~*~
– Jak to możliwe, że Galena spełniła polecenie
Harry’ego? – Charlie przyjrzał się wtulonym w siebie nastolatkom. – Chowańce
powinny słuchać wyłącznie swojego pana.
– Galena jest specyficzna. Przez parę miesięcy chodziłem z Harrym do
jej gniazda i mówiłem jej, że jest ważny i ma go słuchać.
– Niebywałe… Nawet
jako chowańce, smoki nie przestają zadziwiać. – Trzeba by być ślepcem, by nie
zauważyć szczerego podziwu, wręcz zachwytu na twarzy Charliego.
– Jak zaczniesz do
niej wzdychać…
– Porąbało cię,
George?
– Ja tylko ostrzegam.
I jestem Fred.
– Masz rozdarty
rękaw, a Fred nie, więc tym razem mnie nie wkręcisz, to raz. Dwa, nieśmieszne.
Normalnie pewnie by
się z tego zaśmiał, sam czasem żartował ze swojej miłości do smoków, ale teraz
kompletnie nie miał na to nastroju.
– Jak pojawią się
aurorzy i cię zabiorą, lepiej żeby Galeny nie było w pobliżu. Jeśli spróbuje
ich zaatakować, zostanie pewnie stracona. A ty będziesz miał kłopoty.
– Podejrzewam, że
schowała się w swoim gnieździe… Myślisz, że będą przeczesywać dokładnie
Zakazany Las?
– Będą szukać zbiegów
– zauważył Ron.
– Pewnie wiele
wilkołaków się tam ukryło…
– … jeśli tylko udało
im się przeżyć i uciec – dodali bliźniacy.
– Cholera… muszę do
niej iść – mruknął, ale nie zrobił nic, by podnieść się z miejsca.
– Nigdzie nie idziesz
– zaprotestował Harry. – Będziesz tu leżał, póki nie zabiorą cię do szpitala.
– Nie widziała mnie długo… Pewnie się miota… Jak zobaczy obcych w
gnieździe to od razu zaatakuje.
– To ja do niej
pójdę, jestem w lepszym stanie niż ty.
– Jak ktoś zobaczy,
że idziesz do lasu, Harry, to z pewnością będą się zastanawiać po co i pójdą za
tobą – zauważyła Ginny.
– Ale jeśli nie
pójdzie do niej ktoś, kogo dobrze zna, to będzie szaleć – skontrował Charlie. –
Trzeba zaryzykować. Trzeba też zobaczyć, czy nie jest ranna.
– Może być ranna. Była strasznie pobudzona i nieostrożna. – Draco
spojrzał na Harry’ego. – Pójdziesz tam do niej, Harry? Proszę?
– Już powiedziałem,
że pójdę, nie musisz prosić. – Ścisnął jego dłoń. – Tylko co potem? Nie
schowamy jej przecież przed aurorami.
Draco przełknął
ślinę, zastanawiając się nad rozwiązaniem.
– Może… Może Masaki będzie w stanie ją zabrać? Chociaż nie wiem, czy
będzie miała dla niej miejsce w Azylu.
– Poczekajcie –
rzucił Charlie i ruszył przez salę w kierunku gburowatego magomedyka. Rozmawiał
z nim przez chwilę przyciszonym głosem. W końcu Chris skinął kilkukrotnie głową
i machnął ręką, jakby Charlie był natrętną muchą. Rudzielec wrócił na swoje
miejsce. – Możemy ją zabrać do rezerwatu. Chris stwierdził, że skoro pozwolili
nam nawet wypożyczyć smoki do walki, to nie będą robić problemu o tymczasowe
przechowanie innego. Szczególnie takiego jak Galena. To jak?
– Tylko, że tam nikogo nie zna… Będzie strasznie agresywna… Chyba że
pójdziesz do niej z Harrym i pozna cię z nią.
– Oczywiście że
pójdziemy do niej obaj.
//*//
– Ale tam głośno.
Chyba świętują zwycięstwo Harry’ego – stwierdził Remus, nim wszedł wciąż z
Tonks na plecach przez otwarte przez Alice drzwi.
– A co innego mogliby
świętować? – prychnął Zabini.
Po tym jak smoczyca go uratowała i sytuacja się uspokoiła, od razu
pobiegł do miejsca, gdzie była… gdzie leżała Pansy. Wziął ją w ramiona, nie
przejmując się, że brudzi ubranie jej zastygłą, zimną krwią. Chciał jedynie być
przy niej, ostatni raz tulić jej ciało do siebie, wdychać zapach jej ciała i
przez chwilę udawać, że nie czuje zapachu ziemi, krwi. A jej ciało jest tak
cudownie ciepłe.
Hermiona z Alice stały za nim bez słowa, nie śmiąc przerwać chłopakowi
jego pożegnania. Zgodnie obserwowały otoczenie na wypadek zagrożenia, ale to
nie miało już nadejść.
Słyszały pojedyncze pociągnięcia nosem i mamrot towarzysza walki.
Hermiona była pewna, że kilka razy zdołała usłyszeć krótkie przepraszam ze
strony ciemnoskórego czarodzieja.
W takim stanie
znalazła ich pani Malfoy wraz z Remusem i Tonks na jego plecach. Narcyza
podeszła do chłopaka i położyła mu rękę na ramieniu. Kazała mu wstać z
dziewczyną na rękach i udać się z resztą do Wielkiej Sali. Sama ich z kolei
zostawiła, tłumacząc, że musi jeszcze kogoś znaleźć.
Ślizgon wyminął
wszystkich i sztywnym krokiem podszedł do miejsca, gdzie kładziono ciała
poległych.
//*//
– Hermiona! Profesor
Lupin! – zakrzyknął Harry, gdy już byli niedaleko. – Co się stało Tonks?
– Nic, po prostu nie
chciało mi się iść – odparła, zeskakując swojemu partnerowi z pleców i
chwytając go pod ramię.
– Nie ma to jak bycie
leniem w czasie bitwy – burknął Zabini, dołączając do towarzystwa. Rzucił
chłodne spojrzenie leżącemu przyjacielowi, który dopiero na dźwięk jego głosu
otworzył oczy.
– Jak trwała, to
dawałam z siebie wszystko, gnojku.
– Dora – odezwał się
spokojnie, ale stanowczo jej partner.
Kobieta wydęła
policzki i mocniej objęła jego ramię, ale nic nie powiedziała. Odprowadziła
wzrokiem Hermionę, która po kolei uściskała Rona i Harry’ego.
– Blaise? – Draco
spojrzał czujniej na przyjaciela i na plamy na jego szacie. – Co się… – Chciał
spytać, ale zaniechał tego. Czarny scenariusz pokazał się przed jego oczami i
za nic nie mógł go od siebie odrzucić. – Gdzie jest Pansy? – spytał,
podświadomie domyślając się, jaką odpowiedź usłyszy. Blaise nigdy nie
zostawiłby jej samej.
Ciemnoskóry
czarodziej wymownie spojrzał w konkretnym kierunku, a Draco przełknął rosnącą w
gardle gulę.
– Blaise…
– Nie odzywaj się do
mnie, pierdolony zdrajco! – krzyknął, podchodząc szybkim krokiem do blondyna. –
To twoja wina – wycedził, łapiąc za kołnierz koszuli. – To przez ciebie nie
żyje!
– Puść go! – Harry
chwycił go za pięść, drugą ręką odgradzając go od Draco. Przyjaciel czy nie,
nie pozwoli nikomu szarpać jego chłopaka tuż pod jego nosem. Zwłaszcza gdy był
ranny!
– Co? – sapnął
zaskoczony Malfoy, nawet nie próbując się bronić. W uszach jedynie odbijała się
myśl, że jego przyjaciółka nie żyje, a przyjaciel obwinia o to jego.
– Zabini, do cholery,
zabieraj łapę! Draco ma rozcięty brzuch – syknął Gryfon, próbując odczepić jego
palce. Bezskutecznie.
– Niech się cieszy,
że tylko brzuch! – krzyknął, rzucając Potterowi nienawistne spojrzenie. – Pansy
miała przegryzioną tętnicę! Gdyby ten chuj, który śmiał się nazywać moim
przyjacielem…
– Blaise, Galena by
jej nie pomogła! – wtrąciła się Hermiona pełnym współczucia tonem. – Gdy
Grayback zaatakował, Galeny nie było nawet na błoniach!
– Przecież wiem! –
krzyknął ze łzami w oczach. – Nie jestem idiotą! Ale ona… – Wziął drżący wdech,
pociągając nieelegancko nosem. – Ona…
Blondyn wyciągnął
dłoń, kładąc ją na zaciśniętej na jego koszuli pięści. Harry jedynie trochę
przesunął swoją, było mu żal chłopaka, ale mu nie ufał.
– Blaise – mruknął,
przesuwając rękę ku łokciowi. – Blaise… przepraszam. Ale w tym wypadku nikt nie
był w stanie jej ocalić… Oddałbym wiele, żeby to nie ona padła jego ofiarą.
Żeby mogła tu być… Ale czasu nie zmienimy.
Ślizgon pokręcił
głową, siadając przy Draco. Oparł czoło o jego ramię, nie odpowiadając przez
dłuższy moment. W końcu wyprostował się, a po jego załamaniu nie było już
śladu.
– I tak uważam, że
jesteś chujem, że nas nie wtajemniczyłeś.
//*//
– Cyziu! – zakrzyknął
Black, dostrzegając przed sobą kuzynkę. Przyspieszył kroku, by jak najszybciej
ją dogonić.
Kobieta odwróciła się
i rzuciła mu z początku gniewne spojrzenie, które zaraz zmieniło się w
zaskoczone.
– Co to za miecz?
– Nasza zaginiona
pamiątka rodzinna. Choć jeszcze do niedawna nikt o niej nie wiedział. Jesteś
cała?
– Tak. – Posłała
kuzynowi łagodny uśmiech.
Podszedł do niej i
przytulił mocno.
– A ty co tu robisz?
Miałeś zostać w domu, o ile dobrze pamiętam.
– Miałem być
niewidoczny na polu bitwy. Widziałaś mnie gdzieś?
– Ja nie, ale Harry
już tak.
– Harry to Harry,
większość mnie nie widziała. Widziałem twoją walkę z Lucjuszem… Byłaś piekielnie
dzielna. I wreszcie jesteś wolna.
– Chwila… jak to
widziałeś? Więc musiałeś widzieć też to stworzenie. – Złapała kuzyna za
ramiona. – Widziałeś je?
– Nie widziałem.
– Nie rób tak… Tak
naprawdę to stworzenie zrobiło wszystko – mruknęła, wzruszając ramionami. – Ja
mogłam tylko leżeć na ziemi i patrzeć.
– W ramach
podziękowania wystarczy pocałunek od pięknej pani. – Posłał jej psotne
spojrzenie.
– Słucham? O czym ty
bredzisz? – Otworzyła szerzej oczy. – Jesteś gdzieś ranny? – spytała,
przesuwając dłonie na tył jego głowy, by sprawdzić czy nie ma tam żadnych
obrażeń.
– Jak już trzymasz
tam rękę, to możesz podrapać mnie za uszkiem. – Jego wargi zadrżały od
powstrzymywanego uśmiechu.
– Co ty, piesek, żeby
cię za usz… żartujesz… – szepnęła, zastygając.
– Hau, hau.
Zamerdałbym ogonem, ale w tej postaci się nie da. – Wesołość w jednej chwili z
niego wyparowała. – Mieliśmy szczęście, że Bella i Lucjusz byli obok siebie.
Nie chcę myśleć, co by było, gdybym się spóźnił. Mimo że byłem obok i tak udało
mu się…
Nie dokończył, bo
kobieta przyciągnęła go do pocałunku, choć ich usta się nie spotkały. W
ostatniej chwili obrócił twarz, by jej usta trafiły w jego policzek.
– Żartowałem z tym
całowaniem – w tym momencie, oczywiście. Nie zliczę, ilu osobom skoczyłem do
gardła. Ale! Obiecuję, że to nadrobimy, jak tylko umyję zęby... przynajmniej
tysiąc razy.
– Och… – sapnęła z
zakłopotaniem. – Nie pomyślałam o tym… Przepraszam.
– Daj spokój, to było
miłe. I bądź pewna, że zgłoszę się po niego w bardziej dogodnej chwili.
– Wierz mi, że dam ci
go, kiedy tylko zechcesz. Wracamy do chłopców?
//*//
– Nigdzie jej nie widziałem.
Kobieta spojrzała
bratu w oczy, na chwilę przestając go opatrywać.
– Nic jej nie jest – odparła z pewnością w
głosie, wracając do swojego zajęcia. We Francji była znaną magomedyczką,
chociaż od prawie dwóch nie pracowała w zawodzie, skupiając się na dobrej
zabawie. Zresztą fortuna po rodzicach i pensja brata były wystarczające, by nie
musiała przejmować się pieniędzmi.
– Myślisz, że naprawdę walczyła ze swoim
mężem? – spytał, krzywiąc się na myśl o samotnie walczącej kobiecie.
– Wszystko będzie okej, głupi braciszku.
Narcyzka jest silna. Pozbędzie się go raz na zawsze, a ty będziesz mógł w końcu
do niej bezkarnie startować, a nie tylko wzdychać z daleka.
– Wcale do niej nie wzdych… – umilkł,
widząc spojrzenie jej siostry. – Dobra,
wzdycham do niej… i dlatego się o nią tak martwię.
– Rémy… Właśnie pojawiła się w wejściu. Co
prawda nie jest sama, ale…
Rémy poderwał się ze
swojego miejsca i szybkim krokiem podszedł do idącej obok jakiegoś bruneta
kobiety. Porwał Narcyzę w swoje ramiona i nim ta zdążyła w jakikolwiek sposób
zareagować, pocałował ją. Nie minęła sekunda, jak ktoś szarpnął go za kołnierz
i odciągnął.
– Mogę wiedzieć, co
ty wyrabiasz? – wywarczał Syriusz, odpychając go.
– Co ci, facet? – spytał mężczyzna, nie
mając zamiaru przechodzić na angielski. – Narcyziu,
tak bardzo się cieszę, że nic ci nie jest – zwrócił się do zakłopotanej kobiety.
– Narcyziu? – powtórzył z jadem. –
Narcyzo, kim jest ten nieznający swojego
miejsca Francuzik?
– Rémy… – szepnęła Narcyza. – To było dość niespodziewane, nie sądzisz?
Zresztą nieważne… Gdzie…
– Tylko tyle masz mu do powiedzenia?! –
spytał z wyrzutem Black.
– Syriuszu, proszę… – Blondynka posłała mu
proszące spojrzenie. – Nie teraz. Gdzie
jest Blanche?
– Tu jestem – odparła kobieta, patrząc z
ewidentnym szokiem na Syriusza. – Siri…
– Kopę lat, Blanche, czyli ten natręt to naprawdę twój brat. Już go wolałem
jak wył po kątach, gdy przestawał być w centrum zainteresowania.
– Znacie się? – spytała z zaskoczeniem
pani Malfoy.
– Mieliśmy okazję się poznać. Zadbałem o to,
ktoś w końcu musiał mi dostarczać informacji o tobie, skoro wszyscy w kraju
mieli trzymać nas od siebie z daleka.
– Słucham? – Spojrzała na przyjaciółkę,
szukając u niej zaprzeczenia lub potwierdzenia – sama nie wiedziała na co
bardziej liczyła. – Blanche?
– To stare dzieje, nawet nie wyszłaś wtedy
jeszcze za Lucjusza.
– Pomagałaś mu, siostruniu? – spytał z
niedowierzaniem szatyn.
– Na szczęście jestem już dużym chłopcem i nie
potrzebuję więcej pomocy, by wa...
– Co to miało znaczyć?! – Belmont spojrzał
nienawistnie na Syriusza.
Syriusz zamrugał i
spojrzał po kobietach.
– Czy z moim francuskim jest tak źle, czy to
on jest opóźniony umysłowo i nie zrozumiał, że mówiłem o młodym sobie?
– Syriuszu! – fuknęła Narcyza.
– To było zwyczajne pytanie. – Wzruszył
niedbale ramionami.
– Gwarantuję ci to jako magomedyk, że mój brat
nie jest opóźniony w żadnym stopniu – dodała od siebie Blanche, posyłając
bratu kuksańca.
– Skoro tak, to nie wymaga taryfy ulgowej… –
Zrobił krok w kierunku Francuza i chwycił go za szczękę. – Odpieprz się od mojej kobiety albo następnym razem nawet magomedyk ci
nie pomoże, rozumiemy się? – Wbił w niego wyjątkowo nieprzyjemne i
obiecujące cierpienie spojrzenie.
– Twojej kobiety? Narcyza nie jest niczyją
własnością, dupku!
– Remy! Proszę! – Narcyza stanęła przy szatynie,
łapiąc go za rękę. – Uspokój się. Syriusz
nigdy nie potraktowałby mnie przedmiotowo, nie musisz się o to martwić. Potem
wam o wszystkim opowiem, ale na razie muszę wracać do syna.
– Dobrze… trzymam cię za słowo – odparł
niechętnie.
Narcyza odwróciła się
do kuzyna, posyłając mu ciepłe spojrzenie. Objęła go za ramię i razem ruszyli w
stronę Harry’ego i Draco.
//*//
– Nie spieszyliście
się. Niedługo mają się tu pojawić aurorzy…
– Pieski Knota –
burknęła Tonks.
– …żeby zabrać ludzi
na przesłuchania – dokończył Lupin, zatrzymując spojrzenie na przyjacielu.
– Świetnie –
prychnął, mając w pamięci swoje dotychczasowe doświadczenia. Chyba był więcej
niż jeden powód, dla którego miał się nie pokazywać w trakcie bitwy...
– Można było się
spodziewać, że pojawią się, jak będzie po wszystkim – dodała od siebie Narcyza,
podchodząc do syna. – Miałeś odpoczywać – powiedziała z wyrzutem, widząc go w
pełni rozbudzonego.
– Trochę się
przespałem. Poza tym nie robiłem żadnych gwałtownych ruchów ani też nie
próbowałem wstawać – dodał blondyn, patrząc na matkę niewinnie. – Naprawdę już
wystarczająco dużo się wykrwawiałem. Nie potrzebuję powtórki z rozrywki.
– Po prostu martwię
się o ciebie wiesz. Omal nie straciłeś życia i uparcie twierdzisz, że nie
wiesz, kto cię zaatakował.
– Naprawdę nie wiem –
burknął blondyn, krzyżując ręce na piersi. Nie miał zamiaru mówić matce prawdy.
To by złamało jej serce… A już wystarczająco bała się o niego czy Iga.
– Twój syn chciał
przez to powiedzieć, że go nie zna. Na szczęście wiemy już, że sprawca został
unieszkodliwiony. – Syriusz poprawił chwyt na rękojeści. – Mogłabyś wezwać tu
ten worek starych kości, żeby zabrał go do kwatery? – Uniósł sugestywnie
trzymany miecz. – Nie powinien trafić w ręce Ministerstwa, bo już go nie
zobaczymy, a to przydatne cacko.
– Dobrze… – przyjęła
od niego ostrze, przywołując gburowatego skrzata. Stworzenie spojrzało na
wszystkich oprócz Narcyzy z pogardą i zabrało miecz, zapewniając kobietę, że
zostanie dobrze schowany.
– Okej, a teraz kto
mi powie, gdzie jest mój chrześniak? Hermionę i Rona widzę przy reszcie
Weasleyów, ale Harry’ego wcięło.
– Nie masz się o co
martwić, Łapo. Poszedł z jednym z synów Artura do smoka Draco.
– Tego który poleciał
do Zakazanego Lasu? Do którego spieprzyli poplecznicy Voldemorta?
– Ledwo żywi i
gonieni przez naszych – przypomniała mu Tonks. – Są we dwóch, dadzą sobie radę.
– Oczywiście, że
dadzą – prychnął – Harry nie dałby się tak głupio zabić. Niemniej twoje “nie
martw się”, Luniaczku, było cokolwiek naciągane.
//*//
Aurorzy weszli do
Wielkiej Sali, przechadzając się między uczniami. Co jakiś czas któryś się
zatrzymywał, pytając o imię, które pojawiało się na trzymanym w rękach
pergaminie.
Dwóch z nich podeszło
do grupki zebranej wokół Harry’ego, który
ledwo co wrócił od Galeny.
– Imiona – polecił
jeden, patrząc na swoją listę. Drugi w tym czasie omiótł wzrokiem
zgromadzonych.
– Malfoy! – zawołał,
dostrzegając leżącego blondyna. Skupił tym uwagę swojego kolegi.
– Draco Malfoy… a
więc tu się schowałeś. Skuj go, McLagen – polecił z pogardą.
– Jakim prawem
chcecie go skuć?! – Harry zerwał się na równe nogi, ściskając w dłoni różdżkę.
Jeśli trzeba, będzie z nimi walczył! – Draco nie jest śmierciożercą!
– Nie widziałam,
byście zakuwali inne dzieciaki – Tonks chwyciła Harry’ego za łokieć i zmusiła
go do opuszczenia różdżki. Nawet on by się tak łatwo nie wywinął, gdyby rzucił
się teraz na urzędnika.
– Inne dzieciaki nie
mają zarzutu pracowania dla Sami-Wiecie-Kogo – zauważył mężczyzna.
– Nazywasz się
aurorem a nawet…
– ...nie potrafisz
wymówić przezwiska Voldemorta? – spytali z kpiną bliźniacy. – Spokojnie, już
nie wróci…
– ...zza grobu.
– Chłopcy,
niepotrzebnie go prowokujecie – rzuciła cicho Narcyza.
Auror zrobił
zadowoloną minę.
– No proszę, mamy tu
też matkę. Proszę bez oporów pani Malfoy albo użyjemy siły.
– Użyj czasem mózgu a
nie tylko mięśni, McLagen – prychnęła Tonks. – Jakby nie chcieli współpracować,
to już dawno by ich tu nie było. Od jakiejś godziny wiemy, że przyjdziecie.
Swoją drogą, guzdraliście się jak chochliki w Arresto momentum, ludzie chcą wrócić do domów.
– Zamknij się, Tonks,
albo załatwię ci zawieszenie na najbliższe pół roku.
– Proszę bardzo,
próbuj. Ale możesz być pewny, że jak będę mieć wolne, to wpadnę do Arlet na
herbatkę. Ciekawe jak zareaguje, gdy dowie się, co jej mąż porabia po
godzinach. Jak sądzisz? Osobiście mam podejrzenia, że będziesz mógł się zacząć
pakować, o ile wcześniej nie spali wszystkich twoich rzeczy. – Różowowłosa nie
dała się zastraszyć.
– To mi zabrzmiało na
groźbę, aurorze McLagen – dodała od siebie Narcyza, podając mężczyźnie swoją
różdżkę. – To nie świadczy o panu zbyt dobrze. A może jest pan szpiegiem
Voldemorta?
Mężczyzna uniósł
rękę, jakby chciał ją uderzyć, ale w ostatnim momencie się powstrzymał.
– Uważaj na słowa!
– Kogo jeszcze macie
na tej swojej liście? – spytał Syriusz, wychodząc pół kroku przed Narcyzę.
Chciał się ich jak najszybciej stąd pozbyć.
– A ciebie co…
Black!? JAK!?
– Mam wtyki w
zaświatach – odparł z kpiną. – Więc? Macie chyba ręce pełne roboty, dlatego bierz
kogo trzeba i zjeżdżaj mi z oczu. Tylko tym razem łaskawie przeprowadźcie
przesłuchanie, nim wsadzicie kogoś za kraty.
– Uważaj na słowa, bo
zaraz z chęcią cię dopiszę do listy.
– Ja tylko spełniam
swój obywatelski obowiązek – odparł gładkim tonem – aurorze McLagen, przypominając panu, że aurorzy to nie bogowie.
Macie nad sobą zwierzchników, którzy pociągną was do odpowiedzialności za
łamanie prawa.
Mężczyzna warknął coś
pod nosem, rzucając zaklęcie wiążące na Narcyzę. Drugi w tym czasie zmusił
Draco do wstania, zabierając mu różdżkę i również jego związując zaklęciem.
Blondyn skrzywił się z bólu, ale nie powiedział słowa protestu.
– On jest ranny! Nie
możecie go przesłuchać, jak wydobrzeje?! – Harry szarpnął się, przytrzymywany
teraz z dwóch stron przez Tonks i Lupina.
– Nie możemy
ryzykować, panie Potter.
– Czym?! Przecież nie
ucieknie! Chociaż kilka dni!
– Za kilka dni
będziemy już przesłuchiwać innych. W tym pana, panie Potter. Ma się pan zgłosić
do ministerstwa w poniedziałek z rana.
– Dwa dni nie powinny
wam robić różnicy, a jemu tak! – Gniew z desperacją mieszały się w jego głosie.
– Jest ledwo żywy! Skoro i tak mam przyjść, to przyprowadzę go ze sobą!
– Nie możemy tyle
czekać. Przesłuchanie pana Malfoya musi się odbyć w pierwszej turze, tak jak
innych podejrzanych o pracę dla Sami-Wiecie-Kogo.
– Spokojnie, Harry. –
Draco posłał mu wymuszony uśmiech. – To normalne, że jestem podejrzany.
Obiecuję, że szybko do ciebie wrócę.
– Nie obiecuj
niczego, Malfoy. Rusz się – rzucił auror, popychając blondyna. Razem z
McLagenem wyprowadzili z pomieszczenia Narcyzę i Draco. Przy wyjściu spotkali
innego aurora, który wyprowadzał również związanego Severusa Snape’a.
– Harry, wytrzymaj –
usłyszał przy uchu głos profesora Lupina. – Te kanalie próbują cię sprowokować.
Niestety gro obecnych aurorów to sadyści czekający na pretekst do nadużycia
władzy.
Harry czuł, jak pieką
go oczy. Zwiesił głowę, wbijając spojrzenie w tkwiący na palcu pierścień. Wciąż
tak wiele na nim szarości! Draco ledwo się trzyma na nogach! I znów się boi,
choć jeszcze kilka minut temu naiwnie sądził, że więcej nie zobaczy tych
cholernych czerwonych kamieni!
Naprawdę nienawidził
czerwieni.
~*~
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och w końcu Narcyza dowiedziała się że ten psiak to Syriusz, a już myślałam że go uderzy, że tak ryzykował... nie polubiłam po tym aurorów tak zjawiają się jak jest już po wszystkim... ale jak Galena przyjęła Harrego?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika