~*~
Mężczyzna
jęknął cicho, poruszając się nieznacznie na materacu. Czuł się, jakby był
przeżuty przez trolla, chociaż to i tak za słabe określenie.
–
Obudziłeś się wreszcie? – padło pytanie z boku. Otworzył z trudem oczy,
spoglądając na swojego rozmówcę. – Nie spieszyłeś się.
Czarnowłosy
nastolatek bujał się na krześle obok łóżka. Uśmiechał się pogodnie, chociaż
ciepło uśmiechu nie docierało do jego oczu.
– Kim…? –
zaczął ochrypłym głosem i zamilkł zdziwiony jego brzmieniem.
– Możesz
mówić mi Igniss. Jestem przyjacielem.
Rozejrzał
się po pomieszczeniu. Nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek był w takim
miejscu. Brunet powiódł za jego spojrzeniem.
– To moje
mieszkanie. Znajduje się w mugolskiej dzielnicy, więc nikt nie będzie cię tutaj
szukał.
Zamknął na
chwilę oczy, starając sobie przypomnieć ostatnie wydarzenia. Departament
Tajemnic. Śmierciożercy. Bitwa...
Harry!
– Co z
Harrym? – spytał od razu.
Ig
uśmiechnął się lekko, z pobłażaniem, czego leżący w łóżku mężczyzna nie mógł
dostrzec.
– Nic mu
nie jest. Żyje i jest bezpieczny – powiedział spokojnie. – Teraz powinieneś
jednak skupić się na sobie.
Cień
przebiegł przez oblicze Syriusza.
– Zasłona
Śmierci… Wydawało mi się, że na nią wpadłem.
– Bo tak
się stało… – Black spojrzał na niego zdziwiony.
– Ale
przecież…
– Wiem, co
chcesz powiedzieć – uciął słowa mężczyzny, rozbawiony. – Wyciągnięcie kogoś zza
Zasłony Śmierci jest prawie niemożliwe i graniczy z cudem. Nie jest jednak
niewykonalne. Potrzeba jedynie kilkanaście tygodni przygotowań oraz bycia
gotowym na to, że można podzielić los ratowanej osoby…
– Na
Merlina, Harry nie…?
– Harry
nawet nie jest świadom, że ktoś próbował cię wyciągnąć.
– Mój
chrześniak nie zostawiłby mnie, gdyby wiedział, że…
– Twój
chrześniak pochował cię prawie rok temu, Syriuszu.
– Co? –
sapnął zaskoczony.
Rok?
Spojrzał na swoje ręce. Nic się nie zmienił, czuł się tak samo… no może trochę
jak na ciężkim kacu, ale nie jak ktoś kto przez rok był martwy! Nie żeby
wiedział, jak powinna się czuć taka osoba. Ale miał przypuszczenia.
– Będąc za
Zasłoną, czas na ciebie nie oddziaływał… ale u nas… wiele się wydarzyło. Mamy
marzec, więc możesz łatwo obliczyć, ile miesięcy minęło.
– Jak on
się trzyma?
– Pogodził
się z twoim odejściem, jak sądzę. Wspominanie o tobie nie sprawia mu już bólu…
Jednak brakuje mu ciebie.
Przez
chwilę obaj się nie odzywali. Igniss obserwował emocje tańczące na twarzy
Syriusza.
– Na
szafce nocnej leży twoja różdżka… Trzymałeś ją w dłoni przez cały czas.
– Skoro
nie Harry’emu, to z pewnością tobie winien jestem podziękowania za uratowanie
tyłka. Tak więc – dziękuję. Mam u ciebie dług, Ignissie.
– Bez
pomocy Severusa nie udałoby mi się. – Wzruszył nieznacznie ramionami.
–
Rzuciłeś na niego Imperiusa?? Bo nie
wierzę, by Smarkerus chciał mi pomóc z dobroci serca. Pewnie świętował dzień, w
którym zniknąłem z tego świata.
– Hmmm…
Jest możliwość, że troszkę wpłynąłem na jego wolę. Aczkolwiek sporo się
wydarzyło w czasie twojej nieobecności. Mógł to też w małym stopniu zrobić
właśnie ze względu na Harry’ego.
– Ze
względu na Harry’ego – powtórzył Syriusz, próbując przetrawić usłyszane słowa.
– Dlaczego, na skrzacie gacie, miałby robić coś dla Harry’ego?
– Bo jest
ojcem chrzestnym drugiej połówki Harry’ego.
Syriusz
otworzył usta, by zamknąć je po sekundzie. Powtórzył tę sekwencję jeszcze dwa
razy, nim wreszcie wydobył z siebie dźwięk.
– Jedyną
osobą, która mogłaby wyznaczyć Smarkerusa na ojca chrzestnego jest Malfoy. Z
nikim innym się nie trzymał...
– Nie on
go wyznaczył.
– Ufff… –
odetchnął z ulgą. – Już się przestraszyłem, że Harry jakimś cudem związał się z
Draco.
– Twoje
obawy są słuszne. Tylko to Narcyza poprosiła Severusa o bycie chrzestnym dla
jej syna.
– …Narcyza
przyjaźni się ze Snapem?
Igiełka
żalu wbiła się w serce Syriusza. Wygląda na to, że po jego ukochanej kuzynce
nie został już ślad. Najpierw Lucjusz, teraz Smarkerus. Najwidoczniej pasuje
jej towarzystwo ludzi, których on nie dzierży. I którzy są jego całkowitym
przeciwieństwem. Gdy byli dziećmi, spędzali dużo czasu razem – we trójkę, oni i
Regulus. Ale z czasem ich drogi zaczęły się rozchodzić. Żałował utraconego
kontaktu z Narcyzą, choć od czasu jej wyjścia za mąż nie miał nadziei na
odzyskanie go. Mimo to wieść, że Smarkerus ma coś, czego on by pragnął… nie
mógł tego zdzierżyć.
– Przyjaźń
to za duże słowo – odparł spokojnie nastolatek. – Nie są przyjaciółmi ani nic
takiego. Po prostu woli mieć w nim sprzymierzeńca, niż wroga.
– Gdyby
był dla niej jedynie sprzymierzeńcem, nie oddałaby mu pod opiekę syna – zaczął
zdecydowanie, ale zaraz jego mina zrobiła się niepewna. – Choć przez ostatnie
dwadzieścia lat sporo mogło się zmienić...
– Też
prawda. Jednak Narcyza miała...
– Tak
właściwie… Skąd ty to wszystko wiesz? Wiem już, że masz na imię Igniss, ale kim
ty jesteś? Wyglądasz jakbyś był w wieku Harry’ego, w dodatku masz trochę
Malfoyowskie rysy twarzy. – Syriusz przechylił lekko głowę, zastanawiając się.
– Pozwól
więc, że się poprawię i przedstawię dokładnie – zaproponował. – Nazywam się
Igniss Black.
– Aha. Nie
wierzę ci.
–
Naprawdę. Mogę pokazać ci moje świadectwa szkolne i starą legitymację.
–
Chodziłeś do mugolskich szkół?
–
Urodziłem się niemagiczny.
–
Trzymajcie mnie… Jesteś tym rzekomo martwym bliźniakiem Draco? Ten nadęty
piękniś cię wydziedziczył, bo jesteś charłakiem?
– Brawo! –
Klasnął w dłonie, śmiejąc się krótko. – A ten nadęty piękniś chciał mnie zabić.
– To ma
sens. Zdecydowanie bardziej takiej decyzji bym się po nim spodziewał. Gumochłon
do szpiku kości – prychnął z pogardą. – Więc przyjąłeś nazwisko panieńskie
matki, okej. Chciałbym powiedzieć, że teraz ci wierzę, ale pojawia się pewien
problem. Skoro jesteś niemagiczny, to jak u licha wyciągnąłeś mnie zza Zasłony?
– To
bardzo proste. – Uśmiechnął się, wykonując drobny ruch dłonią. Karafka stojąca
na stoliku nocnym przechyliła się i napełniła szklankę do połowy.
– Och.
Cudownie. Magia bezróżdżkowa u charłaka, który wszedł za Zasłonę Śmierci i
wyszedł stamtąd w jednym kawałku. Dodajmy do tego, że Zasłona ostatnim razem
stała w Departamencie Tajemnic, gdzie ciężko się dostać z ulicy. Wiesz co,
Ignissie? Chyba uznam, że wreszcie zwariowałem, a ty jesteś wytworem mojej
wyobraźni. Ewentualnie jednak nie żyję i w ramach kary za dokuczanie dzieciom z
innych klas teraz mam jakieś dziwne sny. O ile można śnić, będąc martwym.
– Nie
przesadzaj. Żyjesz i co więcej, wracasz do zdrowia. Ja z kolei w wakacje
odkryłem w sobie magię, szczegół, że bezróżdżkową.
– A Harry
chodzi z Draco, którego ojcem chrzestnym jest Smarkerus… znaczy Snape?
–
Właściwie to już nie.
Syriusz
przeczesał palcami przetłuszczone włosy. Skrzywił się z niesmakiem.
– Dobra.
Póki co usłyszałem wystarczająco, potrzebuję przerwy. Jeśli nie masz nic
przeciwko, chciałbym się wykąpać. A potem mi wszystko po kolei wytłumaczysz. To
jak?
– Dla mnie
to rybka. Jedyne co mnie teraz obchodzi to to, byś miał tu wygodę.
//*//
– Jaka ona
jest teraz?
– Kto?
Syriusz posłał
nastolatkowi zniecierpliwione spojrzenie.
– Narcyza,
a kto?
– A ja
wiem? – Igniss wzruszył ramionami, krzątając się po kuchni.
Z małą
pomocą chłopaka zszedł rano na dół i od tej pory okupował wygodną kanapę w
salonie. Ciągle czuł się jak na kacu i jakby przez ponad tydzień nie ruszał się
z łóżka, co – jak mu powiedział w trakcie ich wędrówki Igniss – było prawdą.
Szesnastolatek cały ten czas wiernie mu towarzyszył, opowiadając o Harrym i
jego przyjaciołach. Mniej chętnie z kolei mówił o sobie albo o swoim bliźniaku,
chyba że pytanie dotyczyło ostatnich sześciu miesięcy.
–
Myślałem, że pytasz o Herm albo nie wiem… o McGonagall – dodał z rozbawieniem.
– Jakby
miała mnie obchodzić ta zwariowana kocica.
– Ale że
Herm? – spytał niewinnie. Syriusz nie odpowiadał, więc postanowił nie
przeciągać tego bardziej. – Co konkretnie chcesz wiedzieć o Nar?
– Jak
zachowuje się, gdy nie ma w pobliżu jej mężulka?
– Różnie,
jak to kobiety.
– Bije od
niej ten cholerny chłód czy…?
– Jest
ciepła i kochana, czasem się obrazi i ostentacyjnie nie odzywa się przez jakąś
godzinę. Innym razem sama namawia do wspólnego spędzenia czasu.
Syriusz
uśmiechnął się z ulgą.
– Czyli
nie udało mu się jej zniszczyć. W sumie... mogłem się tego spodziewać. Skoro
przez całe jej dzieciństwo dorosłym nie udało się zrobić jej prania mózgu, to
czemu jemu miałoby się to udać.
– Ten
dupek miał swoje sposoby… Dlatego Nar zaczęła przed nim uciekać.
–
Kontynuuj.
– Co tu
kontynuować? Mama była mu potrzebna tylko by urodzić dziedzica. Potem ona
poszła w odstawkę, a on wrócił do swojej “kochanki”.
– Jakie to
były sposoby – dociekał.
–
Przyprowadzał do swojej sypialni inną osobę. Nie krył się ze swoją
niewiernością, ale matce zabraniał chociażby rozmawiać z innymi facetami. Parę
razy byłem świadkiem, jak robił jej pogadanki, że myśli tylko o kurwieniu się.
Górna
warga Syriusza drgnęła, odsłaniając na chwilę zęby. Wyglądało to tak, jakby
miał zaraz zacząć warczeć.
– Ogólnie
przy innych był dla niej miły i czuły, a w domu nie zwracał na nią uwagi.
Krytykował jej zabawy z nami. Mówił, że psuje Draco. Obwiniał ją o wszystko.
Nawet za własne błędy.
– Brzmi,
jakby się nad nią znęcał psychicznie… I po twojej minie wnioskuję, że trafiłem
w dziesiątkę. – Jego twarz posmutniała. – Jak teraz o tym myślę, to można było
spodziewać się po nim takiej dwulicowości. Był zbyt idealny.
– Szkoda
tylko, że Nar dowiedziała się o tym za późno. Nie mogła już od niego odejść…
– Żałuję,
że tak to się potoczyło. Gdybym nie miał na pieńku z własną rodziną, pewnie
zerwaliby ich zaręczyny. W końcu mój ślub był ważniejszy niż jej, a że
odrzuciłem narzeczoną, którą wybrali mi rodzice, na jej miejsce miała wejść
Narcyza.
– Serio??
Ale byliście kochankami?
– Mówię tu
o czasie, jak byłem na pierwszych latach Hogwartu. Nawet nie myślałem wtedy,
żeby się z nią całować… I co robisz taką zdegustowaną minę, mam się obrazić?
– Wybacz,
ale jakoś nie mogę sobie wyobrazić was razem… Ona jest… sory, ale za sztywna dla
ciebie.
Syriusz
uśmiechnął się pod nosem.
– Zawsze
była dość poważna. Dlatego właśnie potrzebuje mnie. Wątpię, by ktokolwiek
wyprowadzał ją z równowagi tak skutecznie jak ja.
– Nie bądź
taki pewien siebie. Mi się to udawało. Mały buntownik był ze mnie przez
ostatnich kilka lat. Musisz teraz wykazać się czymś… stop, nie. Prawie zacząłem
brzmieć, jakbym namawiał cię do zarywania do mojej matki.
– Nie
mógłbym być gorszą opcją niż jej obecny mąż, nie sądzisz? – Syriusz uśmiechał
się półgębkiem, wyraźnie bawiło go zmieszanie jego rozmówcy.
– Poza
faktem, że jesteście zbyt blisko spokrewnieni?
– Zbyt
blisko?? Ach… no tak, wychowałeś się w mugolskim świecie. Według magicznego
prawa łapiemy się na styk. Choć w gruncie rzeczy prawnie nawet ślub rodzeństwa
nie jest całkiem zakazany.
– Boże… to
ohydne.
– Tu się
zgodzę. Jakieś granice muszą być.
–
Dokładnie. Ślub rodzeństwa… brrr – wzdrygnął się teatralnie. – Nawet setki lat
temu nie było takich odchyleń.
– Obecnie
też nie powinno ich być. Mieliśmy podobno jeden taki przypadek w rodzinie. Co
prawda nie pobrali się, ale urodziło im się dziecko… Nie pożyło zbyt długo.
Podobno wyglądało jak skrzyżowanie goblina z trytonem, a ojciec zabił je, jak
tylko je zobaczył. – Syriusz napawał się przez chwilę przerażono-obrzydzoną
miną chłopaka. – Nie wiem na ile ta historia jest prawdziwa a na ile
podkoloryzowana, ale kiedyś matka opowiedziała mi ją w ramach bajki na
dobranoc. Już nigdy nie poprosiłem jej, by opowiedziała mi coś przed snem.
– Twoja
matka była pomylona.
– Owszem.
Miała obsesję na punkcie naszego rodu i to chyba miała być dla mnie jakaś
przestroga… Szkopuł w tym, że moim jedynym rodzeństwem był brat, więc
jakkolwiek by nie próbować i tak by się nie miało co z tego urodzić.
– Jestem
mega tolerancyjny, ale takie całościowe zestawienie sprawia, że czuję wstręt do
arystokracji. Cieszę się, że do nich nie należę.
– W sumie
w pewien sposób należysz, choć upiekło ci się wywalili cię z niej zanim zdążyłem
zatonąć w tym łajnie po uszy. Ja się musiałem napracować, żeby wypalili moje
imię… A potem i tak mnie przyjęli z powrotem, bo okazałem się przykładnym
mordercą. – Wzruszył bezradnie ramionami.
– Wszyscy
już wiedzą, że to nie ty. Pośmiertnie oczyścili cię z zarzutów.
– Co nie
zmienia faktu, że dalej noszę nazwisko, którego nienawidzę.
– A ja się
cieszę z naszego wspólnego nazwiska. W Hogwarcie podałem się za twojego
nieślubnego syna. Ale na swoją obronę mam, że to wina Nar! Zbyt często mówiła,
że jestem jak twoja wierna kopia.
Syriusz
zlustrował go spojrzeniem i wybuchnął śmiechem.
– Nie
mógłbym sobie wymarzyć lepszej ironii losu. Wyszło perfekcyjnie! Wepchnęli
Narcyzę w ramiona Lucjusza, żeby zapobiec narodzinom kolejnego
“odszczepieńca-Blacka”. A dzięki tobie teraz obydwa rody doczekały się tego,
czego się najbardziej obawiały. I to w najbardziej skumulowanej postaci, w
jakiej się dało! – Uśmiechnął się szeroko. – Ach! Prawie słyszę, jak pokolenia
Blacków i Malfoyów przekręcają się w grobach. Muzyka dla moich uszu! Karma
wreszcie ich dopadła.
Igniss
roześmiał się głośno. Śmiał się przez dłuższy moment, nim w końcu zaczął powoli
się uspokajać.
– Dzięki,
Ignissie, że jesteś… Ignissem. – Spojrzał na chłopaka z niegasnącą wesołością w
oczach. – Aż trochę żałuję, że naprawdę nie jesteś moim synem. Choć wtedy nie
wyszedłby ci ten numer stulecia.
– Dzięki,
Syriuszu. – Chłopak wyszczerzył się szeroko. – Ja też zawsze uważałem, że
byłbyś dla mnie o wiele lepszym ojcem, niż ten, pożal się boże, mój… Nawet
Draco lubił słuchać o twoich wybrykach. Teraz do tego za nic by się nie
przyznał, ale swego czasu zazdrościł mi, że noszę twoje nazwisko, a on nie.
Teraz lubię cię jeszcze bardziej, dlatego mogę zagrać z tobą w otwarte karty.
Okłamałem cię.
Syriusz
ściągnął brwi i wyprostował się. Bardziej niż słowa chłopaka, niepokój wzbudził
w nim wyraz jego oczu.
Nastolatek
zbliżył się do Syriusza powoli, zostawiając przygotowywanie obiadu w spokoju.
Obserwował, jak mężczyzna napina mięśnie, kiedy ten był prawie na wyciągnięcie
ręki.
– To takie
zabawne. Wystarczy tylko porzucić maskę, a od razu traktujesz mnie jak wroga. A
mówiłem ci to, kiedy tylko się obudziłeś – jestem przyjacielem.
– Właśnie
przyznałeś, że mnie okłamałeś. Byłoby dziwne, gdybym nie zrobił się nieufny.
Zwłaszcza, że nie wiem, w którym momencie zacząłeś kłamać.
– Moje
istnienie jest kłamstwem. Lucjusz posłał swego syna na śmierć w minione
wakacje.
– “Swego
syna”? Więc nie jesteś Ignissem? Wielosokujesz się w niego? Nie... nie można
się wielosokować w kogoś, kto nie żyje. Więc co, opętałeś go?
– Brawo.
Niezły z ciebie… ach, Sherlock! Pamięć tego dzieciaka nie zawsze stoi przede
mną otworem.
– Kim więc
jesteś?
– Ariam.
– Och, no
oczywiście – sarknął. – Jakby to jeden Ariam po świecie chodził. – Spojrzał na
niego zniecierpliwiony.
– Jestem
najwybitniejszym uczniem Merlina, którego istnienie musieli wymazać z kart
historii, by nikt się o mnie nie dowiedział. Jestem również założycielem rodu
Blacków. Czy takie przedstawienie mojej osoby ci wystarczy?
– Wyszło
ci bardzo nadęcie, ale wreszcie wiem, z kim rozmawiam. Więc jesteś moim
przodkiem. Okej, jakiś dowód? Bo wiesz, równie dobrze Igniss może być po prostu
genialnym aktorem i robić sobie ze mnie żarty.
– Chcesz
dowodu? Proszę bardzo. Co powiesz na mały pokaz legilimencji?
Nim
Syriusz zdążył odpowiedzieć, Ariam zadziałał.
~*~
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, czyli co Ignissa nie ma ale pamiętam że Lucjusz chcial go z powrotem przyjąć do rodziny... tylko jak by to wyjaśnił to...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia