~*~
– Mam wrażenie, że ludzie się na
mnie gapią – mruknął, kiedy odebrał swoją tackę z jedzeniem i podszedł do
czekającego obok Weasleya.
– Może jakbyś nie miał warkocza do
tyłka, to nie przyciągałbyś tak wzroku innych. Niewielu facetów nosi tu długie
włosy. Ja swego czasu mogłem swoje wiązać w krótki kitek a i tak przez to
przyciągałem zaciekawione spojrzenia. Jak się przyjrzysz, to nawet dziewczyny
mają raczej krótkie fryzury, nie dłuższe niż ramion. – Ewentualnie chodziło o
to, że Charlie znów chodził z kimś innym u boku. Ale tego wolał nie mówić na
głos.
– To ma sens. To gdzie siadamy? Bo
nie widzę wolnych stolików, a nie chciałbym usiąść obok kogoś, kogo nie
trawisz.
Rudzielec rozejrzał się po sali.
Uśmiechnął się zadowolony, dostrzegając kogoś kilka stolików od nich.
– Mamy szczęście, Chris ma
najwyraźniej przerwę, więc nie będzie zrzędził, że mu w pracy przeszkadzamy.
Widzisz tego łysego faceta w czerwonej koszulce? – Kiwnął głową w jego
kierunku. – To nasz cel.
– Nie wygląda zbyt przyjaźnie…
– A profesor Snape wygląda? Sam
mówiłeś, że pewnie są podobni. – Ruszył w jego kierunku pewnym krokiem. –
Cześć, Chris.
– Charles – rzucił zamiast przywitania
po czym zlustrował stojącego obok nastolatka. – Nie miałeś mieć przypadkiem
wolnego weekendu? Wrobili cię w oprowadzanie żółtodziobów?
– Nie, Chris – odparł spokojnie
rudzielec. – I Igniss nie studiuje u nas. To mój chłopak.
– Ach tak? – Chris znów spojrzał na
nastolatka, po czym wskazał miejsce naprzeciwko siebie. – Siadajcie w takim
razie.
– Dobrze się składa, że tu na ciebie
trafiliśmy. Chciałem was sobie przedstawić, ale nie chciałem ci za bardzo
przeszkadzać w pracy.
– Słusznie. Więc? Jak się poznaliście?
– to pytanie skierował do nastolatka. Nie brzmiało zbyt przyjacielsko, bardziej
jakby robił wywiad z… pacjentem. “Kiedy zaczęły się objawy?”
– Przyjechałem z przyjaciółmi do
jego brata na święta i ferie zimowe – odparł, patrząc na niego z uniesioną
brwią. Czy on mu wyglądał na rannego smoka albo smokologa?
– Chodzi do klasy z moim najmłodszym
bratem – doprecyzował rudzielec.
– Z… Ronem, dobrze pamiętam? On nie
jest przypadkiem na piątym roku?
– Nie, to Ginny. Ron jest rok
starszy.
– I tak nietypowo jak na ciebie,
Charles. Czym tak cię urzekł, że postanowiłeś związać się z kimś młodszym? A
może to już po prostu kryzys wieku średniego?
– Dokładnie, zaraziłem się nim od
ciebie – odparł wojowniczo.
Chris zaśmiał się i uniósł
przepraszająco dłoń.
– Nie gniewaj się, Charles. Nie
zamierzałem cię obrazić. Ani ciebie, Ignissie. Choć to naprawdę zaskakujące.
– Nie gniewam się – mruknął brunet,
spoglądając z lekkim uśmiechem na Chrisa. – Sam się dziwię, że Charlie zmienił
zdanie. Jednak nie mam zamiaru narzekać, w końcu udało mi się przekonać do
siebie faceta, który jest bardziej uparty od osła… albo obrażonego smoka.
– Trafiłeś w sedno. Tak głupio
upartego dzieciaka jak on to ze świecą szukać.
Charlie uniósł powoli wzrok znad
swojego talerza.
– Dzięki – sarknął – stary zgredzie.
Mężczyźni mierzyli się przez chwilę
spojrzeniami.
– Więc, Igniss, jak podoba ci się
ośrodek? – zagadnął, zupełnie puszczając w niepamięć spięcie między nim i
rudzielcem.
– Jest większy niż się spodziewałem.
– Kawał terenu co? A i tak powoli
kończy nam się miejsce na kolejne smoki.
– Za tamtymi górami znajduje się
teren prywatny, nie?
– Dokładnie. Choć i tak raczej nikt
by nie myślał o powiększaniu naszego terenu. Już w tej chwili brakuje nam ludzi
do zarządzania nim. Raczej będziemy nadwyżki odsyłać do innych rezerwatów,
skoro mają miejsce.
– Fakt. Nie wiem, czy wiesz, ale
jesteśmy jedynym ośrodkiem, który lata po Europie na interwencje.
– A gdzie są jeszcze jakieś ośrodki?
– Po jednym w Ameryce Południowej, w
Chinach, w Rosji i w Australii. Ten ostatni jest najmniejszy i poza samą
Australią zajmują się też leżącymi w okolicy wyspami.
– Och. To dlatego Masa tak dobrze
mówi po chińsku. Żona mojego kuzyna – wyjaśnił, widząc minę Chrisa. – Z
Japonii, jest z wykształcenia magizologiem, chociaż u nich to się inaczej
nazywa.
– To by się zgadzało. Chiński
rezerwat ściśle współpracuje z Japonią. Jeśli chodzi o magiczne stworzenia, to
Azjaci mogą się pochwalić pokaźną wiedzą. Choć i tak to my mamy najlepszych
speców od smoków. Ale jak utrzymają takie tempo wpadania w tarapaty, to wkrótce
może się to zmienić, prawda, Charles?
– Dalej przeżywasz tego pijawgryza?
Minął już dobry miesiąc. – Weasley wzniósł oczy do nieba, pijąc herbatę.
– Tak, bo mam wrażenie, że jak tylko
puszczę sprawę w niepamięć, to znów odwalisz coś głupiego. A tak to się
bardziej pilnujesz.
– Chodzi mu o tego malucha, którego
ślady zębów pomagałeś mi opatrywać w ferie.
Igniss kiwnął w odpowiedzi. Pamiętał
to bardzo dokładnie.
– Ach, a więc teraz tak to wygląda?
Zamiast uwodzić starszych facetów na parkiecie postanowiłeś wyrywać dzieciaki
na rannego Tarzana?
– Coś ci się popieprzyło z liczbą
mnogą. – Przymrużył gniewnie oczy. – A może na starość zacząłeś widzieć
podwójnie? Czas sprawić sobie okulary?
– Uwierzę, jak zobaczę, Charles. Ale
kto wie, może tym razem lepiej trafiłeś. – Spojrzał na spoglądającego na niego
wojowniczo nastolatka. – Możliwe że dzieciak okaże się twardszy od tych ciotek,
na które do tej pory stawiałeś.
– Co ty właściwie sugerujesz, co? –
warknął, patrząc na niego z powstrzymywaną furią, – Nazywanie mnie dzieciakiem
jeszcze zniosę, ale ostrzegam tylko ze względu na Charliego, nie obrażaj mnie.
– Doskonale pamiętał, jak Charlie stanął w obronie Leo, dlatego teraz nie
chciał robić sceny.
– Wybacz, jeśli cię uraziłem.
Odniosłem wrażenie, że uważasz się za mężczyznę a nie ciotkę.
– To, że się tak uważam, nie znaczy,
że nie wkurwiają mnie takie odzywki jakby nie patrzeć też pod moim adresem.
– Pod twoim adresem tylko jeśli
uciekniesz z podkulonym ogonem jak jego poprzedni partnerzy.
– Wierz mi, nie mam zamiaru uciekać
od faceta, którego kocham – wycedził, w ogóle nie przejmując się tym, że sok w
jego szklance zaczął niespokojnie falować. Podobnie jak napoje w szklankach
Charliego, Chrisa czy paru innych osób siedzących dość blisko nich. Nawet
sztućce leżące dotąd na blacie zaczęły nieznacznie drżeć.
Cała sylwetka nastolatka była
napięta, a powietrze wokół niego zdawało się pulsować od nadmiaru magii.
Dłoń rudzielca zacisnęła się na
ramieniu Ignissa.
– Iggy, spokojnie. Przecież Chris
nie do ciebie pije. Chris ty też się uspokój. Prosiłem cię kiedyś, żebyś nie
używał tego określenia przy innych ludziach.
Magomedyk zacisnął wargi na chwilę,
ale po paru sekundach skapitulował. Ten dzieciak najwyraźniej kompletnie
stracił nad sobą panowanie, więc głupotą byłoby dalej go podjudzać…
– Masz rację, zapomniałem się.
– Sorki, Char… – mruknął,
spoglądając na napój w jego szklance, których natychmiast przestał się ruszać.
Podobnie jak sztućce. – Ciągle muszę się pilnować z tym wszystkim.
– Mam nadzieję, że jest jak mówisz,
Ignissie i za parę miesięcy to wciąż ciebie będę widział przy jego boku –
rzucił, odkładając sztućce na talerz.
– Tylko Voldemort mógłby mnie zmusić
do tego, żebym zostawił Charliego na dłużej niż to konieczne.
– No wiesz ty co? W takim momencie
powinieneś powiedzieć, że nawet on cię nie zmusi – mruknął Charlie, obejmując
Iga w pasie. Pocałował go w głowę.
– Mam zamiar być zaraz przy Harrym,
kiedy dojdzie do starcia. Ale masz rację, nawet beznosy lord nie odbierze mi
ciebie
– Beznosy lord, co? Jesteście siebie
warci, nie ma co – podsumował ich Chris i wstał od stołu. – Miło się gadało,
ale czeka na mnie wkurzona smoczyca. Zobaczymy czy uda mi się odratować jej
skrzydło, czy będziemy mieć kolejnego nielota.
//*//
– Zanim was sobie przedstawię, muszę
ci jedną rzecz powiedzieć. – Ig spojrzał na niego wyczekująco. – Paulo nie ma
prawej ręki, więc nie zdziw się, jak poda ci na przywitanie lewą.
– Co mu się stało?
– Ugryzł go norweski smok kolczasty.
Niestety był na akcji w terenie i szanse na dostanie się do magomedyka, nim jad
zatruje całe ciało, były niskie. Po ugryzieniu przez tego smoka masz raptem
pięć minut na podanie antidotum, które odwróci skutki jadu. I, co powinieneś
pamiętać, jakieś dziesięć minut na ratunek nim jad zablokuje pracę serca. A w
międzyczasie powoduje martwicę wszystkich mięśni, przez które przepływa.
– Skoro nie zdążył do magomedyka...
– Razem z drugim łowcą podjęli
decyzję o natychmiastowym odcięciu ręki. I tak by ją stracił, a tak przynajmniej
uratował resztę ciała. Teraz rozumiesz, czemu tak nalegałem, żebyście nosili ze
sobą odtrutkę na spotkania z Galeną?
– Teraz to ma sens – przytaknął
chłopak.
–
Na szczęście jad Gal ma najwyraźniej słabsze właściwości, skoro wciąż masz
swoją rękę. – Szturchnął go w ramię z kwaśną miną.
– Ej, przecież nic mi nie jest. Nie
krzyw się – zaśmiał się, obejmując ramię smokologa.
–
Mam do tego pełne prawo – stwierdził i zapukał wreszcie do drzwi.
Otworzył im trzydziestoletni blondyn
o wyrazistych rysach i zielonych oczach. Miał niewielką bródkę, która dodawała
mu charakteru. Był o cal lub dwa niższy od Charliego, ale umięśniony nawet
mocniej. Igniss poczuł się przy nim jak totalne chucherko.
– Proszę, proszę, kogo ja widzę! A
ten chłopaczek, to…?
– Poznaj mojego chłopaka Ignissa.
Ig, to mój dobry znajomy, Paulo.
Blondyn wyciągnął w kierunku
nastolatka lewą dłoń. Black uścisnął ją, starając się zachowywać przy tym jak
najnormalniej.
– Wiem, że to nietypowe, ale prawej
nie jestem w stanie podać… Ale jak sądzę, Charlie zdążył cię uprzedzić. –
Uśmiechnął się z otuchą do speszonego nastolatka. – Nie mam za wiele czasu, bo
za pół godziny zaczynam trening, ale wchodźcie śmiało.
Wpuścił ich do środka, z ulgą
odcinając lodowatemu powietrzu dostęp do salonu. Pomieszczenie było rozmiarami
podobne do salonu Charliego i Leo, ale zamiast sterty kufrów po przeciwnej
stronie do kominka stał niewielki stół z czterema krzesłami.
–
Siadajcie, chcecie coś do picia? – zaproponował, gdy ściągnęli kurtki.
–
Nie kłopocz się, w końcu i tak długo tu nie posiedzimy. Chciałem po prostu was
ze sobą poznać.
–
Miło z twojej strony. – Podobnie jak jego goście, usiadł przy stole. – Odkąd
tylko usłyszałem, że komuś wreszcie udało się wybić Charliemu z głowy ten głupi
kompleks na punkcie blizny, naprawdę chciałem cię poznać. Nawet nie wyobrażasz
sobie ile razy próbowałem mu tłumaczyć, że nie ma się czym przejmować. Ale
oczywiście nie chciał mnie słuchać, w końcu jestem stąd, więc się nie liczę.
–
Nigdy nie powiedziałem, że się nie liczysz.
–
A jak inaczej określisz to, że twoje kompleksy działały wybiórczo? “Tego opinią
się przejmuję, tego nie. Na opinii obcej laski mi zależy, ale co myśli mój
znajomy to już mam w dupie”.
–
Paulo, znamy się tyle czasu, jak możesz twierdzić, że nie liczę się z twoją
opinią? Po prostu wiem, że ludzie stąd są pod tym względem bardziej
wyrozumiali… przyzwyczajeni. To nie było nic osobistego. – Spojrzał na niego ze
skruchą.
–
Oho, znam to spojrzenie. Nie myśl, że tak łatwo puszczę ci to w niepamięć. –
Przeniósł wzrok na Ignissa. – Strzeż się tego jego spojrzenia a’ la zbity psiak
i tych gładkich słówek. Używa ich na zawołanie, licząc, że wszystko mu ujdzie
płazem.
–
Co z wami wszystkimi? Ty, Leo, Chris… wszyscy robicie mi jakąś cholerną
antyreklamę, przyjaciele z piekła rodem – prychnął, choć tak naprawdę nie był
jakoś bardzo zły. – Ig, nie słuchaj go. Nie próbuję manipulować ludźmi.
Nastolatek
zaśmiał się krótko.
– Nie martw się skarbie. Ja też to
ciągle robię – mruknął z rozbawieniem, posyłając Charliemu lekkiego kuksańca.
//*//
– Wziąłeś ze sobą ten balsam? –
zagadnął rudzielec, gdy Ig wrócił z łazienki. Leżał plackiem rozwalony na całej
szerokości łóżka, tylko obrócił głowę, zerkając na niego jednym okiem.
– Mhm… ale wcale nie musisz mnie
smarować nim… – mruknął z nieznacznym rumieńcem na policzkach.
– Nie marudź, tylko wyskakuj z
ciuchów. – Podniósł się do siadu, z zadowoleniem obserwując pogłębienie
czerwieni. – Spokojnie, możesz zostać w bieliźnie. Nie będę wykorzystywał
sytuacji… aż tak. To będzie niewinny masażyk.
– Nie wiem czemu, ale jakoś tak ci
nie wierzę – mruknął, siadając na brzegu łóżka i podając balsam rudzielcowi.
Ściągnął koszulkę i zsunął z siebie powoli spodenki, oba ciuchy zostawił przy
poduszce.
Spojrzenie Charliego przesunęło się
powoli po odsłoniętej skórze, po czym jak gdyby nigdy nic wróciło do szarych
oczu.
– Połóż się na brzuchu i zrelaksuj.
Musisz mi zaufać, że nie dobiorę ci się do majtek, jak tylko stracisz czujność.
– Ufam ci, głupku – burknął, kładąc
się tuż obok niego na brzuchu. Odetchnął głębiej, starając się rozluźnić.
Charlie wylał sporo balsamu na
dłonie i po lekkim jego ogrzaniu, przyłożył dłonie do pleców chłopaka.
Prześlizgiwał się po skórze z łatwością, mimo że wkładał trochę siły w każdy
ruch. Głaskał okolice krzyża, zahaczając palcami o szczupłe boki, przesuwał
dłonią wzdłuż kręgosłupa, przyjemnie przyciskając leżące po jego obu stronach
mięśnie. Głaskał i ugniatał mięśnie w okolicy ramion i karku, wywołując u
Ignissa ciche westchnienia przyjemności. Rozprowadził też balsam po jego rękach
oraz nogach. Parę minut masował tył jego ciała, grzecznie trzymając się granicy
wytyczonej przez materiał. Gdy balsam się wchłonął uniemożliwiając dalsze
głaskanie, nachylił się i przytknął usta do ucha Iga.
– Obróć się, Iggy. Chcę odpowiednio
zająć się też twoim przodem.
– Boże… to co mówisz, brzmi bardzo
perwersyjnie – mruknął cicho, powoli obracając się na plecy. – Zadowolony?
Zamiast odpowiedzieć, Charlie
pocałował go w policzek i wrócił do wcześniejszej pozycji. Znów ogrzał porcję
balsamu w dłoniach i rozprowadził ją po szczupłych nogach i stopach.
Szczególnie tym ostatnim poświęcił dłuższą chwilę, używając na nich więcej siły
niż gdziekolwiek indziej. Po chwili relaksu, zaczął wdrażać w życie swój plan.
Ruchy stały się wolniejsze, zaczynały się mocnym naciskiem, a kończyły
muśnięciami palców. Szczególnie gdy dotarł z masażem do ud. Widział doskonale,
jak od jego poczynań Ig dostaje gęsiej skórki.
Przeszedł z rozprowadzaniem balsamu
na tors chłopaka. Gładził delikatnie brzuch, zwiększając nacisk po bokach.
Przesunął powoli dłońmi w górę, z premedytacją głaszcząc tak, by o milimetry
omijać sutki. Głaskał zdecydowanie okolice obojczyków, ramion i szyi, by zaraz
znów przejść na pierś. Niby przypadkiem trącił twardy sutek. Zsunął dłonie na
boki i pogładził je chwilę, po czym niespiesznie przegłaskał w poprzek brzuch,
tak nisko by materiał ocierał się o jego palec. Przeniósł dłonie z powrotem na
nogi, uśmiechając się pod nosem na widok znacznego wybrzuszenia w bokreskach
nastolatka.
Gładził jednocześnie oba uda,
kciukami zataczając leniwe kółeczka po ich wewnętrznej stronie. Przesunął
opuszkami po ich zewnętrznej stronie, by nagle objąć dłońmi cały przód i
mocnym, zdecydowanym ruchem przesunąć ręce w górę.
– Char… – Chłopak podniósł się na
łokciach z cięższym oddechem.
– Hmm? – Weasley nie krył
zadowolonego uśmieszku.
– Draniu, robisz to specjalnie… –
sapnął.
– Ani razu nie przekroczyłem granicy
– zauważył. – No i podoba ci się, nie zaprzeczysz, co?
Czerwony na twarzy kiwnął lekko
głową.
– Nie zaprzeczę… – przyznał cicho,
wychylając się po swoją koszulkę. – Pójdę do łazienki.
Z twarzy Charliego zniknął
uśmieszek. Patrzył na Ignissa uważnie i z widocznym pożądaniem.
– Mogę ci z tym pomóc, jeśli się
zgodzisz.
Nastolatek przygryzł wargę, bijąc się
z myślami.
– Nie zrobię nic ponad to.
– Nie składaj obietnic, których nie
wiesz czy dotrzymasz… – mruknął, prostując się i obejmując mężczyznę za kark.
Pocałował go wręcz z jękiem.
– Jak mi nie pozwolisz na nic
więcej, to przecież cię nie zmuszę – szepnął, gdy odsunęli się na chwilę, by
złapać oddech. – Po prostu chcę ci sprawić przyjemność.
Igniss nie odpowiedział, że właśnie
tego się bał. Że w trakcie tego wszystkiego nie będzie w stanie powiedzieć nie.
– Już sprawiasz, Charlie…
– To zaledwie namiastka – zapewnił z
niezachwianą pewnością siebie. Przesunął palcami w dół nagich pleców i chwycił
go za biodro. – Więc? Pozwolisz mi użyć na tobie swoich ust, czy jednak
zadowolisz się dziś własną dłonią? – Nachylił się do jego ucha. – Powinieneś
już wiedzieć, że usta i język mam bardzo sprawne. – Znów spojrzał na
zawstydzoną twarz. – Więcej cię dziś kusić nie będę. Możesz pójść teraz do
łazienki, żebyśmy obaj ochłonęli. Albo możesz tu zostać i pozwolić mi zadowolić
cię ustami. Twój wybór.
– To niesprawiedliwe – szepnął,
kładąc dłonie na ramionach mężczyzny.
– Co takiego? – spytał łagodnie. Za
nic nie chciał go teraz spłoszyć.
– No… że tylko ja…
miałbymczerpaćztegoprzyjemność – wyrzucił na jednym tchu.
Charlie chwilę analizował, co
właściwie usłyszał.
– Postaraj się nie powstrzymywać
głosu i nie bój się chwycić mnie za włosy. Zapewniam, że to plus widok, jak
dochodzisz, będą wystarczającą nagrodą za moje dzisiejsze starania. Będę miał
potem o czym myśleć. – Spojrzał na niego z psotnym błyskiem w oku.
Igniss pokręcił lekko głową.
– Nie… Tak nie… znaczy...
– A może czymś jeszcze się martwisz,
hm? Na przykład że dasz się ponieść chwili i ja potem stwierdzę, że jesteś
łatwy? Co na pewno nie przeszłoby mi przez myśl. No, Iggy? To przede wszystkim
zabawa dla nas obu.
– Okej… – szepnął, po przełknięciu
śliny. – Okej – dodał odrobinę pewniej, patrząc w morskie oczy.
– Okej co?
– Nigdzie nie idę… Zostaję tu.
Charlie pocałował go mocno.
– Bardzo mnie to cieszy.
//*//
Pocałował go po raz drugi i trzeci,
przerywając na ułamki sekund, by mieli czas na zaczerpnięcie głębszego oddechu.
Gładził nagą skórę brzucha, pleców i ud, na nowo rozpalając jego ciało. Po paru
minutach takich pieszczot zsunął się z łóżka i przyklęknął przed Ignissem.
Chłopak spojrzał na niego z zaskoczeniem.
– Tak mi wygodniej – rudzielec
skwitował to krótko i zahaczył palce o materiał bokserek. – Unieś biodra.
– Wpierw ty… nie chcę być jedynym,
który… – Dotknął topu rudzielca.
Mierzyli się przez chwilę
spojrzeniami. Charlie z wahaniem ściągnął koszulkę.
– Dół też? Tylko ostrzegam, to może
być ostatni trzymający mnie w ryzach element.
Przełknął powoli ślinę.
– Na razie to mi wystarczy – posłał
mu nieco wystraszony uśmiech, samemu zsuwając z siebie bieliznę. – Pocałuj mnie
– poprosił cicho.
Charlie chwycił go pod uda i
szarpnięciem przyciągnął bliżej krawędzi materaca. Jedną dłonią chwycił lekko
za szczękę chłopaka i wpił się w jego usta. Sztywny penis oparł się o gorący
tors. Ig chciał się odsunąć, ale miał unieruchomione udo.
– Jest dobrze, zostań tak.
Przeniósł się z ustami na szyję,
parę pocałunków złożył na piersi i brzuchu, a potem na przytrzymywanym udzie.
Chwycił zębami delikatną skórę, sprawiając, że biodra bruneta drgnęły
gwałtownie. Polizał podrażnione miejsce, nie przejmując się mało przyjemnym posmakiem
balsamu. Wreszcie zbliżył twarz do jego krocza. Złapał go pewnie w dłoń i
przesunął mokrym językiem od połowy aż po główkę, oblizując jej obrzeże. Uda
Iga spięły się, a dłonie spoczęły na barkach mężczyzny. Nie zatrzymał go
jednak.
Charlie jeszcze przez chwilę
nawilżał trzon, drażniąc się przy okazji z pragnącym więcej doznań penisem.
Wreszcie wziął go do ust i obejmując mocno wargami, zsunął się do połowy
trzonu, zasysając przy tym lekko. Ig wciągnął gwałtownie powietrze, a gdy
Charlie cofnął głowę… Nie był już w stanie stwierdzić, co dokładnie rudzielec z
nim wyczyniał. Nacisk języka, wilgoć, ssanie… bodźce atakowały czasem naraz,
czasem osobno, w różnych miejscach, z różną intensywnością. Ig w pewnym
momencie zdał sobie sprawę, że jęczy i krzyczy na całe gardło jakieś zlepki
imienia Charliego i przekleństw. Palce nie wiadomo kiedy zakleszczyły się na
rudych włosach. Choć próbował je rozluźnić, by zasłonić usta, choć próbował
zamilknąć, bo zaschło mu już w gardle, nie był w stanie.
Przebiegło mu przez myśl, czemu
jeszcze nie doszedł, choć jest mu tak dobrze, ale język zabawiający się z jego
żołędzią skutecznie rozproszył jego myśli. Opadł na materac, nie mogąc już
utrzymać się na siedząco. Charlie wypuścił go z ust i uwolnił ściskaną do tej
pory podstawę penisa, z satysfakcją i płonącym spojrzeniem obserwując strugi
spermy oblewające brzuch i pierś jego kochanka.
Igniss leżał bezwładnie, łapiąc
spazmatycznie oddech. Charlie pomógł mu się lekko unieść i podstawił mu do ust
szklankę z wodą. Gdy była już pusta, nalał też trochę dla siebie.
– Dziękuję za komplement.
Nastolatek sapnął, czerwieniąc po
koniuszki uszu. Spojrzał na niego nieśmiało, prawą ręką zasłaniając nieznacznie
usta.
– Prze-przepraszam – szepnął,
odwracając na chwilę wzrok. – Odwdzięczę ci się.
– Nie rozumiem, za co mnie
przepraszasz. Za to że ci się podobało?
– Nie no… po prostu… ty też… –
Kiwnął głową w stronę krocza starszego mężczyzny. – Głupio mi, że tylko
ja…
Charlie upomniał się w duchu o
cierpliwość, nie lubił takich sytuacji, a niestety dużo osób myślało w ten
sposób… Nie znosił idei seksu z poczucia obowiązku.
– Jeśli naprawdę tego chcesz, nie
będę się wzbraniał. Ale jeśli zamierzasz mi obciągnąć tylko dlatego, że wydaje
ci się, że powinieneś, to daruj sobie. Już to dzisiaj raz powiedziałem, ale
mogę to powtarzać tyle razy, aż wreszcie zrozumiesz – seks ma być dobrą zabawą.
Dla obu stron. Nie ma tu miejsca na poczucie obowiązku. – Patrzyli na siebie w
milczeniu przez dłuższą chwilę. – Widzę po twojej minie, że mi nie wierzysz.
– To nie tak… – wyszeptał
zawstydzony. Przecież nie powie mu, że to wszystko przez Lou. Że jego pierwszy
facet nauczył go, że zawsze musi odwdzięczać się ograzmem za orgazm.
– Nie jestem jakimś altruistą,
wiesz? Gdybym sam nie czerpał przyjemności z robienia loda, to bym tego nie
robił. – Uśmiechnął się półgębkiem. – A twoje reakcje były wprost wyśmienite.
Będę miał dobry materiał do solozabaw, gdy już wrócisz do szkoły.
– Zboczeniec – sapnął, uderzając go
lekko w ramię.
– Przeszkadza ci to? – Uniósł
zaczepnie brwi. – Jeśli zwykłe wspomnienie o masturbacji do wspomnień o tobie
to za wiele, powinienem chyba zacząć się martwić. Czy przeżyjesz związek ze mną
– doprecyzował.
– Nie mam z tym problemu głupolu. Po
prostu to zawstydzające. Trochę. Nikt nigdy nie mówił mi, że będzie się pieścił
do wspomnień o mnie… czy coś.
– Czyli pod tym względem jestem
twoim pierwszym? No, no… Miłe uczucie, nie powiem, że nie. – Odgarnął kilka
zbłąkanych kosmyków za ramię nastolatka, nie omieszkając pogładzić przy tym jego
szyi i piersi. – W czymś jeszcze mogę liczyć na twój pierwszy raz? Choć może
łatwiej będzie wymienić, na jakie nie mogę liczyć. Za dużo jest opcji, by
wszystkie tak z marszu wymienić – dodał, ewidentnie zastanawiając się na głos.
Igniss ponownie spłonął rumieńcem,
chociaż jego twarz zdążyła już wrócić do normalnego stanu.
– Mam dla ciebie złe wieści.
Zdążyłem polubić wprawianie cię w zażenowanie, masz teraz cudowną minę.
– Co? Nieprawda!
– To ja tu oceniam – oznajmił
wesoło, po czym rozbawienie w jego oczach zastąpiło wyczekiwanie. Nieświadomie
zwilżył wargi koniuszkiem języka. – A teraz czekam na odpowiedź.
– Eem… Przed tobą byłem tylko z
jednym kolesiem, więc nie mam zbyt wiele do pokazania, że tak powiem… – wyznał.
Charlie cierpliwie czekał, aż brunet rozwinie temat, choć w głowie zajarzyła mu
się ostrzegawcza lampka. – Były pocałunki, jakieś macanki… było felatio.
Zerwaliśmy przed tym, jak miałem mu się oddać… – Wzruszył niedbale ramionami. –
Więc no… Jeśli poczekasz będziesz moim pierwszym… tak totalnie pierwszym –
wyznał ciszej.
– Jeśli poczekam? – powtórzył
skonsternowany. – A wybieram się gdzieś?
– Nie wiem… Jak po dwóch latach
chciałem to zrobić z Lou to zostałem zwyzywany od dziwek, więc nie mam pojęcia,
kiedy jest najlepszy moment…
Weasley spoważniał.
– O ile wiem, nie istnieje taki. A
Lou to jakiś debil. Z mojej strony nie masz co się obawiać takich tekstów.
Chyba że okazałoby się, że lubisz słowne sponiewieranie w trakcie seksu… ale to
kompletnie inna sytuacja. Dobra, może na razie udawaj, że tego nie powiedziałem
– poprosił z zakłopotaniem. – Dzięki za szczerość. To teraz najwyraźniej kolej
na mnie… Jeśli się jeszcze sam tego nie domyśliłeś, to… Nigdy nie próbowałem
przespać się z dziewicą.
Igniss zamrugał powoli.
– W sensie? Odrzuca cię to?
– Nie? – odpowiedział pytaniem na
pytanie. Skąd Ig brał takie głupie pomysły? – Po prostu ludzie nie raz
wypominali mi, że próbuję narzucić zbyt szybkie tempo… Które dla ciebie może
być jeszcze bardziej odczuwalne… czy coś. Nie wiem w sumie sam, co chciałem
przez to powiedzieć – speszył się. – Po prostu daj znać, jeśli będę za bardzo
naciskać.
~*~
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, życzę aby ich związek trwał długo, było tutaj po prostu cudownie... Chris bardzo mi przypadł do gustu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia