~*~
– Wiecie co? – Hermiona zagadnęła
Rona i Ginny, gdy wieczorem jako jedni z ostatnich siedzieli w pokoju wspólnym.
Harry resztę dnia przesiedział w milczeniu w dormitorium, nie reagując na
starania przyjaciół próbujących wyciągnąć z niego choć parę słów. – Sporo o tym
myślałam i Draco faktycznie z początku nie wydawał się tak naprawdę
zainteresowany Harrym.
– Pamiętam, jak podczas pierwszego
spotkania ze Ślizgonami stwierdziłaś, że nie czuć od nich tych miłosnych
wibracji czy coś w tym stylu.
– Faktycznie, też to pamiętam –
przytaknęła Ginny. – W sumie stwierdziłaś, że nie wygląda to, jakby im na sobie
zależało. Ale potem się to zmieniło. W pewnym momencie zrobili się
nierozłączni.
– Zgadzam się. A co mógł zyskać
przez to, że zbliżył się do Harry’ego? O co go wypytywał?
– Z pewnością o wiele rzeczy, do
czego pijesz?
– Och, Ginny, pomyśl. Wtedy nawet
się ucieszyłaś, że wykazał tym zainteresowanie.
– Hermiono, to nie czas na zagad… –
Ron zamknął gwałtownie usta. – Moja rodzina. Wypytywał Harry’ego o nas! –
Szatynka skinęła głową, spojrzał na nią z przerażeniem. – Myślisz, że chodziło
mu o nas?
– To tylko podejrzenia, ale sami
pomyślcie. Nigdy za wami nie przepadał…
– Nasze rodziny się nie znoszą.
– Właśnie. A potem zaczął się
spotykać z Harrym. I nagle zbliża się do Ginny, w tajemnicy wypytuje o waszą
rodzinę, wreszcie spędza u was pół miesiąca, by po paru tygodniach stwierdzić,
że sprawdził, co chciał więc może zakończyć odstawianie szopki!
– Jeśli chcieliby nam zrobić
krzywdę, mieli po temu dużo okazji.
– Czemu wliczasz w to Ignissa? –
Ginny przeniosła spojrzenie na brata.
– Bo oni obaj dziwnie się zachowują,
przynajmniej Harry tak stwierdził kilka dni temu. W ogóle od początku tego roku
szkolnego wszystko, co się z nimi wiązało, było dziwne. Black od pierwszego
dnia próbował zbliżyć się do Harry’ego, Malfoy niby z początku taki nie był,
ale nie zachowywał się też tak jak w poprzednich latach.
Dziewczyny nie mogły się z nim nie
zgodzić.
– Nawet jeśli obaj byli w to
zaangażowani, to wątpię, by chcieli was skrzywdzić. Prawdopodobnie chodziło o
jakieś informacje. W końcu Voldemort jest świadomy, że wasza rodzina popiera
dyrektora. Może zrobił z nich swoich szpiegów?
Harry zacisnął powieki. To
nieprawda, nieprawda… Ufał Draco. W końcu tyle razy zarzekał się, że nie
pracuje dla Voldemorta!
A potem sam zasugerował, że może dla
niego szpiegować. Czy to była wskazówka, którą Harry przegapił? Zapowiedź tego,
co miało się zdarzyć?
– Skoro zadał sobie tyle trudu, żeby
podrzucić nam pluskwę, to czemu nie wykorzystał Malfoya, żeby rozprawił się z
Harrym?
– Bo on osobiście chce się go
pozbyć, Ron.
– Albo wierzy, że tylko on jest w
stanie to zrobić, w końcu tak sugeruje przepowiednia.
– No dobra, załóżmy, że serio
chcieli podebrać nam informacje o poczynaniach Zakonu. O ile mi wiadomo, nikt z
nas nie rozmawiał o nich w trakcie ferii. A jeśli już, to z pewnością nie
wtedy, kiedy oni mogliby coś usłyszeć. Więc, co takiego mogliby przekazać
Voldemortowi?
– Położenie waszego domu?
Rodzeństwo pokręciło głowami.
– Nie da rady, jest nienamierzalny.
Hermiona zamyśliła się, ale jedynym
rezultatem było bezradne westchnięcie.
//*//
W piątek do czasu kolacji cała
szkoła wiedziała już o rozstaniu Pottera i Malfoya, choć o jego powodzie
krążyły najróżniejsze legendy. Żadna z nich nie opisywała w całości tego, co
się naprawdę wydarzyło, a już tym bardziej wszystkie były dalekie od opisania
prawdziwej przyczyny.
Walentynkowe dekoracje i widok
klejących się do siebie na każdym rogu par nieszczególnie poprawiał nastrój obu
chłopaków. Przez cały dzień Ron i Hermiona nie opuszczali Harry’ego nawet na
krok, czasem też dołączała do nich Ginny. Draco za to otoczył się towarzystwem
Pansy, Zabiniego i siódmoklasistów. Elena niepewna sytuacji, siedziała parę
miejsc od niego, nie stawiając się po żadnej ze stron. Ig z kolei jakby
kompletnie wyparował.
Przynajmniej do czasu kolacji, kiedy
zdyszany wpadł do Wielkiej Sali. Szybkim krokiem skierował się do miejsca,
które na ogół zajmował z Gryfońskimi przyjaciółmi, jednak zatrzymał się, widząc
na sobie wzrok Hermiony i Rona.
– Emm, między nami wszystko jest
okej, prawda? – spytał niepewnie, stojąc tak metr od swojego miejsca i górując
nad nimi.
– Ty mi powiedz. – Nie żeby między
nim i Igiem kiedykolwiek było szczerze ”okej”. – Nawet w dormitorium cię
ostatnio nie widuję.
– Miałem parę spraw do załatwienia.
Musiałem latać po profesorach i zdobywać pozwolenia – powiedział wolniej,
siadając blisko przyjaciół.
– Dajcie mu spokój – odezwał się
cicho Harry, od niechcenia nabijając na widelec kawałek kiełbaski i wpatrując
się w nią nieobecnym wzrokiem.
– Harry… – Ron spojrzał na
przyjaciela zatroskany.
– Wciąż zamierzasz go bronić?
– Przecież Ig nic nie zrobił. Draco
mówił tylko o sobie – jego pusty ton przyprawiał Hermionę o ból serca.
– Nie mam wpływu na to, co robi ten
blond idiota – dodał od siebie Black, a w jego głosie pobrzmiewało zirytowanie.
– Nie chcę jedynie, żeby moje powiązania z nim doprowadziły do tego, że i mnie
znów zaczniecie podejrzewać o bycie sługą Voldemorta.
Harry chciał zaprzeczyć, zapewnić że
nie uważa Draco za sługę Voldemorta, ale nic nie powiedział. Spojrzał na swoją
dłoń, gdzie jeszcze wczoraj spoczywał barwny pierścień, po czym znów utkwił
wzrok w kiełbasce.
– Nie podejrzewamy cię. – Miny Rona
i Hermiony nie wskazywały na to, że podzielają jego zdanie. Ginny udawała, że z
uwagą słucha miłosnych perypetii trzecioklasistki siedzącej kilka miejsc dalej.
– Och, proszę… Mam oczy. Może ty,
Harry, tak nie myślisz. Jednak reszta to już inna sprawa… A naprawdę nie chcę
mieć jeszcze w was wrogów.
– Ślizgoni cię wystawili? – Ginny
wreszcie spojrzała wprost na niego.
– Tuż po tym, jak Draco obrzucił
mnie kilkoma klątwami. – Uniósł nieznacznie zabandażowaną prawą rękę. Naprawdę
zranił się w innych okolicznościach, ale tego nie muszą wiedzieć, a plan musi
wypalić do samego końca.
– Chcesz powiedzieć, że Draco z nami
wszystkimi sobie pograł? – W głosie piątoklasistki pobrzmiewała nadzieja. Nawet
jeśli bolała ją zdrada Draco, to nie była ona aż tak bolesna jak myśl, że Ig też
mógłby ich zdradzić. Ją zdradzić.
– Nie wiem, nie gadałem z nim… Chyba
że za rozmowę rozumiemy wykrzyczane inkantacje.
Ruda skinęła lekko głową. Nawet Ron
i Hermiona po tym wspólnym posiłku nie byli już tacy pewni zdrady Ignissa.
//*//
– Harry?
Brunet spojrzał na siedzącego na
łóżku Rona. Neville, Dean i Seamus spali w najlepsze, dając potworny koncert.
Przysiadł na łóżku przyjaciela.
– Chyba właśnie chciałem rzucić
imperiusa na Ignissa.
– Co?
– Zaczął mówić o Draco i nie
chciałem tego słuchać. Chciałem, żeby zamilkł… A on stwierdził, że rzuciłem na
niego coś podobnego do imperiusa. I gdyby to był ktoś inny, to bym go uciszył.
– Nie od dzisiaj wiem, że on za dużo
gada. Wcale się nie dziwię, że chciałeś go uciszyć. Powiem ci, że sam chętnie
uciszyłbym czasem w ten sposób Hermionę, jak się za bardzo wymądrza – rzucił
pół żartem, pół serio.
– Przecież to zaklęcie
niewybaczalne.
– Ale nie kazałeś mu skoczyć z okna,
tylko się zamknąć, no nie? To nie jest wcale takie złe.
Harry patrzył na przyjaciela w milczeniu.
– Cieszę się, że wreszcie się do
mnie odezwałeś. Od tej sceny z Malfoyem nawet nie otworzyłeś ust, myślałem już,
że straciłeś z szoku głos.
– Nie straciłem… Po prostu czuję się
taki… pusty. Jak mogłem być tak naiwny? Jak mogłem się do niego przywiązać,
choć tylko udawał?
– Wszystkich oszukał, nawet Ignissa.
– Ale ja byłem z nim praktycznie
cały czas!
A jak z nim nie był, to i tak miał
pierścień. I mimo to udało mu się go oszukać! Jak głupim można być? Jak
naiwnym?
I jak mimo tego wszystkiego mógł
dalej pragnąć go przy swoim boku?
//*//
Następnego dnia całą paczką wyszli
do Hogsmeade. Znów milczący Harry w połączeniu z pokłóconym Igiem i Hermioną
wprawiał wszystkich w gorszy nastrój.
Byli już w miodowym królestwie i
wychodzili właśnie z pubu pod trzema miotłami. Ron zdążył zaproponować, żeby
udali się jeszcze na chwilę do sklepu u Dervisha i Bangesa, kiedy dobiegły do
nich przerażone krzyki.
Wszyscy stanęli w gotowości,
wyciągając różdżki, szukając źródła paniki. Długo nie musieli. Praktycznie od
razu w oczy rzuciły im się czarne postacie tuż na skraju wioski, obok
wspomnianego przez Rona sklepu.
Jeden z trzech śmierciożerców zaczął
ciskać klątwami ku najbliższym uczniom, podczas gdy inny wyczarowywał na niebie
ich znak.
– Niech wszyscy się kryją, gdzie
mogą! – krzyknął profesor Yoshizawa, który wybiegł przed pub zwabiony krzykami.
Chwycił Hermionę, przesuwając ją za siebie i wyczarowując tarczę, kiedy
zbłąkane zaklęcie pomknęło w ich kierunku. – Was też to tyczy! – rzucił im
szybkie, zdenerwowane spojrzenie.
– O nie, nie, nie! – jęknął nagle
Igniss, wyrywając się do przodu.
– Ig! – krzyknął za nim Haruse,
znikając za chłopakiem w tłumie uciekających uczniów i mieszkańców.
– DRACO! – Dało się słyszeć wrzask
Blacka, który sprawił, że Harry drgnął z przerażenia. Nie mówcie, że Draco
oberwał. – NIE RÓB TEGO!
I wtedy Harry go dojrzał. Blondyn
był dosłownie kilka kroków od śmierciożerców, kiedy odwrócił się w stronę
tłumu, prawdopodobnie starając się wyszukać wzrokiem brata. Zamiast tego
spojrzał wprost na niego. Przez ułamek sekundy zdawał się być zaskoczony jego
widokiem, ale potem jego twarz znów stała się bez wyrazu. Potter wyciągnął
rękę, robiąc krok w jego kierunku, ale przyjaciele przytrzymali go w miejscu.
– To jego ostateczna odpowiedź –
zawyrokował Ron. – Zapomnij o nim.
– Harry, chodźmy stąd, jesteśmy
wystawieni na atak! – Hermiona pociągnęła go w bok. Przez chwilę się opierał,
ale po kilku próbach dał za wygraną. Szedł jednak z odwróconą głową, nie
spuszczając Draco z oczu.
Ostatni ze śmierciożerców podszedł
do Malfoya, szarpiąc go za ramię. Musiał coś powiedzieć, bo blondyn odwrócił w
jego stronę głowę. Razem wycofali się do pozostałej dwójki.
– DRACO! – Wśród wrzasków innych
znów dało się wychwycić ten należący do Iga.
Brunet wybiegł tuż przed bratem,
wyciągając rękę. Już prawie dotykał jego szat, kiedy ten zniknął w łączonej
deportacji. Harry był pewien, że tuż przed zniknięciem Malfoy spojrzał wprost
na niego. Jakby chciał się upewnić, że Harry jest świadkiem jego wyboru.
Igniss krzyknął rozdzierająco,
upadając na kolana i uderzając pięścią w ziemię. Jego ramiona drżały od
szlochu, który nagle zawładnął jego ciałem. Yoshizawa znalazł się przy
nastolatku, próbując go podnieść z ziemi, a kiedy ten raz i drugi odmówił
współpracy, zostawił go sprawdzając, czy ktoś nie potrzebuje jego pomocy.
//*//
Rezydencja była mroczna. To była
pierwsza myśl Draco, po tym jak znalazł się za bramą.
Budynek zdawał się wsiąkać krążącą
po jego korytarzach woń strachu, bólu i innych negatywnych emocji. Jak mało
wystarczyło, aby w zaledwie kilka miesięcy posiadłość straciła na dostojności i
elegancji. Draco miał wrażenie jakby wszystkie złota i srebra zaśniedziały.
Dzieła sztuki, przyciągające wzrok obrazy i portrety, a nawet same tapety na
ścianach, zszarzały, stały się nijakie. Puste.
Mijając wejście do jednego z
salonów, przypomniał sobie mgliście, jak matka lubiła spędzać w nim czas.
Siadała na szezlongu z książką w dłoni, oddając się lekturze i słuchając
spokojnej muzyki z stojącego nieopodal gramofonu.
Teraz stojak z gramofonem leżał
przewrócony, a części urządzenia zdobiły całą podłogę.
Draco odwrócił wzrok. Nie chciał
patrzeć na to, jak jego dom obracał się w ruinę. Jak jego wspomnienia dobrych
chwil z matką i bratem zostają rozdeptane, kiedy kolejne pomieszczenia stawały
się po prostu zbiorowiskiem nędzy i rozpaczy.
Och. Ile on by dał, by wrócić do
tamtych chwil. Kiedy nie bał się aż tak powrotu ojca z pracy. Kiedy jedynym
zagrożeniem ze strony tego mężczyzny były ostre słowa, a nie ciosy. Kiedy
jeszcze był niewinny…
Pchnięcie w ramię, skutecznie
skupiło jego uwagę na idącym obok śmierciożercy.
– Czego? – warknął, a Dołohow
uśmiechnął się niemile.
– Nie odpływaj myślami.
– Poeta się znalazł.
– A co, chciałbyś jakiś wierszyk?
– Nie.
– I dobrze.
//*//
Czarny Pan czekał na niego w swojej
“sali tronowej”.
Kiedyś była to sala balowa. Ojciec
średnio raz w miesiącu wyprawiał różnego rodzaju przyjęcia i to tam zbierali
się wszyscy goście.
Gdyby Draco nie znał rozkładu
rezydencji jak własnej kieszeni, w życiu nie rozpoznałby tego miejsca.
Ciężkie zasłony nie przepuszczały
nawet pojedynczej wiązki światła. Podłoga pokryta była czymś dziwnym, nawet nie
chciał wiedzieć czym. Podobnie jak nie chciał znać historii ciemnych plam na
ścianach. Widział je jedynie przez to, że paliły się co niektóre świeczniki
ścienne.
– Długo kazałeś na siebie czekać,
Draco.
Blondyn drgnął niekontrolowanie.
Jego głos zapewne już zawsze będzie na niego działał w taki sposób.
– Zbliż się.
Przełknął ślinę, czując jak gula w
gardle zaczyna rosnąć. Powoli ruszył w stronę wielkiego fotelu, który spokojnie
można by nazwać tronem. Nie mieli nigdzie takiego mebla, podejrzewał więc, że
musiał zostać transmutowany z czegoś innego.
Przy grubych drewnianych nogach
leżała Nagini. Chłopak właśnie na niej postanowił skupić swoją uwagę. Nie
chciał spojrzeć wyżej na jej pana. Bał się spojrzeć wyżej.
– Dalej, Draco. Nie guzdraj się…
Przymknął na chwilę oczy, w głębi
siebie nie chcąc ich ponownie otwierać.
Podszedł tak blisko, że kolejny krok
sprawiłby, że czubkiem buta dotknąłby łuskowatego boku zwierzęcia.
– Śmiało, Draco. Spójrz na mnie.
Zacisnął dłonie w pięści i powoli
uniósł wzrok na trupią twarz. Czarny Pan uśmiechał się obleśnie, w dłoniach
trzymając różdżkę.
Draco przełknął ślinę, czując jak
żółć podeszła mu do gardła.
– Dobrze się bawiłeś? Nie musisz
odpowiadać – dodał, jakby Draco miał odwagę, by mu przerwać – sam sprawdzę. Legilimens.
//*//
Harry otworzył gwałtownie oczy,
dysząc ciężko. Gdy wspomnienie koszmaru nieco zbladło, machnął różdżką i jęknął
– trzecia dwadzieścia. Przespał tym razem raptem trzydzieści pięć minut, a o
czwartej zaczynał swoją wartę. Wstał z łóżka, z zamiarem udania się pod
prysznic. I tak nie było szans, żeby ponownie zasnął, a nawet gdyby… nie chciał
po raz kolejny przeżywać rozstania.
– Nie możesz spać? – Igniss podniósł
się ze swojego miejsca.
Potter skinął głową.
– A ty czemu nie śpisz? Chyba cię
nie obudziłem…?
– Nie obudziłeś… nie spałem całą
noc.
– To przez tę akcję w Hogsmeade?
Wczoraj też nie mogłeś spać. Słyszałem w nocy jak się kręcisz.
– Wybacz, nie chciałem ci
przeszkadzać..
– Niby w czym?
– Nie wiem, w spaniu?
– W tym akurat sam sobie najlepiej
przeszkadzam… Wiesz, mam sporo czasu na rozmyślania między kolejnymi koszmarami
– zagadnął ostrożnie. – Ja… wiem, że się o mnie martwicie, ale nie ma o co.
Dotrwam do ostatecznego starcia z Voldemortem.
Black wstał, wyciągnął rękę i
trzepnął go w potylicę.
– Jesteś idiotą, wiesz? Takimi
tekstami sprawiasz, że będziemy się jeszcze bardziej o ciebie zamartwiać.
– …Wybacz – rzucił cicho, by nie
obudzić pozostałych chłopaków. – Zapomnij. Przez te sny mam kiepski humor. Idę
pod prysznic, bo zaraz zaczynam wartę.
– Nie zapomnę… ale wybaczam.
//*//
Stojąc pod prysznicem rozmyślał o
tym, co chciał powiedzieć Ignissowi. Co powoli uświadamiał sobie za każdym
razem, gdy budziły go strach i ból wywołane przeżywanym na nowo rozstaniem.
Chciał zabić Voldemorta, bo on i
jego poplecznicy zabili i zranili zbyt dużo bliskich mu osób.
Z przepowiedni jasno wynikało, że
przynajmniej jeden z nich musi zginąć i Harry zamierzał dołożyć wszelkich
starań by tym, który straci życie, był Voldemort. Ale była jeszcze trzecia
opcja, która obecnie wydawała mu się równie dobra. Póki Voldemort był martwy,
nie liczyło się nic innego, dlatego skorzysta z każdej pomocy i wykorzysta
każdy sposób, by dopiąć swego. Nawet jeśli miałoby go to kosztować życie.
Chciał tylko by jego bliscy byli bezpieczni, to był jedyny cel jego życia, a
gdy go osiągnie… może się z nim pożegnać. Nie potrzebował wieść życia bez Draco
u boku – właśnie to zrozumiał w ostatnich dniach.
To było całkiem wyzwalające
odkrycie. Wcześniej się wściekał, że ludzie traktowali go jak swoją broń. Że
oczekiwali że będzie narażał za nich życie. Ale teraz przestało go to wkurzać,
przestał się bać przyszłości. Co ma się z nim stać, to się stanie. Jeśli umrze,
przynajmniej będzie mógł się wreszcie spotkać z rodzicami i zobaczy ponownie
Syriusza.
//*//
Blondyn upadł na kolana, drżąc na całym
ciele.
– Nie, nie, nie! Robisz to nie tak!
– krzyknął rozjuszony mężczyzna. – Ile razy mam ci tłumaczyć tak proste
instrukcje!? Już troll by szybciej od ciebie załapał!
– To trzeba było wykorzystać trolla
– mruknął bardziej do siebie, powoli wstając. Nicolas męczył go już czwarty
dzień z rzędu, próbując nauczyć w miarę szybkiego wydobywania z siebie miecza.
Jednak za każdym razem, kiedy przychodziła kolej Draco na przełamanie pieczęci,
ten czuł jakąś blokadę.
– Jeżeli tym razem się nie uda,
poczęstuję cię wiązanką cruciatusów!
O. Lepszej motywacji nie mógł
znaleźć.
//*//
Do pokoju został wniesiony. Nie był
w stanie stwierdzić, kto go wniósł, ale niewiele go to obchodziło.
Najważniejsza była struktura łóżka. Miękkość pościeli go przyciągała.
Miał nikłą nadzieję, że się już
nigdy nie obudzi.
//*//
Dziewczyna z jękiem uderzyła plecami
o ścianę, patrząc w szoku na górującego nad nią bruneta.
– Nie, Ig… – zaskomlała, osuwając
się nieznacznie ku zimnej podłodze. Gryfon złapał ją mocno za ramiona,
utrzymując w pionie. – Ja nie chcę, Ig.
– Och, zamknij się. Brzmisz jakbym
miał cię zaraz zgwałcić – warknął, potrząsając lekko jej ramieniem. – Nie lubię
się powtarzać, ale ty zdajesz się być głucha na moje sugestie. Przecież nie
każę ci zrywać z Hermioną.
– Za to wymagasz ode mnie, żebym ją
zdradziła!
– Ciszej! Chcesz tu kogoś ściągnąć
swoimi krzykami? Chcesz, żeby Hermiona cię uratowała?
– Dlaczego taki jesteś!? To nie moja
wina, że Draco zerwał z Harrym i wyniósł się ze szkoły. Wiem, jaki był tego
prawdziwy powód, ale co ja mogę z tym zrobić!?
– Zrób tylko to, co ci każę!
– Ale to jest niedorzeczne! To
niedorzeczne, a wszyscy na tym ucier… Agrhhh! – zacharczała, czując silny ucisk
palców na swojej szyi. Otworzyła szerzej oczy, patrząc ze strachem na Blacka.
Dłońmi złapała za jego nadgarstek, starając się uwolnić zgniataną tętnicę. –
I..ghhhhe!
Łzy bez udziału woli nastolatki
spłynęły po policzkach.
– Zrób. Grzecznie. To. O co. Cię.
Proszę! – wycedził, rozluźniając delikatnie dłoń, jednak dalej przytrzymywał ją
za szyję. Elena zakaszlała gwałtownie, kiedy odzyskała oddech. – Będziesz
grzeczna?
Pokiwała gorączkowo głową, bojąc
się, że brak reakcji z jej strony spowoduje kolejne duszenie autorstwa Ignissa.
– Jesteś potworem, Ig – powiedziała
tylko, kiedy odsunął się od niej kawałek. Cudem utrzymała się na drżących
nogach.
– Tylko potwór zrozumie innego
potwora. A wyobraź sobie, że doskonale wiem, co kryje się w Riddle’u… Chociaż
potępiam osobiście jego rozumowanie… – westchnął ciężko brunet. – Dobrze, skoro
jesteś ze mną, to bądź przygotowana. Za parę dni obydwoje zrezygnujemy ze
szkoły… Oczywiście w odpowiednim odstępie. Jednak dzięki temu będziemy chronić
Draco przed łapami śmierciożerców.
– Twój plan ma luki. Wizja ochrony
brata zaćmiewa twój umysł i nie myślisz racjonalnie. Też nie chcę, żeby działa
mu się… – zamilkła gwałtownie, widząc minę Ignissa.
– Chcesz przechodzić tę rozmowę od
początku? – spytał łagodnie, a Elena zaprzeczyła szybko ruchem głowy. – Dobrze…
Hermi możesz wyznać wszystko, jak na spowiedzi, byleby tylko nie powiedziała
tego Harry’emu. Ten za żadne skarby nie może poznać prawdy. Bo wtedy jego
ochrona i poświęcenie mojego brata nie miałyby najmniejszego sensu.
– Wiem.
– Wyleczę ślady z twojej szyi…
– Nie! Nie chcę! – Zasłoniła dłońmi
szyję. – Niech ludzie widzą… I tak przecież nikt nie spyta mnie, co się stało.
A Hermiona pozna, jakie jest twoje prawdziwe oblicze.
– Jak wolisz. – Wzruszył wolno
ramionami. – Udając narzeczoną Draco, uratujesz go przez codziennymi
upokorzeniami. Śmierciożercy wiedzą, że Lucjusz nic nie zrobi, jak ktoś będzie
próbował go przelecieć. Ale ciebie nie tkną, bo jesteś córką Seva, a kto chce
się narażać osobie, która składa ich do kupy i warzy im wszystkie eliksiry.
Będąc z Draco, dasz mu ochronę. Bo ruszenie jego, będzie wiązało się ze
skrzywdzeniem ciebie, a to doprowadza nas do Severusa. Kapujesz?
– Tak… – szepnęła, obserwując, jak
Ig posyła jej szeroki, zadowolony uśmiech i odchodzi… To nie był prawdziwy Ig,
to nie był prawdziwy Ig… To nie był… Tak bardzo chciała w to uwierzyć.
//*//
– Hermi, możemy porozmawiać?
Brunetka zbliżyła się powoli do
czwórki Gryfonów jedzących śniadanie, rzucając im spłoszone spojrzenie. Przez
kilka ostatnich dni zdawała się unikać innych ludzi, a teraz kiedy się
pojawiła, wyglądała jak małe nieszczęście. Tym bardziej kiedy na jej szyi
widniały sinożółte ślady palców.
– To nie zajmie dużo czasu, naprawdę
– dodała, kiedy cisza się przedłużała.
Szatynka zerwała się ze swojego
miejsca, by po chwili znaleźć się przy swojej dziewczynie.
– Oczywiście, Eli. Chodź –
powiedziała łagodnie i chwyciła ją za dłoń, wyprowadzając z Wielkiej Sali.
Odeszły w stronę nieużywanej klasy i
zamknęły się tam, by nikt im nie przerywał.
– Co się stało? Kto ci to zrobił? –
spytała z trwogą, muskając sińce opuszkami. – To dlatego mnie unikałaś?
– Przepraszam, ale nie chciałam cię
martwić… – szepnęła, ze wszystkich sił próbując się nie rozpłakać. Nie chciała
wykonywać zadania, które powierzył jej Ig.
– Głuptas, a kogo innego masz
martwić, jak nie mnie? – Pogłaskała ją czule po twarzy i przytuliła krótko. – A
teraz powiedz, co się stało?
– To był Ig…
– CO? – Granger sapnęła, patrząc na
nią w szoku.
– To wszystko, co teraz robi Igniss
to jedno wielkie kłamstwo… On… On dzisiaj też ucieknie.
– Też ma zamiar przyłączyć się do
śmierciożerców?! Ale.. ale… – Gryfonka odetchnęła głęboko, próbując się
opanować. Myśl racjonalnie. – Czyli cały czas udawał, że jest po naszej
stronie?
– On jest po naszej stronie,
ale…
– To w czym nas okłamał?
– Że Draco obrzucił go klątwami… że
o niczym nie wiedział. Udawał, że nie wiedział o jego ucieczce. A tak naprawdę
oni wszystko wspólnie zaplanowali. Tak samo jak zerwanie z Harrym.
– Konkrety, Eli. Od początku
planował z nim zerwać czy zerwanie było farsą?
– Draco chce w ten sposób chronić
Harry’ego – wyjaśniła z płaczem Ślizgonka. – Dyrektor mu powiedział, że Harry
dla ważnych osób robi głupie, brawurowe rzeczy.
– Bo robi. Dlatego tak naprawdę i
ja, i Weasleyowie jesteśmy dla niego zagrożeniem… – przyznała niechętnie.
– Dlatego właśnie chciał się
zabezpieczyć, żeby Harry nie próbował go ratować.
– Czyli Draco nie poszedł z własnej
woli ze śmierciożercami? Został do tego zmuszony?
– Nie miał innego wyboru. Jego matka
uciekła i śmierciożercy jej szukają. Zagrozili Draco, że ją zabiją, jeśli do
nich nie przystąpi.
– …Teraz przynajmniej rozumiem jego
zachowanie… Uch! Jaka głupia byłam! – sapnęła. – Zbyt łatwo tracę wiarę w tę
dwójkę, chyba nigdy nie pozbyłam się wobec nich uprzedzeń… To irytująco
płytkie.
– Hermi, nie możesz tego…
– ...powiedzieć Harry’emu? Zdaję
sobię z tego sprawę, Eli. Nie zniweczę ich wysiłków. Choć płakać mi się chce,
gdy widzę, jak bardzo Harry cierpi.
– Wiem i mnie też to boli… Tym
bardziej, że mam im pomóc…
– Rozumiem zatem dlaczego ty znasz
prawdę, ale czemu powiedziałaś o tym mnie?
– Bo nie chcę, żebyś poczuła się
zdradzona. Kocham cię całym sercem i gdyby nie przymus Iga, w ogóle bym cię nie
opuszczała.
– Też zamierzasz uciec?! Czemu? Po
co?
– Mam zapewnić Draco bezpieczeństwo,
przez udawanie jego narzeczonej.
Hermiona patrzyła na nią przez
chwilę, analizując sytuację. Jeśli to był według nich najlepszy plan, to
musiała ich wesprzeć. Dla dobra Harry’ego. Dla Eleny. Ale też dla tego
pokręconego dupka, któremu ślizgonizm najwyraźniej nie wyżarł do końca
człowieczeństwa.
– Eleno, uważaj na siebie, błagam.
Jak to wszystko się skończy, chcę cię znów przy swoim boku, jasne? – Objęła ją
w pasie, patrząc głęboko w oczy. – A jeśli będę mogła coś dla was zrobić, to
daj znać. Jeśli w ogóle będziesz potrzebowała jakiejkolwiek pomocy, masz mnie o
tym poinformować. Z pewnością wymyślę coś odpowiedniego.
– Będę o tym pamiętać.
Gryfonka pochyliła się, stykając na
chwilę ich wargi. Miała zaszklone oczy.
– Kocham cię, Eli. Nie przychodź się
pożegnać, nim stąd znikniesz.
– Wiesz, że bym tego nie zrobiła.
//*//
Leżąc w łóżku, przywoływał w pamięci
jego obraz. Przypominał sobie sposób w jaki się uśmiechał. Kiedy mrużył oczy,
otwierał je szeroko. Kiedy jego spojrzenie zasnuwała mgiełka pożądania.
Jego zażenowana twarz. Gniewna mina.
Radość w oczach. Rumieniec podniecenia, który wchodził aż na pierś. Jego
dłonie. Palce. Ten cudowny dotyk. Śmiały. Władczy. Delikatny. Niepewny.
Nieśmiały. Uległy. Naiwny. Jego.
Przesunął dłońmi po swoim ciele.
Nie. To On przesunął nimi. Przesunął palcami po jego nadgarstku, zbliżył
usta do bransolety i ucałował trzy różne kamienie na niej, by przejść dalej ku
łokcio…
Kamienie…
Miał sprawdzić ich znaczenie.
Wiedział, co zrobi z samego rana.
//*//
Igniss wysłał sowę z listem, po czym
odwrócił się w stronę milczącego mężczyzny.
– Nie zapytasz mnie, z kim
koresponduję?
– Po co? I tak mi ta wiedza nic nie
da… Nie przyśpieszy tego, co mamy zrobić.
– Dobra, jak wolisz. – Nastolatek
wzruszył ramionami. – W takim razie prowadź…
– Chyba zapomniałeś o czymś –
powiedział z ironią, podając mu flakonik. Drugi trzymał otwarty w lewej ręce.
– Ach, no tak… W takim razie do dna.
– Uśmiechnął się zimno i wypił duszkiem okropny w smaku eliksir. Jego całe
ciało zaczęło mrowić, kiedy specyfik zaczął działać. Spojrzał na Severusa,
który teraz był czarnoskórym mężczyzną o twardym spojrzeniu. – Jak mniemam,
masz jeszcze kilka na zapas…
– Za kogo ty mnie masz? – burknął
niezadowolony, kierując się w stronę publicznej toalety. – Mam nadzieję, że pamiętasz
co robić, pani Nancy Hansen…
– Oczywiście, że tak… Spuścić się w
muszli. Za kogo ty mnie masz? – powtórzył jego słowa.
//*//
Powolnym krokiem poszedł za
Severusem do Sali Śmierci.
– Jeśli się pomylisz – zaczął
groźnie profesor – i to nie będzie ta Zasłona, gwarantuję, że tego pożałujesz…
– Głupi. Na świecie jest tylko jedna
Zasłona Śmierci. Tak samo jak jest tylko jedna Peleryna Niewidka czy Czarna
Różdżka – powiedział głucho, prowadząc go między wysokimi regałami pełnymi
jakichś przedmiotów. Nie skupiał się na nich, bo to nie miało najmniejszego
sensu. Żadna z tych rzeczy nie pomoże mu w wykonaniu powierzonego sobie
zadania.
Wyszli na środek sali, podchodząc do
kamiennego podium. Na nim stał stary, popękany i obtłuczony w wielu miejscach
kamienny łuk z czarną, strzępioną kurtyną. Oto ona… Zasłona Śmierci.
Materiał falował nieznacznie,
chociaż nie było tu mowy o przeciągu czy podmuchu wiatru. Ciche, ludzkie głosy
dochodzące zza niej przyprawiały o ciarki.
Przystanął z Severusem, bez zbędnych
słów wyjmując wszystkie potrzebne rzeczy. Kiedy nastolatek był gotowy, ruszył w
stronę przejścia.
– Jesteś tego pewien? – Głos
mężczyzny zatrzymał go w pół kroku.
– Nigdy nie będę bardziej pewien,
niż jestem teraz, Severusie – odparł, odkorkowując flakon i wypijając duszkiem
zawartość. Czując powolne działanie eliksiru, obwiązał się cienkim, magicznym
sznurem, podając jego koniec profesorowi. To było jego zabezpieczenie w razie
porażki. – Idę – dodał, podchodząc bliżej do Zasłony i pozwalając się
pochłonąć.
Poruszanie sprawiało mu spore
problemy. Miał wrażenie jakby zatopiony został w gęstym kisielu. Obok niego
leniwie przepływały różne przedmioty – księgi, fragmenty mebli, medaliony.
Gdzieś nawet dojrzał zmieniacz czasu, któremu jednak nie poświęcił większej uwagi.
Jemu nie chodziło o jakieś przedmioty martwe…
Zamknął oczy, skupiając się na
odnalezieniu tej jednej osoby. Przypomniał sobie po raz kolejny wygląd
mężczyzny i zaczął mozolnie przeć naprzód. Za zasłoną było wielu ludzi. Kobiety
i mężczyźni w różnym wieku. Widział ciężarną kobietę, obejmującą w strachu
brzuch. Jej puste, niewidzące oczy utkwione były w bezkresnej dali. Gdyby to ją
wyciągnął, mógłby uratować jej i dziecka życie. Ale to nie o nią się
rozchodziło.
Nie spocznie, dopóki go nie
znajdzie.
Zbliżał się do kolejnych ciał.
Zaglądał w twarze przepełnione grozą czy lękiem. Mało kto z nich pozostawał
spokojny w obliczu czekającej śmierci. I wtedy chyba go dojrzał.
Bezwładne ciało dryfujące niedaleko.
Falujące włosy otulały jego lico, raz je zakrywając, by po chwili ukazać
niewidomym towarzyszom uspokajający uśmiech, który zastygł na jego twarzy w
chwili wpadnięcia za Zasłonę. Czyli taki wybrał wyraz w swoich ostatnich
chwilach.
//*//
Ciepło wypełniło wnętrze blondyna,
który ze wszystkich sił próbował powstrzymać wzruszenie i łzy.
Trzy kamienie. Topaz, ametyst i
szafir. Nie znał się na nich, nie wiedział jakie mają właściwości. Do teraz.
Szafir działa oczyszczająco, łagodzi
nerwowość, pomaga z bezsennością. Ametyst wpływa na wzrost energii, odpędza złe
myśli, chroni przed złym losem. Sprzyja ukojeniu, oczyszczeniu, przemianie. A
topaz? Pomaga usuwać depresje i złe myśli. Wzmacnia organizm i przeciwdziała
stanom wyczerpania.
Na Salazara… Harry pomyślał o
wszystkim.
Jak bardzo ten idiota musiał się nim
przejmować, że dał mu bransoletę o tak silnych właściwościach ochronnych?
//*//
Nastolatka ubrana w czarne skórzane
spodnie, zielony gorset podkreślający jej krągłe piersi i wysokie buty ze smoczej,
zielono-czarnej skóry wkroczyła do pomieszczenia, wyginając czerwone usta w
ironicznym uśmiechu.
Zebrani w salonie śmierciożercy
spojrzeli na nią z uwagą, część z nich nawet miała w pogotowiu różdżkę.
Draco otworzył szerzej oczy,
spoglądając zaskoczony na młodszą Ślizgonkę. Co ona tutaj robiła?
– Co to za nowa? – spytał Nott
senior, lustrując postać Very. – Ktoś wysyła nam prezenty?
– Proszę cię, ciebie nawet
najgrubsza kobieta świata by nie chciała – mruknęła pogardliwie Veronique,
odrzucając czerwone fale za siebie. Ruszyła w ich stronę, a stukot obcasów
został zagłuszony przez miękki dywan rozłożony w pomieszczeniu. – No i, czemu miałabym
myśleć o twoim cuchnącym kutasie, kiedy mam tu swojego cudownego narzeczonego?
– Vera – zaczął blondyn, kiedy
dziewczyna znalazła się tuż obok niego.
– Ciii, kochanie… – szepnęła,
siadając na podłokietniku i składając spokojny pocałunek na wargach “ukochanego”.
– W końcu musiał nadejść ten dzień, kiedy oficjalnie się przyznamy do związku.
Malfoy uśmiechnął się nieznacznie.
– Twój ojciec wie, że się zdradzasz
przed oficjalną rozmową z moim ojcem?
– Myślisz, że twój ojciec będzie
miał coś przeciwko mnie? – spytała, udając zaskoczenie.
– To zależy kim jesteś – odezwał się
obgadywany mężczyzna, pojawiając się w pomieszczeniu. – Co to za zbiorowisko?
– Dopóki nie przyszła moja Vera,
zastanawialiśmy się nad tym, którego zaklęcia użyć, by nie zabić, ale dobrze
zranić Pottera – odparł Draco z obojętnością.
– Twoja Vera? – powtórzył za nim
ojciec, przyglądając się nastolatce. – Ty ją tu przyprowadziłeś?
– Severus to zrobił – oznajmiła
dziewczyna, łapiąc się pod boki i wypychając biodro w bok. – Mam nadzieję, że
nie będzie pan miał nic przeciwko. W końcu jedynie chciałam bliżej poznać
rodzinę Draco, która może być tak blisko naszego Pana.
– A kimże jest dla ciebie Severus,
że cię tu przyprowadził? – padło kolejne pytanie.
– Moim ojcem…
~*~
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, oj dzieje się tutaj i to dużo, chiciaz już Hermiona wie, że to maskarada jest, ale Harry może wpaść na głupi pomysł bo nie ma już nic do stracenia...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia