czwartek, 26 marca 2020

Historia Psa 11

Hejka wszystkim! Ostatnio coraz częściej dostajemy od Was komentarze, co nas mega cieszy. Serio! Nic tak nie poprawia humoru jak powiadomienie o nowym komentarzu. Tylko ten no... jak każdy komentarz ma ten sam schemat, to to zaczyna być przerażające xD My nie Malfoyowie, żeby wymagać poprawnej etykiety ;D No dobra, Yunoha może trochę, bo to ona ich prowadzi, ale ja jestem 100% Gryfonem. Bądźcie Potterem razem ze mną! Miejmy gdzieś zasady! 
Draco: Potter! *mruży niebezpiecznie oczy* Nawet nie próbuj!
Harry: Bo co mi zrobisz, Malfoy? Hę? Myślisz, że wystarczy twoje spojrzenie i zrobię co zechcesz? Jak tak to się…
*Draco przyciąga Harry’ego za kołnierz i całuje go głęboko*
Draco: Co mówiłeś, Gryfiaku?
*Harry łapie Draco za kark i przyciska do najbliższej ściany, całując tak, że Draco miękną kolana*
Harry: Mówiłem, pieprzyć zasady. Jakiś sprzeciw?
Draco: Tak! Więcej całowania, mniej gadania…
Podsumowując, bierzcie przykład i z Harry’ego, i z Draco :D
~*~
Nim zdążyła w jakikolwiek inny sposób zareagować, odsunął się od niej.
– Wybaczam ci ten żart, w zamian ty wybacz ten drobny podstęp. Od dawna chciałem to zrobić.
– Słucham? – Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Przyłożyła dwa palce do swoich ust, nie wiedząc co się dzieje.
– Najwyższa pora, żebyś przestała ignorować moje zaloty.
– Syriuszu… ignorowałam je, bo jestem mężatką i mam dwóch praktycznie dorosłych synów. Nie uważam, żebym…
– Kochasz Lucjusza? – przerwał jej zniecierpliwiony.
– Nie.
– W takim razie nie widzę przeszkód. Chyba że mnie także nie kochasz. W takim wypadku powiedz to teraz, a więcej nie poka...
– Przestań. Nie stawiaj mnie pod murem.
– Wiem, że to może ci się wydawać okrutne, ale nie zamierzam więcej czekać. Nie chcę zn…
– Mam do ciebie słabość – znów przerwała mu w połowie słowa. – Wcześniej kochałam cię jedynie jako członka mojej rodziny… Teraz… – Odwróciła wzrok zawstydzona. – Teraz to więcej niż tylko to. Jednak dalej uważam, że…
– Nie, Cyziu. Nie ma sensu tkwić w związku, którego nie chcesz. – Położył dłoń na jej policzku, wciąż patrząc na nią z dołu. – Jeśli nie potrafisz sama się uwolnić, to ci pomogę. Jestem gotowy na wszystko, co będzie trzeba zrobić, żebym miał na ciebie monopol.
Słyszał szybko bijące serce, ale z tego wszystkiego nie był pewien, czy to serce Narcyzy, czy jego tak galopowało w piersi.
– Ja… – wyszeptała drżącym głosem.
– Pozwól mi o siebie zawalczyć, tylko o tyle cię proszę.
– A jak nam nie wyjdzie? Nie chcę cię stracić, dopiero co do mnie wróciłeś.
– Co ma nam nie wyjść? Za bardzo się przejmujesz, moja droga.
– Dobrze… dobrze. – Odetchnęła głębiej i spojrzała kuzynowi prosto w oczy. – Zawalcz o mnie.
//*//
Choć powinna to być najszczęśliwsza noc w życiu Syriusza, po przebudzeniu był bardziej zły niż szczęśliwy. Śnił mu się Lucjusz, który z paskudnym uśmiechem na ustach odebrał mu Narcyzę i zamknął ją pod kloszem. Kobieta w pewnym momencie z człowieka zmieniła się w więdnący kwiat, marniejący na jego oczach. Wiedział, że to tylko głupi sen, koszmar podsunięty mu przez lęk i troskę, ale świadomość tego nie umniejszała negatywnych emocji, których mu dostarczył.
Za to leżąca tuż przy nim Narcyza już to potrafiła. Jej ciepło, spokojny oddech, zapach – to wszystko było prawdziwe, miał ją tuż przy sobie całkiem bezpieczną i na ten moment naprawdę tylko jego.
Objął ją mocno w pasie, przyciskając do siebie.
– Cyziu – powiedział wprost w jej dekolt. – Cyyyziuuu – powtórzył mrukliwie, ściskając ją jedynie odrobinę mocniej, choć pragnął przytulić ją tak mocno, by ich ciała się scaliły.
– Urwisie… – wyszeptała, na wpół śpiąca. – Jest jeszcze wcześnie. Śpij.
– Kocham cię, wiesz? – wymruczał, ignorując jej polecenie.
– Wiem. – Uśmiechnęła się. – Ja ciebie też. A teraz śpij.
– I dlatego nie daruję nikomu, kto cię krzywdzi – w jednej chwili porzucił psotny, dziecinny ton, stając się całkowicie poważnym.
Kobieta poruszyła się w jego ramionach.
– Namówiłeś mnie. Wstaję – rzuciła, w ostatnim momencie tłumiąc ziewnięcie. – I nie myśl, że zignorowałam, co powiedziałeś.
– Mam nadzieję, bo jestem śmiertelnie poważny.
– Słyszę po twoim tonie. Ale jest pewien problem. Widzisz, widzimy to inaczej. Ty nie chcesz darować nikomu, kto mnie zrani. Ja z kolei w chwili zranienia chcę znaleźć ukojenie w ramionach mężczyzny, którego kocham.
– Jedno nie wyklucza drugiego.
– Wyklucza, jeśli w momencie, kiedy będę ciebie szukać, ty będziesz wymierzał sprawiedliwość.
– W zależności od sytuacji coś będzie musiało poczekać, to z pewnością. Zapewniam jednak, że ostatecznie i jedno, i drugie zostanie spełnione. Możliwe tylko że niekoniecznie w kolejności, którą ty byś wolała.
– Trudno. Bardziej zależy mi chyba na tym, żebyś po prostu wracał do mnie w jednym kawałku.
– Chciałem się wzruszyć, ale to “chyba”... – Cmoknął i pokręcił lekko głową. – Nie przekonałaś mnie, Cyziu. – Podniósł się do siadu i przeciągnął. – Idę na śniadanie, idziesz ze mną czy wracasz spać? – zmienił temat, uznając poprzedni za zakończony.
– Syriuszu, jest dopiero… – sięgnęła z ociąganiem po różdżkę i sprawdziła godzinę. – szósta dwanaście rano…
– To idealna pora na wstanie. Jak udaje mi się przespać całą noc, to się mniej więcej o tej porze budzę – Przeważnie jak był w swojej animagicznej postaci, ale to szczegół o którym nie mógł jej póki co powiedzieć.
– Zjedzmy tutaj – mruknęła, przymykając oczy i przeciągając się leniwie.
Przeczesał jej włosy palcami, odgarniając kosmyki z twarzy. Pogładził wierzchem dłoni jej policzek.
– W takim razie wezwij skrzata, będzie mniej narzekał, jak ty to zrobisz.
//*//
– Wiesz, że najprawdopodobniej ona zginie na wojnie? – rzucił zamiast przywitania Ariam, gdy podszedł do ćwiczącego zaklęcia Syriusza. Narcyza zaszyła się w pokoju z książką, więc postanowił wykorzystać ten czas na rozruszanie się w ogrodzie. Dziś była pełnia, więc prawdopodobna godzina zero zbliżała się wielkimi krokami.
– Tak jak każdy z nas ma pięćdziesiąt procent szans.
– Dla mnie ona ma jeszcze mniej szans, skoro dalej uparcie chce sama zemścić się na Lucjuszu.
– O ile zdąży natknąć się na niego przede mną. Mam wobec niego podobne plany.
– Przecież dyrektor zabronił ci się pokazywać na polu bitwy.
– Powiedział jedynie, że “nie chce mnie tam widzieć”. To nie to samo co “nie przychodź”. Zresztą choćby mi zabronił i tak bym się pojawił. Będą tam Harry i Narcyza, więc nie mogę być gdzie indziej. Jeśli Remus się do tego czasu znajdzie, z pewnością również stanie do walki.
– Czyli co, chcesz chronić całą trójkę? Bohater za knuta się znalazł. Nie roztroisz się, a jak będziesz próbował ratować wszystkich, to sam skończysz martwy! – warknął.
– Jasne że chciałbym chronić całą trójkę, ale nie w tym rzecz. Muszę brać udział w tej bitwie, inaczej do końca życia będę tego żałował. Muszę być tam, gdzie ryzykują swoim życiem ludzie których kocham.
– Cóż za romantyzm...
– To nie wszystko – odparł niezrażony przytykiem. – Chcę być tam również w chwili, w której Harry pomści swoich rodziców. Jednak przede wszystkim chcę tam być, żeby zabić osoby, które nie zasługują na istnienie.
– Czyli kogo?
Na twarzy Syriusza odmalowała się wściekłość, a górna warga drgnęła w niemym warknięciu, odsłaniając na chwilę zęby.
– Osoby, które na wiele sposobów odebrały mi życie. – Zapatrzył się w przestrzeń, zatapiając się we wspomnieniach, a w jego spojrzenie wkradł się cień szaleństwa. – Nie będę usatysfakcjonowany póki nie wyzioną ducha u moich stóp.
//*//
Nastolatek wszedł do sypialni matki, obserwując dwie śpiące sylwetki. Miał pełną świadomość, że Syriusz niedługo wyczuje jego obecność i się przebudzi, ale nie obchodziło go to wcale.
Podszedł bliżej, uważając by nie stanąć w miejscu, które zdradziłoby jego obecność, nieznośnym skrzypnięciem. Niby mógł wyciszyć swoje kroki za sprawą magii, ale w ten sposób nie byłoby dreszczyku emocji.
Wyciągnął dłoń, dotykając delikatnie ramienia matki. Narcyza nawet nie zareagowała. Podobnie jak Syriusz, którzy przeważnie otwierał oczy, kiedy tylko znalazł się tuż obok łóżka.
Czyżby obecność Narcyzy aż tak wpływała na jego poczucie bezpieczeństwa?
Odsunął się powoli, postanawiając przerzucić rozmowę na inną chwilę.
Na razie niech się cieszą swoją obecnością.
//*//
– Możemy porozmawiać? – spytał, zaglądając do salonu, w którym jeszcze chwilę temu obok Narcyzy siedział również Syriusz. Prawdę mówiąc wykorzystał moment, kiedy mężczyzna musiał pilnie wyjść za potrzebą, by na spokojnie porozmawiać z kobietą. A że w jakiś magiczny sposób zepsuł się zamek w drzwiach to już nie była jego (zbyt duża) wina.
– Nie musisz mnie o to pytać, Iggy – odparła kobieta z uśmiechem. Trzeba byłoby być idiotą, by nie zauważyć jak bardzo odprężona była. W rezydencji rzadko kiedy można było ją taką ujrzeć.
Usiadł obok niej, łapiąc za jej dłoń.
– Kocham cię, wiesz?
– Och, Iggy – szepnęła rozczulona. – Ja też cię bardzo kocham. A teraz powiedz o co chodzi.
– Czemu od razu musi mi o…
– Zawsze tak zaczynasz, kiedy chcesz mnie w jakiś sposób przekabacić. Myślisz też, że nie widziałam, że dosypałeś coś Syriuszowi do picia na śniadaniu?
– I nic nie powiedziałaś?
Prawa brew kobiety uniosła się.
– A czemu miałabym go informować? To jego wina, że tego nie zauważył. Mógł cię nie ignorować, skoro co chwilę robicie sobie jakieś numery.
– Był wpatrzony w ciebie – zauważył nastolatek.
– A ty to wykorzystałeś, byśmy bez przeszkód porozmawiali na jakiś ważny dla ciebie temat.
– Chodzi o misję.
– Dyrektor wczoraj ci ją przydzielił?
– Nie, sam się zgłosiłem z inicjatywą.
– Dobrze – szepnęła cicho. – Wiem, że nie zdradzisz mi szczegółów, ale wróć tu cały i zdrowy, dobrze?
– Nie wiem ile mi to zajmie, ale nic mi nie będzie, Nar. Obiecuję, że wrócę cały.
//*//
– Był moment, kiedy mnie nienawidziłeś?
Syriusz spojrzał zaskoczony na kuzynkę siedzącą po drugiej stronie stołu.
– Skąd ci się to wzięło?
Kobieta wzruszyła ramionami.
– Bez powodu – mruknęła.
Milczał przez chwilę, zastanawiając się.
– Na moim pierwszym i drugim roku. Nie odzywałaś się do mnie w szkole, często też udawałaś że nie istnieję, gdy się mijaliśmy. Choć innym razem patrzyłaś na mnie, gdy myślałaś, że nie widzę. Byłem wściekły, że dałaś rodzinie sobą sterować.
– To będzie marnym wytłumaczeniem, ale matka mi zabroniła się do ciebie zbliżać…
– Regulusowi też zabronili zbliżać się do mnie w szkole. To miała być moja kara za odstawanie od rodziny. I o ile za jego bezmyślnym podążaniem za naszymi rodzicami nieszczególnie tęskniłem… – zawiesił głos, ale wcale nie musiał kończyć zdania, by Narcyza zrozumiała przekaz.
– Naprawdę chciałam do ciebie podejść – zaczęła z przejęciem blondynka – i porozmawiać z tobą, ale wizja wydziedziczenia i wyrzucenia z domu mnie przerażała. Nawet prośby do ojca nic nie dały, a raczej wręcz przeciwnie – dostawałam co rusz od nich kary. Nie wysyłali mi pieniędzy albo pisali do opiekuna domu, że nie zgadzają się na moje wyjścia do Hogsmeade. Kilka osób z domu miało mnie pilnować, bym się z tobą nie kontaktowała. Ledwo co udało mi się przekazywać dla ciebie kartki z życzeniami w taki sposób, by się nie zorientowali.
– Z czasem zrozumiałem, dlaczego się nie chciałaś narażać. Jednak wtedy byłem wściekły, że nie zadałaś sobie trudu, by jakoś ominąć zakaz.
Narcyza spojrzała na niego z poczuciem winy widocznym na jej twarzy. Satysfakcja spłynęła na Syriusza orzeźwiająca jak letni deszcz. Zaskoczyło go to. Nie sądził, że po tylu latach wciąż miał jej to za złe. Odetchnął głęboko. Chciał żeby żałowała, ale jaki był sens rozdrapywania starych ran po tylu latach? Zresztą nie zamierzał odtrącać jej teraz przez błędy młodości.
– Pewnie gdybyś wiedziała, że mieliśmy do dyspozycji pelerynę niewidkę i kilka tajnych przejść do lochów, łatwiej byś się skusiła na spotkanie – stwierdził ugodowym tonem.
– Gdybym tylko miała tego świadomość. Z pewnością zgubiłabym mój ogon i spotkała się z tobą… Tęskniłam za tobą przez ten cały czas, wiesz?
– Kochałem cię cały ten czas.
– Kochałeś? – Uśmiechnęła się lekko, próbując uspokoić szalejące w jej piersi serce. – Czas przeszły?
– Mówimy o czasach, gdy byłem w Hogwarcie. – Nie dał się zmieszać. – Nienawidziłem cię wtedy i kochałem na zmianę. Albo jednocześnie, jeśli to możliwe.
– Aż tak długo?
– Zakochałem się w tobie pewnie od pierwszego wejrzenia, choć byłem wtedy tak mały, że niestety nie mogę tego pamiętać. – Narcyza zaśmiała się cicho rozczulona. – Bywały momenty, gdy sprawa się komplikowała lub się od siebie oddalaliśmy, ale to uczucie za nic nie chciało mnie opuścić.
– Kochałeś mnie od dziecka… Jednak w późniejszym czasie żywiłeś te same uczucia do innych kobiet, czyż nie? Wiem, że był z ciebie niezły casanova.
Patrzył na nią przez chwilę bez wyrazu, po czym uśmiechnął się smutno.
– Wiem, jak to wyglądało z boku i z wewnątrz też, bo sporo się nasłuchałem od swoich byłych. Wiesz, Cyziu… Miałaś narzeczonego, którego kochałaś. Wyglądałaś też na szczęśliwą, że to właśnie Lucjusz miał zostać twoim mężem.
– Czułam się piękna i chciana. A tak naprawdę Lucjusz oszukał mnie i wszystkich wokół słodkimi słówkami.
Skinął lekko głową.
– Przegrałem z jego grą i zostałem sam. Próbowałem ruszyć naprzód, a że na brak popularności nie narzekałem, to próbowałem wiele razy… – urwał i pokręcił głową, jakby przeczył własnym słowom. – Tak naprawdę to byłem wściekły, rozżalony i przede wszystkim samotny. Odbiło mi. Jak mi się któraś podobała albo i nie, ale była chętna, to się z nimi umawiałem. Próbowałem się angażować, naprawdę, ale mijał okres fascynacji nową relacją i przestawały mnie interesować. Każda po kolei. Przeważnie niedługo po tym jak zaczynałem z nimi sypiać, więc szybko dorobiłem się nieprzychylnej opinii.
– Teraz zabrzmiało to tak, jakby właśnie seks uzmysławiał ci, że one nie są ci pisane – zauważyła z bólem kobieta. Odetchnęła głębiej. – Skąd więc wiesz, że ze mną będzie inaczej? Że gdy tylko…
– Bo z którąkolwiek bym nie był, zawsze kończyło się na tym, że zamykałem oczy, wyobrażając sobie ciebie! – uniósł lekko głos, zirytowany. – Żadna nie mogła zastąpić ciebie! Już raz ci powiedziałem, żebyś nie bagatelizowała moich uczuć, a ty i tak ciągle je podważasz. To, delikatnie mówiąc, wkurzające.
– To nie tak… boję się wiesz? Boję się, że twoje wyobrażenia o mnie i ja to dwa różne światy i porzucisz mnie, kiedy tylko to odkryjesz. Boję się, że seks ze mną będzie tak słaby, że będziesz musiał myśleć o dowolnej innej kobiecie…
– Przestań, nie chcę tego słuchać – wciął jej się w zdanie. – Dostaję furii, gdy słyszę, jak mało się cenisz. Podniecasz mnie i uwierz, że i w dzień, i w nocy myślę głównie o tym, że chciałbym uprawiać z tobą seks. Od rzucenia się na ciebie powstrzymują mnie tylko dwie rzeczy.
– Dwie? Jakie? – spytała niepewnie.
– Po pierwsze, nie chciałbym żebyś miała wyrzuty sumienia. W końcu formalnie jesteś mężatką. Po drugie, nie chcę cię przestraszyć i do siebie zrazić.
– To… naprawdę kochane z twojej strony – mruknęła, wstając od stołu. Powoli podeszła do kuzyna i gestem nakazała mu wstać. Kiedy to zrobił, przysunęła się do niego i delikatnie pocałowała go w kącik ust. – Dziękuję, Syri.
– To nieuczciwe… – mruknął, po czym spojrzał na nią spod rzęs. – Jeszcze raz.
– Co “jeszcze raz”?
– Strzelaj. – Spojrzał na nią z psotnym błyskiem w oku. – Spodobały mi się dwie rzeczy, które przed chwilą zrobiłaś, ale tylko o jedną się upominam. Masz pięćdziesiąt procent szans.
– Hmmm, myślę, że mogę coś na to poradzić. – Przybliżyła się do jego twarzy, jakby chciała go pocałować tym razem prawidłowo. – Urwisie.
– A więc czekam, Cyziu.
Kobieta uśmiechnęła się lekko i pocałowała go tym raz w drugi kącik ust.
Przytulił ją mocno i cmoknął w odsłoniętą szyję. To chyba jedyna zaleta tego, że dzień w dzień upinała włosy w ten nudny, drętwy kok.
– Miałem na myśli to zdrobnienie, ale za buziaka też dziękuję. – Odsunął się o krok. – Jednakże… więcej mnie nie całuj, chyba że naprawdę chcesz, żebym się na ciebie rzucił.
– A więc następnym razem pocałuję cię, jak już będzie po wszystkim.
~*~

2 komentarze:

  1. Hej, hejka,
    wspaniale, uroczo Syriusz tak jakby w ramionach Narcyzy czuł się bezpieczny, och Ignis ty podstepny...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, och Ignis ty podstępny... Syriusz w ramionach Narcyzy czuł sie bezpieczny...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń