niedziela, 17 maja 2020

Historia Smoka 20

Ostrzeżenie - czytać dopiero jeśli przeczytało się 96 rozdział UW. (Uprzedzam na wypadek, gdyby ktoś nie czytał na bieżąco i przegapił informację w rozpisce rozdziałów :* )
Pierwsza scena to taka powiedzmy retrospekcja.
~*~
Nie miał pojęcia, który to już raz próbował się do niego dodzwonić, od kiedy dowiedział się, że Igniss uciekł ze szkoły. Okej, dostał przez ten czas kilka wiadomości, że nic mu nie jest, że załatwia sprawy dla dyrektora i nie, nie przeszedł na ciemną stronę mocy, ale dopóki nie usłyszy jego głosu, będzie się martwił. Mógł to napisać tylko po to, by Charlie się o niego (o ironio) nie martwił, choć może właśnie działo się coś złego, albo może nawet to nie on wysyłał te wiadomości… Chris co prawda kpił, że za bardzo się przejmuje. W końcu po co ktoś miałby sobie zadawać trud, żeby podszyć się pod Ignissa i wysyłać do niego wiadomości? Jakby był jeszcze kimś ważnym w tej wojnie, samym Dumbledorem na przykład, to by miało jakiś sens, ale jest jedynie szarym żołnierzem.
Co nie zmieniało faktu, że chciał usłyszeć głos swojego chłopaka, bo się za nim stęsknił i potwornie o niego martwił.
Odetchnął z ulgą, kiedy tym razem usłyszał dźwięk odbieranego połączenia.
– Nie masz pracy, smoczy maniaku? – Usłyszał zaraz. – Przepraszam, że wczoraj nie zareagowałem na twoje telefony i wiadomości… Mam pewnego niesfornego psa na głowie.
– Wczoraj? Od tygodnia próbuję się do ciebie dodzwonić!
– Załatwiałem sprawy dla dyra. To wymagało ode mnie skupienia i ciszy.
Charlie odetchnął uspokajająco. Okej, niektórzy faktycznie w trakcie zadań przepadali na dłuższy czas bez śladu. Chociażby Lupin, o którym od jakiegoś roku nie słyszał nic poza “załatwia sprawy dla Dumbledore’a”. Nie wszyscy pracowali dla niego jak on – dorywczo między własnymi zajęciami.
– Wybacz, że przeze mnie się zamartwiałeś, kocie.
– O jakim psie mówiłeś? – spytał, postanawiając po prostu zamknąć tamten temat. Najważniejsze, że rozmawiali teraz jak zawsze.
– O Łapie. Twoi rodzice mogą tego głupiego psa kojarzyć. Robi co chce i nikogo się nie słucha, a jak już… uch! Łapo! Mówię prawdę! Myślisz, że dlaczego masz bana na wyjścia!
– Moi rodzice? Psa? Ig, z każdym twoim słowem coraz mniej rozumiem.
W tle rozległo się ujadanie, z każdą chwilą coraz głośniejsze aż w końcu brzmiało jakby pies szczekał prosto do słuchawki.
– Łapo! Do cholery! Złaź ze mnie, pchlarzu! Bo cię wykastruję tępym narzędziem!
Teraz każde szczeknięcie rozpoczynał ostrzegawczy warkot. Chyba psu nie spodobała się groźba.
– Brzmi, jakby miał ci się zaraz rzucić do gardła.
Nagle szczekanie ustało, a pies prychnął, po czym wszystko ucichło.
– Nie rzuci. Ma wobec mnie dług życia, w końcu go uratowałem.
Charlie zmarszczył brwi. Dług życia?
– Tylko czarodziej może mieć wobec kogoś dług życia.
– Dodawaj dwa do dwóch i znajdziesz rozwiązanie. A jak spytasz rodziców o Łapę to już w ogóle dowiesz się wszystkiego.
Czyli był tam z jakimś czarodziejem. Może Dumbledore kazał mu kogoś zwerbować? Takie pierwsze zadanie dla nowego członka, czy coś...
– Ig, skarbie, kończ już tę rozmowę. Samotnie mi bez ciebie – usłyszał w tle męski głos. Zaraz potem w pomieszczeniu coś się roztrzaskało o ścianę.
– Ig, co tam się wyprawia?
– Uzmysławiam Łapie, że takie żarty mnie nie śmieszą… Łapo, jeszcze raz zrobisz coś, co będzie dziwnie dwuznacznie dla mojego faceta, a wrzucę cię tam jeszcze raz. Rozumiemy się?
– A co boisz się, że ci nie ufa i da się nabrać na tak stary numer?
– Nie, nie boję się. Ale od samego rana mnie irytujesz i naprawdę powstrzymuję się, by nie zrobić ci czegoś paskudnego.
– Widzę, że niewesoło tam masz. Jakbyś chciał trochę spokojniejszego towarzystwa, to odezwij się do mnie, co?
– Musiałbym cały czas być z tobą na linii, żeby dał mi spokój.
Charlie zaśmiał się lekko.
– Całkiem miła perspektywa. A teraz wybacz, ale jak zaraz nie skończę, to spóźnię się do pracy...
– Do usłyszenia jutro, skarbie.
– Do jutra, małpko.
Igniss zaśmiał się wesoło, nim zakończył połączenie.
//*//
Nigdy nie lubił się jakoś szczególnie z Percym. Na wiele tematów mieli odmienne zdania, inne rzeczy ich ciekawiły, inne irytowały.
Żadne ciało nie ciążyło mu w ramionach tak jak to należące do Percy’ego.
Widział wiele poległych w walce dzieci, które jeszcze nie zdążyły zaznać życia, ale bardziej żałował, że ze świata odszedł ten niespełna dwudziestojednoletni chłopak. Jego sztywny, uparty, pyskaty, ukochany, odważny młodszy braciszek.
Merlin mu świadkiem, że był z niego dumny.
I Merlin mu świadkiem, że żałował, że nie stał bliżej, że to nie on odepchnął Ginny. Był znacznie szybszy od tego kujona…
Był z niego dumny i by oddać mu hołd, nie pozwolił sobie na żadną łzę w dniu bitwy. Zapłakał dopiero na pogrzebie, gdy jego prochy zatonęły w stawie na terenie Nory.
Tydzień minął mu w oka mgnieniu i jednocześnie ciągnął się w nieskończoność, gdy każdy dzień krążył wokół opłakiwania brata i przesłuchań w Ministerstwie.
Razem z Billem wzięli na siebie podtrzymywanie wszystkich na duchu. Ginny, Ron, Fred i George mocno przeżyli utratę brata, z którym w końcu spędzali najwięcej czasu. Rodzice z kolei, opłakując śmierć własnego dziecka, potrzebowali wsparcia równie mocno jak ci najmłodsi.
A oni? Oni mieli siebie nawzajem.
//*//
Ten smok chyba oszalał. Nie można w ogóle wejść do bariery go nakarmić, bo od razu rzuca się na człowieka albo zionie.
– O jakim smoku mówicie?
Charlie dosiadł się do kolegów. Dopiero w nocy wrócił do kraju. Wojna skończyła się ponad tydzień temu, ale nie mógł od razu wrócić zatrzymany obowiązkami.
O tej hybrydzie. Zdecydowanie odziedziczył charakterek po norweskim kolczastym.
Galena? Nie może być, przecież ona jest przyja… zna. – Siedzący na prawo od niego mężczyzna spojrzał sugestywnie na swoje zabandażowane ramię. – Oczywiście że będzie szaleć, bez swojego pana w pobliżu… – mruknął pod nosem, jakby upominał sam siebie. – Kto dziś ma się nią zająć?
– Ja.
Charlie spojrzał na krótko obciętego Rumuna.
Nie wchodź do środka. Ustaw barierę przepustową…
Ty wiesz ile zajmuje jej ustawienie?! Zresztą to piekielnie ciężkie. Nie chcę żeby było na mnie jak sypnie się cała jej klatka!
– Fakt… Wybacz, ciężko mi się skupić. Od tygodnia prawie nie sypiam… Zrobimy inaczej. Jak będzie pora karmienia, to przyjdź po mnie. Galena mnie zna, nie zaatakuje mnie.
– Jeśli się mylisz i wejdziesz do niej w takim stanie, zabije cię.
– Nic mi nie będzie. Nie tak łatwo się mnie pozbyć.
Oczywiście że robił dobrą minę do złej gry. Bał się o swoje życie, ale Draco uczynił go odpowiedzialnym za smoczycę. Tak po prawdzie, to Charlie nakłonił Harry’ego by przedstawił jej jeszcze Leo, na wypadek gdyby jemu coś się stało. Ale Leo dziś nie mógł się u niej zjawić, bo od trzech dni odnawiali bariery. Niezależnie od swojego stanu, musiał do niej iść. Z pewnością była przerażona i wściekła.
//*//
Odetchnął uspokajająco i czując na sobie spojrzenie Rumuna, przeszedł przez barierę.
Ledwo postawił stopę po drugiej stronie, rozległ się ostrzegawczy ryk, a gdy się nie wycofał, wprost na niego poleciał strumień ognia. Odskoczył na bok, odpychając zaklęciem część płomieni, lecz nogi mu się zaplątały i upadł na kolano.
– Weasley!
Smoczyca zaryczała i ruszyła susami w jego kierunku.
– Nie wchodź! Galena! Siad!! – ryknął, dźwigając się na nogi.
Gad zatrzymał się na ułamek sekundy zdziwiony. To Charliemu wystarczyło. Ruszył w jej kierunku, trzymając w pogotowiu różdżkę, ale nie celował w smoczycę. Odległość między nimi kurczyła się w zastraszającym tempie. Serce Brytyjczyka uderzało mocno napędzane potężną dawką adrenaliny.
– Źle ci bez Draco, co? On też chciałby tu być, ale rodzina go potrzebuje. Harry go potrzebuje – starał się mówić głośno, ale warkot smoczycy go zagłuszał.
Zatrzymał się i z uniesioną głowa czekał na ruch gada. Patrzył mu na pysk, prosząc w duchu, by go nie ugryzła.
Wyczarował tarczę przed sobą i spojrzał Galenie prowokująco w oczy.
– Nie poznajesz mnie, mała? A może jak nie ma Draco obok, to myślisz, że możesz robić wszystko i on się o tym nie dowie?
Słyszał za sobą krzyki kolegi z pracy, ale tylko wystawił uspokajająco rękę. Nie chciał go w środku.
Patrzył teraz prosto w pysk Galeny, która zatrzymała się z nosem przy jego tarczy. Dyszała i powarkiwała, ale nie zaatakowała go.
– Słuchaj, Gal, usunę zaraz tarczę. Wiem że tęsknisz za Draco, ale musisz to przetrzymać. Tak jak ja muszę jakoś wytrzymać, że Igniss leży w śpiączce. Jeśli mimo wszystko zdecydujesz się mnie zaatakować… skopię ci zadek.
Przerwał zaklęcie.
Stali w bezruchu przez kilka sekund. Galena dyszała mu prosto w twarz, ale nawet się nie skrzywił. Przez lata pracy przyzwyczaił się do odoru smoczego oddechu. Choć trochę dusił.
Nagle smoczyca jakby nigdy nic skierowała nos ku jego torbie, w której trzymał martwego kurczaka. Draco przyzwyczaił ją do tego rytuału, więc nie miał wyjścia – musiał go kontynuować.
Uniósł powoli klapę i wyciągnął połówkę kury. Galena ugięła łapy, jakby szykowała się do skoku. Podrzucił mięso, pozwalając, by chwyciła je w powietrzu. Połknęła je bez gryzienia i szturchnęła torbę, żądając więcej. Podał jej pozostałe półtorej kury i pogłaskał po szyi.
– Już się uspokoiłaś, malutka?
Samica mlasnęła językiem tuż po tym, jak połknęła ostatnią część. Wydała z siebie zadowolony pomruk, łapiąc zębami za materiał torby i pociągnęła. Odsunęła się na chwilę, przerywając tym samym nikłą pieszczotę. Uniosła przednie łapy, dzięki czemu przewyższała teraz dwukrotnie Weasleya. Przez chwilę patrzyła za niego, na Rumuna, który dalej znajdował się za barierą. Rudzielec obejrzał się za siebie, też na niego zerkając.
Galena wykorzystała ten moment, by łapą szturchnąć mężczyznę i pozbawić go równowagi. Zaryczała z zadowoleniem, opadając z powrotem na ziemię.
– Galena! Co ty wyczyniasz? – spytał z wyrzutem, rozcierając obity łokieć.
Smoczyca rzucała łbem na boki, wydając z siebie zadowolone pomruki. Zaraz jednak spojrzała znów na Weasleya, opuszczając się na przednich łapach. Ogonem majtała powoli na boki.
Mężczyzna podniósł się i otrzepał spodnie.
– Chcesz się pobawić, co? Też bym chciał, ale nie teraz. Urwałem się z pracy, żeby przyjść się z tobą przywitać. Zaraz muszę wracać.
Samica zaryczała niepocieszona. Rozłożyła gwałtownie skrzydła, machając nimi przez chwilę, po czym znów je schowała. Tym razem wydała z siebie dźwięk, który przypominał skomlenie.
– Przyjdę później, obiecuję. – Pogłaskał ją między nozdrzami.
Smoczyca wtuliła pysk w jego brzuch, nie przestając wydawać z siebie tego zawodzącego dźwięku.
Objął jej łeb i nachylił się, przytulając ją.
– Gal, spokojnie, to tylko kilka godzin i przyjdę z tobą dłużej posiedzieć. Ale mam jeden warunek. Jeśli ktoś przychodzi do ciebie z jedzeniem, to nie atakuj go od razu. Ci ludzie tu pracują i mają za zadanie dbać o wszystkie mieszkające tu smoki.
Samica wydała z siebie krótki pomruk, który Weasley bardzo chciał wziąć jako znak zgody.
//*//
Charlie oparł się plecami o ściankę prysznica. Gorące strumienie obmywały spocone ciało, ale nie przynosiły ukojenia. Przynajmniej nie tego, którego tak pragnął. W chwili gdy wychodził z pracy i wracał myślami do rzeczywistości, jego wnętrzności ponownie zaczynały się skręcać. Tłumione smutek i złość, umierająca nadzieja i rezygnacja – nie potrafił się od nich uwolnić. Z każdą kolejną wiadomością od Draco, mówiącą że Ig wciąż jest nieprzytomny, negatywne uczucia coraz bardziej go przytłaczały.
Przed wszystkimi robił dobrą minę do złej gry i nie chciał przyznać, nawet przed samym sobą, że…
Poderwał głowę, słysząc łomotanie do drzwi. Ku swojej dezorientacji siedział na dnie kabiny, obolały i przemarznięty, bo do jego ciała docierały jedynie pojedyncze kropelki ciepłej wody. Spróbował się podnieść, ale nie był w stanie, całkiem zdrętwiał.
Leo otworzył zaklęciem drzwi i wpadł do środka.
– Do ciężkiej cholery! Wołam cię i wołam! Wyciszy… Cherry?! – sapnął zaniepokojony.
Dopadł do przyjaciela, nie przejmując się, że moczy sobie ubrania i zalewa pół łazienki. Gdy tylko dotknął wychłodzonego ciała, sięgnął po słuchawkę i skierował gorący strumień na rudzielca. Ten jedynie zamknął oczy i skrzywił się na uczucie gorąca.
– Planujesz się zaharować na śmierć?! Jesteś na dobrej drodze! Choć może prędzej niż z przepracowania umrzesz przez utonięcie pod cholernym prysznicem… Nie mów, że dopiero wróciłeś z pracy.
– A co miałem innego robić?
Spojrzał na niego spod półprzymkniętych powiek. Miał mocno przekrwione, podkrążone oczy i mętne spojrzenie. Leo od czasu tej pieprzonej bitwy rzadko widywał go w łóżku. Ostatnio sypiał, tylko gdy padł z wycieńczenia. Przesypiał wtedy kilkanaście godzin, potem się budził i znów zaczynał maraton pracy. Leo często zaglądał do niego w nocy, by sprawdzić, czy jest, czy śpi. Jeśli już go zastał śpiącego, często słyszał, jak woła imię tego szczeniaka. Nie dziwił się, że Charlie nie chciał spać, skoro potem budził się i wyglądał, jakby dopiero co chłopak umarł mu na rękach. Potem szedł do pracy i zaharowywał się jeszcze mocniej niż miał w zwyczaju, potem znów spotykał się z nim w snach, znów harował, potem odpuszczał spanie i harował jeszcze więcej, żyjąc tylko dzięki krótkim drzemkom w ciągu dnia, a potem znów go ścinało na kilkanaście godzin. Ostatnio coraz częściej go tak ścinało, bo najwidoczniej jego ciało przestawało wytrzymywać tempo życia, które sobie narzucał.
– Pszeciesz nie moge… pszegonić myśli, piepsząc się… – wybełkotał, ledwo poruszając bladymi wargami.
Leo zacisnął wargi, widząc minę przyjaciela.
– Możesz – szepnął i położył mu rękę na karku, przytulając lekko. Myślał, że jest jak wielokrotnie do tej pory, ale było gorzej. O wiele gorzej. Powinien był interweniować wcześniej. – Czekałeś na niego cztery miesiące, Cherry. Już wystarczy. Nawet nie wiesz, czy on cię będzie pamiętał.
– Jeśli by nie pamięta..., to nic… rozkocha...bym go w sobie... na nowo – wymamrotał, dopiero w końcówkę zdania wkładając więcej energii – desperacji.
Serce Leo ścisnęło się boleśnie. Zacisnął pięść na jego włosach i odchylił mu głowę, by skrzyżowali spojrzenia.
– Pamiętaj o nim, ale zrozum, że ten związek już się skończył i musisz ruszyć naprzód.
– Jeste... dziś dla mnie na… – ziewnął – ...dzwyczaj miły. – Próbował patrzeć na Amerykanina, ale jego wzrok co chwilę się rozjeżdżał, a powieki opadały.
– Bo jesteś w rozsypce.
– Więc to litoś...?
– Troska o przyjaciela.
– No no... nie spodziewałem się po... – znowu ziewnął – tobie takiej... wielkodusz… ności – rzucił cicho i pociągnął nosem, walcząc o utrzymanie otwartych oczu. Gdyby nie palce trzymające jego włosy, jego głowa pewnie odleciałaby do tyłu, uderzając o ścianę prysznica.
– Tylko się we mnie nie zakochaj.
Charlie trochę się rozbudził.
– Masz mnie… za idiotę? – spytał zmęczonym głosem. – Doskonale wiem… że interesuje… cię tylko mój kutas.
– Skoro już o tym wspomniałeś… Idź do mojego łóżka. Zadbam żebyś się dobrze rozgrzał i wyspał.
– Nie chcę się z tobą pieprzyć. I to chyba nie idzie w parze…
Jego taktyka najwyraźniej działała. Gdyby nie zdołał go rozbudzić, musiałby prosić kogoś o pomoc w przetaszczeniu tej góry mięsa do sypialni. Sam za nic by go nie podniósł.
Zignorował pierwszą uwagę.
– Idzie, bo jutro nie wypuszczę cię z domu. Jak próbowałeś się tu nabawić zapalenia płuc, to przyszła notka, że masz się jutro nie pokazywać koło smoków, bo stwarzasz zagrożenie dla siebie i otoczenia. Nie wiem, co takiego odwaliłeś, ale po tym jak zasnąłeś pod prysznicem, już nic mnie nie zdziwi.
//*//
Blondyn wyprostował się, oddając świstoklik pracownikowi rezerwatu.
– Domyślam się, że jak ostatnio… Wejście pracownicze i ktoś będzie na mnie czekać? – spytał.
– Tak, Weasley na ciebie czeka – odparł mężczyzna łamaną angielszczyzną.
Malfoy kiwnął głową, opuszczając malutkie pomieszczenie i skierował się do przejścia pracowniczego, położonego jakieś pół mili dalej. Na miejscu pokazał innemu pracownikowi swoją przepustkę od dyrekcji, dzięki czemu chwilę później był już na terenie rezerwatu.
– Weasley! – zawołał, dostrzegając rudzielca, który rozmawiał z dwójką innych pracowników. Jednym z nich był ten cały Amerykaniec, który też miał zajmować się jego smoczycą.
Poza nimi stała tam jakaś kobieta, której nie znał. Gdy się zbliżał, ona i Amerykanin odeszli i teraz czekał na niego sam rudzielec.
– Cześć, jak podróż? – zagadnął, podając mu rękę na przywitanie.
– W porządku. Jak praca? – spytał, przyjmując ofiarowaną rękę.
– Jak zawsze nawał roboty, ale nie narzekam.
Kiwnął głową, by blondyn szedł za nim.
– Jak powiedziałem Gal, że przyjeżdżasz, to przez dobre pół godziny tarzała się ze szczęścia. Zadziwia mnie jej zachowanie.
– A już myślałem, że zrobię jej niespodziankę.
– Nie tym razem. Musiałem jakoś jej poprawić humor, bo po ostatniej wizycie była strasznie posępna. Zastanawiam się nad zasugerowaniem jej przeniesienia do innych smoków, ale jej początkowa agresja utrudnia podjęcie decyzji.
– Nie wiem, jak będzie zachowywać się z innymi smokami. Oprócz bitwy, nie miała nigdy z żadnym styczności.
Charlie zasłonił usta, ziewając.
– Sorki. Rozumiem. I tak musielibyśmy przeprowadzić jej przeniesienie zgodnie z procedurami, ale dobrze wiedzieć, na czym stoimy.
– Jak wyglądają te procedury?
– Nie będę ci ich szczegółowo opisywał, ale całość przygotowań do przeniesienia dzieli się na kilka etapów i ciągnie się tygodniami. Nie możemy ryzykować wprowadzeniem na strefę smoka, który zacznie zabijać inne. Albo na którego tamte się rzucą.
Szli jeszcze przez dobre dziesięć minut, nim dotarli do bariery wyznaczającej teren przeznaczony dla Galeny. W tylnej części rosło na nim teraz sporo krzaków, nie było ich, gdy Draco był tu poprzednim razem.
– Dodaliście te krzaki czy przenieśliście ją kawałek dalej?
– Dodaliśmy. Pomyśleliśmy z Leo, że skoro siedziała cały czas w lesie, to będzie spokojniejsza, mogąc schować się w zaroślach. Siedzi w nich, to na pewno, ale jak już mówiłem – znów ziewnął – miała taki kiepski humor po twoim wyjeździe, że ciężko powiedzieć, czy naprawdę jej się to spodobało.
– Nie jesteś za bardzo zmęczony? Ciągle ziewasz…
Charlie machnął zbywająco ręką.
– To nic.
Wyciągnął różdżkę, przepuszczając ich przez barierę. Nie minęła chwila, jak dotarł do nich cichy, ostrzegający warkot.
– No co ty, Gal? Mnie nie poznajesz? – zawołał Draco, a chwilę później Gal wyskoczyła, układając się prawie przy ziemi. Znów wydobyła z siebie głuchy warkot. – Naprawdę, Gal? Boczysz się? Mam sobie iść?
Zrobił krok w stronę bariery, a samica zaryczała cicho, w kilku susach znajdując się przy nim. Charlie odsunął się od nich na odległość kilkunastu kroków i oparł się plecami o barierę. Nie zamierzał wpraszać się w ich zabawę. Przy okazji przymknie na chwilę oczy…
Samica okrążyła chłopaka, by stanąć mu na drodze do przejścia. Następnie otarła się o niego z głośnym pomrukiem. Draco zaśmiał się cicho, gładząc samicę, która tym razem zaryczała. Odskoczyła na bok, odbiegając od niego, by znów powrócić, prawie otrzeć się o chłopaka i ponownie uskoczyć na kilka metrów.
– Ej, Gal! Gdzie uciekasz? – zawołał ze śmiechem blondyn, podążając kilka kroków za samicą.
Smoczyca zaryczała ponownie, przystając na dwóch łapach i rozkładając maksymalnie skrzydła. Zionęła ogniem w górę i ryknęła krótko.
– Co jest? Myślisz, że jak tak zrobisz, to jesteś straszna? – spytał nastolatek, zbliżając się do niej jeszcze bardziej. Galena machnęła skrzydłami, ale to nie powstrzymało chłopaka, od przytulenia się do jej brzucha.
Samica runęła na bok, ciągnąc za sobą zaskoczonego chłopaka, który opadł z cichym okrzykiem. Przez chwilę zarówno Draco, jak i Galena nie ruszali się, zostając w tej dziwacznej pozycji.
Galena wydała z siebie długi pomruk, unosząc łeb i trącając wargami zmierzwioną fryzurę. Zastygła, czekając na reakcję, a kiedy ta nie nadeszła, zamruczała znowu, ponawiając czynność. Kiedy i tym razem nie przyniosło to skutku, podniosła się ostrożnie, skomląc.
Charlie otworzył jedno oko, kontrolując sytuację, ale nie ruszył się spod bariery.
Smoczyca, ostrożnie dotknęła pyskiem brzucha Draco i ryknęła, kiedy ręce wystrzeliły w jej stronę, obejmując jej pysk. Samica potrząsnęła łbem bardziej dla zasady, niż by naprawdę uwolnić się od rąk blondyna.
Weasley uśmiechnął się pod nosem na ten obrazek. W trakcie tych zabaw dzieciak w ogóle nie wyglądał na dziedzica Malfoyów… Raczej jak zwykły nastolatek. Jak Ig.
Splótł ramiona na piersi, przyciskając je do siebie mocno, gdy jego klatkę przeszył ból.
– Wstajemy, Gal – mruknął nagle Draco, obejmując ją mocniej, a Galena majtając ogonem na boki, uniosła się, tym samym podnosząc chłopaka do pionu. – Grzeczna dziewczynka – dodał, puszczając jej pysk, w zamian za to gładząc ją po szyi i przedniej łapie.
Odwrócił się w stronę Weasleya.
– Chcesz się dołączyć? – spytał, posyłając mu zawadiackie spojrzenie.
Mężczyzna pokręcił głową.
– Odpuszczę sobie tym razem.
– Gal, idź go ugryź w ten sztywny tyłek! – zaśmiał się Draco, ale nie spodziewał się, że samica wyszarżuje na Weasleya. – Gal! Żartowałem!
Charlie natychmiast się rozbudził i odskoczył od bariery, by mieć pole do manewru. Tarcza już przed nim wisiała, gdy obserwował zbliżającą się w zastraszającym tempie smoczycę.
– Gal! Stój!
Smoczyca zatrzymała się przed rudzielcem, wydając z siebie zadowolone pomruki. Kłapnęła raz szczękami i podskoczyła, machając ogonem na boki.
– Chciałaś mnie nastraszyć, co? – spytał, dopiero po chwili opuszczając tarczę. – Udało ci się, perfekcyjnie… – odetchnął głęboko, czując kroplę potu spływającą mu po plecach. Po zmęczeniu nie było śladu.
Ryknęła cicho, ewidentnie zadowolona. Spojrzała w stronę podbiegającego do nich Draco i położyła się na trawie, nie przestając mruczeć.
– Gal! Co to miało być? – warknął blondyn, kładąc rękę na jej głowie. Pacnął ją, ale z pewnością nie zadał jej w ten sposób bólu. – Przepraszam, Charlie. Wcale nie planowałem jej na ciebie naszczuć.
Galena otarła się pyskiem o chłopaka, nie widząc nic złego w swoim zachowaniu.
– Postaraj się pamiętać, że to nie jest pies – poprosił cierpko. – I że twoje rozkazy znaczą dla niej więcej niż to, czy kogoś zna. – Podszedł do smoczycy i poklepał ją po szyi. – Szczególnie jak uwielbia temu komuś dokuczać, prawda, Gal?
Zaryczała cicho, kończąc ryk długim pomrukiem.
– Taka z ciebie łobuziara, Gal? – spytał Draco, na co Galena zaczęła jeszcze głośniej mruczeć. – Jeszcze raz przepraszam.
Mężczyzna odwrócił się i poczochrał go lekko po włosach. Draco wywrócił na to oczami, gorzej od efektu zabawy z Gal być nie mogło.
– Nie gniewam się. Po prostu pamiętaj, że ona jest stworzona do zabijania.
– Wcześniej taka nie była.
– Dorasta, to normalne. Ma już rok, jej dzieciństwo powoli dobiega końca. Te wszystkie jej skoki, szarże, nawet to jak podcina ludzi ogonem – na razie to jeszcze zabawa. Jak w pełni obudzą się jej instynkty, to będzie sposób polowania. – Spojrzał na smoczycę, głaszcząc ją po pysku. Uśmiechnął się. – Wie już jak się poruszać, by zastraszyć ofiarę. To jedna z ostatnich umiejętności jakie smok wykształca przed osiągnięciem dojrzałości.
– Będę musiał na to bardziej uważać, kiedy zabiorę ją do Black Garden.
– To nie mieszkacie w Malfoy Manor?
– Matka z Syriuszem zmienili nazwę. – Draco uśmiechnął się lekko.
Mężczyzna spojrzał na niego zaskoczony.
– Zaręczyli się – dodał w ramach wyjaśnienia.
– Jak ci się podoba wizja Syriusza w roli twojego ojczyma?
– Nie wiem. Jestem trochę...
– Zagubiony?
– Cóż tak… Znałem go tylko z opowieści mamy i z tego, że Ig miał fioła na jego punkcie.
– Przypadkiem nie mieszkacie teraz razem?
– Mieszkamy, ale sądziłem, że to wszystko między nimi będzie rozwijać się wolniej.
– Nie znam Syriusza zbyt dobrze, ale o ile wiem, ma opinię bardzo… niecierpliwego człowieka.
– Wiem, ale to nie wszystko, pod koniec sierpnia biorą ślub… no i… mama spodziewa się dziecka.
– … Już rozumiem, skąd zażalenia do ich tempa. – Spojrzał z ukosa na nastolatka. – Przykro ci, że już nie będziesz najmłodszy?
– Czemu wszyscy martwią się, że o to mi chodzi? – burknął zły. – Nie, przykro mi, że to wszystko ma miejsce bez udziału Iga.
Charlie zastygł na moment, po czym spojrzał znów na głaskaną smoczycę.
– Skoro już o nim mowa, nie… chcę dłużej śledzić jego stanu.
Draco patrzył na niego przez chwilę bez wyrazu, po czym uśmiechnął się rozumiejąco.
– Jasne, lepiej jest pójść naprzód.
Mężczyzna ledwo zauważalnie skinął głową.
– Rozumiem to, serio. Czekanie musiało być straszne.
– Nie masz mi tego za złe? – spytał cicho, zbierając się w sobie i odwracając w stronę nastolatka.
– Czemu miałbym mieć? To twoje życie, Charlie. Nie mogę ci kazać, byś na niego czekał Merlin wie ile.
Znów lekkie skinienie.
– Dzięki, Draco.
~*~

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, Narcyza w ciąży no to pięknie, ale żal mi Charliego cierpi, mam nadzieję że Ignis obudzi się już nie długo, a Galena o tak pieszczoch z niej...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń