środa, 24 lipca 2019

Historia Smoka 15


~*~
– Na co ten laborat?
Uniósł głowę, spoglądając na zaciekawioną Gryfonkę.
– Normalnie odpowiedziałbym, “nie twoje interere, bo kociej mordki dostaniesz”... ale skoro to ty, Ginny, to powiem prawdę – list do twojego brata.
– Łaskawca z ciebie – zaśmiała się krótko, kręcąc głową. Przysiadła obok niego na kanapie i zgarnęła jedną z pogniecionych kartek z ławy przed nimi. Rozłożyła papier i przesunęła wzrokiem pobieżnie po tekście. – To która to próba odpisu? – spytała na pozór obojętnie. Oprócz tej kartki, na blacie walało się jeszcze kilka papierowych kulek.
– Nie wiem, nie liczyłem. – Ig wzruszył niedbale ramionami. – Jesteś dobra z arytmetyki? To policz ile ich jest.
– Tak bardzo nie wiesz co mu odpisać, że tyle prób już przeprowadziłeś?
– Właściwie to nie. Mam mu do powiedzenia tyle rzeczy, że sam nie wiem, co najpierw mu przekazać. Ostatecznie wychodzi na to, że informuję go o kilku rzeczach naraz i wychodzi z tego niezrozumiały bełkot. No i nie mogę za bardzo pokazać, że czekałem na jego list jak głupi.
– Głupek z ciebie.
– Wiem. – Wyszczerzył się radośnie.

//*//

Szanowny Panie Weasley!
Wielką radością wypełnił mnie Pana list. Przyznać muszę, że po długiej ciszy z Pana strony zacząłem podejrzewać, że jednak zrezygnował Pan ze swojego postanowienia. Ogarniał mnie smutek na samą myśl o tym. Jednak ten jeden malutki list sprawił, że wszelkie moje zwątpienia w Pana uleciały niczym spłoszone motyle. Mimo wszystko chciałbym przeprosić, że zacząłem w Pana wątpić.
 
HA! Złapałeś zdziwko, smoczy maniaku?
Nie spodziewałeś się takiej odpowiedzi, co? Nie martw się, ja też nie sądziłem, że wyjdzie mi taki „poprawnie sztywny” początek. Chociaż nie. Podejrzewałem, że tak wyjdzie. Ale czego się można spodziewać, po dwudziestej trzeciej próbie pisania listu (Gin liczyła odrzucone koncepcje – podejrzewam, że chciała mi chyba tym dopiec, ale jakoś jej nie wyszło)?
Odpowiadając na Twoje pytania.
Lekcje mi się dłużą. Ciągną się w nieskończoność, gorzej niż flaki z olejem. To naprawdę jest tragiczne, kiedy większość materiału masz opanowaną, a i tak musisz udawać, że chociaż troszkę cię to interesuje.
Draco z Harrym co chwilę odstawiają jakieś akcje. Chociażby przy oglądaniu zdjęć. Okazało się, że bliźniacy uwiecznili dwa momenty z tego, jak Harry pokazywał Ci tatuaż. To mocno ubodło mojego kochanego braciszka. Harry musiał dosłownie rzucić się na niego, by go uspokoić (pocałunkami; swoją drogą odstawili naszej paczce ładne widowisko (przy okazji, mina Rona na to była bezcenna)).
Kilka razy złapałem się na tym, że rano schodziłem do pokoju wspólnego, oczekując, że będziesz tam na mnie czekał z rozmową. Ale Ciebie tam nie było.
Niestety na zapach kawy czy herbaty, nie reagowałem w sposób: „O boże, Charlie!”. W sumie dobrze, bo pewnie wzięliby mnie za większego wariata niż jestem na co dzień.
Co do przyjazdu. Kusząca propozycja, nie powiem. Musiałbym jednak poprosić przyzwoitkę numer jeden, dwa i trzy o zgodę. W przypadku dwójki (dyrcio) i trójki (nietoperek) jakoś nie będzie o to trudno. Jednak Smoczątko może znów robić swoje słynne foszki. Niemniej zrobię wszystko, by Ciebie odwiedzić.
Całuski,
Iggy

PS. Pamiętasz jak zastanawialiśmy się czy Galena jest jadowita? Odpowiedź brzmi: jest. Gdyby nie szybka reakcja Draco oraz cudowne umiejętności jego chrzestnego oraz piguły, pewnie musieliby amputować mi łapę przy samym barku. Ma się to szczęście, nie?

//*//

“Jesteście cholernie niepoważni! Mam nadzieję, że teraz już nosicie ze sobą porcję antidotum na spotkania z nią...”
“To nie moja wina, że ta cholera się na mnie rzuciła. Skąd miałem wiedzieć, że klepnięcie Draco w ramię uzna za atak na niego? T.T”
“To nieistotne. Nawet przypadkiem może kogoś z Was zranić. Mówiłem, że powinniście sprawdzić czy nie stanowi zagrożenia”
“No to sprawdziliśmy… >.< I teraz już jesteśmy przygotowani na atak chodzącej wścieklizny. A raczej Draco jest. Bo ja już do niej nie mam zamiaru iść.”
“Boisz się jej teraz?”
“Nie. To ona teraz powinna się mnie bać. Bo na samą myśl o tym, co mi zrobiła mam ochotę na małą zemstę. Dopóki mi nie przejdzie, wolę nie ryzykować uszczerbku na jej zdrowiu.”
“Hahaha, naprawdę specyficzny z Ciebie chłopak. Ale za to Cię uwielbiam”
“Mam ochotę znaleźć się teraz przy Tobie i dać się pocałować”
“Dać się...? To już minęła Ci faza na dominację?”
“Słaby ze mnie dominant… Lepszy za to uległy :D”
“Troszkę więcej pewności w działaniu i dałbyś radę, choć i tak nieźle ci szło. Za to uległy jesteś wprost rozkoszny”
“Chciałbym tego nie komentować…
Ale…
NIE JESTEM ROZKOSZNY!”
“A fakt, miało być “kochany”, ale co poradzę, że tamto słowo najlepiej pasuje :P”
“Nie pasuje, głupolu ;p”
“Zachowam się teraz jak przykładny facet. Uwaga:
Dobrze, rybko, oczywiście masz rację”
“Dupek
Skopię Ci zadek jak się spotkamy…”

//*//

– Dzięki, Sev.
– Nigdy więcej mnie już o coś takiego nie proś – burknął mężczyzna. Znajdowali się teraz przed wejściem do rezerwatu, w którym pracował Weasley. Żeby tu dotrzeć musieli skorzystać aż z CZTERECH świstoklików. Nawet zaprawionego w boju mogło zemdlić od takiej ilości w krótkim czasie.
– Ale kiedy ja się sam bałem podróżować – rzucił ze śmiechem. To nie jego wina, że Snape wyglądał zabawnie, kiedy ze wszystkich sił starał się nie pokazać, jak bardzo mu niedobrze. – Do tego jestem niepełnoletnim smarkiem, jak to ostatnio zauważyłeś... oraz uczniem, którego musisz jako nauczyciel bezpiecznie odstawić na miejsce.
– Nie cwaniakuj. Nie wiem jakim cudem nakłoniłeś dyrektora, by się zgodził na tę wycieczkę, ale więcej na mnie nie licz.
– To kto mnie potem zabierze do Hogwartu? Swoją drogą, nie chcesz tu zostać na weekend?
– I zostawić szczeniaki samopas? Nie ma mowy.
– To czeka cię jeszcze podróż powrotna. Jesteś pewny, że nie chcesz odpocząć?
– Na pewno nie w miejscu, gdzie będziesz migdalił się z Weasleyem.
– Zaraz tam migdalił. Wiesz dobrze, że to ty jesteś dla mnie najważniejszy.
– Zaraz rzucę na ciebie jakąś klątwę, jeśli nie przestaniesz z tymi żartami…
– Grozi profesor uczniowi? No, no, nieładnie. – Dobiegł ich wesoły męski głos. Charlie wyszedł przez bramę osady.
Mistrz Eliksirów spojrzał bez wyrazu w stronę rudzielca. Wysoki, umięśniony, po włosach i oczach widać z jakiej rodziny. Nie ma mowy o pomyłce.
– Weasley. Bądź tak dobry i zabierz go z dala ode mnie.
– Z największą przyjemnością, profesorze. Chodź I...
– Zaraz, nie powiedziałeś, czy potem przyjdziesz mnie odebrać.
– A jak myślisz? – spytał, rzucając mu krótkie spojrzenie i uruchomił powrotny świstoklik, którym był stary zdezelowany kapelusz.
– To całkiem urocze, że udaje zimnego drania, a w rzeczywistości przyjdzie pół godziny przed czasem, żebyś na niego nie czekał. Przynajmniej takie odniosłem wrażenie przez ten jego wzrok.
– Cały wujek. – Ig wzruszył ramionami. Następnie zminimalizował odległość między nimi i wtulił się w Weasleya. – Tęskniłem, Charlie.
– Ja też, Iggy. – Przytulił go mocno, po chwili odsunął od siebie i chwycił za rękę. – Wejdźmy do środka.
– Dwa razy nie musisz mi tego proponować.

//*//

Jak tylko odstawili bagaż do domku, a Charles chwycił w garść miotłę, niezwłocznie ruszyli na zwiedzanie. Igniss rozglądał się po okolicy z szokiem wypisanym na twarzy. Niby Charlie wspominał mu o rozmiarach ośrodka, ale jego wyobrażenia i tak nie oddały rzeczywistego ogromu tego miejsca.
– Tu jest niesamowicie. A to tylko początek – mruknął, spoglądając na mężczyznę błyszczącymi oczami. – Nie dziwię się, czemu nie chcesz opuszczać tego miejsca.
– Stąd widać może ćwierć rezerwatu. To jezioro kończy się nawet nie w połowie długości terenu zajmowanego przez smoki. A całość jeszcze zakręca. – Wskazał na skały w oddali, które po prawej stronie tworzyły coś na kształt półścianki zasłaniającej część horyzontu. – Pracuję na tym występie. A on wyznacza połowę tego jeziora. Stamtąd widać większość terenu, choć wciąż widok jest ograniczony. – Przełożył nogę przez miotłę, którą ze sobą przyniósł i spojrzał na Iga. – Usiądź za mną, zrobimy sobie małą rundkę, a potem polecimy do babyctora.
– Jesteś pewny, że chcesz mnie za sobą na miotle? Jestem pechowcem pod tym względem.
– Dam sobie radę, nawet jakbyś próbował mnie z niej zrzucić. Chyba że podpalisz albo wysadzisz jej ogon, to może się zrobić niebezpiecznie.
– No okej, przekonałeś mnie. Chyba – zaśmiał się nieco nerwowo, siadając za mężczyzną i przytulając się do jego pleców.
– Nie ma tu nic, co mogłoby cię wystraszyć, więc akcja w stylu wysadzania kafla nie będzie miała miejsca. – Spojrzał przez ramię z rozbawieniem.
Odepchnął się zdecydowanie od ziemi i powoli wzbili się w powietrze. Z każdą kolejną stopą ramiona Iga zaciskały się coraz mocniej dookoła jego pasa. Gdy zawiśli jakieś dwadzieścia pięć stóp nad ziemią, Charlie puścił jedną ręką trzonek i przykrył nią zaściśnięte na jego brzuchu dłonie.
– Głupku! Nie puszczaj miotły!
– Spokojnie, nie puściłem jej. – Gładził uspokajająco kciukiem osłonięte rękawiczkami pięści. – Jak już przestaniesz panikować, to popatrz na lewo.
Igniss otworzył powoli nie wiadomo kiedy zamknięte oczy i spojrzał we wskazanym kierunku. Wciągnął mocniej powietrze, nie mogąc wyjść z zachwytu.
Dopiero teraz tak naprawdę mógł zobaczyć, że to rezerwat smoków. Z ziemi widać było tylko te nieliczne, które przelatywały z miejsca na miejsce. Za to z tej wysokości… Niewielkie grupki poukrywane za skałami wylegiwały się w spokoju. Inne wędrowały do wodopoju lub ganiały owce lub niewidoczne z tej odległości króliki. Gdzieś po lewej spod skalnej ściany dobiegał przyprawiający o ciarki ryk. Gdyby się dobrze przyjrzeć, dostrzegłoby się bijące się ze sobą dwa smoki i próbujących je rozdzielić pracowników. Z kolei po przeciwnej stronie sektora przechadzał się dużo większy niż pozostałe brunatnozielony smok z jednym skrzydłem. Zaraz potem uwagę Ignissa przyciągnął głośny plusk i jakby fontanny na środku jeziora. Gdy spojrzał w tamtym kierunku, spod tafli wylatywały jeden za drugim niezbyt duże, niemal przezroczystobłękitne smoki, tylko po to by zaraz znów dać nura w częściowo skutą lodem toń.
– To zimorogi słodkowodne. Budzą się jedynie na jakieś trzy, czasem cztery miesiące w roku i polują na ospałe przez niską temperaturę ryby i zwierzęta żyjące przy zbiornikach wodnych. Straszne z nich szkodniki, więc ludzie je mocno wybijali.
– Jest szansa zobaczyć je z troszkę bliższej odległości?
– Jasne. Wszystko tu jak okiem sięgnąć to teren dla zwiedzających. Na skałach dookoła są wyznaczone bezpieczne strefy. Zazwyczaj wycieczki wędrują od jednej do drugiej wytyczonymi szlakami, ale nikt się nie obrazi, jak polecimy nieco na skróty.
Chwycił z powrotem obiema dłońmi trzonek i zakręcił, lecąc ku obrzeżom strefy. Poruszali się niezbyt szybko ponad ścieżkami, od czasu do czasu mijając się z pracownikami, których rudzielec pozdrawiał w przelocie. Parę minut zajęło im dotarcie do odpowiedniej strefy, ale Ig nie narzekał. Po drodze miał wystarczająco pasjonujących widoków, by nie zwracać uwagi na nic innego.
– Na wszystkich świętych, jak tu jest cudownie – westchnął rozmarzony, kiedy wylądowali na tarasie widokowym.
– Latem ten widok robi jeszcze większe wrażenie. Teraz większość smoków jest pochowana i nie ma zbyt wiele zieleni. Dopiero jak jest cieplej, to robi się tu prawdziwy ruch. W sumie pod tym względem smoki są jak wszystkie zwierzęta.
Charlie stanął za Igiem i przylgnął do jego pleców.
– Więc w wakacje zabierzesz mnie tu jeszcze raz, nie? – spytał cicho, opierając się o tors rudzielca.
– Z największą przyjemnością – zapewnił cichym głosem tuż nad jego uchem. – Będziemy się też mogli wtedy wybrać poza teren ośrodka, jeśli pogoda dopisze. Teraz poza barierami jest zbyt niebezpiecznie, a bardzo chcę ci pokazać tereny dookoła.
– Ja z kolei bardzo chciałbym się przyjrzeć bliżej twoim podopiecznym… no i poznać też troszkę twoich znajomych.
– Poznasz ich, ale póki co wszyscy są w pracy, więc mamy trochę czasu do zabicia. A szkraby to zaraz. W końcu najlepsze najlepiej zostawić na koniec, prawda? – Cmoknął go w policzek, a zaraz po tym wyciągnął przed siebie rękę wskazując coś na brzegu jeziora. – Widzisz tego pomarańczowego ruszającego się człowieczka?
– Aha. Kto to?
– To moja przyjaciółka ze studiów, Andrea. Czasem latam z nią w teren, gdy potrzebują człowieka do zadań specjalnych – rzucił żartobliwie. – Chciałem cię jej dzisiaj przedstawić, bo fajna z niej babka, ale ma zawalony ten weekend robotą. Więc przełożymy to raczej na kolejny raz. Za to na pewno odhaczysz Leo, bo cały tydzień trajkotał, jak to strasznie chce cię poznać. I jak się uda, to jeszcze dwie osoby ci przedstawię.
– Cieszy mnie to, wiesz? – mruknął z uśmiechem. – To miłe, kiedy przedstawiasz mnie swoim znajomym. Wtedy tym bardziej mam pewność, że traktujesz mnie poważnie, kocie.
– Oczywiście, że cię traktuję poważnie, misiaku. Jak tylko wróciłem, pożegnałem się ze wszystkimi przyjaciółmi. Znaczy, nie zerwałem kontaktu ze wszystkimi, w końcu mieszkam z Leo, ale jestem grzeczny.
Igniss analizował przez chwilę słowa mężczyzny, zagryzając dolną wargę.
– Jak bardzo jesteś grzeczny? – spytał powoli, kładąc dłoń na jego ramieniu. Rękawiczka i założona przez Charlesa kurtka psuły efekt jego gestu, ale co tam.
Charlie przesunął nosem przy jego uchu.
– Przekonasz się wieczorem.

//*//

Cześć, Ilie. Jak leci? – Rudzielec przywitał się z niewysokim mężczyzną na oko w wieku między Igiem a Charliem.
Charlie?? A ty nie masz wolnego? I kto to? Oprowadzasz prywatną wycieczkę?
Ilie, to mój – zaciął się, spoglądając na nastolatka – Ig, jak właściwie mam cię przedstawiać? Jako chłopaka? Znajomego?
Igniss spojrzał na niego spod rzęs.
– Chyba jestem twoim chłopakiem, co?
Charlie uśmiechnął się w odpowiedzi.
– Ilie, to mój chłopak, Igniss. Przyjechał w odwiedziny, więc oprowadzam go po okolicy.
Rozumiem – odpowiedział przeciągle. – Miło mi cię poznać, Igniss – Wyciągnął rękę ku nastolatkowi, dukając po angielsku.
Gdy już wymienili się uprzejmościami, Charlie poprowadził Iga wprost do klatek.
Brunet rozejrzał się lekko na boki, sprawdzając czy są tu sami, po czym mocno trzepnął smokologa w ramię.
– Znajomy, co? – sarknął, rzucając mu wymowne spojrzenie. – Sądziłem, że nasz związek jest oczywisty. Chyba że się myliłem?
– No tak… tak, masz rację.
– Nabijasz się teraz ze mnie? – spytał z rosnącą irytacją w głosie.
– Nie nabijam się – zapewnił szybko. – Po prostu przyznaję, że to pytanie było nieprzemyślane.
– Potem mi to wynagrodzisz… – mruknął po chwili ciszy.
– Zgoda. A teraz wracajmy do smoczków.

//*//

Charlie wyciągnął rękę, przywołując Ewę. Młoda smoczyca ochoczo zamieniła gałąź na jego ramię, momentalnie moszcząc się na jego barku. Musiał odchylić lekko głowę, żeby nie drapała go tak mocno kolcami znajdującymi się na jej grzbiecie.
– Przywitaj się z Ewą, Ig.
Chłopak przez chwilę spoglądał w milczeniu na smoka. Ostatecznie jednak uśmiechnął się lekko, wyciągając ku niej rękę.
– Hej, maleńka – szepnął, gładząc czerwone łuski na jej pysku.
Ewa prychnęła i ekspresowo przeniosła się na drugi bark Charliego, wywołując przy tym jego śmiech.
– Speszyłeś ją, Iggy.
– Co?? A-Ale jak to? – zdziwił się nastolatek, patrząc w ślad za czerwoną gadzinką.
– Nie wiem jak, ale ci się to udało. Spróbuj trochę trochę bardziej jak z hmm psem?
– Mam dać jej psi przysmak?
– Podstaw najpierw rękę do powąchania. Na pewno wie, że tu jesteś, ale ma kiepski wzrok, więc to może przez to.
– Ty tu jesteś szefem. – Igniss wywrócił oczami, ale dostosował się do poleceń smokologa. Powoli podstawił dłoń przed pyskiem Ewy. Ciepły oddech owiał jego palce. Spiczasty pyszczek otworzył się i w następnej chwili lepki, cienki język przesunął się po nich szybkim ruchem.
– Fuuj… – Ig skrzywił się, ale twardo trzymał dłoń przed sobą. – To było jednocześnie obleśne i całkiem zabawne.
– Bałem się, że nie zechcesz się z nią poznać, jeśli będziesz wiedział, jak to będzie wyglądało. Ale dałeś radę.
– Dzięki… chyba.
– Większość świeżaków w takiej sytuacji gwałtownie cofa rękę, więc serio dobrze się spisałeś.
– Nie chciałem wypaść jak baba. – Wytknął mu język, a potem zwrócił się do smoczycy. – Uważaj mała, bo ja też potrafię lizać i ci oddam…
– Chciałbym zobaczyć, jak się jej odwdzięczasz – rzucił ze śmiechem Charlie.
– Uważaj, bo się jeszcze w niej zakocham i ty pójdziesz w odstawkę.
– To by się źle skończyło. – Uniósł brew wyzywająco. – Dla ciebie jako jej partnera szczególnie.
– Fuuuuj. Ty zboczeńcu. To by była czysto platoniczna miłość… Fuuuj! – Aż się wzdrygnął. – Czemu ty zawsze musisz wszystko sprowadzać do seksu?
– Bo w tym wypadku to całkiem zabawne. Rzadko występują męskie osobniki talpanów, więc jak już się jakiś znajdzie to samice, przeważnie podróżujące stadami, rzucają się na niego. Wszystkie.
– I go zajeżdżają?
– Dziesięć na jednego to spore wyzwanie. Większość samców tego nie przeżywa. A ci, którym się to udaje, zostają kalekami i pokarmem dla świeżo wyklutych smoków.
Igniss zamarł z wyrazem zgrozy wymalowanym na twarzy. Spojrzał na Ewę z nieufnością.
– To jednak nie będę jej lizał.

//*//

– Leo?
Charlie nie krył zaskoczenia, widząc przyjaciela leżącego z książką na kanapie przed kominkiem.
– Co ty taki zdziwiony?
– Ty tak na poważnie? Ubrany? Nie ujeżdżając nikogo?
Igniss zerkał niepewnie to na Charlesa, to na drugiego mężczyznę.
– Staram się nie wystraszyć ci gościa, Cherry.
– Ach tak?
– Tak. Ale wieczorem idę do klubu. Dzień bez kutasa to dzień stracony.
– No jakże by inaczej… Ig, ten mało inteligentnie wyglądający seksoholik to mój współlokator i przyjaciel – Leonardo Orwell. Leo, to mój chłopak – Igniss Black.
– Współczuję ci wyboru.
– Słucham? – Ig zmarszczył brwi, patrząc pytająco na Amerykanina.
– Z takim głupolem jak Cherry życie nie jest lekkie.
– Spadaj, kawopijcu.
– Sam też nie prezentujesz się lepiej, więc uważaj na słowa, bo wychodzisz na hipokrytę.
– Serio ma charakterek, nie żartowałeś! To bardzo dobrze.
– Mam też mocny sierpowy. Jak będziesz chciał spróbować, to się śmiało zgłaszaj.
– Już, już, nie burz się tak, dzieciaku. Tylko cię podpuszczałem, wybacz. Nie do końca wierzę w te wszystkie wychwalające teksty Cherry’ego, które wciskał mi w ostatnich tygodniach.
– Obgadywał mnie? Serio? – Tym razem spojrzał z udawaną naganą na swojego chłopaka. – Nieładnie. Znów sobie grabisz.
– Jakbyś sam nie gadał na mój temat z Draco, Harrym czy Ginny.
– No obgadałem cię jeszcze z połową Ślizgonów, Gryfonów, paroma nauczycielami. Ach, i znalazło się parę chętnych obrazów do podzielenia się ze mną swoją wiedzą. Ale najwięcej do powiedzenia miała pani Pince.
– Ta ta… Jakby ich to cokolwiek obchodziło.
– Ej, jestem jednym z najgorętszych towarów w całej szkole! I jeszcze do niedawna byłem całkowicie do wzięcia. Nawet nie wiesz ilu osobom musiałem powiedzieć, że muszą obejść się smakiem.
Charlie z szelmowskim uśmiechem odgarnął mu włosy za ucho, muskając przy tym policzek.
– Nie dziwię się. – Leo uwiesił się na oparciu kanapy, otwarcie lustrując Ignissa. – Wyglądasz dojrzale jak na szesnastolatka, dzieciaki to chyba lubią. No i ogólnie jesteś przystojny. Smukła sylwetka, symetrycznie rysy twarzy. Szare oczy plus czarne włosy też robią wrażenie.
– Dziękujemy za tę wnikliwą analizę, doktorze Orwell – parsknął rudzielec.
– Oj, przymknij się. Po prostu mówię, co widzę.
– Dzięki. – Igniss posłał Leo lekki, rozbawiony uśmieszek, przyglądając mu się otwarcie. – Ty też jesteś niczego sobie.
– Ta, zachowaj ten komentarz na czas, aż zobaczysz coś więcej poza moją głową i rękami – rzucił z rozbawieniem.
– To może tak byś mi się w końcu pokazał w całej okazałości. A nie – ty mnie lustrujesz, a ja nie mogę odwdzięczyć się tym samym.
– Prawo dżungli, patrzy ten, kto ma lepszą miejscówkę.
Brunet prychnął z rozbawieniem.
– Nawet cię lubię.
– Ale mnie zaszczyt kopnął! Cherry, uważaj bo ci go jeszcze odbiję!
Mężczyźni wybuchnęli śmiechem.
– Bajkopisarz… Lepiej idź się szykować do klubu, do otwarcia już tylko trzy godziny.
– Nie musisz mnie w tak otwarty sposób wyganiać. – Wywrócił oczami.
– On tylko daje ci do zrozumienia, żebyś zostawił nam wolną chatę. Umiej czytać między wierszami, kochany.
– Przecież właśnie to odczytałem.
– Ale dalej nie ruszyłeś swojej dupci z miejsca. Robisz to w iście ślimaczym tempie.
– Jak dla mnie możecie udawać, że mnie tu nie ma. Och! Chyba że marzył wam się powolny seks na kanapie przed kominkiem, to już robię wam miejsce. – Wstał i gestem wskazał kanapę. – Cała dla was.
Twarz Ignissa zapłonęła od zażenowania.
– Dzięki, zawsze o tym marzyłem – sarknął, robiąc się jeszcze bardziej czerwony.

//*//

“Pamiętasz tego szatyna z imprezy halloween? Znalazł pana. Typ Herculesa. Myślisz że wezmą mnie do trójkąta?”
“Nie wzięli. Szatynek jest samolubny. Ale jest dziś trochę świeżych ciastek ”
“Będzie świeży lodzik”
– Kto tak do ciebie pisze, co? – spytał, kiedy wyszedł z łazienki, a Charles siedział na brzegu łóżka z nosem w telefonie.
– Naczelna plotkara z mojego ulubionego klubu.
Igniss patrzył przez chwilę na rudzielca z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– Mówiłeś, że zakończyłeś wszystkie swoje znajomości – mruknął płasko.
– Oj, Ig… Mówiłem o Leo. Jesteśmy stałymi bywalcami w pewnym klubie… w sumie w dwóch, ale teraz jest tylko w jednym… W każdym razie, nie jesteśmy tam jedynymi stałymi bywalcami. A że ostatnio tylko on tam chodzi, to zdaje mi raporty z tego co się pozmieniało. Albo jak wypatrzy jakiegoś smakowitego faceta.
– Hmm… I tak robi za każdym razem? – spytał, siadając mu na kolanach i zarzucając ręce na kark mężczyzny.
– Może nie za każdym, ale często. Ale nie przejmuj się. Już znalazł sobie pierwszego towarzysza. Jak dobrze pójdzie, to już więcej dziś nie napisze.
– Najwyżej wyrzucę gdzieś twoją komórkę, a potem znajdę ci ją rano.
– Zawsze mogę ją wyciszyć, no nie? – Pogładził go po boku.
– Wyjdzie na jedno, no nie?
Charlie pogrzebał chwilę w telefonie, wysłał wiadomość do przyjaciela i odłożył demonstracyjnie telefon na półkę nocnego stolika.
– A teraz jak mnie puścisz, to sam pójdę się umyć, karaluszku.

//*//

Ubrany jedynie w bokserki i tank top cicho zamknął za sobą drzwi. Brunet obserwował go, z zainteresowaniem lustrując ciało mężczyzny. Dopiero po chwili poruszył się na łóżku, przesuwając bardziej na brzeg, by dać Charliemu odrobinę miejsca do spania. Smokolog zgasił rozmieszczone w pokoju świece i skryty w ciemnościach wszedł do łóżka.
– Mogłeś zostawić chociaż jedną.
– Potem nie chciałoby nam się jej gasić.
Ułożył się na boku blisko Iga.
– Wystarczyłoby, żebym sobie tego zażyczył, pamiętasz?
– A ja – machnął różdżką i co z tego? Lubię, jak jest tak ciemno. A może – przesunął palcami od okolic mostka ku pępkowi. Chłopak wstrzymał na moment oddech, napinając mięśnie – bez światła jesteś niespokojny? Myślisz, że się zaraz na ciebie rzucę? – Przysunął się bliżej, owiewając twarz nastolatka miętowym oddechem. – A może – popchnął go na plecy i przykrył własnym ciałem – właśnie tego oczekujesz?
– Zgniatasz mnie! – sapnął Ig, napierając na jego ramiona.
Mężczyzna objął go i ścisnął z całej siły, wyduszając z płuc większość powietrza.
– TO było zgniatanie. Teraz tylko cię przygniatam – zauważył wesoło.
Zmienił nieco pozycję, przenosząc większą część swojego ciężaru na nogi i ramiona, lecz wciąż na nim leżał. Odgarnął palcami czarne kosmyki i nachylił się.
– Czy taka pozycja bardziej ci odpowiada? – Gdy to szeptał, ich wargi kilka razy delikatnie się o siebie otarły.
Igniss bez słowa sięgnął jego ust, ale ledwie ich dotknął, gdy uciekły spoza jego zasięgu. Charlie chwycił jego głowę w dłonie i przytrzymał na poduszce. Na powrót się przybliżył.
– Nie spiesz się tak. Nie ucieknę ci. Chcę się dziś trochę pobawić, pozwolisz mi? – Niemal przy każdym słowie ich wargi trącały się o siebie.
– Skoro tak bardzo tego chcesz.
– Czuję, jak mocno bije twoje serce. – Przeczesał palcami czarne kosmyki, nawet na moment się nie odsuwając.
– A ty jesteś gorący…
Charlie uśmiechnął się szeroko. Oddychał teraz głębiej niż do tej pory.
– Cieszy mnie, że tak myślisz… – drażnił się.
– Chodziło mi o twoje ciało – bąknął. – Aż tak kręci cię ta “zabawa”? – Po raz kolejny wargi otarły się o siebie.
– O tak. Zdecydowanie. Usta są jedną z moich najwrażliwszych stref erogennych. Jak dodać do tego, że leżysz pode mną, a twoje dłonie co chwilę muskają moje uda… To naprawdę przyjemna kombinacja.
– I co, będziemy tak leżeć przez całą noc? Wolałbym się z tobą naprawdę całować.
– Ależ ty niecierpliwy – mruknął, znów się uśmiechając. – Na porządny pocałunek przyjdzie jeszcze pora. To dopiero pierwsza runda. I nie próbuj mi wmówić, że ci się to nie podoba. Twój oddech przyspieszył.
– To nie ma nic do… mmm…
Gorący język prześlizgnął się po jego dolnej wardze, przerywając mu w pół słowa.
– A tak wygląda runda druga. – Przesunął czubkiem języka w poprzek rozchylonych lekko warg, by zaraz owiać je gorącym oddechem.
– Zaczyna się robić ciekawie.
Wysunął język i powtórzył ruch rudzielca. Na przemian lizali usta tego drugiego, a temperatura ich ciał i szybkość oddechów wzrastały, aż wreszcie nadeszła pora na rundę finałową. Splatając gorące języki, wzdychali w swoje usta. Palce zaciskały się na ciałach, a biodra dociskały do siebie, szukając jeszcze większej przyjemności.
~*~

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, och Igniss trzeba było wysłać  Charliemu te wszystkie próby napisania listu... życzę aby naprawdę im sie udało...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń