~*~
– Na co ten laborat?
Uniósł głowę, spoglądając na
zaciekawioną Gryfonkę.
– Normalnie odpowiedziałbym, “nie
twoje interere, bo kociej mordki dostaniesz”... ale skoro to ty, Ginny, to
powiem prawdę – list do twojego brata.
– Łaskawca z ciebie – zaśmiała się
krótko, kręcąc głową. Przysiadła obok niego na kanapie i zgarnęła jedną z
pogniecionych kartek z ławy przed nimi. Rozłożyła papier i przesunęła wzrokiem
pobieżnie po tekście. – To która to próba odpisu? – spytała na pozór obojętnie.
Oprócz tej kartki, na blacie walało się jeszcze kilka papierowych kulek.
– Nie wiem, nie liczyłem. – Ig
wzruszył niedbale ramionami. – Jesteś dobra z arytmetyki? To policz ile ich
jest.
– Tak bardzo nie wiesz co mu
odpisać, że tyle prób już przeprowadziłeś?
– Właściwie to nie. Mam mu do
powiedzenia tyle rzeczy, że sam nie wiem, co najpierw mu przekazać. Ostatecznie
wychodzi na to, że informuję go o kilku rzeczach naraz i wychodzi z tego
niezrozumiały bełkot. No i nie mogę za bardzo pokazać, że czekałem na jego list
jak głupi.
– Głupek z ciebie.
– Wiem. – Wyszczerzył się radośnie.
//*//
Szanowny Panie Weasley!
Wielką radością wypełnił
mnie Pana list. Przyznać muszę, że po długiej ciszy z Pana strony zacząłem
podejrzewać, że jednak zrezygnował Pan ze swojego postanowienia. Ogarniał mnie
smutek na samą myśl o tym. Jednak ten jeden malutki list sprawił, że wszelkie
moje zwątpienia w Pana uleciały niczym spłoszone motyle. Mimo wszystko
chciałbym przeprosić, że zacząłem w Pana wątpić.
HA! Złapałeś zdziwko,
smoczy maniaku?
Nie spodziewałeś się
takiej odpowiedzi, co? Nie martw się, ja też nie sądziłem, że wyjdzie mi taki
„poprawnie sztywny” początek. Chociaż nie. Podejrzewałem, że tak wyjdzie. Ale
czego się można spodziewać, po dwudziestej trzeciej próbie pisania listu (Gin
liczyła odrzucone koncepcje – podejrzewam, że chciała mi chyba tym dopiec, ale
jakoś jej nie wyszło)?
Odpowiadając na Twoje
pytania.
Lekcje mi się dłużą.
Ciągną się w nieskończoność, gorzej niż flaki z olejem. To naprawdę jest
tragiczne, kiedy większość materiału masz opanowaną, a i tak musisz udawać, że
chociaż troszkę cię to interesuje.
Draco z Harrym co chwilę
odstawiają jakieś akcje. Chociażby przy oglądaniu zdjęć. Okazało się, że
bliźniacy uwiecznili dwa momenty z tego, jak Harry pokazywał Ci tatuaż. To
mocno ubodło mojego kochanego braciszka. Harry musiał dosłownie rzucić się na
niego, by go uspokoić (pocałunkami; swoją drogą odstawili naszej paczce ładne
widowisko (przy okazji, mina Rona na to była bezcenna)).
Kilka razy złapałem się
na tym, że rano schodziłem do pokoju wspólnego, oczekując, że będziesz tam na
mnie czekał z rozmową. Ale Ciebie tam nie było.
Niestety na zapach kawy
czy herbaty, nie reagowałem w sposób: „O boże, Charlie!”. W sumie dobrze, bo
pewnie wzięliby mnie za większego wariata niż jestem na co dzień.
Co do przyjazdu. Kusząca
propozycja, nie powiem. Musiałbym jednak poprosić przyzwoitkę numer jeden, dwa
i trzy o zgodę. W przypadku dwójki (dyrcio) i trójki (nietoperek) jakoś nie
będzie o to trudno. Jednak Smoczątko może znów robić swoje słynne foszki.
Niemniej zrobię wszystko, by Ciebie odwiedzić.
Całuski,
Iggy
PS. Pamiętasz jak
zastanawialiśmy się czy Galena jest jadowita? Odpowiedź brzmi: jest. Gdyby nie
szybka reakcja Draco oraz cudowne umiejętności jego chrzestnego oraz piguły,
pewnie musieliby amputować mi łapę przy samym barku. Ma się to szczęście, nie?
//*//
“Jesteście cholernie niepoważni! Mam nadzieję, że teraz już
nosicie ze sobą porcję antidotum na spotkania z nią...”
“To nie moja wina, że ta cholera się na mnie rzuciła. Skąd
miałem wiedzieć, że klepnięcie Draco w ramię uzna za atak na niego? T.T”
“To nieistotne. Nawet przypadkiem może kogoś z Was zranić.
Mówiłem, że powinniście sprawdzić czy nie stanowi zagrożenia”
“No to sprawdziliśmy… >.< I teraz już jesteśmy
przygotowani na atak chodzącej wścieklizny. A raczej Draco jest. Bo ja już do
niej nie mam zamiaru iść.”
“Boisz się jej teraz?”
“Nie. To ona teraz powinna się mnie bać. Bo na samą myśl o tym,
co mi zrobiła mam ochotę na małą zemstę. Dopóki mi nie przejdzie, wolę nie
ryzykować uszczerbku na jej zdrowiu.”
“Hahaha, naprawdę specyficzny z Ciebie chłopak. Ale za to Cię
uwielbiam”
“Mam ochotę znaleźć się teraz przy Tobie i dać się pocałować”
“Dać się...? To już minęła Ci faza na dominację?”
“Słaby ze mnie dominant… Lepszy za to uległy :D”
“Troszkę więcej pewności w działaniu i dałbyś radę, choć i tak
nieźle ci szło. Za to uległy jesteś wprost rozkoszny”
“Chciałbym tego nie komentować…
…
…
Ale…
NIE JESTEM ROZKOSZNY!”
“A fakt, miało być “kochany”, ale co poradzę, że tamto słowo
najlepiej pasuje :P”
“Nie pasuje, głupolu ;p”
“Zachowam się teraz jak przykładny facet. Uwaga:
Dobrze, rybko, oczywiście masz rację”
“Dupek
Skopię Ci zadek jak się spotkamy…”
//*//
– Dzięki, Sev.
– Nigdy więcej mnie już o coś takiego
nie proś – burknął mężczyzna. Znajdowali się teraz przed wejściem do rezerwatu,
w którym pracował Weasley. Żeby tu dotrzeć musieli skorzystać aż z CZTERECH
świstoklików. Nawet zaprawionego w boju mogło zemdlić od takiej ilości w
krótkim czasie.
– Ale kiedy ja się sam bałem
podróżować – rzucił ze śmiechem. To nie jego wina, że Snape wyglądał zabawnie,
kiedy ze wszystkich sił starał się nie pokazać, jak bardzo mu niedobrze. – Do
tego jestem niepełnoletnim smarkiem, jak to ostatnio zauważyłeś... oraz uczniem,
którego musisz jako nauczyciel bezpiecznie odstawić na miejsce.
– Nie cwaniakuj. Nie wiem jakim
cudem nakłoniłeś dyrektora, by się zgodził na tę wycieczkę, ale więcej na mnie
nie licz.
– To kto mnie potem zabierze do
Hogwartu? Swoją drogą, nie chcesz tu zostać na weekend?
– I zostawić szczeniaki samopas? Nie
ma mowy.
– To czeka cię jeszcze podróż
powrotna. Jesteś pewny, że nie chcesz odpocząć?
– Na pewno nie w miejscu, gdzie
będziesz migdalił się z Weasleyem.
– Zaraz tam migdalił. Wiesz dobrze,
że to ty jesteś dla mnie najważniejszy.
– Zaraz rzucę na ciebie jakąś
klątwę, jeśli nie przestaniesz z tymi żartami…
– Grozi profesor uczniowi? No, no,
nieładnie. – Dobiegł ich wesoły męski głos. Charlie wyszedł przez bramę osady.
Mistrz Eliksirów spojrzał bez wyrazu
w stronę rudzielca. Wysoki, umięśniony, po włosach i oczach widać z jakiej
rodziny. Nie ma mowy o pomyłce.
– Weasley. Bądź tak dobry i zabierz
go z dala ode mnie.
– Z największą przyjemnością,
profesorze. Chodź I...
– Zaraz, nie powiedziałeś, czy potem
przyjdziesz mnie odebrać.
– A jak myślisz? – spytał, rzucając
mu krótkie spojrzenie i uruchomił powrotny świstoklik, którym był stary
zdezelowany kapelusz.
– To całkiem urocze, że udaje
zimnego drania, a w rzeczywistości przyjdzie pół godziny przed czasem, żebyś na
niego nie czekał. Przynajmniej takie odniosłem wrażenie przez ten jego wzrok.
– Cały wujek. – Ig wzruszył
ramionami. Następnie zminimalizował odległość między nimi i wtulił się w
Weasleya. – Tęskniłem, Charlie.
– Ja też, Iggy. – Przytulił go mocno,
po chwili odsunął od siebie i chwycił za rękę. – Wejdźmy do środka.
– Dwa razy nie musisz mi tego
proponować.
//*//
Jak tylko odstawili bagaż do domku,
a Charles chwycił w garść miotłę, niezwłocznie ruszyli na zwiedzanie. Igniss
rozglądał się po okolicy z szokiem wypisanym na twarzy. Niby Charlie wspominał
mu o rozmiarach ośrodka, ale jego wyobrażenia i tak nie oddały rzeczywistego
ogromu tego miejsca.
– Tu jest niesamowicie. A to tylko
początek – mruknął, spoglądając na mężczyznę błyszczącymi oczami. – Nie dziwię
się, czemu nie chcesz opuszczać tego miejsca.
– Stąd widać może ćwierć rezerwatu.
To jezioro kończy się nawet nie w połowie długości terenu zajmowanego przez
smoki. A całość jeszcze zakręca. – Wskazał na skały w oddali, które po prawej
stronie tworzyły coś na kształt półścianki zasłaniającej część horyzontu. –
Pracuję na tym występie. A on wyznacza połowę tego jeziora. Stamtąd widać
większość terenu, choć wciąż widok jest ograniczony. – Przełożył nogę przez
miotłę, którą ze sobą przyniósł i spojrzał na Iga. – Usiądź za mną, zrobimy
sobie małą rundkę, a potem polecimy do babyctora.
– Jesteś pewny, że chcesz mnie za
sobą na miotle? Jestem pechowcem pod tym względem.
– Dam sobie radę, nawet jakbyś
próbował mnie z niej zrzucić. Chyba że podpalisz albo wysadzisz jej ogon, to
może się zrobić niebezpiecznie.
– No okej, przekonałeś mnie. Chyba –
zaśmiał się nieco nerwowo, siadając za mężczyzną i przytulając się do jego
pleców.
– Nie ma tu nic, co mogłoby cię
wystraszyć, więc akcja w stylu wysadzania kafla nie będzie miała miejsca. –
Spojrzał przez ramię z rozbawieniem.
Odepchnął się zdecydowanie od ziemi
i powoli wzbili się w powietrze. Z każdą kolejną stopą ramiona Iga zaciskały
się coraz mocniej dookoła jego pasa. Gdy zawiśli jakieś dwadzieścia pięć stóp nad
ziemią, Charlie puścił jedną ręką trzonek i przykrył nią zaściśnięte na jego
brzuchu dłonie.
– Głupku! Nie puszczaj miotły!
– Spokojnie, nie puściłem jej. –
Gładził uspokajająco kciukiem osłonięte rękawiczkami pięści. – Jak już
przestaniesz panikować, to popatrz na lewo.
Igniss otworzył powoli nie wiadomo
kiedy zamknięte oczy i spojrzał we wskazanym kierunku. Wciągnął mocniej
powietrze, nie mogąc wyjść z zachwytu.
Dopiero teraz tak naprawdę mógł
zobaczyć, że to rezerwat smoków. Z ziemi widać było tylko te nieliczne, które
przelatywały z miejsca na miejsce. Za to z tej wysokości… Niewielkie grupki
poukrywane za skałami wylegiwały się w spokoju. Inne wędrowały do wodopoju lub
ganiały owce lub niewidoczne z tej odległości króliki. Gdzieś po lewej spod skalnej
ściany dobiegał przyprawiający o ciarki ryk. Gdyby się dobrze przyjrzeć,
dostrzegłoby się bijące się ze sobą dwa smoki i próbujących je rozdzielić
pracowników. Z kolei po przeciwnej stronie sektora przechadzał się dużo większy
niż pozostałe brunatnozielony smok z jednym skrzydłem. Zaraz potem uwagę
Ignissa przyciągnął głośny plusk i jakby fontanny na środku jeziora. Gdy
spojrzał w tamtym kierunku, spod tafli wylatywały jeden za drugim niezbyt duże,
niemal przezroczystobłękitne smoki, tylko po to by zaraz znów dać nura w
częściowo skutą lodem toń.
– To zimorogi słodkowodne. Budzą się
jedynie na jakieś trzy, czasem cztery miesiące w roku i polują na ospałe przez
niską temperaturę ryby i zwierzęta żyjące przy zbiornikach wodnych. Straszne z
nich szkodniki, więc ludzie je mocno wybijali.
– Jest szansa zobaczyć je z troszkę
bliższej odległości?
– Jasne. Wszystko tu jak okiem
sięgnąć to teren dla zwiedzających. Na skałach dookoła są wyznaczone bezpieczne
strefy. Zazwyczaj wycieczki wędrują od jednej do drugiej wytyczonymi szlakami,
ale nikt się nie obrazi, jak polecimy nieco na skróty.
Chwycił z powrotem obiema dłońmi
trzonek i zakręcił, lecąc ku obrzeżom strefy. Poruszali się niezbyt szybko
ponad ścieżkami, od czasu do czasu mijając się z pracownikami, których rudzielec
pozdrawiał w przelocie. Parę minut zajęło im dotarcie do odpowiedniej strefy,
ale Ig nie narzekał. Po drodze miał wystarczająco pasjonujących widoków, by nie
zwracać uwagi na nic innego.
– Na wszystkich świętych, jak tu
jest cudownie – westchnął rozmarzony, kiedy wylądowali na tarasie widokowym.
– Latem ten widok robi jeszcze
większe wrażenie. Teraz większość smoków jest pochowana i nie ma zbyt wiele
zieleni. Dopiero jak jest cieplej, to robi się tu prawdziwy ruch. W sumie pod
tym względem smoki są jak wszystkie zwierzęta.
Charlie stanął za Igiem i przylgnął
do jego pleców.
– Więc w wakacje zabierzesz mnie tu
jeszcze raz, nie? – spytał cicho, opierając się o tors rudzielca.
– Z największą przyjemnością –
zapewnił cichym głosem tuż nad jego uchem. – Będziemy się też mogli wtedy
wybrać poza teren ośrodka, jeśli pogoda dopisze. Teraz poza barierami jest zbyt
niebezpiecznie, a bardzo chcę ci pokazać tereny dookoła.
– Ja z kolei bardzo chciałbym się
przyjrzeć bliżej twoim podopiecznym… no i poznać też troszkę twoich znajomych.
– Poznasz ich, ale póki co wszyscy
są w pracy, więc mamy trochę czasu do zabicia. A szkraby to zaraz. W końcu
najlepsze najlepiej zostawić na koniec, prawda? – Cmoknął go w policzek, a
zaraz po tym wyciągnął przed siebie rękę wskazując coś na brzegu jeziora. –
Widzisz tego pomarańczowego ruszającego się człowieczka?
– Aha. Kto to?
– To moja przyjaciółka ze studiów,
Andrea. Czasem latam z nią w teren, gdy potrzebują człowieka do zadań
specjalnych – rzucił żartobliwie. – Chciałem cię jej dzisiaj przedstawić, bo
fajna z niej babka, ale ma zawalony ten weekend robotą. Więc przełożymy to
raczej na kolejny raz. Za to na pewno odhaczysz Leo, bo cały tydzień trajkotał,
jak to strasznie chce cię poznać. I jak się uda, to jeszcze dwie osoby ci
przedstawię.
– Cieszy mnie to, wiesz? – mruknął z
uśmiechem. – To miłe, kiedy przedstawiasz mnie swoim znajomym. Wtedy tym
bardziej mam pewność, że traktujesz mnie poważnie, kocie.
– Oczywiście, że cię traktuję
poważnie, misiaku. Jak tylko wróciłem, pożegnałem się ze wszystkimi przyjaciółmi. Znaczy, nie zerwałem
kontaktu ze wszystkimi, w końcu mieszkam z Leo, ale jestem grzeczny.
Igniss analizował przez chwilę słowa
mężczyzny, zagryzając dolną wargę.
– Jak bardzo jesteś grzeczny? –
spytał powoli, kładąc dłoń na jego ramieniu. Rękawiczka i założona przez
Charlesa kurtka psuły efekt jego gestu, ale co tam.
Charlie przesunął nosem przy jego
uchu.
– Przekonasz się wieczorem.
//*//
– Cześć, Ilie. Jak leci? – Rudzielec przywitał się z niewysokim
mężczyzną na oko w wieku między Igiem a Charliem.
–
Charlie?? A ty nie masz wolnego? I kto to? Oprowadzasz prywatną wycieczkę?
– Ilie, to mój – zaciął się, spoglądając na nastolatka – Ig, jak
właściwie mam cię przedstawiać? Jako chłopaka? Znajomego?
Igniss spojrzał na niego spod rzęs.
– Chyba jestem twoim chłopakiem, co?
Charlie uśmiechnął się w odpowiedzi.
–
Ilie, to mój chłopak, Igniss. Przyjechał w odwiedziny, więc oprowadzam go po
okolicy.
–
Rozumiem – odpowiedział przeciągle. –
Miło mi cię poznać, Igniss – Wyciągnął rękę ku nastolatkowi, dukając po
angielsku.
Gdy już wymienili się
uprzejmościami, Charlie poprowadził Iga wprost do klatek.
Brunet rozejrzał się lekko na boki,
sprawdzając czy są tu sami, po czym mocno trzepnął smokologa w ramię.
– Znajomy, co? – sarknął, rzucając
mu wymowne spojrzenie. – Sądziłem, że nasz związek jest oczywisty. Chyba że się
myliłem?
– No tak… tak, masz rację.
– Nabijasz się teraz ze mnie? – spytał z rosnącą irytacją w
głosie.
– Nie nabijam się – zapewnił szybko.
– Po prostu przyznaję, że to pytanie było nieprzemyślane.
– Potem mi to wynagrodzisz… – mruknął po chwili ciszy.
– Zgoda. A teraz wracajmy do smoczków.
//*//
Charlie wyciągnął rękę, przywołując Ewę. Młoda smoczyca ochoczo
zamieniła gałąź na jego ramię, momentalnie moszcząc się na jego barku. Musiał
odchylić lekko głowę, żeby nie drapała go tak mocno kolcami znajdującymi się na
jej grzbiecie.
– Przywitaj się z Ewą, Ig.
Chłopak przez chwilę spoglądał w milczeniu na smoka.
Ostatecznie jednak uśmiechnął się lekko, wyciągając ku niej rękę.
– Hej, maleńka – szepnął, gładząc czerwone łuski na jej pysku.
Ewa prychnęła i ekspresowo przeniosła się na drugi bark
Charliego, wywołując przy tym jego śmiech.
– Speszyłeś ją, Iggy.
– Co?? A-Ale jak to? – zdziwił się nastolatek, patrząc w ślad
za czerwoną gadzinką.
– Nie wiem jak, ale ci się to udało. Spróbuj trochę trochę
bardziej jak z hmm psem?
– Mam dać jej psi przysmak?
– Podstaw najpierw rękę do powąchania. Na pewno wie, że tu
jesteś, ale ma kiepski wzrok, więc to może przez to.
– Ty tu jesteś szefem. – Igniss wywrócił oczami, ale dostosował
się do poleceń smokologa. Powoli podstawił dłoń przed pyskiem Ewy. Ciepły
oddech owiał jego palce. Spiczasty pyszczek otworzył się i w następnej chwili
lepki, cienki język przesunął się po nich szybkim ruchem.
– Fuuj… – Ig skrzywił się, ale twardo trzymał dłoń przed sobą.
– To było jednocześnie obleśne i całkiem zabawne.
– Bałem się, że nie zechcesz się z nią poznać, jeśli będziesz
wiedział, jak to będzie wyglądało. Ale dałeś radę.
– Dzięki… chyba.
– Większość świeżaków w takiej
sytuacji gwałtownie cofa rękę, więc serio dobrze się spisałeś.
– Nie chciałem wypaść jak baba. – Wytknął mu język, a potem
zwrócił się do smoczycy. – Uważaj mała, bo ja też potrafię lizać i ci oddam…
– Chciałbym zobaczyć, jak się jej odwdzięczasz
– rzucił ze śmiechem Charlie.
– Uważaj, bo się jeszcze w niej zakocham i ty pójdziesz w
odstawkę.
– To by się źle skończyło. – Uniósł brew wyzywająco. – Dla
ciebie jako jej partnera szczególnie.
– Fuuuuj. Ty zboczeńcu. To by była czysto platoniczna miłość…
Fuuuj! – Aż się wzdrygnął. – Czemu ty zawsze musisz wszystko sprowadzać do
seksu?
– Bo w tym wypadku to całkiem zabawne. Rzadko występują męskie
osobniki talpanów, więc jak już się jakiś znajdzie to samice, przeważnie
podróżujące stadami, rzucają się na niego. Wszystkie.
– I go zajeżdżają?
– Dziesięć na jednego to spore
wyzwanie. Większość samców tego nie przeżywa. A ci, którym się to udaje,
zostają kalekami i pokarmem dla świeżo wyklutych smoków.
Igniss zamarł z wyrazem zgrozy
wymalowanym na twarzy. Spojrzał na Ewę z nieufnością.
– To jednak nie będę jej lizał.
//*//
– Leo?
Charlie nie krył zaskoczenia, widząc
przyjaciela leżącego z książką na kanapie przed kominkiem.
– Co ty taki zdziwiony?
– Ty tak na poważnie? Ubrany? Nie ujeżdżając nikogo?
Igniss zerkał niepewnie to na Charlesa, to na drugiego
mężczyznę.
– Staram się nie wystraszyć ci gościa, Cherry.
– Ach tak?
– Tak. Ale wieczorem idę do klubu.
Dzień bez kutasa to dzień stracony.
– No jakże by inaczej… Ig, ten mało
inteligentnie wyglądający seksoholik to mój współlokator i przyjaciel –
Leonardo Orwell. Leo, to mój chłopak – Igniss Black.
– Współczuję ci wyboru.
– Słucham? – Ig zmarszczył brwi,
patrząc pytająco na Amerykanina.
– Z takim głupolem jak Cherry życie
nie jest lekkie.
– Spadaj, kawopijcu.
– Sam też nie prezentujesz się
lepiej, więc uważaj na słowa, bo wychodzisz na hipokrytę.
– Serio ma charakterek, nie
żartowałeś! To bardzo dobrze.
– Mam też mocny sierpowy. Jak
będziesz chciał spróbować, to się śmiało zgłaszaj.
– Już, już, nie burz się tak,
dzieciaku. Tylko cię podpuszczałem, wybacz. Nie do końca wierzę w te wszystkie
wychwalające teksty Cherry’ego, które wciskał mi w ostatnich tygodniach.
– Obgadywał mnie? Serio? – Tym razem
spojrzał z udawaną naganą na swojego chłopaka. – Nieładnie. Znów sobie grabisz.
– Jakbyś sam nie gadał na mój temat z Draco, Harrym czy Ginny.
– No obgadałem cię jeszcze z połową Ślizgonów, Gryfonów, paroma
nauczycielami. Ach, i znalazło się parę chętnych obrazów do podzielenia się ze
mną swoją wiedzą. Ale najwięcej do powiedzenia miała pani Pince.
– Ta ta… Jakby ich to cokolwiek obchodziło.
– Ej, jestem jednym z najgorętszych towarów w całej szkole! I
jeszcze do niedawna byłem całkowicie do wzięcia. Nawet nie wiesz ilu osobom
musiałem powiedzieć, że muszą obejść się smakiem.
Charlie z szelmowskim uśmiechem odgarnął mu włosy za ucho,
muskając przy tym policzek.
– Nie dziwię się. – Leo uwiesił się na oparciu kanapy, otwarcie
lustrując Ignissa. – Wyglądasz dojrzale jak na szesnastolatka, dzieciaki to
chyba lubią. No i ogólnie jesteś przystojny. Smukła sylwetka, symetrycznie rysy
twarzy. Szare oczy plus czarne włosy też robią wrażenie.
– Dziękujemy za tę wnikliwą analizę, doktorze Orwell – parsknął
rudzielec.
– Oj, przymknij się. Po prostu mówię, co widzę.
– Dzięki. – Igniss posłał Leo lekki, rozbawiony uśmieszek,
przyglądając mu się otwarcie. – Ty też jesteś niczego sobie.
– Ta, zachowaj ten komentarz na czas, aż zobaczysz coś więcej
poza moją głową i rękami – rzucił z rozbawieniem.
– To może tak byś mi się w końcu pokazał w całej okazałości. A
nie – ty mnie lustrujesz, a ja nie mogę odwdzięczyć się tym samym.
– Prawo dżungli, patrzy ten, kto ma lepszą miejscówkę.
Brunet prychnął z rozbawieniem.
– Nawet cię lubię.
– Ale mnie zaszczyt kopnął! Cherry, uważaj bo ci go jeszcze
odbiję!
Mężczyźni wybuchnęli śmiechem.
– Bajkopisarz… Lepiej idź się szykować do klubu, do otwarcia
już tylko trzy godziny.
– Nie musisz mnie w tak otwarty sposób wyganiać. – Wywrócił
oczami.
– On tylko daje ci do zrozumienia, żebyś zostawił nam wolną
chatę. Umiej czytać między wierszami, kochany.
– Przecież właśnie to odczytałem.
– Ale dalej nie ruszyłeś swojej dupci z miejsca. Robisz to w
iście ślimaczym tempie.
– Jak dla mnie możecie udawać, że mnie tu nie ma. Och! Chyba że
marzył wam się powolny seks na kanapie przed kominkiem, to już robię wam
miejsce. – Wstał i gestem wskazał kanapę. – Cała dla was.
Twarz Ignissa zapłonęła od zażenowania.
– Dzięki, zawsze o tym marzyłem – sarknął, robiąc się jeszcze
bardziej czerwony.
//*//
“Pamiętasz tego szatyna z imprezy halloween? Znalazł pana. Typ
Herculesa. Myślisz że wezmą mnie do trójkąta?”
“Nie wzięli. Szatynek jest samolubny. Ale jest dziś trochę
świeżych ciastek ”
“Będzie świeży lodzik”
– Kto tak do ciebie pisze, co? – spytał, kiedy wyszedł z łazienki,
a Charles siedział na brzegu łóżka z nosem w telefonie.
– Naczelna plotkara z mojego ulubionego klubu.
Igniss patrzył przez chwilę na rudzielca z nieodgadnionym
wyrazem twarzy.
– Mówiłeś, że zakończyłeś wszystkie swoje znajomości – mruknął płasko.
– Oj, Ig… Mówiłem o Leo. Jesteśmy stałymi bywalcami w pewnym
klubie… w sumie w dwóch, ale teraz jest tylko w jednym… W każdym razie, nie
jesteśmy tam jedynymi stałymi bywalcami. A że ostatnio tylko on tam chodzi, to
zdaje mi raporty z tego co się pozmieniało. Albo jak wypatrzy jakiegoś
smakowitego faceta.
– Hmm… I tak robi za każdym razem? – spytał, siadając mu na
kolanach i zarzucając ręce na kark mężczyzny.
– Może nie za każdym, ale często. Ale nie przejmuj się. Już
znalazł sobie pierwszego towarzysza. Jak dobrze pójdzie, to już więcej dziś nie
napisze.
– Najwyżej wyrzucę gdzieś twoją komórkę, a potem znajdę ci ją
rano.
– Zawsze mogę ją wyciszyć, no nie? – Pogładził go po boku.
– Wyjdzie na jedno, no nie?
Charlie pogrzebał chwilę w telefonie, wysłał wiadomość do
przyjaciela i odłożył demonstracyjnie telefon na półkę nocnego stolika.
– A teraz jak mnie puścisz, to sam pójdę się umyć, karaluszku.
//*//
Ubrany jedynie w bokserki i tank top cicho zamknął za sobą
drzwi. Brunet obserwował go, z zainteresowaniem lustrując ciało mężczyzny.
Dopiero po chwili poruszył się na łóżku, przesuwając bardziej na brzeg, by dać
Charliemu odrobinę miejsca do spania. Smokolog zgasił rozmieszczone w pokoju
świece i skryty w ciemnościach wszedł do łóżka.
– Mogłeś zostawić chociaż jedną.
– Potem nie chciałoby nam się jej gasić.
Ułożył się na boku blisko Iga.
– Wystarczyłoby, żebym sobie tego zażyczył, pamiętasz?
– A ja – machnął różdżką i co z tego? Lubię, jak jest tak
ciemno. A może – przesunął palcami od okolic mostka ku pępkowi. Chłopak
wstrzymał na moment oddech, napinając mięśnie – bez światła jesteś niespokojny?
Myślisz, że się zaraz na ciebie rzucę? – Przysunął się bliżej, owiewając twarz
nastolatka miętowym oddechem. – A może – popchnął go na plecy i przykrył
własnym ciałem – właśnie tego oczekujesz?
– Zgniatasz mnie! – sapnął Ig, napierając na jego ramiona.
Mężczyzna objął go i ścisnął z całej siły, wyduszając z płuc
większość powietrza.
– TO było zgniatanie. Teraz tylko cię przygniatam – zauważył
wesoło.
Zmienił nieco pozycję, przenosząc większą część swojego ciężaru
na nogi i ramiona, lecz wciąż na nim leżał. Odgarnął palcami czarne kosmyki i
nachylił się.
– Czy taka pozycja bardziej ci odpowiada? – Gdy to szeptał, ich
wargi kilka razy delikatnie się o siebie otarły.
Igniss bez słowa sięgnął jego ust, ale ledwie ich dotknął, gdy
uciekły spoza jego zasięgu. Charlie chwycił jego głowę w dłonie i przytrzymał
na poduszce. Na powrót się przybliżył.
– Nie spiesz się tak. Nie ucieknę ci. Chcę się dziś trochę
pobawić, pozwolisz mi? – Niemal przy każdym słowie ich wargi trącały się o
siebie.
– Skoro tak bardzo tego chcesz.
– Czuję, jak mocno bije twoje serce. – Przeczesał palcami
czarne kosmyki, nawet na moment się nie odsuwając.
– A ty jesteś gorący…
Charlie uśmiechnął się szeroko. Oddychał teraz głębiej niż do
tej pory.
– Cieszy mnie, że tak myślisz… – drażnił się.
– Chodziło mi o twoje ciało – bąknął. – Aż tak kręci cię ta
“zabawa”? – Po raz kolejny wargi otarły się o siebie.
– O tak. Zdecydowanie. Usta są jedną z moich najwrażliwszych
stref erogennych. Jak dodać do tego, że leżysz pode mną, a twoje dłonie co
chwilę muskają moje uda… To naprawdę przyjemna kombinacja.
– I co, będziemy tak leżeć przez całą noc? Wolałbym się z tobą
naprawdę całować.
– Ależ ty niecierpliwy – mruknął, znów się uśmiechając. – Na
porządny pocałunek przyjdzie jeszcze pora. To dopiero pierwsza runda. I nie
próbuj mi wmówić, że ci się to nie podoba. Twój oddech przyspieszył.
– To nie ma nic do… mmm…
Gorący język prześlizgnął się po jego dolnej wardze,
przerywając mu w pół słowa.
– A tak wygląda runda druga. – Przesunął czubkiem języka w
poprzek rozchylonych lekko warg, by zaraz owiać je gorącym oddechem.
– Zaczyna się robić ciekawie.
Wysunął język i powtórzył ruch rudzielca. Na przemian lizali
usta tego drugiego, a temperatura ich ciał i szybkość oddechów wzrastały, aż
wreszcie nadeszła pora na rundę finałową. Splatając gorące języki, wzdychali w
swoje usta. Palce zaciskały się na ciałach, a biodra dociskały do siebie,
szukając jeszcze większej przyjemności.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och Igniss trzeba było wysłać Charliemu te wszystkie próby napisania listu... życzę aby naprawdę im sie udało...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia