~*~
Kiedy starzec wszedł wraz z
profesorem Malfoyem do swojego gabinetu, ktoś bujał się w fotelu.
– No nareszcie! Nawet pan nie wie,
dyrektorze, ile musiałem się na pana naczekać.
– Nie przypominam sobie, bym dawał
ci hasło do gabinetu – zauważył spokojnie Dumbledore, podchodząc do swojego
biurka. Erydan z kolei sięgnął po swoją różdżkę. Jednak w tym momencie, kiedy
palce dotykały drewna, to odskoczyło i pomknęło w stronę uśmiechniętego szeroko
Blacka.
– Ignissie! Natychmiast oddaj moją
różdżkę! – krzyknął oburzony zachowaniem bratanka.
– Sam ją weź. – Wyciągnął rękę w
stronę blondyna, który szybkim krokiem zbliżył się do niego i wyrwał swoją
różdżkę. – A teraz – dodał nagle, chwytając Erydana za rękaw szaty i łapiąc z
nim kontakt wzrokowy – wróć do siebie i odpocznij chwilę. Idź.
Malfoy przez chwilę marszczył brwi,
by ostatecznie zgodzić się z nastolatkiem. Pożegnał się z obojgiem i opuścił
gabinet.
– Nie musiałeś tego robić.
– Musiałem, byś wiedział, do czego
naprawdę jestem zdolny, kiedy robię się poważny, dyrektorze – odparł brunet,
patrząc na starca z pogardą. – Siadaj – rozkazał, chociaż wiedział, że
Dumbledore oprze się jego magii.
– To imponujące, jak dobrze władasz
niekonwencjonalną magią. Tworzysz nawet coś na kształt imperiusa, kiedy ja...
– Kiedy ty jesteś w stanie rzucić
tylko kilka zaklęć. Wiem. Hermiona już jakiś czas temu mnie w tym uświadomiła.
– Czemu więc zawdzięczam twoją
obecność? – spytał, przysiadając ostatecznie na miejscu, gdzie zawsze siadali
jego rozmówcy. Igniss ciągle nie opuścił jego fotela.
– Wiem o twojej pogawędce ze Snapem
i to, że teraz mnie bardziej obserwujecie. Nie trudno było nie zauważyć
uważnego wzroku bibliotekarki, która wcześniej moje poczynania miała w głębokim
poważaniu. Jak również to, że wysłałeś Granger na przeszpiegi.
– Dział zakazany nie bez powodu nosi
taką nazwę. Moim obowiązkiem jest nadzorowanie uczniów korzystających z jego
zasobów.
– Jak Harry’ego na jego pierwszym
roku, kiedy się tam włamał szukać informacji? Dlaczego w ogóle ten dział
znajduje się w szkole, do którego byle dzieciak może się z drobnymi problemami
włamać, ale jednak włamać.
– Nie nazwałbym posiadacza peleryny
niewidki byle dzieciakiem. To dość osobliwa sytuacja, nie uważasz? Ale tamten
rok był dla mnie nauczką.
– Tak? I co? Zamiast wziąć mnie na
dywanik, postanowiłeś mnie tylko obserwować. Chociaż miałeś podejrzenie, że
rzuciłem imperiusopodobne zaklęcie na biedną panią Pince.
– Stawanie do jakiejkolwiek walki
czy to pojedynku czy słownej, wymaga przygotowań. Gdybym zaprosił cię tutaj,
jak tylko się dowiedziałem, że tam bywasz, nie miałbym zbyt wielu argumentów.
Ani dowodów świadczących o twojej winie.
– Też prawda. Analiza godna samego
Merlina, on też wolał analizować zamiast działać.
– Potem dowiedziałem się, jakich
informacji szukasz i uznałem, że nic się nie stanie, jeśli jeszcze jakiś czas
pozwolę ci ich poszukać.
– Ha! Bo wiedziałeś, że nic
konkretnego w tych tomach nie znajdę. Ale nie martw się, poradziłem sobie z tym
problemem.
– Nie. Nie wiedziałem. Nie
przeglądałem znajdujących się tam książek pod tym kątem. Właściwie to liczyłem,
że uda ci się coś znaleźć. A skoro udało ci się znaleźć informacje, to co ty na
to, byś zaspokoił moją ciekawość?
– Nie. – Wzruszył ramionami.
– Może ujmę to nieco inaczej.
Spodziewam się, że podzielisz się ze mną zdobytymi informacjami.
– To ja też ujmę to inaczej. Nie
próbuj mi rozkazywać, a może się dogadamy. Będę chciał to powiem. W tej chwili
mnie wkurzasz, więc nic nie powiem.
Albus w żaden sposób nie zareagował
na tę dziecinną demonstrację wyższości. Patrzył jedynie spokojnie w oczy
swojego – nieproszonego – gościa.
– Jeśli chcesz się dostać w pobliże
zasłony, będziesz potrzebował kogoś z kontaktami w ministerstwie.
– A miałem taki genialny plan, jak
dobrać się skutecznie do ministra. Wszystko psujesz.
– Nie lubię oglądać moich uczniów
wysyłanych na pocałunek dementora.
– Nie jestem twoim uczniem. I ja i
tak już nie żyję, więc mi na tym nie zależy.
– Mieszkasz w tym zamku i
uczęszczasz na zajęcia. Jesteś tak samo moim uczniem jak każde inne z tych
dzieci. I z pewnością nie jest ci obojętne, czy twoja dusza przestanie istnieć
czy nie. Tak łatwo mnie nie oszukasz, chłopcze.
– Może… troszeczkę mi zależy. Tak
tyci-tyci. – Pokazał malutką przerwę między palcami.
Starzec uśmiechnął się do niego
dobrotliwie.
– W takim razie, jak zamierzasz
przywrócić światu Syriusza Blacka?
– Używając swojego uroku osobistego,
garści nielegalnych składników na równie nielegalny eliksir i troszkę wiedzy
ucznia Merlina, Ariama.
Starzec pogładził w zamyśleniu
brodę.
– Lata temu natrafiłem na wzmiankę o
tym człowieku w pewnej prywatnej kronice. Ale nie było o nim zbyt wiele
napisane. O ile mnie pamięć nie zawodzi, właściwie tylko tyle, że oddał życie,
w próbie pokonania ówczesnego Czarnego Pana. – Spojrzał uważnie na siedzącego przed
nim nastolatka. – Żadnych informacji o tym, co takiego zrobił. Ani słowa jego
umiejętnościach. Założyłem wtedy, że po prostu nie był jeszcze gotowy na walkę
lub zwyczajnie był zbyt słaby. Ale, jeśli mówisz prawdę, najwidoczniej posiadał
wartościową wiedzę. Skąd w ogóle o nim wiesz? Znałeś go za życia?
Brunet uśmiechnął się szeroko.
– Znam go bardzo dobrze. W końcu to
ja nim jestem. Nazywam się Ariam i jestem pierwszym uczniem Merlina. Jak
również założycielem rodu Blacków.
//*//
Starzec wstał z klęczek i odsunął
się od kominka. Wrócił na Toby’ego, rozsiadając się wygodnie. Dobre dwie
godziny temu przenieśli się z Ariamem na wygodniejsze siedzenia.
– W porządku. Pojutrze zapewnię ci
dostęp do zasłony. Do tego czasu przekonaj Severusa, żeby ci pomógł z eliksirem.
– Już to zrobiłem. Kręcił nosem, ale
mi pomoże.
– Rzadko kiedy robi coś bez
marudzenia. Taki już ma charakter. Choć w tym przypadku nie spodziewałem się,
że w ogóle da się go przekonać.
– Zauważyłem, że przy Draconie albo
jego matce mniej marudzi. To troszkę zabawne, że ma słabość akurat do tej
dwójki. Chociaż nie… swojej córce i Ignissowi również zdaje się ulegać.
– Im bliższa jego sercu jest osoba,
tym trudniej mu jej odmówić. Dlatego stara się trzymać innych na odległość.
Przynajmniej taka jest moja teoria po tych wszystkich latach, które go znam.
Ale dosyć o Severusie. Daj znać, jak już eliksir będzie w ostatniej fazie
przygotowań. – Spojrzał na zegar. – I myślę, że na dziś już skończymy.
Powinieneś jeszcze zdążyć na kolację. Przyjdź do mnie jutro po kolacji, to
dokończymy rozmowę. Chciałbym też przemyśleć to, co mi zaproponowałeś.
– Jasne. W tym czasie będę
przekonywać Harry’ego, że jestem po jego a nie Draco stronie. – Podszedł do
kominka i przysunął rękę do płomi. Kiedy pojawiły się pierwsze delikatne
poparzenia, zabrał rękę, z zamiarem późniejszego zabandażowania jej. – To dla
lepszej wiarygodności – dodał, widząc uważne spojrzenie starca. – Nie robię
niczego, czego potem nie będę mógł wyleczyć. W końcu nie chcę wchodzić za
Zasłonę niesprawny.
//*//
“To chyba moje najsmutniejsze
walentynki. Ach, chcę cię mieć koło siebie...”
Ig uśmiechnął się kącikiem ust,
odczytując smsa. Ktoś tu się stęsknił. Słodko.
Pozwolił, by bandaż zsunął się z
jego przedramienia i wleciał do kominka.
“Nie martw się, nie tylko dla ciebie
są one smutne. Usycham z tęsknoty.” Uch…. nie. Szybko skasował napisane słowa.
To brzmiało tanio i słabo.
Hmm… co by tu zrobić?
O! A może tak…?
“Wiele bym dał, żeby móc spędzić je
w twoim domku. Bez Leo, oczywiście. :D” Idealnie. Wysłał wiadomość, a potem
zaraz naskrobał kolejną: “Chciałbym cię dotknąć”
– To oparzenie wygląda paskudnie.
– Wspaniała dedukcja, Hermiono –
mruknął cicho, odrywając wzrok od telefonu. – Już mnie nie podejrzewasz o
zdradę?
– Nie dziw się, że byłam podejrzliwa
po tym co odstawił Draco. Harry zajmuje specjalne miejsce w moim sercu jako mój
najlepszy przyjaciel i jestem gotowa zrobić wiele by go chronić. Szczególnie
teraz jego dobro jest dla mnie na pierwszym miejscu.
Inną sprawą było to, że jakoś ciężko
było jej zaufać Ignissowi w stu procentach, zawsze pozostawało ziarno
nieufności, które raz po raz dawało o sobie znać.
– Mogę spróbować ci to podleczyć.
Uczyłam się zaklęć leczniczych na dodatkowych zajęciach.
– O ile nie odrąbiesz mi ręki,
zgadzam się na wszystko – odparł z cichym śmiechem.
– No wiesz? To było koło gospodyń a
nie drwali – zażartowała, celując różdżką w oparzenie i rzucając zaklęcie
lecznicze.
– Tylko się droczę.
“Jak będziesz w łóżku, to zadzwoń.
Możemy opowiedzieć jak byśmy się dotykali”
Parsknął śmiechem, próbując w ten
sposób ukryć swoje zażenowanie.
“Przez ciebie się teraz czerwienię”
odpisał zaraz, nie wiedząc, co odpowiedzieć na propozycję Charliego. Seks
telefon… serio?
“Na to liczyłem. Uwielbiam twoją
zawstydzoną minę”
Po chwili dostał drugą część:“Nawet
jeśli pozostaje mi tylko ją sobie wyobrazić”
I po dłuższej chwili trzecią:
“Żartowałem z tym seks telefonem, domyślam się że to dla Ciebie zbyt wiele”
Uśmiechnął się rozczulony. Charlie
był kochany.
“Jak tak dalej pójdzie, to następnym
razem będziemy mieli część dalszą z niedzieli” Zbyt odważne? A walić to.
Wysłał.
“Właśnie załatwiłeś sobie główną
rolę w moich dzisiejszych snach”
“…o boże…”
“Zadzwonię jutro wieczorem i ci go
opowiem ]:P”
– Czyżby Charlie? – zagadnęła
Hermiona, obserwując mimikę Ignissa. – Dobrze, że można tu używać telefonów,
co? Dzięki temu łatwiej flirtować na odległość.
– Cóż, taaak. Jednak czasami
zastanawiam się, czy nie wolałbym wymieniać z nim listów. Jedna porządna dawka
zażenowania raz na jakiś czas. A tak? Przy każdej wiadomości muszę brać pod
uwagę, że napisze mi coś zawstydzającego. A w obecnej sytuacji – ściszył głos –
nie chciałbym pokazywać Harry’emu, że mi się układa, podczas gdy jemu… sama
wiesz.
– Myślę, że mimo własnej sytuacji
potrafiłby się cieszyć twoim szczęściem. Może nawet dobrze by mu zrobiło takie
odwrócenie uwagi. – Spojrzała na siedzącego na parapecie przyjaciela. Patrzył
od dobrej godziny przez okno, choć na dworze było tak ciemno, że Hermiona
wątpiła by widział cokolwiek poza własnym odbiciem. – A nawet jeśli by go to
zasmuciło, to chyba lepsze to niż to otumanienie. Harry zawsze był gwałtowny,
okazywał emocje a teraz?
– Dobra… Potter! – krzyknął w stronę
bruneta, tuż po tym jak podał Hermionie telefon. Wstał z kanapy, machając ręką.
– Potter, do cholery! Gumochłomy zamieszkały ci w uszach?!
Harry nawet nie drgnął.
– Ig! – sapnęła Hermiona. – Co ty
próbujesz zrobić?!
– Odwracam jego uwagę – rzucił
cicho, po czym ruszył do Harry’ego. – Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru za
udawanie słupa soli!
Harry spojrzał na odbicie
zbliżającego się przyjaciela, ale poza tym nijak nie zareagował.
– Dobra, to pobawimy się inaczej. –
Doskoczył do bruneta, chwytając go za szyję i wykorzystując zaskoczenie,
ściągnął go z parapetu. Na ułamki sekund stracił równowagę, ale zaraz się
pozbierał. Tylko po to, by wylądować zaraz na dywanie… – Giń, maszkaro! –
zawołał tarmosząc przyjaciela po włosach i zaczynając go łaskotać po bokach.
Harry złapał go za nadgarstki i
odsunął od siebie jego ręce. Ig jednak nie dał się tak łatwo odepchnąć.
Siłowali się przez chwilę, wciąż leżąc na podłodze.
– Zostaw mnie – rzucił cicho Harry
bezbarwnym tonem.
– Nie mogę! To gnębiwtryski każą mi
to robić! Ratuj mnie, Harry!
– Nie mam ochoty na wygłupy, Ig. –
Popchnął Blacka i obrócił się do niego plecami, próbując wyczołgać spomiędzy
jego nóg.
– Ty nie masz ochoty na nic, Potter
– mruknął, akcentując jego nazwisko w iście malfoyowski sposób.
Harry zastygł w pół ruchu,
zaciskając mocno powieki.
– No zrób coś! Nie uciekaj!
Wyczołgał się całkiem spod Iga i
podniósł powoli.
– Daj mi spokój – wciąż utrzymywał
ton człowieka, któremu już wszystko jest obojętne.
– Nie dam ci spokoju… przyjaciele
nie zostawiają się w potrzebie… No chyba, że nimi nie jesteśmy.
– Jesteśmy. Ale jedyne czego
potrzebuję to… – urwał. Chciał tej relacji, którą mieli przez te kilka
miesięcy, ale ona była udawana. A on nie chciał farsy. Czego więc mógł chcieć?
Życia jak w odbiciu w zwierciadle Ein Eingarp?
– Nie potrzebujesz – powiedział Ig,
łapiąc go za ramię i obracając przodem do siebie. Patrzył mu intensywnie w
oczy. – Potrzebujesz jedynie swoich przyjaciół. Potrzebujesz jedynie nas –
dodał tonem, jakby chciał zahipnotyzować Harry’ego. – Mogę pomóc ci zapomnieć…
– Nie chcę zapomnieć. Chcę żeby to
znów było prawdą. Potrzebuję was, ale jego przy sobie też. Nawet jeśli miałby
mnie znów okłamywać.
Ig przyciągnął go do siebie.
– Ja to on, a on to ja – wyszeptał
cicho.
– Nie, Ig. Nie możesz być
zamiennikiem za Draco.
– Nie mogę, owszem. Ale zrozum…
Draco już nie jest tw...
– Zamilcz! – Tym razem to Harry
utkwił intensywne spojrzenie w przyjacielu.
Igniss wyszczerzył zęby, a w jego
oczach znów było widać ten dziwny poblask, kiedy tłumił swoją magię… Albo kiedy
ją uwalniał.
– Nie wpłyniesz tak na mnie, Harry.
Tak samo jak mi nie udaje się wpłynąć na ciebie.
– O czym ty mówisz?
– Och, nie udawaj. Nasza magia jest
na tyle potężna, że jesteśmy w stanie wpływać w jakiś sposób na ludzi. A może
jednak ty tego nie potrafisz… przynajmniej nie świadomie. Przed chwilą chciałeś
zmusić mnie do milczenia. Twoja magia chciała tego równie mocno co ty…
– Masz na myśli, że… chciałem na
ciebie rzucić imperiusa?
– Imperius… to nie do końca to samo…
Ale tak, było zbliżone. – Zignorował ciche szepty wokół nich. – Jednak robiłeś
to po raz pierwszy… może drugi… Gdyby przed tobą był ktoś inny, to by się
zamknął, ale nie ja… I wiesz co to oznacza? Rośniesz w siłę. Wczorajsza
sytuacja nie uczyniła cię słabym, uczyniła cię potężniejszym. Musisz tylko
wyciszyć emocje temu towarzy…
Zamilkł, czując uderzenie w twarz.
Spojrzał z zaskoczeniem na Hermionę.
– Dość już próbowałeś. Daj spokój
Harry’emu.
– Nie, Hermi. To ty daj spokój. –
Rzucił jej złowrogie spojrzenie.
Harry korzystając z rozproszonej
uwagi przyjaciół, wyminął ich, kierując się ku dormitorium.
– Świetnie! A teraz mi zwiał!
– Nie wiem, co mu na koniec
nagadałeś, ale wyglądał jeszcze gorzej niż zanim do niego podszedłeś! – ofukała
go.
– Bo nie pozwoliłaś mi dokończyć!
Dwa zdania dzieliły mnie od tego, by przekonać go do przeniesienia swojej uwagi
na coś innego! Dzięki! Teraz nie dość, że nie będę mógł mu dokończyć, to teraz
na głowie będzie miał dwa problemy. A to wszystko twoja wina.
– Problemy? O czym ty z nim
gadałeś?! Miałeś mu opowiedzieć o sobie i Charliem! Jeśli chcesz kogoś winić,
to siebie za dokładanie mu zmartwień! Jakby nie miał ich już wystarczająco na
głowie!
– Uwierz mi, ja mam ich o wiele
więcej i jeszcze żyję. A teraz zamilcz. – Zmusił swoją wolę, by przeniknęła do
dziewczyny. – Zostaw już ten temat.
//*//
– Jak postępy, Charlie? – dobiegło
pytanie Molly z żaru w kominku.
– Udało mi się do tej pory zwerbować
ośmioro czarodziejów, w tym jednego magomedyka. Rozmawiałem dziś po raz kolejny
z szefową, ale wciąż nie chce się zgodzić udostępnić nam smoków.
– Nie dziwi mnie to, macie się w
końcu nimi opiekować a nie wysyłać na wojnę.
– Wiem, ale nie tak łatwo je
skrzywdzić, nie mówiąc już o zabiciu. Będę dalej próbował, może kolejnym razem
wezmę ze sobą na tę rozmowę tych, którzy zgodzili się z nami walczyć. Paru z
nich jest tutaj sporym autorytetem, może jeśli oni się za mną wstawią, to
szefowa się zgodzi.
– Warto spróbować, ale jeśli się nie
uda, to nikt nie będzie cię winił, pamiętaj. Postaraj się tylko choć jeszcze
parę osób namówić. Może jeszcze jakiegoś magomedyka. Poppy na pewno przyda się
pomoc. Pozostaje tylko kwestia jak dostaniecie się tutaj.
– A to akurat udało mi się załatwić.
Od kiedy tylko Sama Wiesz Kto powrócił, starałem się uświadamiać wszystkich, co
się dzieje w mojej ojczyźnie. Nawet zarząd o tym wie i obiecał, że w razie co
postarają się zapewnić nam wsparcie – powołałem się na tę ich obietnice i bez
wahania powiedzieli, że mogę zabrać każdego, kto zgodzi się walczyć jak i
zapewnią nam świstoklik w tę i z powrotem.
– Dziwi mnie, że nie przeszkadza im,
że zabierzesz pracowników.
– Wiesz, mamuś, tutaj pracują w
większości ludzie świadomi tego, jak sytuacja w jednym kraju może wpłynąć na
świat. Są świadomi, że jeśli Sama Wiesz Kto wygra u nas, to prędzej czy później
jego poplecznicy zaczną siać spustoszenie także w innych krajach. A pracownicy
rezerwatu pochodzą z wielu zakątków świata.
– Charlie.
– Tak?
– Dyrektor sądzi, że w ciągu
miesiąca, maksymalnie dwóch Sam Wiesz Kto spróbuje zakończyć tę wojnę.
~*~
Hejeczka, hejeczka
OdpowiedzUsuńchwilka, chwilka... kim jest Ignis naprawdę bo troche się pogubiłam, i w zasadzie po co sprowadzać Syriusza...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia