~*~
Kobieta pojawiła się
w kominku, strzepując resztki pyłu. Ściągnęła kaptur z głowy, jednocześnie
rozpinając guziki ciepłego, jasnego płaszcza.
Ktoś odłożył książkę
na stolik, a ona zerknęła w bok, na uśmiechniętego bruneta.
– Na Salazara…!
– Hej, mamo...
– Iggy!
Brunet wstał w tej
samej chwili, w której kobieta znalazła się przy nim. Wyciągnęła ramiona,
obejmując syna za kark i przytuliła go do siebie z uczuciem.
– Martwiłam się o
ciebie, kochanie – szepnęła we włosy Iga, nawet nie myśląc o tym, by odsunąć
się w najbliższej przyszłości.
– Ja o ciebie też.
Dopiero kilka dni temu dowiedziałem się, że jesteś tutaj.
Narcyza uśmiechnęła
się lekko, rozczulona.
– Jakoś w styczniu
dołączyłam do profesora Dumbledore’a, w zamian za jego opiekę nad wami. Nawet
nie wiesz, jak się o was martwiłam, kiedy dotarły do mnie informacje, że
obydwoje odeszliście z zamku. – Odsunęła się od syna na wyciągnięcie ramion. –
Skoro tu jesteś, to rozumiem, że Draco również tu trafił?
– Jestem tu sam. Nie
widziałem się z Draco od miesiąca. – Narcyza zamarła i zbladła widocznie na
słowa syna. – Ale Draco jest bezpieczny. – dodał pośpiesznie nastolatek. – Jest
z nim Veronique, córka wujka Seva. Z obojgiem mam kontakt, więc wiem, że nic im
nie grozi.
– Czy to plan
profesora?
– Dyrektora i mój…
– Oczywiście, nie
mógł mnie poinformować o tym drobnym szczególe – mruknęła, tracąc opanowanie. –
Ja już mu powiem, co o tym myślę.
– Mamo, nie wydaje mi
się, żeby to był dobry p...
– Ale mi tak – ucięła
i wyszła z salonu, kierując się na parter do miejsca, gdzie na ogół czekał na
nią Albus. Jadalnia.
Wparowała do środka,
spoglądając na starszego czarodzieja z gniewem.
– Możesz mi wyjaśnić,
dyrektorze, w jaki sposób masz zamiar mieć pieczę nad moimi synami?! Kiedy
jeden jest bezpieczny tutaj, a drugi znajduje się w samym centrum działań
Czarnego Pana!? Skąd pewność, że Draco nic nie grozi?! Nie ma pan zielonego
pojęcia, jak oni go traktują! Dlatego prosiłam o jego ochronę!
Igniss przyszedł za
matką, zaniepokojony jej wcale nie tak cichymi krzykami. Stanął przy kobiecie,
gotowy zainterweniować w każdej sytuacji.
– Zapewniam, że wbrew
pozorom jest w tej chwili w najbezpieczniejszym miejscu. – Starzec w paru
zdaniach wytłumaczył Narcyzie mechanizm chroniący jej syna.
– I tak mi się to nie
podoba – prychnęła kobieta. – Jest zbyt blisko ojca, który tylko czeka, by próbować
wpajać mu swoją ideologię.
– Mamo, Draco
naprawdę nic nie jest. Wiedziałbym, gdyby było inaczej.
– Ideologia Lucjusza
też mu w tej chwili nie zagraża, ale rozumiem twój niepokój. Wbrew niemu,
Narcyzo, ludzie Voldemorta w tym momencie nie są w stanie skrzywdzić twojego
syna ani fizycznie, ani psychicznie.
– Oby miał pan rację
– mruknęła, odetchnąwszy głębiej. Wyciągnęła zwinięty w rulonik kawałek
pergaminu, który zaraz rozwinęła. Wzięła różdżkę i jej końcem dotknęła papieru,
szepcząc inkantację. – To dane osób, które nas wspierają i wezmą udział w
bitwie. Nie jest ich zbyt wiele, a przynajmniej nie wiem, czy osiem osób pana
satysfakcjonuje. Niemniej mam zapewnienie, że nasi nowi sprzymierzeńcy będą
dalej szukać innych sojuszników.
– Dziękuję, Narcyzo.
Każda jedna osoba po naszej stronie jest na wagę złota. Jeśli znajdą się
kolejni, daj mi niezwłocznie znać. A póki co chciałbym, abyś została w
kwaterze.
– Oczywiście. Proszę
też, aby wcześniej informował mnie pan, dyrektorze, o posunięciach moich synów,
bo nie tak się umawialiśmy na początku.
– Jeśli tylko nie
będzie to zagrażało powodzeniu planu, to będę cię informował.
– Dziękuję.
Pożegnała się krótko
z dyrektorem, odprowadzając go wzrokiem. Igniss z kolei wyszedł ze starszym
mężczyzną, chcąc mu jeszcze coś przekazać.
Blondynka westchnęła
cicho, ściągając płaszcz i przekazując go przywołanemu Stworkowi. Musiała się
czegoś napić i najlepiej udać na spoczynek. Tak, to był dobry plan.
//*//
Jeśli dobrze
pamiętała, wuj trzymał wszystkie trunki w salonie, gdzie zawsze serwował je
gościom czy rodzinie. Jeśli nikt się przez ten cały czas do nich nie dobrał to
powinna znaleźć coś odpowiedniego dla siebie.
Opuściła jadalnię,
przemierzając schody szybkim krokiem. Była już prawie na pierwszym piętrze, gdy
dobiegł ją głos ze szczytu schodów.
– Gdzie tak pędzisz?
Jeszcze się od tego groźnego stukania obcasów moja matula obudzi.
Narcyza już miała
jakąś ciętą odpowiedź na końcu języka, jednak głos uwiązł jej w gardle, kiedy
podniosła wzrok na osobę, która do niej przemówiła.
Nie, to niemożliwe.
Syriusz opierał się
nonszalancko o barierkę.
– Ktoś ty!? –
warknęła, wyszarpując różdżkę z rękawa i mierząc w stronę kolesia, który śmiał
tak zmienić swój wygląd, by przypominać jej zmarłego kuzyna.
– No nie, ty też,
Cyziu? – rzucił z westchnieniem, tak jak w przypadku Harry’ego unosząc ręce. –
Czemu wszyscy chcą mnie witać klątwami?
– Cyziu? – powtórzyła
za nim. Różdżka w jej dłoni zadrżała. – To naprawdę ty? – Spojrzała mu w oczy z
rosnącą nadzieją.
– Znudziło mi się
bycie martwym, więc wróciłem do świata żywych. – Wzruszył ramionami.
– Jak to możliwe?
Moja siostra… – Pokręciła lekko głową, nie mogąc pojąc sytuacji, jaka miała
wlaśnie miejsce. Opuściła rękę wzdłuż ciała, całkowicie tracąc bojowy nastrój.
– Wepchnęła mnie do
przedsionka zaświatów, tak, dokładnie. Czekam na okazję, by jej się za to
odwdzięczyć. – Przez jego twarz przebiegł cień. – Na szczęście znalazło się
paru takich, co wiedzieli, jak mnie stamtąd wyciągnąć i oto jestem. – Skłonił
się dwornie z psotnym uśmiechem na ustach. – Gdzie zmierzałaś, zanim cię
wmurowałem w te schody?
– Do salonu, do barku
twojego ojca.
– To świetnie się
składa, ostatnio szukałem towarzystwa do kieliszka. Mogę się przyłączyć?
– Nie widzę ku temu
przeszkód, drogi kuzynie.
//*//
Syriusz rozlał wino
do kieliszków i podał jeden kuzynce. Usiadł obok niej na kanapie.
Przez chwilę patrzyli
na siebie w milczeniu.
– Zastanawiam się,
kiedy ostatni raz mieliśmy okazję porozmawiać tak twarzą w twarz – zagadnął
przyciszonym głosem, jakby wcale nie chciał przerywać tej ciszy. Bo o dziwo nie
była krępująca.
Kobieta zastanowiła
się przez chwilę, poruszając kieliszkiem na boki, aby wino mogło pooddychać.
– Nie jestem pewna.
Chyba miało to miejsce w święta jak byłeś na trzecim roku.
– Ach, tak… masz
rację. W końcu w wakacje po trzecim roku mieszkałem już z Potterami. –
Faktycznie, jak tak się zastanowił, to przypominał sobie ich rozmowę. Siedzieli
u niej w pokoju, czekając na kolację świąteczną. I wtedy powiedziała mu, że
ustalony jest już przybliżony termin jej ślubu z Lucjuszem. Mieli się pobrać
niedługo po jej dwudziestych urodzinach.
– W dalszym ciągu nie
mogę sobie wybaczyć, że urwałam z tobą kontakt, bo bałam się, że i mnie
wydziedziczą. Powinnam im się w tej kwestii postawić – mruknęła z
westchnieniem.
– Daj spokój. Nie
darowałbym wtedy sobie, gdyby przeze mnie i ciebie wypalili. Gdyby nie wsparcie
Potterów nie zdecydowałbym się na taki krok. Teraz nie wydaje mi się to niczym
strasznym, ale jak się jest dzieciakiem, to świadomość, że nagle trzeba się
samemu o siebie i właściwie o wszystko troszczyć, przytłacza i przeraża. Miałaś
całkiem dobre stosunki z rodziną, więc po co miałabyś je dla mnie niszczyć? Ja
nie miałem za wiele do stracenia.
– Śmiem zauważyć, że
najlepsze stosunki miałam z tobą i twoim bratem.
– Ale nie prowadziłaś
wojny z własnymi rodzicami. Mniej lub bardziej ale dogadywałaś się ze
wszystkimi. Od zawsze miałaś dryg do dyplomacji.
– Kiedyś chciałam
nawet iść w tym kierunku. Chciałam pracować w ministerstwie. Już nawet
zapisałam się na straż… Jednak po ślubie Lucjusz mi zabronił. Twierdził, że to
nie przystoi, aby kobieta reprezentująca ród Malfoyów bawiła się w
Ministerstwie. Że tylko przeniosę mu wstyd swoimi porażkami.
– A co w takim razie
wypada kobiecie reprezentującej ród Malfoyów?
– Robienie zakupów z
przyjaciółkami, uśmiechanie się do partnerów biznesowych męża… Urodzenie
dziedzica.
– To niezbyt wiele.
Jak chciał ozdobę do zdjęć, mógł sobie opłacać modelkę.
– Ktoś musiał dać mu
dziedzica, czyż nie?
– To też mógł
załatwić inaczej. – Wolał nie mówić na głos przy jakiejkolwiek kobiecie, że
mógł opłacić surogatkę. Wolał nie ryzykować oblania winem.
– Wyszło jak wyszło…
i tak już tego nie zmienimy. Faktem jest, że ubzdurał sobie, że mam urodzić
syna dwa lata po ślubie. Tak mniej więcej… – Skrzywiła się z odrazą.
– Trochę chyba nie
wyszło. Pobraliście się jak miałaś dwadzieścia lat.
– A chłopców
urodziłam, jak miałam dwadzieścia pięć. Trzyletni poślizg.
– Nie zdziwiłbym się,
jakby cały czas miał ci go za złe.
– Za złe to on miał
mi to – wzięła łyk wina – że niecałe dwa lata wcześniej poroniłam.
– Tak jakbyś to
zrobiła z premedytacją – prychnął.
– Zasugerował mi to.
A raczej zagroził, że jeśli to moja sprawka, że skończę gorzej niż robak pod
jego podeszwą. W ramach odwetu rzuciłam kilka klątw na używane przez niego
rzeczy. Albo nie odkrył, że to byłam ja, albo po prostu sam stwierdził, że
przegiął. Ewentualnie nie chciał mi nic zrobić, skoro nie dałam mu syna.
– Zdecydowanie
trzecia opcja. Pierwsza wskazywałaby, że jest idiotą, a niestety nie jest. A
druga, że posiada sumienie, a to równie prawdopodobne jak to że Bella je ma. –
Widząc pytające spojrzenie kuzynki, wyjaśnił: – Mieliśmy z Ignissem dużo czasu
na rozmowy. Wiem, jaki z niego troskliwy
tatuś i mąż – sarknął. – Zresztą twoja obecność tutaj też wiele mówi.
Narcyza zbladła na
jego słowa.
– Powiedział ci też o
Draco?
Syriusz przyglądał
się jej uważnie, zaalarmowany jej przerażeniem.
– Wiem, że miał
ciężką rękę i zamiłowanie do niewybaczalnych.
Czyli nie wiedział o
wszystkim, jak dobrze.
Posłała mu smutny
uśmiech, kiwając głową.
– …Nie będę drążył
tematu, ale nie myśl, że nie zauważyłem, jak odetchnęłaś z ulgą.
– Zrobiłeś się nad
wyraz wyrozumiały, urwisie.
– Po prostu rozumiem,
że są takie tematy, o których ciężko mówić na głos.
– Szczególnie przy
pierwszej rozmowie po latach, co?
Skinął głową.
– Choć ja wcale nie
czuję, jakbyśmy nie rozmawiali ze sobą przez… dwadzieścia lat.
– Dziwne, prawda? A
jednak jest to przyjemne i odprężające.
Syriusz uśmiechnął
się do niej miękko.
– Z pewnością nie
zauważyłaś, ale twoja obecność od zawsze działała na mnie odprężająco.
– I uspokajająco…
myślisz, że czemu to zawsze ja chodziłam łagodzić twoje napady gniewu? –
Rzuciła mu rozbawione i miękkie spojrzenie.
– Ach! A ja głupi
myślałem, że dobrze strzegę tej tajemnicy.
– O tym akurat
wiedzieli wszyscy w domu. – Zaśmiała się, widząc zaskoczoną minę kuzyna.
//*//
Blondynka zapukała
lekko, nim weszła do pokoju Syriusza.
– Stwierdziłam, że
Stworek sam z siebie nie poinformuje cię o obiedzie, a ja jestem na tyle dobra,
że mogłam zrobić to… sama... – dodała szeptem, spoglądając na pogrążoną we śnie
twarz mężczyzny. Przez chwilę wahała się, czy zostać, czy lepiej zostawić go w
spokoju.
Dobre dwie godziny
temu Syriusz zaszył się u siebie, mówiąc, że boli go głowa i musi przez chwilę
pobyć sam. Jej zdaniem wszystkiemu winien był Igniss, który co chwilę starał
się dogryzać mężczyźnie, nie szczędząc nawet naigrywać się z braku wiedzy,
której nie miał prawa zdobyć, będąc w “przedsionku zaświatów”. Dlatego
mężczyzna powiedział pierwsze lepsze kłamstewko i ulotnił się z salonu.
Teraz jednak miała
wątpliwości, czy rzeczywiście historia z bolącą głową była naciągana.
Najciszej jak umiała,
podeszła do łóżka, przysiadając na jego skraju. Wyciągnęła rękę, chcąc
pogładzić Syriusza po głowie. Zawahała się jednak, kiedy jej palce już prawie
gładziły czarne pukle. Syriusz był dorosłym mężczyzną. Nie mogła traktować go
jak małego chłopca. Nawet wczoraj w trakcie ich malutkiej popijawy dostała
dowody na to, że nie może go tak traktować… A więc czy to byłoby taktowne? Czy
mogła pozwolić sobie na taką czułość wobec niego?
Chrzanić to! Przecież
to wcale nie tak, że próbowała uwieść własnego kuzyna! Właśnie, traktowała go
jak kuzyna… Jak bliskiego członka rodziny.
Dlatego w końcu
wsunęła palce we włosy Syriusza, przeczesując je z delikatnością.
– Urwisie… – szepnęła
łagodnie, nie przestając poruszać dłonią. – Czas wstawać… – dodała po chwili.
Syriusz obrócił lekko
głowę, jakby nakierowując jej dłoń. Wciąż miał zamknięte oczy.
Kobieta zaśmiała się
pod nosem.
– Zupełnie jakbyś
robił to specjalnie, urwisie. Nie śpisz, prawda?
– Obudziłem się, jak
usiadłaś, ale nie chciało mi się wstawać – odparł spokojnie, lekko
zachrypniętym głosem.
– Dlatego dalej
udawałeś sen?
– Po części. Ale też
dlatego, że to byłoby dziwne i raczej niezręczne jakbym otworzył oczy w
momencie jak siadałaś. Nie sądzisz? – Otworzył jedno oko i spojrzał na nią
wciąż trochę zaspany.
– Racja. Poczułabym
się jak intruz – przytaknęła, zabierając rękę.
– No widzisz, a tak
miałaś niepowtarzalną okazję by mnie pogłaskać i nie zostać pogryzioną… Chociaż
nie, ciebie bym nie pogryzł.
– Brzmisz, jakbyś był
jakimś zdziczałym zwierzęciem.
– Tak tylko sobie
żartuję.
– A myślisz, że co ja
robię? Żartowałam razem z tobą. – Umilkła na chwilę. – Wyszło płasko?
– Płasko?
– Nieśmiesznie –
doprecyzowała.
– Wyszło.
– Wybacz.
– Nie przejmuj się,
doceniam starania. Przywykłem, że niespecjalnie wychodzą ci żarciki.
– Fakt. Nigdy nie
byłam w tym dobra.
– Jak dla mnie to
dobrze, przynajmniej dzięki temu nigdy nie chciałem z tobą rywalizować. To
byłaby ogromna strata.
– Strata?
– Oczywiście. Taką
kobietę jak ty lepiej adorować niż z nią rywalizować.
– Kobiety takiej jak
ja nikt nie adoruje, mój drogi.
– Jeśli tego nie
robią, to najwyraźniej są tchórzami – oznajmił zdecydowanie. – Albo gejami. No,
ewentualnie są zajęci i wierni. Więcej opcji nie widzę.
– Albo po prostu nie
są zainteresowani. – Blondynka wzruszyła ramionami.
– Cyziu, kto ci
takich głupot naopowiadał? – Aż musiał podnieść się wreszcie do siadu. Rozmowa
zrobiła się zbyt poważna, by dalej mógł się wylegiwać. – Nie można nie być tobą
zainteresowanym. Jeśli jednak jakiś mężczyzna by się wyłamał, to przypomnij
sobie moje wcześniejsze słowa. Jesteś piękna, inteligentna, zdolna, masz klasę
i uroczy uśmiech. Większość mężczyzn przy tobie pewnie traci pewność siebie i
tylko dlatego…
– Daj spokój,
Syriuszu. – Zaśmiała się wymuszenie. – Już mnie tak nie czaruj słodkimi
słówkami.
– Nie śmiej się… –
Nie tak powinna wyglądać jej reakcja.
– A co twoim zdaniem
powinnam zrobić? Płakać?
– Powinnaś uśmiechnąć
się i z delikatnym skinieniem podziękować za komplementy. Dawniej właśnie tak
robiłaś.
– Wspominasz stare
dzieje, Syriuszu. Już dawno tak nie robię.
– Oduczyłaś się
przyjmować komplementy?
– Nie. Ja ich po
prostu nie dostaję i nie przyjmuję. A każdą próbę zduszałam w zarodku.
– Dlaczego? – spytał
zdziwiony.
– Żeby nie zostać
oskarżoną o zdradę. Lucjusz miał obsesję na punkcie tego… Nie mogłam choćby stać
w pobliżu innego mężczyzny, kiedy jego nie było obok, gdyż już brał to za akt
zdrady.
– Nie wierzę, że
można być aż takim hipokrytą… Na szczęście teraz twojego szurniętego męża nie
ma w pobliżu, a jak dobrze pójdzie, zobaczysz go jeszcze tylko raz i może los
będzie taki miły, że tego samego dnia odejdzie na tamten świat.
– Albo zostanie schwytany
i zawleczony do Azkabanu, gdzie będzie gnił do końca życia.
Syriusz skinął powoli
głową. Na sam dźwięk tej nazwy dostał gęsiej skórki.
– Według mnie, lepsza
jest wersja, gdzie umiera przy świadkach. Podobnie jak w przypadku Belli. W
końcu z Azkabanu da się uciec. Od Azkabanu też, czego już raz dowiódł.
– Jeżeli tylko będzie
taka sposobność, to nie oddam go aurorom.
//*//
Ten wieczór również
spędzili razem przy kieliszku wina.
– Wiesz, Narcyzo, nie
znoszę widoku twoich łez – wypalił nagle, przerywając kilkusekundową ciszę,
którą mieli na wzięcie łyka trunku.
– Nie przypominam
sobie, żebym płakała w twojej obecności – zauważyła, zdziwiona jego słowami.
– Po prostu nie
wiedziałaś, że patrzę.
– A może po prostu
podglądałeś?
– Może, nie pamiętam.
Pamiętam tylko, że płakałaś przez coś, co zrobiłem.
– Coś? Raz w życiu
płakałam przez twój żart i to nie było zwykłe coś. Schowałeś w ogrodzie moją sukienkę, którą dostałam od twojej
matki. Dopadły ją gnomy i poniszczyły. Matka z ciotką myślały, że schowałam ją
specjalnie, bo mi się nie podobała. Chyba dziesięć minut słuchałam ich
reprymendy.
Skinął powoli głową.
– To też pamiętam…
Nie wydaje mi się, że cię podglądałem. Chyba chciałem do ciebie podejść, ale
zrezygnowałem… Nie mam pojęcia. W każdym razie, twoja zapłakana twarz dość
mocno siedzi w mojej pamięci.
– Na szczęście to był
twój jedyny tego typu numer.
– Potrafię uczyć się
na błędach.
– Chyba tylko na
niektórych.
– Może zwyczajnie nie
uznaję za błąd tego samego co osoby postronne? Nie powtarzam nic, co daje mi
odwrotne do zamierzonych efekty. Modyfikuję strategie tak długo, aż osiągnę
zamierzony efekt. – Przeważnie, dodał w myślach. – Ale dla ciebie moje
zachowanie pewnie i tak zawsze wyglądało jak spontaniczne wygłupy.
– Żebyś wiedział. Ale
skoro mówisz, że wszystkie twoje działania były jak najbardziej obmyślone i
zamierzone, to żałuję, że w kilku wypadkach tak szybko ci odpuściłam.
– No dobra. Może nie
wszystkie… – Nie sądził, że przechwałki tak szybko obrócą się przeciw niemu. –
Ale większość.
– Więc jak to było z
tą sukienką? Planowałeś to, czy spontanicznie postanowiłeś mi ją schować? –
spytała, patrząc na niego bez cienia złośliwości czy urazy.
– Planowałem. Matka
już kilka dni wcześniej o niej nawijała. Wydaje mi się, że bardziej jej
chciałem zrobić na złość niż tobie, ale różdżki nie daję. W każdym razie, nie
wziąłem pod uwagę możliwych zagrożeń ze strony szkodników.
– Wtedy myślałam, że
naprawdę musiałam zaleźć ci za skórę, skoro z nimi współpracowałeś.
– Gdybyś zalazła mi
za skórę, to czekałaby spokojnie w miejscu, gdzie ją zostawiłaś i dopiero po
jej założeniu zrozumiałabyś swój błąd. Ale wtedy byłoby już za późno.
Narcyza wykorzystała
chwilę ciszy, by upić kolejny łyk wina.
– Czy to ostrzeżenie
nadal obowiązuje?
Syriusz taksował ją
przez chwilę wzrokiem, kołysząc leniwie kieliszkiem. Robił to do momentu, aż
poruszyła się, ewidentnie czując się niezręcznie pod naporem jego spojrzenia.
Uśmiechnął się, a jego wzrok złagodniał.
– W twoim przypadku
nie byłbym w stanie posunąć się dalej niż zwykłe droczenie. Czy to dawniej, czy
teraz… szczególnie teraz.
– Co się zmieniło, że
jest to “szczególnie”?
– Jako dzieciak
dopiero uczyłem się, gdzie są granice. Teraz jestem ich świadomy, więc tym
bardziej trzymałbym się od nich w bezpiecznej odległości. Nie chcę, żebyś miała
do mnie uraz.
– O ile w ogóle
dałabym się twoim gierkom.
– Nie można być
czujnym non-stop, Cyziu.
– Racja. Jednak też
musiałbyś być przygotowany na odwet z mojej strony. Skończyły się czasy, kiedy
ci wszystko pobłażałam i nie mściłam się za twoje wygłupy.
Kącik ust Syriusza
uniósł się w uśmieszku. Upił wina.
– Tylko sprawiłabyś
mi więcej frajdy. Od zwykłego dręczenia zdecydowanie wolę wymianę ciosów.
– Bylebyś się tylko na
tym nie sparzył – mruknęła kobieta, jakby od niechcenia. – Jeszcze nie wiesz na
co mnie stać, kiedy ktoś mnie zmusi do działania.
– I mam nadzieję, że
nigdy się nie przekonam na własnej skórze, bo to by znaczyło, że zrobiłem coś,
co cię zraniło, czyż nie? Jak już powiedziałem wcześniej, mogę się z tobą
droczyć, ale na tym koniec.
//*//
– W sumie – zaczęła w
pewnej chwili. – Szkoda, że nie byłeś taki wyrozumiały dla własnego brata.
Regulusa notorycznie gnębiłeś. Nawet Andromedzie zdarzało się paść ofiarą
twoich wybryków.
– Belli też. –
Uśmiechnął się nieprzyjemnie.
– Jednak szybko
zauważyłeś, że to nie jest przeciwnik dla ciebie, kiedy zaczęła się mścić.
– Na początku mi się
to podobało. Jak wspomniałem, wolę wymianę ciosów niż jednostronny atak.
Wycofałem się dopiero, jak cisnęła we mnie klątwą. Nie była silna, ale uznałem,
że w jest zbyt szalona, by ją podjudzać. Bałem się, że następnym razem mocniej
oberwę.
– Bella i tak mocno
przesadziła. Nie omieszkałam przekazać rodzicom jej niestosownego zachowania. W
końcu jako najstarsza z nas, powinna dawać nam przykład.
– Szkoda, że zamiast
jej dać wykład o nie rzucaniu klątw na członków rodziny, wypominali mi, że
zaczepiam starszych. – Prychnął rozbawiony. – Jak zawsze wszystko robili na
opak.
– To był
niezamierzony skutek uboczny. Tak jak to, że potem Bella też odwdzięczyła mi
się za brak siostrzanej solidarności.
– Wystraszyła mnie
wtedy, ale po trafieniu do Hogwartu żałowałem, że skończyła już szkołę. Byłaby
moim głównym celem. Ale poza działalnością huncwotów. Nie narażałbym tak
przyjaciół na jej zemsty... Nie patrz tak na mnie.
– Jak mam nie
patrzeć? Że mydlisz mi tu oczy? Jestem pewna, że gdyby Bella była młodsza to i
tak byś w to wciągnął przyjaciół.
– Jeśli chcieliby do
mnie dołączyć, to bym ich nie powstrzymywał… Ale nic więcej. Umiem działać w
pojedynkę.
Narcyza zaśmiała się
z lekkością, kręcąc głową.
– Wiesz – zaczął po
chwili ciszy – w sobotę ma się tu pojawić Harry z przyjaciółmi. Chciałbym,
żebyś spędziła z nami trochę czasu.
– Nie – odparła
stanowczo. – Nie zrobię tego. To będą twoi goście, nie moi. Zresztą przy mnie
będą spięci i…
– Daj spokój, to
odważne dzieciaki, serio myślisz, że twoja obecność ich ruszy?
– Przypomnij sobie
czyją jestem żoną. To nie wystarczający powód?
Syriusz wzniósł oczy
do nieba, ale póki co postanowił zostawić temat otwarty.
Hejka,
OdpowiedzUsuńjakimś dziwnym trafem trafiłam tutaj nawet nie wiem jak, ale mniejsza o to... zaczęłam czytać i wpadłam, historia wspaniała naprawdę, czyta się cudownie, a co bardzi mi się podobało to to, że widziało się daną sytuację z perspektywy Harrego i Draco, ale i inne osoby się pojawiały... szkoda, że z tego zrezygnowałyście, ale i rozumiem yo dlaczego... bardzo mnie zasmuciło to rozstanie Dracona z Harrym ale rozumiem czym to się kierował... i właśnie tutaj och fajnie by było widzieć to co gnębi Dracona... i jeszcze mamy te dwie historie "historia psa" i "historia smoka" cudownie... brakuje mi na obecną chwilę w spisie treści właśnie wszystkich rozdziałów, bo jak teraz poruszałam się poprzez "następny post" to teraz jak bym chciała powrócić o na przyklad do 76 rozdziału uśmiechu węża to och na klikam się sporo na wstecznejsze rozdziały... co jest troche wkurzające...
weny życzę Wam dziewczyny...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Melduję, że linki nadgonione. Dzięki za zwrócenie uwagi. Jak już powrzucam rozdziały, to satysfakcja całkiem wypycha z mojej głowy pamięć o linkach :< Postaram się ich pilnować w przyszłości!
UsuńCo do tych dwóch perspektyw, fajna była taka forma, ale tkwiąc w niej, siedziałybyśmy kolejne 10 albo i 15 lat nad tą historią, a mamy jeszcze dużo innych pomysłów do realizacji. Z mniej praktycznych aspektów - pisząc ciągle dwie wersje straciłybyśmy to symboliczne zjednoczenie. Dwie zupełnie różne perspektywy dwóch całkiem odmiennych osób, które nagle zaczęły patrzeć w jednym kierunku. Nie wiem jak inni, ale ja się takimi symbolikami jaram :D
Jeszcze raz dziękujemy za Twój komentarz!
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Narcyza zaskoczona widokiem Syriusza, cieszę się że odbudowują relacje po tylu latach...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia