środa, 4 września 2019

Rozdział 85.


~*~
Profesor powolnym krokiem przechadzał się między ćwiczącymi uczniami, sprawdzając, jak sobie radzą. Kiedy tylko mógł, rzucał drobne podpowiedzi dotyczące postawy, ruchu dłonią przy inkantacji.
Podszedł właśnie do znajdującej się najdalej od wszystkich grupki, by z westchnieniem zauważyć, że obecna kombinacja jest chyba najsłabszą. Gdyby to był prawdziwy pojedynek, z pewnością Draco pociągnąłby swoich towarzyszy na dno.
– Panno Granger, panie Weasley. Proszę na chwilę przerwać – rzucił do atakującej dwójki. Kiedy Gryfoni przestali, przywołał do siebie pozostałą trójkę. Draco, Igniss i Harry dołączyli do nich niezwłocznie.
– Coś nie tak, profesorze? – spytał Ślizgon.
– To zależy jak na to spojrzeć… – zaczął powoli Japończyk, w głębi zastanawiając się jak to dobrze rozegrać, aby nikt (szczególnie pewien blondyn) nie odebrał tego jako swoistej zniewagi. – Najpierw muszę pochwalić pannę Granger i pana Weasleya. Wasza dwójka szybko się dostroiła, dzięki czemu rzucane zaklęcie nabrało na sile. Jednak w przypadku was…
Zamilkł na chwilę. Dalej nie wiedział, jak powinien to powiedzieć, by nie urazić chłopaka.
– Nie musi pan robić takich podchodów, profesorze Yoshizawa. – W głosie Pottera słychać było zniecierpliwienie. Wciąż sam widok tego człowieka działał mu na nerwy, a gdy widział jak próbuje traktować Draco specjalnie… – Wszyscy widzieliśmy, że nasza tarcza ciągle pęka od strony Draco.
– Dlatego to przerwałem – odparł, a twarz Dracona zaczerwieniła się ze wstydu. – Uznałem, że nie ma sensu przedłużać czegoś, co skazane jest na porażkę.
– Więc pokaże mu pan, jak to powinien prawidłowo zrobić? Bo od gadania...
– Harry! – fuknęła Hermiona, szturchając przyjaciela w bok. Nie podobał jej się protekcjonalny ton przyjaciela.
– Niestety, moja pomoc na niewiele się zda. Draco nie jest w stanie dostosować się magicznie do pana i Ignissa, panie Potter.
– Czyli mamy po prostu użyć z Igiem mniej mocy i wtedy powinno się udać?
– Jest taka opcja, jednak widziałem próby Ignissa w tym kierunku. Niestety, nie przyniosło to oczekiwanych efektów. 
– Rozumiem – rzucił chłodno blondyn. Widać było, że niezbyt dobrze przyjmuje krytykę.
– Daj spokój, Draco, nie masz się o co obrażać.
– Nie obrażam się – warknął, patrząc na swojego chłopaka spod byka. Bo przecież Harry’ego w ogóle by nie ruszyło, gdyby ktoś dał mu do zrozumienia, że osłabia drużynę.
– No jasne. Jesteś nastroszony ze szczęścia. To nie twoja wina, to my z Igiem narzuciliśmy za wysoką poprzeczkę.
– Właśnie to wcale nie tak, że jesteś gorszy niż Hermi-mama, Dra – dodał pocieszająco Black, jednak jego słowa zamiast pomóc, jeszcze bardziej rozjuszyły blondyna. Mimo wszystko coś w tym było, Hermionie dłużej udawało się utrzymać poziom Iga i Harry’ego.
– Przywyknij, Ma… Draco. – Ron wzruszył ramionami. – Hermiona zawsze wszystkich wyprzedza.
Blondyn zacisnął szczękę, nie odzywając się słowem. Jedynie patrzył na nich wilkiem.
– Chłopaki, proszę was, dajcie spokój...
– Czemu? – Harry zerknął na twarz swojego chłopaka a zaraz potem na swój pierścień. – Przecież wszyscy wiedzą, że masz talent do wszystkich zaklęć wymagających wyczucia. Głupio być o to zazdrosnym.
– Nie jestem zazdrosny! – Ślizgon zrobił się jeszcze bardziej czerwony od gniewu. Jak Harry mógł go jeszcze bardziej pogrążać w tym wszystkim?! Okej, nie radził sobie… Ale nie musiał od razu wmawiać innym, że jest zazdrosny, bo komuś wyszło lepiej!
– Zawsze wściekasz się, gdy ktoś robi coś lepiej od ciebie. Okej, zazwyczaj jesteś panem idealnym, ale od czasu do czasu nie zaszkodzi ci przyjąć trochę krytyki.
– Teraz troszkę przegiąłeś, Harry – mruknął Ig, patrząc ze współczuciem na przyjaciela. Harry czasami chyba nie wiedział, kiedy się zamknąć.
– Bo powiedziałem prawdę? – prychnął.
– Zamiast prowadzić dyskusję – wciął się Haruse – proszę wrócić do ćwiczeń. Z wyjątkiem ciebie, Draco. – Malfoy rzucił mężczyźnie zaskoczono-oburzone spojrzenie. – Jesteś wytrącony z równowagi. Zrobiłbyś tylko więcej szkody niż… Draco?
Malfoy odwrócił się na pięcie i bez słowa, odprowadzany zaskoczonymi spojrzeniami, opuścił klasę.
– Harry, nie idziesz za nim? – Ron spojrzał ze zdziwieniem na przyjaciela. Brunet pokręcił głową.
– Wracajcie do ćwiczeń – powiedział Yoshizawa, samemu wracając do obserwowania reszty uczniów.
– Nie żebym nie zgadzał się z tym, co powiedziałeś, ale to ty go tak wkurzyłeś. Kurde, nawet mi się zrobiło go trochę, minimalnie, szkoda.
– Jeśli ciągle będę go zachwalał, zrobi się jeszcze większym egoistą. Ostatnio ciągle tylko słucham, jakim jest wspaniałym kapitanem, a jaki mądry, jaki z niego ekspert od eliksirów, do tego przystojny, seksowny, bla bla bla. 
– Nie rozumiem, Harry, o co chodzi. Przecież Draco jest taki od zawsze.
– O to, że przegina! – rzucił przez zaciśnięte zęby. – Wiem, że to narcyz, serio, ale w ostatnich dwóch tygodniach tyle się tego nasłuchałem, że mam dosyć!
– No to teraz szykuj się na to, że nie będziesz musiał słuchać niczego – rzucił Black ze śmiechem.
– Po prostu się na nim wyżyłeś. To nie było zbyt mądre.
– Więc co, Hermiono? Miałem udawać, że wszystko jest okej? – warknął. – Jak mnie będzie wkurzał, to będę mu to wytykał. I tyle.
– O boże… Ty czasami serio nie myślisz, nie? Myślisz, że… 
– Dajcie im się po prostu pogryźć, jak zawsze. Pokłócą się, może pobiją a potem pogodzą i będzie jak zawsze. W sumie to było nienormalne, że tak długo nie mieli żadnej prawdziwej kłótni.
– Żadnej? Ron, przecież oni się praktycznie codziennie kłócą!
– Mówisz o tych kuksańcach? Chyba zapomniałaś już, jak dawniej wyglądały ich kłótnie.
– Wtedy nie byli razem.
– Ale osobowości chyba nie zmienili, no nie? Od czasu ferii zachowywali się, jakby nałykali się eliksiru miłosnego.
– Wcale że nie – bąknął zażenowany Harry. Naprawdę tak to wyglądało? – Przecież choćby wczoraj zaczęliśmy na siebie krzyczeć tuż pod Wielką Salą.
– Tak, bo zobaczyłeś, jak przyglądał się tyłkowi jakiegoś chłopaka. Wszystkie wasze kłótnie sprowadzają się do tego, że jeden jest zazdrosny o drugiego. A teraz najwyraźniej wszystko zaczyna wracać do normy, skoro wreszcie pogryźliście się o coś innego.
//*//
W pierwszej kolejności miał ochotę zaszyć się u Galeny albo w stajni, by przejechać się na którymś z koni. Wiedział jednak, że jest zbyt rozgniewany, by przebywać teraz z jakimkolwiek zwierzęciem. Dlatego chociaż bardzo nie chciał, udał się do swojego dormitorium.
Na miejscu spalił dwa papierosy pod rząd. Niestety to go nie uspokoiło tak, jakby chciał, dlatego cisnął popielniczką w ścianę. Ten mały napad również nie przyniósł mu upragnionej ulgi.
Był dla Harry’ego niechcianym ogniwem. Okazał się nie być godnym tego, aby stać z nim ramię w ramię. Z kolei jego pieprzony brat z dziecięcą łatwością dopasował się do magii Harry’ego.
A on? Zostawmy to lepiej bez komentarza.
Albo nie. Przeanalizujmy to. Przyjrzyjmy się sprawie bliżej i bądźmy szczerzy. 
W końcu. Chociaż raz.
Był słaby. Tak bardzo, że żeby w ogóle doszło do jakiejś kompatybilności między nim a Gryfiakiem, ten musiałby tak obniżyć siłę zaklęcia, że to aż śmieszne. Śmiesznie łatwe do przełamania. 
Machnięciem różdżki naprawił popielniczkę. Drugim przeniósł ją z powrotem na ławę. Następnie wyciągnął kolejnego papierosa, odpalając go bez pośpiechu. Powoli wciągnął do płuc drapiący dym, pozwalając mu zajrzeć w każdy zakamarek. Przymknął oczy. Wypuścił powietrze. I jeszcze raz. I jeszcze raz.
//*//
Kiedy emocje z niego opadły na tyle, że nie miał zamiaru niczym rzucać, ruszył w kierunku opartego o biurko futerału. Wyciągnął z niego instrument, przez moment ważąc go w dłoni. Ułożył na barku, przesuwając delikatnie smyczkiem po strunach i dostroił nieużywane od dłuższego czasu skrzypce.
Zastygł jakby w oczekiwaniu na znak. W rzeczywistości zastanawiał się, który ze znanych mu utworów odda jego uczucia. Może Kaprys nr 24 Paganiniego? Chociaż nie. Dawno tego nie grał i pewnie zrobiłby jakiś błąd. Teraz chciał zagrać coś, co wyjdzie mu idealnie.
//*//
Do końca dnia Draco nie odezwał się do niego słowem. Nie odpowiedział na wiadomości, nawet nie odebrał, gdy Harry do niego dzwonił. A próbował dobre pięć razy.
Cóż, nie było to zaskoczeniem. Nawet Ig go przed tym ostrzegał. Martwił go tylko ten szarozielony kolor kamieni w jego pierścieniu. Jeszcze jakiś czas po tym jak Draco uciekł, ścierały się ze sobą trawiastozielone zażenowanie i głęboka czerwień gniewu. Ale w którymś momencie czerwień zniknęła a liczba trawiastozielonych kamieni znacznie zmalała, ustępując miejsca swojej poszarzałej wersji i czystej szarości. Chciał mu utrzeć nosa, ale nie spodziewał się, że aż tak weźmie to do siebie.
Rosnących z każdą mijającą godziną wyrzutów sumienia nie przegonił ani trening quidditcha, ani godzina tuż przed ciszą nocną spędzona na bieganiu wokół zamku. Jedyne, co mu dały, to chwilowe: zapomnienie, katar i zgrabiałe z zimna ręce.
Już sporo po ciszy nocnej, leżał w łóżku, czekając na wiadomość od Draco. By jak zawsze, gdy Harry sam do niego nie przyszedł, napisać, że zimno mu bez niego. Ale telefon milczał. Koło północy stracił cierpliwość. Kilkanaście minut później cicho zamykał za sobą drzwi do kwater Draco.
– A więc też jeszcze nie śpisz. Tak myślałem. – Ściągnął niewidkę i ruszył ku siedzącemu na kanapie blondynowi. – Czekałem aż do mnie napiszesz, ale strasznie się ociągałeś, więc po prostu przyszedłem… – Zmarszczył lekko brwi, czując w powietrzu niezbyt mocny, ale znajomy smród. Skrzywił się. – Paliłeś. 
– Doskonała dedukcja. Coś jeszcze ci się nie podoba? – rzucił chłodno, sięgając po kolejnego papierosa. Nie patrząc na Harry’ego odpalił go, zaciągając się najmocniej jak mógł. Popielniczka była w połowie wypełniona petami.
Potter przeskoczył przez oparcie kanapy i wyrwał mu go z ręki.
– Jak chciałeś się częstować, to trzeba było sobie z paczki wziąć, a nie.
– Nie dzię… – Napad kaszlu nie pozwolił mu dokończyć zdania, z odrazą zgasił niedopałek w popielniczce. – A to niby ja jestem idiotą.
– Jak masz zamiar mi ubliżać, to daj sobie spokój i wyjdź – mruknął, sięgając po leżący na blacie instrument. Z obojętnością zaczął szarpać palcami za struny. Hmm… Chyba jednak woli smyczek.
– Nie pójdę. I nie ubliżam ci, tylko mówię prawdę. Sam się trujesz, więc jak inaczej to nazwiesz?
– Decydowanie o tym, co mnie zabije na starość? – spytał ironicznie, nim przesunął smyczkiem, uwalniając pierwsze dźwięki. W sumie lubił Czajkowskiego.
– Albo w wieku czterdziestu lat, jeśli będziesz miał pecha – rzucił oschle, ale zaraz jego ton złagodniał. – Nie skracaj sobie życia. – Położył dłoń na jego kolanie. Draco zignorował go.
Przez jakąś minutę słychać było jedynie melodię, którą wygrywał. Choć była ładna, Harry nie zamierzał dawać się dłużej olewać. Chwycił za poruszające się po gryfie palce. Ślizgon spojrzał na niego z oburzeniem.
– Co ty wyczyniasz?! – warknął niemile.
– Jutro będziesz marudził, że masz podkrążone oczy. Chodźmy spać.
– Jak jesteś zmęczony to idź sobie. Ja mam zamiar jeszcze pograć.
Harry westchnął i dał za wygraną. Niech się wyżyje, poczeka na niego w łóżku i wtedy na spokojnie pogadają. Ruszył w kierunku sypialni Draco.
– A ty gdzie?
Gryfon zamarł w pół kroku. Odwrócił się ku swojemu chłopakowi z wyrazem konsternacji na twarzy.
– Przecież chciałeś, żebym poszedł pierwszy...
– Tak, chciałem. Ale do siebie.
– Draco…?
– Nie mam ochoty spać dzisiaj z tobą – rzucił twardo. – Więc albo wracasz do siebie, albo ja zmienię sobie lokum na dzisiejszą noc. Twój wybór.
– Przestań… Znowu to robisz – rzucił półgłosem. Nie mógł zdobyć się na głośniejszy ton. – Byle drobnostka, którą cię zdenerwuję, kończy się w ten sposób.
– To nazywasz drobnostką?! Nie bądź śmieszny! Dla ciebie może to była drobnostka. W końcu nie dotyczyło to ciebie. Ale mnie to ubodło, wiesz?!
– Bo powiedziałem, że nie jesteś idealny?!
– Nie! Bo wygarnąłeś, że jestem od ciebie gorszy! Dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że nie jestem tak potężny jak ty czy Ig, ale nie musiałeś…
– Spójrz czasem na siebie! Ciągle tylko mi wygarniasz w czym to jesteś lepszy ode mnie! Raz za razem powtarzasz, że jestem idiotą! Ale jak tobie się wygarnie błąd czy słabość to już wielkie przestępstwo?! 
– Bo ja nie mogę ich popełniać, nie rozumiesz tego!? 
– A kto tak zdecydował?! Jesteś cholernym człowiekiem!
– Mój ojciec, który za każdym razem karał mnie, kiedy byłem w czymś gorszy od innych! Dlatego nie mogę…! – zamilkł, starając się odzyskać opanowanie.
– Według tej logiki, nie powinienem w ogóle używać magii – warknął.
– Świetnie, może wtedy bym mógł ci dorównać! Bo w innym wypadku jestem tylko utrapieniem. Wiesz co? Mam dość!
– Słyszysz ty siebie?! Tyle się chwalisz, jaki to jesteś wspaniały, ale jak tylko powinie ci się noga, to tak jakby tamto wszystko w ogóle nie miało znaczenia!
– Bo nie jestem taki! Wybacz, że nie dorastam ci do pięt! W końcu jesteś Wielkim Harrym Potterem, a ja...
– NIE KOŃCZ. – Zbliżył się do niego w kilku szybkich krokach.
– Już skończyłem – warknął, patrząc na niego gniewnie. – I tak wiesz, co miałem przez to na myśli.
– Jakbyś był taki słaby, jak uważasz, nie widziałbym w tobie rywala. Na boisku najwięcej radości przynosi mi pokonanie ciebie. W pojedynkach to samo.
– Dzięki! Tego właśnie było mi trzeba. Przypomnienia, jaki to ze mnie przegryw!
– Słuchaj, co do ciebie mówię, a nie wybierasz z tego sobie co chcesz!
– Wiesz co? Po prostu wyjdź i daj mi święty spokój… Mam tego dosyć. – Odsunął się od niego, rzucając skrzypce na kanapę i kierując się w stronę sypialni.
– Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. – Ruszył w ślad za nim.
– Świetnie! – Zatrzymał się gwałtownie, by odwrócić w jego stronę. – To co jeszcze chcesz mi powiedzieć?! Z kim mnie teraz porównasz? Wiemy już, że jestem gorszy od Granger. Pewnie zaraz dowiem się, że Weasley też jest lepszy. A ja tylko jestem dla ciebie ciężarem, który sprowadzi na ciebie przegraną.
– A więc to cię tak boli? Myślisz, że jeśli nie jesteś tak silny, to...
– Ej, byłbym dobrym szpiegiem Czarnego Pana, nie? – nawijał w tym samym czasie nie zwracając uwagi na słowa Pottera. – Taki podwójny agent. Tutaj niby gram dobrego, a tak naprawdę...
Harry pokonał w dwóch krokach dzielącą ich odległość i przyłożył Draco w twarz.
Blondyn zachwiał się, łapiąc za piekący policzek. Spojrzał ze złością na bruneta.
– Nie waż się nawet tego sugerować. – Zielone oczy choć zaszklone, patrzyły na niego wściekle. – Może byś się nadał na szpiega. Nie, na pewno byś się nadał, w końcu jesteś inteligentny i dobry z ciebie aktor. Ale nigdy, nigdy! nie pozwolę, byś się tak narażał.
Cichy, suchy śmiech wypełnił pomieszczenie.
– Co jest? – bąknął Potter, zbity z tropu. Czy jego chłopak oszalał?
– Jesteś idiotą...
– O co ci chodzi?? 
– W sumie… Twój idiotyzm przeszedł też na mnie.
– Dalej nie wiem, o czym ty mówisz...
– Jak zawsze. Miałem na myśli bycie szpiegiem Czarnego Pana, a nie twoim…
– Ale to bez sensu. Nie popierasz go, więc nie mógłbyś dla niego pracować.
– Sam mówiłeś, że dobry ze mnie aktor. Zresztą to…
– Ale mnie nie okłamujesz.
Draco milczał przez chwilę. To, że nie popierał Voldemorta, nie oznaczało, że nie był zmuszony dla niego działać. Harry zbyt w niego wierzył. To było niebezpieczne.
– Przynajmniej nie w tej kwestii. – Ta wymowna cisza była dość nieprzyjemna, ale nie zamierzał jej w żaden sposób komentować. Sam też nie zawsze mógł być wobec niego szczery. – Wystarczająco wiele razy wałkowaliśmy ten temat.
– Wiem.
– A ja wiem, że byś mnie nie zdradził. Ufam ci.
– Wiem o tym. Ja… ja tobie też ufam. Bezgranicznie.
Potter objął go za szyję, przytulając mocno. Draco z lekkim wahaniem odwzajemnił uścisk. Otaczającą ich ciszę przerwał Harry, gdy wymamrotał w jasne włosy:
– Śmierdzisz fajkami.
– Och, zamknij się, Potty.
//*//
Harry siedział na łóżku, co rusz wykreślając coś z długiej listy. Ron przyglądał mu się przez chwilę z zainteresowaniem.
– Nie mów, że też zrobiłeś sobie listę zadań do przerobienia przed egzaminami jak Hermiona.
– Wystarczy, że ona nam planuje naukę, nie potrzebuję sam jej dodatkowo porządkować.
– Więc? Co to?
– Planuję randkę z Draco. Walentynki wypadają w piątek, więc będę miał czas po naszych lekcjach, żeby przygotować wszystko w jego pokoju.
– Czemu to ty masz to robić?
– Czemu? Bo chcę. Nie wiem, może Draco też ma jakieś plany dla nas. Nie pytałem go. Za to obiecałem mu wyjątkowe walentynki, więc zamierzam dotrzymać słowa.
– Więc ta lista to twoje pomysły?
– Taa… Tylko spora część jest albo mało wykonalna, albo po prostu słaba. – Pokazał przyjacielowi pokreślony pergamin. – Ale jest parę całkiem niezłych, więc wciąż może coś dobrego z tego wyjść. Potem pozostanie tylko zebranie wszystkiego i przygotowanie w jego pokoju.
– Już wcześniej o tym wspomniałeś, ale co masz konkretnie na myśli?
Harry odwrócił wzrok, a kąciki jego ust uniosły się lekko.
//*//
Przez jakiś tydzień wszystko było po staremu. W sumie nawet byli dla siebie milsi niż kiedykolwiek. Ale potem z dnia na dzień zaczęli się od siebie odsuwać.
Draco miał mniej czasu, tłumaczył się nauką i dodatkowymi zajęciami z rozszerzonych eliksirów, na które wybierał się razem z bratem. Sam też miał urwanie głowy przez zbliżające się testy półroczne, więc go rozumiał. Jednak to nie tłumaczyło tego, że spędzali coraz więcej nocy we własnych łóżkach. Jedyne prawdziwe spotkania stanowiły dwie wspólne warty, które im się trafiły.
Do tego z jakiegoś powodu blondyn coraz częściej był zestresowany, smutny i zmęczony. A przynajmniej tyle wiedział dzięki pierścieniowi, bo Draco zapierał się, że to nic takiego. Innym razem zwalając swój kiepski nastrój na zbliżające się testy.
Ale Harry tego nie kupował. Miał stale to nieznośne wrażenie, że coś mu umyka.
Jak teraz, kiedy Igniss przed dołączeniem do brata po posiłku rzucił mu dłuższe spojrzenie.
Co się dzieje?!
//*//
Hermiona z ponurą miną dosiadła się do Rona i Harry’ego w kącie pokoju wspólnego.
– Co...
– Dyrektor kazał mi dać już sobie spokój z szukaniem informacji – wypaliła cicho, wcinając się Ronowi w słowo.
– Dlaczego? Przecież nic nie znalazłaś, prawda?
– Stwierdził, że skoro do tej pory nic nie znalazłam, to najwyraźniej nie ma tam książek, które by się nam przydały. Więc cofnął moje pozwolenie...
– Chwila, czyli jesteś zła, bo nie możesz już korzystać z działu zakazanego? – Harry spojrzał na nią z ukosa.
Dziewczyna zacisnęła wargi, jakby wahała się nad odpowiedzią.
– Chyba… troszkę… Ale głównie dlatego, że nic nie znalazłam! Tyle czasu nad tym pracowałam i nic! A teraz już nawet nie mam się co łudzić, że może za chwilę dotrę do odpowiedniego tomu.
– Ale w takim razie wciąż jesteśmy w punkcie wyjścia, prawda? Dumbledore zamierza to tak zostawić?
– Nie wiem, Ron. Dyrektor nic mi nie powiedział, ale wątpię, by tak całkiem się poddał. Nie zdziwiłabym się, gdyby… nie, jestem niemal pewna, że nie tylko ja szukałam dla niego tych informacji. W końcu istnieje więcej bibliotek z magicznymi księgami.
– I naprawdę na nic tam nie trafiłaś?
– Myślisz, że bym zmyślała, Harry?
– Nie, oczywiście, że nie. Ja tak tylko… Wybacz.
Wzruszyła ramionami.
– Też jestem sfrustrowana, ale nic nie zrobimy.
– Wciąż mamy niewidkę, prawda?
– Nie wydaje mi się to najlepszym pomysłem. Bo o horkruksach naprawdę tam nic konkretnego nie było, a ja po prostu chciałabym mieć dostęp do tamtych książek...
– A Ig? On chyba dalej ma pozwolenie, nie?
– Ma, ale poza nielicznymi przypadkami, książek z tego działu nie można wynosić. Więc i tak mi to niewiele da. Swoją drogą, pani Pince od jakiegoś czasu zawsze z podejrzliwością odprowadza Ignissa spojrzeniem.
– Przecież ona się na wszystkich patrzy podejrzliwie. Jakbyśmy tylko czekali na okazję by pobrudzić i pognieść jej ukochane książki.
– Albo rozmawiać – dorzucił Harry z zatrwożoną miną. Wyszczerzyli się do siebie z Ronem.
– Niby racja, ale jakoś tak…
– A może wciąż nie oddał tej książki, którą wziął na ferie?
– Jakiej książki?
– Jakiejś o magicznej architekturze czy czymś takim. Któregoś razu Charlie mi powiedział, że Igniss zaczytywał się w niej każdego ranka.
– A wspominał może, o czym dokładnie czytał Igniss? – Hermiona spojrzała na przyjaciela z zamyśleniem.
– Nie przypominam sobie, by coś o tym wspominał. Sam też nie pytałem, bo mnie to mało obchodziło.
– Dyrektor mnie wypytywał, jakich informacji szuka Igniss, ale nie potrafiłam mu odpowiedzieć.
– Czy to nie dyrektor dał mu pozwolenie na korzystanie z działu? I co, nawet nie spytał, czego Ig tam szuka?
– Też mi się to wydało dziwne.
– Nie rozmawiałaś z nim Hermiono w trakcie tych wszystkich godzin, które tam przesiedzieliście?
– Rozmawiałam… Ale nigdy jakoś nie zapytałam o szczegóły. Wiem tylko, że miał bardzo sprecyzowane zainteresowania, ale czego szukał… – Wzruszyła bezradnie ramionami. – Mógłbyś spytać Charliego, czy pamięta, o czym czytał Igniss?
– Mogę, ale po co? Przecież mógł wtedy czytać o czymkolwiek...
– Wspomniałeś, że to była magiczna architektura. W bibliotece też przeglądał książki z tej tematyki, choć nie tylko. W każdym razie, skoro dyrektor chce wiedzieć, co takiego czyta Igniss, to możemy spróbować się dowiedzieć.
– Znów podejrzewasz o coś Iga? – Harry zerknął na nią z dziwną miną.
– Nie, a przynajmniej nie chcę. Ale rozsądek podpowiada mi, że nie mogę zignorować sytuacji, bo najwyraźniej coś tu jest nie tak.
W tym zdecydowanie się z nią zgadzał. Ostatnio najwyraźniej nic co dotyczyło Ignissa i Draco nie było “tak”.
~*~

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, bardzo przykra była ta kłótnia Harrego i Draco, no Harry tutaj trochę przesadził ale i Draco za bardzo to wszystko zinterpretował... czemu się oddalają od siebie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń