poniedziałek, 30 marca 2020

Rozdział 91.


~*~

Całą czwórką podeszli pod chatkę gajowego, gdzie z niezadowoleniem czekał na nich Mistrz Eliksirów. Koło jego nóg leżały dwie torby, z czego jedna musiała należeć do Draco, uświadomił sobie Harry. Zbyt wiele razy widział, jak Ślizgon chodził z nią na zajęcia, by mieć wątpliwości. Ale czemu Nietoperz ją miał?
Hagrid był u siebie, jednak nie wyszedł się z nimi nawet przywitać, zajęty zażartą kłótnią… z Yoshizawą? Obydwoje naskakiwali na siebie, podkreślając, że to oni mają rację. Ale w jakiej kwestii – tego Harry nie wiedział.
– Już miałem wysyłać po was przypominajkę – mruknął, spoglądając na nich z politowaniem. Sięgnął do torby – tej drugiej, nie Draco – i wyciągnął z niej po parze skórzanych rękawic. – Przyda wam się w waszej karze – wyjaśnił oszczędnie, biorąc teraz torbę swojego chrześniaka i podał ją Potterowi.
Była ciężka, zauważył ze zdziwieniem chłopak.
– Mam nadzieję, że pamięta pan drogę do gniazda i nie muszę jej panu przypominać, panie Potter?
– Gniazda? – zawołał spanikowany Ron, oblewając się potem. Czyżby mieli właśnie iść po jad akromantul?
– Proszę nie jęczeć, panie Weasley! Gdybym chciał pana gnębić, robiłbym to w mniej irytujący sposób – sarknął nauczyciel, znów skupiając się na Potterze. – Galena jest dobrze zaznajomiona z pańskim zapachem, panie Potter. Sam pan zapewne zauważył, że po kilku wizytach, zaczęła pana traktować jak rodzinę. – Harry natychmiast przypomniał sobie kolejne wycieczki do smoczycy wraz z Draco. Jak blondyn namawiał go, aby sam ją karmił czy głaskał ją razem z nim przy każdej możliwości. Pamiętał rozbawienie Ślizgona, który mówił, że po tym co wyrabiali w nocy, pewnie “daje Potterem na kilka mil” i już przez samo to Galena będzie dobrze traktować Harry’ego. Jak on mógł wcześniej o tym nie pomyśleć? – Teraz kolej, żeby pańscy przyjaciele weszli pod jej opiekę. Liczę na to, że pan rozumie, panie Potter.
Brunet przytaknął i chwilę później prowadził przyjaciół dobrze już znaną ścieżką.
– Harry, kim jest Galena?
– Sądząc po tym, że przebywa w lesie, w gnieździe, powinieneś raczej spytać “czym” jest – poprawiła przyjaciela Hermiona.
– To eee smok? A konkretniej chowaniec Draco…
– …To brzmi absurdalnie.
– Wiem, Ginny. A będzie jeszcze dziwniej wyglądało.
Wyszli na polanę, gdzie zawsze przebywała samica. Mogli zobaczyć górkę poobgryzanych kości, miejsce, gdzie z pewnością było jej legowisko.... Oraz kilka poszarpanych ubrań w nim. Harry ze zdziwieniem rozpoznał ulubioną koszulę Draco, w której chodził tylko po dormitorium oraz... swoją bluzę, którą zostawił któregoś razu u Draco!
Smoczycy nie było nigdzie w pobliżu.
Postawił torbę na ziemi i wyciągnął z niej część kurczaka.
Gdzieś z boku dało się słyszeć głośne mlaśnięcie. Jakaś gałązka strzeliła pod sporym ciężarem. Galena musiała być dość blisko, jednak się nie wyłoniła.
– I co teraz? – spytała cicho Ginny, rozglądając się na boki. – Trzeba ją jakoś specjalnie przywoływać czy coś?
Harry zrobił kilka kroków do przodu, unosząc przy tym wyżej trzymane mięso.
– Nie przywitasz się ze mną, Galeno? – rzucił w przestrzeń, rozglądając się lekko, ale nie mógł nigdzie dostrzec smoczycy.
Wysokie krzaki zaszeleściły obok Harry’ego i chwilę później dało się zobaczyć nad nimi wystający pysk. Gal odetchnęła głośniej, parskając cicho i znów zniknęła w zaroślach. Tym razem jej nieobecność nie trwała długo.
Smoczyca wyszła powoli, pokazując się w całej krasie. Łypała nieufnie na wszystkich, rozkładając połowicznie skrzydła, by w ten sposób pokazać się jako ta większa.
Przez chwilę nikt się nie poruszał. Galena obserwowała ich czujnie, jak kot pilnujący swojej zdobyczy.
– Ha… – zaczęła powoli Ginny i umilkła, słysząc warkot, dochodzący od błękitnego smoka.
Samica zbliżyła się do nich powoli, wydając co rusz ostrzegające syki. Potter zrobił krok do przodu, wychodząc jej naprzeciw. Ta warknęła chyba tylko dla zasady, obniżając głowę i tym samym przyzwalając na dotyk.
– Spokojnie, malutka – powtórzył dobrze znany tekst. Ron za to spojrzał na przyjaciela z powątpiewaniem. Jak można było nazwać taką wielką gadzinę “malutką”?? – To moi przyjaciele, nie są niebezpieczni. – Położył dłoń na jej szyi.
Samica trąciła go pyskiem w ramię. Odetchnęła głośniej i sięgnęła powoli po kurczaka, obserwując zarówno Harry’ego, jak i nowych gości.
– Grzeczna dziewczynka. – Pogładził niebieskie łuski. Galena ułożyła się niżej, łasa na pieszczoty. – Przepraszam. Nie przyprowadziłem ze sobą Draco, bo… nie może cię póki co odwiedzić. – Momentalnie ogarnęła go wściekłość na wspomnienie dzisiejszego snu.
Galena, wyczuwając jego emocje, stanęła gwałtownie, z warkotem poszukując zagrożenia. Tym razem jednak jako takowego nie brała już towarzyszy Harry’ego, bo to nie w ich stronę skierowała ostre zęby.
– Harry? – Niepewny głos Hermiony przywrócił go do porządku. Z ich trójki tylko Ron mniej więcej wiedział, co Potter widział w nocy. Dla Hermiony i Ginny wyglądało to tak, jakby wściekł się na samo wspomnienie swojego byłego chłopaka.
– Gal, spokojnie! – rzucił zmieszany. – Po prostu coś mi się przypomniało.
Smoczyca jeszcze przez chwilę nasłuchiwała, czy coś się do nich nie podkrada. W końcu skupiła się znów na stojącym przed nią chłopaku. A konkretniej na drugim trzymanym przez niego kurczaku. Harry widząc to, rzucił nim w jej kierunku. Po polance rozeszło się głośne kłapnięcie morderczych szczęk.
– Niedługo może się zrobić niebezpiecznie. Voldemort i jego ludzie będą chcieli skrzywdzić Draco i naszych przyjaciół. Pomożesz mi ich ochronić?
– Nas nie musi chronić, to ciebie chce zabić Voldemort!
Galena warknęła na nagłe podniesienie głosu, kierując pysk w stronę Hermiony, odsłaniając długie i ostre zębiska.
– Voldemort nie pozwoli nikomu innemu mnie zabić. Musimy się nawzajem wykończyć, inaczej to nie zadziała.
– To zabrzmiało jakbyście obaj mieli zginąć. – Ginny pobladła na tę sugestię.
Harry zacisnął usta.
– Zrobię co w mojej mocy, żeby przeżyć. Chcę po wszystkim osobiście skopać Draco tyłek.
Chłopak stęknął, czując, jak traci grunt pod nogami. Runął na pośladki, a Galena machnęła jeszcze kilka razy ogonem, nie kryjąc się z tym, że to właśnie za jego pomocą go podcięła.
– Za co?! Zasłużył sobie!! – Przyjaciele patrzyli w konsternacji to na niego, to na zwierzę.
Samica kłapnęła parę razy zębami, jakby w obietnicy na to, co mu zrobi.
– Jesteś stronnicza – prychnął. Ta z kolei ryknęła, rozkładając skrzydła. W jej pysku zamigotało słabe światło błękitnego płomienia.
– Harry! – jęknął Ron. Czemu jego przyjaciel zawsze musiał być tak idiotycznie bezmyślny!? – Nie prowokuj jej bardziej!
Potter podniósł się z ziemi i otrzepał spodnie.
– Widać, kto cię wychowywał… – Sięgnął do torby po kolejny kawałek kurczaka i od razu rzucił w stronę jej pyska. Nie pokwapiła się, by je złapać. Dlatego mięso uderzyło o jej nos i opadło na ziemię. – Uchhh! – westchnął poirytowany. NAPRAWDĘ przypominała mu Draco, gdy się na niego boczył. Jeśli wszystkie jego zwierzęta mają mieć charakterek jak ich właściciel, to oby już żadnych nie przygarniał. – Dobrze już, dobrze! Nie skopię mu tyłka, za to rozwalę mu fryzurę. Zadowolona?
Galena z cichym pomrukiem wzięła się za samotną porcję, a potem spojrzała wyczekująco na bruneta.
– Dam ci więcej, jeśli obiecasz, że pomożesz mi chronić Draco i naszych przyjaciół.
– Jak smok może cokolwiek obiecać? – Hermiona spojrzała z powątpiewaniem na przyjaciela.
– Harry wspominał, że Galena jest chowańcem Draco. One podobno chodzą z ludźmi na układy. A przynajmniej czytałam o tym kiedyś w jednej książce… przygodowej, ale może to prawda.
– Albo Harry jak zawsze improwizuje… – szepnął Ron, wymieniając z Hermioną znaczące spojrzenia.
Zawsze improwizował, to fakt. Ale też jakimś cudem zawsze zwycięsko wychodził z tych improwizacji, więc możliwe że i tym razem odniesie sukces. Przynajmniej cała trójka chciała w to wierzyć. Mając po swojej stronie ziejącego ogniem gada, będą się czuli o niebo bezpieczniej.
//*//
Stał na cmentarzu, niedaleko miejsca, w którym zginął Cedric. Mgła pełzała przy ziemi, skrywając przed jego wzrokiem płyty nagrobków. Wilgotne powietrze cuchnęło ziemią i zgnilizną. Zmarszczył nos na ten zapach. Coś zaszeleściło za nim. Odwrócił się gwałtownie i wpatrzył w ziemię, dostrzegając przez biały obłok wielkie cielsko sunące po ziemi. Nagini zasyczała przeciągle, witając się ze swoim panem.
Harry znów się odwrócił, tym razem stając twarzą w twarz z Voldemortem.
Witaj ponownie, Harry…
Gryfon wrzasnął rozjuszony i rzucił się na czarnoksiężnika, z zamiarem pobicia go, ale gdy tylko go dotknął, postać Voldemorta się rozwiała.
Nie bądź niemądry, chłopcze, nic mi tu nie możesz zrobić. W ogóle nic mi nie możesz zrobić…
Przestań ze mną pogrywać! Zabiję cię! Słyszysz?! Nie daruję ci!! Będziesz zdychał w męczarniach!!
Możesz mnie zabić, proszę bardzo…
Harry zamarł z otwartymi ustami gotowymi do wyrzucania z siebie kolejnych gróźb.
– … Co?
To co słyszałeś. Możesz mnie zabić, ale nie wygrasz. Za jakiś czas znów się odrodzę, a jeśli i wtedy mnie zabijesz… Powrócę po raz kolejny. Będę powracał w nieskończoność, a ty będziesz mógł na to tylko bezradnie patrzeć, starzejąc się i w końcu umierając przede mną. Powiedz, podoba ci się to uczucie? Gdy wiesz, że twoja zemsta jest na wyciągnięcie ręki, ale nie uda ci się jej dokonać?
Przecież zniszczyłem twojego horkruksa!
Voldemort zaśmiał się odrażająco.
Niemądry z ciebie chłopak, Harry. Naprawdę sądziłeś, że stworzyłem tylko jednego? Nie doceniasz mnie. To błąd. Zawsze powinieneś doceniać swoich wrogów, tylko wtedy masz szansę ich pokonać. Ale nie martw się, nie ty jeden popełniłeś ten błąd. Ten stary głupiec uczynił dokładnie to samo. Zamiast szukać samych horkruksów, zajął się szukaniem informacji, czy w ogóle możliwe jest ich stworzenie. Choć w tym przypadku to akurat i tak niewiele zmienia. Nawet gdyby ich szukał, nie znalazłby ich na czas. Nigdy ich nie znajdzie. W końcu minie jego czas, czas twoich przyjaciół, kolejnego pokolenia i kolejnego… a ja będę trwał i będę trzymał ten oczyszczony z mugoli świat w garści, jako nieśmiertelny i niepodzielny władca. Powiedz, Harry, czyż to nie piękna wizja?
Paskudny śmiech Voldemorta dźwięczał Harry’emu w uszach nawet po przebudzeniu.
//*//
Blondyn otworzył szerzej oczy, dostrzegając pochylającego się nad nim bliźniaka.
– IG?! Co ty tu robisz?
– Porywam twoją narzeczoną. Niedługo ktoś przyjdzie cię obudzić.
– Co? Cze…
– Mobilizują siły. Dziś w nocy będzie bitwa.
– To już? – spytała Vera, siadając na łóżku. – Daj mi chwilę, zaraz będę gotowa – dodała, wyskakując z łóżka.
– Ig.
– Co?
– Idziesz teraz ostrzec ludzi w zamku?
– To chyba oczywiste.
Blondyn sięgnął przez kołnierz pod piżamę i wyciągnął srebrny medalion. Ściągnął go z szyi i podał bliźniakowi.
– Obiecaj, że przekażesz go Harry’emu.
– Draco, co ty kom..
– Zamknij się i mi to obiecaj – warknął, wkładając medalion do ręki brata i zmuszają go do zaciśnięcia na nim palców. – Obiecaj mi to, Ig!
– Obiecuję. Harry dostanie go najszybciej, jak się da.
//*//
– Rusz się, nie mamy dużo czasu – syknął, zerkając na biegnącą za nim dziewczynę. Wyszli z przejścia pod wierzbą bijącą, unieruchamiając ją szybkim zaklęciem.
– Nikt nie zauważy naszego wtargnięcia?
– A kogo to teraz obchodzi? Mamy ważniejsze rzeczy na głowie!
Najszybciej jak mogli, pobiegli do zamku i minęli główne wejście, rzucając się ku schodom. Musieli jak najszybciej dostać się do gabinetu dyrektora.
Nie narzucając na siebie żadnych zaklęć wyciszających sprawili, że dźwięk ich szybkich kroków rozchodził się po korytarzach zamku, częściowo zdradzając ich położenie.
– Kto tam jest!?
Brunet zatrzymał się gwałtownie, przeklinając pod nosem. Vera zrobiła to samo, oglądając się za siebie. O mój… tak dawno jej nie widziała.
– Hermi… – szepnęła, ściągając z głowy kaptur, by stojąca obok profesor McGonagall dziewczyna mogła ją rozpoznać.
Igniss syknął pod nosem, rozdrażniony. Nie mieli czasu na czułostki. Musieli się spieszyć.
– W porządku. – Hermiona wcale nie planowała wylewnych przywitań. Była w pełni zmobilizowana. – Ig, biegnij do Gryfonów. Eleno, zajmiesz się Ślizgonami.
– Właśnie na to czekałem – odparł z chłodem nastolatek i wyrwał się w stronę wieży.
– Czarny Pan wczoraj mścił się na Draco, więc Igniss jest wkurzony – szepnęła dziewczyna, kiedy mijała swoją połówkę. – Uważaj na siebie, Hermi – dodała, odbiegając w swoją stronę.
– Ty również, Eli! – krzyknęła za nią cicho, po czym zwróciła się w stronę swojej opiekunki. Kobieta zdążyła w międzyczasie wezwać skrzata domowego, który właśnie zniknął, by dostarczyć wiadomość dyrektorowi.
– Biegnij, panno Granger. Nie ma czasu do stracenia. – Hermiona skinęła głową, i pobiegła w kierunku pokoju wspólnego Puchonów.
Usłyszała jeszcze, jak wicedyrektorka woła Prawie Bezgłowego Nicka i prosi go, by wraz z innymi duchami ostrzegł nauczycieli.
Krew szumiała jej w uszach. Zaczęło się.
//*//
Drzwi do dormitorium otworzyły się gwałtownie, wybudzając tych, którzy jeszcze spali.
– Co się guzdrzecie?! Wstawać szybko! – zawołał znajomy głos, sprawiając, że chłopcy poderwali się zaskoczeni. Co tu robił Ig?! – Nie ma czasu na spanie! – krzyknął znów Black, podchodząc do łóżka Harry’ego i szarpnięciem odsunął kotarę. Było puste. – Gdzie Harry?!
– Tu jestem. – Harry siedział ubrany na parapecie okna. W dłoni ściskał różdżkę. Wstał powoli z zaciętą miną i płonącymi gniewnie oczami. – Wiem, co mam robić. Dumbledore mówił, że masz pokierować pozostałymi.
– Magowie z Francji, Rumunii i Japonii niedługo się tu zjawią, ale do tego czasu my jesteśmy filarem obronnym. – Igniss kontynuował swoją przemowę. – Voldemort jeszcze nie przybył, ale to tylko kwestia czasu. Neville, zbierz Gryfonów od trzeciego roku w dół i zaprowadź do lochów – rzucił do w pełni rozbudzonego chłopaka.
– Robi się!
– Seamus i Dean, trzeba sprawdzić, czy nikt nie został w łóżkach. Budziłem ich, ale lepiej się upewnić. Nie możemy pozwolić sobie na niepotrzebne straty. Idzie wojna.
Od razu wyszli, by wykonać rozkaz.
– Harry czy w razie wypadku będziesz w stanie wezwać Galenę z odległości? – spytał, gdy zbiegali do pokoju wspólnego, gdzie gromadzili się już rozbudzeni Gryfoni. – Draco pokazywał ci jak to robić, nie? Ja nie będę cały czas dostępny. Muszę zabrać bratu miecz Enqua.
– Miecz…? – zaczął, ale uznał, że to teraz nie tak istotne. Liczył się czas. – Będę. Zostaw to mi.
– Świetnie. To teraz słuchajcie! Voldemort idzie tu z całą swoją armią. A troszkę ich będzie. Ma pod sobą zgraję wilkołaków z Greybackiem na czele i kilka innych dziwnych kreatur. Uważajcie… Właśnie Harry… uważaj na to, kiedy przyzwiesz Galenę. Z Rumunii też mają wysłać smoki.
Potter poczuł dreszcze na całym ciele. Szykowała się jeszcze straszniejsza bitwa, niż przypuszczał.
– Nie wiem, ilu z nas zginie, dlatego powiem to teraz, miałem nieziemskie szczęście, że was poznałem. A teraz bierzmy się do roboty!
//*//
W całym zamku huczało. Prefekci i nauczyciele z trudem powstrzymywali wybuch paniki wśród uczniów. Roczniki jeden-trzy kończyły zbierać się w lochu, gdzie strzec ich miały nie tylko bariery, ale również paru członków klubu pojedynków oraz część członków klubu szermierki z profesorem Malfoyem na czele.
Pozostali z klubu pojedynków mieli stworzyć trzyosobowe grupki z członkami kółka gospodyń, którzy przez pół roku szkolili się pod okiem Poppy między innymi w zaklęciach pierwszej pomocy. Klub ogrodników z profesor Sprout na czele miał wspierać słabszych za pomocą magicznych roślin, utrudniając śmierciożercom dostęp do lochów oraz tworząc zabezpieczony obszar, gdzie we względnym spokoju można było zebrać i udzielić pierwszej pomocy rannym. Pozostali uczniowie wedle własnej oceny decydowali się iść na front lub schronić się w lochach.
Hagrid wraz z niektórymi mieszkańcami Zakazanego Lasu mobilizował się w jego gęstwinie, gotowy do ataku z zaskoczenia.
//*//
Zniszczenie i przejście przez bramę na teren szkoły nie było zbyt dużym wyzwaniem dla tak potężnego czarnoksiężnika jak Voldemort. Jeśli jednak liczył na to, że jego przybycie będzie zaskoczeniem dla wszystkich, to właśnie on został w tym momencie niemile zaskoczony.
Widział w oddali czekających na niego czarodziei z młodym Potterem na czele.
Paskudny uśmiech zagościł na twarzy Czarnego Pana.
Draco, zmuszony do kroczenia u jego boku, spojrzał na niego z lękiem. Gdzieś za nim szedł jego ojciec, który do ostatniej chwili przekonany był o tym, że to on będzie na chwalebnym miejscu Draco. Po drugiej stronie maga sunęła Nagini. Gdzieś z tyłu blondyn słyszał histeryczny śmiech swojej ciotki. Inni śmierciożercy szeptali ożywieni między sobą, nie mogąc doczekać się bitwy.
– Gdzie zgubiłeś tego głupiego starca, Harry Potterze? Czyżby na starość stał się tchórzem?! – podniósł głos, by jego przeciwnik miał szansę go usłyszeć mimo dzielącej ich odległości.
– Dyrektor ma widać ważniejsze sprawy na głowie niż oglądanie, jak ścieram ci ten paskudny uśmieszek z gęby, Tom!
Widział w myślach kolejne scenariusze, jak pozbawia tego potwora życia. Furia wrzała w jego żyłach bardziej niż przy którymkolwiek z ich poprzednich spotkań. Nawet jeśli potem miał się znów odrodzić, przynajmniej będą mieć czas by urosnąć w siłę.
Spomiędzy morderczych myśli przebłyskiwała ulga, że znów ma Draco w zasięgu wzroku. Teraz mógł go wreszcie bronić. Od kiedy się obudził, co chwilę tylko zerkał na pierścień, który bez przerwy jarzył się czerwienią. Jeszcze trochę, Draco, wytrzymaj jeszcze tylko chwilę, niedługo będzie po wszystkim.
Czarnoksiężnik pokręcił głową, bawiąc się przez chwilę różdżką. Wrócił spojrzeniem czerwonych oczu do nastolatka.
– Coś ci chyba mówiłem o niedocenianiu mnie. Ale ty oczywiście nigdy nie słuchasz i wciąż powtarzasz te same błędy. Powiedz, mój drogi Harry – perfidia w głosie mężczyzny co wrażliwszych mogła przyprawić o nerwowy ból brzucha – dobrze się bawiłeś, obserwując moje spotkanie z…
– MILCZ!!! – wrzasnął i spróbował wyrwać się do przodu, ale w porę pochwyciły go ramiona Rona.
– Harry! Nie daj się sprowokować!
– Dalej, chłopcze! Pokaż mi więcej! Nawet nie wiesz, jak raduje mnie twój gniew! A jeszcze lepsza jest świadomość, że nigdy nie uda ci się na mnie zemścić. Dziś raz na zawsze skończymy naszą zabawę w kotka i myszkę. – Zaśmiał się szaleńczo. – Lecz jeszcze nie teraz. Najpierw muszę pozbyć się tego tchórzliwego starca, żeby nie próbował mi przypadkiem przeszkodzić, gdy zabiorę się za ciebie. A żebyście się w tym czasie nie nudzili…
Podniósł do góry różdżkę, a śmierciożercy prócz paru stojących najbliżej niego, rzucili się do przodu. Echo poniosło po błoniach okrzyki walczących.
Hermiona rzuciła się Harry’emu na szyję, przekrzykując nagły hałas. Teraz mieli jedyną okazję.
~*~

2 komentarze:

  1. Hejeczka,
    bardzo podobała mi sie scena Harry-Galena och jaki mądry chowaniec, jak dba o swojego Draco... oby wszystko poszło po ich myśli...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    cudnie, a ta scena Harry - Galena, jaki mądry chowaniec bardzo dba o swojego Draco, oby wszystko poszło po ich myśli...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń