wtorek, 17 września 2019

Rozdział 86.


~*~
– Wy… Wy kompletnie poszaleliście! Nie mogę uwierzyć, że doszliście do takich idiotycznych wniosków.
– Słuchaj, głupia – warknął rozdrażniony Black. – Gdyby zależało mi na słuchaniu kazań, poszedłbym do Hermiony z tekstem, że nauka jest niepotrzebna. Więc przestań pierdolić mi tu od rzeczy i zdecyduj. Jesteś z nami albo przeciwko nam.
Draco milczał, nie wchodząc w dyskusję. Od kilku dni powtarzał sobie, że to jedyny sposób.
Naprawdę jedyny, po tym jak rzucenie Obliviate okazało się być totalnym niewypałem.
Ruda wydała z siebie sfrustrowane sapnięcie.
– Naprawdę nie chcecie rozegrać tego w inny sposób?
– A w jaki niby?! Oświeć nas, to zmienimy plan. Myślisz, że chcemy poprowadzić to w ten sposób?!
– Nie wiem! Skąd mam wiedzieć!? Ale wy powinniście wiedzieć, że nie mogę wam w tym pomóc… Nie mogę zrobić tego Hermionie.
– Świetnie, więc dobro twojej dziewczyny jest ważniejsze od nas wszystkich?! W takim razie zapomnij o tej rozmowie i wynoś się stąd – wycedził brunet. Chwycił dziewczynę gwałtownie za ramię i wyprowadził z pokoju Draco.
Blondyn powiódł za nimi wzrokiem.
– To co teraz zrobimy? – spytał cicho, kiedy brat do niego wrócił.
Igniss usiadł obok i otoczył bliźniaka ramieniem.To chyba był jedyny sposób, w jaki mógł dodać mu otuchy.
– Zmodyfikujemy troszkę plan. – Przyciągnął do siebie głowę blondyna w taki sposób, że policzek Draco opierał się o jego ramię. – Nie martw się, znajdę wyjście z tej sytuacji.
Choćbym miał użyć kilku sztuczek, dodał już w myślach.
//*//
Brunet wszedł do gabinetu Severusa, nie bawiąc się w żadne pukanie.
– Gryfonizm wyżarł ci już resztki kultury? – mruknął mężczyzna, wracając do sprawdzania esejów piątoklasistów.
– Jakoś Draco byś tego nie wygarnął.
– Nie jest Gryfonem, czego chcesz?
– Jesteś niemiły.
– Dopiero teraz zauważyłeś? Może od dłuższego czasu jest coś z tobą nie tak? – Snape podniósł na niego uważne spojrzenie. – Co się stało?
– Być może Draco będzie potrzebował od ciebie drobnej pomocy.
Mężczyzna ściągnął brwi, patrząc na niego pytająco.
– Powiedzmy, że zrobimy coś, co może zostać dwojako przyjęte przez innych.
– Co wy… kombinujecie?
– Nic, co ci się spodoba, dlatego nie zdradzę ci szczegółów.
– Ig… Wiesz dobrze, że…
– Wiem. Ale to poważna sprawa i na razie muszę mieć pewność, że mamy w tobie oparcie.
– To właśnie chyba nie wiesz… – mruknął zirytowany. – Czy ja kiedykolwiek wystawiłem was do wiatru?
– No nie… Dlatego liczę na to, że przy drugiej sprawie też nie uzyskam odmowy.
//*//
Po tygodniu spędzonym na przelotnym łapaniu spojrzenia Draco, zdawkowych przywitaniach, czasem pojedynczym buziaku i zbywającym “przepraszam, spieszę się”, Harry wreszcie zdołał umówić się ze swoim chłopakiem. Co prawda udało mu się wytargować raptem dwie godziny, ale to i tak był sukces. Gdy tylko znaleźli się sam na sam w Pokoju Życzeń, od razu padli sobie w ramiona. Półtorej godziny zleciało w mgnieniu oka, i teraz leżeli na skotłowanej pościeli. Wciąż mokrzy i lepcy od potu i spermy leżeli przytuleni, uspokajając przyspieszone oddechy.
– Mam nadzieję, że niedługo wszystko wróci do normy. Wiem, że w tym semestrze chcecie się jeszcze bardziej przykładać do treningów, no i zbliżają się próbne egzaminy, do tego obowiązki prefekta… ale mógłbyś znaleźć dla mnie więcej czasu. Albo pozwól mi chociaż u siebie czasem spać. Nawet nie musi być codziennie…
– Twoje spanie u mnie będzie kończyć się seksem, kotku. A ja naprawdę muszę się teraz skupić… Obiecuję, że niedługo obydwoje będziemy mieli dużo wolnego czasu i będziemy mogli się skupić na ważnych rzeczach.
– Potrafię się powstrzymać, wiesz? – burknął, przeczesując palcami jasne kosmyki.
– Chyba tylko kiedy śpisz – mruknął cicho, przymykając na chwilę oczy. Na Salazara, jak mu tego dotyku brakowało.
– Dupek – prychnął, nie przerywając pieszczoty. – Ale w walentynki masz sobie dla mnie zarezerwować co najmniej kilka godzin. Nie przyjmuję sprzeciwu, jasne? – Wbił w niego zdecydowane spojrzenie.
Ślizgon zaśmiał się krótko.
– Znajdę go dla ciebie wystarczająco nawet przed nimi.
– To też będzie miłe, ale chcę spędzić z tobą walentynki. Od dłuższego czasu je planowałem.
– Romantyk z ciebie się zrobił.
– Może trochę… – Wzruszył lekko ramieniem. – Ale to dlatego, że w sumie pierwszy raz będę je obchodził. Możesz być pewny, że to będzie niezapomniany dzień.
– Oj, z pewnością…
//*//
W przeddzień walentynek, wykorzystując przebłysk pięknej, zimowej pogody, spora część uczniów bawiła się na błoniach. Malfoy przechodził między nimi, w głowie mając tylko jeden cel. Z galopującym sercem dostrzegł znajomą czuprynę i ruszył w tamtym kierunku.
Przyjaciel Harry’ego dostrzegł go jako pierwszy. Szturchnął bruneta i wskazał podbródkiem w jego stronę. Draco stłumił w sobie chęć skrzywienia się. Teraz to nie było ważne.
Miał inny cel.
Na Salazara, nie uśmiechaj się tak promiennie, jęknął w myślach, dostrzegając wyszczerz Pottera.
– Musimy pogadać – mruknął na wstępie, rzucając krótkie spojrzenie towarzyszom Harry’ego. – W cztery oczy.
– Co jest, Draco? Tylko nie mów, że nie możesz się jutro ze mną spotkać – rzucił niby ostrzegawczym tonem, choć na twarzy naprawdę mignęło mu zmartwienie. Włożył naprawdę wiele wysiłku w przygotowania na jutrzejsze świętowanie.
Malfoy wywrócił oczami.
– Pogadamy na osobności – odparł i odszedł na kilka kroków w stronę miejsca, gdzie nie było innych uczniów. Brunet zerknął przez ramię na przyjaciół, idąc kawałek za nim.
– Co się dzieje, Draco? – Chwycił go delikatnie za ramię.
– Wiesz… Znudziło mnie już to udawanie. – Strzepnął jego rękę z siebie. Harry zamrugał zmieszany. – Mam dość. Na każdym kroku muszę się pilnować. Nie mów tego, nie rób tamtego. Ciągłe ograniczenia doprowadzają mnie do szału.
Ach, więc to z tym się tak męczył!
– To świetnie, Draco. – Brunet uśmiechnął się do niego ciepło. Długo czekał na chwilę, gdy jego chłopak przestanie publicznie udawać kopię swojego ojca, przestanie żyć w jego cieniu i będzie po prostu sobą. – W końcu będziesz mógł naprawdę być sobą.
– Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak tego wyczekuję. – Wykrzywił wargi w ironicznym uśmiechu, patrząc na niego z wyższością. – Tym bardziej, że sprawdziłem to, co sprawdzić miałem. A wyniki zadziwiły nawet mnie, chociaż mało co może mnie zaskoczyć. Dlatego z pełną satysfakcją powiem: zejdź na ziemię, Potter – powiedział chłodno.
Gryfon zastygł pod wpływem jego słów, a delikatny uśmiech powoli zanikał na jego twarzy, zastępowany przez dezorientację. Że… co?
– Czy ty serio myślałeś, że możesz mieć szczęśliwy związek niczym z bajki? I to ze mną? – Zaśmiał się cicho. – Powiem ci prawdę, mój pseudobohaterku, bo najwyraźniej nikt nie miał odwagi cię uświadomić.
– Draco, co ty wygadujesz…? Nawet droczenie się ma swoje granice, wiesz? – Pobladł, patrząc na blondyna z lękiem. Co tu się na Merlina działo!?
– Jesteś jedynie żałosnym gówniarzem, któremu sława uderzyła do głowy. Jeśli sądziłeś, że kiedykolwiek naprawdę mi na tobie zależało, to dobrze ci radzę: ocknij się! Byłem z tobą, bo miałem w tym interes, a skoro mam już, czego chciałem, czas skończyć tę farsę. Było miło, ale zabawa się skończyła...
– Draco, proszę – desperackie tony rozbrzmiały w jego głosie – porozmawiajmy. Jeśli znowu cię jakoś zraniłem, to...
– Zamknij się! – warknął, czując, jak żółć podchodzi mu do gardła. – Niedobrze mi się robi, jak cię słyszę. – Skrzywił się wymownie, jakby same słowa nie były wystarczająco brutalne.
Z całego chaosu uczuć, które szalały w sercu Gryfona, w końcu naprzód wysunęła się wściekłość. Ten idiota znów próbował go za coś ukarać!
– Ile razy chcesz jeszcze przerabiać ten schemat?! – warknął, zbliżając się o pół kroku. – Wyrzucanie mnie z łóżka już ci się znudziło, więc teraz poszedłeś dalej?! Nie myśl, że za kilka godzin jak zawsze przylecę cię przepraszać! Nie żebym chociaż wiedział za co!
– Jesteś głupszy niż sądziłem. Twój nasączony skretyniałym gryfonizmem móżdżek jeszcze nie przetrawił prostej informacji? Nie ma nas. Nigdy nie było. Ogarnij się w końcu i spieprzaj do swojej szla...
Ręka wystrzeliła, nim choćby pomyślał, co chce zrobić. Draco zatoczył się, ale nie upadł. Chwycił się za policzek i patrzył przez chwilę w ziemię, oszołomiony. Wreszcie uniósł na niego wzrok. Kpina. Czemu...? Czemu znów kazał mu oglądać tę nienawistną minę?!
– Tylko na tyle cię stać?
– Nie prowokuj mnie! – wydyszał. Czuł bolesny ucisk w piersi i jednocześnie wściekłość przyspieszała mu tętno. – Nie pozbędziesz się mnie tak ła…!
– Będę robił, co będę chciał i jak będę chciał. Nie masz nade mną żadnej władzy ani żadnego prawa do mnie, rozumiesz? Jesteś dla mnie nikim! Niech to do ciebie wreszcie dotrze!
Otworzył usta, ale zaciśniętego gardła nie opuścił nawet najcichszy dźwięk. Oddech w jego piersi zamarł, jakby czas się nagle zatrzymał. Mógłby nawet nigdy nie wracać, przemknęło mu przez myśl. Skoro Draco go nie chciał, skoro był dla niego nikim… to po co ma oddychać?
Ale powietrze uszło z jego płuc i zaraz wypełniło je ponownie. Brał płytkie wdechy raz za razem, ale żaden z nich nie zapełniał nagłej pustki w jego wnętrzu. Zniknął gniew, dezorientacja, smutek. Czuł się gorzej niż w chwili kontaktu z dementorem. Wtedy chociaż czuł, że szczęście z niego wypływa. A teraz? Wyparowało w jednej chwili wraz z innymi uczuciami. 
Zatracił gdzieś poczucie realności. W uszach mu dzwoniło tak, że nie słyszał nawet okrzyków walczących na śnieżki uczniów.
Mógł tylko stać i patrzeć. Więc patrzył.
Patrzył jak Draco… jak Malfoy idzie. Odchodzi. Od niego. Obserwował jego wyprostowane plecy, desperacko pragnąc go zawołać. Chciał wrzeszczeć, kopać, płakać. Ale jedynie stał w milczeniu na drżących nogach.
Poczuł na ramieniu delikatny, niepewny dotyk, ale nawet nie drgnął. Ron i Hermiona mówili coś do niego, ale nie rozumiał ani słowa. Kolana ugięły się pod nim, gdy został pociągnięty. Ktoś podtrzymał go w pasie i po chwili ruszyli. Przez cały ten czas wpatrzony był w oddalające się plecy. A kiedy zniknęły z jego pola widzenia, zamknął oczy i niczym marionetka pozwalał Ronowi sobą sterować.
//*//
Igniss czekał na niego przy wejściu do dormitorium. Natychmiast porwał brata w swoje ramiona, małymi kroczkami ciągnąc go w stronę kanapy.
– Byłeś piekielnie dzielny, Draco – szepnął cicho, powolnymi ruchami przesuwając po plecach brata. – Wytrzymałeś to…
Blondyn nie odpowiedział, wczepiony panicznie w Gryfona. Drżał na ciele, po raz kolejny przeżywając wydarzenia sprzed paru chwil. Wzrok Harry’ego. Jego niedowierzanie, ból…
Robił to dla niego. Dla jego dobra.
– Zrobiłeś to dla jego dobra. – Igniss nieświadomie powtórzył jego własne wewnętrzne słowa. – Teraz cię to boli, ale zrobiłeś dla niego najlepsze, co tylko mogłeś. Dzięki temu ten wariat nie będzie się dla ciebie narażał.
– I będę mógł go chronić bez jego świadomości – mruknął nagle, czując pierwsze łzy, spływające po policzkach.
– Razem będziemy go chronić. Tak samo jak ja będę chronił ciebie.
– Z twoją magią powinieneś skupić się szczególnie na Harrym...
– Z moją magią mogę skupić się na chronieniu Harry’ego i ciebie, drogi braciszku.
– Harry jest najważniejszy.
– Harry nie może tego zauważyć, pamiętaj.
– Wiem – przytaknął płaczliwie. Ig milczał przez chwilę, tuląc bliźniaka do siebie i gładząc uspokajająco plecy. – Zostaniesz ze mną?
– Będę z tobą, dopóki nie zaśniesz i jeszcze dłużej, aż się nie obudzisz… Nie zostawię cię w nocy samego.
//*//
Usadzili przyjaciela na kamiennym parapecie w rzadziej używanym korytarzu na pierwszym piętrze. Hermiona przysiadła obok i objęła go, tuląc policzek do jego głowy. Z nieustannie zamkniętymi oczami bezwładnie poddawał się jej zabiegom. Wymieniła z Ronem zbolałe spojrzenia.
– Harry… – zaczęła, ale nawet nie wiedziała, co by mogła mu w tej chwili powiedzieć.
Choć oddalili się z Draco, Ślizgon mówił na tyle głośno, że doskonale wszystko usłyszeli. Wierzyć im się nie chciało, że to prawda. Przecież widzieli, jak ta dwójka się zachowywała przez ostatnie miesiące!
– Coś między wami zaszło, Harry? Pokłóciliście się o coś większego?
– O co by się mieli pokłócić, Ron? Przecież ten dupek powiedział...
– Wiem, co powiedział, Hermiono, słyszałem tak dobrze jak wy. Ale może to po prostu zemsta? Może Harry znów uraził jego dumę?
– Nie wierzę, że ze wszystkich ludzi to właśnie ty bronisz tego oślizgłego gnojka! – syknęła, mocniej tuląc do siebie przyjaciela.
– Nie bronię go! Próbuję znaleźć w tym sens! Harry tyle razy zapewniał nas, że można mu ufać! Przez dwa tygodnie mieszkał w moim domu! Nie chcę uwierzyć, że jadłem przy jednym stole ze śmierciożercą! – krzyknął półgłosem.
Harry drgnął w ramionach Hermiony. Rozchylił lekko usta. Chciał zaprotestować, zaprzeczyć oskarżeniom przyjaciela, ale w gardle tak mu zaschło, że nie był w stanie wydobyć z siebie nawet jednego dźwięku.
Poza tym... co jeśli się pomylił? Jeśli dał się omamić grze aktorskiej? W końcu Draco potrafi doskonale grać, a on potrzebował cholernego pierścienia, żeby zrozumieć jego uczucia. Czy to nie jest wystarczający dowód na to, że kompletnie go nie rozumiał?
Uchylił powieki i zerknął ukradkiem na swoją dłoń. Łudził się, że zobaczy tam tęsknotę lub smutek, ale dostrzegł jedynie skrawek czerwieni. No tak, Draco pewnie przeżywa teraz, że Harry obił jego idealną twarz.
Nawet mu przez myśl nie przeszło, że przytłumiona czerwień którą widział na części kamieni tak naprawdę nie oznaczała złości, a była mieszaniną ostrej czerwieni strachu i szarości oznaczających smutek i psychiczne wyczerpanie.
Ściągnął pierścień z palca i wcisnął go do kieszeni. Nie potrzebował go już. Nawet nie chciał go oglądać, zobaczył już wystarczająco.
~*~

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    fantastycznie, biedny Harry taki smutny, trochę rozumiem chęć tych działań Draco ale też nie tędy droga jakie też będą relacje Harry - Ignis bo ten może stać po stronie Draco...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń