~*~
Syriusz poderwał się
z krzesła i podszedł szybkim krokiem do czerwonego na twarzy chrześniaka.
Szkliste oczy i widoczne pod światło ścieżki na policzkach były bolesnym
widokiem. Rzucił nieprzyjemne spojrzenie dwóm aurorom.
– Sy-iusz? –
wychrypiał. Prawie godzina krzyków mocno nadwyrężyła jego struny głosowe. –
Cały czas tu byłeś?
Black zignorował jego
pytanie.
– Wracamy do domu,
Harry.
Gryfon skinął głową i
pociągnął nosem.
– Pan Potter będzie
musiał stawić się na jeszcze kilka przesłuchań.
– CO?! Tyle go tam
trzymaliście, że zdążyłby wam dwa razy opowiedzieć historię pierwszej wojny
gnomów!
– Nie nasza wina, że
nie chciał odpowiednio jasno odpowiadać na pytania.
– I co, zamierzacie
za każdym razem doprowadzać go do takiego stanu? Wiem, że taktowny auror to
oksymoron, ale moglibyście chociaż udawać, że nie jesteście skończonymi…!
– Syriusz…
– …służbistami –
dokończył, choć wyraźnie nie tego słowa planował początkowo użyć.
– Gdyby z nami
współpracował, nie musielibyśmy się posuwać do użycia eliksiru prawdy.
Black aż się cały
zjeżył. Gdyby nie dłoń Harry’ego na jego rękawie pewnie rzuciłby się na nich.
– Myślałem, że
stosujecie go tylko na podejrzanych o zbrodnie?! Chyba że uratowanie tyłków
waszych i kilku milionów innych ludzi uważacie za zbrodnię?!!
– Syriuszu… – Tym
razem złapał chrzestnego bezpośrednio za ramię i pociągnął lekko. – Chodźmy…
Black jeszcze raz
obrzucił mężczyzn pogardliwym spojrzeniem, po czym objął chrześniaka w barkach,
prowadząc go szybkim krokiem ku wyjściu.
//*//
– Co oni ci tam
zrobili?! – naskoczył na Harry’ego, gdy tylko znaleźli się w kwaterze.
– Próbowali ze mnie
wyciągnąć informacje.
– Tyle to wiem, ale w
jaki sposób??
– Zadawali pytania…
Ale nie chciałem odpowiadać.
– ...co?
– Próbowali ze mnie wyciągnąć,
jak Voldemort i Lucjusz zastraszali Draco… Nie mogłem im tego powiedzieć.
Nikomu tego nie powiem! Draco na pewno nie chciałby, żeby ktokolwiek o tym
wiedział!
Syriusz podprowadził
chrześniaka do kanapy i usadził go na niej.
– Ile kropel ci
podali?
– Co? Nie wiem? Na
początku było pół kubka…
– To była woda. Ile
do niej wlali eliksiru… NA POCZĄTKU?!
Harry skrzywił się na
ten nagły krzyk.
– Później dali mi
znów pół kubka i tam wlali jedną… może dwie krople. Nie przyglądałem się, ale
coś do niej szybko dolali.
Syriusz zdusił w
sobie potrzebę zabluzgania. Nie będzie tym teraz dodatkowo męczył Harry’ego,
ale nie omieszka powiedzieć o wszystkim dyrektorowi.
– Harry, na Draco też
użyli veritaserum. Z pewnością już go o to wypytali, ale szukają potwierdzenia
jego wersji u innych.
– Skoro on im to
zeznał pod veritaserum, to po co jeszcze mnie o to pytali?!
– Bo inni podobnie
jak ty mogliby próbować przeciwstawić się eliksirowi… – Nie, żeby mieli na to
duże szanse, ale jakiś rodzynek mógł się zawsze trafić. – Ale nie do tego piję.
Harry. Czegokolwiek Draco padł ofiarą, nie jest to powód do wstydu. Nikt
normalny nie będzie obwiniał ofiary o to, co jej zrobiono.
Harry zacisnął zęby i
pociągnął nosem.
– Ale Draco jest tak
absurdalnie dumny…!
– I dlatego na pewno
chciałby mieć to jak najszybciej za sobą, wrócić do ciebie i o wszystkim
zapomnieć. Veritaserum to paskudny eliksir, ale daje też szansę na szybkie
zakończenie przesłuchania. Jeśli nie będziesz się mu przeciwstawiał, pod
warunkiem że nie nadużywają sytuacji, to zadziała jedynie na twoją i twoich
bliskich korzyść.
– Nie rozumiem…
– Walcząc z eliksirem
pokazujesz im, że twoje zeznania nie są szczere i kompletne, przez co tracą
swoją wiarygodność. A twoje słowa nie mogą stracić na wiarygodności, Harry.
Wiesz bardzo dużo, a oni muszą kupić wszystko, co im powiesz, żeby to piekło
szybko się skończyło.
– Draco mi tego nie
wybaczy…
– Draco ci nie
wybaczy, jeśli nie zeznasz na jego korzyść zgodnie z prawdą.
//*//
“Martwe ciało siostry już nie przyprawia jej o odruchy wymiotne.
Podobnie było z rozszarpanym ciałem męża, którego nie była w stanie
nigdzie zlokalizować. Przecież zginął tuż obok Belli!
– Kogo szukasz? – Usłyszała tuż przy uchu zimny szept. Wzdrygnęła się i
odsunęła gwałtownie, spoglądając na Lucjusza. Żywego. Z nietkniętym gardłem.
Mężczyzna machnął ręką, odrzucając trzymane dotąd za kark truchło
czarnego psa.
Nie udało mu się?!
– Czemu jesteś taka zdziwiona? – spytał Lucjusz, robiąc krok w jej
stronę. Narcyza wydała z siebie cichy jęk, cofając się o taką samą odległość.
Kolana zaczęły drżeć, sprawiając wrażenie, jakby zrobione były z waty. –
Spodziewałaś się, że ten kundel coś mi zrobi? – Złapał ją boleśnie za
nadgarstek, pociągając ku sobie.
Blondynka wpadła w ramiona męża, dygocząc ze strachu. Do jej nozdrzy
dotarł zapach ziemi. Dlatego odepchnęła się, spoglądając na wilgotny
czarnoziem. Zerknęła na umorusane dłonie, a następnie na boki. Praktycznie
zewsząd otaczała ją ziemia.
– Dobrze się bawisz?
Poderwała głowę ku górze, patrząc na zadowolonego męża. Lucjusz stał
przy krawędzi dołu, w którym – jak stwierdziła ze zgrozą – była uwięziona. Jej
różdżka leżała w jego dłoni.
– To będzie twój grób.
Machnął jej różdżką, a fałdy ziemi zaczęły wpadać do dołu, by pogrzebać
ją żywcem.”
//*//
Szczęk zamka
poprzedził otwarcie drzwi. Kobieta spojrzała na nieznanego aurora z ukrytym
zainteresowaniem. Puste dłonie tylko utwierdziły ją w przekonaniu, że było za
wcześnie na “drugi” posiłek.
– Wstań powoli z
łóżka i zbliż się. Tylko bez gwałtownych ruchów. Wolniej, powiedziałem! Głupia
baba!
Narcyza powstrzymała
się od zgryźliwego komentarza. Nie chciała w żaden sposób kusić losu.
Podeszła do niego
powoli i dała spętać nadgarstki zaklęciem – mocna lina ciasno związała się
wokół przegubów. Blondynka skrzywiła się nieznacznie, kiedy iskierka bólu
uciekła w stronę łokcia. Nie odezwała się jednak słowem. Pewnie i tak nie
dostanie od niego odpowiedzi, na jaką czeka.
– Idziemy – złapał
kobietę mocno za ramię i pociągnął. Przez chwilę prowadził ją wąskimi
korytarzami, mijając kolejne cele innych więźniów. Narcyza próbowała dyskretnie
przyglądać się poszczególnym drzwiom, mając nadzieję, że jakimś cudem rozpozna
te, za którymi uwięziony był jej syn.
– Szybciej! Nie mamy
dla ciebie wieczności, Wasza Wysokość!
Zacisnęła wargi, po
raz kolejny nie odpowiadając. Tym bardziej, że właśnie jej brak odpowiedzi
jeszcze bardziej złościł maga.
– Jaka szkoda, że
takich zołz jak ty nie możemy traktować specjalnie – warczał pod nosem. –
Powinnaś poczuć ból swoich ofiar…! Śmierciojady jak ty powinny bez
przesłuchania trafiać do Azkabanu, psia wasza mać. A nie, żerujecie jeszcze na
naszych pieniądzach i żyjecie sobie nie nękani przez nikogo. Zabiliście moje
młodsze siostry! Moja żona ledwo uszła z życiem, ale będzie niezdolna do
chodzenia do końca życia! Co to za sprawiedliwość?! Powinniście odpowiedzieć po
stokroć. Gdybym to ja…
Biadolił w ten sposób
przez całą drogę do sali przesłuchań. Otworzył z rozmachem drzwi i z brutalną
premedytacją wepchnął ją do środka.
– Dziękuję, Patricku
– odezwał się flegmatycznie jeden z dwóch aurorów czekających w środku. Drugą
osobą była znana Narcyzie kobieta, która odprowadzała ją pierwszego dnia do
celi i nieudolnymi testami próbowała sprowokować do pyskówki. Za którą z
pewnością chciała ją ukarać.
Patrick skinął głową
i bluzgając pod nosem, zamknął za sobą szczelnie drzwi.
– Proszę spocząć,
pani Malfoy. – Wskazał krzesło po drugiej stronie stołu, które bez protestu
zajęła. Zignorowała prychnięcie aurorki.
– Nie musisz być tak
miły dla tej wywłoki – powiedziała, łypiąc na nią nieprzychylnie.
Narcyza nie
prezentowała się teraz jakoś szczególnie. Niepielęgnowane włosy straciły część
swego blasku, rozczesywane nie szczotką tylko palcami nie były rozczesane tak,
jak być powinny. Nienawilżana skóra stała się nieznośnie wysuszona. A mimo to
czuła się pięknie w obecności młodszej kobiety. Ciemne, brązowe włosy
przypominały siano. Nie mówiąc już o przesuszonej, zaniedbanej – z własnej
winy, jak widać, nie z przymusu – skóry.
– Chciałem chociaż
przez chwilę stworzyć pozory miłego. – Wzruszył ramionami. Postawił przed
Narcyzą szklankę wody, do której wlał trzy krople eliksiru prawdy. Kobieta
przyjęła ją bez słowa i powoli, niespiesznie wypiła jego zawartość. – A więc
zacznijmy przesłuchanie. – Machnął różdżką w stronę leżącego przed nim
samopiszącego pióra, które natychmiast się podniosło. Drżało nieznacznie, jakby
niecierpliwie oczekiwało pierwszych słów, które dane mu będzie zapisać. –
Przesłuchanie w sprawie oskarżonej Narcyzy Malfoy. Mamy godzinę trzynastą
czterdzieści osiem. Dzień pierwszy kwietnia dziewięćdziesiątego siódmego roku.
Przesłuchują James Cornwood i Samantha Woles. Dla potwierdzenia… Nazywa się
pani…?
– Narcyza Malfoy –
odpowiedziała natychmiast.
– Brała pani udział w
bitwie, nie musi pani odpowiadać – dodał z nieszczerym uśmiechem, widząc, jak
otwiera usta. – Pani obecność na miejscu zdarzenia jest wystarczającym dowodem.
– Pewnie ciskała
klątwy w niewinne dzieci.
– Nie robiłam tego…
– Nie oszukasz nas!
Dokładnie sprawdziliśmy twoją różdżkę. Sporo się klątw narzucałaś, nie ma co. O
niektórych nawet nie słyszałam… Ale tak to jest ze śmierciożercami.
– Może po prostu pani
edukacja była uboga? – spytała, nim zdążyła się powstrzymać. Twarz Woles
zaczerwieniła się od gniewu.
– Rzucała pani
również zaklęcia niewybaczalne? – spytał James.
– Tak jak większość
uczestników bitwy.
– Masz na myśli
śmierciożerców, nie? Tylko oni byli w stanie rzucać bezkarnie niewybaczalnymi
na prawo i lewo.
– Nie wiedziałam
więc, że Harry Potter jest śmierciożercą – odparła z satysfakcją Narcyza.
Samantha zapowietrzyła się, niezdolna do jakiejkolwiek innej reakcji.
– Wykreśl dwie
ostatnie wypowiedzi – mruknął w stronę pióra, które natychmiast zaczęło
zakreślać poprzednie zdania w taki sposób, by nie dało się ich odczytać. – Z
racji tego, że odpowiedzi na kolejne pytania najwięcej wniosą do sprawy,
radziłbym odpowiadać na nie szczerze i szczegółowo, jeśli tego zażądamy. Czy to
jasne?
– Tak.
– Dobrze. – Cornwood
pochylił się nieznacznie w jej stronę. – Z czasu bitwy zarejestrowaliśmy siedem
zaklęć niewybaczalnych. – Narcyza uniosła ma to jedną brew. Ona sama pamiętała
co najwyżej o dwóch, jeśli miała też liczyć nieudane zaklęcie tuż przed śmiercią
jej męża. – Same Cruciatusy oraz szczątkowe zaklęcie uśmiercające. Skupmy się
właśnie na tym, bo to ciekawe. Nie zdążyła go pani rzucić? Kto panią
powstrzymał?
Nie uwierzą mi,
pomyślała, nim odpowiedź ułożyła się w jej głowie.
– Przed kompletnym
rzuceniem Avady na mojego przeciwnika, powstrzymałam się sama. Nie byłam w
stanie rzucić zaklęcia…
Woles prychnęła w
niedowierzaniu.
– W kogo pani
celowała? – dociekał mężczyzna.
– W mojego męża,
Lucjusza Malfoya.
Przez chwilę w
pomieszczeniu panowała cisza.
– Mam to rozwinąć?
– Nie trzeba… Mamy
już wystarczający obraz sytuacji. – Czyżby?, mówiło spojrzenie blondynki, które
auror zignorował. – Próbowała pani
zabić męża. – Powiedział to w taki sposób, jakby uważał to za dobry żart. –
Jednak nie była pani w stanie rzucić zaklęcia. Dobrze, że z pomocą przyszło
pani jakieś stworzenie, które skutecznie pozbawiło pani problemu, rozrywając mu
gardło. To bardzo ciekawe, bo chwilę wcześniej w ten sam sposób zginęła pani
siostra. Zbieg okoliczności?
Narcyza zagryzła
boleśnie wargę, nie będąc w stanie odpowiedzieć na pytanie.
– Czy to pani nasłała
to stworzenie na brata i siostrę? – zlitował się w końcu nad nią auror.
– Nie.
– Skąd się w takim
razie tam wzięło w dodatku tak idealnie zgrane z pani nieudanym zaklęciem uśmiercającym?
Kobieta znów nie była
w stanie odpowiedzieć. Szarpnęła się do tyłu, zaciskając zęby na dolnej wardze.
Nawet nie poczuła momentu, kiedy ją przegryzła, za bardzo skupiona na bólu
wywoływanym przez eliksir.
– Co to było? – Znów zlitował
się nad kobietą. W końcu nie mógł pozwolić, aby blondynka zrobiła sobie jakąś
trwałą krzywdę, bo to on za to tylko beknie. Tym bardziej, że jak na razie nie
mieli na nią zbyt wiele.
– Pies wyglądający
jak ponurak. – To nie było wystarczające dla eliksiru, skoro poznała prawdę. –
Animagiczna postać Syriusza Blacka.
– Ten, który wpadł za
Zasłonę Śmierci?
– Dokładnie tak.
– Bzdura! Eliksir
musiał przestać działać! Dodajmy jej jeszcze trzy krople.
– To nielegalne,
aurorko Woles.
– Ale…!
– W takim razie na
dzisiaj kończymy – odparł mężczyzna. – Jutro będziemy kontynuować, by wszystko
odbywało się zgodnie z prawem.
//*//
– Dyrektorze, to
chyba jakiś żart! – Black naskoczył na starca, gdy tylko ten stanął w salonie.
Harry spał w swoim pokoju, mimo że było popołudnie. Od wczorajszego
przesłuchania był potwornie przemęczony i wstawał tylko po to, by coś zjeść. –
Ci ludzie są nienormalni! Rozumiem, że we mnie na wejściu mogą wlać
veritaserum, w końcu od dawna mam na pieńku z prawem…
– Całkowicie
niezasłużenie, mój drogi Syriuszu.
– Tak, oboje to
wiemy, ale nie o tym teraz mowa. Oni użyli tego cholerstwa na Harrym! Tak nie
można! Dzieciak wystarczająco dużo przeszedł, nie mają prawa tak go traktować!
– Wiem doskonale, że
Harry bywa strasznie zamknięty w sobie. Skoro nie chciał współpracować, mieli
pełne prawo nakłonić go…
– PODALI MU DODATKOWĄ
DAWKĘ! – ryknął, nie przejmując się karcącym spojrzeniem starszego maga. – Do
tej pory dochodzi do siebie! Wiesz, jak wyglądał, jak go wreszcie wypuścili?!
Wykończony, zapłakany, ze zdartym gardłem… – Jego twarz wykrzywił grymas bólu.
– Ludzie nie wytrzymują nacisku trzech kropli, a ten głupi dzieciak walczył ze
zwiększoną dawką. Założę się, że nawet Smarkerus nie byłby w stanie przewidzieć
wszystkich skutków ubocznych, a ci debile ze szczątkową wiedzą…!
– Syriuszu, dosyć.
Możesz być pewny, że prowadzący jego przesłuchanie aurorzy odpowiedzą za
narażenie zdrowia Harry’ego. Postaram się też, by kolejni byli bardziej
kompetentni, ale to może trochę potrwać. Muszę działać ostrożnie, jednocześnie
w bardzo szerokim zakresie i kompleksowo… Niemniej jestem na dobrej drodze do
opanowania sytuacji w Ministerstwie. Przygotowywałem się do tego od dłuższego
czasu. Bardzo współczuję młodemu Harry’emu, ale z tego co widziałem, już
wszystko z nim w porządku. Obecnie i tak jest w lepszej sytuacji niż ci, którzy
są pod stałą obserwacją Ministerstwa. To o nich w pierwszej kolejności muszę
się zatroszczyć.
– Mówi pan poważnie?!
Więc zamierza pan siedzieć i patrzeć, jak Harry…
– Nie słuchałeś mnie,
Syriuszu – zwrócił mu uwagę mocniejszym tonem. – Interweniuję w tej sprawie,
więcej nie będą z niego na siłę wyciągać informacji. O ile się orientuję,
kolejne przesłuchanie ma w czwartek w południe, prawda? Do tego czasu rozmówię
się z odpowiednimi osobami. Jak to nie pomoże, to znajdę inny sposób, by
trzymać pieczę nad przebiegiem przesłuchania.
Nie sądził, że
Dumbledore będzie znał aż takie szczegóły… Jednak jak zawsze trzymał rękę na
pulsie, ta świadomość uspokoiła.
– Przepraszam, dałem
się ponieść emocjom.
– Przeprosiny
przyjęte. Jak już powiedziałem, rozumiem twoje wzburzenie. Skoro sprawę twojego
chrześniaka mamy już rozwiązaną, teraz czas na ciebie. Stwierdziłeś, że pewnie
i na tobie użyją eliksiru prawdy… Najprawdopodobniej tak. Nie ze względu na
twoją przeszłość, ale na skomplikowaną sytuację.
Syriusz skrzywił się
i podszedł do barku. Gestem zaproponował dyrektorowi szklaneczkę whiskey.
Machnął różdżką, posyłając butelkę i szklanki na stolik. Drugie machnięcie
sprawiło, że w każdej znalazła się spora bryłka lodu, a trzecie – napełniło
naczynia bursztynowym płynem. Zajął fotel naprzeciw swojego gościa i pociągnął
spory łyk.
– Nie da się tego
jakoś ominąć?
– Uwierz, że taki tok
wydarzeń będzie korzystniejszy. Przygotowałem listę pytań, które tobie zadadzą.
Niewykluczone, że zapytają o coś spoza niej, ale jest na tyle wyczerpująca, że
powinni przestać myśleć i ślepo za nią podążyć.
– Czyli rozumiem, że
mam im wyśpiewać wszystko, co wiem o Ariamie?
– Nie do końca
wszystko, ale z pewnością to, co będzie nam potrzebne, by szybko zakończyć
wasze rozprawy.
– A mój udział w
bitwie? Mogę mieć kłopoty, jak dowiedzą się, do czego wykorzystałem swoją
animagiczną postać.
Tym razem to dyrektor
pociągnął łyk ognistej.
– Nie będziesz miał
kłopotów.
– A jeśli uznają mnie
za niepoczytalnego – znowu – i zabronią zbliżać się do Harry’ego?
– Nie zabronią.
Dopilnuję tego. Nie ty jeden zabiłeś kogoś tamtej nocy. To była pełnoprawna
wojenna bitwa. Obowiązują wtedy zupełnie inne zasady moralne. Walczyłeś po
naszej stronie, wykorzystałeś swoje atuty, wypełniałeś moje polecenie, znacznie
zredukowałeś liczbę naszych ofiar – te rzeczy są ważniejsze niż naruszenie
umownych zasad wykorzystania animagicznej postaci.
//*//
Drzwi zamknęły się z
trzaskiem, kiedy Narcyza wyłamywała sobie palce. Usiadła na twardej,
trzeszczącej pryczy, próbując uspokoić szalejące emocje. To nie mogła być
prawda!
“Twój syn przyznał się do służenia Sami-Wiemy-Komu. Jak sądzisz, zobaczy
kiedykolwiek blask słońca zza krat Azkabanu?”
Skuliła się. Palce
wczepiła we włosy, szarpiąc za nie. Nawet nie zarejestrowała, że wyrywa je z
głowy.
Wydała z siebie
bliżej nieokreślony dźwięk – coś na kształt jęku niedowierzania i bólu.
“Twoi synowie to wierne kopie Lucjusza, prawda? Biorąc pod uwagę, jak
obydwoje próbowali się zabić”
Co się tam stało?!
Czy Draco naprawdę walczył z Ignissem? To przez Iga prawie się wykrwawił?
…
Ale co w takim razie
zrobił Draco, że Igniss skończył w takim stanie?!
I kim do cholery był
Ariam?!
W którym momencie z
ich ust wychodziły oszczerstwa? Gdzie ma doszukiwać się podstępu?
Ciałem kobiety
wstrząsnął płacz.
Zrozpaczony krzyk
wypełnił małe pomieszczenie, odbijając się od ścian i wracając do niej ze
zdwojoną siłą.
//*//
Cornwood oderwał
wzrok od pliku dokumentów i
przeniósł go na szeroko uśmiechniętą partnerkę.
– Przystałem na tą
taktykę, bo liczyłem na nowe informacje. A ona nie dość, że nie powiedziała nic
więcej, to jeszcze nabrała wody w usta… kosztem własnego zdrowia. – rzucił
niezadowolonym tonem. – Teraz musimy odczekać trzy dni, zanim znów weźmiemy ją
na przesłuchanie.
– Ale widzisz jak się
załamała? To idealnie się składa, zostawimy ją tak jeszcze przez jakiś czas i
wtedy przyciśniemy. Nie sądzisz, że za okruchy informacji o którymś z synów,
zdradzi nam wszystko z najdrobniejszymi szczegółami?
– To wbrew zasadom. I
zakrawa o znęcanie nad więźniem – zauważył.
Woles machnęła ręką.
– Przecież jej nie
dotknę.
– Znęcanie
psychiczne.
– Oj, daj spokój!
Wierzysz w te brednie, że niby odeszła od męża i przyłączyła się do
Dumbledore’a?
– Nie wierzę, ale nie
znaczy to, że możesz podawać jej nieprawdziwe wiadomości dla własnej
satysfakcji.
– Że niby kiedy to
zrobiłam? – warknęła, patrząc na niego z wyzwaniem.
– W chwili, kiedy
powiedziałaś o wyroku młodszego syna. Nie mamy wglądu w jego sprawę.
– To tylko kwestia
czasu, nim skażą chłopaka. Co z tego, że wyprzedzam fakty.
//*//
– Malfoy, wstawaj!
Blondyn podniósł się,
zaciskając zęby. Maść od gogusia w ogóle mu nie pomagała. Zupełnie jakby jego
organizm przyzwyczaił się i przestał reagować na tak słaby bodziec.
Spojrzał na
nieznanego mężczyznę, spinając się bezwarunkowo.
– Kim…?
– Zamknij się i wstawaj
– warknął czarodziej, zniecierpliwiony, że Draco nie wykonuje jego poleceń od
razu. – Oczyścili cię z zarzutów.
Wstał pośpiesznie,
zapominając o ranie, dopóki ból nie przeszył jego ciała.
– Pójdziemy odebrać
twoją różdżkę, a potem odprowadzę cię do magomedyka w świętym Mungo. I żadnych
pytań – dodał ostro, widząc, że otwiera usta. – I tak nie udzielę ci
odpowiedzi.
//*//
Kobieta, która miała
się nim zająć, była przerażona stanem jego rany. Podzieliła się z nim swoim
zdaniem na ten temat. Gdyby Draco trafił do niej od razu wystarczyłoby parę
godzin na wyleczenie rany, choć ból mógłby odczuwać jeszcze przez kilka
kolejnych dni. A tak to trzeba oczyścić ranę i dopiero przyśpieszać jej
gojenie. Jak nic dwa dni roboty. No, może trzy. Do tego doliczyć przynajmniej
tydzień uważania na siebie i wychodzi na to, że będą musieli obchodzć się z nim
jak z jajkiem.
Świetnie.
Chociaż z drugiej
strony, może Harry będzie mógł posiedzieć troszkę przy nim i pobawić się jego
włosami. Albo porobić cokolwiek, co było związane z obecnością Gryfiaka.
//*//
Minęło pięć dni od
bitwy. Od trzech dni Syriusz i Harry wpadali do ministerstwa z nadzieją, że
może dziś wrócą z Draco lub Narcyzą, ale nadaremno. Zarówno drugie
przesłuchanie Harry’ego jak i pierwsze przesłuchanie Syriusza miały się odbyć
dziś w okolicy południa, więc obaj obudzili się skoro świt i właśnie jedli
śniadanie w iście wisielczych humorach.
Jakie było ich
zdziwienie, gdy w kuchni pojawił się Artur Weasley.
– Widzieliście już
poranne wydanie Proroka?
– Nie czytam tego
rynsztokowego pisadła – prychnął Syriusz.
– Tak sądziłem… Mam
radosną wiadomość do przekazania. Knot podał się do dymisji!
– To kto wejdzie na
jego miejsce?? – spytał zdumiony Harry.
– Kingsley
Shacklebolt i już wszedł. Od pół godziny jest nowym ministrem magii. Już w
pierwszych minutach swojej kadencji wydał rozporządzenie, zgodnie z którym do
każdego przesłuchania ma zostać wyznaczony trzeci auror wybrany osobiście przez
przesłuchiwanego lub przydzielony losowo w celu nadzorowania prawidłowego
przebiegu przesłuchania.
– Czy to nie podważa
kompetencji tych, co już je przeprowadzają? – Harry spojrzał po dorosłych.
– Owszem, dlatego
wszyscy szykują się na burzę. Ale Kingsley ją wytrzyma, wie o co i z czym
walczy.
– Chcesz powiedzieć,
że teraz wyglądają jak kilkanaście lat temu…?
– Chyba nie jest aż
tak źle, ale wiem, że dyrektor walczy, by odsunąć od przesłuchań tych
najgorszych. Wciska naszych ludzi, gdzie się da. Tonks już praktycznie nie
opuszcza ministerstwa. Dzień w dzień przekazuję jej posiłki od Molly.
– Wiesz co z Remusem?
Jego też już wzięli na przesłuchania i za nic nie chcą udzielić mi o nim
informacji...
– Póki co trzymają go
w areszcie. Jego nie dotyczy nasze prawo, więc traktują go jak chcą. I nawet
Tonks nie może wziąć udziału w jego przesłuchaniach, bo są ze sobą zbyt blisko.
Na szczęście przydzielili mu człowieka, którego i tobie polecam.
– Czyli naprawdę mogę
wybrać kogoś, kto będzie nadzorował moje przesłuchanie? – Syriusz spojrzał z
nadzieją na starszego czarodzieja.
– Przecież dopiero co
to powiedziałem. Tak, Syriuszu, niestety nasi aurorzy mają już pełne grafiki,
jednak Smith, którego ci polecam to porządny auror z mocnym kręgosłupem
moralnym.
– A co z Harrym? Jemu
też musimy kogoś znaleźć.
– U niego będzie to
wyglądało nieco inaczej. Za twoje – zwrócił się bezpośrednio do nastolatka –
przesłuchanie będą odpowiedzialni nasi, a jedynie auror nadzorujący będzie
osobą z zewnątrz. Będziesz w dobrych rękach, Harry.
– Ale to że będą cię
przesłuchiwać nasi, nie oznacza, że jesteś zwolniony z zeznawania – przestrzegł
chrześniaka Black.
Harry odsunął od
siebie prawie pełny talerz. Stracił ochotę na jedzenie, nie żeby wcześniej ją
miał.
– Rozumiem…
//*//
Kobieta z hukiem
wpadła do gabinetu kolegi.
– Zabrali nam sprawę!
Odłożył filiżankę
herbaty na spodek i spojrzał na rozszalałą szatynkę.
– Wiem. Zostałem
poinformowany o tym tak samo jak ty.
– Więc czemu jesteś
taki spokojny? Już prawie ją mieliśmy! Gdyby dali nam troszkę czasu…
– To już nie nasza
sprawa. Możesz jedynie poprosić aurorkę Tonks, by pozwoliła ci towarzyszyć jej
w przesłuchaniach.
– Ona jest za młoda!
Czemu akurat jej dostała się ta sprawa?!
– Spytaj ministra. To
Kingsley przekazał jej sprawę Narcyzy Malfoy. Moody zajmie się Snapem i jego
córką. A za dalsze przesłuchiwanie Harry’ego Pottera będzie odpowiadał sam
minister wraz z Tonks.
– Że co?! Przypadnie
jej jeszcze przesłuchiwania Pottera?!
– Cóż… To i tak już
nie nasza sprawa.
//*//
Syriusz łypał
nienawistnie na stojących przed nim aurorów. Pamiętał ich aż za dobrze choć
ostatni raz widział ich jakieś piętnaście lat temu, gdy właściwie bez
przesłuchania skazali go na Azkaban. No, nie licząc McLagena którego widział
parę dni temu… Bydlak śmiał podnieść rękę na jego kobietę. Gdyby nie
przytrzymujący go z tyłu za ubranie Lupin, rzuciłby się wtedy na niego. Na
szczęście dziś była tu tylko ta dwójka. I nadzorujący wszystko auror Smith.
– Pretchett i
Shortleg, to wy wciąż tu pracujecie? Myślałem, że zwolnią was za niekompetencję
i wtrącenie niewinnego do Azkabanu. Musicie mieć mocne plecy. Ale nie martwcie
się, gdy tylko zostanę przywrócony oficjalnie do życia, zadbam by
sprawiedliwości stało się zadość.
– Śmiesz grozić
pracownikom Ministerstwa, Black?
Syriusz założył nogę
na nogę i odchylił się na krześle. Uśmiechnął się paskudnie.
– To nie groźba, to
przysługa. Wytoczę wam w pełni legalny proces i zniszczę was prawem, którego
przysięgaliście dopełniać.
– Gdzie ty tu widzisz
przysługę? – rzucił cierpko pobladły mężczyzna na oko z sześć lata starszy od
Syriusza.
– Przecież pomogę wam
zaprowadzić sprawiedliwość. Z waszym wyczuciem moralności, o którym tyle
pieprzyliście na mojej rozprawie, z
pewnością strasznie cierpieliście przez ostatnie piętnaście lat. W końcu
pozostawaliście bezkarni wobec własnej zbrodni. Wobec zniszczenia życia
niewinnemu człowiekowi.
Stojący z tyłu sali
mężczyzna w podeszłym wieku uśmiechnął się lekko i pokręcił głową. Gdy na
wyraźną prośbę Blacka został wyznaczony do nadzorowania jego przesłuchania,
spodziewał się wrzasków i rozróby. O Syriuszu Blacku wiedział jedynie z
opowieści i nie były to zbyt pochlebne opinie. Tymczasem siedzący przed nim
mężczyzna nie wyglądał wcale na szaleńca. Za to zdecydowanie zaszachował tych
dwóch nadgorliwców.
Podszedł do
siedzącego na krześle świadka i podstawił mu pustą szklankę, do której na jego
oczach wlał wodę oraz trzy krople bezbarwnego eliksiru. Syriusz patrzył na
szkło z nieukrywanym obrzydzeniem.
– Proponuję zacząć
przesłuchanie, panie Black. Im szybciej zaczniemy, tym szybciej będzie pan mógł
wrócić do domu.
– Wypiję to tylko
dlatego, że pan tu jest, aurorze Smith. Artur ręczył za pana, więc wierzę, że
wszystko przebiegnie, jak powinno. Jednak jeśli nadużyjecie sytuacji – górna
warga drgnęła jakby miał zaraz zawarczeć – zadbam, żebyście żałowali tego do
końca życia.
Nie czekając na
odpowiedź, wypił duszkiem zawartość szklanki.
– W takim razie,
zacznijmy przesłuchanie.
Smith wrócił na swoje
miejsce, obserwując, jak pozostali dwaj aurorzy siadają po drugiej stronie
stołu. Wyraźnie stracili resztki humoru. Shortleg wręcz zaczął się pocić.
Samopiszące pióro
zawisło w pogotowiu nad zwojem pergaminu. Pretchett spojrzał na
przesłuchiwanego znad zwoju z pytaniami.
– Kim pan jest?
– Mężczyzną, artystą
dowcipów, Gryfonem, czarodziejem, synem Oriona Blacka i Walburgi Black z domu
Black, a zatem nieoficjalną – bo podobno martwą – głową rodu Blacków,
człowiekiem, psem… dużo tego – wyliczał wypranym z emocji głosem, pozwalając
eliksirowi działać. – W skrócie, Syriuszem III Blackiem.
– Psem? – powtórzył
Shortleg, unosząc brwi. – Żartuje sobie pan?
– Nie – znów
monotonna odpowiedź. – Wielki czarny pies podobno przypominający ponuraka to
moja animagiczna forma. Sądziłem, że kto jak kto, ale osoby, które wtrąciły
mnie do więzienia, będą zainteresowane moją rozprawą oczyszczającą. Ujawniłem
wtedy tę informację.
– Ponurak, co?
– Tak.
– To nie było
pytanie.
Syriusz uśmiechnął
się kpiąco.
– Kontynuujcie
porządnie przesłuchanie, musimy się zmieścić w czasie trwania tej dawki. Chyba
nie muszę wam przypominać, że podanie dwóch pod rząd jest nielegalne, prawda? –
Smith upomniał młodszych kolegów po fachu. – Dostaliście listę z pytaniami,
trzymajcie się jej.
Pretchett prychnął
niezadowolony, ale spojrzał na zapisany arkusz. Było na nim przynajmniej z
kilkadziesiąt, jak nie ponad sto szczegółowych pytań. Nawet gdyby się sprężyli,
wątpił, czy zdążą z całością przed wyczerpaniem działania veritaserum. Czekało
ich więc przynajmniej kilka sesji z tym cholernym żartownisiem.
~*~
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ci cholerni aurorzy powinni zostać wyrzuceni, ale nowy minister i nowe zasady więc już prawo nie będzie łamane czy naginane... ale Syriusz pięknie poradził sobie z tą dwójką aurorów...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika