Ten rozdział też powinien być według chronologii po 100 UW (a więc i po 12 HP)
~*~
Myśląc bardziej na trzeźwo, nie
mógł jednak wymazać z jej głowy istnienia wszystkich mężczyzn poza nim. Po
pierwsze, byłoby to wysoce problematyczne, po drugie tak duża ingerencja w jej
pamięć mogła się skończyć zniszczeniem umysłu. Co więcej, tak po zastanowieniu,
raczej nie zdobyłby się na rzucenie na nią takiego zaklęcia. Czułby się podle.
Mógł zatem jedynie okazywać jej
swoją miłość i liczyć, że to wystarczy. Chyba zawsze tak to wygląda, ale w
duchu lubił myśleć, że jego miłość jest wyjątkowa, że kocha ją mocniej, niż
potrafiłby to ktokolwiek inny. Nawet podobała mu się myśl, że jest więźniem tej
miłości. Póki to Narcyza miała klucz, wszystko było w porządku, to była jedyna
forma ograniczenia wolności, jaką mógł zaakceptować.
Przez całe te rozważania
obserwował, jak jego ukochana rozczesuje włosy przed snem. Sam tym razem
rozłożył się na łóżku. Było zbyt duże ryzyko, że czesząc ją, odpłynąłby myślami
i zrobił minę, z której musiałby się tłumaczyć, więc postawił na bezpieczną
odległość.
Kiedy skończyła, wciąż leżąc z
głową wspartą na łokciu, bez słowa wyciągnął w jej kierunku rękę. Uśmiechnęła
się, podchodząc do mężczyzny i przyjmując jego dłoń. Sapnęła, kiedy ten nagle
szarpnął ręką, przez co straciła równowagę i opadła na mężczyznę.
– Urwisie!
Wciąż milcząc, pogładził jej plecy,
na koniec owijając ramię w jej talii i obrócił ich tak, że teraz to on był na
górze. Nie czekając nawet chwili, sięgnął jej ust i pocałował niespiesznie.
Uśmiechnęła się, obejmując szyję
mężczyzny i wczesując palce w jego włosy. Jednocześnie odpowiedziała na
pocałunek, po czym pogłębiła go.
Syriusz przesunął się, by jego noga
znalazła się między jej, przez co teraz dosłownie na niej leżał. Cienkie
materiały ich piżam pozwalały mu poczuć miękkość jej ciała, jej ciepło. Gdy dodać
do tego jej dłoń na jego głowie i ocierające się o siebie języki… Ach,
rozkoszny dreszcz przeszył jego ciało.
Położył dłoń na jej udzie, gładząc
je przez śliski materiał. Sunął niespiesznie w górę i dół po jego zewnętrznej
stronie, oswajając Narcyzę ze swoim dotykiem. Po ostatniej zbyt nachalnej
próbie, nie zamierzał aż tak się spieszyć.
– Syriuszu – wyszeptała, na zmianę
zaciskając i rozluźniając palce na włosach mężczyzny.
– Spokojnie, chcę cię tylko trochę
dotknąć. Ciężko mi utrzymać ręce przy sobie – przyznał bez skrępowania.
– Nie chciałam cię zatrzymywać –
wyznała cichszym tonem, całując policzek i szczękę mężczyzny.
Uśmiechnął się krótko i znów
złączył ich usta. Mając jej przyzwolenie, gładził zdecydowanymi ruchami całe
jej ciało, gdziekolwiek mógł w tej chwili dosięgnąć. Czasem jego palce zsuwały
się na wewnętrzną stronę jej uda i podjeżdżały nieco wyżej, aż do miejsca gdzie
stykało się z jego własnym, po czym wracały na zewnątrz, przebiegały po
biodrze…
Ujmował jej bok dłonią i sunął
jeszcze wyżej do żeber, przeskakiwał na ramię, gładził je przez moment, by
zaraz zjechać przez obojczyk na dekolt i pierś. Ugniatał ją powolnym ruchem
przez krótką chwilę i znów uciekał na dół, prawie do kolana, by nagle wzmocnić
nacisk i samymi palcami przeciągnąć aż do biodra.
Mruknęła z aprobatą, wijąc się pod
nim. Czuła gorąco rozlewające się po ciele, które powoli zaczęło się kumulować
w podbrzuszu. Dawno już nie czuła takiego podniecenia.
Pieścił ją w podobny sposób przez
parę minut, a gdy po raz kolejny jego dłoń znalazła się w okolicy kolana,
chwycił materiał jej koszuli nocnej i podciągnął go, obnażając jej udo. Narcyza
odetchnęła cicho. Pieszcząc ustami jej szyję i ucho, drażnił nagą, rozgrzaną
skórę, by po kilku ruchach wrócić do pieszczenia górnej połowy jej ciała. Tym
razem trochę dłużej zatrzymał się na jej piersi. Masował ją, drażnił kciukiem
stwardniały sutek, czasem delikatnie go podszczypywał. Im dłużej to robił, tym
bardziej sam się nakręcał i w pewnym momencie przesunął się w dół i naciągając
dekolt koszuli odsłonił jej pierś. Przełknął ślinę, wpatrując się w nią spod
wpół przymkniętych powiek.
Wciągnęła głośniej powietrze,
patrząc na mężczyznę szeroko otwartymi oczami. Jej oddech przyśpieszył, przez
co jej piersi zaczęły szybciej unosić się i upadać. Przesunęła językiem po
dolnej wardze i przygryzła ją, uświadamiając sobie, że coraz bardziej czuje do
Syriusza pożądanie. Aż jej się w głowie zakręciło od samej myśli. Pragnęła go….
chciała pozwolić mu na więcej.
Krzyknęła, kiedy objął wargami
stwardniały sutek. Syriusz w odpowiedzi na to ścisnął drugi palcami i
niespiesznie trącał ten pierwszy językiem, czasem zataczając dookoła kółeczka,
czasem na niego naciskając lub ssąc, tak jak teraz...
– Uuch...urwissie! – jęknęła
przeciągle, wiercąc się pod mężczyzną. To było zbyt wiele.
Wypuścił go spomiędzy warg i teraz
pieścił nimi jej piersi w miejscach, gdzie nie zasłaniał ich materiał piżamy.
Gdy spojrzała w dół, dostrzegła, że uśmiecha się przy tym w najlepsze.
– Możemy się jej z ciebie pozbyć? –
Jego głos była jakby trochę niższy niż zazwyczaj. A może tylko jej się
wydawało? – Chciałbym mieć większą swobodę w całowaniu twojego ciała.
Otworzyła usta, chcąc dać mu
odpowiedź, ale nie wydała z siebie żadnego dźwięku oprócz ciężkiego oddechu.
Zamknęła wargi, zwilżając je i przełykając ślinę. Syriusz spojrzał na jej twarz
po raz pierwszy od dłuższego czasu i jakby się zawiesił. Wpatrywał się w nią
intensywnie, napawając się widokiem rumieńca na jej policzkach i pożądaniem w
jej oczach.
– Zabrzmi to banalnie, ale jesteś
naprawdę piękna.
Odetchnęła przez nos, zduszając w
sobie niedowierzający śmiech. Syriusz był jednak zbyt przejęty całą sytuacją,
by wychwycić, że lekki uśmiech na jej ustach nie był wyrazem zadowolenia z
komplementu. Zresztą chwilę po tych słowach klęknął i chwycił za skraj jej
koszuli nocnej podciągając ją sugestywnie odrobinę. Teraz dokładnie widziała,
że on też miał przyspieszony oddech. Wcześniej tak była skupiona na swoich
odczuciach i reakcjach, że nawet nie słyszała, że niemal dyszał jej koło ucha.
– To jak? Dasz mi ją z siebie
ściągnąć?
– Zaraz wyjdzie na to, że tylko ja
będę rozbie… – sapnęła z niedowierzaniem, kiedy mężczyzna ściągnął przez głowę
koszulę od piżamy. Przesunęła spojrzeniem po jego pokrytej tatuażami klatce
piersiowej. Przez chwilę zapomniała jak się oddycha. Nie miała pojęcia, że miał
jakikolwiek tatuaż.
– Teraz lepiej?
– Syriuszu… te tatuaże… – szepnęła,
dotykając pierwszy, znajdujący się dokładnie na mostku mężczyzny. – Kiedy?
– Zacząłem jakoś w okolicach szóstej
klasy.
– Nie miałam pojęcia. – Opuszkami
pogładziła jego pierś.
– Nic dziwnego, od tego czasu nie
mieliśmy za wiele okazji do rozmów ani tym bardziej żebyś mnie oglądała bez
koszuli. Wyglądają groźnie, ale to w większości talizmany szczęścia, tak
najłatwiej je podsumować.
– Dla kogoś będą wyglądać groźnie…
Ale dla mnie są częścią ciebie, którą poznaję na bieżąco – szepnęła, zerkając
na niego z uczuciem. – To tylko pokazuje, że coraz bardziej mi na tobie zależy.
Kocham cię, urwisie.
Spojrzał na nią ciepło i nachylił
się, kradnąc jej pocałunek. W tym samym czasie, zaczepił kciukami o jej koszulę
i podciągnął, na ile mógł.
– Unieś biodra.
Wzięła głębszy oddech, posłusznie
unosząc biodra. Jęknęła bezwiednie, kiedy podwinął jej koszulę nocną aż pod
pachy, trącając przy tym materiałem nadzwyczaj czułe sutki.
I w tym momencie uświadomiła sobie,
że przecież oprócz koszuli nocnej nie miała na sobie niczego. A Syriusz miał
teraz idealny widok na jej kobiecość, którego nie omieszkał wykorzystać. Czując
rosnące w niej zażenowanie, uniosła się na łokciach, zasłaniając się.
– Ej, oszukujesz – mruknął i
pociągnął za zrolowany materiał, zmuszając ją tym by uniosła ramiona. Przez
moment znów leżała na plecach, z rękoma zarzuconymi za głowę, a serce Syriusza
na ten widok zaczęło tłuc się w piersi jeszcze mocniej niż dotychczas.
Odrzucił materiał na bok i pochylił
się, z zapałem pieszcząc jej brzuch. Gdy dotarł z pocałunkami do pępka,
wyciągnął język i przesunął nim aż do jej piersi.
Krzyknęła cicho, wciągając brzuch
maksymalnie, a Syriusz spojrzał na nią spłoszony.
– Wybacz, nie podobało ci się?
– Nie przepraszaj – wysapała, a
zrozumienie spłynęło na mężczyznę. Wyszczerzył się, a na ten widok przyjemny
dreszcz przebiegł po jej kręgosłupie. Czy on zamierzał…?
Nie pomyliła się. W następnej chwili
Syriusz smakował coraz to nowe fragmenty jej ciała, a jego język zostawiał za
sobą wilgotne ścieżki, które paradoksalnie wydawały się gorące, choć powinni
być chyba na odwrót…? Choć w tym momencie przestawała być pewna czegokolwiek,
tak naprawdę nawet jej to nie obchodziło, chciała tylko czuć jeszcze więcej
Syriusza na sobie.
Poruszyła się niespokojnie i
zaskomlała, czując jego gorący oddech na pachwinie. Momentalnie otrzeźwiała,
gdy położył dłonie na jej udach i naparł, rozsuwając je przed sobą. Nie zdążył
się na nią napatrzeć, bo zasłoniła mu widok dłońmi… Ale nie można jej było
winić, jego spojrzenie było tak natarczywe, tak płonące…
– Nie patrz tak – wyszeptała na
wydechu, patrząc na niego z rumieńcem.
– Jak? – Z ociąganiem przeniósł to
spojrzenie na jej twarz.
– Tak… jak patrzysz teraz na mnie…
za intensywnie – wyznała, przymykając na chwilę oczy.
– Nie wymagaj niemożliwego. Mam na
ciebie tak wielką ochotę, że aż kręci mi się od tego w głowie… Mogę cię zjeść?
– Co…?
Oblizał wargi i pochylił się, przesuwając
językiem po jej palcach, skoro nie mógł dostać się do tego, czego pragnął.
– Sy-syriuszu! – kwiknęła,
napinając mięśnie.
– Błagam, pozwól mi – wychrypiał,
znów wbijając to wygłodniałe spojrzenie w jej krocze.
– Nie mogę – wyszeptała, czując jak
drżą jej ręce.
– Czemu?
– Nie mogę ich przesunąć… Jestem
zbyt zdenerwowana, by nimi...
Chwycił ją delikatnie za nadgarstki
i po krótkim siłowaniu, odciągnął je. Jego zazwyczaj suche dłonie, były teraz wilgotne,
zarejestrowała mimochodem.
– Myślę, że rozwiązałem twój
problem – wymruczał i przesunął się jeszcze niżej, kładąc się między jej nogami. Jego twarz była tak blisko jej
kobiecości…!
Jęknęła, obserwując, jak głowa
mężczyzny obniża się… a chwilę później poczuła ciepły oddech i pocałunek na
jednej z warg sromowych. Zadrżała, choć to drobne muśnięcie było przecież ledwo
wyczuwalne. Syriusz krążył tak ustami na zewnątrz jej kobiecości, torturując
się i jednocześnie napawając tym momentem, gdy jest tak blisko, ale jeszcze się
wstrzymuje. Miał wargi mokre od jej soków, a jej zapach odurzał go…
Och, na Godryka, nie wytrzyma ani
sekundy więcej…!
Przesunął zdecydowanym ruchem od
jej wejścia aż po łechtaczkę, a Narcyza aż otworzyła szeroko oczy, krzycząc.
Przez kolejne minuty przestała kompletnie kontaktować, co dzieje się dookoła
niej. Wiedziała tylko, że usta Syriusza są między jej nogami i że jest jej tak
dobrze, że lepiej by nie ważył się przestać, bo go przeklnie.
Mężczyzna pieprzył ją ustami, nawet
wsunął w nią dwa palce, co – chyba kompletnie nieświadomie – Narcyza sama
kazała mu zrobić.
Dyszała, mamrocząc tylko jak jej
dobrze, jak go czuje i że pozbawi go jąder, jeśli odważy się przerwać to, co
robił.
Z początku chciał skupić się tylko
na dawaniu jej przyjemności, ale jego członek tak boleśnie domagał się uwagi,
że ułożył się na boku i wolną ręką zaspokajał sam siebie. Uwaga podzielona
między zaspokajanie jej i siebie, nie starczyła już na kontrolę własnego głosu,
więc trzepiąc sobie, raz po raz jęczał prosto w jej cipkę.
Narcyza zaciskała się na jego
palcach, wijąc się na pościeli. Dyszała, chwytając prześcieradło pod jej
palcami. Było jej tak cudownie, czuła jak przyjemność kumuluje się w niej… Na
Salazara, nie pamiętała kiedy ostatni raz było jej tak przyjemnie. Była coraz
bliżej, coraz bliżej… Już prawie dochodziła. Była tak blisko.
Krzyknęła, próbując zacisnąć uda.
Syriusz czuł jak jej soki wzbierają się w niej coraz bardziej, dając mu większy
poślizg, który wykorzystał na ostatnie pchnięcia palcami. Potem już nie ruszał
nimi, trzepiąc sobie i ssąc jej łechtaczkę, wsłuchiwał się w plątaninę jęków i
przekleństw. Jej przeciągły jęk o kilka sekund wyprzedził jego szczyt, ostatnie
kilka pociągnięć ręką przy echu jej orgazmu w jego głowie, sprawiło, że ze stęknięciem
wystrzelił na pościel. Jej biodra drgały niekontrolowanie, kiedy ona łapała
łapczywie powietrze przez otwarte usta. Czuł to doskonale, bo oparł na jednym z
nich głowę, samemu próbując uspokoić oddech.
Dopiero po dobrej minucie lub
dwóch, doszedł do siebie na tyle, by ostrożnie wysunąć palce z wciąż
ściskającej je pochwy.
Kobieta wzięła jeszcze jeden
uspokajający wdech, otwierając niewiadomo kiedy zamknięte oczy i zerknęła na
ukochanego. Jęknęła widząc, co ten najlepszego wyrabia. Oblizywał zadowolony z
siebie palce… Słodki Merlinie… czy przypadkiem te palce nie były wcześniej w
niej?
Podniósł na nią wzrok. Już nie tak
przeszywający i żarłoczny, raczej zadowolony i czuły. Uśmiechnął się do niej i
otarł grzbietem dłoni okolicę ust.
– Podaj mi moją różdżkę – poprosił.
Spojrzała na niego z chwilowym
niezrozumieniem.
– ...Gdzie jest?
– Obok twojej, o ile mnie pamięć
nie myli.
Kiwnęła ręką i sięgnęła ręką do
szafki nocnej, na której rzeczywiście oprócz swojej wyczuła również różdżkę
Syriusza. Chwyciła ją i przekazała kuzynowi.
Ten z kolei ledwo ją dostał,
skierował jej koniec w stronę pościeli i wyszeptał:
– Chłoszczyść… – Następnie zerknął na kobietę z głupawym uśmiechem. –
Nabrudziliśmy, więc trzeba to było posprzątać. chyba że lubisz spać na mokrej,
lepko-śliskiej pościeli. Osobiście preferuję czystą.
– Przecież nic nie powiedziałam –
mruknęła zażenowana. – Gdzie położyłeś moją koszulę no…
– O nie, nie, nie! Zapomnij o jej
istnieniu.
– ...ale…
– Nie ma ale. – Położył się obok
niej. – Chcę czuć twoją skórę przy swojej.
//*//
Gdy rano zeszli na śniadanie Draco
unikał spojrzenia zarówno na matkę, jak i wuja, witając się zdawkowymi słowami.
Harry także był jakiś dziwnie skrępowany. Nigdy nie miał problemu, by patrzeć
ludziom prosto w oczy, a teraz ewidentnie tego unikał. Dorośli spojrzeli na
siebie, a zrozumienie spłynęło na nich jak kubeł zimnej wody.
– Następnym razem wyciszymy pokój –
parsknął Syriusz, choć tak naprawdę tym rozbawieniem krył swoje zażenowanie.
Zrobić tak fundamentalny błąd! Był wczoraj chyba bardziej przejęty, niż sądził.
Całe śniadanie minęło im w
niezręcznej ciszy. Czas przed obiadem też wyjątkowo spędzili osobno. No,
prawie. Harry z Syriuszem wyszli do ogrodu poćwiczyć zaklęcia, bo Narcyza
uznała, że to wina Syriusza, że zapomniał wyciszyć pokój, przez co się
pokłócili. Draco z kolei dalej nie mógł normalnie spojrzeć na matkę.
Obiad już nie był tak cichy, bo
Harry i Syriusz gadali w najlepsze o drobnostkach. W którymś momencie
Syriuszowi przypomniał się jego motor i przez chwilę zastanawiał się, czy
Hagrid jeszcze go ma i czy jeszcze jeździ, ale ostatecznie uznał, że i tak już
go do tego nie ciągnie.
Narcyza jako pierwsza podziękowała
za posiłek, tłumacząc się spotkaniem po południu.
– Gdzie idziesz?
– Mówiłam już, na spotkanie
– Blanche i reszta jeszcze są w Anglii?
– Została tylko ona i Remy. Alethea
wróciła do siebie. Podobnie pan Regis, chciał jak najszybciej wrócić do
rodziny.
– Zabierz mnie ze sobą.
– Nie sądzę, żeby to był dobry
sposób.
– Jakiś argument na poparcie?
– Będzie tam jeszcze Severus.
Wystarczający argument?
– Baw się dobrze – odparł ze zniesmaczonym
wyrazem twarzy.
– Wy również – rzuciła bez wyrazu i
wyszła z jadalni.
//*//
Od tej niefortunnej, emocjonującej
nocy minęły prawie dwa tygodnie.
– Mam małe ogłoszenie – oznajmił w
trakcie obiadu Syriusz – od jutra przez trzy dni pomieszka z nami Remus Lupin.
Może nie do końca z nami. Ze mną. W piwnicy.
– Jutro jest pełnia? – spytał
Harry, nim zdążył pomyśleć.
– Nie, nów. Urządzamy piżamowe
przyjęcie z herbatką i ciasteczkami – sarknął Syriusz. – Oczywiście, że jest
pełnia. A przez to, że Smarkerus nie miał czasu uwarzyć mu wywaru tojadowego,
musiałby się zaszyć w jakimś lesie. Nie ma opcji, bym na to pozwolił.
– On ma na imię Severus i to mój
ojciec chrzestny – warknął Draco, podnosząc się ze swojego miejsca. – Gdybyś
powiedział wcześniej, pomógłbym z eliksirem…
– I mój wróg. Mi też się nie
podoba, co ty i Narcyza o nim myślicie, ale jakoś musimy z tym żyć.
– Czyżby? – Narcyza posłała mu
chłodne spojrzenie. Po ostatniej akcji, dalej nie przestała się boczyć na
mężczyznę.
– Możesz mnie gromić wzrokiem ile
dusza zapragnie, ale nie zmienisz tym tego, co o nim myślę. I tak już
powstrzymuję się przed innymi komentarzami pod jego adresem, więc nie
przesadzaj. Obiecałem nie nienawidzić go otwarcie w twoim towarzystwie i słowa
dotrzymuję, nie masz prawa więcej ode mnie wymagać.
– Owszem, nie mam prawa –
przytaknęła, zaciskając nieznacznie szczękę. – Znam swoje miejsce – wyrwało jej
się zanim się powstrzymała. Te trzy tak znajome słowa po prostu pasowały, by miały
zostać wypowiedziane. – Wybaczcie, najwidoczniej wino uderzyło mi do głowy
mocniej niż sądziłam. Wrócę do siebie.
– Mamo…
– Nie przejmuj się Draco. –
Pogładziła syna czule po policzku.
– Może powinieneś za nią pójść? –
zagadnął Harry.
– Nie zamierzam – odparł chłodno.
– Wyglądała na zranioną – spróbował
ponownie.
– Przekroczyła granicę, więc
powiedziałem jej co myślę. Nie będę ani jej okłamywał ani traktował jej jak
jajko. Jest wystarczająco silna by zmierzyć się z moją opinią. Wiem, jak wyglądało
jej życie z tym ścierwem i jeśli którykolwiek z was spróbuje...
– Wydaje mi się, że nie wiesz do
końca.
– Mieliśmy sporo czasu na rozmowy.
– Tak, rozmawialiście… i co z tego,
jak ona po prostu przemilczała sporo kwestii.
Syriusz prychnął z kpiną.
– Siedziałeś tam z nami? A może
potem ci wszystko powtórzyła?
Draco zacisnął dłonie w pięści.
– Znam ją… znam ją i wiem, o jakich
rzeczach nigdy nikomu nie mówi, a których byłem świadkiem między innymi. Więc z
łaski swojej nie rób z siebie pana wiem-wszystko-o-Narcyzie, bo tak nie jest. A
przynajmniej nie do końca. Zależy ci na niej, widzę to i doceniam. Uważam, że
oboje na siebie zasługujecie… ale czasami twoja drobiazgowa dziecinna nienawiść
do szkolnego wroga jest żenująca i denerwująca.
– O, nagle wracamy do kwestii
Snape’a? Pragnę tylko zauważyć, że ze wszystkich ludzi nie jesteś w pozycji do
wytykania mi tego.
– Jasne… więc wyrzuć mnie stąd, bym
nie mógł ci niczego wytykać – rzucił mu wyzywające spojrzenie.
– Zdurniałeś do reszty? Dlaczego
miałbym cię stąd wyrzucać? A może myślisz, że ta kłótnia to wystarczający
powód?
– Czy wystarczający? Poniekąd…
Potrafisz być bardziej nienawistny za mniejsze drobnostki…
– I znów pijesz do Snape’a.
– Oczywiście, że tak. Sev jest moim
ojcem chrzestnym. Wiele razy ratował życie mi i Igowi. Martwił się o nas na
swój gburowaty sposób. Dla nas nawet wstąpił do szeregów Voldemorta… Mówiła ci
o tym mama?
– Oj przymknij się. Wiem, że
potrafi robić dobre rzeczy. Wiem, że wspierał Narcyzę, nawet Harry’emu nie raz
ratował tyłek. Tak, Harry, nie rób zaskoczonej miny.
– Mimo jego oskarżeń.
– Cokolwiek by nie zrobił, jego
istnienie działa mi na nerwy. Sam jego widok sprawia, że mam ochotę chwycić za
różdżkę. I powinieneś wiedzieć, że ze wzajemnością. Z początku jako dzieciak
się powstrzymywał, potem wszyscy twierdzili, że mi oddaje, bo się nad nim
znęcałem. – Uśmiechnął się paskudnie i pokręcił głową. – Ale on też mnie od
początku nienawidził, widziałem to w jego oczach. I sam też czerpie przyjemność
z tej naszej prywatnej wojny, nie myśl, że nie.
– Wiesz, co? Czasami wcale się mu
nie dziwię. – Wstał od stołu. – Idę do Mungo, odwiedzić Iga.
– Draco… – Harry chwycił swojego
chłopaka za rękę i spojrzał na niego z troską.
– Idziesz ze mną czy zostajesz? –
Potter spojrzał zmieszany na chrzestnego, po czym wrócił wzrokiem do Draco.
– Pójdę z tobą.
//*//
Syriusz był wściekły. Dzieciak
kompletnie nic nie rozumiał! Nie miało tak naprawdę znaczenia, czy znał każdy
szczegół, każdą krzywdę którą Narcyza zaznała ze strony byłego męża. Wiedział,
że traktował ją gorzej niż skrzata… jakby była nikim. Wiedział, że ją
krzywdził, jak dokładnie – nie musiał wiedzieć. Jego obowiązkiem było sprawić,
by Narcyza czuła się przy nim bezpieczna i nie miał najmniejszych wątpliwości,
że tak właśnie się czuła. Miał obowiązek traktować ją jak równą sobie… to mu
może nie do końca wychodziło, bo niejednokrotnie stawiał ją ponad sobą, ale
tego zmieniać nie zamierzał. Miał obowiązek bronić jej honoru. A nic by tak nie
upokorzyło dumnej kobiety, jak traktowanie jej jak słabą, przestraszoną
dziewczynkę. I w końcu, miał obowiązek być z nią szczery. Gdyby pokornie
przytaknął i nieszczerze przeprosił za obrażanie człowieka, którego chciał
obrazić, gdyby dla jej dobrego humoru złożył nieszczerą obietnicę, że
przestanie nienawidzić tego nosatego nietoperza – dopiero by ją skrzywdził.
Gdyby jej zasugerował, że może nim do woli dyrygować, a potem wyśmiałby ją i
zrobił po swojemu – wtedy naprawdę by ją zranił.
Stawianie granic nie zawsze jest
łatwe i bezbolesne, ale musiał to zrobić. Ale ten szczeniak oczywiście jest
zbyt naiwny, zbyt zaślepiony swoją miłością i strachem o matkę, by pojąć takie
rzeczy.
I choć zrobił to wszystko z myślą o
dobru Narcyzy, w oczach ich wszystkich wyszedł na tego złego. Nie, żeby był
nieskazitelnym człowiekiem, swoje na sumieniu miał, ale nie w tym wypadku. Nie
w stosunku do niej.
Poszedł do salonu i wrzucił do
kominka garść proszku Fiuu. Potrzebował chłodnej głowy Remusa.
//*//
Kobieta nie miała zamiaru
zachowywać się jak obrażona nastolatka i zaszywać w pokoju. A nawet jeśli na
taką wyszła – trudno. Przynajmniej nikt jej nie będzie przeszkadzał, kiedy ona
wykorzysta ten czas na ochłonięcie i zajęciem się paroma niecierpiącymi zwłoki
sprawami.
Dlatego w pierwszej kolejności się
odświeżyła, ubrała w odrobinę luźniejszą suknię, a następnie udała się do
gabinetu wuja. Już jakiś czas temu zaczęła spędzać tam wolne chwile, czytając
listy od znajomych i te, które dostawała od nieznanych jej nigdy osób.
Jak chociażby list od niejakiego
Horacego Greywooda, który oferował namalowanie portretu zmarłego męża. Musiała
mu teraz w sposób oszczędny podziękować. Tak samo jak i kilkorgu innym, którzy
jak zacięta płyta w gramofonie oferowali jej te same usługi.
Co kilka dni otrzymywała też listy
od medyka, który zajmował się Ignissem. Lekarz wysyłał jej sowę zawsze kiedy
nie pojawiała się u pierworodnego dwa dni z rzędu. Dodatkowo od kilku dni
prowadzili dyskusję na temat ewentualnego zabrania chłopaka ze szpitala i
zajmowaniem się nim w domu.
Niby nie było żadnych
przeciwwskazań… Ale chłopak wymagał ciągłej opieki fachowca, więc kobieta musiałaby
mu taką załatwić.
A to już było trudne. Wysyłała sowy
do różnych prywatnych placówek i rekomendowanych przez znajomych fachowców, ale
albo nie doczekiwała się odpowiedzi albo dostawała obszerne na kilkanaście
linijek odmowy.
Musiała kogoś znaleźć…
Już nawet po raz kolejny pociągnęła
za swoje znajomości, ale nikt nie dawał jej innych informacji, niż te które do
tej pory uzbierała.
Jak tak dalej pójdzie, to nigdy nie
wyciągnie Iga ze szpitala.
//*//
Kiedy wieczorem rozczesywała włosy
przed snem, Syriusza dalej nie było w domu. Wiedziała to od skrzata, którego
pytała, gdzie go znajdzie.
Zagryzła wargę, przyglądając się
swojemu odbiciu. Chciała się z nim pogodzić. Chciała znaleźć się w jego
ramionach.
Dlatego też postawiła wszystko na
jedną kartę. Szczegół, że jeszcze nie wrócił… Kiedyś w końcu to zrobi, prawda?
Odłożyła szczotkę i odeszła od
toaletki. Założyła podomkę, zgarnęła swoją różdżkę i cicho opuściła swoją
sypialnię.
Ruszyła schodami na górę i podeszła
do pokoju należącego do jej ukochanego urwisa. Na szczęście drzwi nie były w
żaden sposób zabezpieczone zaklęciem. Naprawdę nie chciała nagle paść ofiarą
jego żartu przeznaczonego dla osoby, która narusza jego przestrzeń podczas
nieobecności gospodarza.
Weszła powoli do środka i zamknęła
za sobą. Ruszyła w stronę łóżka, po drodze zostawiając podomkę na fotelu.
Położyła różdżkę na szafce, nim wsunęła się pod chłodną kołdrę. Położyła głowę
na poduszce, zamykając oczy i wdychając zapach kuzyna.
Nie była w jego ramionach od
jakichś trzech dni, a miała wrażenie jakby minęła cała wieczność… Tak bardzo za
nim tęskniła.
Minęło może z pół godziny odkąd tu
przyszła, gdy klamka wreszcie ugięła się i do środka wszedł właściciel pokoju.
Zamknął za sobą drzwi i machnięciem różdżki zapalił światło.
Narcyza uniosła się na łokciach,
patrząc na mężczyznę z dozą niepewności. Każe jej się wynosić? Czy pozwoli jej
zostać?
– Umyję się i wtedy porozmawiamy.
– Poczekam – szepnęła, kiwając
nieznacznie głową.
Spojrzał wreszcie wprost na nią, a
minę miał spokojną.
– Możesz się rozluźnić, Cyziu.
– To nie takie proste… ciągle mam
wrażenie, że jak wrócisz odprawisz mnie do siebie – wyznała po chwili.
– Nie wydaje mi się, żebym to
zrobił. – Machnięciem różdżki przywołał piżamę. – Niedługo wrócę.
I wyszedł.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, może jest racja w tym że Syriusz nie chce traktować Narcyzy jako słabej kobiety, ale miło by bylo gdyby pogodził się z Severusem... zawsze należy pamiętać o wyciszeniu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika