niedziela, 24 maja 2020

Historia Psa 18


~*~
Pogładził Narcyzę po biodrze i udzie, spoglądając na jej twarz, nim wrócił do rozbierania jej. Z rozkoszą słuchał jej przyspieszonego oddechu, czuł pod palcami i ustami gorąco jej miękkiej skóry, która była tak cudownie jasna i patrzyła na niego…
Chwila.
Podniósł się na łokciu i szybkim ruchem odsłonił resztę brzucha, patrząc z konsternacją na namalowaną na nim buźkę.
– To jest właśnie powód, dla którego ostatnio dziwnie się zachowywałam – powiedziała, kiedy cisza między nimi się przedłużała, a Syriusz tylko wpatrywał się w jej brzuch, jakby to on – dzięki namalowanej buzi – miałby odpowiedzieć mu na wszystkie pytania.
Zobaczyła, jak przygryza wargę, po czym czarne loki zasłoniły jej widok. Palce kuzyna przesunęły się delikatnie po jej brzuchu, z początku śledząc namalowaną buźkę. W końcu przyłożył do niego całą dłoń, spoglądając na nią dziwnie błyszczącymi oczami.
– No już, skarbie – szepnęła łagodnie, wyciągając rękę w jego stronę.
Ujął ją i ucałował jej wierzch, by zaraz pocałować czule samą Narcyzę. Położył się częściowo na niej, chowając twarz w zagłębiu jej szyi.
– Jestem tak... niewiarygodnie... szczęśliwy – wymamrotał gdzieś koło jej ucha, po chwili całując ją w szyję. Pociągnął nosem. Leżeli przez dłuższą chwilę w milczeniu. Narcyza z rozczuloną miną gładziła czarne loki. Obejmujący ją mocno Syriusz dopiero po paru minutach przestał pociągać nosem. Nagle zaśmiał się cicho. – A tak się nabijałem z Jamesa, jak zaczął ryczeć na wieść o ciąży Lily. To takie żałosne...
– To nie jest żałosne… Nawet tak nie myśl. Hej – dodała zaraz. – Spójrz na mnie. Chcę cię zobaczyć…
Z ociąganiem Syriusz podniósł się na łokciach, pokazując jej swoją zaczerwienioną twarz i wciąż zaszklone oczy. Z tej odległości bez problemu mogła dostrzec niewielkie łezki na posklejanych od wilgoci rzęsach.
– Kochanie… – szepnęła rozczulona, kładąc dłonie na jego policzkach i przesunęła kciukami po skórze. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak ja jestem szczęśliwa, widząc cię takiego… – Posłała mu uśmiech. – Prawdę mówiąc, troszkę obawiałam się, że nie przyjmiesz tego dobrze. Tak tylko troszeczkę…
– A jak miałbym zareagować? – spytał zdumiony. – Uciec? Wściec się?
– Nie wiem… – Wzruszyła lekko ramionami, ale nie uciekła wzrokiem na bok. – To irracjonalny strach, wiesz? Po tym jak dowiedziałam się o dziecku, bałam się nawet tego, że zniechęcą cię moje wahania nastroju czy wielki brzuch, który z pewnością będę miała.
– Wahania nastrojów jakoś przeżyję… chyba że rzucisz we mnie jakąś wazą. – Mrugnął do niej. – Lily w Jamesa rzuciła. Dwa razy. Na szczęście za daleko stał.
– Szybciej będzie rzucić klątwą – odparła, powstrzymując się od parsknięcia śmiechem.
– Właśnie zagwarantowałaś sobie konfiskatę różdżki na najbliższe dziewięć miesięcy, kochanie. – Pacnął ją palcem w nos.
– Bo uda ci się mi ją zabrać. Zresztą ciężarnych się nie denerwuje, wiesz? Chyba że chcesz, żebym potem opowiadała naszemu maleństwu, jaki byłeś dla mnie niedobry – pogroziła mu, rozbawiona.
– Jeszcze go nie urodziła, a już planuje przeciw ojcu nastawiać… O nie, tak łatwo ja się nie dam.
//*//
Kilka dni później zorganizowali duży obiad, przyjęcie niemalże, na którym łącznie miało być czternaście osób. Mieli trochę ważnych ogłoszeń, więc postanowili zebrać wszystkie najważniejsze osoby w jednym miejscu i poinformować ich o tym jednocześnie, by nikt nie mógł im zarzucić, że go pominęli. Oczywiście to Narcyza nalegała na taką formę, Syriuszowi wystarczało, że dowiedzieliby najpierw chłopcy i Remus, a reszta mogła się drogą pantoflową dowiedzieć. Narcyza stanowczo mu to wyperswadowała.
Draco i Harry’emu powiedzieli, że chcą oficjalnie ogłosić swoje zaręczyny. Cóż nie kłamali.
Jako pierwsi pojawili się Lupin i Tonks wraz z jej matką Andromedą.
– Andromeda, wieki cię nie widziałem! – Syriusz podszedł z uśmiechem do kuzynki, by ją uściskać. – Gdyby nie to, że córka o tobie któregoś razu wspomniała, oddałbym różdżkę, że nie żyjesz.
– Hahaha, uwierz, że byłbyś pierwszą osobą zaproszoną na mój pogrzeb. Nawet za zasłoną byś go dostał.
– No ja mam nadzieję, takiej zabawy to bym nie przegapił. – Przeniósł spojrzenie na jej córkę i przyjaciela, ich także krótko przytulił na przywitanie.
– Jak sądzę, zrealizowałeś w końcu ten swój wielki plan? – Remus zagadnął cicho przyjaciela i ścisnął go przyjaźnie za ramię, widząc jak się uśmiechnął.
Narcyza w tym czasie podeszła do siostry.
– Ando… – Szatynka spojrzała na nią z uśmiechem. – Nie wiem, co…
– Nic nie mów, siostrzyczko. Nie mam do ciebie żalu.
– Mimo wszystko…
– Narcyzko, proszę.
– Niby o co miałaby mieć do ciebie żal, co? – Syriusz wtrącił się w rozmowę. Nie miał zamiaru pozwolić swojej narzeczonej martwić się jakimiś głupotami. – Nie smęćcie mi tu.
– Nawet nie chciałam – obruszyła się Andromeda. – Cały czas chciałam jej pokazać, że ma zluzować.
– Przecież wiem, ale Cyzia, lubi się przejmować wszystkim na zapas, a dzisiaj nie ma na to miejsca. – Mrugnął do narzeczonej.
– No właśnie! Chodźmy, Narcyzko. Bardzo bym chciała poznać na osobności jak się wzięliście i spiknęliście
– Andromedo, potem ci ją oddam, obiecuję, ale czekamy jeszcze na kilka osób, nie możesz jej porwać.
– Ale goście… – próbowała zaoponować słabo kobieta.
– Syriusz jest dużym chłopcem i umie powiedzieć gościom dzień dobry.
– Mamo, przypomnę ci, że jeszcze my chcielibyśmy się przywitać z ciocią. Nagadałaś się już, teraz nasza kolej. – Nimfadora chwyciła Remusa za łokieć i pociągnęła go za sobą, stając przed Narcyzą. Ramieniem bardzo sugestywnie odsunęła matkę na bok. – No nareszcie!
– Ja naprawdę nie wiem po kim ona to ma – rzuciła do Syriusza. – Jak dla mnie to wina ojca.
– Jeśli tak, to w takim razie po tobie musiała odziedziczyć dwie lewe nogi?
– Czuję się oburzona. – Syriusz zaśmiał się pod nosem. – Daję wam dwie minuty, a w tym czasie przywitam mojego uroczego siostrzeńca. Draconie!
– Ach, dlatego właśnie nie lubię z nią nigdzie chodzić. Zawsze robi wokół siebie pełno zamieszania – burknęła Tonks, a Narcyza i Remus wymieni znaczące spojrzenia. – Okej, to teraz oficjalnie! Cześć, ciociu.
– Cześć…
– Doro – podpowiedział jej Remus.
– Pamiętałam, że nie lubisz swojego imienia, ale głupio byłoby mówić mi do ciebie po nazwisku – wyznała szczerze.
Tonks machnęła ręką.
– Po tylu latach traktuję je jak pierwsze imię, nic by się nie stało.
– Jednak nie jest twoim imieniem, kochana.
– Nie wspominajmy o tym, ciociu. Oho… matka dorwała się do Harry’ego, idę ją ujarzmić! – rzuciła i ruszyła szybkim krokiem ku rodzicielce.
– Ja się cieszę, że udało mi się “Dorę” przeforsować. Też czułbym się dziwnie, zwracając się do niej po imieniu… – Wrócił spojrzeniem od swojej dziewczyny do rozmówczyni i spojrzał jej w oczy. – Trochę już późno na “dzień dobry”, więc zamiast tego powiem “gratulacje”. Podwójne, jak sądzę. – Uśmiechnął się ciepło do kobiety.
– Nieee… – usłyszeli z boku niedowierzające sapnięcie – Zgrywasz się, Remusie.
– Czemu sądzisz, że się zgrywam? – Spojrzał zdziwiony na przyjaciela.
– Bo to niemożliwe, żebyś miał aż tak czuły węch! – syknął Syriusz. – To absurdalne.
Lupin wzruszył ramionami.
– Niedowiarek.
– Wyczułeś to? – Narcyza posłała Lupinowi zaskoczone spojrzenie. – Jestem pełna podziwu.
Wilkołak zaśmiał się cicho.
– Nie ma czego podziwiać. W każdym razie naprawdę cieszę się waszym szczęściem.
– Dziękujemy, później tylko proszę o udanie zdziwienia, bo jak Draco zauważy, że ktoś wiedział wcześniej, będzie strasznie obrażony.
Kolejni pojawili się Severus wraz z Veronique.
– Ciociu Narcyzo, dzień dobry – przywitała się z kobietą rudowłosa. – Pięknie wyglądasz.
Podczas gdy kobiety się witały, Syriusz z Severusem jedynie spiorunowali się spojrzeniami, postanawiając ignorować nawzajem swoją obecność. Żaden z nich nie chciał zrobić przykrości… czy raczej zdenerwować dzisiaj Narcyzy.
Na szczęście zaraz pojawili się państwo Weasley, dlatego Syriusz poświęcił całą uwagę im. Dopiero gdy Severus odszedł w głąb pomieszczenia pozwolił Molly i Arturowi przywitać się z panią domu.
– Promiennie wyglądasz, kochanieńka – szepnęła jej do ucha Molly, gdy ją nakłoniła do uścisku na przywitanie. Nikt nie odmawiał Molly Weasley uścisku na przywitanie.
– Dziękuję, Molly. Ty również wyglądasz przepięknie.
Kobieta pokręciła lekko głową i spojrzała na nią, znacząco, z lekkim uśmiechem, jakby znała jakąś tajemnicę.
– Wystarczy na ciebie spojrzeć, by wiedzieć, że wpadłaś po uszy. O tym właśnie mówię.
Narcyza zaśmiała się z lekkością.
– Masz rację, ale nie mam zamiaru się z tego wyplątywać.
– A tylko byś spróbowała! – “pogroził” jej Syriusz.
– Nie podsłuchuj babskich rozmów.
– Stoję obok, miałem uszy zatkać?
– Zostawmy je, Syriuszu. –Artur położył mu dłoń na plecach i poprowadził gdzieś w bok. – Powiedz mi lepiej…
– Na Artura zawsze można liczyć. – Molly uśmiechnęła się i wciągnęła w krótką rozmowę, którą parę minut później przerwało pojawienie się ostatnich gości.
//*//
Erydan wszedł ze swoją żoną, trzymając w rękach maluszka. Kiwnął głową w stronę Narcyzy, którą dojrzał jako pierwszą z gospodarzy. Na ich widok, Syriusz w kilku szybkich krokach wrócił do boku narzeczonej.
– Erydanie. Miło cię widzieć – powiedziała blondynka, podchodząc do szwagra.
– Ciebie również, Narcyzo. Syriuszu. – Blondyn posłał im lekki uśmiech.
– Miło w końcu poznać cię osobiście, Erydanie. Piękność stojąca u twojego boku, to jak się domyślam twoja żona?
– Tak, poznajcie proszę Kate. Jesteśmy małżeństwem od półtorej roku. A ten cichutki to nasz synek, Caellum.
Przez chwilę porozmawiali, wymienili się uściskami dłoni z Kate, a Erydan za namową żony, podał synka rozczulonej Narcyzie. Blondynka przyjęła maluszka, rzucając ukochanemu szczęśliwy uśmiech.
– Ile już ma?
– Pojutrze będzie miał dziewięć tygodni.
– Szybko rośnie, co?
– Szybko to on przybiera na wadze – zaśmiała się Kate.
– To normalne i zdrowe. Macie pięknego synka – dodała, przekazując dziecko matce.
//*//
Gdy wszyscy zasiedli w tej ogromnej jadalni, Harry przekonał, że wcale nie była za duża. Gdy rozmawiało w niej czternaście osób, czyli wciąż mogło się ich tu zebrać jeszcze kilka, dzięki dużej przestrzeni, mieszające się głosy nie były aż tak przytłaczające.
Wszystko szło gładko, każdy znalazł dla siebie rozmówców, nawet malutki Caelum nie płakał, atmosfera była naprawdę przyjemna.
Gdy wszyscy zjedli obiad i brudne naczynia zniknęły, powoli zastępowane talerzykami deserowymi, a dania obiadowe ciastami, ciastkami i owocami, gospodarze spojrzeli na siebie, po czym Syriusz stuknął dwukrotnie widelcem w swój kielich i wstał. Uwaga gości skupiła się na nich.
– Wiem czekaliście na to cały ten czas, dla zanim przejdziemy do deseru, chciałbym ogłosić po co właściwie was tu zebraliśmy. Tak oficjalnie, bo wiem że i tak się już domyśliliście. Zaręczyliśmy się z Narcyzą i, ku waszemu zdziwieniu, bo jak moglibyście się tego domyślić – zażartował – zamierzamy się pobrać. W sierpniu.
– Tak szybko? – rzucił zaskoczony Draco, po tym jak rozległa się fala gratulacji wśród reszty gości.
– Szybko? Ja bym najchętniej zrobił ślub jutro, ale żebyśmy wszyscy mogli się przygotować, a krawcy zdążyli uszyć wymarzone suknie – spojrzał tu z uśmiechem na narzeczoną – daliśmy sobie i wam wszystkim miesiąc. Zarówno ceremonia jak i wesele odbędą się tutaj. Spodziewamy się sporej ilości gości, ktokolwiek będzie chciał zostać tu na noc i nie ryzykować Fiuukania czy teleportacji po pijaku, to prosimy tylko o wcześniejszą informację… Resztę szczegółów prześlemy wam listownie, nie będę już na to marnował teraz czasu, bo to nie koniec ogłoszeń. – Próbował, naprawdę próbował nie szczerzyć się aż tak mocno, ale no… nie mógł na to nic poradzić. Był cholernie szczęśliwy. – Chcesz czynić honory? – spytał Narcyzę tylko po to, by przedłużyć oczekiwanie. Andromeda i Remus prychnęli cicho, rozgryzając go.
– Zostawię to tobie, zbyt bardzo chcesz sam to powiedzieć.
– Ach, jak ty mnie dobrze znasz – stwierdził wesoło, coraz lepiej bawiąc się na widok wyczekujących spojrzeń. – No dobrze, skoro tak nalegacie…
– Syriuszu, gadaj wreszcie! – pospieszyła go Tonks.
– Spodziewamy się dziecka.
Syriusz nie mógł sobie odpuścić sprawdzenia reakcji Smarkerusa. Gdy inni sypali gratulacjami, on zacisnął wargi z miną, jakby usłyszał niesmaczny żart.
– Który tydzień? – zapytała Andromeda
– Dziewiąty się zaczął. – Narcyza posłała siostrze delikatny uśmiech. Andromeda wstała i podeszła do siostry, by ją uściskać. Zaraz za nią zrobiła to Molly i Kate.
– Chwila, ciąża? – szepnął zdruzgotany chłopak. Zerknął na swojego chłopaka. – To znaczy, że będę miał rodzeństwo? Młodsze?
– No tak by chyba wychodziło – stwierdził Harry na granicy szczęścia i konsternacji. – Nie cieszysz się?
– Nie wiem… zamurowało mnie, chyba.
Harry szturchnął go i kiwnął głowę w stronę jego mamy i Syriusza.
– Jeśli masz wątpliwości – szepnął – to popatrz na nich. Są szczęśliwi. Bardzo.
– Ustaliliście już, kogo wybierzecie na rodzica chrzestnego? – zapytał Artur, gdy kobiety wracały na swoje miejsca.
Narcyza zerknęła na Syriusza, uśmiechając się lekko.
– Jeżeli Harry zrobiłby nam tą przyjemność, to chcieliśmy poprosić jego.
Nastolatek spojrzał na nich, jakby jeszcze nie dotarł do niego sens jej słów.
– Ja?
– Nie, ja – sarknął Syriusz, patrząc na niego z rozbawieniem. – No, nie trzymaj nas w niepewności, to moja rola. Zgadzasz się czy nie? Jakbyś miał wątpliwości, to nie masz wcale wyboru, to podpucha. Jak się nie zgodzisz, to się obrażę.
– Oczywiście, że się zgadzam! – sapnął. – Skąd pomysł, że bym się nie zgodził?
– Znikąd, wiedzieliśmy, że się zgodzisz.
– Skoro ślub macie w sierpniu, to co z miesiącem miodowym?
– Jak to co? W czym widzisz problem, Erydanie? – spytała Andromeda.
– No tak, dyrektor pewnie cię powiadomił – stwierdził Syriusz. – W takim razie ogłoszeń ciąg dalszy. Od tego roku obejmuję posadę nauczyciela transmutacji. I opiekuna Gryfonów. Dlatego nasz miesiąc miodowy… zaczyna się jutro.
Słowa Syriusza wywołały niemałe zamieszanie wśród dorosłych.
– Ty nauczycielem? – zdumiała się Tonks
– Coś przewiduję pogrom uczniów! – parsknęła Andromeda. – Czarny pogrom Gryfonów! Albo Ślizgonów, zależy w którą stronę to pójdzie.
– Skoro przeżyli tyle lat ze Smark… – odkaszlnął, czując piętę Narcyzy na swojej stopie. – Snapem, to nic ich już nie ruszy.
Severus jedynie łypnął na Syriusza złowrogo.
– Z twoją sławą, z dziecinną łatwością odbierzesz mi tytuł pogromcy uczniów. A ja wyjątkowo nie będę zabierał ci tego nowego tytułu.
– Zbrzydło ci bycie znienawidzonym… przez uczniów? – dodał po krótkiej pauzie. – Jeśli moje zostanie najgroźniejszym nauczycielem poskutkuje tym, że porzucisz swój zgorzkniało-nietoperzowy styl na rzecz bardziej… Albusowego, to wchodzę w to. Kabaret na żywo każdego dnia.
Severus skrzywił się jak po wypiciu czegoś naprawdę paskudnego. Na to parę osób parsknęło śmiechem, rozluźniając atmosferę.
//*//
Niestety, w miarę rozwoju spotkania zarówno Syriuszowi jak Severusowi coraz ciężej było panować nad swoimi emocjami. Do końca deseru rzucali sobie jedynie pojedyncze uszczypliwe uwagi lub złowrogie spojrzenia. Jednak dobre trzy godziny przebywania w jednym pomieszczeniu było ponad ich możliwości.
Narcyza akurat rozmawiała z Severusem, który zapewnił, że tak jak przy ciąży z bliźniakami tak i teraz może liczyć na jego pomoc – ale tylko w sprawach eliksirów. Kobieta uśmiechnęła się lekko, ściskając dłoń mężczyzny i dziękując.
Potem przeprosiła go i dołączyła do syna rozmawiającego z Erydanem, który trzymał synka w ramionach.
//*//
Remus odwrócił głowę. Mniej więcej na środku salonu Severus i Syriusz stali sami, sycząc do siebie kolejne groźby. Jeszcze nie byli mocno słyszalni, ale powoli głos każdego z nich nabierał na sile.
– Miałeś rację, Arturze. Nie wytrzymają do końca. Zaraz zacznie się burza.
Molly podążyła za wzrokiem wilkołaka. Od razu dostrzegła, co było grane i jak rozjuszona smoczyca podeszła do mężczyzn. Była od nich sporo niższa, ale zadzieranie głowy, by spiorunować ich wzrokiem, wcale jej nie zniechęciło.
– Zabrakło gromiącej was wzrokiem mamusi i już skaczecie sobie do gardeł – rzuciła na tyle cicho, by rozmawiająca kilkanaście kroków dalej z synem i Erydanem Narcyza ich nie usłyszała. – Nie wstyd wam? A może obłuda już tak wam weszła w krew, że nawet go nie czujecie? Wiecie, że Narcyzie byłoby przykro, gdybyście popsuli to spotkanie swoimi walkami, więc przy niej się pilnujecie, podziwiałam to, naprawdę. Jeszcze chwilę temu. Ale teraz… Jesteście zwyczajnie żałośni”.
Severus nie odpowiedział. Po prostu odwrócił się na pięcie i odszedł do nich, przystając przy swojej córce, która akurat z zapałem opowiadała o czymś Andromedzie. Syriusz odszedł w przeciwnym kierunku, podchodząc do Artura, Tonks i Remusa obserwujących ich spod okna.
//*//
Draco usiadł obok matki na kanapie z kieliszkiem czerwonego wina. Już po obiedzie wspólnie z gośćmi zaczął popijać alkohol i najwidoczniej jeszcze nie było mu dosyć. Chociaż lekko zaczerwienione policzki zdradzały jego stan upojenia. Harry zatrzymał się na dwóch kieliszkach, do których w sumie nakłonili go – z początku Draco, a potem Vera, która uparła się, że musi się z nim napić. Syriusz podobnie jak Draco miał zdecydowanie więcej kieliszków na koncie, jedyną całkowicie trzeźwą była Narcyza, która z oczywistej przyczyny nie mogła się cieszyć swoim ulubionym winem.
– Tak mnie zastanawia – zaczął Harry, chwilę po tym jak wepchnął sobie kilka winogron do ust. – Można zmieniać nazwę magicznych posiadłości?
– Jest to bardzo rzadko spotykane, ale nie niemożliwe – odezwała się Narcyza, również sięgając po winogrono. – Czemu pytasz?
– No bo niedługo już nie będziesz panią Malfoy, tylko panią Black. A to miejsce należy do ciebie, Narcyzo, prawda?
– To miejsce należy do nas wszystkich.
– I zaraz będzie tu mieszkać trójka Blacków. W Malfoy Manor. To głupie.
– Trójka? Jak to? – wybełkotał cicho Draco, opierając się o Pottera.
– Już zdążyłeś zapomnieć, że zostaniesz starszym bratem?
– Och… Fakt… Dlatego piję ciągle toasty.
– Idiota… Oddaj mi to, nie będę cię potem nieść do pokoju.
– Nie! Piję toasty również w imieniu Iga!
Harry zabrał rękę, którą jeszcze przed chwilą trzymał na kieliszku chłopaka, kładąc ją teraz na jego kolanie.
– …dobra, zaniosę cię. – Spojrzał na niego łagodnie. – No i będzie was tu trójka. My z Draco też tu mieszkamy, ale prędzej czy później się pewnie wyprowadzimy. I co będziecie Blackami z Malfoy Manor?
– Lepiej chyba być Blackami z Black-coś-tam? – spytał Draco, biorąc porządnego łyka.
– Przynajmniej nie brzmiałoby to, jakby tu kątem mieszkali.
– U mnie?
Harry przystawił usta do jego ucha.
– Liczę, że niedługo po szkole kupimy własne mieszkanie – szepnął. Myślał o tym już od jakiegoś czasu, ale dopiero teraz zdecydował się to powiedzieć. Podpity Draco wydawał się mniej kłótliwy i marudzący. – Tylko nasze.
– Osobiście popieram ten pomysł. Niedobrze mi się robi, jak fiukając do domu muszę wymawiać nazwisko tej szumowiny Malfoya.
– Ej! To… moje... nazwisko… – wyburczał.
– Tak i Erydana, może dzięki wam kiedyś przestanie mi się kojarzyć ze sklątkami. Macie predyspozycje do zostania pierwszymi Malfoyami, którymi nie gardzę.
– Dzięki. – Podał pusty kieliszek matce i wyciągnął ręce w stronę Harry’ego. – Chodźmy na spacer do ogrodu.
– I co, mam cię nieść całą drogę? – spytał, odwracając się do niego plecami. – Wiesz, że robi się ciemno?
– To będziemy chodzić… – uwiesił się na plecach chłopaka – po ciemnym ogrodzie. Prawie czarnym.
Harry prychnął rozbawiony i przytrzymał go za ramiona, podnosząc się z kanapy. Po chwili manewrowania, stał z Draco na barana. Syriusz obserwował ich z zamyśloną miną.
– Cyziu, co najbardziej lubisz w tym domu?
– Ogród, oczywiście. Draco i Ig również go uwielbiają. Przeze mnie – zaśmiała się z lekkością.
– Mi też się podoba. – Harry również skinął głową, póki co zawieszając swój plan wyjścia z salonu. Zignorował burknięcie Draco: “Harry, chcę spacerować po ogrodzie!”.
– Mam dla ciebie rebus, Cyziu. Co wyjdzie z połączenia naszego nazwiska i ogrodu?
Kobieta spojrzała na niego błyszczącymi od łez oczami. Uśmiechała się do tego szeroko.
– Black Garden? Naprawdę?
– Myślałem bardziej o Czarnym Ogródku… – droczył się, podchodząc do niej. – Black Garden brzmi odpowiednio, prawda? – Usiadł obok. – Nie wydumanie, dość przytulnie, ale nie jest to jakaś, no nie wiem… Puszysta Podusia.
– Jest idealna. Mi się bardzo podoba.
– A wam, chłopcy? Draco ma swoje Black-coś-tam, a Harry nazwę odpowiednią do nazwy rodu, chyba nie będziecie narzekać, co?
– Właśnie o coś takiego mi chodziło. – Harry uśmiechnął się. – Żebyście… żebyśmy wszyscy czuli się tutaj jak u siebie – spojrzał na chrzestnego – i może żeby trochę zatrzeć wspomnienia o tym, co się tutaj działo… – Porzucił lekko siedzącego na jego plecach blondyna, chwytając go pewniej. – Draco! Trzymaj się mnie mocniej, bo zaraz zlecisz, a potem będzie, że to moja wina, że cię tyłek boli…
– Idźcie już, może trochę wytrzeźwieje na świeżym powietrzu.
– Spacer po Black Gaaarden~! – krzyknął pijackim tonem blondyn wyrzucając rękę do góry.
Harry skrzywił się na ten atak na jego ucho. Rzucił krótki uśmiech na pożegnanie dorosłym i wyszedł z Draco z salonu.
~*~

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, ach ta reakcja Syriusza na wieść o dziecku ach... a draco chyba powinien mieć zakaz picia alkoholu, o tak Black- coś tam...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń