dziś nie zasnę.
– Więc po prostu cię
obudzę… i obiecuję, że obudzisz się obok mnie.
//*//
Narcyza poderwała
głowę, kiedy tylko dotarł do niej dźwięk otwieranych drzwi. W głowie już miała
całą listę wypowiedzi i gróźb, którymi obrzuci aurorów, jeśli ci nie udzielą
jej informacji o jej dzieciach. Jednak w przejściu nie zobaczyła znanej dwójki,
a jedną osobę. Również znaną jej doskonale. Co ona tu robiła?
– Dzień dobry.
Zostałam przydzielona do…
– Co z Draco i
Igiem?! – wyrzuciła z siebie blondynka, nie pozwalając siostrzenicy dokończyć.
– Co z nimi?!
Tonks uniosła
uspokajająco dłonie.
– Pani młodszego syna
już dwa dni temu wypuściliśmy, a wczoraj został wypisany ze świętego Mungo.
– Jak to ze świętego
Mungo?! Co mu zrobili?!
– Spokojnie, pani
Malfoy. Pani syn został tam wysłany, by ostatecznie wyleczyć jego ranę po
mieczu. Poza tym nic mu nie jest.
Narcyza odetchnęła
powoli.
– Czyli ostatecznie
jest wolny, tak?
– Dokładnie tak –
przytaknęła z uśmiechem aurorka.
– A Igniss?
– Stan Ignissa Blacka
jest stabilny, choć wciąż się nie wybudził. A teraz proszę spokojnie podejść,
zostanie pani zaprowadzona do pokoju przesłuchań.
Obecnie
fioletowowłosa Tonks rzuciła zaklęcie pętające na nadgarstki ciotki. Jednak jej
liny nie wrzynały się w skórę, jak jej współpracowników.
– To standardowa
procedura wobec przetrzymywanych w areszcie osób – wyjaśniła spokojnie i gestem
kazała ciotce iść przed sobą.
Gdy były już na
miejscu, zamknęła za nimi drzwi i usunęła wiązanie. Tym razem w pomieszczeniu
znajdowało się trzech aurorów. Poza Nimfadorą było jeszcze dwóch nieznanych
blondynce starszych mężczyzn, z czego jeden stał w rogu, jakby nadzorując całą
scenę.
– Proszę usiąść, pani
Malfoy. Dzisiejsze przesłuchanie, mam nadzieję, będzie krótkie i jedynie
formalnością. – Przejrzała na szybko stos pergaminów. – Otrzymaliśmy od pani
pokaźną ilość informacji. Pozostało jedynie uzupełnienie kilku luk i
potwierdzenie zeznań innych przesłuchiwanych.
Towarzyszący Tonks
około czterdziestoletni mężczyzna tradycyjnie nalał do szklanki wody i wkropił
do niej veritaserum.
– Skoro ma być
krótkie, czy konieczny jest ten eliksir?
– Niestety do
zakończenia przesłuchania, mimo dotychczasowego braku potwierdzeń, jest pani
podejrzana o pracę dla Voldemorta. Z takim statusem pani zaczynała i do
całkowitego jego zdementowania, nie przysługuje pani prawo odmowy eliksiru
prawdy.
– Gdyby jednak uznała
pani, że miało miejsce nadużycie sytuacji, będzie pani mogła wystosować
odpowiednią skargę po zakończeniu swojego procesu – wyjaśniła jej siostrzenica,
niezmiennym służbowym tonem. – W trakcie dzisiejszej sesji pieczę nad jej
praworządnością sprawuje stojący za panią auror Levin.
Siedzący obok niej
auror podsunął Narcyzie szklankę, a gdy wypijała jej zawartość, fioletowowłosa
przygotowała pergamin i samopiszące pióro.
– Przesłuchanie w
sprawie oskarżonej Narcyzy Malfoy z domu Black. Dziś jest czwarty kwietnia
dziewięćdziesiątego siódmego roku, godzina dziesiąta osiemnaście, przesłuchanie
prowadzą auror Nimfadora Tonks i auror Thomas Savage.
//*//
– Dziękuję pani. Nie
mam już więcej pytań – powiedział mężczyzna, poruszając zesztywniałymi od
ciągłego siedzenia ramionami.
Tonks posłała ciotce
lekki uśmiech, wstając ze swojego miejsca.
– Korzystając z
okazji… Jeśli jest coś, co się pani nie spodobało, może pani wnieść skargę.
Nowy Minister, pan Shacklebolt osobiście będzie czytał i weryfikował każdą ze
skarg osób przesłuchiwanych.
– Czyżby? – Narcyza
uniosła prawą brew, patrząc z powątpiewaniem na siostrzenicę. Cóż jej
szkodziło? – W takim razie pragnę złożyć oficjalną skargę na auror Woles. –
Zerknęła na pióro z satysfakcją widząc, że to wszystko zapisuje i ani Tonks,
ani Savage nie robią niczego, by nie pokazało się to w protokole jej przesłuchania.
– Jednocześnie domagam się jej dymisji z Ministerstwa jako zadośćuczynienia, co
zrobiła mi i mogła zrobić innym przesłuchiwanym.
– Co takiego zrobiła
auror Woles? – spytała Tonks.
– Na nieoficjalnym
przesłuchaniu, którego nie miała prawa przeprowadzić bez jeszcze jednej osoby,
sugerowała, że mój syn, Draco Malfoy przyznał się do czynnej służby
Voldemortowi i został skazany do Azkabanu. Miało to na celu wyciągnięcie ze
mnie dalszych zeznań. Oprócz tego…
//*//
Kobieta nawet nie
podejrzewała, że poczuje tak wielką ulgę, kiedy znów będzie trzymała różdżkę
przy sobie. Odebrała od mężczyzny resztę swoich rzeczy, łypiąc na niego
podejrzliwie.
– To z pewnością
wszystko, co miałam dostać?
– O-oczywiście, że
tak, pani Malfoy – zająkał się starszy mężczyzna. Dłonie zaczęły latać mu z
nerwów. – Nikt z odpowiedzialnych za przejęte rzeczy nigdy nikogo nie okradł!
– Nie widzę tu
różdżki mojego syna. Ją również miałam odebrać, jak i resztę rzeczy, które tu
zostawił – odparła spokojnie.
– Przepraszam, nie
zauważyłem tego zapisku – kwiknął, kiedy jeszcze raz przeleciał wzrokiem po
przepustce, którą przekazała mu kobieta. – Już daje! Już, chwileczkę.
Po chwili przed
kobietą stało drugie pudełeczko z rzeczami, które miał przy sobie Draco w
chwili, gdy aurorzy zabierali go ze sobą.
– Pani syn odebrał
różdżkę przy wypisie z aresztu – dodał, kiedy tylko blondynka otworzyła
pudełko.
– Nie widzę nigdzie
rodowego medalionu…
Pracownik
ministerstwa zastygł.
– Niemożliwe… Musi tu
być, jeżeli pani syn miał go przy sobie w chwili aresztowania.
– Sugerujesz, że
robię aferę o nic?
– Gdzieżbym śmiał!
Próbuje jedynie powiedzieć, że jeśli pani syn zgubił medalion albo go komuś
przekazał przed aresztowaniem to my nie mamy na to wpływu. Niech pani spojrzy –
wzkazał na bransoletę. – Ją zabrali od razu, żeby sprawdzić, jakie zaklęcia na
nią rzucono. I widzi pani? Jest tutaj. Nikt jej nie zabrał.
Narcyza wzięła
omawiany przedmiot i przyjrzała mu się z uwagą. Czyżby to był ten prezent od
Harry'ego Pottera, o którym opowiadał jej I… ten, który podszywał się pod jej
syna.
Dzieciak miał całkiem
ciekawy gust.
– Zweryfikuję to z
moim synem. Miejmy nadzieję, że niczego tu nie brakuje.
Zabrała oba pudełka i
opuściła klaustrofobiczne pomieszczenie.
//*//
Kobieta pojawiła się
w salonie, z pewną dozą zdegustowania obserwując panujący w pomieszczeniu
nieład.
Dlatego ruszyła zaraz
przed siebie, postanawiając, że późnej rozprawi się ze Stworkiem… i
bałaganiarzem.
W pierwszej
kolejności udała się do swojego pokoju, by jak najszybciej zmienić swoje
rzeczy. Czuła odrazę na samą myśl o tym, że od kilku dni musiała nosić ten sam
komplet. Przygotowała sobie nowy i z naręczem ubrań zamknęła się w łazience. Z
przyjemnością wzięła ciepłą kąpiel, rozkoszując się otaczającym ją ciepłem i
zapachem. W końcu też mogła poświęcić uwagę swoim włosom. Wreszcie odświeżona i
przebrana w jedną z ulubionych sukien, ruszyła na poszukiwania reszty
domowników. Po przesłuchaniu Tonks przekazała jej, że była tutaj cała trójka –
Draco, Syriusz i Harry.
Znalazła ich dopiero
w ogrodzie, gdzie Syriusz najwyraźniej uczył Harry’ego zaklęcia parasola, co
łatwo było wywnioskować, bo tylko na ich trójkę nie spadał drobny choć chłodny
kwietniowy deszcz.
Syriusz odwrócił
głowę, słysząc zbliżające się kroki i aż się cały rozpromienił, choć wcześniej
wcale nie wyglądał jakby miał zły humor.
– Cyziu! – zawołał i
ruszył szybkim krokiem w jej kierunku, kompletnie nie przejmując się że
wychodzi prosto na deszcz. Porwał ją w ramiona i ucałował w policzek, gdy tylko
znalazł się obok. – Wreszcie – mruknął i tym razem pocałował ją w skroń. Nie
dając jej nawet za bardzo szansy na jakąkolwiek odpowiedź, pociągnął ją w
kierunku chłopców. – Nie sterczmy tak na deszczu, bo twoja kąpiel pójdzie na
marne.
– Jak ty o mnie dbasz
– odparła z zadowoleniem.
Kiedy znalazła się
wystarczająco blisko, podeszła do syna i przytuliła go mocno.
– Mamo – stęknął
blondyn chyba tylko dla zasady, bo zaraz sam objął matkę, nie pozwalając jej
się odsunąć.
– Jak się czujesz,
Draco?
– Kiedy wiem, że
jesteś wolna, o wiele lepiej, mamo – rzucił, wdychając zapach jej codziennych
perfum.
– Strasznie się o
ciebie martwiłam, wiesz? – szepnęła, przytulając się do syna. – Urosłeś… nie
zauważyłam tego ostatnio. – Po bitwie, kiedy adrenalina krążyła jeszcze w jej
żyłach, nie zwracała uwagi na takie szczegóły.
Draco zdusił w sobie
śmiech.
– Jestem wyższy od
ciebie.
– Mężczyzna powinien
być wysoki – odparła z dumą. – Jesteś strasznie przystojny.
– Potwierdzam –
rzucił niby żartobliwie Harry, ale to jak spojrzał przy tym na Draco nie
pozostawiało wątpliwości, że mówi szczerze.
Narcyza wypuściła
syna z objęć, patrząc na bruneta z uśmiechem.
– Straszny z ciebie
komplemenciarz, Harry – powiedziała, zbliżając się do Harry’ego.
– Przecież nie
kłamię. – Wzruszył ramionami
– Nie twierdzę, że to
robisz – dodała, przytulając również jego. – Cieszę się, że wróciliście do
siebie. Pasujecie do siebie – wyszeptała do ucha nastolatka, który przytaknął
jej cichym mruknięciem i odwzajemnił uścisk.
– Ty i Syriusz także
– stwierdził pogodnie, gdy się od siebie odsunęli.
Narcyza uśmiechnęła
się z zadowoleniem.
– Co powiecie na
drobny posiłek? W areszcie nie dają nic dobrego, a za mną od jakiegoś czasu
chodzi francuska kuchnia.
– Cyziu, wszystko
byle nie francuska kuchnia.
– Wydawało mi się, że
lubiłeś quiche lorraine.
– Owszem, kiedyś.
Ostatnimi czasy jednak jakoś mi przeszło.
– Och… – Narcyza
ukryła rozczarowanie pod uśmiechem. – W takim razie wybierzcie na co macie
ochotę. Dostosuję się.
– Czy to znaczy, że
jemy dziś na mieście…? – spytał niepewnie Harry. Naprawdę nie miał ochoty na
powtórkę z włoskiej restauracji.
– Czemu mielibyśmy
jeść na mieście, Harry? – Narcyza spojrzała na niego zdziwiona. – Od czegoś
mamy Stworka czyż nie?
– Nigdy na nim nie
polegałem… Bo i tak się nie dało.
– Dlatego właśnie dom
wygląda na tak zapuszczony?
– Po dobroci nie
słucha a nakłanianie ma krótkotrwały
efekt. – Syriusz wzruszył bezradnie ramionami. – Nie nasza wina.
– Ciebie nigdy nie
słuchał, drogi kuzynie. Na szczęście mnie tak.
//*//
– Słyszałaś o
czystkach w Departamencie Przestrzegania Prawa? – zagadnął Syriusz, gdy po
obiedzie we dwoje wyszli na spacer.
– Oczywiście. Miałam
okazję zemścić się na aurorce, która śmiała twierdzić, że Draco został skazany.
W najlepszym wypadku straci jedynie pracę. – Wzruszyła ramionami. Syriusz z
kolei uśmiechnął się nieprzyjemnie na tę wieść.
Szli wolnym krokiem
ramię w ramię, zmierzając ku znajdującemu się kilkanaście minut drogi od
Grimmuald Place parkowi.
– Dziś rano dostałem
sowę z Ministerstwa. Oficjalnie znowu jestem żywy.
– Nie spieszyli się
coś z tym – mruknęła, obejmując ramię mężczyzny.
– Zajęło im to tylko
tydzień – zakpił. – Harry oddał mi klucz od skarbca, ale dom kazałem mu
zatrzymać. Nie chcę mieć z nim więcej do czynienia niż to konieczne.
– W takim razie
musimy znaleźć ci nowy dom? – spytała zaczepnie. – Czy już wiesz, u kogo masz
zamiar mieszkać…?
– Liczyłem, że
zaadoptuje mnie pewna miła pani. Jestem bardzo towarzyski i nawet sam
wyprowadzam się na spacery.
– Naprawdę? Będziesz
musiał podziękować tej pani, jak cię przyjmie do siebie. Chociaż nie sądzę,
żeby była w stanie oprzeć się twojemu urokowi.
Syriusz uśmiechnął
się i pocałował ją w policzek.
– I tak gorąco jej
podziękuję – wymruczał jej do ucha, po czym odsunął się, jak gdyby nigdy nic
kontynuując spacer.
– W to nie wątpię…
Powiedz, dlaczego mi nie powiedziałeś, że jesteś animagiem?
– Im mniej osób o
mnie wiedziało, tym lepiej. I druga rzecz, nie chciałem żebyś zaprzątała sobie
głowę moim bezpieczeństwem i się rozpraszała, próbując mnie wypatrzyć.
– Zamiast tego ty
mogłeś zaprzątać sobie głowę moim bezpieczeństwem i ostatecznie ocalić mnie
przed śmiercią z rąk Lucjusza.
– Musisz wybaczyć mi
ten heroizm. Albo egoizm, na obie nazwy przystanę.
Kobieta odsunęła się
od niego tylko po to, by stanąć przodem do niego.
– Dziękuję –
szepnęła, całując go lekko w usta.
– Jeśli to miała być
moja nagroda, to poproszę o powtórkę, nie zdążyłem się nacieszyć.
Powiedziawszy to,
objął ją i przyciągnął, całując o wiele dłużej. Pieścił jej wargi własnymi, ale
nie pogłębiał pocałunku – w końcu byli w miejscu publicznym. Odsunął się po
parunastu sekundach z zadowoloną miną.
– Do twarzy ci z tym
rumieńcem, Cyziu.
– Syriuszu – fuknęła
cicho, ale nie powiedziała nic więcej, zażenowana ich własnym zachowaniem.
//*//
Popołudniu Syriusz z
Harrym udali się wspólnie do banku Gringotta, by oficjalnie przepisać z
powrotem skrytkę na Syriusza i od razu załatwiać sprawunki, jak to określił
Black. Harry uznał też, że to dobra okazja by odwiedzić przyjaciółkę, której
dawno nie widział.
Narcyza z kolei
uznała, że musi sprawdzić jak się ma Igniss i zobaczyć jak się sprawa miewa z
jej sojusznikami. Draco z początku chciał jej towarzyszyć, ale ostatecznie
zrezygnował z tego pomysłu, postanawiając odwiedzić rodziców Pansy, a potem
Blaise’a.
Dlatego kobieta sama
przemierzyła korytarze szpitala, by spotkać się z magomedykiem, który
odpowiedzialny był za prowadzenie leczenia jej najstarszego syna.
– Jego stan jest
obecnie stabilny – rzucił mężczyzna, kiedy weszli do sali zajmowanej przez
jedynego pacjenta. – Oddycha samodzielnie, nie ma żadnych ataków. Jedyny
problem mieliśmy na początku w czasie, kiedy jedna z pielęgniarek miała zmienić
jego ubrania. Po ściągnięciu medalionu jego stan uległ drastycznemu
pogorszeniu. Na szczęście szybko znalazła powiązanie i medalion znów znalazł
się na jego szyi.
Mężczyzna podszedł i
odsunął materiał piżamy, wyciągając na wierzch medalion, o którym mówił.
Blondynka nie dała po
sobie poznać, że nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Jednocześnie była
wdzięczna losowi za to, że ma w swojej opiece Iga. Najwidoczniej Draco musiał
przekazać mu medalion i chwała mu za to.
W innym wypadku
Igniss nie przeżyłby tego. A tak to wszystkie zaklęcia rzucane przez kolejne
pokolenia Blacków uratowały mu życie.
Usiadła obok syna,
chwytając w palce ciepłą dłoń.
Teraz wystarczy
jedynie czekać, aż Igniss nabierze sił i się wybudzi.
//*//
Harry, rozstawszy się
z Syriuszem, szedł niemagiczną dzielnicą, wybierając numer do przyjaciółki.
– Harry! Kopę lat!
– Masz może teraz
trochę czasu? Jestem w Londynie i pomyślałem, że moglibyśmy się spotkać.
– Chciałabym,
naprawdę, ale niedługo mam randkę, a muszę się jeszcze wyszykować więc raczej
nie dam rady.
– Znalazłaś chłopaka?
– Nie, to nasza
pierwsza randka, ale zobaczymy, może się uda.
– A możemy chociaż
trochę pogadać przez telefon?
Harry trochę żałował,
że nie udało im się spotkać, ale zwykła rozmowa też była przyjemna. Spacerował
tak po mieście, nie przejmując się siąpiącym deszczem, opowiadając jej o
wydarzeniach ostatnich miesięcy. Starał się nie wdawać w szczegóły, by ona też
zdążyła mu opowiedzieć o sobie. Nie spodziewał się, jak odprężające będzie
słuchanie jej paplania o zwyczajnym, spokojnym życiu w którym nie było śladu
wojny, narzekania na pracę i trudnych klientów czy licznych głupkach, z którymi
przez ten czas randkowała. Nim się spostrzegł, doszedł z powrotem na Grimmuald
Place. Jeszcze chwilę porozmawiał z nią, stojąc pod drzewem, po czym pożegnali
się i wszedł do domu.
Ta rozmowa
przypomniała mu, że od czasu bitwy nie kontaktował się z Ronem i Hermioną…
Koniecznie musiał to nadrobić.
//*//
– Że co…? – Harry,
trzymając przy uchu komórkę, spojrzał ze zdumieniem na siedzącego obok niego na
kanapie Draco. Była połowa maja, żałoba już minęła, ale Hogwart wciąż był
zamknięty i naprawiany, a brak lekcji starano się nadrabiać wysyłaniem esejów
na zadany temat do poszczególnych nauczycieli. – Hermiono, jak to zerwałyście?
Przecież tak dobrze się dogadywałyście! Jeśli się pokłóciłyście...
– Pewnie się tylko
pokłóciły, a Hermiona już widzi najczarniejsze scenariusze – mruknął blondyn,
nie przestając pisać eseju z eliksirów.
– Nie pokłóciłyście
się? Herm, to co się stało…? Nie mów, że nic, coś musiało!
– Przełącz ją na
głośnik, też chcę słyszeć…
– Herm, poczekaj
chwilę, Draco chce się dołączyć… – Włączył tryb głośnomówiący.
– Cześć, molu
książkowy.
– Cześć, lalusiu.
Naprawdę nie wiem, po co robisz z tego taką sensację, Harry. Po prostu
doszłyśmy wspólnie do wniosku, że
mamy w życiu inne cele i dalsze trwanie w tym związku będzie dla nas
bezsensowne.
– No dzieci z tego by
nie było.
– …Tak, to był się
jeden z aspektów.
– Elena wspominała,
że chciałaś mieć dzieci
– Nie chciałam, a
chcę. W przyszłości. No, w każdym razie, ona nie przewiduje na nie miejsca w
swoim życiu, więc nawet na adopcję nie wyraziłaby zgody.
– Chce iść w ślady
ojca. Twierdzi, że to słabe mieć rodzica w kadrze nauczycielskiej.
– To co, ma o to
pretensje do swojego ojca? – prychnął Harry.
– A kto ją wie? Przez
jakiś czas sądziłem, że ma jakiś fetysz ojcowski.
– Kompleks Edypa?
– Kimkolwiek był
Edyp. – Draco machnął zbywająco ręką.
– Och, naprawdę
powinieneś zacząć się uczyć kultury mugolskiej. Dzieła Shakespeare’a to
podstawa kultury angielskiej!
– Tak, oczywiście.
Żeby mnie potem oj… – umilkł, uświadamiając sobie, że w sumie nie ma nikogo,
kto zabroniłby mu czytać mugolskie dzieła. – Harry, musimy niedługo skoczyć do
jakiejś mugolskiej księgarni.
– Jasne, żaden
problem… Hermiono, jesteś w stu procentach pewna tej decyzji?
– Ech, Harry… Tak.
Dobrze się dogadywałyśmy, ale tak też jest dobrze.
– Weź się za
Weasleya… – rzucił nagle Draco. – To rude i to rude, a do tego gada o tobie jak
najęty. Przedwczoraj nawet na pięć minut nie porzucał twojego tematu. Głupek
zakochał się jak nic.
– Och, nie nabijaj
się ze mnie. A mówił o mnie, bo dzień wcześniej się widzieliśmy. Od czasu bitwy
praktycznie nie wychodził z domu, więc to była dla niego duża odskocznia.
– Czyli byliście na
randce?
– Przyjaźnimy się. To
nie była randka.
– Jasne. Randka i
już.
– To co, Harry też
chodzi z Ronem na randki?
– Harry nie patrzy w
taki sposób na nikogo prócz mnie.
– Jakiś ty pewny
siebie. Ale wiesz, z Ronem…
– Hermiono, nie
prowokuj go, bo potem to ja będę musiał go ugłaskiwać.
– Nie jestem kotem,
żeby mnie ugłaskiwać – fuknął. – I daj kobiecie skończyć. To niegrzeczne tak
przerywać w połowie zdanie.
– Nie? Ja tam nie
widziałem większej różnicy w zachowaniu twoim i twojego kota. Byliście równie
uroczy.
– Co? Nie jestem…
uroczy! Odszczekaj to!
– Nie jestem psem,
żeby coś odszczekiwać – odgryzł się z rozbawieniem Harry.
– Mam cię dosyć –
oświadczył, odwracając się plecami do Pottera.
– Brakowało mi
waszych małżeńskich kłótni… Kończę, bądźcie grzeczni! – przestrzegła ich ze
śmiechem.
– Bierz się za
Weasleya, molku!
~*~
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Narcyza uwolniona i wszystko się pięknie układa, te kłótnie Draco i Harrego są urocze, tylko co z Severusem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, Narcyza została uwolniona i wszystko się powoli układa, a te kłótnie między Draco a Harrym są urocze, tylko co z Severusem?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia