~*~
– Wiemy, że stałeś się osią jego nowego
planu. Lecz żeby móc temu w jakikolwiek sposób przeciwdziałać, potrzebuję
więcej informacji. Co dokładnie planuje? Czym było to, co w tobie
zapieczętował?
Draco spojrzał uważniej na wuja i
dyrektora. Wziął głęboki oddech, przymykając na krótką chwilę oczy.
– Harry ma się o tym nigdy nie
dowiedzieć…
Starzec skinął głową.
– Również uważam, że tak będzie
najlepiej.
– Czarny Pan ma na swoich
usługach pewnego czarodzieja, Nicolasa… ale nie wiem, jak się dalej nazywa.
Wiem tylko, że to on pracował nad bronią, którą potem we mnie zapieczętował. –
Rzucił twarde spojrzenie dyrektorowi. – Czarny Pan zrobił ze mnie chodzącą broń.
Miecz Enqua, którym Czarny Pan chce zabić Harry’ego. Anguis in herba –
wyszeptał, czując, jak pierwsza pieczęć ugina się pod jego wolą, uwalniając
część magii miecza. Jego oczy zmieniły kolor, chociaż nie był w stanie się w
tym upewnić.
Dyrektor wpatrywał się przez
chwilę w fioletowe tęczówki. W duchu ulżyło mu, że chłopak nie okazał się
kolejnym horkruksem – o ile w ogóle możliwe było uczynienie nim żywej istoty
posiadającej własną duszę. Nie dał jednak nic po sobie poznać.
– Kto jeszcze o tym wie? – spytał
dla pewności, choć domyślał się odpowiedzi. Spora część czarnomagicznych
rytuałów wymagała skomplikowanych eliksirów albo późniejszego stosowania
eliksirów wzmacniających. Albo obydwu opcji naraz. Zastanawiał się tylko,
dlaczego Severus zataił przed nim tak istotną informację. Ufał Snape’owi,
wierzył też w jego inteligencję i rozsądek podczas przesiewania dostarczanych
mu informacji… Lecz to nie była sprawa, która powinna zostać utajona.
– Mój brat… i tylko on – dodał
natychmiast. Przecież nie zdradzi Severusa przed dyrektorem.
Mężczyzna ponownie obdarzył go
uważnym spojrzeniem, ale nie zakwestionował słów nastolatka.
– Nie wiem czy matka jest w ogóle
świadoma, że mi to zrobili. Nie było jej wtedy w Anglii… – Wyszeptał pod nosem
słowa pieczętujące, a jego oczy wróciły do swojej pierwotnej barwy. Z kolei
kanaliki, przez które uciekała leniwie magia miecza uszczelniły się
natychmiast.
– Rozumiem. Możliwe, że nic nie
wie o mieczu. Voldemort z pewnością nie życzył sobie, by zbyt wiele osób
poznało szczegóły jego planu. Tym bardziej dziękuję, że postanowiłeś z nami
współpracować. Jak obiecałem, od tej pory zrobię co w mojej mocy, by cię
chronić. Nie oznacza to jednak, że będę cię więził w zamku czy w jakikolwiek
sposób naruszał twoją prywatność. Gdybym, powiedzmy, całkowicie zabronił ci
wyjść do Hogsmeade, zbytnio rzucałoby się to w oczy. A za nic nie można
dopuścić, by poplecznicy Toma albo Harry odkryli, że cię izoluję. Dlatego z
twojego punktu widzenia, właściwie nie będzie większych zmian. Jedyne o co cię
proszę, to byś zgłosił mi, jeśli znów zetkniesz się z czymś niepokojącym. Jak w
przypadku pana Notta.
– Oczywiście. Będę starał się
informować pana w pierwszej kolejności – powiedział, podnosząc się ze swojego
miejsca. – A teraz jeśli dyrektor pozwoli, wróciłbym już do siebie.
– Ależ naturalnie, mój drogi –
zgodził się staruszek, nie ruszając się nawet z miejsca.
Dlatego też Draco pożegnał się
szybko i wyszedł z gabinetu.
//*//
Nim wrócił do siebie, postanowił
jeszcze odwiedzić jedną osobę.
Podał hasło, po czym szarpnął z
pewnością za klamkę, jednak drzwi nawet nie drgnęły. Zmarszczył delikatnie
brwi, ponawiając poprzednie słowa i spotykając się z tym samym efektem. Czyżby
jego ulubione proverbium nie było już hasłem do prywatnych kwater? Od kiedy?
Zapukał zamaszyście w ciemne
drewno, przygryzając nieznacznie wargę. Kiedy to się stało? Dlaczego nie został
poinformowany o zmianie? Czyżby Severus dalej chował do niego urazę za tamto?
Myślał, że już sobie wszystko wytłumaczyli…
Profesor eliksirów pojawił się w
drzwiach z niezadowoloną miną, która złagodniała nieznacznie, kiedy w gościu
rozpoznał swojego chrześniaka.
– No tak… zmieniłem hasło –
mruknął, wpuszczając chłopaka do środka i zamykając za nim szczelnie drzwi. –
Yoshizawa – dodał takim tonem jakby to jedno nazwisko miało wszystko wyjaśnić.
A prawda była taka, że nic nie wyjaśniało, a wręcz dodawało więcej pytań. Już
chciał otworzyć usta, by wypuścić swoje myśli na wolność, kiedy Snape zrobił to
pierwszy. – Niedługo będzie cisza nocna… co się stało?
– Wyszedłeś wcześniej z kolacji
czy w ogóle cię nie było?
– Nie było mnie. Przygotowałem
powitalny test dla Krukonów z siódmego roku – oznajmił, mrużąc nieznacznie
oczy. – Co mnie ominęło?
Jednocześnie wskazał
chrześniakowi jego ulubiony fotel, na którym chłopak zaraz usiadł. Brunet z
kolei oparł się o kant biurka.
– Erydan wyciągnął mnie pod
koniec posiłku do gabinetu dyrektora. Chcieli ze mną porozmawiać.
– Erydan z dyrektorem? – spytał
podejrzliwie. Wiedział, że ostatnimi czasy profesor Malfoy dosyć często zjawiał
się u Dumbledore’a. Aczkolwiek nie podejrzewał, że sprawa dotyczyła jego
chrześniaka. Co się stało z jego czujnością? Powinien już wcześniej bardziej
zwrócić na to uwagę. – Czego od ciebie chcieli?
Blondyn streścił mężczyźnie swoje
spotkanie w gabinecie głowy szkoły. Severus z każdym kolejnym słowem robił się
bardziej ponury, o ile to było możliwie, biorąc pod uwagę, że ostatnimi czasy
prawie cały czas tak się prezentował.
– Więc wyjawiłeś mu prawdę –
powiedział chwilę po tym, jak Ślizgon umilkł, kończąc.
– Cóż… tak… To źle? – spytał,
tracąc pewność siebie. Jego maska ukruszyła się odsłaniając prawdziwe oblicze
syna Lucjusza. Kruchość i niepokój uderzyły w Severusa podwójnie, po raz wtóry
uświadamiając go, że ma przed sobą tylko szesnastolatka, który zmuszony był
wybierać między bolesną, a – zdawać by się mogło – mniej bolesną opcją.
– Nie wiem… – przyznał szczerze,
nie mając serca oszukiwać chłopaka. Nie chciał dawać mu złudnych nadziei, które
potem mogłyby go złamać. – Mogę tylko powiedzieć, że nie odrzucając jego pomocy
i wyjawiając mu prawdę o mieczu, mogłeś wnieść spory wkład, który przechyli
szalę zwycięstwa na Jasną Stronę… Lub może być wręcz przeciwnie… Wszystko
zależy od twoich kolejnych decyzji i kroków podjętych przez obie strony.
Draco przez chwilę nie
odpowiadał, trawiąc w duchu słowa profesora. W końcu jednak spojrzał na niego
twardo.
– Ty też przejdź na jego stronę.
Odejdź od Czarnego Pana. Jestem pewien, że Dumbledore przyjmie cię z otwartymi
ramionami.
Snape prawie uśmiechnął się
rozczulony słowami chrześniaka. Prawie.
– To nie taka prosta sprawa,
Draco – powiedział z westchnieniem. Wyjawienie prawdy nie wchodziło w grę. Nie
mógł ryzykować. Zbyt wiele zależało od jego misji. Gdyby Draco się dowiedział,
a potem – nie pozwól Merlinie – został uprowadzony albo sam zmienił strony,
skończyłoby się to tragicznie. I to nawet nie chodziło o to, że on by zginął.
Jego śmierć nie była istotna. Ale ile istnień by zniknęło, nie uratowanych na
czas przez Zakon, który nie miałby już informatora. Nie mógł tak bardzo
ryzykować. Nie kiedy nie miał pewności.
– Dlaczego? Możesz się uwolnić od
zadań, których w głębi siebie nienawidziłeś!
– Draco, nie rozumiesz… Ja nie
mogę odejść.
Blondyn spojrzał na niego z
powątpiewaniem.
– Jak to nie możesz? Co cię tam
trzyma?
– Twój ojciec – odparł słabszym
głosem. Przyrzekł mu, że będzie wykonywał zadania od Czarnego Pana. Miał robić
to, by chronić tego idiotę. I chociaż się nie udało, teraz swoją obecnością tam
może próbować chronić wiele niewinnych istnień.
Ale to nie zwróci mu życia…
– Mój ojciec!? – krzyknął z
niedowierzaniem. – Przecież go nie kochasz! Oboje o tym wiemy.
– Dlatego mówiłem, że to nie
takie proste. – Przyłożył ręce do twarzy, przejeżdżając palcami w dół z ciężkim
westchnieniem. – Nic nie jest proste, co dotyczy twojego ojca i mnie.
//*//
Blondyn wszedł do swojego
dormitorium, przystając na chwilę w drzwiach, kiedy w słabym świetle świec
dostrzegł czyjąś śpiącą postać na kanapie.
Wyciągając różdżkę, podszedł
powolnym krokiem w stronę mebla, mentalnie przygotowując się na rzucenie
zaklęcia zarówno obezwładniającego, jak i tarczy w razie gdyby gość chciał go
zaatakować.
Po incydencie z Nottem nie
wierzył już w zabezpieczenia jego pokoju.
Obszedł kanapę i uśmiechnął się
lekko rozpoznając znajome kudły. Odłożył różdżkę na stolik, a sam przysiadł tuż
obok śpiącego Gryfona.
– Czekało się na mnie, co? –
szepnął pod nosem, wyciągając rękę i gładząc delikatnie policzek rówieśnika.
Przez chwilę zastanawiał się czy go zostawić, przykrywając jedynie jakimś
ciepłym kocem. Jednak kanapa nie należała do najwygodniejszych.
Pochylił się i ucałował
rozchylone nieznacznie wargi. Uśmiechnął się w duchu. Nieświadomy Harry był
wyśmienitym kąskiem.
Brunet uchylił powieki i spojrzał
na blondyna na wpółprzytomny, mrużąc przy tym oczy. Zanim zasnął, ściągnął
okulary.
– Niezła z ciebie Aurora –
powiedział z lekkim rozbawieniem.
– Czepiasz się – mruknął i
zasłonił usta, ziewając.
– Ależ skąd bym śmiał, Śpiąca
Królewno – odparł niewinnie, podnosząc się z kanapy. – Jak chciałeś spać,
trzeba było wybrać łóżko.
– Podobało mi się przed
kominkiem. – Wzruszył ramionami. – Zresztą, nie planowałem zasypiać przed twoim
przyjściem… ale wyszło jak wyszło. – Sięgnął po leżące na stoliku okulary i
wstał z ociąganiem.
– Nic się na to nie poradzi.
Chociaż dziwię się, że potrafiłeś na niej zasnąć. – Przyjrzał się uważniej
Gryfonowi. – Musiałeś być naprawdę zmęczony.
– Mieliśmy coś jakby turniej w
klubie pojedynków. Walczyłem z wieloma osobami… chyba z połową grupy. To było
bardziej męczące niż mogłoby się wydawać. Czuję się, jakbym przebiegł maraton.
– Znów zasłonił usta, ziewając.
– Więc mogłeś zostać u siebie i
tam odpocząć – mruknął troskliwie, podchodząc do niego i dotykając napiętych
ramion.
– Myślisz, że nie próbowałem? –
Objął blondyna w pasie, przyciągając go lekko do siebie. Był tak wykończony, że
nawet nie stać go było, by włożyć w to więcej siły.
– Myślę, że nie brałeś
relaksacyjnej kąpieli – odparł, kładąc dłonie na jego karku i masując
delikatnie okrężnymi ruchami palców.
Potter przymknął powieki, próbując
nieco rozluźnić spięte mięśnie. Po chwili pokręcił głową.
– Nie podobała mi się wizja
wędrówki do dormitorium, schodzenia do łazienki prefektów i ponownego wspinania
się do wieży.
– Dlatego od razu udałeś się
tutaj?
Znów zakołysał głową na boki. Uchylił
powieki i zerknął spod rzęs na swojego chłopaka.
– Nie, nie wziąłem ze sobą
peleryny na zajęcia. A przecież bez niej bym tu nie mógł przyjść. No i
wspomniałem, że próbowałem zasnąć we własnym łóżku. Bezskutecznie. – Ale
wystarczyło, że znalazł się w pomieszczeniu wypełnionym zapachem Draco i
odpłynął momentalnie.
– Biedaku… Może od razu
zamieszkaj u mnie, co? – spytał na wpół rozbawionym głosem, wychylając się i
całując go w kącik ust. Brunet uśmiechnął się delikatnie w odpowiedzi. Walczył
z opadającymi co chwilę powiekami. – Chodźmy do łóżka, bo mi zaraz tu zaśniesz
– dodał, odsuwając się i pociągając go delikatnie w stronę sypialni.
Harry zamruczał jedynie
potakująco i będąc w półśnie, pozwolił się zaprowadzić pod kołdrę.
//*//
“Zarządzam spotkanie
gryfońsko-ślizgońskie. Dziś po kolacji.”
“Bliźniacy przysłali zdjęcia z
ferii”
Draco uśmiechnął się, odczytując
wiadomości od Harry’ego. Dziś ciągle się mijali, jako że każdy miał zajęcia w
innej części zamku. Dlatego cieszył się, że mogą mieć ze sobą kontakt chociaż w
taki sposób.
– Robimy coś wieczorem? – spytał
Zabini, kiedy znaleźli się już w pokoju wspólnym Slytherinu.
“Brać jakiś napitek?” odpisał i
rzucił krótkie spojrzenie przyjacielowi.
– Spóźniłeś się troszkę. Właśnie
umówiłem się z Harrym – odparł z lekkim uśmiechem.
– Potter jak zwykle na pierwszym
miejscu – zaśmiała się Pansy, wtulając w bok swojego chłopaka. Draco musiał w
duchu przyznać, że ta dwójka jakimś cudem stanowiła dobraną parę.
– Tak bywa. – Wzruszył ramionami,
rozsiadając się z nimi na kanapie.
– Tak mnie zastanawia. Jak wy ze
sobą wytrzymujecie?
– Pewnie jest niezły w łóżku –
powiedział Blaise tonem znawcy. Parkinson posłała mu lekkiego kuksańca.
“Możesz wziąć. Ale tym razem z
umiarem. Będziemy u mnie w dormitorium”
– Blaise! – warknęła jeszcze,
chociaż po jej twarzy było widać, że wcale nie jest na niego zła.
– Czego nie dowiedziałem się w
pierwszych tygodniach związku – poinformował ich ściszonym głosem, by siedzące
dalej trzecioklasistki niczego nie usłyszały. – A wiem, że sądziłeś inaczej.
Biorąc pod uwagę twoje zwyczaje.
Wspominanie tego przy jego
dziewczynie nie miało znaczenia, bo oboje (on i Pansy) wiedzieli, jak szybko
Zabini konsumował swoje związki.
– Zwyczaje już nie mają
znaczenia. Wyobraź sobie, że z Pans dopiero...ałć! – przerwał z sykiem, kiedy
dziewczyna uderzyła go mocniej po żebrach.
– Wierz mi… Nie chcesz tego
dokończyć – powiedziała z groźbą w głosie. I rzeczywiście już nie chciał.
//*//
Draco wraz z Verą w jej czarnej,
pokornej odsłonie zjawili się w umówionym miejscu, czekając na Pottera.
– Typowi faceci – westchnęła, widząc
plecak blondyna. – Jest jakieś spotkanie, muszą przytaszczyć litry browaru. Nie
zastanawiałeś się nigdy nad otworzeniem własnej fabryki? “Złoty smok” to byłaby
chwytliwa nazwa.
– Żeby miał całe beczki na
wyciągnięcie ręki? Jeszcze się piwnego brzuszka dorobi – wtrącił się do rozmowy
Harry, który właśnie nadszedł korytarzem.
– No wiesz!? – fuknął
niezadowolony blondyn. Vera z kolei bezceremonialnie przejechała ręką po
brzuchu starszego kolegi.
– Nie sądzę. Dalej jest tak samo
szczupły – odparła jakby nigdy nic. Ślizgon jedynie pokręcił głową rozbawiony.
– Wiem – przytaknął, podchodząc
do blondyna od strony Very i obejmując go ramieniem, przez co piątoklasistka
zmuszona była się odsunąć. – Wyhodowanie “mięśnia piwnego”, wymaga lat
intensywnej pracy. – Odegnał obraz Vernona tak szybko, jak pojawił się on w
jego umyśle. Nie będzie sobie nim zawracał głowy, będąc w szkole.
– Oj tam… Pomógłbyś mu go zgubić
– zauważyła rozbawiona. – I nawet domyślam się jakim sposobem.
– To przecież oczywiste – odparł
i cmoknął Mafoya w szczękę. Kto inny miałby mu w takiej chwili pomagać, jak nie
jego własny chłopak?
– Ech… Powinnam kupić wam
kamasutrę na święta.
– A myślałem, że to zrobisz i
dlatego jej nie kupowałem – odparł z nonszalancją Ślizgon.
Gryfon wpatrywał się w niego bez
słowa przez chwilę, po czym odwrócił głowę. Uwadze blondyna nie umknął jego
delikatny uśmiech.
– Co jest, Harry?
– Och, nic takiego. – Uśmiech się
powiększył. Jeszcze nie tak dawno zawstydziłby go taki komentarz, ale teraz po
prostu cieszył się wizją wieczorów spędzonych z Draco na testowaniu w praktyce
wiedzy z poradnika. – Lepiej pospieszmy się trochę.
– A w sumie, co to za święto, że
możemy gościć u was? – spytała dziewczyna, idąc obok nich z dłońmi za plecami.
– Mnie też to zastanawia – dodał
od siebie Malfoy.
– Żadne święto, po prostu dziś PŻ
jest zajęty na cały wieczór.
– Kto go zajął? – Ślizgon
spojrzał zaciekawiony na swojego chłopaka. W sumie nie przeszkadzało mu to.
Przynajmniej zobaczy pokój Gryfiaka.
– Dean Thomas i Seamus Finnigan?
– Zrobił niewinną minkę.
– Zaraz, a to nie są twoi
współlokatorzy?
– Tak. I między innymi dlatego
spytali mnie, gdzie mogliby spędzić trochę czasu sam na sam.
– Sam na sam? – powtórzył za nim
zaskoczony Malfoy.
– Nie wiedziałeś? Przecież ta
dwójka kręci ze sobą od ponad roku – odparła Vera, patrząc rozbawiona na
starszego chłopaka.
– Jakbyś nie wiedziała, nie
interesują mnie inni Gryfoni…
Harry, choć mieszka z nimi już
szósty rok, dowiedział się o tym dopiero w ferie i to od Rona. Wolał przemilczeć
ten fakt. Z pewnością oboje naśmiewaliby się z niego przez całą drogę do wieży,
gdzie dotarli jakieś dziesięć minut później. Gruba Dama spojrzała z ukosa na
towarzyszy prefekta jej domu.
– To nie są Gryfoni.
– Wiem, ale są ze mną. Z tego co
wiem, wizyty międzydomowe nie są zakazane – odpowiedział pewnie. Wreszcie na
coś się przydała wiedza Hermiony zaczerpnięta z Historii Hogwartu.
Namalowana kobieta przytaknęła
niechętnie i poprosiła o hasło. Po chwili całą trójką znaleźli się w przytulnym
pokoju wspólnym. Goście szybko przyciągnęli spojrzenie najbliżej stojących, a
wkrótce wszystkich Gryfonów. Większość była zwyczajnie zaskoczona tym
niecodziennym widokiem, raptem parę osób posłało im niezadowolone spojrzenia.
Nikt się jednak nie odezwał, więc Potter zaprowadził swoich towarzyszy prosto
do dormitorium, gdzie wszyscy już na nich czekali.
– No nareszcie! – Hermiona
podniosła się z łóżka Rona, na którym siedziała wraz z jego właścicielem i
podeszła do swojej dziewczyny, całując ją w policzek na przywitanie.
– Hej, piękna – mruknęła
Ślizgonka, obejmując Herm za szyję i przytulając się do swojej połówki. –
Zeszło nam tak długo, bo Harry był za wolny.
– Ja? A kto po drodze narzekał,
że go nogi bolą i za dużo jest tych schodów?
– Bo liczyłam na to, że okażesz
się być bohaterskim gryfiakiem i mnie wniesiesz…
– Ciebie? Niby z jakiej racji? –
prychnął blondyn. – Jeśli Harry miałby kogoś nosić, to z pewnością nie byłabyś
to ty.
– Och, skarbie. Z pewnością Harry
miałby większą radość z wnoszenia mnie niż ciebie – zacmokała Ślizgonka.
– Że co?! Chcesz zginąć? –
warknął wytrącony z równowagi. – Myślisz, że Harry w ogóle byłby zainteresowany
tobą, kiedy ma mnie?
– Seksem może nie, ale zdarzyło
się zauważyć jego zawstydzony wzrok na moich piersiach. Może czuje się nie do
końca spełniony z tobą, co?
– Veronique! – krzyknęła cicho
Hermiona.
– Harry! Jak mogłeś!? – podniósł
lekko głos blondyn.
– Nie zrobiłem tego! Wkręca cię,
idioto!
Z łóżka Blacka wydobyło się
ciężkie westchnienie, gdy brunet schodził z materaca, by podejść do brata.
– Nigdy, ani razu nie spojrzałeś
na jej cycki? – spojrzał na niego, nie dowierzając. – Bo wiesz, trudno nie
spojrzeć, kiedy chodzi z nimi praktycznie na wierzchu! Ale nie zrobiłeś tego? –
prychnął zły, robiąc krok w stronę wyjścia, gdy zarumieniony brunet odwrócił
wzrok. Igniss akurat znalazł się przy bracie i złapał go mocno za ramię.
– Uspokój się – powiedział
beznamiętnym głosem, zmuszając blondyna, aby przeniósł na niego wściekłe
spojrzenie. – Powiedziałem, żebyś się uspokoił – powtórzył pewniej, a oblicze
prefekta powoli zaczęło łagodnieć. Blondyn zaczął oddychać wolniej, nie
odrywając wzroku od identycznych tęczówek. Przez chwilę miał wrażenie jakby w
źrenicy Iga odbiła się fioletowa poświata, jednak myśl ta zaraz została
odegnana w głąb umysłu. – Nie reaguj na zaczepki Veronique, nie dzisiaj –
dodał, obserwując jak młodszy brat kiwa lekko głową. – A teraz idź do
Harry’ego…
Draco potulnie poszedł w stronę
zaskoczonego Pottera, przysuwając się do niego i łapiąc jego dłoń.
– Przepraszam, Harry – mruknął
cichym, skruszonym głosem. Zachowywał się całkowicie inaczej niż na forum
szkoły. Zero wyniosłości, zero bycia dupkiem. Nawet był o wiele łagodniejszy
niż podczas pobytu w Norze. Prawie jak nie Malfoy.
– W porządku, też przepraszam –
odparł nieco skołowany tą nagłą zmianą. Nie sądził, że Igniss ma aż taki wpływ
na brata. Wyglądało to trochę tak, jakby dosłownie na niego wpłynął. Magią.
Spojrzał pytająco na Iga, ale ten tylko wzruszył ramionami, odwzajemniając
spojrzenie.
Draco wychylił się, dając mu
krótkiego całusa. Dosłownie, po prostu stykając ich wargi na ułamki sekund.
Harry znów skupił na nim uwagę, po czym pociągnął go w stronę łóżka Rona.
– Też chodźcie, jestem ciekawy,
jak wyszły te zdjęcia – rzucił przez ramię do dziewczyn. Gdy już wszyscy się
rozsiedli, Harry otworzył plecak swojego chłopaka. – Komu piwa?
Skończyło się na tym, że rozdał
każdemu. Wręczając trunek swojemu chłopakowi, cmoknął go w kącik ust.
– Dla Very tylko jedno. Nie
zasłużyła na więcej – zastrzegł po chwili Malfoy, biorąc pierwszego łyka.
– Oj, nie piłuj już tego –
odezwał się Ig, wywracając oczami. – Lepiej skupmy się na zdjęciach. Liczę na
jakieś epickie ujęcia Charliego.
– Nie jestem pewien, czego możemy
spodziewać się po bliźniakach w roli fotografów, ale z pewnością każdy ma
przynajmniej kilkadziesiąt zdjęć, więc powinno dać się coś wybrać. – Ron
zamachał kopertą o pokaźnej grubości i rozpieczętowując ją.
– Naprawdę aż tyle ich zrobili?
Pamiętam raptem kilka razy, gdy go użyli – zdziwił się Potter.
Pierwsza magiczna fotografia była
dość zwyczajna. Wesleyowie oraz ich goście rozpakowywali prezenty, rozmawiając
i wymieniając się uśmiechami. Fotografowi udało się uchwycić zaskoczono-zachwyconą
minę Draco, gdy ujrzał podarunek od Harry’ego. Lecz scena na tym się kończyła,
nie wiadomo więc było, co takiego ujrzał w niewielkim pudełeczku.
Draco od razu zerknął na swój
nadgarstek, uśmiechając się bezwiednie. Bransoleta od Harry’ego była przepięknym
prezentem.
– No proszę, Harry, jednak masz
całkiem niezły gust. – Hermiona spojrzała na niego z aprobatą, zobaczywszy
reakcję blondyna.
– Skąd wiesz, że to ja mu ją
kupiłem a nie, powiedzmy, Ig albo jego matka?
– Kobieca intuicja – odparła zbywająco.
Nie będzie mu przecież tłumaczyła, że takie urocze miny, jak ta przed chwilą,
Malfoy robił tylko za jego sprawą.
Brunet wzruszył ramionami i
ponownie skupił się na zerkaniu przyjacielowi przez ramię.
~*~
Witajcie dziewczyny,
OdpowiedzUsuńna wasz blog trafiłam dawno, dawno temu, za siedmioma... dobra to nie ta bajka... ale fakt jest taki, że dopiero było kilka rozdziałów, a teraz wow...
cóż wyjaśnienie jest proste, w tamtym momencie nie interesowałam się opowiadaniami pottetowskiej, ale i ich nie przekreślałam, zapisywałam link i opowiadanie po prostu czekało na lepszy czas... dopiero od kilku miesięcy czytam taką tematykę, no i powróciłam tutaj, i bardzo zaskoczyło mnie, że jest tyle rozdziałów (oczywiście na plus), nie przeczytałam jeszcze "hustorii smoka" i "historii psa" ale to niebawem nadrobię...
ale przejdźmy do "uśmiechu węża", podobało mi się to, że każdy rozdział był właśnie pisany z perspektywy albo Harrego albo Dracona, no i pojawiały się też i inne osoby, ale tak jak jest teraz też jest dobrze... mam nadzieję, że skończy się wszystko dla nich dobrze...
ale mam pytanie, czy będziecie kontynuować, bo trochę czasu właśnie minęło, a było mówione o częstszym pojawieniu się rozdziałów?
idę czytać historie smoka...
najprawdopodobniej w bliższej lub dalszej przyszłości jeszcze raz przeczytam "uśmiech..." i skomentuje każdy rozdział...
Dużo weny życzę Wam...
Pozdrawiam serdecznie Agnieszka
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, bardzo jestem ciekawa tych zdjęć, och i Draco taki troskliwy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia