wtorek, 1 października 2019

Rozdział 87.


~*~
– Wiecie co? – Hermiona zagadnęła Rona i Ginny, gdy wieczorem jako jedni z ostatnich siedzieli w pokoju wspólnym. Harry resztę dnia przesiedział w milczeniu w dormitorium, nie reagując na starania przyjaciół próbujących wyciągnąć z niego choć parę słów. – Sporo o tym myślałam i Draco faktycznie z początku nie wydawał się tak naprawdę zainteresowany Harrym.
– Pamiętam, jak podczas pierwszego spotkania ze Ślizgonami stwierdziłaś, że nie czuć od nich tych miłosnych wibracji czy coś w tym stylu.
– Faktycznie, też to pamiętam – przytaknęła Ginny. – W sumie stwierdziłaś, że nie wygląda to, jakby im na sobie zależało. Ale potem się to zmieniło. W pewnym momencie zrobili się nierozłączni.
– Zgadzam się. A co mógł zyskać przez to, że zbliżył się do Harry’ego? O co go wypytywał?
– Z pewnością o wiele rzeczy, do czego pijesz?
– Och, Ginny, pomyśl. Wtedy nawet się ucieszyłaś, że wykazał tym zainteresowanie.
– Hermiono, to nie czas na zagad… – Ron zamknął gwałtownie usta. – Moja rodzina. Wypytywał Harry’ego o nas! – Szatynka skinęła głową, spojrzał na nią z przerażeniem. – Myślisz, że chodziło mu o nas?
– To tylko podejrzenia, ale sami pomyślcie. Nigdy za wami nie przepadał…
– Nasze rodziny się nie znoszą.
– Właśnie. A potem zaczął się spotykać z Harrym. I nagle zbliża się do Ginny, w tajemnicy wypytuje o waszą rodzinę, wreszcie spędza u was pół miesiąca, by po paru tygodniach stwierdzić, że sprawdził, co chciał więc może zakończyć odstawianie szopki!
– Jeśli chcieliby nam zrobić krzywdę, mieli po temu dużo okazji.
– Czemu wliczasz w to Ignissa? – Ginny przeniosła spojrzenie na brata.
– Bo oni obaj dziwnie się zachowują, przynajmniej Harry tak stwierdził kilka dni temu. W ogóle od początku tego roku szkolnego wszystko, co się z nimi wiązało, było dziwne. Black od pierwszego dnia próbował zbliżyć się do Harry’ego, Malfoy niby z początku taki nie był, ale nie zachowywał się też tak jak w poprzednich latach.
Dziewczyny nie mogły się z nim nie zgodzić.
– Nawet jeśli obaj byli w to zaangażowani, to wątpię, by chcieli was skrzywdzić. Prawdopodobnie chodziło o jakieś informacje. W końcu Voldemort jest świadomy, że wasza rodzina popiera dyrektora. Może zrobił z nich swoich szpiegów?
Harry zacisnął powieki. To nieprawda, nieprawda… Ufał Draco. W końcu tyle razy zarzekał się, że nie pracuje dla Voldemorta!
A potem sam zasugerował, że może dla niego szpiegować. Czy to była wskazówka, którą Harry przegapił? Zapowiedź tego, co miało się zdarzyć? 
– Skoro zadał sobie tyle trudu, żeby podrzucić nam pluskwę, to czemu nie wykorzystał Malfoya, żeby rozprawił się z Harrym?
– Bo on osobiście chce się go pozbyć, Ron.
– Albo wierzy, że tylko on jest w stanie to zrobić, w końcu tak sugeruje przepowiednia.
– No dobra, załóżmy, że serio chcieli podebrać nam informacje o poczynaniach Zakonu. O ile mi wiadomo, nikt z nas nie rozmawiał o nich w trakcie ferii. A jeśli już, to z pewnością nie wtedy, kiedy oni mogliby coś usłyszeć. Więc, co takiego mogliby przekazać Voldemortowi?
– Położenie waszego domu?
Rodzeństwo pokręciło głowami.
– Nie da rady, jest nienamierzalny.
Hermiona zamyśliła się, ale jedynym rezultatem było bezradne westchnięcie.
//*//
W piątek do czasu kolacji cała szkoła wiedziała już o rozstaniu Pottera i Malfoya, choć o jego powodzie krążyły najróżniejsze legendy. Żadna z nich nie opisywała w całości tego, co się naprawdę wydarzyło, a już tym bardziej wszystkie były dalekie od opisania prawdziwej przyczyny.
Walentynkowe dekoracje i widok klejących się do siebie na każdym rogu par nieszczególnie poprawiał nastrój obu chłopaków. Przez cały dzień Ron i Hermiona nie opuszczali Harry’ego nawet na krok, czasem też dołączała do nich Ginny. Draco za to otoczył się towarzystwem Pansy, Zabiniego i siódmoklasistów. Elena niepewna sytuacji, siedziała parę miejsc od niego, nie stawiając się po żadnej ze stron. Ig z kolei jakby kompletnie wyparował.
Przynajmniej do czasu kolacji, kiedy zdyszany wpadł do Wielkiej Sali. Szybkim krokiem skierował się do miejsca, które na ogół zajmował z Gryfońskimi przyjaciółmi, jednak zatrzymał się, widząc na sobie wzrok Hermiony i Rona.
– Emm, między nami wszystko jest okej, prawda? – spytał niepewnie, stojąc tak metr od swojego miejsca i górując nad nimi.
– Ty mi powiedz. – Nie żeby między nim i Igiem kiedykolwiek było szczerze ”okej”. – Nawet w dormitorium cię ostatnio nie widuję.
– Miałem parę spraw do załatwienia. Musiałem latać po profesorach i zdobywać pozwolenia – powiedział wolniej, siadając blisko przyjaciół.
– Dajcie mu spokój – odezwał się cicho Harry, od niechcenia nabijając na widelec kawałek kiełbaski i wpatrując się w nią nieobecnym wzrokiem.
– Harry… – Ron spojrzał na przyjaciela zatroskany.
– Wciąż zamierzasz go bronić?
– Przecież Ig nic nie zrobił. Draco mówił tylko o sobie – jego pusty ton przyprawiał Hermionę o ból serca.
– Nie mam wpływu na to, co robi ten blond idiota – dodał od siebie Black, a w jego głosie pobrzmiewało zirytowanie. – Nie chcę jedynie, żeby moje powiązania z nim doprowadziły do tego, że i mnie znów zaczniecie podejrzewać o bycie sługą Voldemorta.
Harry chciał zaprzeczyć, zapewnić że nie uważa Draco za sługę Voldemorta, ale nic nie powiedział. Spojrzał na swoją dłoń, gdzie jeszcze wczoraj spoczywał barwny pierścień, po czym znów utkwił wzrok w kiełbasce.
– Nie podejrzewamy cię. – Miny Rona i Hermiony nie wskazywały na to, że podzielają jego zdanie. Ginny udawała, że z uwagą słucha miłosnych perypetii trzecioklasistki siedzącej kilka miejsc dalej.
– Och, proszę… Mam oczy. Może ty, Harry, tak nie myślisz. Jednak reszta to już inna sprawa… A naprawdę nie chcę mieć jeszcze w was wrogów.
– Ślizgoni cię wystawili? – Ginny wreszcie spojrzała wprost na niego.
– Tuż po tym, jak Draco obrzucił mnie kilkoma klątwami. – Uniósł nieznacznie zabandażowaną prawą rękę. Naprawdę zranił się w innych okolicznościach, ale tego nie muszą wiedzieć, a plan musi wypalić do samego końca.
– Chcesz powiedzieć, że Draco z nami wszystkimi sobie pograł? – W głosie piątoklasistki pobrzmiewała nadzieja. Nawet jeśli bolała ją zdrada Draco, to nie była ona aż tak bolesna jak myśl, że Ig też mógłby ich zdradzić. Ją zdradzić.
– Nie wiem, nie gadałem z nim… Chyba że za rozmowę rozumiemy wykrzyczane inkantacje.
Ruda skinęła lekko głową. Nawet Ron i Hermiona po tym wspólnym posiłku nie byli już tacy pewni zdrady Ignissa.
//*//
– Harry?
Brunet spojrzał na siedzącego na łóżku Rona. Neville, Dean i Seamus spali w najlepsze, dając potworny koncert. Przysiadł na łóżku przyjaciela.
– Chyba właśnie chciałem rzucić imperiusa na Ignissa.
– Co?
– Zaczął mówić o Draco i nie chciałem tego słuchać. Chciałem, żeby zamilkł… A on stwierdził, że rzuciłem na niego coś podobnego do imperiusa. I gdyby to był ktoś inny, to bym go uciszył.
– Nie od dzisiaj wiem, że on za dużo gada. Wcale się nie dziwię, że chciałeś go uciszyć. Powiem ci, że sam chętnie uciszyłbym czasem w ten sposób Hermionę, jak się za bardzo wymądrza – rzucił pół żartem, pół serio.
– Przecież to zaklęcie niewybaczalne.
– Ale nie kazałeś mu skoczyć z okna, tylko się zamknąć, no nie? To nie jest wcale takie złe.
Harry patrzył na przyjaciela w milczeniu.
– Cieszę się, że wreszcie się do mnie odezwałeś. Od tej sceny z Malfoyem nawet nie otworzyłeś ust, myślałem już, że straciłeś z szoku głos.
– Nie straciłem… Po prostu czuję się taki… pusty. Jak mogłem być tak naiwny? Jak mogłem się do niego przywiązać, choć tylko udawał? 
– Wszystkich oszukał, nawet Ignissa.
– Ale ja byłem z nim praktycznie cały czas!
A jak z nim nie był, to i tak miał pierścień. I mimo to udało mu się go oszukać! Jak głupim można być? Jak naiwnym?
I jak mimo tego wszystkiego mógł dalej pragnąć go przy swoim boku?
//*//
Następnego dnia całą paczką wyszli do Hogsmeade. Znów milczący Harry w połączeniu z pokłóconym Igiem i Hermioną wprawiał wszystkich w gorszy nastrój. 
Byli już w miodowym królestwie i wychodzili właśnie z pubu pod trzema miotłami. Ron zdążył zaproponować, żeby udali się jeszcze na chwilę do sklepu u Dervisha i Bangesa, kiedy dobiegły do nich przerażone krzyki.
Wszyscy stanęli w gotowości, wyciągając różdżki, szukając źródła paniki. Długo nie musieli. Praktycznie od razu w oczy rzuciły im się czarne postacie tuż na skraju wioski, obok wspomnianego przez Rona sklepu.
Jeden z trzech śmierciożerców zaczął ciskać klątwami ku najbliższym uczniom, podczas gdy inny wyczarowywał na niebie ich znak.
– Niech wszyscy się kryją, gdzie mogą! – krzyknął profesor Yoshizawa, który wybiegł przed pub zwabiony krzykami. Chwycił Hermionę, przesuwając ją za siebie i wyczarowując tarczę, kiedy zbłąkane zaklęcie pomknęło w ich kierunku. – Was też to tyczy! – rzucił im szybkie, zdenerwowane spojrzenie.
– O nie, nie, nie! – jęknął nagle Igniss, wyrywając się do przodu.
– Ig! – krzyknął za nim Haruse, znikając za chłopakiem w tłumie uciekających uczniów i mieszkańców.
– DRACO! – Dało się słyszeć wrzask Blacka, który sprawił, że Harry drgnął z przerażenia. Nie mówcie, że Draco oberwał. – NIE RÓB TEGO!
I wtedy Harry go dojrzał. Blondyn był dosłownie kilka kroków od śmierciożerców, kiedy odwrócił się w stronę tłumu, prawdopodobnie starając się wyszukać wzrokiem brata. Zamiast tego spojrzał wprost na niego. Przez ułamek sekundy zdawał się być zaskoczony jego widokiem, ale potem jego twarz znów stała się bez wyrazu. Potter wyciągnął rękę, robiąc krok w jego kierunku, ale przyjaciele przytrzymali go w miejscu.
– To jego ostateczna odpowiedź – zawyrokował Ron. – Zapomnij o nim.
– Harry, chodźmy stąd, jesteśmy wystawieni na atak! – Hermiona pociągnęła go w bok. Przez chwilę się opierał, ale po kilku próbach dał za wygraną. Szedł jednak z odwróconą głową, nie spuszczając Draco z oczu.
Ostatni ze śmierciożerców podszedł do Malfoya, szarpiąc go za ramię. Musiał coś powiedzieć, bo blondyn odwrócił w jego stronę głowę. Razem wycofali się do pozostałej dwójki.
– DRACO! – Wśród wrzasków innych znów dało się wychwycić ten należący do Iga.
Brunet wybiegł tuż przed bratem, wyciągając rękę. Już prawie dotykał jego szat, kiedy ten zniknął w łączonej deportacji. Harry był pewien, że tuż przed zniknięciem Malfoy spojrzał wprost na niego. Jakby chciał się upewnić, że Harry jest świadkiem jego wyboru.
Igniss krzyknął rozdzierająco, upadając na kolana i uderzając pięścią w ziemię. Jego ramiona drżały od szlochu, który nagle zawładnął jego ciałem. Yoshizawa znalazł się przy nastolatku, próbując go podnieść z ziemi, a kiedy ten raz i drugi odmówił współpracy, zostawił go sprawdzając, czy ktoś nie potrzebuje jego pomocy.
//*// 
Rezydencja była mroczna. To była pierwsza myśl Draco, po tym jak znalazł się za bramą.
Budynek zdawał się wsiąkać krążącą po jego korytarzach woń strachu, bólu i innych negatywnych emocji. Jak mało wystarczyło, aby w zaledwie kilka miesięcy posiadłość straciła na dostojności i elegancji. Draco miał wrażenie jakby wszystkie złota i srebra zaśniedziały. Dzieła sztuki, przyciągające wzrok obrazy i portrety, a nawet same tapety na ścianach, zszarzały, stały się nijakie. Puste.
Mijając wejście do jednego z salonów, przypomniał sobie mgliście, jak matka lubiła spędzać w nim czas. Siadała na szezlongu z książką w dłoni, oddając się lekturze i słuchając spokojnej muzyki z stojącego nieopodal gramofonu.
Teraz stojak z gramofonem leżał przewrócony, a części urządzenia zdobiły całą podłogę.
Draco odwrócił wzrok. Nie chciał patrzeć na to, jak jego dom obracał się w ruinę. Jak jego wspomnienia dobrych chwil z matką i bratem zostają rozdeptane, kiedy kolejne pomieszczenia stawały się po prostu zbiorowiskiem nędzy i rozpaczy.
Och. Ile on by dał, by wrócić do tamtych chwil. Kiedy nie bał się aż tak powrotu ojca z pracy. Kiedy jedynym zagrożeniem ze strony tego mężczyzny były ostre słowa, a nie ciosy. Kiedy jeszcze był niewinny…
Pchnięcie w ramię, skutecznie skupiło jego uwagę na idącym obok śmierciożercy.
– Czego? – warknął, a Dołohow uśmiechnął się niemile.
– Nie odpływaj myślami.
– Poeta się znalazł.
– A co, chciałbyś jakiś wierszyk?
– Nie.
– I dobrze.
//*//
Czarny Pan czekał na niego w swojej “sali tronowej”.
Kiedyś była to sala balowa. Ojciec średnio raz w miesiącu wyprawiał różnego rodzaju przyjęcia i to tam zbierali się wszyscy goście.
Gdyby Draco nie znał rozkładu rezydencji jak własnej kieszeni, w życiu nie rozpoznałby tego miejsca.
Ciężkie zasłony nie przepuszczały nawet pojedynczej wiązki światła. Podłoga pokryta była czymś dziwnym, nawet nie chciał wiedzieć czym. Podobnie jak nie chciał znać historii ciemnych plam na ścianach. Widział je jedynie przez to, że paliły się co niektóre świeczniki ścienne.
– Długo kazałeś na siebie czekać, Draco.
Blondyn drgnął niekontrolowanie. Jego głos zapewne już zawsze będzie na niego działał w taki sposób.
– Zbliż się.
Przełknął ślinę, czując jak gula w gardle zaczyna rosnąć. Powoli ruszył w stronę wielkiego fotelu, który spokojnie można by nazwać tronem. Nie mieli nigdzie takiego mebla, podejrzewał więc, że musiał zostać transmutowany z czegoś innego.
Przy grubych drewnianych nogach leżała Nagini. Chłopak właśnie na niej postanowił skupić swoją uwagę. Nie chciał spojrzeć wyżej na jej pana. Bał się spojrzeć wyżej.
– Dalej, Draco. Nie guzdraj się…
Przymknął na chwilę oczy, w głębi siebie nie chcąc ich ponownie otwierać.
Podszedł tak blisko, że kolejny krok sprawiłby, że czubkiem buta dotknąłby łuskowatego boku zwierzęcia.
– Śmiało, Draco. Spójrz na mnie.
Zacisnął dłonie w pięści i powoli uniósł wzrok na trupią twarz. Czarny Pan uśmiechał się obleśnie, w dłoniach trzymając różdżkę.
Draco przełknął ślinę, czując jak żółć podeszła mu do gardła.
– Dobrze się bawiłeś? Nie musisz odpowiadać – dodał, jakby Draco miał odwagę, by mu przerwać – sam sprawdzę. Legilimens.
//*//
Harry otworzył gwałtownie oczy, dysząc ciężko. Gdy wspomnienie koszmaru nieco zbladło, machnął różdżką i jęknął – trzecia dwadzieścia. Przespał tym razem raptem trzydzieści pięć minut, a o czwartej zaczynał swoją wartę. Wstał z łóżka, z zamiarem udania się pod prysznic. I tak nie było szans, żeby ponownie zasnął, a nawet gdyby… nie chciał po raz kolejny przeżywać rozstania.
– Nie możesz spać? – Igniss podniósł się ze swojego miejsca.
Potter skinął głową.
– A ty czemu nie śpisz? Chyba cię nie obudziłem…?
– Nie obudziłeś… nie spałem całą noc.
– To przez tę akcję w Hogsmeade? Wczoraj też nie mogłeś spać. Słyszałem w nocy jak się kręcisz.
– Wybacz, nie chciałem ci przeszkadzać..
– Niby w czym? 
– Nie wiem, w spaniu? 
– W tym akurat sam sobie najlepiej przeszkadzam… Wiesz, mam sporo czasu na rozmyślania między kolejnymi koszmarami – zagadnął ostrożnie. – Ja… wiem, że się o mnie martwicie, ale nie ma o co. Dotrwam do ostatecznego starcia z Voldemortem.
Black wstał, wyciągnął rękę i trzepnął go w potylicę.
– Jesteś idiotą, wiesz? Takimi tekstami sprawiasz, że będziemy się jeszcze bardziej o ciebie zamartwiać.
– …Wybacz – rzucił cicho, by nie obudzić pozostałych chłopaków. – Zapomnij. Przez te sny mam kiepski humor. Idę pod prysznic, bo zaraz zaczynam wartę.
– Nie zapomnę… ale wybaczam.
//*//
Stojąc pod prysznicem rozmyślał o tym, co chciał powiedzieć Ignissowi. Co powoli uświadamiał sobie za każdym razem, gdy budziły go strach i ból wywołane przeżywanym na nowo rozstaniem.
Chciał zabić Voldemorta, bo on i jego poplecznicy zabili i zranili zbyt dużo bliskich mu osób.
Z przepowiedni jasno wynikało, że przynajmniej jeden z nich musi zginąć i Harry zamierzał dołożyć wszelkich starań by tym, który straci życie, był Voldemort. Ale była jeszcze trzecia opcja, która obecnie wydawała mu się równie dobra. Póki Voldemort był martwy, nie liczyło się nic innego, dlatego skorzysta z każdej pomocy i wykorzysta każdy sposób, by dopiąć swego. Nawet jeśli miałoby go to kosztować życie. Chciał tylko by jego bliscy byli bezpieczni, to był jedyny cel jego życia, a gdy go osiągnie… może się z nim pożegnać. Nie potrzebował wieść życia bez Draco u boku – właśnie to zrozumiał w ostatnich dniach.
To było całkiem wyzwalające odkrycie. Wcześniej się wściekał, że ludzie traktowali go jak swoją broń. Że oczekiwali że będzie narażał za nich życie. Ale teraz przestało go to wkurzać, przestał się bać przyszłości. Co ma się z nim stać, to się stanie. Jeśli umrze, przynajmniej będzie mógł się wreszcie spotkać z rodzicami i zobaczy ponownie Syriusza.
//*// 
Blondyn upadł na kolana, drżąc na całym ciele.
– Nie, nie, nie! Robisz to nie tak! – krzyknął rozjuszony mężczyzna. – Ile razy mam ci tłumaczyć tak proste instrukcje!? Już troll by szybciej od ciebie załapał!
– To trzeba było wykorzystać trolla – mruknął bardziej do siebie, powoli wstając. Nicolas męczył go już czwarty dzień z rzędu, próbując nauczyć w miarę szybkiego wydobywania z siebie miecza. Jednak za każdym razem, kiedy przychodziła kolej Draco na przełamanie pieczęci, ten czuł jakąś blokadę.
– Jeżeli tym razem się nie uda, poczęstuję cię wiązanką cruciatusów!
O. Lepszej motywacji nie mógł znaleźć.
//*//
Do pokoju został wniesiony. Nie był w stanie stwierdzić, kto go wniósł, ale niewiele go to obchodziło. Najważniejsza była struktura łóżka. Miękkość pościeli go przyciągała.
Miał nikłą nadzieję, że się już nigdy nie obudzi.
//*//
Dziewczyna z jękiem uderzyła plecami o ścianę, patrząc w szoku na górującego nad nią bruneta.
– Nie, Ig… – zaskomlała, osuwając się nieznacznie ku zimnej podłodze. Gryfon złapał ją mocno za ramiona, utrzymując w pionie. – Ja nie chcę, Ig.
– Och, zamknij się. Brzmisz jakbym miał cię zaraz zgwałcić – warknął, potrząsając lekko jej ramieniem. – Nie lubię się powtarzać, ale ty zdajesz się być głucha na moje sugestie. Przecież nie każę ci zrywać z Hermioną.
– Za to wymagasz ode mnie, żebym ją zdradziła!
– Ciszej! Chcesz tu kogoś ściągnąć swoimi krzykami? Chcesz, żeby Hermiona cię uratowała?
– Dlaczego taki jesteś!? To nie moja wina, że Draco zerwał z Harrym i wyniósł się ze szkoły. Wiem, jaki był tego prawdziwy powód, ale co ja mogę z tym zrobić!?
– Zrób tylko to, co ci każę!
– Ale to jest niedorzeczne! To niedorzeczne, a wszyscy na tym ucier… Agrhhh! – zacharczała, czując silny ucisk palców na swojej szyi. Otworzyła szerzej oczy, patrząc ze strachem na Blacka. Dłońmi złapała za jego nadgarstek, starając się uwolnić zgniataną tętnicę. – I..ghhhhe!
Łzy bez udziału woli nastolatki spłynęły po policzkach.
– Zrób. Grzecznie. To. O co. Cię. Proszę! – wycedził, rozluźniając delikatnie dłoń, jednak dalej przytrzymywał ją za szyję. Elena zakaszlała gwałtownie, kiedy odzyskała oddech. – Będziesz grzeczna?
Pokiwała gorączkowo głową, bojąc się, że brak reakcji z jej strony spowoduje kolejne duszenie autorstwa Ignissa.
– Jesteś potworem, Ig – powiedziała tylko, kiedy odsunął się od niej kawałek. Cudem utrzymała się na drżących nogach.
– Tylko potwór zrozumie innego potwora. A wyobraź sobie, że doskonale wiem, co kryje się w Riddle’u… Chociaż potępiam osobiście jego rozumowanie… – westchnął ciężko brunet. – Dobrze, skoro jesteś ze mną, to bądź przygotowana. Za parę dni obydwoje zrezygnujemy ze szkoły… Oczywiście w odpowiednim odstępie. Jednak dzięki temu będziemy chronić Draco przed łapami śmierciożerców.
– Twój plan ma luki. Wizja ochrony brata zaćmiewa twój umysł i nie myślisz racjonalnie. Też nie chcę, żeby działa mu się… – zamilkła gwałtownie, widząc minę Ignissa.
– Chcesz przechodzić tę rozmowę od początku? – spytał łagodnie, a Elena zaprzeczyła szybko ruchem głowy. – Dobrze… Hermi możesz wyznać wszystko, jak na spowiedzi, byleby tylko nie powiedziała tego Harry’emu. Ten za żadne skarby nie może poznać prawdy. Bo wtedy jego ochrona i poświęcenie mojego brata nie miałyby najmniejszego sensu.
– Wiem.
– Wyleczę ślady z twojej szyi…
– Nie! Nie chcę! – Zasłoniła dłońmi szyję. – Niech ludzie widzą… I tak przecież nikt nie spyta mnie, co się stało. A Hermiona pozna, jakie jest twoje prawdziwe oblicze.
– Jak wolisz. – Wzruszył wolno ramionami. – Udając narzeczoną Draco, uratujesz go przez codziennymi upokorzeniami. Śmierciożercy wiedzą, że Lucjusz nic nie zrobi, jak ktoś będzie próbował go przelecieć. Ale ciebie nie tkną, bo jesteś córką Seva, a kto chce się narażać osobie, która składa ich do kupy i warzy im wszystkie eliksiry. Będąc z Draco, dasz mu ochronę. Bo ruszenie jego, będzie wiązało się ze skrzywdzeniem ciebie, a to doprowadza nas do Severusa. Kapujesz?
– Tak… – szepnęła, obserwując, jak Ig posyła jej szeroki, zadowolony uśmiech i odchodzi… To nie był prawdziwy Ig, to nie był prawdziwy Ig… To nie był… Tak bardzo chciała w to uwierzyć.
//*//
– Hermi, możemy porozmawiać?
Brunetka zbliżyła się powoli do czwórki Gryfonów jedzących śniadanie, rzucając im spłoszone spojrzenie. Przez kilka ostatnich dni zdawała się unikać innych ludzi, a teraz kiedy się pojawiła, wyglądała jak małe nieszczęście. Tym bardziej kiedy na jej szyi widniały sinożółte ślady palców.
– To nie zajmie dużo czasu, naprawdę – dodała, kiedy cisza się przedłużała.
Szatynka zerwała się ze swojego miejsca, by po chwili znaleźć się przy swojej dziewczynie.
– Oczywiście, Eli. Chodź – powiedziała łagodnie i chwyciła ją za dłoń, wyprowadzając z Wielkiej Sali.
Odeszły w stronę nieużywanej klasy i zamknęły się tam, by nikt im nie przerywał.
– Co się stało? Kto ci to zrobił? – spytała z trwogą, muskając sińce opuszkami. – To dlatego mnie unikałaś? 
– Przepraszam, ale nie chciałam cię martwić… – szepnęła, ze wszystkich sił próbując się nie rozpłakać. Nie chciała wykonywać zadania, które powierzył jej Ig.
– Głuptas, a kogo innego masz martwić, jak nie mnie? – Pogłaskała ją czule po twarzy i przytuliła krótko. – A teraz powiedz, co się stało?
– To był Ig…
– CO? – Granger sapnęła, patrząc na nią w szoku.
– To wszystko, co teraz robi Igniss to jedno wielkie kłamstwo… On… On dzisiaj też ucieknie.
– Też ma zamiar przyłączyć się do śmierciożerców?! Ale.. ale… – Gryfonka odetchnęła głęboko, próbując się opanować. Myśl racjonalnie. – Czyli cały czas udawał, że jest po naszej stronie?
– On jest po naszej stronie, ale… 
– To w czym nas okłamał?
– Że Draco obrzucił go klątwami… że o niczym nie wiedział. Udawał, że nie wiedział o jego ucieczce. A tak naprawdę oni wszystko wspólnie zaplanowali. Tak samo jak zerwanie z Harrym.
– Konkrety, Eli. Od początku planował z nim zerwać czy zerwanie było farsą?
– Draco chce w ten sposób chronić Harry’ego – wyjaśniła z płaczem Ślizgonka. – Dyrektor mu powiedział, że Harry dla ważnych osób robi głupie, brawurowe rzeczy.
– Bo robi. Dlatego tak naprawdę i ja, i Weasleyowie jesteśmy dla niego zagrożeniem… – przyznała niechętnie.
– Dlatego właśnie chciał się zabezpieczyć, żeby Harry nie próbował go ratować.
– Czyli Draco nie poszedł z własnej woli ze śmierciożercami? Został do tego zmuszony?
– Nie miał innego wyboru. Jego matka uciekła i śmierciożercy jej szukają. Zagrozili Draco, że ją zabiją, jeśli do nich nie przystąpi.
– …Teraz przynajmniej rozumiem jego zachowanie… Uch! Jaka głupia byłam! – sapnęła. – Zbyt łatwo tracę wiarę w tę dwójkę, chyba nigdy nie pozbyłam się wobec nich uprzedzeń… To irytująco płytkie.
– Hermi, nie możesz tego…
– ...powiedzieć Harry’emu? Zdaję sobię z tego sprawę, Eli. Nie zniweczę ich wysiłków. Choć płakać mi się chce, gdy widzę, jak bardzo Harry cierpi. 
– Wiem i mnie też to boli… Tym bardziej, że mam im pomóc…
– Rozumiem zatem dlaczego ty znasz prawdę, ale czemu powiedziałaś o tym mnie?
– Bo nie chcę, żebyś poczuła się zdradzona. Kocham cię całym sercem i gdyby nie przymus Iga, w ogóle bym cię nie opuszczała.
– Też zamierzasz uciec?! Czemu? Po co?
– Mam zapewnić Draco bezpieczeństwo, przez udawanie jego narzeczonej. 
Hermiona patrzyła na nią przez chwilę, analizując sytuację. Jeśli to był według nich najlepszy plan, to musiała ich wesprzeć. Dla dobra Harry’ego. Dla Eleny. Ale też dla tego pokręconego dupka, któremu ślizgonizm najwyraźniej nie wyżarł do końca człowieczeństwa.
– Eleno, uważaj na siebie, błagam. Jak to wszystko się skończy, chcę cię znów przy swoim boku, jasne? – Objęła ją w pasie, patrząc głęboko w oczy. – A jeśli będę mogła coś dla was zrobić, to daj znać. Jeśli w ogóle będziesz potrzebowała jakiejkolwiek pomocy, masz mnie o tym poinformować. Z pewnością wymyślę coś odpowiedniego.
– Będę o tym pamiętać.
Gryfonka pochyliła się, stykając na chwilę ich wargi. Miała zaszklone oczy.
– Kocham cię, Eli. Nie przychodź się pożegnać, nim stąd znikniesz.
– Wiesz, że bym tego nie zrobiła.
//*//
Leżąc w łóżku, przywoływał w pamięci jego obraz. Przypominał sobie sposób w jaki się uśmiechał. Kiedy mrużył oczy, otwierał je szeroko. Kiedy jego spojrzenie zasnuwała mgiełka pożądania.
Jego zażenowana twarz. Gniewna mina. Radość w oczach. Rumieniec podniecenia, który wchodził aż na pierś. Jego dłonie. Palce. Ten cudowny dotyk. Śmiały. Władczy. Delikatny. Niepewny. Nieśmiały. Uległy. Naiwny. Jego
Przesunął dłońmi po swoim ciele. Nie. To On przesunął nimi. Przesunął palcami po jego nadgarstku, zbliżył usta do bransolety i ucałował trzy różne kamienie na niej, by przejść dalej ku łokcio…
Kamienie…
Miał sprawdzić ich znaczenie.
Wiedział, co zrobi z samego rana.
//*//
Igniss wysłał sowę z listem, po czym odwrócił się w stronę milczącego mężczyzny.
– Nie zapytasz mnie, z kim koresponduję?
– Po co? I tak mi ta wiedza nic nie da… Nie przyśpieszy tego, co mamy zrobić.
– Dobra, jak wolisz. – Nastolatek wzruszył ramionami. – W takim razie prowadź…
– Chyba zapomniałeś o czymś – powiedział z ironią, podając mu flakonik. Drugi trzymał otwarty w lewej ręce.
– Ach, no tak… W takim razie do dna. – Uśmiechnął się zimno i wypił duszkiem okropny w smaku eliksir. Jego całe ciało zaczęło mrowić, kiedy specyfik zaczął działać. Spojrzał na Severusa, który teraz był czarnoskórym mężczyzną o twardym spojrzeniu. – Jak mniemam, masz jeszcze kilka na zapas…
– Za kogo ty mnie masz? – burknął niezadowolony, kierując się w stronę publicznej toalety. – Mam nadzieję, że pamiętasz co robić, pani Nancy Hansen…
– Oczywiście, że tak… Spuścić się w muszli. Za kogo ty mnie masz? – powtórzył jego słowa.
//*//
Powolnym krokiem poszedł za Severusem do Sali Śmierci.
– Jeśli się pomylisz – zaczął groźnie profesor – i to nie będzie ta Zasłona, gwarantuję, że tego pożałujesz…
– Głupi. Na świecie jest tylko jedna Zasłona Śmierci. Tak samo jak jest tylko jedna Peleryna Niewidka czy Czarna Różdżka – powiedział głucho, prowadząc go między wysokimi regałami pełnymi jakichś przedmiotów. Nie skupiał się na nich, bo to nie miało najmniejszego sensu. Żadna z tych rzeczy nie pomoże mu w wykonaniu powierzonego sobie zadania.
Wyszli na środek sali, podchodząc do kamiennego podium. Na nim stał stary, popękany i obtłuczony w wielu miejscach kamienny łuk z czarną, strzępioną kurtyną. Oto ona… Zasłona Śmierci.
Materiał falował nieznacznie, chociaż nie było tu mowy o przeciągu czy podmuchu wiatru. Ciche, ludzkie głosy dochodzące zza niej przyprawiały o ciarki.
Przystanął z Severusem, bez zbędnych słów wyjmując wszystkie potrzebne rzeczy. Kiedy nastolatek był gotowy, ruszył w stronę przejścia.
– Jesteś tego pewien? – Głos mężczyzny zatrzymał go w pół kroku.
– Nigdy nie będę bardziej pewien, niż jestem teraz, Severusie – odparł, odkorkowując flakon i wypijając duszkiem zawartość. Czując powolne działanie eliksiru, obwiązał się cienkim, magicznym sznurem, podając jego koniec profesorowi. To było jego zabezpieczenie w razie porażki. – Idę – dodał, podchodząc bliżej do Zasłony i pozwalając się pochłonąć.
Poruszanie sprawiało mu spore problemy. Miał wrażenie jakby zatopiony został w gęstym kisielu. Obok niego leniwie przepływały różne przedmioty – księgi, fragmenty mebli, medaliony. Gdzieś nawet dojrzał zmieniacz czasu, któremu jednak nie poświęcił większej uwagi. Jemu nie chodziło o jakieś przedmioty martwe…
Zamknął oczy, skupiając się na odnalezieniu tej jednej osoby. Przypomniał sobie po raz kolejny wygląd mężczyzny i zaczął mozolnie przeć naprzód. Za zasłoną było wielu ludzi. Kobiety i mężczyźni w różnym wieku. Widział ciężarną kobietę, obejmującą w strachu brzuch. Jej puste, niewidzące oczy utkwione były w bezkresnej dali. Gdyby to ją wyciągnął, mógłby uratować jej i dziecka życie. Ale to nie o nią się rozchodziło.
Nie spocznie, dopóki go nie znajdzie.
Zbliżał się do kolejnych ciał. Zaglądał w twarze przepełnione grozą czy lękiem. Mało kto z nich pozostawał spokojny w obliczu czekającej śmierci. I wtedy chyba go dojrzał.
Bezwładne ciało dryfujące niedaleko. Falujące włosy otulały jego lico, raz je zakrywając, by po chwili ukazać niewidomym towarzyszom uspokajający uśmiech, który zastygł na jego twarzy w chwili wpadnięcia za Zasłonę. Czyli taki wybrał wyraz w swoich ostatnich chwilach.
//*// 
Ciepło wypełniło wnętrze blondyna, który ze wszystkich sił próbował powstrzymać wzruszenie i łzy.
Trzy kamienie. Topaz, ametyst i szafir. Nie znał się na nich, nie wiedział jakie mają właściwości. Do teraz.
Szafir działa oczyszczająco, łagodzi nerwowość, pomaga z bezsennością. Ametyst wpływa na wzrost energii, odpędza złe myśli, chroni przed złym losem. Sprzyja ukojeniu, oczyszczeniu, przemianie. A topaz? Pomaga usuwać depresje i złe myśli. Wzmacnia organizm i przeciwdziała stanom wyczerpania.
Na Salazara… Harry pomyślał o wszystkim.
Jak bardzo ten idiota musiał się nim przejmować, że dał mu bransoletę o tak silnych właściwościach ochronnych?
//*// 
Nastolatka ubrana w czarne skórzane spodnie, zielony gorset podkreślający jej krągłe piersi i wysokie buty ze smoczej, zielono-czarnej skóry wkroczyła do pomieszczenia, wyginając czerwone usta w ironicznym uśmiechu.
Zebrani w salonie śmierciożercy spojrzeli na nią z uwagą, część z nich nawet miała w pogotowiu różdżkę.
Draco otworzył szerzej oczy, spoglądając zaskoczony na młodszą Ślizgonkę. Co ona tutaj robiła?
– Co to za nowa? – spytał Nott senior, lustrując postać Very. – Ktoś wysyła nam prezenty?
– Proszę cię, ciebie nawet najgrubsza kobieta świata by nie chciała – mruknęła pogardliwie Veronique, odrzucając czerwone fale za siebie. Ruszyła w ich stronę, a stukot obcasów został zagłuszony przez miękki dywan rozłożony w pomieszczeniu. – No i, czemu miałabym myśleć o twoim cuchnącym kutasie, kiedy mam tu swojego cudownego narzeczonego?
– Vera – zaczął blondyn, kiedy dziewczyna znalazła się tuż obok niego.
– Ciii, kochanie… – szepnęła, siadając na podłokietniku i składając spokojny pocałunek na wargach “ukochanego”. – W końcu musiał nadejść ten dzień, kiedy oficjalnie się przyznamy do związku.
Malfoy uśmiechnął się nieznacznie.
– Twój ojciec wie, że się zdradzasz przed oficjalną rozmową z moim ojcem?
– Myślisz, że twój ojciec będzie miał coś przeciwko mnie? – spytała, udając zaskoczenie.
– To zależy kim jesteś – odezwał się obgadywany mężczyzna, pojawiając się w pomieszczeniu. – Co to za zbiorowisko?
– Dopóki nie przyszła moja Vera, zastanawialiśmy się nad tym, którego zaklęcia użyć, by nie zabić, ale dobrze zranić Pottera – odparł Draco z obojętnością.
– Twoja Vera? – powtórzył za nim ojciec, przyglądając się nastolatce. – Ty ją tu przyprowadziłeś?
– Severus to zrobił – oznajmiła dziewczyna, łapiąc się pod boki i wypychając biodro w bok. – Mam nadzieję, że nie będzie pan miał nic przeciwko. W końcu jedynie chciałam bliżej poznać rodzinę Draco, która może być tak blisko naszego Pana.
– A kimże jest dla ciebie Severus, że cię tu przyprowadził? – padło kolejne pytanie.
– Moim ojcem…
~*~

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, oj dzieje się tutaj i to dużo, chiciaz już Hermiona wie, że to maskarada jest, ale Harry może wpaść na głupi pomysł bo nie ma już nic do stracenia...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń