czwartek, 15 sierpnia 2019

Historia Smoka 16


~*~
Wróciwszy z łazienki, Charlie przysiadł na łóżku, obserwując wciąż śpiącego Iga. Rozczochrane czarne kosmyki rozsypały się dookoła ciała nastolatka, w znacznej mierze ginąc gdzieś pod kołdrą. Chłopak leżał na boku z dłonią przyciśniętą do policzka i oddychał spokojnie przez lekko rozchylone wargi. Wyglądał tak niewinnie i bezbronnie…
Weasley odgarnął mu delikatnie włosy za ucho. Chłopak mruknął i poruszył się lekko przez sen, ale zaraz znów znieruchomiał. Rudzielec nachylił się nad nim i dmuchnął mu lekko w szyję. Ig znów zaczął się wiercić i mocniej naciągnął na siebie kołdrę. Charlie uśmiechnął się pod nosem. Obniżył się jeszcze bardziej i polizał go po żuchwie, kończąc ruch wilgotnym pocałunkiem blisko ucha. Cofnął się kawałek, by zobaczyć, jak Ig patrzy się przed siebie w pełni obudzony.
– Co ty robisz…? – spytał głucho.
– Pobudkę. Przydałoby się zdążyć na śniadanie – odparł, nie dając po sobie poznać, że ton Iga go zmieszał.
– Och. Racja – Uśmiechnął się lekko do mężczyzny. Przeciągnął się na łóżku z cichym pomrukiem i usiadł. – Nie chce mi się – oznajmił nagle rozbrajająco i znów się położył.
– Mam bardzo ważne pytanie, więc skup się na moment, okej? – Igniss otworzył jedno oko i spojrzał na niego. – Masz łaskotki?
– Wiem co knujesz i nawet się… nieee! Aahaha!– Kwiknął wręcz, wyginając się i wierzgając nogami. – Charrr! Nieeeee! Proo-ahahahaha-szęęę!
– Wciąż zamierzasz ponownie iść spać? Nie przestanę, póki się nie rozmyślisz – oznajmił z szerokim uśmiechem. Wyraźnie bawiło go “torturowanie” Ignissa.
– Hahahahahahahaha!! Idęęę! Haha… Proszę! Aaa… Jeeeeść-ahahahahaha! Chodźmy!
Weasley przestał go łaskotać, ale nie cofnął tak od razu dłoni. Przez chwilę gładził maltretowane boki, obserwując twarz swojej niedawnej ofiary.
– Potwór z ciebie – mruknął cicho, uspokajając oddech.
– Przecież nic takiego nie zrobiłem. Nawet nie doprowadziłem cię do łez. Powiedz, masz ochotę coś konkretnego dziś porobić? Możemy się wybrać do jakiegoś miasta pozwiedzać, dalej pokręcić się po okolicy, wybrać się do term lub klubu potańczyć…
– Chcę, żebyś mnie pocałował – powiedział, łapiąc jego dłonie. – Potem zjemy śniadanie… a potem mogą być termy.
– W porządku, ale przed tym wszystkim umyj zęby. Jakkolwiek kocham się całować, smak poranka nie jest moim ulubionym.
Igniss posłał mu zaskoczone spojrzenie, by zaraz parsknąć cicho.
– Rozumiem. Dzisiaj bez całowania. – Wzruszył ramionami i podniósł się z łóżka. Odgarnął włosy za ramię i chwytając ręcznik z fotela udał się do łazienki.
Gdy wyszedł z łazienki, niemal wpadł na Charliego, który właśnie opuścił pokój swojego współlokatora.
– Ej, ostrzegałbyś… I co tam robiłeś?
– Budziłem Leo. Wczoraj imprezował do późna, jak wiesz, więc dziś sam by się zbyt wcześnie nie zwlekł, a ma pierwszą zmianę… Tak, wiem, że to brzmi, jakbym mu matkował, nie musisz robić takiej miny. Ale to nie do końca tak. Po prostu wymieniamy się… przysługami.
– Przysługami… – powtórzył za nim chłopak, marszcząc brwi. – Idziemy na to śniadanie? – spytał po chwili ciszy. – Odłożę tylko ręcznik i ubiorę buty…
– Ig, wiem, co ci przyszło do głowy i nie, to nie ma nic wspólnego z seksem. Wiele można mi zarzucić, ale nigdy nikogo nie zdradziłem – oznajmił stanowczo z założonymi na piersi rękoma. Nienawidził takich insynuacji. – To że jestem niewyżyty, nie znaczy, że przestaję myśleć głową.
– Wiem, Charlie…
– Właśnie widzę. A może myślisz, że skoro wczoraj skończyliśmy na pocałunkach, to…
– Dość. – Igniss położył dłonie na ramionach rudzielca. – Charlie, to nie tak. Po prostu rano odmówiłeś pocałunku…
– Przecież podałem ci powód. Po co miałbym kłamać?
– Sądziłem, że jesteś zły, bo ci się nie dałem…
– I wracamy do punktu, gdzie uważasz, że poszedłem na poranny seks z Leo, bo nie mogłem wytrzymać napięcia. Ech, głuptas z ciebie. – Położył dłoń na głowie nastolatka i pogładził go. – Musisz we mnie trochę uwierzyć. Bo inaczej nie przetrwasz gadaniny Leo.
– To znaczy?
– Będzie zasypywał nas insynuacjami i zaproszeniami, głównie po to żeby ciebie drażnić i sprawdzić.
– Niech tylko spróbuje, to będzie zbierał zęby…
– Powstrzymam cię, jeśli spróbujesz się na niego rzucić.
– To on może mówić co mu się żywnie podoba, a ja mam mu na to pozwalać? Fajnie, że trzymasz stronę swojego chłopaka…
– Pyskować mu możesz do woli. Ale nie pozwolę wam się pobić.
– Mi nic by się nie stało – prychnął nastolatek.
– Jeśli wiedząc to, specjalnie zaczniesz bójkę z moim przyjacielem, to na tym skończy się nasza znajomość. – Jego spojrzenie wyraźnie mówiło, że nie jest to czcze gadanie.
– Świetnie! Czyli on jest dla ciebie ważniejszy?!
– Nie, po prostu gardzę mężczyznami, którzy nadużywają swojej siły i gnębią słabszych. Powiedziałem już, że słownie możesz z nim walczyć ile chcesz, ale nie mam zamiaru tolerować przemocy.
– Oczekujesz, że nie będę reagował na jego zaczepki. A może tak jego przyhamujesz?
– Jeśli będzie przesadzał, to go upomnę.
– Upomnisz… – prychnął i zabrał się za wiązanie wysokich pod kolano glanów.
– Co w tym błędnego? Przecież nie będę mu prawił kazania. Nie jestem jego ojcem.
– Ale do pracy to go budzisz.
– Pomaga mi zmieniać opatrunki, odwdzięczam mu się, pilnując, by wstawał po imprezach do pracy. W niczym innym mu się nie przydaję.
– Cheeeee – usłyszeli dobiegające z korytarza ziewnięcie i ciche skrzypnięcie desek – Cherry, nie obgaduj mnie już od samego rana. – Do salonu zajrzał półnagi Orwell. – I zanim mnie nie zbanowałeś, przydawałeś się też do wielu przyjemniejszych przysług. – Spojrzał na Ignissa, jakby dopiero dostrzegając jego obecność. – Dobry. Coś strasznie cicho wczoraj byliście, aż się zastanawiałem czy żyjecie... ale nie chciało mi się sprawdzać.
– To zły mo…
– Wybacz brak koncertu. Nie pieprzę się na pierwszych randkach – warknął nastolatek, wychodząc z domku jako pierwszy.
– Leo, spróbuj na razie przystopować z takimi komentarzami.
– A co, zazdrosny jest o mnie?
– Najwyraźniej. I już groził, że cię następnym razem obije za takie teksty. Zabroniłem mu, ale nie prowokuj go niepotrzebnie.
– No, no… Gwałtowny ma charakterek. Ale zdaje się, że jest całkiem porządny. Spróbuję się nieco pilnować, ale ty też go nie zepsuj go, co?
– Czemu nie chcesz żebym go zepsuł?
– Bo taki wydaje się ciekawszy? – odparł pytaniem na pytanie i uznając rozmowę za zakończoną, wycofał się do łazienki. – Ale nie daj się zbyt długo hamować! – krzyknął przez drzwi. – Bo skończy się jak z tą… jak jej tam… No wiesz którą!
– Dzięki za troskę, ale sobie poradzę! – odpowiedział spod drzwi wyjściowych, zakładając na siebie kurtkę.
– Jak zawsze?!
Zignorował kpiarską uwagę i wyszedł przed domek w chłód zimowego poranka, od razu podchodząc do Ignissa. Objął go ramieniem w pasie i cmoknął w policzek.
– Zapomniałeś o swoim upragnionym pocałunku.
Pochylił się, z zamiarem sięgnięcia jego ust.
– Idziemy na śniadanie? – spytał, odsuwając się nieznacznie. – Jestem piekielnie głodny.
– ...Idziemy, idziemy. Na szczęście to niedaleko.
//*//
– Długo jeszcze chcesz się tak boczyć? Już mu powiedziałem, żeby się pilnował. A może to na mnie jesteś wciąż zły?
– Dzięki… i nie jestem zły.
– Właśnie widzę. Bo wcale nie robisz tej uroczej, obrażonej miny.
– Moje miny nie są urocze! – sapnął, oblewając się rumieńcem – Zmieńmy temat…
– Jestem otwarty na propozycje.
– Eeemm… – Zwiesił głowę, nie wiedząc do końca jaki temat chciałby poruszyć.
– Właśnie, pewnie nie masz przy sobie kąpielówek?
– Co...? – Podniósł zaskoczone spojrzenie na rudzielca. – A, fakt. Nie mam.
– Dobra, to na miejscu się kupi. Będziesz też pewnie musiał włosy związać.
– Włosy to nie problem. Bardziej martwi mnie kupno kąpielówek… – mruknął, bawiąc się jajecznicą na talerzu. – Myślisz, że gdzieś będzie tam kantor? Będe musiał funty wymienić, bo na śmierć o tym zapomniałem.
– Pewnie w jakimś mieście niedaleko jest, ale szczerze nie chce mi się szukać. Po prostu ci je kupię. Mogłem cię uprzedzić, że mam w planach takie wyjście.
– Eee, no dobra. To po prostu oddam ci za nie potem… i w sumie nic się nie stało, i tak nie miałbym gdzie ich kupić po drodze.
– No w sumie racja… – Zmierzwił czarne włosy, widząc zakłopotany wyraz twarzy nastolatka.
– Ej, nie rób tak! Co ja, pies?
– Nie musisz mi nic oddawać. Stać mnie, żeby kupić swojemu chłopakowi kąpielówki. A jeśli bardzo ci zależy, to w zamian możesz dziś też przystać na jakiś mój kaprys. Co ty na to?
– No niech będzie… i w sumie jest jeszcze jedna sprawa.
– Yhm? – mruknął pytająco, przeżuwając kawałek kiełbasy.
– Jak głębokie są tam baseny?
– To zależy, ale w większości poziom wody nie sięga mi nawet do pach.
– Och, to w sumie dobrze. – Ostatecznie skusił się na odrobinę jajecznicy. Była taka sobie. Jak dla niego miała za mało soli.
– A co? Nie umiesz pływać?
– Po tym jak ojciec próbował mnie utopić? Nawet nie próbowałem się uczyć. – Wzruszył ramionami, biorąc kolejny kęs.
Charliemu zrobiło się głupio. Kompletnie o tym zapomniał.
– Wiesz, Ig... Jeśli nie chcesz tam iść, to wymyślimy coś innego.
– Nie no, jest okej. Po prostu upewniałem się, że będę miał grunt pod nogami.
– Z tym nie będzie problemu. Tam jest tyle basenów do wyboru, że spokojnie możemy skupić się na tych płytszych.
– Ewentualnie – mruknął, odsuwając od siebie nieznacznie talerz i patrząc z zainteresowaniem na mężczyznę – moooże, mógłbyś mnie troszkę czegoś nauczyć, co?
– Zobaczymy na miejscu, okej? Jeśli będzie do tego miejsce, to się postaram.
 – Jasne. – Posłał mu pogodny uśmiech. – A nawet jak nie będzie miejsca, to i tak będziemy się dobrze bawić, nie?
//*//
– I jak, wygrzaliście się? – zagadnął ich głos znikąd. Dopiero gdy się przyjrzeli, dostrzegli włosy Leo wystające nieco za podłokietnik kanapy.
– A ty co, swojego łóżka nie masz, że tu leżysz?
– Raczej życia… – mruknął cicho brunet do rudzielca.
– W swoim pokoju nie mam kominka – odparł znudzonym tonem.
– Życie to on ma, ale zaczyna je dopiero w nocy. Jak wampir – odparł równie cicho, odwieszając ich kurtki. – Co taki bez życia jesteś?
– Odnawialiśmy bariery, dopowiedz sobie resztę.
– To takie ciężkie? – Ig uniósł jedną brew.
– Jeśli chodzi o bariery mające powstrzymać smoki przed opuszczeniem sektorów, to tak, to jest ciężkie. No i jest kurewsko zimno a ja musiałem sterczeć na dworze przez trzy godziny, podczas gdy wy grzaliście tyłki w gorącej wodzie.
– A to nasza wina, że dostałeś dzisiaj kijową robotę? Gdybyś miał wolne, to pewnie poszedłbyś z nami.
– Ani wasza, ani moja, ani w ogóle żadna wina. Ale jak udam że się irytuję, to może serio mi skoczy ciśnienie i szybciej się rozgrzeję?
Charlie spojrzał za oparcie i parsknął śmiechem.
– Więcej tych kocy nie miałeś? Ile ich tu jest, pięć?
– Jak ty liczysz, Cherry? Cztery. Dwa moje i dwa twoje.
– Złodziej koców.
– Zażalenia proszę na piśmie. – Amerykanin podniósł się z kanapy owinięty szczelnie wszystkimi kocami. – Skoro przyszliście, idę schować się w swojej jaskini.
– A kocy Charliego to już nie oddasz?
– To są zapasowe, tych z łóżka wam nie zabierałem. Więc odpowiedź brzmi, nie.
– Zmarzłeś troszkę i już humorek nie ten?
– A co, mam się cieszyć? To nie ten rodzaj masochizmu. Może boleć, może parzyć, ale przy zimnie wysiadam.
Igniss posłał mężczyźnie na wpół zdumione i zażenowane spojrzenie. Czy on tak serio otwarcie przyznał się do swoich upodobań seksualnych? Zerknął na swojego chłopaka, ale ten jakby w ogóle tego komentarza nie zauważył.
– A nie mogłeś rzucić na siebie zaklęcia rozgrzewającego? Albo wziąć gorącego prysznica?
– Czy ty wiesz, jak to wszystko wysusza skórę?! Ignorant – prychnął.
– Ja bym wziął gorący prysznic, a potem nasmarował się ulubionym balsamem z olejkiem do ciała. – Black wzruszył ramionami. – Przyjemne z pożytecznym i skóra szczęśliwa.
– Jakby mi się rano nie skończył, to bym tak zrobił. – Siąknął cicho nosem.
– Pożyczyć ci? Mam o zapachu kokosa z olejkiem monoi.
Twarz Amerykanina wreszcie się rozjaśniła.
– Serio pożyczyłbyś mi? Z nieba mi spadasz!
– Pff… bez przesady. – Machnięciem ręki przywołał do siebie butelkę z balsamem. – Potem mi zostaw w łazience, żebym też mógł z niego skorzystać. A jak ogólnie ci się spodoba, to mogę ci resztę zostawić, żebyś potem wiedział też czego szukać.
– Widzisz, Cherry? Normalni ludzie wiedzą, że trzeba dbać o coś więcej niż samą twarz.
Rudzielec wywrócił oczami i ściągnął przyjacielowi koce z ramion. Odrzucił je na kanapę.
– Spadaj już pod ten prysznic, zaczynasz mnie wkurzać.
//*//
Rozsiedli się na wolnej kanapie, grzejąc się przed kominkiem. Może i przez jakieś cztery godziny moczyli się w różnych gorących basenach i jacuzzi, ale wystarczyła trasa od bramy osady do domku, żeby zdążyli zmarznąć. Ale nie było czemu się dziwić, była zima a ośrodek znajdował się w górach.
Skorzystali z jednego z kocy, które zostały po Leo. Charlie objął Iga ramieniem, nakłaniając go tym gestem, by oparł się o niego. Oparł policzek o jego głowę.
– Po obiedzie spróbujemy złapać tych znajomych, z którymi chciałem cię poznać, może być?
– Jasne. Mówiłem ci przecież, że super będzie poznać twoich znajomych.
– Wiem, chciałem tylko żebyś zatwierdził termin – wyjaśnił żartobliwie.
– Och, ok. Mi pasuje. – Uśmiechnął się zadowolony. – A powiesz mi co nieco o nich czy wolisz tak posiedzieć przed kominkiem w ciszy? Która też jest przyjemna, żeby nie było.
– W telegraficznym skrócie mogę o nich opowiedzieć. – Przeczesał palcami czarne kosmyki i zaczął bawić się ich końcówkami. – Na pierwszy ogień pójdzie Chris. To facet, któremu zawdzięczam swoje życie i zdrowie. To on mnie najczęściej składa do kupy, bo to do niego jestem przypisany. No i to do jego kliniki trafiają małe smoczki. Jest trudny w obyciu i surowy, ale dobrze się z nim rozmawia. Choć poczucie humoru ma kiepskie… Okej, nieco długi ten telegram mi wyszedł. Ale Chrisa ciężko streścić w kilku słowach.
– Z opisu przypomina trochę Severusa.
– Profesora Snape'a? Moooże odrobinę, ale jest bardziej przystępny. No i nie jest samotnikiem, ma żonę i syna.
– Severus ma córkę.
Mężczyzna spojrzał na niego z konsternacją.
– Poważnie? No dobra, ta informacja do mnie nie dotarła, ale i tak wydaje mi się, że Chris jest bardziej przystępny. Sam zobaczysz, jak go poznasz.
– Myślę, że ten Chris będzie dla mnie taki sam, jak Sev dla ciebie. Co nie znaczy, że nie chcę go poznać. Może być zabawnie,
– Ach, tylko od razu cię ostrzegę… Wszyscy znajomi, z którymi się mocniej trzymam, są ode mnie starsi.
– Czyli będę dla nich głupim szczeniakiem?
– Tylko Chris może dać ci to odczuć, ale on tak w stosunku do każdego się zachowuje. Mnie też często traktuje jak gówniarza.
– Czyli życie jak z Sevem. – Uśmiechnął się z rozbawieniem, bawiąc się palcami mężczyzny.
– Cóż, możliwe. Drugi w kolejce jest Paulo, ale z nim to nigdy nie wiadomo, gdzie jest. Po wizycie u Chrisa podejdziemy do jego domku, może akurat trafimy.
– Mi pasuje taki plan.
– Bardzo chciałem żebyś jeszcze Andree poznał, ale dziś skoro świt wyleciała na akcję terenową i ma wrócić dopiero jutro albo pojutrze. To jej zespołowi najczęściej pomagam.
– To nie wiem, czy chcę ją poznać.
– Czemu?
– Skoro to ona naraża cię na niebezpieczeństwo.
– Jakbym nie był łowcą, to by mnie nie zabierała. Mimo mojego obecnego miejsca pracy szkoliłem się, żeby móc latać w teren, a ona mi to po prostu od czasu do czasu umożliwia – stwierdził z poirytowaniem. – Jest świetnym strategiem, jeśli przy kimś można czuć się względnie bezpiecznie w terenie, to właśnie z nią za plecami.
– Przepraszam… nie powinienem mówić, że nie chcę jej poznać… W końcu czy lecisz w teren, czy też nie, to nie ma znaczenia. Zawsze może zdarzyć się coś, przez co nawet w ośrodku znajdziesz się w niebezpieczeństwie.
Charlie wrócił do przerwanej zabawy czarnymi kosmykami.
– Dokładnie. Nawet maluchy stanowią zagrożenie, choć wyglądają tak rozkosznie. Niektóre są w miarę oswojone, jak Ewa, ale większość jest dzika. Mamy nawet dwa takie, które już kilkukrotnie rzuciły się na pracowników.
– Znając moje szczęście, rzuciłyby się też na mnie.
– Reagują bardzo gwałtownie na niepewność i strach, więc byłbyś ich celem od momentu przekroczenia bariery. Dlatego są trzymane w izolatkach, gdzie dostęp mają tylko doświadczeni pracownicy.
– Zabrzmiało to tak jakbyś miał mnie za tchórza...
– Wybacz, Iggy, chodziło mi tylko o niepewność. W końcu nie można być pewnym siebie, gdy nie wie się, co zaraz przed tobą stanie, no nie?
Zapadła chwila niezręcznej ciszy.
– Ten balsam jest obłędny!! – dobiegł z łazienki krzyk Orwella. Drzwi skrzypnęły i odgłosy bosych stóp dotarły do salonu. – A, tu siedzicie. Ig, zamiast samemu się z tym bawić, niech Cherry się na coś przyda. Nie pożałujesz.
Brunet uniósł jedną brew, próbując nadążyć za tokiem myślenia Amerykanina. W końcu uśmiechnął się drapieżnie.
– A myślisz, że po co to wziąłem?
– Uuu, no i to ja rozumiem. Miłej zabawy, chłopcy, ja wracam do jaskini. Ale jakbyście potrzebowali trze...
– Leo, daruj.
– Skąpiec. Jeszcze raz dzięki, Ig.
– Nie ma za co. Potem mogę ci przy okazji wysłać nową butelkę.
– Nie pogardzę, potem się zgadamy.
– Jasne, a teraz uciekaj do jaskini.
~*~

1 komentarz:

  1. Hejka, hejka,
    wspaniale, ale nie dziwię się Ignisowi że się obraził bo te komentarze Leo są wkurzajace, ale rozumiem go jest taki otwarty to jego styl... ale i Charlie cóż zawsze bierze się stronę partnera...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń