– Hę?? – Harry
spojrzał z niezrozumieniem na urzędnika. – Jak to “nie ma go już tutaj”?! To
gdzie jest?! – panika wkradła się w jego serce. Do tej pory cały czas zbywali
jego pytania o Draco lakonicznym “nie możemy udzielić panu żadnych informacji”,
a teraz mówią mu, że jego tu już nie ma?!
Nie mogli go skazać,
prawda?!
– Nie mogę udzielić
panu więcej…
– Gdzie jest mój
chłopak?! – Harry wbił w urzędnika stanowcze spojrzenie. – Nie odejdę stąd,
póki mi pan nie powie.
– Od wczoraj jest w
szpitalu… – Mężczyzna mrugnął powoli i patrzył przez chwilę na Gryfona niezbyt
przytomnie. – Jak powiedziałem, nie mogę udzielić panu żadnych informacji.
Potter odwrócił się i
szybkim krokiem odszedł w kierunku windy, a jego serce waliło w piersi. Nie był
tylko pewny czy bardziej przerażał go fakt, że Draco musieli wysłać do
szpitala, czy to co przed chwilą zrobił.
– Harry?
Spojrzał w górę,
słysząc znajomy głos.
– Wychodzisz? –
spytał zdziwiony Kingsley, wysiadając z windy. – Przecież zaraz jest twoje
przesłuchanie.
– Draco jest w
szpitalu, idę do niego!
– Pójdziesz, ale
najpierw przesłuchanie. – Położył mu rękę na plecach i zdecydowanym gestem
obrócił i zaczął prowadzić. – Postaramy się jak najszybciej je przeprowadzić…
– My?
– Prowadzę je razem z
auror Tonks. Jak powiedziałem, postaramy się to szybko zakończyć, tylko musisz
współpracować.
//*//
Harry podbiegł do
recepcji.
– Gdzie znajdę Draco
Malfoya?!
– Harry Potter?? –
sapnęła pielęgniarka, patrząc w szoku na bruneta.
– Gdzie leży Draco? –
powtórzył pytanie wyraźnie zniecierpliwiony.
– J-już… – bąknęła i
machnęła różdżką na jakąś księgę, która zaczęła się wertować. – Sala trzysta
osiemnaście. – Wskazała ręką korytarz. – Schodami trzy piętra w górę a potem na
prawo.
– Dziękuję! – rzucił
przez ramię, ignorując upomnienie, że nie powinien biegać po szpitalu.
Przeskakiwał po dwa
schody, wymijając po drodze innych odwiedzających. Ignorował ich podziękowania,
wymijał wyciągane w jego kierunku dłonie, pędząc przed siebie. Prawie się
przewrócił na zakręcie, ale udało mu się utrzymać równowagę. Z ulgą przywitał
trzecie piętro i ruszył już teraz tylko szybkim krokiem, z trudem wymijając w
wąskim korytarzu chorych, odwiedzających i personel. Lekko zdyszany zatrzymał
się przed drzwiami z numerem trzysta osiemnaście.
Gdy sięgał do klamki,
przez jego głowę przelatywały podszyte lękiem myśli.
//*//
Chłopak przez chwilę
stał w samych spodniach, przeglądając się w lustrze. Biały pasek po prawej
stronie brzucha był jedynym dowodem na atak Ariama. Jeśli wszystko pójdzie
zgodnie z planem, już za miesiąc nie będzie nawet tego.
I bardzo dobrze. Rana
wojenna czy nie – nie chciał mieć żadnej skazy. Nie na ciele.
Sięgnął po
jasnozieloną koszulę i założył ją niespiesznie. Zapiął dokładnie dwa guziki,
kiedy ktoś gwałtownie wszedł do prywatnej sali, którą zajmował.
– Co to za maniery!?
Puka się… – umilkł, kiedy odwrócił się w stronę zdyszanego Pottera.
– Um… sorki. Nie
sądziłem, że będziesz się przebierać – bąknął Gryffon, zamykając za sobą drzwi.
Całe jego zdenerwowanie i niepokój wyparowały w chwili, gdy zobaczył Draco poza
łóżkiem.
Blondyn przełknął
ślinę, nie wiedząc co powiedzieć. Nie wiedział też co zrobić z rękoma, które
nie wiedzieć czemu zaczęły drżeć. Denerwował się? Jak cholera.
To było ich pierwsze
spotkanie po bitwie. Zeszła z nich cała adrenalina. Mieli czas do spokojnego
przemyślenia wszystkiego, co się działo. Ale Potter nie był typem, który
cokolwiek próbuje na spokojnie przemyśleć. Ledwo się rozluźnił, widząc swojego
chłopaka w dobrym zdrowiu, z pełnym impetem jego serce zalała fala duszonej w
sobie przez tydzień tęsknoty.
Zrobił dwa drżące
kroczki, by zaraz wystrzelić do przodu, jakby Draco miał mu uciec. Wpadł na
niego, wyrywając z jego gardła zduszone stęknięcie. Objął go za szyję,
przytulając z całej siły.
– Wreszcie!... –
Własnymi ramionami stłumił swój podniesiony głos. – Jeszcze raz ktoś cię ode
mnie zabierze, a pożałuje!... Chyba powinienem cię do siebie przywiązać, żeby
się wreszcie od ciebie odwalili – prychnął, poluźniając uścisk. Nie chciał go
przecież udusić.
– Też za tobą
tęskniłem, wiesz?! – warknął, zaciskając palce na materiale bluzy.
– Eee… jesteś zły? –
spytał skołowany, odsuwając się kawałek.
– Że traktujesz mnie
jak rzecz i jednocześnie uważasz, że możesz sterować moim życiem? Nie no, nawet
mi przez myśl nie przeszło, żeby być złym!
– Nie traktuję cię
jak rzecz! – obruszył się.
– To może jak psa..
skoro chciałeś mnie do siebie przywiązać!?
– Och, daj spokój,
nie mówiłem tego dosłownie. – Wywrócił oczami. – Po prostu ostatnio ciągle ktoś
cię zabiera z mojego pola widzenia, co mnie strasznie wkurza.
– Jakbym miał wybór,
to zostałbym u twego boku, idioto!
– Wiem przecież!
Dlatego wkurzam się na innych a nie na ciebie, idioto! Nie rozumiem, jak z
miłosnego wyznania mogłeś zrobić powód do kłótni – prychnął.
– Wyznania!
– A może nie?!
– Mi to na wyznanie
nie wyglądało!
– To a niby ja jestem
mało kumaty!
– Coś powiedział?! –
krzyknął, popychając Harry’ego gniewnie. – Nie jestem głupi!
– Więc co, nie
wziąłeś moich słów na poważnie?! Bo innej opcji nie widzę!
Patrzyli na siebie
gniewnie, oddychając ciężej od buzujących w nich emocji.
– Dobra! W takim
razie ja się do ciebie przywiążę, skoro nie pasuje ci odwrotna kolejno...och!
Malfoy złapał go
gwałtownie za ubranie.
– Zamknij się! –
warknął, nim pocałował go agresywnie.
Brunet zacisnął palce
na jego koszuli, przez chwilę z równą gwałtownością oddając pocałunek, ale
szybko oddał mu dominację. Obrócił ich i zsunął dłonie na biodra Draco, cofając
się o parę kroków, póki nie oparł się plecami o ścianę. Westchnął w usta
blondyna, gdy przyciągnął do siebie jego ciało.
– Nie obchodzi mnie,
którą rolę miałbym przy tobie odgrywać ani czy miałbyś mówić o mnie jak o
swojej własności… czy rzeczy. Wiem tylko tyle że cię kocham i chcę być przy
tobie. Sądziłem, że myślisz podobnie… – przyznał cicho, patrząc w niebieskie
oczy. Dopiero przy ostatnim zdaniu jego spojrzenie i głos straciły na pewności.
Spojrzenie Draco
zmiękło widocznie na słowa Pottera.
– Też cię kocham,
głupiutki Gryfiaku – powiedział łagodnie, przesuwając palcami po karku bruneta.
– Nie pozwolę ci ode mnie odejść, Harry.
Potter znów objął go
za szyję, wtulając się w niego z cichym westchnieniem. Stali tak w ciszy dobre
kilka minut, nim Harry zadał nurtujące go pytanie.
– Gdzie masz
bransoletę?
– Co…? – Draco
zmarszczył brwi, zerkając na swój nadgarstek. – Ach, zabrali mi ją. Dostanę ją
z powrotem, jak sprawdzą, że jest wolna od wszelkich zaklęć czarnomagicznych.
– Czyli Syriusz miał
rację… A ja już panikowałem, że zdążyli cię skazać na pocałunek dementora albo
że wykrwawiłeś się przez tę ranę. – Przesunął delikatnie palcami po miejscu,
gdzie przebił go miecz, ale nie wyczuł kompletnie nic.
– Ale z ciebie
głuptas… Nie skazaliby mnie na pocałunek… ani nie pozwoliliby mi zginąć, gdy
byłem w areszcie.
– Syriusz też mi to
powtarzał i próbowałem mu wierzyć, ale nie do końca wyszło.
– Skąd w ogóle ci to
do głowy przyszło, co?
– Eee… um… no bo ta
bransoleta i mój pierścień są kompletem, no nie? – Draco przytaknął krótkim
“mhm”. – I tego no… – dukał, z każdą chwilą zdając sobie coraz mocniej sprawę,
że właśnie kopie sobie grób. Draco nie miał się dowiedzieć o tej funkcji
pierścienia. – Jak go mam, to mogę stwierdzić, czy ty nosisz swoją część… w
sensie zmienia wtedy kolor? – Uśmiechnął się jak dziecko, które wie, że coś
przeskrobało i liczy że zostanie mu to wybaczone za ładne oczka.
– Zaraz… mówisz, że
twój pierścień jest sprzężony z bransoletą i zmienia kolor, kiedy mam ją zało…
Nie...
– Och, no bo to taki
gadżet dla par!
– Gadżet dla pary,
który informuje cię o moich emocjach? – warknął. – Myślisz, że nie wiem, że coś
takiego istnieje?! I ty! Ze wszystkich ludzi ty korzystałeś z tego oszustwa!
– Od razu oszustwa!
– A jak inaczej to
nazwiesz!? Myślałem, że odczytujesz moje emocje, bo tak dobrze mnie poznałeś, a
okazało się, że to wierutne kłamstwo!
– Niby jak?! Skąd
miałem wiedzieć, skoro robisz miny inne niż to, co czujesz?! Ba! Czasem można
by pomyśleć, że kompletnie nic nie czujesz! Tylko gdy jesteś na mnie wściekły widzę, co czujesz!!
Blondyn odsunął się
od niego, drżąc na ciele z nerwów.
– A ja jak ostatni
głupiec sądziłem, że...
– Odkąd go mam, jest
lepiej. Uczę się wychwytywać cholerne drgnięcia mięśni na twojej twarzy! Ale
dalej czasem tak dobrze wszystko kryjesz, że… po prostu nie daję rady. – Draco
za to nie miał najmniejszego problemu z dostrzeżeniem bólu na jego twarzy.
– Malfoyowie nie
pokazują swoich emocji. Malfoyowie są dumni ze swojego spokoju, a wszelki gniew
buzuje w nich z dala od twarzy – powiedział nagle.
– To ostatnie ci nie
idzie, ale z pierwszym radzisz sobie perfekcyjnie…
– Ojciec zawsze
twierdził, że się nie przykładam. To jego słowa powiedziałem przed chwilą.
Chciał, żebym był przykładnym Malfoyem. Teraz się zastanawiam, czy po prostu
nie chciał pozbawić mnie wszelkich uczuć.
– Na szczęście mu to
nie wyszło, miałem na to wiele dowodów. – Spojrzał na Draco z zaciętą miną. –
Nie żałuję, że z niego korzystałem. Kupiłem go bo mógł ci się spodobać i miał
mieć silne właściwości ochronne. Może to była ściema, nie wiem, ale pozwolił mi
być przy tobie, gdy mnie potrzebowałeś. I za to nie będę przepraszał.
– Zamknij się
wreszcie! – burknął słabo, czerwieniąc się na twarzy. Odwrócił wzrok, by zaraz
znów spojrzeć wprost na Harry’ego, czy poczuł jego dłoń na policzku.
– Ale wiesz… koniec
końców i tak jestem idiotą, bo nawet z pomocą pierścienia czasem nie mogłem cię
rozgryźć… Więc mów mi, co czujesz i co myślisz. Chcę wiedzieć o tobie wszystko…
I te dobre i te złe rzeczy.
– Nie chcesz… Uwierz
mi, że lepiej nie wiedzieć wszystkiego
Harry pokręcił głową
i zacisnął na chwilę wargi.
– … Docierają do mnie
informacje z różnych… źródeł.
Draco spojrzał na
niego, nie rozumiejąc do końca co ten chciał mu przez to dać do zrozumienia.
– Nie znoszę domyślać
się, co jest prawdą a co manipulacją. Żeby nikt nie mógł już mną sterować, chcę
znać całą prawdę, między innymi o tobie. – Wziął głęboki oddech, a jego oczy
pociemniały od gniewu. – Voldemort próbował mnie złamać przed bitwą. Nie wiem
czy to, co mi pokazał, to zmyślona wizja czy jego wspomnienie, więc chciałbym
żebyś powiedział mi, co się działo w pokoju z czerwoną kanapą.
//*//
Draco zbladł na jego
słowa.
– Czerwoną kanapą? –
spytał słabym głosem, cofając się o krok.
Harry instynktownie
chwycił go za rękę, chcąc powstrzymać przed ucieczką.
– Czyli naprawdę tam
byłeś… – Zsunął rękę niżej, chwytając go za dłoń. – Draco, czy on cię z…
– Harry, nie… Nie
będę rozmawiać o tym, co tam się wydarzyło. Nie tutaj. – Rozejrzał się wymownie
na boki. – Nie chcę.
Harry poczuł, jak
szczypią go oczy, jęknął, przymykając je na chwilę.
– Czyli jednak to nie
była tylko jego chora prowokacja… – szepnął i spojrzał ponownie na swojego
chłopaka. – Nie będę tu o więcej pytał, ale jak wrócimy… chcę żebyś mi
powiedział, co dokładnie się tam wydarzyło. – Ścisnął mocniej jego palce.
– N-nie wiem czy będę
w stanie…
– W takim razie ja
zacznę, może tak będzie ci łatwiej.
//*//
– No nare… Draco! –
zawołał Syriusz, gdy nastolatkowie wyszli z kominka. – Uniewinnili cię
wreszcie?
– Już wczoraj –
odparł blondyn, otrzepując rękawy z pozostałości po fiuu. Następnie spojrzał
wprost na mężczyznę. – Dobrze cię widzieć w zdrowiu, wuju.
– Już sztywniej się
nie dało? – Wywrócił oczami. – Cześć, ciebie też dobrze widzieć żywego.
– Przyznam, że nie
wiem na ile mogę sobie pozwolić przy głowie rodu, z którego wywodzi się moja
matka.
Syriusz machnął
niedbale ręką.
– Daruj sobie całe
polityczne gierki i zachowuj się normalnie. Jak mi się coś nie będzie podobało,
to z pewnością się o tym dowiesz. Zmieniając temat, Harry, co robimy z obiadem?
Raczej już trochę za późno na wyprawę na zakupy i gotowanie czegoś samemu.
– Też tak myślę.
Myślałem o tym, by zjeść na mieście, bo raczej dostawa do nas nie dotrze, skoro
mugole nie widzą tego domu.
– Nie macie skrzata,
by coś przygotował? – spytał blondyn zdziwiony.
– Ten worek starych
kości nie słucha moich poleceń.
– A ja nie lubię się
wysługiwać skrzatami, jeśli mogę zrobić coś sam… I nie lubię go wzywać,
strasznie dużo zamieszania przy tym robi.
Draco uniósł jedną
brew, ale nie skomentował tego.
– Co powiecie w takim
razie na włoską restaurację na obrzeżach Londynu?
//*//
Jako że żaden z nich
nie miał odpowiedniego stroju, ku frustracji Draco i uldze Harry’ego wybrali
inną, bezgwiazdkową restaurację, co prawda jedną z lepszych (i droższych), ale
wciąż w miarę normalną.
– Dla mnie będzie
comber z jelenia, do tego lampkę Chateau la Providence.
– Ja poproszę
saltimbocca i jakieś dobre białe wino do tego.
Harry spojrzał pierw
na menu, potem na swoich towarzyszy, ale żaden na niego nie patrzył, by mógł
poprosić go o pomoc. Większość nazw brzmiała dla niego zbyt obco, a niestety nie
pokusili się o napisanie, czym dokładnie są polecane dania.
– Eeem… dla mnie
łosoś?
– A do picia?
Harry już miał dosyć
tej restauracji. Skoro chciał włoskiego jedzenia, to nie mogli pójść po prostu
na pizzę? Nie miał pojęcia, jakie wziąć wino. Te nazwy kompletnie nic mu nie
mówiły! Nawet nie wiedział o co chodzi z tymi kolorami i rodzajami!
– Proszę wybrać dla
niego jakieś białe półsłodkie – polecił kelnerowi Syriusz.
– Villa Rosale
Chardonnay Pinot Bianco byłoby idealnym wyborem w takim razie. – Uśmiechnął się
łagodnie kelner, czekając na reakcję Harry’ego.
Brunet znów spojrzał
po kompanach.
– Weź je, jest dobre
w smaku – poradził mu cicho Draco.
– Niech będzie –
przytaknął, nie chcąc przedłużać tej męki. Chciał już po prostu zjeść i wrócić
do domu. A następnym razem będzie gotował sam!
– Doskonale – odparł
młody mężczyzna i odszedł od nich.
– Nie twoje klimaty,
prawda Harry? – zagadnął go Syriusz.
– Może nie byłoby tak
źle, gdybym rozumiał menu… Ale mniejsza już z tym. Jak było, Syriuszu? Naprawdę
był tam ten auror, którego polecił ci pan Weasley?
– Na szczęście tak.
Komuś się tam chyba na żarty zebrało i dali mi tych samych, którzy mnie wysłali
w wiadome miejsce, ale Smith faktycznie stawiał ich do pionu, gdy próbowali
wyjść z pytaniami poza to, co mieli zaplanowane.
– Czyli na tobie też
go użyli?
– To było do
przewidzenia, ale ogólnie nie było najgorzej. Choć i tak zamierzam ich
zniszczyć. To niedopuszczalne, by po takiej fuszerce wciąż byli aurorami… A jak
u ciebie to przebiegło, Draco? Wypuścili cię jeszcze przed reformą, więc nie
spodziewam się zbyt wysokiego poziomu.
– Jaką reformą? –
spytał zaskoczony blondyn. – Nie wiem nic o żadnej reformie.
– Poważnie? Myślałem,
że wszyscy tylko o tym teraz mówią. – Zniżył głos, by na pewno nie usłyszeli go
siedzący w ich pobliżu mugole. – Mamy nowego ministra. Kingsley objął
stanowisko i od razu zabrał się za porządki w Departamencie Przestrzegania
Prawa.
– Co? Naprawdę? Więc
można liczyć na to, że to pomoże mojej matce?
– Z pewnością. Udało
mi się złapać Moody’ego na korytarzu, podobno ktoś z naszych ma od teraz się
nią zajmować, ale nie powiedział, kto dokładnie. Mam nadzieję, że na dniach ją
wypuszczą.
– Ja tak samo.
Wystarczająco wiele przeszła. Właśnie… wiecie coś o jakimś ponuraku? Pytali
mnie o powiązania z ponurakiem, który zabił mojego ojca i ciotkę. Uważali, że
kłamię mimo veritaserum, kiedy mówiłem, że nic nie wiem.
– Mnie też o to
pytali, ale serio – powiązania z ponurakiem? – Harry pokręcił głową. – Co za
idioci… przecież to pies widmo. Nie można się ugadać z widmem. Ani widmo nie
może nikogo zagryźć.
– Mi to mówisz? Ale
faktem jest, że to stworzenie odwaliło kawał dobrej roboty. Dzięki niemu matka
nie musiała walczyć z ojcem, a ten już nigdy nikomu z rodziny nie zagrozi.
– Jak już jesteśmy
przy zasługach ponuraka, Harry – zwrócił się do chrześniaka – Peter też już
wącha kwiatki od spodu.
– Czyli dobrze
myślałem, że ten zwierz to ty.
– Zwierz! – prychnął
Syriusz, po czym zadarł brodę z udawaną dumą. – Ponurak, Harry. I serio chyba muszę nanieść poprawkę w spisie
animagów, skoro każdy i tak wie lepiej, czym jestem.
– Chwila… – bąknął
blondyn. – To byłeś ty??
– A jak sądzisz?
– Sądzę, że…
odwaliłeś kawał naprawdę dobrej roboty.
Syriusz uśmiechnął
się półgębkiem.
– Wracając do tematu,
jak twoje przesłuchanie?
– Było normalne…
chyba. Nie nadużywali władzy ani nic takiego. Chociaż jeden z nich dał mi do
zrozumienia, że powinienem być w tym samym położeniu, co mój ojciec.
– Hmm za to raczej
nic mu nie zrobią… Nie mogą się też pozbyć wszystkich, bo nie będzie komu
pracować. Zakładam, że pierwsi polecą ci co znęcają się nad przesłuchiwanymi i
ci co łamią procedury przesłuchania… Co mi przypomina, że Moody kazał ci
przekazać, że twoimi poprzednimi już się zajęli, Harry – wtrącił, spoglądając
na chrześniaka.
– Co? Czemu? To była
moja wina…
– Nic nie
usprawiedliwia podania drugiej dawki.
– Podali ci drugą
dawkę? Przecież to nielegalne – sapnął zaskoczony Malfoy.
– Nie chciałem
odpowiadać na ich pytania, więc pewnie uznali, że była za słaba.
– Pewnie, to dostaną
co najmniej kilkumiesięczne zawieszenie.
– Za słaba dawka? Na
głowę upadłeś? Veritaserum jest tak silnym eliksirem, że trzy krople wystarczą,
by człowiek odpowiadał na pytania prawdą. Każda kolejna kropla może skutkować
uszczerbkiem na zdrowiu. W najlepszym wypadku czekają taką osobę mdłości i ból
głowy. W najgorszym, śmierć już po sześciu-siedmiu kroplach. Ile ci dali?
– Eeee… nie mam
pojęcia – bąknął, patrząc na swojego chłopaka z lekkim zakłopotaniem. – Cztery
może pięć, nie skupiałem się na liczeniu. Ale potem faktycznie bolała mnie
głowa, jakby coś miało mi ją zaraz zgnieść… nawet gdy odpowiadałem na ich
pytania.
– Na drugim
przesłuchaniu też ci je podali? – spytał podejrzliwie Syriusz.
– Nie. I nie pytali
już o Draco, uznali że wystarczą im moje dotychczasowe zeznania, więc
przebiegło dużo… spokojniej.
– Dalej nie mogę
zrozumieć, dlaczego w ogóle musiałeś brać Veritaserum – rzucił powoli Draco. –
Jeśli chodzi o mnie to rozumiem. Nie mogłem powołać się na prawo odmowy, bo
byłem oskarżony o pracę dla... Vo… dla Czarnego Pana – dodał ciszej. Że też
nawet po śmierci tego drania dalej odczuwał lęk przed jego imieniem.
– Harry był po prostu
wybredny w kwestii pytań.
– No wiesz, Syriuszu…
– To może powinienem
powiedzieć, że nadopiekuńczy?
– Wiem, że to było
głupie, możesz przestać mi to wytykać. Serio, czasem czepiasz się gorzej niż
Hermiona…
//*//
Blondyn rozejrzał się
po pokoju, z rozbawieniem dostrzegając porozrzucane rzeczy Harry’ego na krześle
czy ramie łóżka. Sprężystym krokiem podszedł do niej i wziął do rąk bluzę
Gryfona.
– Widzę, że się
zadomowiłeś, co?
– Zamierzam tu już
zostać z Syriuszem, więc to chyba nie dziwne – odparł, zamykając drzwi. – Już
wcześniej proponował mi, że nie muszę wracać do wujostwa na wakacje, ale
“głupia firanka pokrzyżowała mu plany”. Cytuję go, żeby nie było.
– Jest specyficzny.
Troszkę ciężko mi nadążyć za jego tokiem myślenia.
– Jak dla mnie stara
się być po prostu swobodny we wszystkim co robi. I ma zwyczaj popadania w
skrajności. I robi czasem szalone rzeczy. – Harry uśmiechnął się szeroko. –
Przy nim nie da się nudzić ani smucić.
– To chyba mnie nie
polubił… Tak sądzę – westchnął, siadając na brzegu łóżka. – Trochę to słabe, bo
jakby nie patrzeć jestem w chwili obecnej bezdomny…
– Nie ma opcji, żeby
cię stąd wyrzucił, jeśli o to się martwisz. – Usiadł przy Draco, tak że ich uda
opierały się o siebie.– A czy cię lubi… w sumie nie wiem, ale wyobrażam sobie,
że jakby cię nie lubił, to zacząłby ci ubliżać albo próbował przeklnąć…
– Żartujesz… –
Blondyn posłał mu przerażone spojrzenie. – Myślisz, że naprawdę może tak
zrobić?
– Widziałem, jak tak
robił… Ale mam nadzieję, że ciebie polubi, bo inaczej…
– Bo inaczej?
– Ja się z nim
policzę. – Szturchnął go ramieniem.
– Głupek. – Narzucił
na głowę Pottera ubranie, które trzymał w rękach.
– Zostaniesz tu na
noc? – spytał, odrzucając bluzę na fotel.
– Będzie lepiej,
jeśli wybiorę któryś z wolnych pokoi.
– Czemu niby? Nie
chcesz ze mną spać?
– To ty nie będziesz
chciał spać ze mną – rzucił blondyn, kręcąc głową.
– Bo widziałem, jak
zostałeś zgwałcony? – spytał cicho.
– Bo to nie był
jedyny raz – wyznał, patrząc na niego z czymś twardym we wzroku. Uniósł
nieznacznie podbródek.
– …Domyśliłem się. Po
tym co mi pokazał, zrozumiałem, czemu tak spanikowałeś wtedy w Norze. Wiesz,
jak chciałem żebyś mnie rozwiązał. – Chwycił go za palce i ścisnął. – To jeden
z powodów, dla których chcę wiedzieć wszystko.
Żebym więcej tak cię nie straszył… nie ranił.
– Nie będziesz… jak
już odejdziesz – dodał ciszej, spuszczając głowę.
– Hę? O czym ty
bredzisz?
– Jestem realistą,
Harry. Wiem, że mnie zostawisz, jak…
– Jesteś idiotą. I
kompletnie mnie nie słuchasz! Ile razy mam ci powtarzać, że nawet na krok się
od ciebie nie ruszę?!
– Sam jesteś idiotą!
Nie wiesz wszystkiego i jak uparty troll twierdzisz, że mnie nie zostawisz! A
ja wiem…!
– Gówno wiesz! Nie
decyduj za mnie!
– Po prostu jestem
świadom twojej reakcji na prawdę!
– W takim razie
słucham! Rzuć mi tą prawdą w twarz i miejmy to za sobą, żebym mógł wreszcie
położyć…
– Jestem kurwą!
Gryfon spojrzał na
niego skołowany. Że co…?
– Czarny Pan nie był
jedynym, który brał mnie jak chciał i kiedy chciał – wycedził przez zaciśnięte
zęby.
Zielone oczy
rozszerzyły się w przerażeniu.
– C-co? Kto jeszcze…?
– To co słyszałeś…
Nie będę ci mówił tego kto jeszcze.
– Draco. KTO. – Tym
razem w jego oczach pojawiło się coś chłodnego i nieprzyjemnego. – Chcę znać
nazwiska.
– Mój ojciec.
Ścisnął mocniej palce
blondyna.
– … ktoś jeszcze? –
wydusił, zaciskając mocno powieki.
– Nott senior i jego
przydupas, Anderson… Właśnie dlatego mówiłem ci, że jestem zwykłą kurwą.
– NIE MÓW TAK! –
ryknął, drżąc na całym ciele.
– Niby czemu!?
Nazywam rzeczy po imieniu! – krzyknął, czując jak zdradzieckie łzy spływają mu
po policzkach. – Kim niby byłem, jak nie ich dziwką?!
– Ofiarą – wycedził
przez zaciśnięte zęby. Płomienie świec w świecznikach zatańczyły gwałtownie,
jakby rozwiewane podmuchem wiatru, choć powietrze stało. – Nie robiłeś tego
dobrowolnie.
– Skąd wiesz? Nie
wyrywałem się im. Nie próbowałem też uciekać.
– Czy ty się słyszysz??
To co mówisz jest sprzeczne z tym co pokazujesz! To też ci wmówili?!
– Nic mi nie…!
Harry chwycił go za
głowę, przybliżając do niego swoją twarz. Był wściekły.
Blondyn położył
dłonie na jego klatce piersiowej, próbując odsunąć od siebie Gryfona, ale ten
nie zamierzał tak łatwo mu na to pozwolić.
– Draco. Nie jesteś
dziwką. Nie waż się więcej tak o sobie mówić. Nie jesteś też brudny, zepsuty,
zużyty czy cokolwiek głupiego jeszcze ci może przyjść do głowy – wyrzucał z
siebie kolejne zdania, raz po raz na nowo nawiązując kontakt wzrokowy, gdy
Ślizgon próbował uciec spojrzeniem.
– Każde z tych
określeń jest prawdziwe – mruknął, nie wiedząc co innego jeszcze mógłby dodać.
– Nie są! Nie dla
mnie. I dla ciebie też nie powinny!
Mierzyli się w
napięciu spojrzeniami. W końcu Harry odsunął się i stanął przed blondynem,
rozpinając bluzę. Odrzucił ją na ramę łóżka.
– …Co ty robisz? –
spytał, szeroko otwartymi oczami śledząc poczynania Pottera.
– Rozbieram się, ty
też możesz zacząć – wciąż widać było po jego twarzy, że jest wściekły, ale głos
starał się złagodzić. Odrzucił koszulkę w ślad za bluzą.
Draco pokręcił głową,
czując, jak obiad podchodzi mu do gardła. Oddech przyspieszył mu ze strachu,
kiedy zrozumiał, czego chciał…
– Nie będziemy
uprawiać seksu, chcę ci tylko coś udowodnić.
– Nie chcę –
wyszeptał, zasłaniając usta, kiedy pierwsza torsja wstrząsnęła jego ciałem.
Harry zastygł
przerażony. To przez niego…?
– …Draco.
Blondyn zerwał się na
równe nogi i wyszedł szybkim krokiem z pokoju. W ostatnim momencie dopadł do
łazienki, nim nie zaczął zwracać tego, co zjadł do tej pory dzisiejszego dnia.
Szlochał między kolejnymi torsjami, nie potrafiąc utrzymać emocji na wodzy.
Gryfon nie pobiegł za
nim. Stał na drżących nogach, wsłuchując się w dźwięki dochodzące z łazienki.
Co on najlepszego zrobił…? I to tuż po tym jak Draco powiedział mu to wszystko,
właśnie po to by go nie ranił!
Ukrył twarz w
dłoniach i jęknął. Nienawidził się za to, co przed chwilą zrobił. Głupio
wierzył, że skoro się kochają, że skoro już ze sobą spali, to Draco nie będzie
się go obawiał…
Najwyraźniej wciąż
był zbyt naiwny.
~*~
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńfantastyczne, o tak to było... Harry bardzo przeraził się że Draco jest w szpitalu ale okazało się, że wszystko w porządku i został wypuszczony, ale zastanawam sie jak toczy sie sprawa Severusa... i co z Ignisem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika