~*~
Całą czwórką podeszli
pod chatkę gajowego, gdzie z niezadowoleniem czekał na nich Mistrz Eliksirów.
Koło jego nóg leżały dwie torby, z czego jedna musiała należeć do Draco,
uświadomił sobie Harry. Zbyt wiele razy widział, jak Ślizgon chodził z nią na
zajęcia, by mieć wątpliwości. Ale czemu Nietoperz ją miał?
Hagrid był u siebie,
jednak nie wyszedł się z nimi nawet przywitać, zajęty zażartą kłótnią… z
Yoshizawą? Obydwoje naskakiwali na siebie, podkreślając, że to oni mają rację.
Ale w jakiej kwestii – tego Harry nie wiedział.
– Już miałem wysyłać
po was przypominajkę – mruknął, spoglądając na nich z politowaniem. Sięgnął do
torby – tej drugiej, nie Draco – i wyciągnął z niej po parze skórzanych
rękawic. – Przyda wam się w waszej karze – wyjaśnił oszczędnie, biorąc teraz
torbę swojego chrześniaka i podał ją Potterowi.
Była ciężka, zauważył
ze zdziwieniem chłopak.
– Mam nadzieję, że
pamięta pan drogę do gniazda i nie muszę jej panu przypominać, panie Potter?
– Gniazda? – zawołał
spanikowany Ron, oblewając się potem. Czyżby mieli właśnie iść po jad
akromantul?
– Proszę nie jęczeć,
panie Weasley! Gdybym chciał pana gnębić, robiłbym to w mniej irytujący sposób
– sarknął nauczyciel, znów skupiając się na Potterze. – Galena jest dobrze
zaznajomiona z pańskim zapachem, panie Potter. Sam pan zapewne zauważył, że po
kilku wizytach, zaczęła pana traktować jak rodzinę. – Harry natychmiast
przypomniał sobie kolejne wycieczki do smoczycy wraz z Draco. Jak blondyn
namawiał go, aby sam ją karmił czy głaskał ją razem z nim przy każdej
możliwości. Pamiętał rozbawienie Ślizgona, który mówił, że po tym co wyrabiali
w nocy, pewnie “daje Potterem na kilka mil” i już przez samo to Galena będzie
dobrze traktować Harry’ego. Jak on mógł wcześniej o tym nie pomyśleć? – Teraz
kolej, żeby pańscy przyjaciele weszli pod jej opiekę. Liczę na to, że pan
rozumie, panie Potter.
Brunet przytaknął i
chwilę później prowadził przyjaciół dobrze już znaną ścieżką.
– Harry, kim jest
Galena?
– Sądząc po tym, że
przebywa w lesie, w gnieździe, powinieneś raczej spytać “czym” jest – poprawiła
przyjaciela Hermiona.
– To eee smok? A
konkretniej chowaniec Draco…
– …To brzmi
absurdalnie.
– Wiem, Ginny. A
będzie jeszcze dziwniej wyglądało.
Wyszli na polanę,
gdzie zawsze przebywała samica. Mogli zobaczyć górkę poobgryzanych kości,
miejsce, gdzie z pewnością było jej legowisko.... Oraz kilka poszarpanych ubrań
w nim. Harry ze zdziwieniem rozpoznał ulubioną koszulę Draco, w której chodził
tylko po dormitorium oraz... swoją bluzę, którą zostawił któregoś razu u Draco!
Smoczycy nie było
nigdzie w pobliżu.
Postawił torbę na
ziemi i wyciągnął z niej część kurczaka.
Gdzieś z boku dało
się słyszeć głośne mlaśnięcie. Jakaś gałązka strzeliła pod sporym ciężarem.
Galena musiała być dość blisko, jednak się nie wyłoniła.
– I co teraz? –
spytała cicho Ginny, rozglądając się na boki. – Trzeba ją jakoś specjalnie
przywoływać czy coś?
Harry zrobił kilka
kroków do przodu, unosząc przy tym wyżej trzymane mięso.
– Nie przywitasz się
ze mną, Galeno? – rzucił w przestrzeń, rozglądając się lekko, ale nie mógł
nigdzie dostrzec smoczycy.
Wysokie krzaki
zaszeleściły obok Harry’ego i chwilę później dało się zobaczyć nad nimi
wystający pysk. Gal odetchnęła głośniej, parskając cicho i znów zniknęła w
zaroślach. Tym razem jej nieobecność nie trwała długo.
Smoczyca wyszła
powoli, pokazując się w całej krasie. Łypała nieufnie na wszystkich,
rozkładając połowicznie skrzydła, by w ten sposób pokazać się jako ta większa.
Przez chwilę nikt się
nie poruszał. Galena obserwowała ich czujnie, jak kot pilnujący swojej
zdobyczy.
– Ha… – zaczęła
powoli Ginny i umilkła, słysząc warkot, dochodzący od błękitnego smoka.
Samica zbliżyła się
do nich powoli, wydając co rusz ostrzegające syki. Potter zrobił krok do
przodu, wychodząc jej naprzeciw. Ta warknęła chyba tylko dla zasady, obniżając
głowę i tym samym przyzwalając na dotyk.
– Spokojnie, malutka
– powtórzył dobrze znany tekst. Ron za to spojrzał na przyjaciela z
powątpiewaniem. Jak można było nazwać taką wielką gadzinę “malutką”?? – To moi
przyjaciele, nie są niebezpieczni. – Położył dłoń na jej szyi.
Samica trąciła go
pyskiem w ramię. Odetchnęła głośniej i sięgnęła powoli po kurczaka, obserwując
zarówno Harry’ego, jak i nowych gości.
– Grzeczna
dziewczynka. – Pogładził niebieskie łuski. Galena ułożyła się niżej, łasa na
pieszczoty. – Przepraszam. Nie przyprowadziłem ze sobą Draco, bo… nie może cię
póki co odwiedzić. – Momentalnie ogarnęła go wściekłość na wspomnienie
dzisiejszego snu.
Galena, wyczuwając
jego emocje, stanęła gwałtownie, z warkotem poszukując zagrożenia. Tym razem
jednak jako takowego nie brała już towarzyszy Harry’ego, bo to nie w ich stronę
skierowała ostre zęby.
– Harry? – Niepewny
głos Hermiony przywrócił go do porządku. Z ich trójki tylko Ron mniej więcej
wiedział, co Potter widział w nocy. Dla Hermiony i Ginny wyglądało to tak,
jakby wściekł się na samo wspomnienie swojego byłego chłopaka.
– Gal, spokojnie! –
rzucił zmieszany. – Po prostu coś mi się przypomniało.
Smoczyca jeszcze
przez chwilę nasłuchiwała, czy coś się do nich nie podkrada. W końcu skupiła
się znów na stojącym przed nią chłopaku. A konkretniej na drugim trzymanym
przez niego kurczaku. Harry widząc to, rzucił nim w jej kierunku. Po polance
rozeszło się głośne kłapnięcie morderczych szczęk.
– Niedługo może się
zrobić niebezpiecznie. Voldemort i jego ludzie będą chcieli skrzywdzić Draco i
naszych przyjaciół. Pomożesz mi ich ochronić?
– Nas nie musi
chronić, to ciebie chce zabić Voldemort!
Galena warknęła na
nagłe podniesienie głosu, kierując pysk w stronę Hermiony, odsłaniając długie i
ostre zębiska.
– Voldemort nie
pozwoli nikomu innemu mnie zabić. Musimy się nawzajem wykończyć, inaczej to nie
zadziała.
– To zabrzmiało
jakbyście obaj mieli zginąć. – Ginny pobladła na tę sugestię.
Harry zacisnął usta.
– Zrobię co w mojej
mocy, żeby przeżyć. Chcę po wszystkim osobiście skopać Draco tyłek.
Chłopak stęknął,
czując, jak traci grunt pod nogami. Runął na pośladki, a Galena machnęła
jeszcze kilka razy ogonem, nie kryjąc się z tym, że to właśnie za jego pomocą
go podcięła.
– Za co?! Zasłużył
sobie!! – Przyjaciele patrzyli w konsternacji to na niego, to na zwierzę.
Samica kłapnęła parę
razy zębami, jakby w obietnicy na to, co mu zrobi.
– Jesteś stronnicza –
prychnął. Ta z kolei ryknęła, rozkładając skrzydła. W jej pysku zamigotało
słabe światło błękitnego płomienia.
– Harry! – jęknął
Ron. Czemu jego przyjaciel zawsze musiał być tak idiotycznie bezmyślny!? – Nie
prowokuj jej bardziej!
Potter podniósł się z
ziemi i otrzepał spodnie.
– Widać, kto cię
wychowywał… – Sięgnął do torby po kolejny kawałek kurczaka i od razu rzucił w
stronę jej pyska. Nie pokwapiła się, by je złapać. Dlatego mięso uderzyło o jej
nos i opadło na ziemię. – Uchhh! – westchnął poirytowany. NAPRAWDĘ przypominała
mu Draco, gdy się na niego boczył. Jeśli wszystkie jego zwierzęta mają mieć
charakterek jak ich właściciel, to oby już żadnych nie przygarniał. – Dobrze
już, dobrze! Nie skopię mu tyłka, za to rozwalę mu fryzurę. Zadowolona?
Galena z cichym
pomrukiem wzięła się za samotną porcję, a potem spojrzała wyczekująco na
bruneta.
– Dam ci więcej,
jeśli obiecasz, że pomożesz mi chronić Draco i naszych przyjaciół.
– Jak smok może
cokolwiek obiecać? – Hermiona spojrzała z powątpiewaniem na przyjaciela.
– Harry wspominał, że
Galena jest chowańcem Draco. One podobno chodzą z ludźmi na układy. A
przynajmniej czytałam o tym kiedyś w jednej książce… przygodowej, ale może to
prawda.
– Albo Harry jak
zawsze improwizuje… – szepnął Ron, wymieniając z Hermioną znaczące spojrzenia.
Zawsze improwizował,
to fakt. Ale też jakimś cudem zawsze zwycięsko wychodził z tych improwizacji,
więc możliwe że i tym razem odniesie sukces. Przynajmniej cała trójka chciała w
to wierzyć. Mając po swojej stronie ziejącego ogniem gada, będą się czuli o niebo
bezpieczniej.
//*//
Stał na cmentarzu, niedaleko miejsca, w którym zginął Cedric. Mgła
pełzała przy ziemi, skrywając przed jego wzrokiem płyty nagrobków. Wilgotne
powietrze cuchnęło ziemią i zgnilizną. Zmarszczył nos na ten zapach. Coś
zaszeleściło za nim. Odwrócił się gwałtownie i wpatrzył w ziemię, dostrzegając
przez biały obłok wielkie cielsko sunące po ziemi. Nagini zasyczała przeciągle,
witając się ze swoim panem.
Harry znów się odwrócił, tym razem stając twarzą w twarz z Voldemortem.
– Witaj ponownie, Harry…
Gryfon wrzasnął rozjuszony i rzucił się na czarnoksiężnika, z zamiarem
pobicia go, ale gdy tylko go dotknął, postać Voldemorta się rozwiała.
– Nie bądź niemądry, chłopcze, nic mi tu nie
możesz zrobić. W ogóle nic mi nie możesz zrobić…
– Przestań ze mną pogrywać! Zabiję cię!
Słyszysz?! Nie daruję ci!! Będziesz zdychał w męczarniach!!
– Możesz mnie zabić, proszę bardzo…
Harry zamarł z otwartymi ustami gotowymi do wyrzucania z siebie
kolejnych gróźb.
– … Co?
– To co słyszałeś. Możesz mnie zabić, ale nie
wygrasz. Za jakiś czas znów się odrodzę, a jeśli i wtedy mnie zabijesz… Powrócę
po raz kolejny. Będę powracał w nieskończoność, a ty będziesz mógł na to tylko
bezradnie patrzeć, starzejąc się i w końcu umierając przede mną. Powiedz,
podoba ci się to uczucie? Gdy wiesz, że twoja zemsta jest na wyciągnięcie ręki,
ale nie uda ci się jej dokonać?
– Przecież zniszczyłem twojego horkruksa!
Voldemort zaśmiał się odrażająco.
– Niemądry z ciebie chłopak, Harry. Naprawdę
sądziłeś, że stworzyłem tylko jednego? Nie doceniasz mnie. To błąd. Zawsze
powinieneś doceniać swoich wrogów, tylko wtedy masz szansę ich pokonać. Ale nie
martw się, nie ty jeden popełniłeś ten błąd. Ten stary głupiec uczynił
dokładnie to samo. Zamiast szukać samych horkruksów, zajął się szukaniem
informacji, czy w ogóle możliwe jest ich stworzenie. Choć w tym przypadku to
akurat i tak niewiele zmienia. Nawet gdyby ich szukał, nie znalazłby ich na
czas. Nigdy ich nie znajdzie. W końcu minie jego czas, czas twoich przyjaciół,
kolejnego pokolenia i kolejnego… a ja będę trwał i będę trzymał ten oczyszczony
z mugoli świat w garści, jako nieśmiertelny i niepodzielny władca. Powiedz,
Harry, czyż to nie piękna wizja?
Paskudny śmiech
Voldemorta dźwięczał Harry’emu w uszach nawet po przebudzeniu.
//*//
Blondyn otworzył
szerzej oczy, dostrzegając pochylającego się nad nim bliźniaka.
– IG?! Co ty tu
robisz?
– Porywam twoją
narzeczoną. Niedługo ktoś przyjdzie cię obudzić.
– Co? Cze…
– Mobilizują siły.
Dziś w nocy będzie bitwa.
– To już? – spytała
Vera, siadając na łóżku. – Daj mi chwilę, zaraz będę gotowa – dodała,
wyskakując z łóżka.
– Ig.
– Co?
– Idziesz teraz
ostrzec ludzi w zamku?
– To chyba oczywiste.
Blondyn sięgnął przez
kołnierz pod piżamę i wyciągnął srebrny medalion. Ściągnął go z szyi i podał
bliźniakowi.
– Obiecaj, że
przekażesz go Harry’emu.
– Draco, co ty kom..
– Zamknij się i mi to
obiecaj – warknął, wkładając medalion do ręki brata i zmuszają go do
zaciśnięcia na nim palców. – Obiecaj mi to, Ig!
– Obiecuję. Harry
dostanie go najszybciej, jak się da.
//*//
– Rusz się, nie mamy
dużo czasu – syknął, zerkając na biegnącą za nim dziewczynę. Wyszli z przejścia
pod wierzbą bijącą, unieruchamiając ją szybkim zaklęciem.
– Nikt nie zauważy
naszego wtargnięcia?
– A kogo to teraz
obchodzi? Mamy ważniejsze rzeczy na głowie!
Najszybciej jak
mogli, pobiegli do zamku i minęli główne wejście, rzucając się ku schodom.
Musieli jak najszybciej dostać się do gabinetu dyrektora.
Nie narzucając na
siebie żadnych zaklęć wyciszających sprawili, że dźwięk ich szybkich kroków rozchodził
się po korytarzach zamku, częściowo zdradzając ich położenie.
– Kto tam jest!?
Brunet zatrzymał się
gwałtownie, przeklinając pod nosem. Vera zrobiła to samo, oglądając się za
siebie. O mój… tak dawno jej nie widziała.
– Hermi… – szepnęła,
ściągając z głowy kaptur, by stojąca obok profesor McGonagall dziewczyna mogła
ją rozpoznać.
Igniss syknął pod
nosem, rozdrażniony. Nie mieli czasu na czułostki. Musieli się spieszyć.
– W porządku. –
Hermiona wcale nie planowała wylewnych przywitań. Była w pełni zmobilizowana. –
Ig, biegnij do Gryfonów. Eleno, zajmiesz się Ślizgonami.
– Właśnie na to
czekałem – odparł z chłodem
nastolatek i wyrwał się w stronę wieży.
– Czarny Pan wczoraj
mścił się na Draco, więc Igniss jest wkurzony – szepnęła dziewczyna, kiedy mijała
swoją połówkę. – Uważaj na siebie, Hermi – dodała, odbiegając w swoją stronę.
– Ty również, Eli! –
krzyknęła za nią cicho, po czym zwróciła się w stronę swojej opiekunki. Kobieta
zdążyła w międzyczasie wezwać skrzata domowego, który właśnie zniknął, by
dostarczyć wiadomość dyrektorowi.
– Biegnij, panno
Granger. Nie ma czasu do stracenia. – Hermiona skinęła głową, i pobiegła w
kierunku pokoju wspólnego Puchonów.
Usłyszała jeszcze,
jak wicedyrektorka woła Prawie Bezgłowego Nicka i prosi go, by wraz z innymi
duchami ostrzegł nauczycieli.
Krew szumiała jej w
uszach. Zaczęło się.
//*//
Drzwi do dormitorium
otworzyły się gwałtownie, wybudzając tych, którzy jeszcze spali.
– Co się guzdrzecie?!
Wstawać szybko! – zawołał znajomy głos, sprawiając, że chłopcy poderwali się
zaskoczeni. Co tu robił Ig?! – Nie ma czasu na spanie! – krzyknął znów Black,
podchodząc do łóżka Harry’ego i szarpnięciem odsunął kotarę. Było puste. –
Gdzie Harry?!
– Tu jestem. – Harry
siedział ubrany na parapecie okna. W dłoni ściskał różdżkę. Wstał powoli z
zaciętą miną i płonącymi gniewnie oczami. – Wiem, co mam robić. Dumbledore
mówił, że masz pokierować pozostałymi.
– Magowie z Francji,
Rumunii i Japonii niedługo się tu zjawią, ale do tego czasu my jesteśmy filarem
obronnym. – Igniss kontynuował swoją przemowę. – Voldemort jeszcze nie przybył,
ale to tylko kwestia czasu. Neville, zbierz Gryfonów od trzeciego roku w dół i
zaprowadź do lochów – rzucił do w pełni rozbudzonego chłopaka.
– Robi się!
– Seamus i Dean,
trzeba sprawdzić, czy nikt nie został w łóżkach. Budziłem ich, ale lepiej się
upewnić. Nie możemy pozwolić sobie na niepotrzebne straty. Idzie wojna.
Od razu wyszli, by
wykonać rozkaz.
– Harry czy w razie wypadku
będziesz w stanie wezwać Galenę z odległości? – spytał, gdy zbiegali do pokoju
wspólnego, gdzie gromadzili się już rozbudzeni Gryfoni. – Draco pokazywał ci
jak to robić, nie? Ja nie będę cały czas dostępny. Muszę zabrać bratu miecz
Enqua.
– Miecz…? – zaczął,
ale uznał, że to teraz nie tak istotne. Liczył się czas. – Będę. Zostaw to mi.
– Świetnie. To teraz
słuchajcie! Voldemort idzie tu z całą swoją armią. A troszkę ich będzie. Ma pod
sobą zgraję wilkołaków z Greybackiem na czele i kilka innych dziwnych kreatur.
Uważajcie… Właśnie Harry… uważaj na to, kiedy przyzwiesz Galenę. Z Rumunii też
mają wysłać smoki.
Potter poczuł
dreszcze na całym ciele. Szykowała się jeszcze straszniejsza bitwa, niż
przypuszczał.
– Nie wiem, ilu z nas
zginie, dlatego powiem to teraz, miałem nieziemskie szczęście, że was poznałem.
A teraz bierzmy się do roboty!
//*//
W całym zamku
huczało. Prefekci i nauczyciele z trudem powstrzymywali wybuch paniki wśród
uczniów. Roczniki jeden-trzy kończyły zbierać się w lochu, gdzie strzec ich
miały nie tylko bariery, ale również paru członków klubu pojedynków oraz część
członków klubu szermierki z profesorem Malfoyem na czele.
Pozostali z klubu
pojedynków mieli stworzyć trzyosobowe grupki z członkami kółka gospodyń, którzy
przez pół roku szkolili się pod okiem Poppy między innymi w zaklęciach
pierwszej pomocy. Klub ogrodników z profesor Sprout na czele miał wspierać
słabszych za pomocą magicznych roślin, utrudniając śmierciożercom dostęp do
lochów oraz tworząc zabezpieczony obszar, gdzie we względnym spokoju można było
zebrać i udzielić pierwszej pomocy rannym. Pozostali uczniowie wedle własnej
oceny decydowali się iść na front lub schronić się w lochach.
Hagrid wraz z
niektórymi mieszkańcami Zakazanego Lasu mobilizował się w jego gęstwinie,
gotowy do ataku z zaskoczenia.
//*//
Zniszczenie i
przejście przez bramę na teren szkoły nie było zbyt dużym wyzwaniem dla tak
potężnego czarnoksiężnika jak Voldemort. Jeśli jednak liczył na to, że jego
przybycie będzie zaskoczeniem dla wszystkich, to właśnie on został w tym
momencie niemile zaskoczony.
Widział w oddali
czekających na niego czarodziei z młodym Potterem na czele.
Paskudny uśmiech
zagościł na twarzy Czarnego Pana.
Draco, zmuszony do
kroczenia u jego boku, spojrzał na niego z lękiem. Gdzieś za nim szedł jego
ojciec, który do ostatniej chwili przekonany był o tym, że to on będzie na
chwalebnym miejscu Draco. Po drugiej stronie maga sunęła Nagini. Gdzieś z tyłu
blondyn słyszał histeryczny śmiech swojej ciotki. Inni śmierciożercy szeptali
ożywieni między sobą, nie mogąc doczekać się bitwy.
– Gdzie zgubiłeś tego
głupiego starca, Harry Potterze? Czyżby na starość stał się tchórzem?! –
podniósł głos, by jego przeciwnik miał szansę go usłyszeć mimo dzielącej ich
odległości.
– Dyrektor ma widać
ważniejsze sprawy na głowie niż oglądanie, jak ścieram ci ten paskudny
uśmieszek z gęby, Tom!
Widział w myślach
kolejne scenariusze, jak pozbawia tego potwora życia. Furia wrzała w jego
żyłach bardziej niż przy którymkolwiek z ich poprzednich spotkań. Nawet jeśli
potem miał się znów odrodzić, przynajmniej będą mieć czas by urosnąć w siłę.
Spomiędzy morderczych
myśli przebłyskiwała ulga, że znów ma Draco w zasięgu wzroku. Teraz mógł go
wreszcie bronić. Od kiedy się obudził, co chwilę tylko zerkał na pierścień,
który bez przerwy jarzył się czerwienią. Jeszcze
trochę, Draco, wytrzymaj jeszcze tylko chwilę, niedługo będzie po wszystkim.
Czarnoksiężnik
pokręcił głową, bawiąc się przez chwilę różdżką. Wrócił spojrzeniem czerwonych
oczu do nastolatka.
– Coś ci chyba
mówiłem o niedocenianiu mnie. Ale ty oczywiście nigdy nie słuchasz i wciąż
powtarzasz te same błędy. Powiedz, mój drogi Harry – perfidia w głosie
mężczyzny co wrażliwszych mogła przyprawić o nerwowy ból brzucha – dobrze się
bawiłeś, obserwując moje spotkanie z…
– MILCZ!!! – wrzasnął
i spróbował wyrwać się do przodu, ale w porę pochwyciły go ramiona Rona.
– Harry! Nie daj się
sprowokować!
– Dalej, chłopcze!
Pokaż mi więcej! Nawet nie wiesz, jak raduje mnie twój gniew! A jeszcze lepsza
jest świadomość, że nigdy nie uda ci się na mnie zemścić. Dziś raz na zawsze
skończymy naszą zabawę w kotka i myszkę. – Zaśmiał się szaleńczo. – Lecz
jeszcze nie teraz. Najpierw muszę pozbyć się tego tchórzliwego starca, żeby nie
próbował mi przypadkiem przeszkodzić, gdy zabiorę się za ciebie. A żebyście się
w tym czasie nie nudzili…
Podniósł do góry
różdżkę, a śmierciożercy prócz paru stojących najbliżej niego, rzucili się do
przodu. Echo poniosło po błoniach okrzyki walczących.
Hermiona rzuciła się
Harry’emu na szyję, przekrzykując nagły hałas. Teraz mieli jedyną okazję.
~*~
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńbardzo podobała mi sie scena Harry-Galena och jaki mądry chowaniec, jak dba o swojego Draco... oby wszystko poszło po ich myśli...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, a ta scena Harry - Galena, jaki mądry chowaniec bardzo dba o swojego Draco, oby wszystko poszło po ich myśli...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia