Cóż, przekonacie się sami jeszcze w tym tygodniu ;)
Enjoy!
~Saneko
~*~
Narcyza weszła za dyrektorem do
posiadłości, do której nie śmiała zaglądać od ponad dwudziestu lat. Rozglądała
się dyskretnie, sprawdzając, co zmieniło się przez te wszystkie lata.
– Teraz, kiedy mam pewność, że
można pani ufać, pani Ma… – zerknął na nią i uśmiechnął się w swój
charakterystyczny sposób. – Narcyzo – poprawił się. – Mogę ze spokojnym
sumieniem przedstawić ci innych członków naszego Zakonu.
Blondynka kiwnęła głową, kiedy
wchodzili razem do salonu. Od razu spoczęło na niej kilka spojrzeń. Narcyza bez
problemu rozpoznała rodzinę Weasleyów, których jej – jeszcze nie były – mąż
dażył szczególnym zdegustowaniem. Dostrzegła również stojącego z boku Lupina,
najlepszego przyjaciela drogiego jej kuzyna oraz stojącą przy nim siostrzenicę.
Może widziała Nimfadorę po raz drugi w życiu (pierwszy miał miejsce, jak
dziewczynka miała kilka miesięcy), ale z tak charakterystycznymi rysami Blacków
nie było mowy o pomyłce. Nawet jeśli okalały je turkusowe kosmyki. Zresztą
dziewczyna jako jedna z nielicznych nie patrzyła na nią z podejrzliwością. A
samo to dodawało kobiecie otuchy.
Dyrektor przedstawił ją jako
nowego sojusznika i zapewnił o jej lojalności, wspominając złożenie przez nią
wieczystej przysięgi. I ta wzmianka zdawała się uspokoić towarzystwo, co było
kuriozalne i śmieszne zarazem. Streścił również sytuacje Narcyzy i powód, dla
którego postanowiła do nich dołączyć.
Dumbledore nie mógł długo zabawić
na Grimmauld Place; jego obowiązki wzywały. Nikogo więc nie zdziwiło, że
wkrótce ich opuścił, prosząc uprzednio Molly, by wskazała Narcyzie jej pokój.
– Jeżeli to nie problem, mogłabym
zająć swoją starą sypialnię – zaproponowała powoli, gdy wraz ze starszą kobietą
wchodziła po schodach.
– Myślałam, że twój dom rodzinny
znajduje się gdzie indziej.
– Byłam tu częstym gościem.
– Na tyle, że oddali ci do
dyspozycji cały pokój?
– Mieszkał tu mój dziadek, dla
którego byłam najukochańszą wnuczką i bardzo często mnie tu zapraszał. To on
przydzielił mi ten pokój. – Zatrzymała się przy jednych drzwiach, wskazując na
drewno.
Molly uśmiechnęła się lekko.
– Stworek zamyka przed nami część
pokoi, które należą do członków rodziny. Tym bardziej, gdy nie ma z nami pana
domu – wyjaśniła i dla potwierdzenia nacisnęła na klamkę, która nie ustąpiła.
– Nie mówię tego złośliwie, ale
Stworek może nie uznawać młodego Pottera za swojego pana. Nie jest Blackiem…
Chociaż najbardziej chyba wielbił Regulusa – powiedziała, wyciągając różdżkę i
kierując je w stronę drzwi. Nie umknęło jej, jak Molly Weasley złapała za
swoją. Jednak nie miała jej tego za złe. Dobrze było mieć takie nawyki. – Co do
pokoju, akurat swój zapieczętowałam przed żartami Syriusza, by się do niego nie
dostał – wyznała, a ból na chwilę zagościł w jej oczach.
Wyszeptała zaklęcie i otworzyła
drzwi.
– Wierzę więc, że mogę zająć ten
pokój.
Molly kiwnęła i pożegnała się
krótko z blondynką.
// *//
Następnego dnia, kiedy schodziła
na dół, dom świecił pustkami. Potraktowane zaklęciem uciszającym postacie z
portretów jedynie łypały na nią nieprzyjemnie. Biorąc pod uwagę portrety
znajdujące się w Malfoy Manor, te były wręcz nastawione przyjaźnie i co
najważniejsze, były ciche.
Weszła do kuchni, rozglądając się
po niej z uwagą. Z pozoru nic się tu nie zmieniło. Te same szafki, stół,
krzesła.
– Stworku! – zawołała cicho,
licząc na to, że stary skrzat Blacków ciągle się tu znajdował.
Ciche pyknięcie towarzyszyło
litanii wyburkiwanych słów:
– Nie pozwalają spać biednemu
staremu Stworkowi. Zdrajcy krwi, plugawi czarodzieje… – Podniósł powoli głowę z
zakrzywionym nosem, spoglądając z oburzeniem na blondynkę. Zbladł w tej samej
chwili.
– Skończyłeś? – Nie dała mu
szansy na odpowiedź. – Wierzę, że nie przyniesiesz już więcej wstydu rodowi,
któremu służysz. Biedna ciotka Walburga, pewnie przewraca się w grobie na twe
bezczelne zachowanie. Nie wspominając już o Regulusie.
Stworek kulił się bardziej z
każdym słowem kobiety. Wcale nie wyglądał na skrzata, który miał dużo do
skomentowania, albo na takiego, który potrafił napluć do filiżanki z herbatą.
– Nie, madame – zaskrzeczał
skrzat, wręcz płaszcząc się przed panią Malfoy.
– Doskonale. Przygotuj mi jakieś
śniadanie. Lekkie i ze świeżych rzeczy. Patrząc po tym pomieszczeniu –
rozejrzała się zdegustowana po dawno nieodświeżanej kuchni – wnioskuję, że już
od bardzo długiego czasu zaniedbujesz swoje obowiązki. Tak więc jak tylko
przygotujesz mi posiłek, zabierzesz się za sprzątanie. Nie dopuszczę do tego,
by ten dom popadł w ruinę, bo nie ma kto cię przypilnować.
// *//
Molly wyszła z kominka,
strzepując z sukienki drobinki popiołu. Nie nękana przez nikogo ruszyła w
stronę kuchni ze świeżymi składnikami na parę następnych dni. I przystanęła w
kuchni, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Pomieszczenie lśniło czystością.
Szare od brudu kamienne płytki,
okazały się być idealnie czarne. Granitowe blaty nie miały na sobie uncji kurzu
ani żadnej plamki. Przeszklone drzwi szafek w końcu pokazywały równie czystą
zastawę czy zbiór kryształowych kielichów. A na stole stał jedynie dzbanek z
wodą i dwie szklanki.
Stworek to zrobił? Czy może
jednak Narcyza postanowiła odświeżyć kuchnię?
Obie te opcje były absurdalne.
Położyła pakunek ze zmniejszonymi
magicznie zapasami i ruszyła na poszukiwania pani Malfoy. Tylko ona mogła dać
jej odpowiedzi, na które czekała.
// *//
Blondynka siedziała w dawnej
bibliotece, która została przerobiona w bliżej nieokreślone zadaniowo
pomieszczenie. Jakby chcieli zrobić z tego coś w rodzaju składzika i zbrojowni
jednocześnie. Czemu nie skorzystali z pomieszczenia przy kuchni, które służyło
za magazyn? Było magicznie powiększone, dzięki czemu nie ważne ile rzeczy tam
się włożyło, nigdy nie zabrakło miejsca. Wystarczyło kazać Stworkowi…
O ile w ogóle Stworek ich w tej
kwestii uświadomił.
Dlatego właśnie rozkazała strzatowi
zabrać to wszystko do tamtego pomieszczenia. Ona w tym czasie paroma zaklęciami
ustawiła sofy i regały z książkami na swoje miejsce. Tak jak to zapamiętała.
Ten dom nie mógł popaść w ruinę.
To był jedyny pomost łączący ją z kuzynami. Ten dom trzymał w pamięci
wspomnienia ich trójki. Żartownisia Syriusza oraz jego ofiar – Regiego i jej
samej. Niezliczoną ilość razy dała się złapać na jego numery. Na niektóre
specjalnie, chociaż od początku wiedziała (a czasem nawet widziała), co się
święci. Na inne z kolei nieświadomie, mając wrażenie, że tym razem młodszy
kuzyn ją oszczędzi. Nic bardziej mylnego.
Kiedy skończyła, podeszła do
regału, na którym stały książki, które uwielbiali chłopcy. Kiedy spędzała u
nich dłuższy czas, zawsze prosili ją, by im czytała. “Johnny i jego magiczni
przyjaciele” czy też “Bramy Magii”. Te dwie pozycje były ich ulubionymi.
Przygodówki dla małych dzieci. Sięgnęła po pierwszą z nich. Z nostalgią
spojrzała na okładkę. Główny bohater podbiegał do młodego gryfa i rzucał się mu
na szyję.
Usiadła na sofie, przyjmując
wygodną pozycję, po czym powstrzymując wzruszenie, zaczęła odświeżać pamięć o
małym czarodzieju.
Była gdzieś pod koniec drugiego
rozdziału, gdy lekturę przerwało jej pojawienie się starszej kobiety.
– O, jesteś, Narcyzo. Gdyby nie
Stworek, szukałabym cię pewnie po całym domu... Co czytasz?
– Nic takiego – odpowiedziała w
pierwszej chwili, zamykając książkę i chowając ją z boku swojego ciała. Zaraz
jednak zreflektowała się i położyła ją na swoich kolanach. – “Johnny i jego magiczni
przyjaciele”. Czytałam ją kiedyś kuzynom, nim poszli do Hogwartu.
– Ach – na twarzy Weasley pojawił
się nostalgiczny uśmiech – moi najstarsi synowie też ją uwielbiali.
Blondynka również pozwoliła sobie
na podobny gest.
– Syriusz z Regulusem nie dawali
mi spokoju, dopóki nie przyrzekłam, że przeczytam im ją wieczorem. Mieli wręcz
świra na jej punkcie.
– Był taki okres, że z Arturem
czytaliśmy ją po dwa razy każdego wieczora. Na szczęście mi pomagał, bo inaczej
pewnie straciłabym głos. – Jedynie na chwilę na twarzy Molly pojawił się
zmęczony wyraz twarzy. – Sama też lubiłam tę historię, przynajmniej póki nie
znałam jej na pamięć. – Mrugnęła do młodszej kobiety. – Właśnie. Narcyzo, co u
licha, stało się z kuchnią? Wreszcie wygląda, jakby ktoś tu mieszkał!
– Kazałam Stworkowi się tym
zająć. – Narcyza wzruszyła delikatnie ramionami, jakby nie widziała w tym nic
dziwnego, że Stworek wykonuje jej polecenia. – W tej chwili pewnie sprząta
bawialnię, potem zabierze się za gabinet wuja Oriona i salon. Myślę, że do
wieczora, maksymalnie do jutrzejszego dnia dom znów będzie wyglądał jak za
życia wujostwa. Mam nadzieję, że to nie problem.
– Problem? Ależ skąd! Kochana, od
kiedy ten dom został naszą kwaterą wszyscy próbowaliśmy przekonać to
paranoiczne stworzenie, żeby wróciło do swoich obowiązków. Jedyne co utrzymało
się na dłużej, niż czas gdy ktoś stał z różdżką nad jego głową, to
podtrzymywanie ognia w kominku w kuchni…
– Och. Stworek od zawsze miał
swoje humorki, ale nigdy nie zachowywał się w ten sposób. Mnie również co
prawda wyzwał na początku, ale kiedy tylko mnie rozpoznał, całkowicie zmienił
nastawienie.
– Wywodzisz się z Blacków, więc
uznał cię za swoją panią. Sama wczoraj wspominałaś, że nie uznał Harry’ego, bo
nie należy do rodziny.
– Owszem. Mimo wszystko nie
potrafię zrozumieć tego strzata. Młody Potter w końcu oficjalnie jest panem
tego domu. Stworek powinien słuchać jego rozkazów.
– W tym może być problem. Harry
nie wydaje mu poleceń.
– To wiele wyjaśnia – mruknęła
cicho. – Moja ciotka trzymała go krótko, dlatego też Stworek nie będzie
spełniał próśb. Przez to właśnie Stworek mógł go nie uznać za swojego pana.
Dlatego nic nie wnosi to, że nie jest zdrajcą krwi jak Syriusz czy plugawym
czarodziejem, za jakich moja rodzina uważała niżej urodzonych magów. Bez
obrazy, pani Weasley. Sama nigdy nie byłam za katalogowaniem ludzi pod względem
pochodzenia.
Przez twarz Molly przebiegło
zdziwienie, szybko zastąpione łagodnym spojrzeniem.
– Współczuję ci w takim razie, że
utknęłaś na tyle lat pod jednym dachem z Lucjuszem.
– Będąc u boku męża nie mogłam
robić nic innego, jak wspierać jego działania. Czy mi się to podobało czy nie.
Nawet nie wie pani, jaką ulgę odczułam, kiedy od niego odeszłam. Czuję się
prawie jak nowonarodzona. Co prawda wciąż jestem panią Malfoy, ale kiedy tylko
wrócę do nazwiska Black, poczuję prawdziwe wyzwolenie. – Uśmiechnęła się lekko,
prawie z rozmarzeniem.
– Prawdziwe wyzwolenie będzie
dopiero, gdy rozpędzimy śmierciożerczą trupę. Wyzwolenie i spokojne życie dla
wszystkich. Swoje wyzwolenie możesz zacząć od zwracania się do mnie po imieniu.
– Ścisnęła przyjaźnie dłoń leżącą na okładce książki.
~*~
świetne
OdpowiedzUsuńdzięki :)
UsuńHejka,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, wreszcie ktoś zrobił porządek ze Stworkiem... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia