czwartek, 30 kwietnia 2020

Rozdział 100.


Oficjalnie okrągła setka! Z tej okazji ciut dłuższy rozdział. 
Smacznego!
~*~
– Masz coś przeciwko, żebym wyciszył salon? – spytał Remus, gdy piętro wyżej Harry i Draco zaczęli na siebie krzyczeć. I bez wyczulonego słuchu musieliby pewnie być świadkami ich kłótni, a tego wolałby uniknąć.
– Byłbym wdzięczny. Sądziłem, że ludzie przesadzają, ale oni naprawdę dnia bez kłótni nie wytrzymają… Albo piętnastu minut, bo z tyle minęło od kiedy zostali sami.
Lupin machnął kilka razy różdżką, wypowiadając odpowiednią inkantację.
– O czym to ja mówiłem?
– Że przyjechała po ciebie Tonks na białym rumaku i uwolniła cię z zamkniętej wieży. A potem kazała ci grzecznie czekać na siebie w łóżku, w seksownej bieliźnie, ale jak widzę zignorowałeś jej polecenie, skoro siedzisz w moim salonie.
– Odnoszę wrażenie, że nieco przeinaczyłeś moje słowa, przyjacielu, ale niech już będzie. Powiedziała, że sama nie wie, o której wróci, więc zamiast siedzieć samemu, wolałem dotrzymać towarzystwa tobie.
Syriusz upił trochę whiskey ze swojej szklanki.
– Jestem lepszy od samotności. Czuję się poruszony.
– Tak, tak. Powiedz mi lepiej, o co chodzi z Narcyzą.
– Jak to o co, jesteśmy razem. Czy może niewystarczająco to zamanifestowałem, po tym jak ten ograniczony umysłowo żabojad się do niej przyssał?
– Nie przypuszczałem, że wciąż ci na niej zależy.
Syriusz wzruszył bezradnie ramionami.
– …Ja też nie. Wydawało mi się, że minęło wystarczająco dużo czasu. W końcu przez lata o niej zapominałem, zresztą byłem pogodzony z myślą, że ma męża, którego w końcu kochała…
– Ale potem ją spotkałeś, okazało się, że Lucjusz wcale nie jest takim dobrym mężem, na jakiego się kreował, a ty postanowiłeś mu ją odbić.
– Jakbyś był tego świadkiem. Zamierzam wziąć z nią ślub.
– Myślisz, że się zgodzi?
– A ma jakieś powody, żeby się nie zgodzić? – obruszył się. – Jestem idealnym kandydatem na jej męża!
– Widzę, że pewności siebie to ci nie brakuje.
A czego się spodziewałeś, Luniaczku? Powiedz mi za to, kiedy wy planujecie ślub.
– Nie planujemy, nie jesteśmy narzeczeństwem.
– To może czas to zmienić?
– Jesteśmy ze sobą jakieś dwa lata, to chyba trochę za wcześnie.
– Jestem z Narcyzą od tygodnia, z czego przez większość tego czasu się z nią nie widziałem. A jak tylko sytuacja się trochę uspokoi i przywrócą mnie do życia, żebym znów miał dostęp do swojej skrytki, to zamierzam wybrać się do jubilera po pierścionek zaręczynowy.
– Ty to ty, zresztą znasz ją praktycznie całe życie…
– Nie szukaj wymówek.
– Co ci tak zależy?
– Bo mi szkoda Tonks. Musisz się bardziej angażować.
Remus patrzył przez dłużą chwilę w milczeniu na przyjaciela, po czym wziął kilka łyków whiskey.
– Zdążyłem zapomnieć, jaki potrafisz być wkurzający… Opowiedz mi o swoim zmartwychwstaniu.
//*//
Harry miał wrażenie, że minęła wieczność, nim dźwięki dochodzące z łazienki wreszcie ucichły. Druga wieczność mijała, gdy czekał aż Draco stamtąd wyjdzie, ale po pół godziny wciąż siedział tam zamknięty.
Przez cały ten czas bił się z myślami, jak powinien teraz postąpić – zostawić go w spokoju, czy pójść do niego? Pewnie powinien go zostawić w pokoju.
Ale nie potrafił.
Znów w koszulce i bluzie podszedł pod drzwi łazienki i zapukał cicho.
– D-draco?
– ...Zostaw mnie – Usłyszał przytłumiony przez drzwi zachrypnięty głos blondyna.
Zasłonił usta pięścią, gdy zalała go fala nienawiści do samego siebie. Jak głupim można być…!?
– Przepraszam, Draco…To było kompletnie nie na miejscu… Jestem idiotą, wiem o tym… Ja… w-wybacz mi – Jego głos załamał się na ostatnich sylabach.
– Harry… Nie miej mi tego za złe… a-ale chciałbym zostać sam… – Harry doskonale słyszał, jak blondyn kilka razy pociągnął nosem.
– … Jeśli teraz odejdę, to nie wrócisz do mnie, prawda? – spytał zrezygnowany. – Nie zgadzam się na to. Nie musisz mnie wpuszczać, nie musisz nawet ze mną rozmawiać, ale nie odejdę stąd.
Draco prychnął.
– Masz zamiar spać na korytarzu? – zakpił, chociaż nie słychać było typowej dla niego dawki sarkazmu.
– Jeśli ty zamierzasz spać w łazience, to tak. Nie zostawię cię.
Blondyn nie odpowiedział na to. Minęło kilka minut w zupełnej ciszy, zanim nie rozległ się dźwięk spuszczanej wody.
– Jesteś idiotą… – Usłyszał w akompaniamencie odkręcanej wody w umywalce. Wsłuchiwał się przez chwilę w cichy szum wody, kiedy Draco najwidoczniej próbował doprowadzić się do porządku.
W końcu drzwi się otworzyły powoli, a w przejściu pojawił się biały jak ściana Malfoy. Gryfon patrząc na niego, uniósł lekko i obrócił podbródek, nadstawiając policzek.
– Śmiało, zasłużyłem.
– N-nie uderzę cię – stęknął, nie wierząc w to, co widzi.
– Sam mam ochotę się pobić, ale trochę ciężko to zrobić.
– Nie będę taki jak…
– Och, daj spokój. Nie jesteś jak twój ojciec. Jesteś sobą, a przypominam że jeszcze rok temu potrafiliśmy się pobić na środku korytarza, więc do cholery przyłóż mi wreszcie!
– Wtedy cię jeszcze nie kochałem!
Harry ściągnął brwi, patrząc na swojego chłopaka – mógł go wciąż tak nazywać? – z żalem.
– Więc jak mam odpowiedzieć za to co zrobiłem? – Chciał go chwycić za ramiona, ale zrezygnował z tego, widząc jak chłopak się wzdrygnął. – Co mam zrobić, żebyś mi wybaczył? I się mnie nie bał? – dodał ciszej, spuszczając wzrok.
– To nie jest takie proste… – wyszeptał, patrząc na niego ze smutkiem.
– Nie rozumiem… Przecież jeszcze parę godzin temu się całowaliśmy, mogłem też rzucić ci się na szyję i nie przerażało cię to… Chyba. Tak wiele zmienia to że wiesz, że ja wiem?
Draco nie odpowiedział, kuląc ramiona i obejmując się nimi.
– Boję się, że będziesz… czuł niesmak… W końcu się ode mnie odwrócisz…
– Jedyne co czuję to przerażenie, bo wyglądasz jakbyś w każdej chwili był gotowy ze mną zerwać. Sam się od ciebie nie odsunę, uwierz mi – poprosił, tak bardzo chciał dotknąć Draco, ale stłumił w sobie tę chęć, zaciskając palce na rękawach własnej bluzy.
– D-dlaczego?
– Bo nie chcę znów przechodzić tego piekła, gdy mnie porzuciłeś. Nie wiedziałem co się dookoła mnie dzieje, zresztą nie interesowało mnie to nawet.
– J-ja… nie chciałem.
– Wiem. Ale teraz znów próbujesz to zrobić. – Spojrzał na niego z bólem. – Chcę cię objąć. Znów mam cię w zasięgu ręki i serio nie marzę o niczym innym. Chcę cię trzymać, chcę czuć twoje ciepło, chcę zniszczyć ci fryzurę i dać się za to okrzyczeć. Chcę zasnąć przytulony do twoich pleców i obudzić się z oślinionym przez ciebie ramieniem.
– J-ja… – szepnął cicho. – Przytul mnie…
Harry zrobił krok w przód i objął mocno blondyna, przyciskając twarz do jego szyi.
– A ty co, straciłeś władzę w rękach? – burknął, gdy po dobrej minucie ręce Draco wciąż zwisały przy jego bokach.
– Dupek. – Położył drżące dłonie na plecach bruneta, zaciskając palce na materiale bluzy.
//*//
Harry, już przykryty kołdrą, uśmiechnął się do zbliżającego się blondyna.
– Wiem, co zaraz powiesz. Jutro pójdziemy kupić ci twoją ulubioną odżywkę do włosów. – Odrzucił róg kołdry w zapraszającym geście. Dzięki temu Draco mógł zobaczyć, że jego chłopak ma na sobie tylko bokserki. – No co, tak zastygłeś… Umm jeśli wolisz żebym coś na siebie założył, to powiedz. Po prostu często tak spaliśmy, więc pomyślałem, że… eee… tak nie będziesz miał wrażenia, że się yyy odgradzam. Czy coś… Dobra, to było głupie. Zaraz się ubiorę.
– Nie! – zawołał, widząc jak ten się podnosi. Zwilżył koniuszkiem języka górną wargę. – Jest dobrze… jak jest.
– Jesteś pewny?
– Tak. – Kiwnął głową, siadając na skraju łóżka. Ściągnął przez głowę górę od piżamy, posyłając Harry’emu lekki uśmiech. Następnie zsunął z siebie spodnie, by tak jak Harry pozostać w samej bieliźnie.
Wzrok bruneta prześlizgnął się w dół jego pleców, a to co zobaczył mocno go zdziwiło. Albo raczej to czego nie zobaczył.
– Co jest? – spytał skonfudowany, widząc jego spojrzenie. Czemu tak się na niego patrzył?
– Gdzie twój tatuaż?
– Mój tatuaż…? – powtórzył za nim powoli.
– No przecież miałeś tutaj – wyciągnął rękę i nakreślił linię równolegle do krawędzi bielizny – takie śmieszne wywijasy.
– Mówisz o pieczęci?
– Och… to była pieczęć??
– Jedna z dwóch. Ta musiała być widoczna, by lepiej działała. Pierwsza przez to, że była ukryta trzymała w ryzach sam miecz, ale nie do końca panowała nad efektami ubocznymi.
Harry skinął powoli głową.
– Czyli nie jesteś już w żaden sposób powiązany z tym mieczem?
– Nie. Na przesłuchaniu kilkukrotnie kazali mi inkantacją odsłonić pierwszą pieczęć, ale nic się nie działo.
Harry odetchnął i uśmiechnął się delikatnie, z ulgą.
– To dobrze.
– To mogę się już położyć pod kołdrą? Zimno tu strasznie.
Harry obrócił się na bok i poklepał miejsce koło siebie.
– Chodź tu, to cię rozgrzeję.
– Debil – skwitował cicho, wchodząc pod kołdrę.
– Co? Czemu? – spytał skołowany.
– Naprawdę nie zdajesz sobie sprawy z tego, z jakim podtekstem do mnie mówisz?
– Przecież chciałem cię tylko przytulić! Gdzie tu podtekst??
– Mówiłeś o rozgrzaniu
– Mówiłeś, że zmarzłeś, a ja się grzeję od pół godziny pod kołdrą!
Blondyn prychnął, potrząsając głową. Ułożył się na boku, plecami do chłopaka.
– To przytul mnie, głupiutki Gryfiaku i mnie rozpal.
– I kto tu teraz podtekstami rzuca… – mruknął, obejmując go od tyłu. Aż zadrżał, gdy poczuł chłód skóry Draco. Przywarł do niego jeszcze szczelniej, starając się jak najszybciej go ogrzać.
– Ja tylko powtarzam twoje słowa.
Leżeli przez kilka minut w milczeniu. Harry walczył z ogarniającą go sennością. Z jednej strony był zmęczony, z drugiej nie chciał zasnąć, skoro mógł się wreszcie cieszyć towarzystwem swojego Węża.
– Draco?
– Myślałem, że śpisz… Co jest?
– Nic, po prostu chciałem powiedzieć, że cię kocham i że jak jutro z rana zostawisz mnie samego w łóżku, to ci zniszczę fryzurę. Dobranoc.
– Co? – Draco zaśmiał się cicho. – A jak będę musiał pilnie pójść do łazienki? Mam cię wtedy obudzić?
– To będziesz trzymać – zaśmiał się. – Jak się obudzę, chcę cię mieć koło siebie. Obiecaj, bo inaczej dziś nie zasnę.
– Więc po prostu cię obudzę… i obiecuję, że obudzisz się obok mnie.
//*//
Narcyza poderwała głowę, kiedy tylko dotarł do niej dźwięk otwieranych drzwi. W głowie już miała całą listę wypowiedzi i gróźb, którymi obrzuci aurorów, jeśli ci nie udzielą jej informacji o jej dzieciach. Jednak w przejściu nie zobaczyła znanej dwójki, a jedną osobę. Również znaną jej doskonale. Co ona tu robiła?
– Dzień dobry. Zostałam przydzielona do…
– Co z Draco i Igiem?! – wyrzuciła z siebie blondynka, nie pozwalając siostrzenicy dokończyć. – Co z nimi?!
Tonks uniosła uspokajająco dłonie.
– Pani młodszego syna już dwa dni temu wypuściliśmy, a wczoraj został wypisany ze świętego Mungo.
– Jak to ze świętego Mungo?! Co mu zrobili?!
– Spokojnie, pani Malfoy. Pani syn został tam wysłany, by ostatecznie wyleczyć jego ranę po mieczu. Poza tym nic mu nie jest.
Narcyza odetchnęła powoli.
– Czyli ostatecznie jest wolny, tak?
– Dokładnie tak – przytaknęła z uśmiechem aurorka.
– A Igniss?
– Stan Ignissa Blacka jest stabilny, choć wciąż się nie wybudził. A teraz proszę spokojnie podejść, zostanie pani zaprowadzona do pokoju przesłuchań.
Obecnie fioletowowłosa Tonks rzuciła zaklęcie pętające na nadgarstki ciotki. Jednak jej liny nie wrzynały się w skórę, jak jej współpracowników.
– To standardowa procedura wobec przetrzymywanych w areszcie osób – wyjaśniła spokojnie i gestem kazała ciotce iść przed sobą.
Gdy były już na miejscu, zamknęła za nimi drzwi i usunęła wiązanie. Tym razem w pomieszczeniu znajdowało się trzech aurorów. Poza Nimfadorą było jeszcze dwóch nieznanych blondynce starszych mężczyzn, z czego jeden stał w rogu, jakby nadzorując całą scenę.
– Proszę usiąść, pani Malfoy. Dzisiejsze przesłuchanie, mam nadzieję, będzie krótkie i jedynie formalnością. – Przejrzała na szybko stos pergaminów. – Otrzymaliśmy od pani pokaźną ilość informacji. Pozostało jedynie uzupełnienie kilku luk i potwierdzenie zeznań innych przesłuchiwanych.
Towarzyszący Tonks około czterdziestoletni mężczyzna tradycyjnie nalał do szklanki wody i wkropił do niej veritaserum.
– Skoro ma być krótkie, czy konieczny jest ten eliksir?
– Niestety do zakończenia przesłuchania, mimo dotychczasowego braku potwierdzeń, jest pani podejrzana o pracę dla Voldemorta. Z takim statusem pani zaczynała i do całkowitego jego zdementowania, nie przysługuje pani prawo odmowy eliksiru prawdy.
– Gdyby jednak uznała pani, że miało miejsce nadużycie sytuacji, będzie pani mogła wystosować odpowiednią skargę po zakończeniu swojego procesu – wyjaśniła jej siostrzenica, niezmiennym służbowym tonem. – W trakcie dzisiejszej sesji pieczę nad jej praworządnością sprawuje stojący za panią auror Levin.
Siedzący obok niej auror podsunął Narcyzie szklankę, a gdy wypijała jej zawartość, fioletowowłosa przygotowała pergamin i samopiszące pióro.
– Przesłuchanie w sprawie oskarżonej Narcyzy Malfoy z domu Black. Dziś jest czwarty kwietnia dziewięćdziesiątego siódmego roku, godzina dziesiąta osiemnaście, przesłuchanie prowadzą auror Nimfadora Tonks i auror Thomas Savage.
//*//
– Dziękuję pani. Nie mam już więcej pytań – powiedział mężczyzna, poruszając zesztywniałymi od ciągłego siedzenia ramionami.
Tonks posłała ciotce lekki uśmiech, wstając ze swojego miejsca.
– Korzystając z okazji… Jeśli jest coś, co się pani nie spodobało, może pani wnieść skargę. Nowy Minister, pan Shacklebolt osobiście będzie czytał i weryfikował każdą ze skarg osób przesłuchiwanych.
– Czyżby? – Narcyza uniosła prawą brew, patrząc z powątpiewaniem na siostrzenicę. Cóż jej szkodziło? – W takim razie pragnę złożyć oficjalną skargę na auror Woles. – Zerknęła na pióro z satysfakcją widząc, że to wszystko zapisuje i ani Tonks, ani Savage nie robią niczego, by nie pokazało się to w protokole jej przesłuchania. – Jednocześnie domagam się jej dymisji z Ministerstwa jako zadośćuczynienia, co zrobiła mi i mogła zrobić innym przesłuchiwanym.
– Co takiego zrobiła auror Woles? – spytała Tonks.
– Na nieoficjalnym przesłuchaniu, którego nie miała prawa przeprowadzić bez jeszcze jednej osoby, sugerowała, że mój syn, Draco Malfoy przyznał się do czynnej służby Voldemortowi i został skazany do Azkabanu. Miało to na celu wyciągnięcie ze mnie dalszych zeznań. Oprócz tego…
//*//
Kobieta nawet nie podejrzewała, że poczuje tak wielką ulgę, kiedy znów będzie trzymała różdżkę przy sobie. Odebrała od mężczyzny resztę swoich rzeczy, łypiąc na niego podejrzliwie.
– To z pewnością wszystko, co miałam dostać?
– O-oczywiście, że tak, pani Malfoy – zająkał się starszy mężczyzna. Dłonie zaczęły latać mu z nerwów. – Nikt z odpowiedzialnych za przejęte rzeczy nigdy nikogo nie okradł!
– Nie widzę tu różdżki mojego syna. Ją również miałam odebrać, jak i resztę rzeczy, które tu zostawił – odparła spokojnie.
– Przepraszam, nie zauważyłem tego zapisku – kwiknął, kiedy jeszcze raz przeleciał wzrokiem po przepustce, którą przekazała mu kobieta. – Już daje! Już, chwileczkę.
Po chwili przed kobietą stało drugie pudełeczko z rzeczami, które miał przy sobie Draco w chwili, gdy aurorzy zabierali go ze sobą.
– Pani syn odebrał różdżkę przy wypisie z aresztu – dodał, kiedy tylko blondynka otworzyła pudełko.
– Nie widzę nigdzie rodowego medalionu…
Pracownik ministerstwa zastygł.
– Niemożliwe… Musi tu być, jeżeli pani syn miał go przy sobie w chwili aresztowania.
– Sugerujesz, że robię aferę o nic?
– Gdzieżbym śmiał! Próbuje jedynie powiedzieć, że jeśli pani syn zgubił medalion albo go komuś przekazał przed aresztowaniem to my nie mamy na to wpływu. Niech pani spojrzy – wzkazał na bransoletę. – Ją zabrali od razu, żeby sprawdzić, jakie zaklęcia na nią rzucono. I widzi pani? Jest tutaj. Nikt jej nie zabrał.
Narcyza wzięła omawiany przedmiot i przyjrzała mu się z uwagą. Czyżby to był ten prezent od Harry'ego Pottera, o którym opowiadał jej I… ten, który podszywał się pod jej syna.
Dzieciak miał całkiem ciekawy gust.
– Zweryfikuję to z moim synem. Miejmy nadzieję, że niczego tu nie brakuje.
Zabrała oba pudełka i opuściła klaustrofobiczne pomieszczenie.
//*//
Kobieta pojawiła się w salonie, z pewną dozą zdegustowania obserwując panujący w pomieszczeniu nieład.
Dlatego ruszyła zaraz przed siebie, postanawiając, że późnej rozprawi się ze Stworkiem… i bałaganiarzem.
W pierwszej kolejności udała się do swojego pokoju, by jak najszybciej zmienić swoje rzeczy. Czuła odrazę na samą myśl o tym, że od kilku dni musiała nosić ten sam komplet. Przygotowała sobie nowy i z naręczem ubrań zamknęła się w łazience. Z przyjemnością wzięła ciepłą kąpiel, rozkoszując się otaczającym ją ciepłem i zapachem. W końcu też mogła poświęcić uwagę swoim włosom. Wreszcie odświeżona i przebrana w jedną z ulubionych sukien, ruszyła na poszukiwania reszty domowników. Po przesłuchaniu Tonks przekazała jej, że była tutaj cała trójka – Draco, Syriusz i Harry.
Znalazła ich dopiero w ogrodzie, gdzie Syriusz najwyraźniej uczył Harry’ego zaklęcia parasola, co łatwo było wywnioskować, bo tylko na ich trójkę nie spadał drobny choć chłodny kwietniowy deszcz.
Syriusz odwrócił głowę, słysząc zbliżające się kroki i aż się cały rozpromienił, choć wcześniej wcale nie wyglądał jakby miał zły humor.
– Cyziu! – zawołał i ruszył szybkim krokiem w jej kierunku, kompletnie nie przejmując się że wychodzi prosto na deszcz. Porwał ją w ramiona i ucałował w policzek, gdy tylko znalazł się obok. – Wreszcie – mruknął i tym razem pocałował ją w skroń. Nie dając jej nawet za bardzo szansy na jakąkolwiek odpowiedź, pociągnął ją w kierunku chłopców. – Nie sterczmy tak na deszczu, bo twoja kąpiel pójdzie na marne.
– Jak ty o mnie dbasz – odparła z zadowoleniem.
Kiedy znalazła się wystarczająco blisko, podeszła do syna i przytuliła go mocno.
– Mamo – stęknął blondyn chyba tylko dla zasady, bo zaraz sam objął matkę, nie pozwalając jej się odsunąć.
– Jak się czujesz, Draco?
– Kiedy wiem, że jesteś wolna, o wiele lepiej, mamo – rzucił, wdychając zapach jej codziennych perfum.
– Strasznie się o ciebie martwiłam, wiesz? – szepnęła, przytulając się do syna. – Urosłeś… nie zauważyłam tego ostatnio. – Po bitwie, kiedy adrenalina krążyła jeszcze w jej żyłach, nie zwracała uwagi na takie szczegóły.
Draco zdusił w sobie śmiech.
– Jestem wyższy od ciebie.
– Mężczyzna powinien być wysoki – odparła z dumą. – Jesteś strasznie przystojny.
– Potwierdzam – rzucił niby żartobliwie Harry, ale to jak spojrzał przy tym na Draco nie pozostawiało wątpliwości, że mówi szczerze.
Narcyza wypuściła syna z objęć, patrząc na bruneta z uśmiechem.
– Straszny z ciebie komplemenciarz, Harry – powiedziała, zbliżając się do Harry’ego.
– Przecież nie kłamię. – Wzruszył ramionami
– Nie twierdzę, że to robisz – dodała, przytulając również jego. – Cieszę się, że wróciliście do siebie. Pasujecie do siebie – wyszeptała do ucha nastolatka, który przytaknął jej cichym mruknięciem i odwzajemnił uścisk.
– Ty i Syriusz także – stwierdził pogodnie, gdy się od siebie odsunęli.
Narcyza uśmiechnęła się z zadowoleniem.
– Co powiecie na drobny posiłek? W areszcie nie dają nic dobrego, a za mną od jakiegoś czasu chodzi francuska kuchnia.
– Cyziu, wszystko byle nie francuska kuchnia.
– Wydawało mi się, że lubiłeś quiche lorraine.
– Owszem, kiedyś. Ostatnimi czasy jednak jakoś mi przeszło.
– Och… – Narcyza ukryła rozczarowanie pod uśmiechem. – W takim razie wybierzcie na co macie ochotę. Dostosuję się.
– Czy to znaczy, że jemy dziś na mieście…? – spytał niepewnie Harry. Naprawdę nie miał ochoty na powtórkę z włoskiej restauracji.
– Czemu mielibyśmy jeść na mieście, Harry? – Narcyza spojrzała na niego zdziwiona. – Od czegoś mamy Stworka czyż nie?
– Nigdy na nim nie polegałem… Bo i tak się nie dało.
– Dlatego właśnie dom wygląda na tak zapuszczony?
– Po dobroci nie słucha a nakłanianie ma krótkotrwały efekt. – Syriusz wzruszył bezradnie ramionami. – Nie nasza wina.
– Ciebie nigdy nie słuchał, drogi kuzynie. Na szczęście mnie tak.
//*//
– Słyszałaś o czystkach w Departamencie Przestrzegania Prawa? – zagadnął Syriusz, gdy po obiedzie we dwoje wyszli na spacer.
– Oczywiście. Miałam okazję zemścić się na aurorce, która śmiała twierdzić, że Draco został skazany. W najlepszym wypadku straci jedynie pracę. – Wzruszyła ramionami. Syriusz z kolei uśmiechnął się nieprzyjemnie na tę wieść.
Szli wolnym krokiem ramię w ramię, zmierzając ku znajdującemu się kilkanaście minut drogi od Grimmuald Place parkowi.
– Dziś rano dostałem sowę z Ministerstwa. Oficjalnie znowu jestem żywy.
– Nie spieszyli się coś z tym – mruknęła, obejmując ramię mężczyzny.
– Zajęło im to tylko tydzień – zakpił. – Harry oddał mi klucz od skarbca, ale dom kazałem mu zatrzymać. Nie chcę mieć z nim więcej do czynienia niż to konieczne.
– W takim razie musimy znaleźć ci nowy dom? – spytała zaczepnie. – Czy już wiesz, u kogo masz zamiar mieszkać…?
– Liczyłem, że zaadoptuje mnie pewna miła pani. Jestem bardzo towarzyski i nawet sam wyprowadzam się na spacery.
– Naprawdę? Będziesz musiał podziękować tej pani, jak cię przyjmie do siebie. Chociaż nie sądzę, żeby była w stanie oprzeć się twojemu urokowi.
Syriusz uśmiechnął się i pocałował ją w policzek.
– I tak gorąco jej podziękuję – wymruczał jej do ucha, po czym odsunął się, jak gdyby nigdy nic kontynuując spacer.
– W to nie wątpię… Powiedz, dlaczego mi nie powiedziałeś, że jesteś animagiem?
– Im mniej osób o mnie wiedziało, tym lepiej. I druga rzecz, nie chciałem żebyś zaprzątała sobie głowę moim bezpieczeństwem i się rozpraszała, próbując mnie wypatrzyć.
– Zamiast tego ty mogłeś zaprzątać sobie głowę moim bezpieczeństwem i ostatecznie ocalić mnie przed śmiercią z rąk Lucjusza.
– Musisz wybaczyć mi ten heroizm. Albo egoizm, na obie nazwy przystanę.
Kobieta odsunęła się od niego tylko po to, by stanąć przodem do niego.
– Dziękuję – szepnęła, całując go lekko w usta.
– Jeśli to miała być moja nagroda, to poproszę o powtórkę, nie zdążyłem się nacieszyć.
Powiedziawszy to, objął ją i przyciągnął, całując o wiele dłużej. Pieścił jej wargi własnymi, ale nie pogłębiał pocałunku – w końcu byli w miejscu publicznym. Odsunął się po parunastu sekundach z zadowoloną miną.
– Do twarzy ci z tym rumieńcem, Cyziu.
– Syriuszu – fuknęła cicho, ale nie powiedziała nic więcej, zażenowana ich własnym zachowaniem.
//*//
Popołudniu Syriusz z Harrym udali się wspólnie do banku Gringotta, by oficjalnie przepisać z powrotem skrytkę na Syriusza i od razu załatwiać sprawunki, jak to określił Black. Harry uznał też, że to dobra okazja by odwiedzić przyjaciółkę, której dawno nie widział.
Narcyza z kolei uznała, że musi sprawdzić jak się ma Igniss i zobaczyć jak się sprawa miewa z jej sojusznikami. Draco z początku chciał jej towarzyszyć, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu, postanawiając odwiedzić rodziców Pansy, a potem Blaise’a.
Dlatego kobieta sama przemierzyła korytarze szpitala, by spotkać się z magomedykiem, który odpowiedzialny był za prowadzenie leczenia jej najstarszego syna.
– Jego stan jest obecnie stabilny – rzucił mężczyzna, kiedy weszli do sali zajmowanej przez jedynego pacjenta. – Oddycha samodzielnie, nie ma żadnych ataków. Jedyny problem mieliśmy na początku w czasie, kiedy jedna z pielęgniarek miała zmienić jego ubrania. Po ściągnięciu medalionu jego stan uległ drastycznemu pogorszeniu. Na szczęście szybko znalazła powiązanie i medalion znów znalazł się na jego szyi.
Mężczyzna podszedł i odsunął materiał piżamy, wyciągając na wierzch medalion, o którym mówił.
Blondynka nie dała po sobie poznać, że nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Jednocześnie była wdzięczna losowi za to, że ma w swojej opiece Iga. Najwidoczniej Draco musiał przekazać mu medalion i chwała mu za to.
W innym wypadku Igniss nie przeżyłby tego. A tak to wszystkie zaklęcia rzucane przez kolejne pokolenia Blacków uratowały mu życie.
Usiadła obok syna, chwytając w palce ciepłą dłoń.
Teraz wystarczy jedynie czekać, aż Igniss nabierze sił i się wybudzi.
//*//
Harry, rozstawszy się z Syriuszem, szedł niemagiczną dzielnicą, wybierając numer do przyjaciółki.
– Harry! Kopę lat!
– Masz może teraz trochę czasu? Jestem w Londynie i pomyślałem, że moglibyśmy się spotkać.
– Chciałabym, naprawdę, ale niedługo mam randkę, a muszę się jeszcze wyszykować więc raczej nie dam rady.
– Znalazłaś chłopaka?
– Nie, to nasza pierwsza randka, ale zobaczymy, może się uda.
– A możemy chociaż trochę pogadać przez telefon?
Harry trochę żałował, że nie udało im się spotkać, ale zwykła rozmowa też była przyjemna. Spacerował tak po mieście, nie przejmując się siąpiącym deszczem, opowiadając jej o wydarzeniach ostatnich miesięcy. Starał się nie wdawać w szczegóły, by ona też zdążyła mu opowiedzieć o sobie. Nie spodziewał się, jak odprężające będzie słuchanie jej paplania o zwyczajnym, spokojnym życiu w którym nie było śladu wojny, narzekania na pracę i trudnych klientów czy licznych głupkach, z którymi przez ten czas randkowała. Nim się spostrzegł, doszedł z powrotem na Grimmuald Place. Jeszcze chwilę porozmawiał z nią, stojąc pod drzewem, po czym pożegnali się i wszedł do domu.
Ta rozmowa przypomniała mu, że od czasu bitwy nie kontaktował się z Ronem i Hermioną… Koniecznie musiał to nadrobić.
//*//
– Że co…? – Harry, trzymając przy uchu komórkę, spojrzał ze zdumieniem na siedzącego obok niego na kanapie Draco. Była połowa maja, żałoba już minęła, ale Hogwart wciąż był zamknięty i naprawiany, a brak lekcji starano się nadrabiać wysyłaniem esejów na zadany temat do poszczególnych nauczycieli. – Hermiono, jak to zerwałyście? Przecież tak dobrze się dogadywałyście! Jeśli się pokłóciłyście...
– Pewnie się tylko pokłóciły, a Hermiona już widzi najczarniejsze scenariusze – mruknął blondyn, nie przestając pisać eseju z eliksirów.
– Nie pokłóciłyście się? Herm, to co się stało…? Nie mów, że nic, coś musiało!
– Przełącz ją na głośnik, też chcę słyszeć…
– Herm, poczekaj chwilę, Draco chce się dołączyć… – Włączył tryb głośnomówiący.
– Cześć, molu książkowy.
– Cześć, lalusiu. Naprawdę nie wiem, po co robisz z tego taką sensację, Harry. Po prostu doszłyśmy wspólnie do wniosku, że mamy w życiu inne cele i dalsze trwanie w tym związku będzie dla nas bezsensowne.
– No dzieci z tego by nie było.
– …Tak, to był się jeden z aspektów.
– Elena wspominała, że chciałaś mieć dzieci
– Nie chciałam, a chcę. W przyszłości. No, w każdym razie, ona nie przewiduje na nie miejsca w swoim życiu, więc nawet na adopcję nie wyraziłaby zgody.
– Chce iść w ślady ojca. Twierdzi, że to słabe mieć rodzica w kadrze nauczycielskiej.
– To co, ma o to pretensje do swojego ojca? – prychnął Harry.
– A kto ją wie? Przez jakiś czas sądziłem, że ma jakiś fetysz ojcowski.
– Kompleks Edypa?
– Kimkolwiek był Edyp. – Draco machnął zbywająco ręką.
– Och, naprawdę powinieneś zacząć się uczyć kultury mugolskiej. Dzieła Shakespeare’a to podstawa kultury angielskiej!
– Tak, oczywiście. Żeby mnie potem oj… – umilkł, uświadamiając sobie, że w sumie nie ma nikogo, kto zabroniłby mu czytać mugolskie dzieła. – Harry, musimy niedługo skoczyć do jakiejś mugolskiej księgarni.
– Jasne, żaden problem… Hermiono, jesteś w stu procentach pewna tej decyzji?
– Ech, Harry… Tak. Dobrze się dogadywałyśmy, ale tak też jest dobrze.
– Weź się za Weasleya… – rzucił nagle Draco. – To rude i to rude, a do tego gada o tobie jak najęty. Przedwczoraj nawet na pięć minut nie porzucał twojego tematu. Głupek zakochał się jak nic.
– Och, nie nabijaj się ze mnie. A mówił o mnie, bo dzień wcześniej się widzieliśmy. Od czasu bitwy praktycznie nie wychodził z domu, więc to była dla niego duża odskocznia.
– Czyli byliście na randce?
– Przyjaźnimy się. To nie była randka.
– Jasne. Randka i już.
– To co, Harry też chodzi z Ronem na randki?
– Harry nie patrzy w taki sposób na nikogo prócz mnie.
– Jakiś ty pewny siebie. Ale wiesz, z Ronem…
– Hermiono, nie prowokuj go, bo potem to ja będę musiał go ugłaskiwać.
– Nie jestem kotem, żeby mnie ugłaskiwać – fuknął. – I daj kobiecie skończyć. To niegrzeczne tak przerywać w połowie zdanie.
– Nie? Ja tam nie widziałem większej różnicy w zachowaniu twoim i twojego kota. Byliście równie uroczy.
– Co? Nie jestem… uroczy! Odszczekaj to!
– Nie jestem psem, żeby coś odszczekiwać – odgryzł się z rozbawieniem Harry.
– Mam cię dosyć – oświadczył, odwracając się plecami do Pottera.
– Brakowało mi waszych małżeńskich kłótni… Kończę, bądźcie grzeczni! – przestrzegła ich ze śmiechem.
– Bierz się za Weasleya, molku!
~*~

2 komentarze:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, Narcyza uwolniona i wszystko się pięknie układa, te kłótnie Draco i Harrego są urocze, tylko co z Severusem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika 

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    cudnie, Narcyza została uwolniona i wszystko się powoli układa, a te kłótnie między Draco a Harrym są urocze, tylko co z Severusem?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń