Hejka
wszystkim! Ostatnio coraz częściej dostajemy od Was komentarze, co nas mega
cieszy. Serio! Nic tak nie poprawia humoru jak powiadomienie o nowym
komentarzu. Tylko ten no... jak każdy komentarz ma ten sam schemat, to to
zaczyna być przerażające xD My nie Malfoyowie, żeby wymagać poprawnej etykiety
;D No dobra, Yunoha może trochę, bo to ona ich prowadzi, ale ja jestem 100%
Gryfonem. Bądźcie Potterem razem ze mną! Miejmy gdzieś zasady!
Draco:
Potter! *mruży niebezpiecznie oczy* Nawet nie próbuj!
Harry:
Bo co mi zrobisz, Malfoy? Hę? Myślisz, że wystarczy twoje spojrzenie i zrobię
co zechcesz? Jak tak to się…
*Draco
przyciąga Harry’ego za kołnierz i całuje go głęboko*
Draco:
Co mówiłeś, Gryfiaku?
*Harry
łapie Draco za kark i przyciska do najbliższej ściany, całując tak, że Draco
miękną kolana*
Harry:
Mówiłem, pieprzyć zasady. Jakiś sprzeciw?
Draco:
Tak! Więcej całowania, mniej gadania…
Podsumowując,
bierzcie przykład i z Harry’ego, i z Draco :D
~*~
Nim zdążyła w jakikolwiek inny
sposób zareagować, odsunął się od niej.
– Wybaczam ci ten żart, w zamian ty
wybacz ten drobny podstęp. Od dawna chciałem to zrobić.
– Słucham? – Spojrzała na niego z
niedowierzaniem. Przyłożyła dwa palce do swoich ust, nie wiedząc co się dzieje.
– Najwyższa pora, żebyś przestała
ignorować moje zaloty.
– Syriuszu… ignorowałam je, bo
jestem mężatką i mam dwóch praktycznie dorosłych synów. Nie uważam, żebym…
– Kochasz Lucjusza? – przerwał jej
zniecierpliwiony.
– Nie.
– W takim razie nie widzę
przeszkód. Chyba że mnie także nie kochasz. W takim wypadku powiedz to teraz, a
więcej nie poka...
– Przestań. Nie stawiaj mnie pod
murem.
– Wiem, że to może ci się wydawać
okrutne, ale nie zamierzam więcej czekać. Nie chcę zn…
– Mam do ciebie słabość – znów
przerwała mu w połowie słowa. – Wcześniej kochałam cię jedynie jako członka
mojej rodziny… Teraz… – Odwróciła wzrok zawstydzona. – Teraz to więcej niż
tylko to. Jednak dalej uważam, że…
– Nie, Cyziu. Nie ma sensu tkwić w
związku, którego nie chcesz. – Położył dłoń na jej policzku, wciąż patrząc na
nią z dołu. – Jeśli nie potrafisz sama się uwolnić, to ci pomogę. Jestem gotowy
na wszystko, co będzie trzeba zrobić, żebym miał na ciebie monopol.
Słyszał szybko bijące serce, ale z tego
wszystkiego nie był pewien, czy to serce Narcyzy, czy jego tak galopowało w
piersi.
– Ja… – wyszeptała drżącym głosem.
– Pozwól mi o siebie zawalczyć,
tylko o tyle cię proszę.
– A jak nam nie wyjdzie? Nie chcę
cię stracić, dopiero co do mnie wróciłeś.
– Co ma nam nie wyjść? Za bardzo
się przejmujesz, moja droga.
– Dobrze… dobrze. – Odetchnęła
głębiej i spojrzała kuzynowi prosto w oczy. – Zawalcz o mnie.
//*//
Choć powinna to być najszczęśliwsza
noc w życiu Syriusza, po przebudzeniu był bardziej zły niż szczęśliwy. Śnił mu
się Lucjusz, który z paskudnym uśmiechem na ustach odebrał mu Narcyzę i zamknął
ją pod kloszem. Kobieta w pewnym momencie z człowieka zmieniła się w więdnący
kwiat, marniejący na jego oczach. Wiedział, że to tylko głupi sen, koszmar
podsunięty mu przez lęk i troskę, ale świadomość tego nie umniejszała
negatywnych emocji, których mu dostarczył.
Za to leżąca tuż przy nim Narcyza
już to potrafiła. Jej ciepło, spokojny oddech, zapach – to wszystko było
prawdziwe, miał ją tuż przy sobie całkiem bezpieczną i na ten moment naprawdę
tylko jego.
Objął ją mocno w pasie,
przyciskając do siebie.
– Cyziu – powiedział wprost w jej
dekolt. – Cyyyziuuu – powtórzył mrukliwie, ściskając ją jedynie odrobinę
mocniej, choć pragnął przytulić ją tak mocno, by ich ciała się scaliły.
– Urwisie… – wyszeptała, na wpół
śpiąca. – Jest jeszcze wcześnie. Śpij.
– Kocham cię, wiesz? – wymruczał,
ignorując jej polecenie.
– Wiem. – Uśmiechnęła się. – Ja
ciebie też. A teraz śpij.
– I dlatego nie daruję nikomu, kto
cię krzywdzi – w jednej chwili porzucił psotny, dziecinny ton, stając się
całkowicie poważnym.
Kobieta poruszyła się w jego
ramionach.
– Namówiłeś mnie. Wstaję – rzuciła,
w ostatnim momencie tłumiąc ziewnięcie. – I nie myśl, że zignorowałam, co
powiedziałeś.
– Mam nadzieję, bo jestem
śmiertelnie poważny.
– Słyszę po twoim tonie. Ale jest
pewien problem. Widzisz, widzimy to inaczej. Ty nie chcesz darować nikomu, kto
mnie zrani. Ja z kolei w chwili zranienia chcę znaleźć ukojenie w ramionach
mężczyzny, którego kocham.
– Jedno nie wyklucza drugiego.
– Wyklucza, jeśli w momencie, kiedy
będę ciebie szukać, ty będziesz wymierzał sprawiedliwość.
– W zależności od sytuacji coś
będzie musiało poczekać, to z pewnością. Zapewniam jednak, że ostatecznie i
jedno, i drugie zostanie spełnione. Możliwe tylko że niekoniecznie w
kolejności, którą ty byś wolała.
– Trudno. Bardziej zależy mi chyba
na tym, żebyś po prostu wracał do mnie w jednym kawałku.
– Chciałem się wzruszyć, ale to
“chyba”... – Cmoknął i pokręcił lekko głową. – Nie przekonałaś mnie, Cyziu. –
Podniósł się do siadu i przeciągnął. – Idę na śniadanie, idziesz ze mną czy
wracasz spać? – zmienił temat, uznając poprzedni za zakończony.
– Syriuszu, jest dopiero… –
sięgnęła z ociąganiem po różdżkę i sprawdziła godzinę. – szósta dwanaście rano…
– To idealna pora na wstanie. Jak
udaje mi się przespać całą noc, to się mniej więcej o tej porze budzę –
Przeważnie jak był w swojej animagicznej postaci, ale to szczegół o którym nie
mógł jej póki co powiedzieć.
– Zjedzmy tutaj – mruknęła,
przymykając oczy i przeciągając się leniwie.
Przeczesał jej włosy palcami,
odgarniając kosmyki z twarzy. Pogładził wierzchem dłoni jej policzek.
– W takim razie wezwij skrzata,
będzie mniej narzekał, jak ty to zrobisz.
//*//
– Wiesz, że najprawdopodobniej ona
zginie na wojnie? – rzucił zamiast przywitania Ariam, gdy podszedł do
ćwiczącego zaklęcia Syriusza. Narcyza zaszyła się w pokoju z książką, więc
postanowił wykorzystać ten czas na rozruszanie się w ogrodzie. Dziś była
pełnia, więc prawdopodobna godzina zero zbliżała się wielkimi krokami.
– Tak jak każdy z nas ma
pięćdziesiąt procent szans.
– Dla mnie ona ma jeszcze mniej
szans, skoro dalej uparcie chce sama zemścić się na Lucjuszu.
– O ile zdąży natknąć się na niego
przede mną. Mam wobec niego podobne plany.
– Przecież dyrektor zabronił ci się
pokazywać na polu bitwy.
– Powiedział jedynie, że “nie chce
mnie tam widzieć”. To nie to samo co “nie przychodź”. Zresztą choćby mi
zabronił i tak bym się pojawił. Będą tam Harry i Narcyza, więc nie mogę być
gdzie indziej. Jeśli Remus się do tego czasu znajdzie, z pewnością również
stanie do walki.
– Czyli co, chcesz chronić całą
trójkę? Bohater za knuta się znalazł. Nie roztroisz się, a jak będziesz
próbował ratować wszystkich, to sam skończysz martwy! – warknął.
– Jasne że chciałbym chronić całą
trójkę, ale nie w tym rzecz. Muszę brać udział w tej bitwie, inaczej do końca
życia będę tego żałował. Muszę być tam, gdzie ryzykują swoim życiem ludzie
których kocham.
– Cóż za romantyzm...
– To nie wszystko – odparł
niezrażony przytykiem. – Chcę być tam również w chwili, w której Harry pomści
swoich rodziców. Jednak przede wszystkim chcę tam być, żeby zabić osoby, które
nie zasługują na istnienie.
– Czyli kogo?
Na twarzy Syriusza odmalowała się
wściekłość, a górna warga drgnęła w niemym warknięciu, odsłaniając na chwilę
zęby.
– Osoby, które na wiele sposobów
odebrały mi życie. – Zapatrzył się w przestrzeń, zatapiając się we
wspomnieniach, a w jego spojrzenie wkradł się cień szaleństwa. – Nie będę
usatysfakcjonowany póki nie wyzioną ducha u moich stóp.
//*//
Nastolatek wszedł do sypialni
matki, obserwując dwie śpiące sylwetki. Miał pełną świadomość, że Syriusz
niedługo wyczuje jego obecność i się przebudzi, ale nie obchodziło go to wcale.
Podszedł bliżej, uważając by nie
stanąć w miejscu, które zdradziłoby jego obecność, nieznośnym skrzypnięciem.
Niby mógł wyciszyć swoje kroki za sprawą magii, ale w ten sposób nie byłoby
dreszczyku emocji.
Wyciągnął dłoń, dotykając delikatnie
ramienia matki. Narcyza nawet nie zareagowała. Podobnie jak Syriusz, którzy
przeważnie otwierał oczy, kiedy tylko znalazł się tuż obok łóżka.
Czyżby obecność Narcyzy aż tak
wpływała na jego poczucie bezpieczeństwa?
Odsunął się powoli, postanawiając
przerzucić rozmowę na inną chwilę.
Na razie niech się cieszą swoją
obecnością.
//*//
– Możemy porozmawiać? – spytał,
zaglądając do salonu, w którym jeszcze chwilę temu obok Narcyzy siedział
również Syriusz. Prawdę mówiąc wykorzystał moment, kiedy mężczyzna musiał
pilnie wyjść za potrzebą, by na spokojnie porozmawiać z kobietą. A że w jakiś
magiczny sposób zepsuł się zamek w drzwiach to już nie była jego (zbyt duża)
wina.
– Nie musisz mnie o to pytać, Iggy
– odparła kobieta z uśmiechem. Trzeba byłoby być idiotą, by nie zauważyć jak
bardzo odprężona była. W rezydencji rzadko kiedy można było ją taką ujrzeć.
Usiadł obok niej, łapiąc za jej
dłoń.
– Kocham cię, wiesz?
– Och, Iggy – szepnęła rozczulona.
– Ja też cię bardzo kocham. A teraz powiedz o co chodzi.
– Czemu od razu musi mi o…
– Zawsze tak zaczynasz, kiedy
chcesz mnie w jakiś sposób przekabacić. Myślisz też, że nie widziałam, że
dosypałeś coś Syriuszowi do picia na śniadaniu?
– I nic nie powiedziałaś?
Prawa brew kobiety uniosła się.
– A czemu miałabym go informować?
To jego wina, że tego nie zauważył. Mógł cię nie ignorować, skoro co chwilę
robicie sobie jakieś numery.
– Był wpatrzony w ciebie – zauważył
nastolatek.
– A ty to wykorzystałeś, byśmy bez
przeszkód porozmawiali na jakiś ważny dla ciebie temat.
– Chodzi o misję.
– Dyrektor wczoraj ci ją
przydzielił?
– Nie, sam się zgłosiłem z
inicjatywą.
– Dobrze – szepnęła cicho. – Wiem,
że nie zdradzisz mi szczegółów, ale wróć tu cały i zdrowy, dobrze?
– Nie wiem ile mi to zajmie, ale
nic mi nie będzie, Nar. Obiecuję, że wrócę cały.
//*//
– Był moment, kiedy mnie
nienawidziłeś?
Syriusz spojrzał zaskoczony na
kuzynkę siedzącą po drugiej stronie stołu.
– Skąd ci się to wzięło?
Kobieta wzruszyła ramionami.
– Bez powodu – mruknęła.
Milczał przez chwilę, zastanawiając
się.
– Na moim pierwszym i drugim roku.
Nie odzywałaś się do mnie w szkole, często też udawałaś że nie istnieję, gdy
się mijaliśmy. Choć innym razem patrzyłaś na mnie, gdy myślałaś, że nie widzę.
Byłem wściekły, że dałaś rodzinie sobą sterować.
– To będzie marnym wytłumaczeniem,
ale matka mi zabroniła się do ciebie zbliżać…
– Regulusowi też zabronili zbliżać
się do mnie w szkole. To miała być moja kara za odstawanie od rodziny. I o ile
za jego bezmyślnym podążaniem za naszymi rodzicami nieszczególnie tęskniłem… –
zawiesił głos, ale wcale nie musiał kończyć zdania, by Narcyza zrozumiała
przekaz.
– Naprawdę chciałam do ciebie
podejść – zaczęła z przejęciem blondynka – i porozmawiać z tobą, ale wizja
wydziedziczenia i wyrzucenia z domu mnie przerażała. Nawet prośby do ojca nic
nie dały, a raczej wręcz przeciwnie – dostawałam co rusz od nich kary. Nie
wysyłali mi pieniędzy albo pisali do opiekuna domu, że nie zgadzają się na moje
wyjścia do Hogsmeade. Kilka osób z domu miało mnie pilnować, bym się z tobą nie
kontaktowała. Ledwo co udało mi się przekazywać dla ciebie kartki z życzeniami
w taki sposób, by się nie zorientowali.
– Z czasem zrozumiałem, dlaczego
się nie chciałaś narażać. Jednak wtedy byłem wściekły, że nie zadałaś sobie
trudu, by jakoś ominąć zakaz.
Narcyza spojrzała na niego z
poczuciem winy widocznym na jej twarzy. Satysfakcja spłynęła na Syriusza
orzeźwiająca jak letni deszcz. Zaskoczyło go to. Nie sądził, że po tylu latach
wciąż miał jej to za złe. Odetchnął głęboko. Chciał żeby żałowała, ale jaki był
sens rozdrapywania starych ran po tylu latach? Zresztą nie zamierzał odtrącać
jej teraz przez błędy młodości.
– Pewnie gdybyś wiedziała, że
mieliśmy do dyspozycji pelerynę niewidkę i kilka tajnych przejść do lochów,
łatwiej byś się skusiła na spotkanie – stwierdził ugodowym tonem.
– Gdybym tylko miała tego
świadomość. Z pewnością zgubiłabym mój ogon i spotkała się z tobą… Tęskniłam za
tobą przez ten cały czas, wiesz?
– Kochałem cię cały ten czas.
– Kochałeś? – Uśmiechnęła się lekko,
próbując uspokoić szalejące w jej piersi serce. – Czas przeszły?
– Mówimy o czasach, gdy byłem w
Hogwarcie. – Nie dał się zmieszać. – Nienawidziłem cię wtedy i kochałem na
zmianę. Albo jednocześnie, jeśli to możliwe.
– Aż tak długo?
– Zakochałem się w tobie pewnie od
pierwszego wejrzenia, choć byłem wtedy tak mały, że niestety nie mogę tego
pamiętać. – Narcyza zaśmiała się cicho rozczulona. – Bywały momenty, gdy sprawa
się komplikowała lub się od siebie oddalaliśmy, ale to uczucie za nic nie
chciało mnie opuścić.
– Kochałeś mnie od dziecka… Jednak
w późniejszym czasie żywiłeś te same uczucia do innych kobiet, czyż nie? Wiem,
że był z ciebie niezły casanova.
Patrzył na nią przez chwilę bez
wyrazu, po czym uśmiechnął się smutno.
– Wiem, jak to wyglądało z boku i z
wewnątrz też, bo sporo się nasłuchałem od swoich byłych. Wiesz, Cyziu… Miałaś
narzeczonego, którego kochałaś. Wyglądałaś też na szczęśliwą, że to właśnie
Lucjusz miał zostać twoim mężem.
– Czułam się piękna i chciana. A
tak naprawdę Lucjusz oszukał mnie i wszystkich wokół słodkimi słówkami.
Skinął lekko głową.
– Przegrałem z jego grą i zostałem
sam. Próbowałem ruszyć naprzód, a że na brak popularności nie narzekałem, to
próbowałem wiele razy… – urwał i pokręcił głową, jakby przeczył własnym słowom.
– Tak naprawdę to byłem wściekły, rozżalony i przede wszystkim samotny. Odbiło
mi. Jak mi się któraś podobała albo i nie, ale była chętna, to się z nimi
umawiałem. Próbowałem się angażować, naprawdę, ale mijał okres fascynacji nową
relacją i przestawały mnie interesować. Każda po kolei. Przeważnie niedługo po
tym jak zaczynałem z nimi sypiać, więc szybko dorobiłem się nieprzychylnej
opinii.
– Teraz zabrzmiało to tak, jakby
właśnie seks uzmysławiał ci, że one nie są ci pisane – zauważyła z bólem
kobieta. Odetchnęła głębiej. – Skąd więc wiesz, że ze mną będzie inaczej? Że
gdy tylko…
– Bo z którąkolwiek bym nie był,
zawsze kończyło się na tym, że zamykałem oczy, wyobrażając sobie ciebie! –
uniósł lekko głos, zirytowany. – Żadna nie mogła zastąpić ciebie! Już raz ci
powiedziałem, żebyś nie bagatelizowała moich uczuć, a ty i tak ciągle je
podważasz. To, delikatnie mówiąc, wkurzające.
– To nie tak… boję się wiesz? Boję
się, że twoje wyobrażenia o mnie i ja to dwa różne światy i porzucisz mnie,
kiedy tylko to odkryjesz. Boję się, że seks ze mną będzie tak słaby, że
będziesz musiał myśleć o dowolnej innej kobiecie…
– Przestań, nie chcę tego słuchać –
wciął jej się w zdanie. – Dostaję furii, gdy słyszę, jak mało się cenisz.
Podniecasz mnie i uwierz, że i w dzień, i w nocy myślę głównie o tym, że
chciałbym uprawiać z tobą seks. Od rzucenia się na ciebie powstrzymują mnie
tylko dwie rzeczy.
– Dwie? Jakie? – spytała niepewnie.
– Po pierwsze, nie chciałbym żebyś
miała wyrzuty sumienia. W końcu formalnie jesteś mężatką. Po drugie, nie chcę
cię przestraszyć i do siebie zrazić.
– To… naprawdę kochane z twojej
strony – mruknęła, wstając od stołu. Powoli podeszła do kuzyna i gestem
nakazała mu wstać. Kiedy to zrobił, przysunęła się do niego i delikatnie
pocałowała go w kącik ust. – Dziękuję, Syri.
– To nieuczciwe… – mruknął, po czym
spojrzał na nią spod rzęs. – Jeszcze raz.
– Co “jeszcze raz”?
– Strzelaj. – Spojrzał na nią z
psotnym błyskiem w oku. – Spodobały mi się dwie rzeczy, które przed chwilą
zrobiłaś, ale tylko o jedną się upominam. Masz pięćdziesiąt procent szans.
– Hmmm, myślę, że mogę coś na to
poradzić. – Przybliżyła się do jego twarzy, jakby chciała go pocałować tym
razem prawidłowo. – Urwisie.
– A więc czekam, Cyziu.
Kobieta uśmiechnęła się lekko i
pocałowała go tym raz w drugi kącik ust.
Przytulił ją mocno i cmoknął w
odsłoniętą szyję. To chyba jedyna zaleta tego, że dzień w dzień upinała włosy w
ten nudny, drętwy kok.
– Miałem na myśli to zdrobnienie,
ale za buziaka też dziękuję. – Odsunął się o krok. – Jednakże… więcej mnie nie
całuj, chyba że naprawdę chcesz, żebym się na ciebie rzucił.
– A więc następnym razem pocałuję
cię, jak już będzie po wszystkim.
Hej, hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, uroczo Syriusz tak jakby w ramionach Narcyzy czuł się bezpieczny, och Ignis ty podstepny...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och Ignis ty podstępny... Syriusz w ramionach Narcyzy czuł sie bezpieczny...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia