środa, 25 kwietnia 2018

Historia Psa 01

Taaak! Dobrze widzicie! Kolejny spin-off do Uśmiechu Węża xD Ale bez obaw, nie będzie to bardzo długie :P W ogóle historia zdecydowanie zbliża się do finału, no i od teraz rozdziały będą się pokazywały dużo częściej. Serio, niemal w samobójczym tempie xD (Yunoha: Sama ustaliłaś takie tempo to teraz nie marudź :P)
Cóż, przekonacie się sami jeszcze w tym tygodniu ;)
Enjoy!
~Saneko

~*~
Narcyza weszła za dyrektorem do posiadłości, do której nie śmiała zaglądać od ponad dwudziestu lat. Rozglądała się dyskretnie, sprawdzając, co zmieniło się przez te wszystkie lata.
– Teraz, kiedy mam pewność, że można pani ufać, pani Ma… – zerknął na nią i uśmiechnął się w swój charakterystyczny sposób. – Narcyzo – poprawił się. – Mogę ze spokojnym sumieniem przedstawić ci innych członków naszego Zakonu.
Blondynka kiwnęła głową, kiedy wchodzili razem do salonu. Od razu spoczęło na niej kilka spojrzeń. Narcyza bez problemu rozpoznała rodzinę Weasleyów, których jej – jeszcze nie były – mąż dażył szczególnym zdegustowaniem. Dostrzegła również stojącego z boku Lupina, najlepszego przyjaciela drogiego jej kuzyna oraz stojącą przy nim siostrzenicę. Może widziała Nimfadorę po raz drugi w życiu (pierwszy miał miejsce, jak dziewczynka miała kilka miesięcy), ale z tak charakterystycznymi rysami Blacków nie było mowy o pomyłce. Nawet jeśli okalały je turkusowe kosmyki. Zresztą dziewczyna jako jedna z nielicznych nie patrzyła na nią z podejrzliwością. A samo to dodawało kobiecie otuchy.
Dyrektor przedstawił ją jako nowego sojusznika i zapewnił o jej lojalności, wspominając złożenie przez nią wieczystej przysięgi. I ta wzmianka zdawała się uspokoić towarzystwo, co było kuriozalne i śmieszne zarazem. Streścił również sytuacje Narcyzy i powód, dla którego postanowiła do nich dołączyć.
Dumbledore nie mógł długo zabawić na Grimmauld Place; jego obowiązki wzywały. Nikogo więc nie zdziwiło, że wkrótce ich opuścił, prosząc uprzednio Molly, by wskazała Narcyzie jej pokój.
– Jeżeli to nie problem, mogłabym zająć swoją starą sypialnię – zaproponowała powoli, gdy wraz ze starszą kobietą wchodziła po schodach.
– Myślałam, że twój dom rodzinny znajduje się gdzie indziej.
– Byłam tu częstym gościem.
– Na tyle, że oddali ci do dyspozycji cały pokój?
– Mieszkał tu mój dziadek, dla którego byłam najukochańszą wnuczką i bardzo często mnie tu zapraszał. To on przydzielił mi ten pokój. – Zatrzymała się przy jednych drzwiach, wskazując na drewno.
Molly uśmiechnęła się lekko.
– Stworek zamyka przed nami część pokoi, które należą do członków rodziny. Tym bardziej, gdy nie ma z nami pana domu – wyjaśniła i dla potwierdzenia nacisnęła na klamkę, która nie ustąpiła.
– Nie mówię tego złośliwie, ale Stworek może nie uznawać młodego Pottera za swojego pana. Nie jest Blackiem… Chociaż najbardziej chyba wielbił Regulusa – powiedziała, wyciągając różdżkę i kierując je w stronę drzwi. Nie umknęło jej, jak Molly Weasley złapała za swoją. Jednak nie miała jej tego za złe. Dobrze było mieć takie nawyki. – Co do pokoju, akurat swój zapieczętowałam przed żartami Syriusza, by się do niego nie dostał – wyznała, a ból na chwilę zagościł w jej oczach.
Wyszeptała zaklęcie i otworzyła drzwi.
– Wierzę więc, że mogę zająć ten pokój.
Molly kiwnęła i pożegnała się krótko z blondynką.
// *//
Następnego dnia, kiedy schodziła na dół, dom świecił pustkami. Potraktowane zaklęciem uciszającym postacie z portretów jedynie łypały na nią nieprzyjemnie. Biorąc pod uwagę portrety znajdujące się w Malfoy Manor, te były wręcz nastawione przyjaźnie i co najważniejsze, były ciche.
Weszła do kuchni, rozglądając się po niej z uwagą. Z pozoru nic się tu nie zmieniło. Te same szafki, stół, krzesła.
– Stworku! – zawołała cicho, licząc na to, że stary skrzat Blacków ciągle się tu znajdował.
Ciche pyknięcie towarzyszyło litanii wyburkiwanych słów:
– Nie pozwalają spać biednemu staremu Stworkowi. Zdrajcy krwi, plugawi czarodzieje… – Podniósł powoli głowę z zakrzywionym nosem, spoglądając z oburzeniem na blondynkę. Zbladł w tej samej chwili.
– Skończyłeś? – Nie dała mu szansy na odpowiedź. – Wierzę, że nie przyniesiesz już więcej wstydu rodowi, któremu służysz. Biedna ciotka Walburga, pewnie przewraca się w grobie na twe bezczelne zachowanie. Nie wspominając już o Regulusie.
Stworek kulił się bardziej z każdym słowem kobiety. Wcale nie wyglądał na skrzata, który miał dużo do skomentowania, albo na takiego, który potrafił napluć do filiżanki z herbatą.
– Nie, madame – zaskrzeczał skrzat, wręcz płaszcząc się przed panią Malfoy.
– Doskonale. Przygotuj mi jakieś śniadanie. Lekkie i ze świeżych rzeczy. Patrząc po tym pomieszczeniu – rozejrzała się zdegustowana po dawno nieodświeżanej kuchni – wnioskuję, że już od bardzo długiego czasu zaniedbujesz swoje obowiązki. Tak więc jak tylko przygotujesz mi posiłek, zabierzesz się za sprzątanie. Nie dopuszczę do tego, by ten dom popadł w ruinę, bo nie ma kto cię przypilnować.
// *//
Molly wyszła z kominka, strzepując z sukienki drobinki popiołu. Nie nękana przez nikogo ruszyła w stronę kuchni ze świeżymi składnikami na parę następnych dni. I przystanęła w kuchni, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Pomieszczenie lśniło czystością.
Szare od brudu kamienne płytki, okazały się być idealnie czarne. Granitowe blaty nie miały na sobie uncji kurzu ani żadnej plamki. Przeszklone drzwi szafek w końcu pokazywały równie czystą zastawę czy zbiór kryształowych kielichów. A na stole stał jedynie dzbanek z wodą i dwie szklanki.
Stworek to zrobił? Czy może jednak Narcyza postanowiła odświeżyć kuchnię?
Obie te opcje były absurdalne.
Położyła pakunek ze zmniejszonymi magicznie zapasami i ruszyła na poszukiwania pani Malfoy. Tylko ona mogła dać jej odpowiedzi, na które czekała.
// *//
Blondynka siedziała w dawnej bibliotece, która została przerobiona w bliżej nieokreślone zadaniowo pomieszczenie. Jakby chcieli zrobić z tego coś w rodzaju składzika i zbrojowni jednocześnie. Czemu nie skorzystali z pomieszczenia przy kuchni, które służyło za magazyn? Było magicznie powiększone, dzięki czemu nie ważne ile rzeczy tam się włożyło, nigdy nie zabrakło miejsca. Wystarczyło kazać Stworkowi…
O ile w ogóle Stworek ich w tej kwestii uświadomił.
Dlatego właśnie rozkazała strzatowi zabrać to wszystko do tamtego pomieszczenia. Ona w tym czasie paroma zaklęciami ustawiła sofy i regały z książkami na swoje miejsce. Tak jak to zapamiętała.
Ten dom nie mógł popaść w ruinę. To był jedyny pomost łączący ją z kuzynami. Ten dom trzymał w pamięci wspomnienia ich trójki. Żartownisia Syriusza oraz jego ofiar – Regiego i jej samej. Niezliczoną ilość razy dała się złapać na jego numery. Na niektóre specjalnie, chociaż od początku wiedziała (a czasem nawet widziała), co się święci. Na inne z kolei nieświadomie, mając wrażenie, że tym razem młodszy kuzyn ją oszczędzi. Nic bardziej mylnego.
Kiedy skończyła, podeszła do regału, na którym stały książki, które uwielbiali chłopcy. Kiedy spędzała u nich dłuższy czas, zawsze prosili ją, by im czytała. “Johnny i jego magiczni przyjaciele” czy też “Bramy Magii”. Te dwie pozycje były ich ulubionymi. Przygodówki dla małych dzieci. Sięgnęła po pierwszą z nich. Z nostalgią spojrzała na okładkę. Główny bohater podbiegał do młodego gryfa i rzucał się mu na szyję.
Usiadła na sofie, przyjmując wygodną pozycję, po czym powstrzymując wzruszenie, zaczęła odświeżać pamięć o małym czarodzieju.
Była gdzieś pod koniec drugiego rozdziału, gdy lekturę przerwało jej pojawienie się starszej kobiety.
– O, jesteś, Narcyzo. Gdyby nie Stworek, szukałabym cię pewnie po całym domu... Co czytasz?
– Nic takiego – odpowiedziała w pierwszej chwili, zamykając książkę i chowając ją z boku swojego ciała. Zaraz jednak zreflektowała się i położyła ją na swoich kolanach. – “Johnny i jego magiczni przyjaciele”. Czytałam ją kiedyś kuzynom, nim poszli do Hogwartu.
– Ach – na twarzy Weasley pojawił się nostalgiczny uśmiech – moi najstarsi synowie też ją uwielbiali.
Blondynka również pozwoliła sobie na podobny gest.
– Syriusz z Regulusem nie dawali mi spokoju, dopóki nie przyrzekłam, że przeczytam im ją wieczorem. Mieli wręcz świra na jej punkcie.
– Był taki okres, że z Arturem czytaliśmy ją po dwa razy każdego wieczora. Na szczęście mi pomagał, bo inaczej pewnie straciłabym głos. – Jedynie na chwilę na twarzy Molly pojawił się zmęczony wyraz twarzy. – Sama też lubiłam tę historię, przynajmniej póki nie znałam jej na pamięć. – Mrugnęła do młodszej kobiety. – Właśnie. Narcyzo, co u licha, stało się z kuchnią? Wreszcie wygląda, jakby ktoś tu mieszkał!
– Kazałam Stworkowi się tym zająć. – Narcyza wzruszyła delikatnie ramionami, jakby nie widziała w tym nic dziwnego, że Stworek wykonuje jej polecenia. – W tej chwili pewnie sprząta bawialnię, potem zabierze się za gabinet wuja Oriona i salon. Myślę, że do wieczora, maksymalnie do jutrzejszego dnia dom znów będzie wyglądał jak za życia wujostwa. Mam nadzieję, że to nie problem.
– Problem? Ależ skąd! Kochana, od kiedy ten dom został naszą kwaterą wszyscy próbowaliśmy przekonać to paranoiczne stworzenie, żeby wróciło do swoich obowiązków. Jedyne co utrzymało się na dłużej, niż czas gdy ktoś stał z różdżką nad jego głową, to podtrzymywanie ognia w kominku w kuchni…
– Och. Stworek od zawsze miał swoje humorki, ale nigdy nie zachowywał się w ten sposób. Mnie również co prawda wyzwał na początku, ale kiedy tylko mnie rozpoznał, całkowicie zmienił nastawienie.
– Wywodzisz się z Blacków, więc uznał cię za swoją panią. Sama wczoraj wspominałaś, że nie uznał Harry’ego, bo nie należy do rodziny.
– Owszem. Mimo wszystko nie potrafię zrozumieć tego strzata. Młody Potter w końcu oficjalnie jest panem tego domu. Stworek powinien słuchać jego rozkazów.
– W tym może być problem. Harry nie wydaje mu poleceń.
– To wiele wyjaśnia – mruknęła cicho. – Moja ciotka trzymała go krótko, dlatego też Stworek nie będzie spełniał próśb. Przez to właśnie Stworek mógł go nie uznać za swojego pana. Dlatego nic nie wnosi to, że nie jest zdrajcą krwi jak Syriusz czy plugawym czarodziejem, za jakich moja rodzina uważała niżej urodzonych magów. Bez obrazy, pani Weasley. Sama nigdy nie byłam za katalogowaniem ludzi pod względem pochodzenia.
Przez twarz Molly przebiegło zdziwienie, szybko zastąpione łagodnym spojrzeniem.
– Współczuję ci w takim razie, że utknęłaś na tyle lat pod jednym dachem z Lucjuszem.
– Będąc u boku męża nie mogłam robić nic innego, jak wspierać jego działania. Czy mi się to podobało czy nie. Nawet nie wie pani, jaką ulgę odczułam, kiedy od niego odeszłam. Czuję się prawie jak nowonarodzona. Co prawda wciąż jestem panią Malfoy, ale kiedy tylko wrócę do nazwiska Black, poczuję prawdziwe wyzwolenie. – Uśmiechnęła się lekko, prawie z rozmarzeniem.
– Prawdziwe wyzwolenie będzie dopiero, gdy rozpędzimy śmierciożerczą trupę. Wyzwolenie i spokojne życie dla wszystkich. Swoje wyzwolenie możesz zacząć od zwracania się do mnie po imieniu. – Ścisnęła przyjaźnie dłoń leżącą na okładce książki.
~*~

3 komentarze:

  1. Hejka,
    rozdział wspaniały,  wreszcie ktoś zrobił porządek ze Stworkiem... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń