czwartek, 27 lutego 2020

Historia Psa 06


~*~
Kobieta pojawiła się w kominku, strzepując resztki pyłu. Ściągnęła kaptur z głowy, jednocześnie rozpinając guziki ciepłego, jasnego płaszcza.
Ktoś odłożył książkę na stolik, a ona zerknęła w bok, na uśmiechniętego bruneta.
– Na Salazara…!
– Hej, mamo...
– Iggy!
Brunet wstał w tej samej chwili, w której kobieta znalazła się przy nim. Wyciągnęła ramiona, obejmując syna za kark i przytuliła go do siebie z uczuciem.
– Martwiłam się o ciebie, kochanie – szepnęła we włosy Iga, nawet nie myśląc o tym, by odsunąć się w najbliższej przyszłości.
– Ja o ciebie też. Dopiero kilka dni temu dowiedziałem się, że jesteś tutaj.
Narcyza uśmiechnęła się lekko, rozczulona.
– Jakoś w styczniu dołączyłam do profesora Dumbledore’a, w zamian za jego opiekę nad wami. Nawet nie wiesz, jak się o was martwiłam, kiedy dotarły do mnie informacje, że obydwoje odeszliście z zamku. – Odsunęła się od syna na wyciągnięcie ramion. – Skoro tu jesteś, to rozumiem, że Draco również tu trafił?
– Jestem tu sam. Nie widziałem się z Draco od miesiąca. – Narcyza zamarła i zbladła widocznie na słowa syna. – Ale Draco jest bezpieczny. – dodał pośpiesznie nastolatek. – Jest z nim Veronique, córka wujka Seva. Z obojgiem mam kontakt, więc wiem, że nic im nie grozi.
– Czy to plan profesora?
– Dyrektora i mój…
– Oczywiście, nie mógł mnie poinformować o tym drobnym szczególe – mruknęła, tracąc opanowanie. – Ja już mu powiem, co o tym myślę.
– Mamo, nie wydaje mi się, żeby to był dobry p...
– Ale mi tak – ucięła i wyszła z salonu, kierując się na parter do miejsca, gdzie na ogół czekał na nią Albus. Jadalnia.
Wparowała do środka, spoglądając na starszego czarodzieja z gniewem.
– Możesz mi wyjaśnić, dyrektorze, w jaki sposób masz zamiar mieć pieczę nad moimi synami?! Kiedy jeden jest bezpieczny tutaj, a drugi znajduje się w samym centrum działań Czarnego Pana!? Skąd pewność, że Draco nic nie grozi?! Nie ma pan zielonego pojęcia, jak oni go traktują! Dlatego prosiłam o jego ochronę!
Igniss przyszedł za matką, zaniepokojony jej wcale nie tak cichymi krzykami. Stanął przy kobiecie, gotowy zainterweniować w każdej sytuacji.
– Zapewniam, że wbrew pozorom jest w tej chwili w najbezpieczniejszym miejscu. – Starzec w paru zdaniach wytłumaczył Narcyzie mechanizm chroniący jej syna.
– I tak mi się to nie podoba – prychnęła kobieta. – Jest zbyt blisko ojca, który tylko czeka, by próbować wpajać mu swoją ideologię.
– Mamo, Draco naprawdę nic nie jest. Wiedziałbym, gdyby było inaczej.
– Ideologia Lucjusza też mu w tej chwili nie zagraża, ale rozumiem twój niepokój. Wbrew niemu, Narcyzo, ludzie Voldemorta w tym momencie nie są w stanie skrzywdzić twojego syna ani fizycznie, ani psychicznie.
– Oby miał pan rację – mruknęła, odetchnąwszy głębiej. Wyciągnęła zwinięty w rulonik kawałek pergaminu, który zaraz rozwinęła. Wzięła różdżkę i jej końcem dotknęła papieru, szepcząc inkantację. – To dane osób, które nas wspierają i wezmą udział w bitwie. Nie jest ich zbyt wiele, a przynajmniej nie wiem, czy osiem osób pana satysfakcjonuje. Niemniej mam zapewnienie, że nasi nowi sprzymierzeńcy będą dalej szukać innych sojuszników.
– Dziękuję, Narcyzo. Każda jedna osoba po naszej stronie jest na wagę złota. Jeśli znajdą się kolejni, daj mi niezwłocznie znać. A póki co chciałbym, abyś została w kwaterze.
– Oczywiście. Proszę też, aby wcześniej informował mnie pan, dyrektorze, o posunięciach moich synów, bo nie tak się umawialiśmy na początku.
– Jeśli tylko nie będzie to zagrażało powodzeniu planu, to będę cię informował.
– Dziękuję.
Pożegnała się krótko z dyrektorem, odprowadzając go wzrokiem. Igniss z kolei wyszedł ze starszym mężczyzną, chcąc mu jeszcze coś przekazać.
Blondynka westchnęła cicho, ściągając płaszcz i przekazując go przywołanemu Stworkowi. Musiała się czegoś napić i najlepiej udać na spoczynek. Tak, to był dobry plan.
//*//
Jeśli dobrze pamiętała, wuj trzymał wszystkie trunki w salonie, gdzie zawsze serwował je gościom czy rodzinie. Jeśli nikt się przez ten cały czas do nich nie dobrał to powinna znaleźć coś odpowiedniego dla siebie.
Opuściła jadalnię, przemierzając schody szybkim krokiem. Była już prawie na pierwszym piętrze, gdy dobiegł ją głos ze szczytu schodów.
– Gdzie tak pędzisz? Jeszcze się od tego groźnego stukania obcasów moja matula obudzi.
Narcyza już miała jakąś ciętą odpowiedź na końcu języka, jednak głos uwiązł jej w gardle, kiedy podniosła wzrok na osobę, która do niej przemówiła.
Nie, to niemożliwe.
Syriusz opierał się nonszalancko o barierkę.
– Ktoś ty!? – warknęła, wyszarpując różdżkę z rękawa i mierząc w stronę kolesia, który śmiał tak zmienić swój wygląd, by przypominać jej zmarłego kuzyna.
– No nie, ty też, Cyziu? – rzucił z westchnieniem, tak jak w przypadku Harry’ego unosząc ręce. – Czemu wszyscy chcą mnie witać klątwami?
– Cyziu? – powtórzyła za nim. Różdżka w jej dłoni zadrżała. – To naprawdę ty? – Spojrzała mu w oczy z rosnącą nadzieją.
– Znudziło mi się bycie martwym, więc wróciłem do świata żywych. – Wzruszył ramionami.
– Jak to możliwe? Moja siostra… – Pokręciła lekko głową, nie mogąc pojąc sytuacji, jaka miała wlaśnie miejsce. Opuściła rękę wzdłuż ciała, całkowicie tracąc bojowy nastrój.
– Wepchnęła mnie do przedsionka zaświatów, tak, dokładnie. Czekam na okazję, by jej się za to odwdzięczyć. – Przez jego twarz przebiegł cień. – Na szczęście znalazło się paru takich, co wiedzieli, jak mnie stamtąd wyciągnąć i oto jestem. – Skłonił się dwornie z psotnym uśmiechem na ustach. – Gdzie zmierzałaś, zanim cię wmurowałem w te schody?
– Do salonu, do barku twojego ojca.
– To świetnie się składa, ostatnio szukałem towarzystwa do kieliszka. Mogę się przyłączyć?
– Nie widzę ku temu przeszkód, drogi kuzynie.
//*//
Syriusz rozlał wino do kieliszków i podał jeden kuzynce. Usiadł obok niej na kanapie.
Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu.
– Zastanawiam się, kiedy ostatni raz mieliśmy okazję porozmawiać tak twarzą w twarz – zagadnął przyciszonym głosem, jakby wcale nie chciał przerywać tej ciszy. Bo o dziwo nie była krępująca.
Kobieta zastanowiła się przez chwilę, poruszając kieliszkiem na boki, aby wino mogło pooddychać.
– Nie jestem pewna. Chyba miało to miejsce w święta jak byłeś na trzecim roku.
– Ach, tak… masz rację. W końcu w wakacje po trzecim roku mieszkałem już z Potterami. – Faktycznie, jak tak się zastanowił, to przypominał sobie ich rozmowę. Siedzieli u niej w pokoju, czekając na kolację świąteczną. I wtedy powiedziała mu, że ustalony jest już przybliżony termin jej ślubu z Lucjuszem. Mieli się pobrać niedługo po jej dwudziestych urodzinach.
– W dalszym ciągu nie mogę sobie wybaczyć, że urwałam z tobą kontakt, bo bałam się, że i mnie wydziedziczą. Powinnam im się w tej kwestii postawić – mruknęła z westchnieniem.
– Daj spokój. Nie darowałbym wtedy sobie, gdyby przeze mnie i ciebie wypalili. Gdyby nie wsparcie Potterów nie zdecydowałbym się na taki krok. Teraz nie wydaje mi się to niczym strasznym, ale jak się jest dzieciakiem, to świadomość, że nagle trzeba się samemu o siebie i właściwie o wszystko troszczyć, przytłacza i przeraża. Miałaś całkiem dobre stosunki z rodziną, więc po co miałabyś je dla mnie niszczyć? Ja nie miałem za wiele do stracenia.
– Śmiem zauważyć, że najlepsze stosunki miałam z tobą i twoim bratem.
– Ale nie prowadziłaś wojny z własnymi rodzicami. Mniej lub bardziej ale dogadywałaś się ze wszystkimi. Od zawsze miałaś dryg do dyplomacji.
– Kiedyś chciałam nawet iść w tym kierunku. Chciałam pracować w ministerstwie. Już nawet zapisałam się na straż… Jednak po ślubie Lucjusz mi zabronił. Twierdził, że to nie przystoi, aby kobieta reprezentująca ród Malfoyów bawiła się w Ministerstwie. Że tylko przeniosę mu wstyd swoimi porażkami.
– A co w takim razie wypada kobiecie reprezentującej ród Malfoyów?
– Robienie zakupów z przyjaciółkami, uśmiechanie się do partnerów biznesowych męża… Urodzenie dziedzica.
– To niezbyt wiele. Jak chciał ozdobę do zdjęć, mógł sobie opłacać modelkę.
– Ktoś musiał dać mu dziedzica, czyż nie?
– To też mógł załatwić inaczej. – Wolał nie mówić na głos przy jakiejkolwiek kobiecie, że mógł opłacić surogatkę. Wolał nie ryzykować oblania winem.
– Wyszło jak wyszło… i tak już tego nie zmienimy. Faktem jest, że ubzdurał sobie, że mam urodzić syna dwa lata po ślubie. Tak mniej więcej… – Skrzywiła się z odrazą.
– Trochę chyba nie wyszło. Pobraliście się jak miałaś dwadzieścia lat.
– A chłopców urodziłam, jak miałam dwadzieścia pięć. Trzyletni poślizg.
– Nie zdziwiłbym się, jakby cały czas miał ci go za złe.
– Za złe to on miał mi to – wzięła łyk wina – że niecałe dwa lata wcześniej poroniłam.
– Tak jakbyś to zrobiła z premedytacją – prychnął.
– Zasugerował mi to. A raczej zagroził, że jeśli to moja sprawka, że skończę gorzej niż robak pod jego podeszwą. W ramach odwetu rzuciłam kilka klątw na używane przez niego rzeczy. Albo nie odkrył, że to byłam ja, albo po prostu sam stwierdził, że przegiął. Ewentualnie nie chciał mi nic zrobić, skoro nie dałam mu syna.
– Zdecydowanie trzecia opcja. Pierwsza wskazywałaby, że jest idiotą, a niestety nie jest. A druga, że posiada sumienie, a to równie prawdopodobne jak to że Bella je ma. – Widząc pytające spojrzenie kuzynki, wyjaśnił: – Mieliśmy z Ignissem dużo czasu na rozmowy. Wiem, jaki z niego troskliwy tatuś i mąż – sarknął. – Zresztą twoja obecność tutaj też wiele mówi.
Narcyza zbladła na jego słowa.
– Powiedział ci też o Draco?
Syriusz przyglądał się jej uważnie, zaalarmowany jej przerażeniem.
– Wiem, że miał ciężką rękę i zamiłowanie do niewybaczalnych.
Czyli nie wiedział o wszystkim, jak dobrze.
Posłała mu smutny uśmiech, kiwając głową.
– …Nie będę drążył tematu, ale nie myśl, że nie zauważyłem, jak odetchnęłaś z ulgą.
– Zrobiłeś się nad wyraz wyrozumiały, urwisie.
– Po prostu rozumiem, że są takie tematy, o których ciężko mówić na głos.
– Szczególnie przy pierwszej rozmowie po latach, co?
Skinął głową.
– Choć ja wcale nie czuję, jakbyśmy nie rozmawiali ze sobą przez… dwadzieścia lat.
– Dziwne, prawda? A jednak jest to przyjemne i odprężające.
Syriusz uśmiechnął się do niej miękko.
– Z pewnością nie zauważyłaś, ale twoja obecność od zawsze działała na mnie odprężająco.
– I uspokajająco… myślisz, że czemu to zawsze ja chodziłam łagodzić twoje napady gniewu? – Rzuciła mu rozbawione i miękkie spojrzenie.
– Ach! A ja głupi myślałem, że dobrze strzegę tej tajemnicy.
– O tym akurat wiedzieli wszyscy w domu. – Zaśmiała się, widząc zaskoczoną minę kuzyna.
//*//
Blondynka zapukała lekko, nim weszła do pokoju Syriusza.
– Stwierdziłam, że Stworek sam z siebie nie poinformuje cię o obiedzie, a ja jestem na tyle dobra, że mogłam zrobić to… sama... – dodała szeptem, spoglądając na pogrążoną we śnie twarz mężczyzny. Przez chwilę wahała się, czy zostać, czy lepiej zostawić go w spokoju.
Dobre dwie godziny temu Syriusz zaszył się u siebie, mówiąc, że boli go głowa i musi przez chwilę pobyć sam. Jej zdaniem wszystkiemu winien był Igniss, który co chwilę starał się dogryzać mężczyźnie, nie szczędząc nawet naigrywać się z braku wiedzy, której nie miał prawa zdobyć, będąc w “przedsionku zaświatów”. Dlatego mężczyzna powiedział pierwsze lepsze kłamstewko i ulotnił się z salonu.
Teraz jednak miała wątpliwości, czy rzeczywiście historia z bolącą głową była naciągana.
Najciszej jak umiała, podeszła do łóżka, przysiadając na jego skraju. Wyciągnęła rękę, chcąc pogładzić Syriusza po głowie. Zawahała się jednak, kiedy jej palce już prawie gładziły czarne pukle. Syriusz był dorosłym mężczyzną. Nie mogła traktować go jak małego chłopca. Nawet wczoraj w trakcie ich malutkiej popijawy dostała dowody na to, że nie może go tak traktować… A więc czy to byłoby taktowne? Czy mogła pozwolić sobie na taką czułość wobec niego?
Chrzanić to! Przecież to wcale nie tak, że próbowała uwieść własnego kuzyna! Właśnie, traktowała go jak kuzyna… Jak bliskiego członka rodziny.
Dlatego w końcu wsunęła palce we włosy Syriusza, przeczesując je z delikatnością.
– Urwisie… – szepnęła łagodnie, nie przestając poruszać dłonią. – Czas wstawać… – dodała po chwili.
Syriusz obrócił lekko głowę, jakby nakierowując jej dłoń. Wciąż miał zamknięte oczy.
Kobieta zaśmiała się pod nosem.
– Zupełnie jakbyś robił to specjalnie, urwisie. Nie śpisz, prawda?
– Obudziłem się, jak usiadłaś, ale nie chciało mi się wstawać – odparł spokojnie, lekko zachrypniętym głosem.
– Dlatego dalej udawałeś sen?
– Po części. Ale też dlatego, że to byłoby dziwne i raczej niezręczne jakbym otworzył oczy w momencie jak siadałaś. Nie sądzisz? – Otworzył jedno oko i spojrzał na nią wciąż trochę zaspany.
– Racja. Poczułabym się jak intruz – przytaknęła, zabierając rękę.
– No widzisz, a tak miałaś niepowtarzalną okazję by mnie pogłaskać i nie zostać pogryzioną… Chociaż nie, ciebie bym nie pogryzł.
– Brzmisz, jakbyś był jakimś zdziczałym zwierzęciem.
– Tak tylko sobie żartuję.
– A myślisz, że co ja robię? Żartowałam razem z tobą. – Umilkła na chwilę. – Wyszło płasko?
– Płasko?
– Nieśmiesznie – doprecyzowała.
– Wyszło.
– Wybacz.
– Nie przejmuj się, doceniam starania. Przywykłem, że niespecjalnie wychodzą ci żarciki.
– Fakt. Nigdy nie byłam w tym dobra.
– Jak dla mnie to dobrze, przynajmniej dzięki temu nigdy nie chciałem z tobą rywalizować. To byłaby ogromna strata.
– Strata?
– Oczywiście. Taką kobietę jak ty lepiej adorować niż z nią rywalizować.
– Kobiety takiej jak ja nikt nie adoruje, mój drogi.
– Jeśli tego nie robią, to najwyraźniej są tchórzami – oznajmił zdecydowanie. – Albo gejami. No, ewentualnie są zajęci i wierni. Więcej opcji nie widzę.
– Albo po prostu nie są zainteresowani. – Blondynka wzruszyła ramionami.
– Cyziu, kto ci takich głupot naopowiadał? – Aż musiał podnieść się wreszcie do siadu. Rozmowa zrobiła się zbyt poważna, by dalej mógł się wylegiwać. – Nie można nie być tobą zainteresowanym. Jeśli jednak jakiś mężczyzna by się wyłamał, to przypomnij sobie moje wcześniejsze słowa. Jesteś piękna, inteligentna, zdolna, masz klasę i uroczy uśmiech. Większość mężczyzn przy tobie pewnie traci pewność siebie i tylko dlatego…
– Daj spokój, Syriuszu. – Zaśmiała się wymuszenie. – Już mnie tak nie czaruj słodkimi słówkami.
– Nie śmiej się… – Nie tak powinna wyglądać jej reakcja.
– A co twoim zdaniem powinnam zrobić? Płakać?
– Powinnaś uśmiechnąć się i z delikatnym skinieniem podziękować za komplementy. Dawniej właśnie tak robiłaś.
– Wspominasz stare dzieje, Syriuszu. Już dawno tak nie robię.
– Oduczyłaś się przyjmować komplementy?
– Nie. Ja ich po prostu nie dostaję i nie przyjmuję. A każdą próbę zduszałam w zarodku.
– Dlaczego? – spytał zdziwiony.
– Żeby nie zostać oskarżoną o zdradę. Lucjusz miał obsesję na punkcie tego… Nie mogłam choćby stać w pobliżu innego mężczyzny, kiedy jego nie było obok, gdyż już brał to za akt zdrady.
– Nie wierzę, że można być aż takim hipokrytą… Na szczęście teraz twojego szurniętego męża nie ma w pobliżu, a jak dobrze pójdzie, zobaczysz go jeszcze tylko raz i może los będzie taki miły, że tego samego dnia odejdzie na tamten świat.
– Albo zostanie schwytany i zawleczony do Azkabanu, gdzie będzie gnił do końca życia.
Syriusz skinął powoli głową. Na sam dźwięk tej nazwy dostał gęsiej skórki.
– Według mnie, lepsza jest wersja, gdzie umiera przy świadkach. Podobnie jak w przypadku Belli. W końcu z Azkabanu da się uciec. Od Azkabanu też, czego już raz dowiódł.
– Jeżeli tylko będzie taka sposobność, to nie oddam go aurorom.
//*//
Ten wieczór również spędzili razem przy kieliszku wina.
– Wiesz, Narcyzo, nie znoszę widoku twoich łez – wypalił nagle, przerywając kilkusekundową ciszę, którą mieli na wzięcie łyka trunku.
– Nie przypominam sobie, żebym płakała w twojej obecności – zauważyła, zdziwiona jego słowami.
– Po prostu nie wiedziałaś, że patrzę.
– A może po prostu podglądałeś?
– Może, nie pamiętam. Pamiętam tylko, że płakałaś przez coś, co zrobiłem.
– Coś? Raz w życiu płakałam przez twój żart i to nie było zwykłe coś. Schowałeś w ogrodzie moją sukienkę, którą dostałam od twojej matki. Dopadły ją gnomy i poniszczyły. Matka z ciotką myślały, że schowałam ją specjalnie, bo mi się nie podobała. Chyba dziesięć minut słuchałam ich reprymendy.
Skinął powoli głową.
– To też pamiętam… Nie wydaje mi się, że cię podglądałem. Chyba chciałem do ciebie podejść, ale zrezygnowałem… Nie mam pojęcia. W każdym razie, twoja zapłakana twarz dość mocno siedzi w mojej pamięci.
– Na szczęście to był twój jedyny tego typu numer.
– Potrafię uczyć się na błędach.
– Chyba tylko na niektórych.
– Może zwyczajnie nie uznaję za błąd tego samego co osoby postronne? Nie powtarzam nic, co daje mi odwrotne do zamierzonych efekty. Modyfikuję strategie tak długo, aż osiągnę zamierzony efekt. – Przeważnie, dodał w myślach. – Ale dla ciebie moje zachowanie pewnie i tak zawsze wyglądało jak spontaniczne wygłupy.
– Żebyś wiedział. Ale skoro mówisz, że wszystkie twoje działania były jak najbardziej obmyślone i zamierzone, to żałuję, że w kilku wypadkach tak szybko ci odpuściłam.
– No dobra. Może nie wszystkie… – Nie sądził, że przechwałki tak szybko obrócą się przeciw niemu. – Ale większość.
– Więc jak to było z tą sukienką? Planowałeś to, czy spontanicznie postanowiłeś mi ją schować? – spytała, patrząc na niego bez cienia złośliwości czy urazy.
– Planowałem. Matka już kilka dni wcześniej o niej nawijała. Wydaje mi się, że bardziej jej chciałem zrobić na złość niż tobie, ale różdżki nie daję. W każdym razie, nie wziąłem pod uwagę możliwych zagrożeń ze strony szkodników.
– Wtedy myślałam, że naprawdę musiałam zaleźć ci za skórę, skoro z nimi współpracowałeś.
– Gdybyś zalazła mi za skórę, to czekałaby spokojnie w miejscu, gdzie ją zostawiłaś i dopiero po jej założeniu zrozumiałabyś swój błąd. Ale wtedy byłoby już za późno.
Narcyza wykorzystała chwilę ciszy, by upić kolejny łyk wina.
– Czy to ostrzeżenie nadal obowiązuje?
Syriusz taksował ją przez chwilę wzrokiem, kołysząc leniwie kieliszkiem. Robił to do momentu, aż poruszyła się, ewidentnie czując się niezręcznie pod naporem jego spojrzenia. Uśmiechnął się, a jego wzrok złagodniał.
– W twoim przypadku nie byłbym w stanie posunąć się dalej niż zwykłe droczenie. Czy to dawniej, czy teraz… szczególnie teraz.
– Co się zmieniło, że jest to “szczególnie”?
– Jako dzieciak dopiero uczyłem się, gdzie są granice. Teraz jestem ich świadomy, więc tym bardziej trzymałbym się od nich w bezpiecznej odległości. Nie chcę, żebyś miała do mnie uraz.
– O ile w ogóle dałabym się twoim gierkom.
– Nie można być czujnym non-stop, Cyziu.
– Racja. Jednak też musiałbyś być przygotowany na odwet z mojej strony. Skończyły się czasy, kiedy ci wszystko pobłażałam i nie mściłam się za twoje wygłupy.
Kącik ust Syriusza uniósł się w uśmieszku. Upił wina.
– Tylko sprawiłabyś mi więcej frajdy. Od zwykłego dręczenia zdecydowanie wolę wymianę ciosów.
– Bylebyś się tylko na tym nie sparzył – mruknęła kobieta, jakby od niechcenia. – Jeszcze nie wiesz na co mnie stać, kiedy ktoś mnie zmusi do działania.
– I mam nadzieję, że nigdy się nie przekonam na własnej skórze, bo to by znaczyło, że zrobiłem coś, co cię zraniło, czyż nie? Jak już powiedziałem wcześniej, mogę się z tobą droczyć, ale na tym koniec.
//*//
– W sumie – zaczęła w pewnej chwili. – Szkoda, że nie byłeś taki wyrozumiały dla własnego brata. Regulusa notorycznie gnębiłeś. Nawet Andromedzie zdarzało się paść ofiarą twoich wybryków.
– Belli też. – Uśmiechnął się nieprzyjemnie.
– Jednak szybko zauważyłeś, że to nie jest przeciwnik dla ciebie, kiedy zaczęła się mścić.
– Na początku mi się to podobało. Jak wspomniałem, wolę wymianę ciosów niż jednostronny atak. Wycofałem się dopiero, jak cisnęła we mnie klątwą. Nie była silna, ale uznałem, że w jest zbyt szalona, by ją podjudzać. Bałem się, że następnym razem mocniej oberwę.
– Bella i tak mocno przesadziła. Nie omieszkałam przekazać rodzicom jej niestosownego zachowania. W końcu jako najstarsza z nas, powinna dawać nam przykład.
– Szkoda, że zamiast jej dać wykład o nie rzucaniu klątw na członków rodziny, wypominali mi, że zaczepiam starszych. – Prychnął rozbawiony. – Jak zawsze wszystko robili na opak.
– To był niezamierzony skutek uboczny. Tak jak to, że potem Bella też odwdzięczyła mi się za brak siostrzanej solidarności.
– Wystraszyła mnie wtedy, ale po trafieniu do Hogwartu żałowałem, że skończyła już szkołę. Byłaby moim głównym celem. Ale poza działalnością huncwotów. Nie narażałbym tak przyjaciół na jej zemsty... Nie patrz tak na mnie.
– Jak mam nie patrzeć? Że mydlisz mi tu oczy? Jestem pewna, że gdyby Bella była młodsza to i tak byś w to wciągnął przyjaciół.
– Jeśli chcieliby do mnie dołączyć, to bym ich nie powstrzymywał… Ale nic więcej. Umiem działać w pojedynkę.
Narcyza zaśmiała się z lekkością, kręcąc głową.
– Wiesz – zaczął po chwili ciszy – w sobotę ma się tu pojawić Harry z przyjaciółmi. Chciałbym, żebyś spędziła z nami trochę czasu.
– Nie – odparła stanowczo. – Nie zrobię tego. To będą twoi goście, nie moi. Zresztą przy mnie będą spięci i…
– Daj spokój, to odważne dzieciaki, serio myślisz, że twoja obecność ich ruszy?
– Przypomnij sobie czyją jestem żoną. To nie wystarczający powód?
Syriusz wzniósł oczy do nieba, ale póki co postanowił zostawić temat otwarty.
~*~

3 komentarze:

  1. Hejka,
    jakimś dziwnym trafem trafiłam tutaj nawet nie wiem jak, ale mniejsza o to... zaczęłam czytać i wpadłam, historia wspaniała naprawdę, czyta się cudownie, a co bardzi mi się podobało to to, że widziało się daną sytuację z perspektywy Harrego i Draco, ale i inne osoby się pojawiały... szkoda, że z tego zrezygnowałyście, ale i rozumiem yo dlaczego... bardzo mnie zasmuciło to rozstanie Dracona z Harrym ale rozumiem czym to się kierował... i właśnie tutaj och fajnie by było widzieć to co gnębi Dracona... i jeszcze mamy te dwie historie "historia psa" i "historia smoka" cudownie... brakuje mi na obecną chwilę w spisie treści właśnie wszystkich rozdziałów, bo jak teraz poruszałam się poprzez "następny post" to teraz jak bym chciała powrócić o na przyklad do 76 rozdziału uśmiechu węża to och na klikam się sporo na wstecznejsze rozdziały... co jest troche wkurzające...
    weny życzę Wam dziewczyny...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Melduję, że linki nadgonione. Dzięki za zwrócenie uwagi. Jak już powrzucam rozdziały, to satysfakcja całkiem wypycha z mojej głowy pamięć o linkach :< Postaram się ich pilnować w przyszłości!

      Co do tych dwóch perspektyw, fajna była taka forma, ale tkwiąc w niej, siedziałybyśmy kolejne 10 albo i 15 lat nad tą historią, a mamy jeszcze dużo innych pomysłów do realizacji. Z mniej praktycznych aspektów - pisząc ciągle dwie wersje straciłybyśmy to symboliczne zjednoczenie. Dwie zupełnie różne perspektywy dwóch całkiem odmiennych osób, które nagle zaczęły patrzeć w jednym kierunku. Nie wiem jak inni, ale ja się takimi symbolikami jaram :D

      Jeszcze raz dziękujemy za Twój komentarz!

      Usuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Narcyza zaskoczona widokiem Syriusza, cieszę się że odbudowują relacje po tylu latach...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń