poniedziałek, 21 maja 2018

Rozdział 83.



~*~
– Wiemy, że stałeś się osią jego nowego planu. Lecz żeby móc temu w jakikolwiek sposób przeciwdziałać, potrzebuję więcej informacji. Co dokładnie planuje? Czym było to, co w tobie zapieczętował?
Draco spojrzał uważniej na wuja i dyrektora. Wziął głęboki oddech, przymykając na krótką chwilę oczy.
– Harry ma się o tym nigdy nie dowiedzieć…
Starzec skinął głową.
– Również uważam, że tak będzie najlepiej.
– Czarny Pan ma na swoich usługach pewnego czarodzieja, Nicolasa… ale nie wiem, jak się dalej nazywa. Wiem tylko, że to on pracował nad bronią, którą potem we mnie zapieczętował. – Rzucił twarde spojrzenie dyrektorowi. – Czarny Pan zrobił ze mnie chodzącą broń. Miecz Enqua, którym Czarny Pan chce zabić Harry’ego. Anguis in herba – wyszeptał, czując, jak pierwsza pieczęć ugina się pod jego wolą, uwalniając część magii miecza. Jego oczy zmieniły kolor, chociaż nie był w stanie się w tym upewnić.

Dyrektor wpatrywał się przez chwilę w fioletowe tęczówki. W duchu ulżyło mu, że chłopak nie okazał się kolejnym horkruksem – o ile w ogóle możliwe było uczynienie nim żywej istoty posiadającej własną duszę. Nie dał jednak nic po sobie poznać.
– Kto jeszcze o tym wie? – spytał dla pewności, choć domyślał się odpowiedzi. Spora część czarnomagicznych rytuałów wymagała skomplikowanych eliksirów albo późniejszego stosowania eliksirów wzmacniających. Albo obydwu opcji naraz. Zastanawiał się tylko, dlaczego Severus zataił przed nim tak istotną informację. Ufał Snape’owi, wierzył też w jego inteligencję i rozsądek podczas przesiewania dostarczanych mu informacji… Lecz to nie była sprawa, która powinna zostać utajona.
– Mój brat… i tylko on – dodał natychmiast. Przecież nie zdradzi Severusa przed dyrektorem.
Mężczyzna ponownie obdarzył go uważnym spojrzeniem, ale nie zakwestionował słów nastolatka.
– Nie wiem czy matka jest w ogóle świadoma, że mi to zrobili. Nie było jej wtedy w Anglii… – Wyszeptał pod nosem słowa pieczętujące, a jego oczy wróciły do swojej pierwotnej barwy. Z kolei kanaliki, przez które uciekała leniwie magia miecza uszczelniły się natychmiast.
– Rozumiem. Możliwe, że nic nie wie o mieczu. Voldemort z pewnością nie życzył sobie, by zbyt wiele osób poznało szczegóły jego planu. Tym bardziej dziękuję, że postanowiłeś z nami współpracować. Jak obiecałem, od tej pory zrobię co w mojej mocy, by cię chronić. Nie oznacza to jednak, że będę cię więził w zamku czy w jakikolwiek sposób naruszał twoją prywatność. Gdybym, powiedzmy, całkowicie zabronił ci wyjść do Hogsmeade, zbytnio rzucałoby się to w oczy. A za nic nie można dopuścić, by poplecznicy Toma albo Harry odkryli, że cię izoluję. Dlatego z twojego punktu widzenia, właściwie nie będzie większych zmian. Jedyne o co cię proszę, to byś zgłosił mi, jeśli znów zetkniesz się z czymś niepokojącym. Jak w przypadku pana Notta.
– Oczywiście. Będę starał się informować pana w pierwszej kolejności – powiedział, podnosząc się ze swojego miejsca. – A teraz jeśli dyrektor pozwoli, wróciłbym już do siebie.
– Ależ naturalnie, mój drogi – zgodził się staruszek, nie ruszając się nawet z miejsca.
Dlatego też Draco pożegnał się szybko i wyszedł z gabinetu.
//*//
Nim wrócił do siebie, postanowił jeszcze odwiedzić jedną osobę.
Podał hasło, po czym szarpnął z pewnością za klamkę, jednak drzwi nawet nie drgnęły. Zmarszczył delikatnie brwi, ponawiając poprzednie słowa i spotykając się z tym samym efektem. Czyżby jego ulubione proverbium nie było już hasłem do prywatnych kwater? Od kiedy?
Zapukał zamaszyście w ciemne drewno, przygryzając nieznacznie wargę. Kiedy to się stało? Dlaczego nie został poinformowany o zmianie? Czyżby Severus dalej chował do niego urazę za tamto? Myślał, że już sobie wszystko wytłumaczyli…
Profesor eliksirów pojawił się w drzwiach z niezadowoloną miną, która złagodniała nieznacznie, kiedy w gościu rozpoznał swojego chrześniaka.
– No tak… zmieniłem hasło – mruknął, wpuszczając chłopaka do środka i zamykając za nim szczelnie drzwi. – Yoshizawa – dodał takim tonem jakby to jedno nazwisko miało wszystko wyjaśnić. A prawda była taka, że nic nie wyjaśniało, a wręcz dodawało więcej pytań. Już chciał otworzyć usta, by wypuścić swoje myśli na wolność, kiedy Snape zrobił to pierwszy. – Niedługo będzie cisza nocna… co się stało?
– Wyszedłeś wcześniej z kolacji czy w ogóle cię nie było?
– Nie było mnie. Przygotowałem powitalny test dla Krukonów z siódmego roku – oznajmił, mrużąc nieznacznie oczy. – Co mnie ominęło?
Jednocześnie wskazał chrześniakowi jego ulubiony fotel, na którym chłopak zaraz usiadł. Brunet z kolei oparł się o kant biurka.
– Erydan wyciągnął mnie pod koniec posiłku do gabinetu dyrektora. Chcieli ze mną porozmawiać.
– Erydan z dyrektorem? – spytał podejrzliwie. Wiedział, że ostatnimi czasy profesor Malfoy dosyć często zjawiał się u Dumbledore’a. Aczkolwiek nie podejrzewał, że sprawa dotyczyła jego chrześniaka. Co się stało z jego czujnością? Powinien już wcześniej bardziej zwrócić na to uwagę. – Czego od ciebie chcieli?
Blondyn streścił mężczyźnie swoje spotkanie w gabinecie głowy szkoły. Severus z każdym kolejnym słowem robił się bardziej ponury, o ile to było możliwie, biorąc pod uwagę, że ostatnimi czasy prawie cały czas tak się prezentował.
– Więc wyjawiłeś mu prawdę – powiedział chwilę po tym, jak Ślizgon umilkł, kończąc.
– Cóż… tak… To źle? – spytał, tracąc pewność siebie. Jego maska ukruszyła się odsłaniając prawdziwe oblicze syna Lucjusza. Kruchość i niepokój uderzyły w Severusa podwójnie, po raz wtóry uświadamiając go, że ma przed sobą tylko szesnastolatka, który zmuszony był wybierać między bolesną, a – zdawać by się mogło – mniej bolesną opcją.
– Nie wiem… – przyznał szczerze, nie mając serca oszukiwać chłopaka. Nie chciał dawać mu złudnych nadziei, które potem mogłyby go złamać. – Mogę tylko powiedzieć, że nie odrzucając jego pomocy i wyjawiając mu prawdę o mieczu, mogłeś wnieść spory wkład, który przechyli szalę zwycięstwa na Jasną Stronę… Lub może być wręcz przeciwnie… Wszystko zależy od twoich kolejnych decyzji i kroków podjętych przez obie strony.
Draco przez chwilę nie odpowiadał, trawiąc w duchu słowa profesora. W końcu jednak spojrzał na niego twardo.
– Ty też przejdź na jego stronę. Odejdź od Czarnego Pana. Jestem pewien, że Dumbledore przyjmie cię z otwartymi ramionami.
Snape prawie uśmiechnął się rozczulony słowami chrześniaka. Prawie.
– To nie taka prosta sprawa, Draco – powiedział z westchnieniem. Wyjawienie prawdy nie wchodziło w grę. Nie mógł ryzykować. Zbyt wiele zależało od jego misji. Gdyby Draco się dowiedział, a potem – nie pozwól Merlinie – został uprowadzony albo sam zmienił strony, skończyłoby się to tragicznie. I to nawet nie chodziło o to, że on by zginął. Jego śmierć nie była istotna. Ale ile istnień by zniknęło, nie uratowanych na czas przez Zakon, który nie miałby już informatora. Nie mógł tak bardzo ryzykować. Nie kiedy nie miał pewności.
– Dlaczego? Możesz się uwolnić od zadań, których w głębi siebie nienawidziłeś!
– Draco, nie rozumiesz… Ja nie mogę odejść.
Blondyn spojrzał na niego z powątpiewaniem.
– Jak to nie możesz? Co cię tam trzyma?
– Twój ojciec – odparł słabszym głosem. Przyrzekł mu, że będzie wykonywał zadania od Czarnego Pana. Miał robić to, by chronić tego idiotę. I chociaż się nie udało, teraz swoją obecnością tam może próbować chronić wiele niewinnych istnień.
Ale to nie zwróci mu życia…
– Mój ojciec!? – krzyknął z niedowierzaniem. – Przecież go nie kochasz! Oboje o tym wiemy.
– Dlatego mówiłem, że to nie takie proste. – Przyłożył ręce do twarzy, przejeżdżając palcami w dół z ciężkim westchnieniem. – Nic nie jest proste, co dotyczy twojego ojca i mnie.
//*//
Blondyn wszedł do swojego dormitorium, przystając na chwilę w drzwiach, kiedy w słabym świetle świec dostrzegł czyjąś śpiącą postać na kanapie.
Wyciągając różdżkę, podszedł powolnym krokiem w stronę mebla, mentalnie przygotowując się na rzucenie zaklęcia zarówno obezwładniającego, jak i tarczy w razie gdyby gość chciał go zaatakować.
Po incydencie z Nottem nie wierzył już w zabezpieczenia jego pokoju.
Obszedł kanapę i uśmiechnął się lekko rozpoznając znajome kudły. Odłożył różdżkę na stolik, a sam przysiadł tuż obok śpiącego Gryfona.
– Czekało się na mnie, co? – szepnął pod nosem, wyciągając rękę i gładząc delikatnie policzek rówieśnika. Przez chwilę zastanawiał się czy go zostawić, przykrywając jedynie jakimś ciepłym kocem. Jednak kanapa nie należała do najwygodniejszych.
Pochylił się i ucałował rozchylone nieznacznie wargi. Uśmiechnął się w duchu. Nieświadomy Harry był wyśmienitym kąskiem.
Brunet uchylił powieki i spojrzał na blondyna na wpółprzytomny, mrużąc przy tym oczy. Zanim zasnął, ściągnął okulary.
– Niezła z ciebie Aurora – powiedział z lekkim rozbawieniem.
– Czepiasz się – mruknął i zasłonił usta, ziewając.
– Ależ skąd bym śmiał, Śpiąca Królewno – odparł niewinnie, podnosząc się z kanapy. – Jak chciałeś spać, trzeba było wybrać łóżko.
– Podobało mi się przed kominkiem. – Wzruszył ramionami. – Zresztą, nie planowałem zasypiać przed twoim przyjściem… ale wyszło jak wyszło. – Sięgnął po leżące na stoliku okulary i wstał z ociąganiem.
– Nic się na to nie poradzi. Chociaż dziwię się, że potrafiłeś na niej zasnąć. – Przyjrzał się uważniej Gryfonowi. – Musiałeś być naprawdę zmęczony.
– Mieliśmy coś jakby turniej w klubie pojedynków. Walczyłem z wieloma osobami… chyba z połową grupy. To było bardziej męczące niż mogłoby się wydawać. Czuję się, jakbym przebiegł maraton. – Znów zasłonił usta, ziewając.
– Więc mogłeś zostać u siebie i tam odpocząć – mruknął troskliwie, podchodząc do niego i dotykając napiętych ramion.
– Myślisz, że nie próbowałem? – Objął blondyna w pasie, przyciągając go lekko do siebie. Był tak wykończony, że nawet nie stać go było, by włożyć w to więcej siły.
– Myślę, że nie brałeś relaksacyjnej kąpieli – odparł, kładąc dłonie na jego karku i masując delikatnie okrężnymi ruchami palców.
Potter przymknął powieki, próbując nieco rozluźnić spięte mięśnie. Po chwili pokręcił głową.
– Nie podobała mi się wizja wędrówki do dormitorium, schodzenia do łazienki prefektów i ponownego wspinania się do wieży.
– Dlatego od razu udałeś się tutaj?
Znów zakołysał głową na boki. Uchylił powieki i zerknął spod rzęs na swojego chłopaka.
– Nie, nie wziąłem ze sobą peleryny na zajęcia. A przecież bez niej bym tu nie mógł przyjść. No i wspomniałem, że próbowałem zasnąć we własnym łóżku. Bezskutecznie. – Ale wystarczyło, że znalazł się w pomieszczeniu wypełnionym zapachem Draco i odpłynął momentalnie.
– Biedaku… Może od razu zamieszkaj u mnie, co? – spytał na wpół rozbawionym głosem, wychylając się i całując go w kącik ust. Brunet uśmiechnął się delikatnie w odpowiedzi. Walczył z opadającymi co chwilę powiekami. – Chodźmy do łóżka, bo mi zaraz tu zaśniesz – dodał, odsuwając się i pociągając go delikatnie w stronę sypialni.
Harry zamruczał jedynie potakująco i będąc w półśnie, pozwolił się zaprowadzić pod kołdrę.
//*//
“Zarządzam spotkanie gryfońsko-ślizgońskie. Dziś po kolacji.”
“Bliźniacy przysłali zdjęcia z ferii”
Draco uśmiechnął się, odczytując wiadomości od Harry’ego. Dziś ciągle się mijali, jako że każdy miał zajęcia w innej części zamku. Dlatego cieszył się, że mogą mieć ze sobą kontakt chociaż w taki sposób.
– Robimy coś wieczorem? – spytał Zabini, kiedy znaleźli się już w pokoju wspólnym Slytherinu.
“Brać jakiś napitek?” odpisał i rzucił krótkie spojrzenie przyjacielowi.
– Spóźniłeś się troszkę. Właśnie umówiłem się z Harrym – odparł z lekkim uśmiechem.
– Potter jak zwykle na pierwszym miejscu – zaśmiała się Pansy, wtulając w bok swojego chłopaka. Draco musiał w duchu przyznać, że ta dwójka jakimś cudem stanowiła dobraną parę.
– Tak bywa. – Wzruszył ramionami, rozsiadając się z nimi na kanapie.
– Tak mnie zastanawia. Jak wy ze sobą wytrzymujecie?
– Pewnie jest niezły w łóżku – powiedział Blaise tonem znawcy. Parkinson posłała mu lekkiego kuksańca.
“Możesz wziąć. Ale tym razem z umiarem. Będziemy u mnie w dormitorium”
– Blaise! – warknęła jeszcze, chociaż po jej twarzy było widać, że wcale nie jest na niego zła.
– Czego nie dowiedziałem się w pierwszych tygodniach związku – poinformował ich ściszonym głosem, by siedzące dalej trzecioklasistki niczego nie usłyszały. – A wiem, że sądziłeś inaczej. Biorąc pod uwagę twoje zwyczaje.
Wspominanie tego przy jego dziewczynie nie miało znaczenia, bo oboje (on i Pansy) wiedzieli, jak szybko Zabini konsumował swoje związki.
– Zwyczaje już nie mają znaczenia. Wyobraź sobie, że z Pans dopiero...ałć! – przerwał z sykiem, kiedy dziewczyna uderzyła go mocniej po żebrach.
– Wierz mi… Nie chcesz tego dokończyć – powiedziała z groźbą w głosie. I rzeczywiście już nie chciał.
//*//
Draco wraz z Verą w jej czarnej, pokornej odsłonie zjawili się w umówionym miejscu, czekając na Pottera.
– Typowi faceci – westchnęła, widząc plecak blondyna. – Jest jakieś spotkanie, muszą przytaszczyć litry browaru. Nie zastanawiałeś się nigdy nad otworzeniem własnej fabryki? “Złoty smok” to byłaby chwytliwa nazwa.
– Żeby miał całe beczki na wyciągnięcie ręki? Jeszcze się piwnego brzuszka dorobi – wtrącił się do rozmowy Harry, który właśnie nadszedł korytarzem.
– No wiesz!? – fuknął niezadowolony blondyn. Vera z kolei bezceremonialnie przejechała ręką po brzuchu starszego kolegi.
– Nie sądzę. Dalej jest tak samo szczupły – odparła jakby nigdy nic. Ślizgon jedynie pokręcił głową rozbawiony.
– Wiem – przytaknął, podchodząc do blondyna od strony Very i obejmując go ramieniem, przez co piątoklasistka zmuszona była się odsunąć. – Wyhodowanie “mięśnia piwnego”, wymaga lat intensywnej pracy. – Odegnał obraz Vernona tak szybko, jak pojawił się on w jego umyśle. Nie będzie sobie nim zawracał głowy, będąc w szkole.
– Oj tam… Pomógłbyś mu go zgubić – zauważyła rozbawiona. – I nawet domyślam się jakim sposobem.
– To przecież oczywiste – odparł i cmoknął Mafoya w szczękę. Kto inny miałby mu w takiej chwili pomagać, jak nie jego własny chłopak?
– Ech… Powinnam kupić wam kamasutrę na święta.
– A myślałem, że to zrobisz i dlatego jej nie kupowałem – odparł z nonszalancją Ślizgon.
Gryfon wpatrywał się w niego bez słowa przez chwilę, po czym odwrócił głowę. Uwadze blondyna nie umknął jego delikatny uśmiech.
– Co jest, Harry?
– Och, nic takiego. – Uśmiech się powiększył. Jeszcze nie tak dawno zawstydziłby go taki komentarz, ale teraz po prostu cieszył się wizją wieczorów spędzonych z Draco na testowaniu w praktyce wiedzy z poradnika. – Lepiej pospieszmy się trochę.
– A w sumie, co to za święto, że możemy gościć u was? – spytała dziewczyna, idąc obok nich z dłońmi za plecami.
– Mnie też to zastanawia – dodał od siebie Malfoy.
– Żadne święto, po prostu dziś PŻ jest zajęty na cały wieczór.
– Kto go zajął? – Ślizgon spojrzał zaciekawiony na swojego chłopaka. W sumie nie przeszkadzało mu to. Przynajmniej zobaczy pokój Gryfiaka.
– Dean Thomas i Seamus Finnigan? – Zrobił niewinną minkę.
– Zaraz, a to nie są twoi współlokatorzy?
– Tak. I między innymi dlatego spytali mnie, gdzie mogliby spędzić trochę czasu sam na sam.
– Sam na sam? – powtórzył za nim zaskoczony Malfoy.
– Nie wiedziałeś? Przecież ta dwójka kręci ze sobą od ponad roku – odparła Vera, patrząc rozbawiona na starszego chłopaka.
– Jakbyś nie wiedziała, nie interesują mnie inni Gryfoni…
Harry, choć mieszka z nimi już szósty rok, dowiedział się o tym dopiero w ferie i to od Rona. Wolał przemilczeć ten fakt. Z pewnością oboje naśmiewaliby się z niego przez całą drogę do wieży, gdzie dotarli jakieś dziesięć minut później. Gruba Dama spojrzała z ukosa na towarzyszy prefekta jej domu.
– To nie są Gryfoni.
– Wiem, ale są ze mną. Z tego co wiem, wizyty międzydomowe nie są zakazane – odpowiedział pewnie. Wreszcie na coś się przydała wiedza Hermiony zaczerpnięta z Historii Hogwartu.
Namalowana kobieta przytaknęła niechętnie i poprosiła o hasło. Po chwili całą trójką znaleźli się w przytulnym pokoju wspólnym. Goście szybko przyciągnęli spojrzenie najbliżej stojących, a wkrótce wszystkich Gryfonów. Większość była zwyczajnie zaskoczona tym niecodziennym widokiem, raptem parę osób posłało im niezadowolone spojrzenia. Nikt się jednak nie odezwał, więc Potter zaprowadził swoich towarzyszy prosto do dormitorium, gdzie wszyscy już na nich czekali.
– No nareszcie! – Hermiona podniosła się z łóżka Rona, na którym siedziała wraz z jego właścicielem i podeszła do swojej dziewczyny, całując ją w policzek na przywitanie.
– Hej, piękna – mruknęła Ślizgonka, obejmując Herm za szyję i przytulając się do swojej połówki. – Zeszło nam tak długo, bo Harry był za wolny.
– Ja? A kto po drodze narzekał, że go nogi bolą i za dużo jest tych schodów?
– Bo liczyłam na to, że okażesz się być bohaterskim gryfiakiem i mnie wniesiesz…
– Ciebie? Niby z jakiej racji? – prychnął blondyn. – Jeśli Harry miałby kogoś nosić, to z pewnością nie byłabyś to ty.
– Och, skarbie. Z pewnością Harry miałby większą radość z wnoszenia mnie niż ciebie – zacmokała Ślizgonka.
– Że co?! Chcesz zginąć? – warknął wytrącony z równowagi. – Myślisz, że Harry w ogóle byłby zainteresowany tobą, kiedy ma mnie?
– Seksem może nie, ale zdarzyło się zauważyć jego zawstydzony wzrok na moich piersiach. Może czuje się nie do końca spełniony z tobą, co?
– Veronique! – krzyknęła cicho Hermiona.
– Harry! Jak mogłeś!? – podniósł lekko głos blondyn.
– Nie zrobiłem tego! Wkręca cię, idioto!
Z łóżka Blacka wydobyło się ciężkie westchnienie, gdy brunet schodził z materaca, by podejść do brata.
– Nigdy, ani razu nie spojrzałeś na jej cycki? – spojrzał na niego, nie dowierzając. – Bo wiesz, trudno nie spojrzeć, kiedy chodzi z nimi praktycznie na wierzchu! Ale nie zrobiłeś tego? – prychnął zły, robiąc krok w stronę wyjścia, gdy zarumieniony brunet odwrócił wzrok. Igniss akurat znalazł się przy bracie i złapał go mocno za ramię.
– Uspokój się – powiedział beznamiętnym głosem, zmuszając blondyna, aby przeniósł na niego wściekłe spojrzenie. – Powiedziałem, żebyś się uspokoił – powtórzył pewniej, a oblicze prefekta powoli zaczęło łagodnieć. Blondyn zaczął oddychać wolniej, nie odrywając wzroku od identycznych tęczówek. Przez chwilę miał wrażenie jakby w źrenicy Iga odbiła się fioletowa poświata, jednak myśl ta zaraz została odegnana w głąb umysłu. – Nie reaguj na zaczepki Veronique, nie dzisiaj – dodał, obserwując jak młodszy brat kiwa lekko głową. – A teraz idź do Harry’ego…
Draco potulnie poszedł w stronę zaskoczonego Pottera, przysuwając się do niego i łapiąc jego dłoń.
– Przepraszam, Harry – mruknął cichym, skruszonym głosem. Zachowywał się całkowicie inaczej niż na forum szkoły. Zero wyniosłości, zero bycia dupkiem. Nawet był o wiele łagodniejszy niż podczas pobytu w Norze. Prawie jak nie Malfoy.
– W porządku, też przepraszam – odparł nieco skołowany tą nagłą zmianą. Nie sądził, że Igniss ma aż taki wpływ na brata. Wyglądało to trochę tak, jakby dosłownie na niego wpłynął. Magią. Spojrzał pytająco na Iga, ale ten tylko wzruszył ramionami, odwzajemniając spojrzenie.
Draco wychylił się, dając mu krótkiego całusa. Dosłownie, po prostu stykając ich wargi na ułamki sekund. Harry znów skupił na nim uwagę, po czym pociągnął go w stronę łóżka Rona.
– Też chodźcie, jestem ciekawy, jak wyszły te zdjęcia – rzucił przez ramię do dziewczyn. Gdy już wszyscy się rozsiedli, Harry otworzył plecak swojego chłopaka. – Komu piwa?
Skończyło się na tym, że rozdał każdemu. Wręczając trunek swojemu chłopakowi, cmoknął go w kącik ust.
– Dla Very tylko jedno. Nie zasłużyła na więcej – zastrzegł po chwili Malfoy, biorąc pierwszego łyka.
– Oj, nie piłuj już tego – odezwał się Ig, wywracając oczami. – Lepiej skupmy się na zdjęciach. Liczę na jakieś epickie ujęcia Charliego.
– Nie jestem pewien, czego możemy spodziewać się po bliźniakach w roli fotografów, ale z pewnością każdy ma przynajmniej kilkadziesiąt zdjęć, więc powinno dać się coś wybrać. – Ron zamachał kopertą o pokaźnej grubości i rozpieczętowując ją.
– Naprawdę aż tyle ich zrobili? Pamiętam raptem kilka razy, gdy go użyli – zdziwił się Potter.
Pierwsza magiczna fotografia była dość zwyczajna. Wesleyowie oraz ich goście rozpakowywali prezenty, rozmawiając i wymieniając się uśmiechami. Fotografowi udało się uchwycić zaskoczono-zachwyconą minę Draco, gdy ujrzał podarunek od Harry’ego. Lecz scena na tym się kończyła, nie wiadomo więc było, co takiego ujrzał w niewielkim pudełeczku.
Draco od razu zerknął na swój nadgarstek, uśmiechając się bezwiednie. Bransoleta od Harry’ego była przepięknym prezentem.
– No proszę, Harry, jednak masz całkiem niezły gust. – Hermiona spojrzała na niego z aprobatą, zobaczywszy reakcję blondyna.
– Skąd wiesz, że to ja mu ją kupiłem a nie, powiedzmy, Ig albo jego matka?
– Kobieca intuicja – odparła zbywająco. Nie będzie mu przecież tłumaczyła, że takie urocze miny, jak ta przed chwilą, Malfoy robił tylko za jego sprawą.
Brunet wzruszył ramionami i ponownie skupił się na zerkaniu przyjacielowi przez ramię.
~*~

2 komentarze:

  1. Witajcie dziewczyny,
    na wasz blog trafiłam dawno, dawno temu, za siedmioma... dobra to nie ta bajka... ale fakt jest taki, że dopiero było kilka rozdziałów, a teraz wow...
    cóż wyjaśnienie jest proste, w tamtym momencie nie interesowałam się opowiadaniami pottetowskiej, ale i ich nie przekreślałam, zapisywałam link i opowiadanie po prostu czekało na lepszy czas... dopiero od kilku miesięcy czytam taką tematykę, no i powróciłam tutaj, i bardzo zaskoczyło mnie, że jest tyle rozdziałów (oczywiście na plus), nie przeczytałam jeszcze "hustorii smoka" i "historii psa" ale to niebawem nadrobię...
    ale przejdźmy do "uśmiechu węża", podobało mi się to, że każdy rozdział był właśnie pisany z perspektywy albo Harrego albo Dracona, no i pojawiały się też i inne osoby, ale tak jak jest teraz też jest dobrze... mam nadzieję, że skończy się wszystko dla nich dobrze...
    ale mam pytanie, czy będziecie kontynuować, bo trochę czasu właśnie minęło, a było mówione o częstszym pojawieniu się rozdziałów?
    idę czytać historie smoka...
    najprawdopodobniej w bliższej lub dalszej przyszłości jeszcze raz przeczytam "uśmiech..." i skomentuje każdy rozdział...
    Dużo weny życzę Wam...
    Pozdrawiam serdecznie Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    wspaniale, bardzo jestem ciekawa tych zdjęć, och i Draco taki troskliwy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń