czwartek, 20 lutego 2020

Historia Psa 04

~*~
Mężczyzna jęknął cicho, poruszając się nieznacznie na materacu. Czuł się, jakby był przeżuty przez trolla, chociaż to i tak za słabe określenie.
– Obudziłeś się wreszcie? – padło pytanie z boku. Otworzył z trudem oczy, spoglądając na swojego rozmówcę. – Nie spieszyłeś się.
Czarnowłosy nastolatek bujał się na krześle obok łóżka. Uśmiechał się pogodnie, chociaż ciepło uśmiechu nie docierało do jego oczu.
– Kim…? – zaczął ochrypłym głosem i zamilkł zdziwiony jego brzmieniem.
– Możesz mówić mi Igniss. Jestem przyjacielem.
Rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek był w takim miejscu. Brunet powiódł za jego spojrzeniem.
– To moje mieszkanie. Znajduje się w mugolskiej dzielnicy, więc nikt nie będzie cię tutaj szukał.
Zamknął na chwilę oczy, starając sobie przypomnieć ostatnie wydarzenia. Departament Tajemnic. Śmierciożercy. Bitwa...
Harry!
– Co z Harrym? – spytał od razu.
Ig uśmiechnął się lekko, z pobłażaniem, czego leżący w łóżku mężczyzna nie mógł dostrzec.
– Nic mu nie jest. Żyje i jest bezpieczny – powiedział spokojnie. – Teraz powinieneś jednak skupić się na sobie.
Cień przebiegł przez oblicze Syriusza.
– Zasłona Śmierci… Wydawało mi się, że na nią wpadłem.
– Bo tak się stało… – Black spojrzał na niego zdziwiony.
– Ale przecież…
– Wiem, co chcesz powiedzieć – uciął słowa mężczyzny, rozbawiony. – Wyciągnięcie kogoś zza Zasłony Śmierci jest prawie niemożliwe i graniczy z cudem. Nie jest jednak niewykonalne. Potrzeba jedynie kilkanaście tygodni przygotowań oraz bycia gotowym na to, że można podzielić los ratowanej osoby…
– Na Merlina, Harry nie…?
– Harry nawet nie jest świadom, że ktoś próbował cię wyciągnąć.
– Mój chrześniak nie zostawiłby mnie, gdyby wiedział, że…
– Twój chrześniak pochował cię prawie rok temu, Syriuszu.
– Co? – sapnął zaskoczony.
Rok? Spojrzał na swoje ręce. Nic się nie zmienił, czuł się tak samo… no może trochę jak na ciężkim kacu, ale nie jak ktoś kto przez rok był martwy! Nie żeby wiedział, jak powinna się czuć taka osoba. Ale miał przypuszczenia.
– Będąc za Zasłoną, czas na ciebie nie oddziaływał… ale u nas… wiele się wydarzyło. Mamy marzec, więc możesz łatwo obliczyć, ile miesięcy minęło.
– Jak on się trzyma?
– Pogodził się z twoim odejściem, jak sądzę. Wspominanie o tobie nie sprawia mu już bólu… Jednak brakuje mu ciebie.
Przez chwilę obaj się nie odzywali. Igniss obserwował emocje tańczące na twarzy Syriusza.
– Na szafce nocnej leży twoja różdżka… Trzymałeś ją w dłoni przez cały czas.
– Skoro nie Harry’emu, to z pewnością tobie winien jestem podziękowania za uratowanie tyłka. Tak więc – dziękuję. Mam u ciebie dług, Ignissie.
Bez pomocy Severusa nie udałoby mi się. – Wzruszył nieznacznie ramionami.
Rzuciłeś na niego Imperiusa?? Bo nie wierzę, by Smarkerus chciał mi pomóc z dobroci serca. Pewnie świętował dzień, w którym zniknąłem z tego świata.
– Hmmm… Jest możliwość, że troszkę wpłynąłem na jego wolę. Aczkolwiek sporo się wydarzyło w czasie twojej nieobecności. Mógł to też w małym stopniu zrobić właśnie ze względu na Harry’ego.
– Ze względu na Harry’ego – powtórzył Syriusz, próbując przetrawić usłyszane słowa. – Dlaczego, na skrzacie gacie, miałby robić coś dla Harry’ego?
– Bo jest ojcem chrzestnym drugiej połówki Harry’ego.
Syriusz otworzył usta, by zamknąć je po sekundzie. Powtórzył tę sekwencję jeszcze dwa razy, nim wreszcie wydobył z siebie dźwięk.
– Jedyną osobą, która mogłaby wyznaczyć Smarkerusa na ojca chrzestnego jest Malfoy. Z nikim innym się nie trzymał...
– Nie on go wyznaczył.
– Ufff… – odetchnął z ulgą. – Już się przestraszyłem, że Harry jakimś cudem związał się z Draco.
– Twoje obawy są słuszne. Tylko to Narcyza poprosiła Severusa o bycie chrzestnym dla jej syna.
– …Narcyza przyjaźni się ze Snapem?
Igiełka żalu wbiła się w serce Syriusza. Wygląda na to, że po jego ukochanej kuzynce nie został już ślad. Najpierw Lucjusz, teraz Smarkerus. Najwidoczniej pasuje jej towarzystwo ludzi, których on nie dzierży. I którzy są jego całkowitym przeciwieństwem. Gdy byli dziećmi, spędzali dużo czasu razem – we trójkę, oni i Regulus. Ale z czasem ich drogi zaczęły się rozchodzić. Żałował utraconego kontaktu z Narcyzą, choć od czasu jej wyjścia za mąż nie miał nadziei na odzyskanie go. Mimo to wieść, że Smarkerus ma coś, czego on by pragnął… nie mógł tego zdzierżyć. 
– Przyjaźń to za duże słowo – odparł spokojnie nastolatek. – Nie są przyjaciółmi ani nic takiego. Po prostu woli mieć w nim sprzymierzeńca, niż wroga. 
– Gdyby był dla niej jedynie sprzymierzeńcem, nie oddałaby mu pod opiekę syna – zaczął zdecydowanie, ale zaraz jego mina zrobiła się niepewna. – Choć przez ostatnie dwadzieścia lat sporo mogło się zmienić...
– Też prawda. Jednak Narcyza miała... 
– Tak właściwie… Skąd ty to wszystko wiesz? Wiem już, że masz na imię Igniss, ale kim ty jesteś? Wyglądasz jakbyś był w wieku Harry’ego, w dodatku masz trochę Malfoyowskie rysy twarzy. – Syriusz przechylił lekko głowę, zastanawiając się.
– Pozwól więc, że się poprawię i przedstawię dokładnie – zaproponował. – Nazywam się Igniss Black.
– Aha. Nie wierzę ci.
– Naprawdę. Mogę pokazać ci moje świadectwa szkolne i starą legitymację.
– Chodziłeś do mugolskich szkół?
– Urodziłem się niemagiczny.
– Trzymajcie mnie… Jesteś tym rzekomo martwym bliźniakiem Draco? Ten nadęty piękniś cię wydziedziczył, bo jesteś charłakiem?
– Brawo! – Klasnął w dłonie, śmiejąc się krótko. – A ten nadęty piękniś chciał mnie zabić.
– To ma sens. Zdecydowanie bardziej takiej decyzji bym się po nim spodziewał. Gumochłon do szpiku kości – prychnął z pogardą. – Więc przyjąłeś nazwisko panieńskie matki, okej. Chciałbym powiedzieć, że teraz ci wierzę, ale pojawia się pewien problem. Skoro jesteś niemagiczny, to jak u licha wyciągnąłeś mnie zza Zasłony?
– To bardzo proste. – Uśmiechnął się, wykonując drobny ruch dłonią. Karafka stojąca na stoliku nocnym przechyliła się i napełniła szklankę do połowy.
– Och. Cudownie. Magia bezróżdżkowa u charłaka, który wszedł za Zasłonę Śmierci i wyszedł stamtąd w jednym kawałku. Dodajmy do tego, że Zasłona ostatnim razem stała w Departamencie Tajemnic, gdzie ciężko się dostać z ulicy. Wiesz co, Ignissie? Chyba uznam, że wreszcie zwariowałem, a ty jesteś wytworem mojej wyobraźni. Ewentualnie jednak nie żyję i w ramach kary za dokuczanie dzieciom z innych klas teraz mam jakieś dziwne sny. O ile można śnić, będąc martwym. 
– Nie przesadzaj. Żyjesz i co więcej, wracasz do zdrowia. Ja z kolei w wakacje odkryłem w sobie magię, szczegół, że bezróżdżkową.
– A Harry chodzi z Draco, którego ojcem chrzestnym jest Smarkerus… znaczy Snape?
– Właściwie to już nie.
Syriusz przeczesał palcami przetłuszczone włosy. Skrzywił się z niesmakiem.
– Dobra. Póki co usłyszałem wystarczająco, potrzebuję przerwy. Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym się wykąpać. A potem mi wszystko po kolei wytłumaczysz. To jak?
– Dla mnie to rybka. Jedyne co mnie teraz obchodzi to to, byś miał tu wygodę.
//*//
– Jaka ona jest teraz?
– Kto?
Syriusz posłał nastolatkowi zniecierpliwione spojrzenie.
– Narcyza, a kto?
– A ja wiem? – Igniss wzruszył ramionami, krzątając się po kuchni.
Z małą pomocą chłopaka zszedł rano na dół i od tej pory okupował wygodną kanapę w salonie. Ciągle czuł się jak na kacu i jakby przez ponad tydzień nie ruszał się z łóżka, co – jak mu powiedział w trakcie ich wędrówki Igniss – było prawdą. Szesnastolatek cały ten czas wiernie mu towarzyszył, opowiadając o Harrym i jego przyjaciołach. Mniej chętnie z kolei mówił o sobie albo o swoim bliźniaku, chyba że pytanie dotyczyło ostatnich sześciu miesięcy.
– Myślałem, że pytasz o Herm albo nie wiem… o McGonagall – dodał z rozbawieniem.
– Jakby miała mnie obchodzić ta zwariowana kocica.
– Ale że Herm? – spytał niewinnie. Syriusz nie odpowiadał, więc postanowił nie przeciągać tego bardziej. – Co konkretnie chcesz wiedzieć o Nar?
– Jak zachowuje się, gdy nie ma w pobliżu jej mężulka?
– Różnie, jak to kobiety. 
– Bije od niej ten cholerny chłód czy…?
– Jest ciepła i kochana, czasem się obrazi i ostentacyjnie nie odzywa się przez jakąś godzinę. Innym razem sama namawia do wspólnego spędzenia czasu.
Syriusz uśmiechnął się z ulgą.
– Czyli nie udało mu się jej zniszczyć. W sumie... mogłem się tego spodziewać. Skoro przez całe jej dzieciństwo dorosłym nie udało się zrobić jej prania mózgu, to czemu jemu miałoby się to udać.
– Ten dupek miał swoje sposoby… Dlatego Nar zaczęła przed nim uciekać.
– Kontynuuj.
– Co tu kontynuować? Mama była mu potrzebna tylko by urodzić dziedzica. Potem ona poszła w odstawkę, a on wrócił do swojej “kochanki”.
– Jakie to były sposoby – dociekał.
– Przyprowadzał do swojej sypialni inną osobę. Nie krył się ze swoją niewiernością, ale matce zabraniał chociażby rozmawiać z innymi facetami. Parę razy byłem świadkiem, jak robił jej pogadanki, że myśli tylko o kurwieniu się.
Górna warga Syriusza drgnęła, odsłaniając na chwilę zęby. Wyglądało to tak, jakby miał zaraz zacząć warczeć.
– Ogólnie przy innych był dla niej miły i czuły, a w domu nie zwracał na nią uwagi. Krytykował jej zabawy z nami. Mówił, że psuje Draco. Obwiniał ją o wszystko. Nawet za własne błędy.
– Brzmi, jakby się nad nią znęcał psychicznie… I po twojej minie wnioskuję, że trafiłem w dziesiątkę. – Jego twarz posmutniała. – Jak teraz o tym myślę, to można było spodziewać się po nim takiej dwulicowości. Był zbyt idealny.
– Szkoda tylko, że Nar dowiedziała się o tym za późno. Nie mogła już od niego odejść…
– Żałuję, że tak to się potoczyło. Gdybym nie miał na pieńku z własną rodziną, pewnie zerwaliby ich zaręczyny. W końcu mój ślub był ważniejszy niż jej, a że odrzuciłem narzeczoną, którą wybrali mi rodzice, na jej miejsce miała wejść Narcyza.
– Serio?? Ale byliście kochankami? 
– Mówię tu o czasie, jak byłem na pierwszych latach Hogwartu. Nawet nie myślałem wtedy, żeby się z nią całować… I co robisz taką zdegustowaną minę, mam się obrazić?
– Wybacz, ale jakoś nie mogę sobie wyobrazić was razem… Ona jest… sory, ale za sztywna dla ciebie.
Syriusz uśmiechnął się pod nosem.
– Zawsze była dość poważna. Dlatego właśnie potrzebuje mnie. Wątpię, by ktokolwiek wyprowadzał ją z równowagi tak skutecznie jak ja.
– Nie bądź taki pewien siebie. Mi się to udawało. Mały buntownik był ze mnie przez ostatnich kilka lat. Musisz teraz wykazać się czymś… stop, nie. Prawie zacząłem brzmieć, jakbym namawiał cię do zarywania do mojej matki.
– Nie mógłbym być gorszą opcją niż jej obecny mąż, nie sądzisz? – Syriusz uśmiechał się półgębkiem, wyraźnie bawiło go zmieszanie jego rozmówcy.
– Poza faktem, że jesteście zbyt blisko spokrewnieni?
– Zbyt blisko?? Ach… no tak, wychowałeś się w mugolskim świecie. Według magicznego prawa łapiemy się na styk. Choć w gruncie rzeczy prawnie nawet ślub rodzeństwa nie jest całkiem zakazany.
– Boże… to ohydne.
– Tu się zgodzę. Jakieś granice muszą być.
– Dokładnie. Ślub rodzeństwa… brrr – wzdrygnął się teatralnie. – Nawet setki lat temu nie było takich odchyleń.
– Obecnie też nie powinno ich być. Mieliśmy podobno jeden taki przypadek w rodzinie. Co prawda nie pobrali się, ale urodziło im się dziecko… Nie pożyło zbyt długo. Podobno wyglądało jak skrzyżowanie goblina z trytonem, a ojciec zabił je, jak tylko je zobaczył. – Syriusz napawał się przez chwilę przerażono-obrzydzoną miną chłopaka. – Nie wiem na ile ta historia jest prawdziwa a na ile podkoloryzowana, ale kiedyś matka opowiedziała mi ją w ramach bajki na dobranoc. Już nigdy nie poprosiłem jej, by opowiedziała mi coś przed snem.
– Twoja matka była pomylona.
– Owszem. Miała obsesję na punkcie naszego rodu i to chyba miała być dla mnie jakaś przestroga… Szkopuł w tym, że moim jedynym rodzeństwem był brat, więc jakkolwiek by nie próbować i tak by się nie miało co z tego urodzić. 
– Jestem mega tolerancyjny, ale takie całościowe zestawienie sprawia, że czuję wstręt do arystokracji. Cieszę się, że do nich nie należę.
– W sumie w pewien sposób należysz, choć upiekło ci się wywalili cię z niej zanim zdążyłem zatonąć w tym łajnie po uszy. Ja się musiałem napracować, żeby wypalili moje imię… A potem i tak mnie przyjęli z powrotem, bo okazałem się przykładnym mordercą. – Wzruszył bezradnie ramionami.
– Wszyscy już wiedzą, że to nie ty. Pośmiertnie oczyścili cię z zarzutów.
– Co nie zmienia faktu, że dalej noszę nazwisko, którego nienawidzę.
– A ja się cieszę z naszego wspólnego nazwiska. W Hogwarcie podałem się za twojego nieślubnego syna. Ale na swoją obronę mam, że to wina Nar! Zbyt często mówiła, że jestem jak twoja wierna kopia.
Syriusz zlustrował go spojrzeniem i wybuchnął śmiechem.
– Nie mógłbym sobie wymarzyć lepszej ironii losu. Wyszło perfekcyjnie! Wepchnęli Narcyzę w ramiona Lucjusza, żeby zapobiec narodzinom kolejnego “odszczepieńca-Blacka”. A dzięki tobie teraz obydwa rody doczekały się tego, czego się najbardziej obawiały. I to w najbardziej skumulowanej postaci, w jakiej się dało! – Uśmiechnął się szeroko. – Ach! Prawie słyszę, jak pokolenia Blacków i Malfoyów przekręcają się w grobach. Muzyka dla moich uszu! Karma wreszcie ich dopadła. 
Igniss roześmiał się głośno. Śmiał się przez dłuższy moment, nim w końcu zaczął powoli się uspokajać.
– Dzięki, Ignissie, że jesteś… Ignissem. – Spojrzał na chłopaka z niegasnącą wesołością w oczach. – Aż trochę żałuję, że naprawdę nie jesteś moim synem. Choć wtedy nie wyszedłby ci ten numer stulecia. 
– Dzięki, Syriuszu. – Chłopak wyszczerzył się szeroko. – Ja też zawsze uważałem, że byłbyś dla mnie o wiele lepszym ojcem, niż ten, pożal się boże, mój… Nawet Draco lubił słuchać o twoich wybrykach. Teraz do tego za nic by się nie przyznał, ale swego czasu zazdrościł mi, że noszę twoje nazwisko, a on nie. Teraz lubię cię jeszcze bardziej, dlatego mogę zagrać z tobą w otwarte karty. Okłamałem cię.
Syriusz ściągnął brwi i wyprostował się. Bardziej niż słowa chłopaka, niepokój wzbudził w nim wyraz jego oczu. 
Nastolatek zbliżył się do Syriusza powoli, zostawiając przygotowywanie obiadu w spokoju. Obserwował, jak mężczyzna napina mięśnie, kiedy ten był prawie na wyciągnięcie ręki.
– To takie zabawne. Wystarczy tylko porzucić maskę, a od razu traktujesz mnie jak wroga. A mówiłem ci to, kiedy tylko się obudziłeś – jestem przyjacielem.
– Właśnie przyznałeś, że mnie okłamałeś. Byłoby dziwne, gdybym nie zrobił się nieufny. Zwłaszcza, że nie wiem, w którym momencie zacząłeś kłamać.
– Moje istnienie jest kłamstwem. Lucjusz posłał swego syna na śmierć w minione wakacje.
– “Swego syna”? Więc nie jesteś Ignissem? Wielosokujesz się w niego? Nie... nie można się wielosokować w kogoś, kto nie żyje. Więc co, opętałeś go?
– Brawo. Niezły z ciebie… ach, Sherlock! Pamięć tego dzieciaka nie zawsze stoi przede mną otworem.
– Kim więc jesteś?
– Ariam.
– Och, no oczywiście – sarknął. – Jakby to jeden Ariam po świecie chodził. – Spojrzał na niego zniecierpliwiony.
– Jestem najwybitniejszym uczniem Merlina, którego istnienie musieli wymazać z kart historii, by nikt się o mnie nie dowiedział. Jestem również założycielem rodu Blacków. Czy takie przedstawienie mojej osoby ci wystarczy?
– Wyszło ci bardzo nadęcie, ale wreszcie wiem, z kim rozmawiam. Więc jesteś moim przodkiem. Okej, jakiś dowód? Bo wiesz, równie dobrze Igniss może być po prostu genialnym aktorem i robić sobie ze mnie żarty.
– Chcesz dowodu? Proszę bardzo. Co powiesz na mały pokaz legilimencji?
Nim Syriusz zdążył odpowiedzieć, Ariam zadziałał.
~*~

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, czyli co Ignissa nie ma ale pamiętam że Lucjusz chcial go z powrotem przyjąć do rodziny... tylko jak by to wyjaśnił to...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń