niedziela, 29 kwietnia 2018

Rozdział 82.



~*~
Harry bardzo nie chciał wyjeżdżać z Nory. Przyzwyczaił się do ciągłej bliskości Draco i za nic nie podobała mu się wizja dzielących ich kilku pięter zamku. Próbował to znieść, naprawdę. Niestety raczej nieskutecznie, bo przez cały wieczór przyjaciele upominali go, by przestał świrować, w końcu nie rozjechali się w różne strony świata, jak kąśliwie przypomniał mu w podczas kolacji Igniss.
A najgorsze było dopiero przed nim.
Pachnąca proszkiem do prania chłodna pościel, która przykrywała miękkie, duże choć jednoosobowe łóżko. Jakkolwiek by na to nie spojrzeć, nie mógł mieć im nic do zarzucenia. A jednak w chwili gdy się położył, chciał z niego uciec. Założyć na szybkiego trampki, chwycić w garść niewidkę i pobiec na dół, gdzie czekało praktycznie identyczne łóżko.
Na szczęście dzięki ożywionym rozmowom współlokatorów nie miał na to szansy. Z ulgą stwierdził, że bez większego wysiłku udało mu się do nich dołączyć. Nie groziły mu więc godziny przewracania się z boku na bok ani szydercze komentarze Draco, jak to Złoty Chłopiec uzależnił się od Białego Księcia i już nawet nie umie spać sam.
Po jakichś dwóch godzinach rozmowy ucichły, zastąpione spokojnymi oddechami i pochrapywaniem Neville’a i Rona.
A Harry po raz kolejny w ciągu dwudziestu minut zmienił pozycję, nie mogąc się ułożyć.
Wbił sfrustrowane spojrzenie w baldachim. Po chwili przeniósł wzrok na pierścień nieustannie tkwiący na małym palcu jego lewej ręki. Umieszczone w nim kamienie świeciły słabo w ciemności, dzięki czemu nawet będąc za zasłoniętymi kotarami, mógł dostrzec ich kolor. Teraz przeważał wśród nich morski, na obrzeżach przechodząc w szary.
Harry wytężył pamięć, próbując sobie przypomnieć, co te kolory oznaczały. Do tej pory pierścień ich nie pokazywał. Nie mógł sobie jednak przypomnieć. Już miał sięgnąć do kufra po ściągę, którą otrzymał od sprzedawcy, gdy jego telefon zawibrował, obwieszczając przyjście nowej wiadomości. Nim po niego sięgnął, przyszło ich jeszcze kilka. Gryfon nie musiał nawet patrzeć na wyświetlacz. Doskonale wiedział, kto napisał. Przypomniał też sobie, co oznaczały te kolory. Uśmiechnął się rozczulony, czytając pierwszą wiadomość:
“Zimno mi...”
Od razu przeszedł do kolejnych:
“Nie ma mnie kto grzać”
“Nie mogę spać przez Ciebie...”
“Czuję się samotny, leżąc sam w tak dużym łóżku...”
Po chwili telefon zawibrował po raz piąty, lecz sprawdził go dopiero kilka minut później, wychodząc przez dziurę pod portretem. Jego chłopak leżał kilka pięter niżej całkiem sam, tęskniący, samotny i smutny, bo nie ma go przy nim. Choćby go chciano zatrzymać siłą, dotarłby do lochów.
“Chcesz nowe hasło?”
– Idiota… “takide” – odpisał pospiesznie. Wcisnął telefon do kieszeni i zarzucił na siebie pelerynę. Pokonywał zwinnie kolejne piętra, nie przejmując się Filchem, Panią Norris ani wartownikami. Zatrzymał się dopiero przed wejściem do pokoju wspólnego Ślizgonów.
“ ‘Widełki heretyków’… Ten kto wymyślił hasło ma nierówno pod sufitem”
Zignorował komentarz chłopaka. W tej chwili naprawdę mało go obchodziło, jakie mieli hasło. Zresztą oni miewali gorsze. Sam Harry był twórcą paru naprawdę głupich (przynajmniej teraz je za takie uważał). “Roszpunka” była jednym z nich. Nie byłoby w nim nic dziwnego, gdyby jej pierwowzorem nie był Draco…
Przemknął przez opustoszały salon, podał hasło do pokoju blondyna i już po chwili stał w znajomym pomieszczeniu. Od razu ruszył ku sypialni, po drodze zostawiając pelerynę na kanapie. Gnał przez całą drogę, więc teraz starał się uspokoić przyspieszony oddech.
Draco siedział na łóżku, przykryty jedynie do pasa. Naga, jasna pierś upstrzona była kilkoma malinkami, które w ostatnim czasie zrobił mu Gryfon. Dłonie leżały swobodnie na udach chłopaka, który z niecierpliwością wpatrywał się w drzwi.
– No w końcu – powiedział na wstępie, kiedy dostrzegł go w wejściu. Wyciągnął ku niemu prawą rękę. – Rozbieraj się i chodź do mnie.
Brunet prychnął na ten wyniosły ton, ale wykonał polecenia. Wpatrując się intensywnie w Draco, rozbierał się po drodze i rzucał ubrania na stojący nieopodal fotel. Tuż przed łóżkiem stanął już tylko w bokserkach. Wreszcie i ich się pozbył. Gdy tylko znalazł się pod kołdrą, przysunął się do blondyna i pocałował go gwałtownie.
Draco złapał go jedną dłonią za włosy, odwzajemniając pieszczotę. Położył się na poduszkach, ciągnąc chłopaka za sobą i nie pozwalając mu przerwać szalonego tańca języków. Dłonie bruneta chciwie gładziły nagą skórę torsu, brzucha, bioder, ud… Gdziekolwiek były w stanie dosięgnąć, bo tylko to ograniczało jego możliwości. Ułożył się tak, by jego lewa noga znajdowała się między udami blondyna.
Ślizgon zwolnił nieznacznie, pocałunki stały się bardziej leniwe, a jego obie ręce spoczęły na karku bruneta.
– Nie ściągałem cię tu na dziki seks, gryfiaku – mruknął rozbawiony, przerywając po chwili pocałunek i stykając ich czoła ze sobą.
– Wiem. Po prostu nie mogłem się powstrzymać. – Wzruszył ramionami i przymknął powieki. Rozluźnił nieco mięśnie.
– Wiem… Ja też. – Uśmiechnął się do niego czule, muskając jego wargi. – Ale dzisiaj będziemy grzeczni. Pójdziemy ładnie spać, a rano…
– A rano równie grzecznie wrócę do pokoju. – Uniósł głowę, by móc swobodnie spojrzeć w niebieskie oczy.
– Och… Chciałem namówić cię na poranny seks – powiedział z udawaną niewinnością – ale skoro nie chcesz, to nie będę nalegał.
Harry zbliżył twarz do jego szyi i cmoknął delikatnie.
A po chwili ugryzł.
Draco krzyknął cicho, zaskoczony i zaraz zaśmiał się, uderzając go delikatnie w ramię.
– Jak zwykle brutalny – mruknął wesoło. – Nie wiem, po kim ty to masz, ale zabije cię, jak się zmienisz.
Malfoy wyczuł, jak znajdujące się tuż przy jego szyi usta wyginają się w uśmiechu.
– Jeśli to cię przy mnie zatrzyma, to nigdy się nie zmienię – odparł i ponownie pocałował delikatną skórę.
– Nawet i bez tego zatrzymam cię u swojego boku – wyznał, nim zdążył się powstrzymać.
Rozkoszne ciepło wypełniło pierś Gryfona.
– Super – wyszeptał, chowając twarz w zagłębieniu szyi chłopaka pod nim.
Draco objął go bez słowa, pieszczotliwie przesuwając dłońmi po dolnych partiach pleców Gryfona.
Wkrótce zasnęli, mocno w siebie wtuleni.
//*//
Draco spojrzał zaskoczony na Pansy, która zamilkła w połowie opowieści, patrząc na coś ponad ramieniem chłopaka. Prefekt odwrócił się zaraz, spoglądając na nauczyciela run.
– Jeśli już skończyłeś jeść kolację, chciałbym, abyś udał się ze mną do gabinetu dyrektora – powiedział łagodnie, kładąc dłoń na ramieniu bratanka.
Młody Malfoy kiwnął nieznacznie głową, wstając od stołu i razem z mężczyzną wyszedł z sali, odprowadzany zainteresowanymi spojrzeniami innych uczniów.
W czasie całej wędrówki do gabinetu dyrektora nie wymienili ani jednego słowa. Wyjątkiem było tylko wypowiedzenia hasła przed chimerą i zagajenie, że profesor Dumbledore jak zwykle wymyśla hasła związane ze słodyczami.
Weszli do środka, dostrzegając nieobecność dyrektora.
Erydan zaproponował, aby Draco nie denerwował się i usiadł wygodnie na krześle, co chłopak bez słowa sprzeciwu wykonał.
– Wie profesor, po co zostałem wezwany? – spytał, siląc się na znudzony ton głosu. Starszy blondyn posłał nastolatkowi dłuższe, niezdecydowane spojrzenie.
– Nie zostałem upoważniony, do wdrażania cię w szczegóły, Draco – powiedział w końcu, siadając na drugim krześle obok chłopaka. – Dyrektor wkrótce wszystko ci dokładnie wyjaśni.
– Wolałbym wiedzieć zawczasu, o co chodzi… by móc się jakoś przygotować.
– Zapewniam pana, panie Malfoy – zaczął dyrektor, wchodząc do gabinetu – że nie musi pan się niepotrzebnie denerwować.
– A czy samo trafienie na dywanik nie powinno być z natury dość stresującym przeżyciem?
– Stresował się pan kiedykolwiek rozmową ze mną, panie Malfoy? – spytał ciekawsko staruszek.
– Nie… ale…
– Więc i dzisiaj nie musisz się przejmować – odparł zadowolony z wygranej potyczki. Obszedł wielkie biurko, siadając na swoim wielkim fotelu. Jego typowe, dobrotliwe spojrzenie znad okularów-połówek spoczęło na Ślizgonie. – Jak ci minęły ferie, mój chłopcze?
– Po to zostałem wezwany? – spytał, odwracając nieznacznie wzrok. Splótł dłonie ze sobą, umieszczając je między kolanami. – Nie musiał dyrektor robić tego w taki sposób…
– To tylko jedna z paru spraw, o której chciałbym z tobą porozmawiać – odparł spokojnie. – Niemniej jeśli nie chcesz, nie musisz odpowiadać. Sądząc po tym, jak w ostatnich miesiącach zbliżyliście się do siebie z Harrym, można się spodziewać, że porządnie wypoczęliście przez te dwa tygodnie.
– Z całym szacunkiem… – przerwał mu blondyn z mieszaniną zażenowania i złości. – Ale to chyba nie pana sprawa.
– Zawsze uważałem, że szczęście uczniów jest dokładnie tym, co wchodzi w zakres moich interesów – odparł, niezrażony butnym nastawieniem blondyna. – Podobnie jak ich bezpieczeństwo. – Z niebieskich oczu zniknęły wesołe iskierki, spoważniały.
Draco inaczej zinterpretował zmianę dyrektora.
– Na Salazara – szepnął, patrząc na niego ze zgrozą. – Uważa pan, że jestem z Harrym, bo mam w tym jakiś ukryty cel? Że wykorzystuję go!?
– A mam po temu jakieś powody? – Białe brwi uniosły się lekko, jakby w wyrazie zdziwienia. Jakby taka myśl nigdy mu nawet nie przeszła przez głowę. Zupełnie jakby nie spędził ostatnich trzech miesięcy na ukradkowym obserwowaniu poczynań młodego Malfoya.
– Niech mi pan sam powie, czy tak jest…
– O nic takiego cię nie podejrzewamy, Draco – odezwał się starszy blondyn. Spojrzał na bratanka łagodnie.
– Dokładnie. Wiemy jednak, że sytuacja wygląda zgoła inaczej, jeśli chodzi o ciebie, chłopcze. Oczywiście, nie mam na myśli Harry’ego. Otóż widzisz… Nie tak dawno otrzymałem od twojej matki list – zawiesił głos, jakby szukając odpowiednich słów – zawierający prośbę o udzielenie ci ochrony.
– Nie potrzebuję ochrony – powiedział słabo Ślizgon. Nie mógł uwierzyć, że matka zrobiła coś takiego. Przecież gdyby tylko ktoś przechwycił jej list… Na wszystkie Mojry! Narcyza byłaby w poważnych kłopotach.
– Nie ma się czego wstydzić, mój chłopcze. Przyjęcie oferowanej pomocy nie oznacza, że jesteś słaby. Czasem nawet najsilniejsi i najbardziej zaradni potrzebują wsparcia. Nikt nie jest w stanie uchronić się przed każdym niebezpieczeństwem.
Draco zbladł gwałtownie, robiąc ruch jakby chciał poderwać się z krzesła i uciec. Strach zagościł na jego obliczu, zepchnięty wkrótce przez maskę udawanej obojętności. Dumbledore obserwował te zmiany z niepokojem. Do tej pory przypuszczał, że Narcyza po prostu nie chce, by jej syna wcielono w szeregi Śmierciożerców. Teraz jednak uświadomił sobie, że najwyraźniej jego myślenie było zbyt wąskie.
– Nie potrzebuję ochrony – powtórzył przez ściśnięte gardło. Chrząknął cicho. – Dam sobie doskonale radę sam.
– Tak jak dałeś sobie radę z Teodorem Nottem? – spytał Erydan, łapiąc zdziwiono-wystraszone spojrzenie krewnego. – On cię torturował, Draco… i mógł cię zabić.
– To jednorazowa sytuacja – spróbował zaoponować nastolatek. Czuł, jak oddech mu przyśpiesza, a serce coraz szybciej galopuje w piersi, sprawiając ból.
– Co zdarzyło się raz, może zdarzyć się i drugi. Nie próbuję ci wmówić, że moja ochrona jest nie do przejścia. Nie jestem wszechmocny. Jednak jeśli zgodzisz się z nami współpracować, istnieje większe prawdopodobieństwo, że do czasu pokonania Voldemorta, już nie zdoła ci zagrozić…
– Ojciec też? – wyrwało się cicho chłopakowi.
– Jak najbardziej. Nie pozwolę mu już więcej cię stąd zabrać.
– Jest moim ojcem. Jak będzie chciał, to to zrobi… – zauważył. – Jako dyrektor nie może pan chyba przetrzymywać uczniów wbrew woli rodziców?
– Zawsze znajdzie się sposób, żeby mu to uniemożliwić.
Młodszy blondyn pokręcił lekko głową.
– To nie przejdzie… Jeśli ojciec postanowi mnie stąd ściągnąć, to zrobi to bez względu na cenę, bo ja…
– Nie, jeśli by cię tu nie zastał.
Ślizgon utkwił w staruszku pytające spojrzenie.
– Co ma pan przez to na myśli?
– Mogę cię przed nimi ukryć, Draco. To oczywiście tylko jedno z wielu rozwiązań. Chcę żebyś wiedział, że jestem gotowy zrobić naprawdę wiele, żeby odciąć Voldemortowi dostęp do ciebie.
– Jaki ma pan w tym cel? – spytał po chwili podejrzliwie. – Robi pan to dla Harry’ego? By był spokojniejszy i skupił się na swoim przeznaczeniu? Czy po co?
– Po części to też jest powód. Harry bardzo się o ciebie troszczy, całkiem prawdopodobne jest, że zrobiłby coś niezwykle brawurowego i lekkomyślnego, gdyby dowiedział się, że grozi ci niebezpieczeństwo. Wszyscy wiemy, że pod tym względem Harry jest niezwykle przewidywalny. – Choć z jego ust nie padło imię Voldemorta, oczywiste było, że jego w szczególności miał na myśli.
– Więc teraz jestem jego słabością? – spytał, czując gorycz w ustach. Jeśli Czarny Pan się o nich dowie, z pewnością nie przepuści takiej okazji.
– Choć już raz dał się wciągnąć w gierki Toma i zapłacił za to wysoką cenę, nie wątpię, że zaryzykowałby po raz kolejny. Ale to nie wszystkie powody, dla których wolałbym usunąć cię z zasięgu rąk Voldemorta. – Starszy czarodziej, opierając łokcie na blacie, zetknął opuszki. Spojrzał na nastolatka poważnie znad tej pseudopiramidy. – Współpracuję z wieloma osobami, które dostarczają mi mniej lub bardziej istotnych informacji o poczynaniach Toma, umożliwiając mi tym samym odpowiednie ich kontrowanie. Wśród tych osób znajduje się również parę takich, których umiejętności pozwalają mi czasem na dotarcie do informacji znanych jedynie w wewnętrznym kręgu Śmierciożerców. Jak to miało na przykład miejsce w te wakacje czy na początku roku szkolnego.
On wie?! Czy to tylko zwykły blef, który ma go sprawdzić? By dowiedzieć się czy Czarny Pan rzeczywiście czegoś nie zrobił?
Cisza w pomieszczeniu się przedłużała. Widząc, że tym razem jego strategia nie działa tak dobrze, jak poprzednio, Albus postanowił ujawnić nieco więcej z tego, co wiedział. Liczył na to, że Ślizgon dopowie resztę, tym samym uzupełniając najważniejsze elementy układanki.
– Wiemy, że stałeś się osią jego nowego planu. Lecz żeby móc temu w jakikolwiek sposób przeciwdziałać, potrzebuję więcej informacji. Co dokładnie planuje? Czym było to, co w tobie zapieczętował?
Draco spojrzał uważniej na wuja i dyrektora. Wziął głęboki oddech, przymykając na krótką chwilę oczy.
– Harry ma się o tym nigdy nie dowiedzieć…
~*~

1 komentarz:

  1. Hejka,
    fsntastiko, och jaka tęsknota tutaj, i juz wracają do szkoły, ale co planuje dyrektor zrobić z Draco?
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń