~*~
Blondyn rozsiadł się na kanapie z
bratem, prowadząc z nim cichą dyskusję.
– Jeżeli nie chcesz, by nas
usłyszeli, to może lepiej bardziej się
zabezpieczyć? – spytał w końcu Ig, zgrabnie przechodząc na japoński.
– A nie robisz tego po to, by Charlie uznał, że jesteś jeszcze bardziej
wyjątkowy? – Rzucił bratu rozbawione spojrzenie, zerkając ukradkiem na
siedzącego niedaleko mężczyznę. – Ale
niech będzie. Powiedzmy, że robisz to w trosce o prywatność naszej rozmowy.
– Przecież w innym wypadku robienie z tego tajemnicy nie miałoby
najmniejszego sensu.
– Jasne, nie pogrążaj się bardziej, braciszku.
– Nieważne. Powiedz mi lepiej jak tam twoje wyznanie. – Draco
skrzywił się nieznacznie. – Jeszcze mu
nie powiedziałeś!? – sapnął zaskoczony. Chociaż z drugiej chyba mógł się
tego spodziewać. – Przecież miałeś tyle
okazji do tego – dodał z wyrzutem.
– Wiem – zauważył niezadowolonym głosem – ale ciągle nie mogę zdobyć się na odwagę, Ig.
– Powiedz mu, głupku. Przecież cię za to nie pogryzie.
– Nie, bo pewnie prędzej ze mnie zaszydzi… Ałć! – Blondyn złapał się
za bolącą głowę, – Za co? Powaliło cię?
– Ty już dobrze wiesz, o co mi chodzi – warknął oburzony. – Twój chłopak nie należy do takich osób. Nie
wierzę, że tak właśnie o nim myślisz…
– Nie o to mi dokładnie chodziło.
– A o co niby?
– Nie wiem… Po prostu boję się, jasne? Że nie zareaguje, tak jakbym tego
chciał… A wtedy moja obecność tutaj stałaby się... cóż, męcząca.
– To w takim razie wyznaj mu co czujesz jak tylko wrócicie do zamku.
Młodszy brat posłał mu kpiące
spojrzenie.
– Jakbym o tym nie mówił ci na samym początku. Widać, jak mnie słuchasz.
– Oj tam. Czepiasz się. Wystarczy, że daję radę jako twój starszy brat.
Ig zauważył, że Ginny przygląda
im się z zaciekawieniem. Wzruszył ramionami, pokazując jej język, na co ta
prychnęła cicho.
– A sprawdzasz ty się w tej roli w ogóle? – spytał złośliwie, chociaż
delikatny uśmiech zdradzał jego dobry humor.
– Głupek… nienawidzę cię.
– Jak już skończycie tę swoją
bełkotliwą rozmowę, chciałabym porwać Draco. – Ginny zaszła ich od tyłu i teraz
pochylała się lekko w ich stronę, wspierając na oparciu kanapy. Uśmiechnęła się
do obu.
– Jasne, za sekundkę będę cały
twój, Gin. – Blondyn posłał dziewczynie delikatny uśmiech. – Ona chce mnie zabić, mówię ci. Teraz się
uśmiecha, ale znasz kobiety.
Igniss zaśmiał się cicho.
– Przesadzasz, Ginny taka nie jest.
– Brawo, geniuszu. Teraz wie, że ją obgadujemy.
– Wiecie, że rozumiem, że o mnie
mówicie? – Dźgnęła Ignisa palcem w policzek.
– Czemu mnie? – sapnął cicho.
– Gdybym zrobiła to Draco, pewnie
zaraz przyleciałby tu Harry, by go bronić. – W jej głosie żartobliwe tony
mieszały się z nutką kpiny.
– Z tego co widzę, jest zajęty
rozmową z twoimi braćmi – mruknął blondyn, patrząc przez chwilę na ukochanego,
który od paru chwil gawędził wesoło ze starszymi braćmi dziewczyny. Nie licząc
Billa, który wyjechał poprzedniego dnia. I bliźniaków, którzy byli
najprawdopodobniej w swoim sklepie.
– Jesteś o nich zazdrosny? Gdybyś teraz wyznał mu miłość, z pewnością
miałbyś całą jego uwagę na sobie.
– Wyznaj miłość Charliemu, jak jesteś taki mądry. Chodźmy, Gin…
Zostawmy tego kretyna samego.
Razem opuścili pomieszczenie,
zagłębiając się w rozmowie na temat koni. A przynajmniej tak się wydawało
Igowi. Chyba że “Zora” to nie było imię jakiegoś konia.
//*//
– Gdzie jest Ginny, gdy jest
potrzebna? – westchnął Percy. – Potwierdziłaby moje słowa. Mówię wam, że on ma
sześć palców. Następnym razem przyjrzyjcie się dobrze zdjęciu.
– Gin porwała gdzieś Draco parę
minut temu – poinformował ich uczynnie Black, wykrzywiając usta w lekkim
uśmiechu.
Harry spojrzał w jego kierunku,
dopiero teraz orientując się, że blondyna faktycznie nie ma w pomieszczeniu.
Tak się wciągnął w rozmowę, że nawet nie zauważył jego wyjścia. Zerknął
przelotnie na pierścień. Nie wiedział w sumie, czemu to robi. Nosił go raptem
kilka dni, a już dorobił się takiego nawyku. Choć faktem było, że fascynowała
go ta feeria kolorów. Ta różnorodność uczuć, o jaką dawniej nawet nie posądzał
Ślizgona.
– To spytamy ją, jak wróci.
– Co tam sześć palców u ręki. Razem
z resztą chłopaków z drużyny przeżyliśmy niemały szok, gdy okazało się, że
Harry przez jakieś dwa miesiące z powodzeniem ukrywał latającego mu po łopatce
smoka!
Igniss parsknął cicho w poduszkę.
Co prawda, dowiedział się o tym dosłownie parę dni wcześniej, kiedy Harry
pewny, że wszyscy śpią, przeszedł przez dormitorium w samych spodniach, ale co
tam…
– Walecznego smoka – dodał od
siebie, chichrając się w najlepsze. – Ups… Chciałem powiedzieć rycerskiego!
– Ig, padalcu, nie śmiej się! –
fuknął brunet, na co Black zaśmiał się jeszcze bardziej.
– Ok, teraz już kompletnie zżera
mnie ciekawość. – Morskie oczy utkwione były wyczekująco w Potterze. – No?? –
rzucił ponaglająco po chwili, a Harry spojrzał na niego zmieszany.
– Co?
– Wyskakuj z ciuchów. – W pomieszczeniu
zapadła cisza, a Charlie stał się celem przerażonych i zdegustowanych spojrzeń.
Prychnął rozbawiony. – Macie genialne miny. Chciałbym tylko zobaczyć ten
tatuaż.
– Nie mogłeś normalnie poprosić?
Taki brak ogłady… Aż nie chce mi się wierzyć, że naprawdę jesteś moim bratem. –
Percy pokręcił głową z rezygnacją.
– Merlinie… Ale wy jesteście
drętwi. Proszę, Harry, czy mógłbyś mi pokazać swój tatuaż? Oczywiście nie
musisz się zgadzać, w końcu kto wie, mogę się na ciebie rzucić na oczach moich
dwóch młodszych braci i chłopaka, z którym aktualnie kręcę. Nie wspominając, że
pewnie gdzieś za ścianą jest twój facet.
– Po tobie można się wszystkiego
spodziewać, skoro kręcisz z kimś, komu jeszcze parę dni temu gotowy byłeś
powiedzieć, że się sprzedajesz, byle się od ciebie odczepił.
Black prychnął cicho ze swojego
miejsca.
– To nie moja wina, że kiedy
chciałem dać mu spokój, on zmienił zdanie.
– Przecież nic takiego nie
powiedziałem. Jeżeli czymś zawiniłeś, to tym, że masz zły gust do mężczyzn.
– Dzięki. Czuję się jeszcze
bardziej dowartościowany – burknął i spojrzał na Harry’ego. – No co tak stoisz
jak słup? Rozbieraj się i pokaż im ten tatuaż!
– Nie wiem o co tyle krzyku, nie
ma w nim nic nadzwyczajnego… – Mimo niechętnego tonu, wstał ze swojego miejsca
i podszedł do kanapy, ściągając po drodze koszulkę.
– Masz bardzo zawyżony próg
zwyczajności, skoro latający ci po łopatce niebieski, machający mieczem… i
ziejący niebieskim ogniem rogogon pustynny jest czymś normalnym. – Harry
wywrócił oczami, co tylko Ig mógł dostrzec. – Skąd w ogóle pomysł na niego?
– Eeee...
– Harry właśnie mówi, że nie wie,
dlaczego tak wybrał – wyjaśnił rozbawiony Ig.
– Jak to nie wiesz?? – rzucił z
niedowierzaniem Percy.
– No bo… nie byłem wtedy w pełni
świadomy…
– Po prostu zrobił go po pijaku.
Igniss zachichotał, rozbawiony.
Rudzielcy również się cicho zaśmiali.
– Dzięki, Ron – prychnął Harry.
– I tak by się w końcu wydało. –
Wzruszył ramionami.
– Ale to nie do końca tak, że nie
wiem, czym się inspirowałem – oznajmił cicho, nie wierząc, że naprawdę zamierza
się do tego przyznać na głos i to jeszcze przy tylu osobach. – Zarówno motyw
smoka, jak i błękitne łuski i płomień… Wybrałem je przez Draco. – Czuł jak
ciepło zalewa jego policzki.
– …TEGO mi nie powiedziałeś.
– Jakbym mógł, skoro wtedy
jeszcze nikt nie wiedział, że z nim chodzę?
– Chwila… Ale przecież zrobiłeś
go sobie we wrześniu. Zaraz na początku roku! Nienawidziłeś go wtedy!
Potter wzruszył bezradnie
ramionami, szybko nałożył koszulkę, ciesząc się w duchu, że Draco nie zdążył
wrócić. Nie chciał go niepotrzebnie denerwować.
//*//
– Profesor Dumbledore ma wielu
informatorów, ale żaden nie jest w stanie powiedzieć nic konkretnego. – Artur
wyjrzał przez kuchenne okno, upewniając się, że Draco i Ignissa nie ma w zasięgu
słuchu.
– Zanim tu przyjechałem, dostałem
od niego wiadomość. Podejrzewa, że Voldemort po prostu osiągnął już to, co
planował i teraz tylko czeka na okazję, by znów zaatakować. – Charlie spojrzał
ponuro na Harry’ego. – Kazał mi trzymać zwerbowanych czarodziejów w pogotowiu.
Przez “kilka najbliższych miesięcy”.
– Ale jak planujecie dostać się
na czas z Rumunii do Anglii?
– Z wpływami dyrektora, to nie
jest duży problem, Harry. Mamy zorganizowane świstokliki. Co prawda wciąż
trochę nam zajmie zebranie się na alarm, ale powinniśmy zmieścić się w
godzinie.
– W podobnym czasie pewnie zjawią
się pozostałe posiłki – zauważyła Molly.
– Pozostałe?
– Nie mogę mieć pewności, ale
znam dyrektora wystarczająco długo, by zakładać, że organizuje posiłki na wiele
sposobów i z wielu kręgów. Nie wiadomo, jakie plany ma Voldemort, ale pewne
jest, że ma wielu popleczników. I z pewnością nie zostaną oni w domu przed
kominkiem, kiedy ponownie spróbuje zakończyć waszą prywatną wojnę, Harry. –
Ścisnęła lekko jego ramię.
– No tak, jest pewnie przekonany,
że wygra, więc będzie chciał, by cała jego świta oglądała go w blasku chwały.
– Chyba że za jakiś czas okaże
się, że znów odżyje, bo miał w zanadrzu kolejnego horkruksa… – Najlepszy
przyjaciel Harry’ego skrzywił się na własne słowa.
– Nawet jeśli, to nie ma innego
wyjścia jak spróbować, prawda? – Harry spojrzał po wszystkich, po czym utkwił
wzrok w widoku za oknem.
Tak naprawdę teraz bardziej niż
na śmieci Voldemorta zależało mu na unieszkodliwieniu
jego prawej ręki. A może będzie miał okazję, by dokonać obu zemst?
//*//
– To dla was.
Fred wręczył młodszemu
rodzeństwu, Harry’emu, Draco i Igowi po dokumencie. Na każdym było zdjęcie,
dane osobowe i o parę lat zawyżony wiek.
– Dobrze, że Percy tego nie
widzi, chyba by padł na zawał.
– Oj, zdziwiłabyś się Ginny. To
on…
– …pokazał nam, jak to najlepiej
robić.
Najmłodsze towarzystwo popatrzyło
na bliźniaków podejrzliwie.
– Perce nie zawsze miał kij w
tyłku. Taki radykalny zrobił się dopiero po objęciu funkcji prefekta. – Charlie
pokręcił ze smutkiem głową. – Co ta władza robi z ludźmi.
Całą grupą opuścili mieszkanie
Freda i Georga i ruszyli do mugolskiej części miasta.
//*//
– Więc w międzyczasie kręcisz
jeszcze z innymi? – spytał Draco, kiedy Charlie wrócił wraz z Igiem z parkietu.
– Jeśli uważasz zwykły taniec z
kimś za przejaw “kręcenia”, to w sumie współczuję.
Blondyn prychnął, co było
bardziej widoczne niż słyszalne.
– A może to TY bagatelizujesz
sprawę i lekkie obmacanki w trakcie tańca uważasz za coś zwykłego?
– Dra… Daj spokój – odparł Ig,
patrząc na brata karcąco. – Mieliśmy się dobrze bawić, a nie pluć sobie w
twarz.
– Jak się z kimś tańczy, zazwyczaj się go dotyka, wiesz? – Smokolog
zignorował próby Iga na załagodzenie sytuacji, ten blondynek zaczynał go
irytować. Nie miał zamiaru pozwalać dzieciakowi mieszać się z błotem. – Jakbym
chciał potańczyć przy kimś, to
poszukałbym sobie kółeczka.
– Tobie i kółeczko – wypluł wręcz to słowo – by nie pomogło. Zwyczaje dają o
sobie znać, co nie? W taki sposób zaciągałeś wszystkich do…
Zamilkł, czując szarpnięcie.
Odwrócił się w stronę intruza, by rozpoznać w nim Harry’ego.
– Nie przesadzasz z tą wrogością?
– Ja tylko troszczę się o Iga.
– Jak się o niego troszczysz, to
pozwól mu samemu działać. Sam radziłeś mi to gdy martwiłem się o Rona,
pamiętasz? Zresztą Ig potrafi powiedzieć, jeśli coś mu nie pasuje, prawda?
Draco przez chwilę wyglądał tak,
jakby bardzo chciał nie zgodzić się ze słowami swojego chłopaka. Ostatecznie
jednak skapitulował, wzdychając i wychylił się do krótkiego pocałunku.
– Chodźmy zatańczyć, gryfiaku.
//*//
– Gdzie Harry?
Draco zatrzymał się koło Iga i
Wiewióra, którzy w ciszy sączyli coś ze swoich szklanek. Gdy szedł do łazienki,
zostawił w ich towarzystwie (i Charlesa, z którym minął się koło pisuarów)
Pottera-który-lubił-znikać… Świetnie.
– A nie poszedł za tobą do
łazienki? Zniknął w tłumie parę minut temu.
Ron stanął na palcach, próbując
przeszukać wzrokiem tłum. Co nieco widział, ale brakowało mu ze dwóch cali.
Wystarczyło jednak, by dostrzegł tańczącego niedaleko Freda. Kazał Malfoyowi
chwilę poczekać, po czym wcisnął się w tłum.
– Fred mówi, że jest niedaleko
tamtego filara – wskazał miejsce praktycznie po drugiej stronie parkietu. –
Wygląda na to że tańczy z jakimś chłopakiem.
– Tańczy!? – Draco spojrzał na
niego jak na kosmitę, po czym zaczął wypatrywać Pottera we wskazanym miejscu. I
rzeczywiście, już po chwili wyłapał wzrokiem czarną burzę. A obok niego
jakiegoś złamanego blondasa.
Zacisnął dłonie w pięści, czując
narastający w nim gniew. Jego Harry tańczący z jakimś obcym kutasem. Który
szczerzy się do niego zalotnie… A ten mu jeszcze nie dość, że na to pozwala, to
jeszcze odpowiada mu tym samym.
O nie. Tego już za wiele.
Miarka się przebrała.
– Rany, ale masz straszną minę!
Przecież to tylko taniec, Harry i tak jest chory na twoim punkcie, daj mu
czasem trochę przestrzeni, co?
– Nawet nie próbuj go bronić,
Weasley, bo nie ręczę za siebie – Draco rzucił mu wściekłe spojrzenie. Czuł, że
kontroluje się ostatkiem sił. Miał ochotę rozwalić cały ten klub, z tym
blondasem na czele.
– Jesteś idiotą, Malfoy! W ogóle
go nie znasz, skoro w niego wątpisz! Co on w ogóle w tobie widzi...?
Jad uleciał z końcówki jego
wypowiedzi, zastąpiony lekkim zdziwieniem.
– To nie twoja sprawa, jasne!? –
krzyknął, kompletnie już wytrącony z równowagi. W ogóle nie zwrócił uwagi na
zmianę w zachowaniu rudzielca.
– Draco… Chyba przyda ci się
świeże powietrze – rzucił Igniss podnosząc się swojego miejsca. Chwycił
blondyna za łokieć i pociągnął w stronę wyjścia z lokalu, nim Weasley zdążył
coś powiedzieć.
//*//
– Kurwa, Ig! Puść mnie! Muszę
zrobić porządek z tym złamasem!
– Musisz to ty się uspokoić! –
warknął złowrogo, popychając brata na ławeczkę kawałek od klubu. – Opanuj się,
mówię!
Draco rzucił mu wściekłe
spojrzenie, oddychając szybko przez lekko uchylone usta. Jego oczy ciągle
lśniły fioletowym blaskiem, całkowicie pochłaniając naturalny kolor. Igniss nie
miał pojęcia jakim cudem, ale Draco przez nadmiar emocji musiał ściągnąć
pieczęć.
– Nie panujesz nad sobą…
– Brawo, może powinieneś pomyśleć
nad profesją aurora!? – wysyczał z jadem.
– A ty nad kupnem soczewek.
Świecisz fioletem na prawo i lewo.
– ...Co?
– Jajco. Uspokój się troszkę,
ustaw ponownie pieczęć, bo przecież to już umiesz i wróć odbić temu złamasowi
swojego chłopaka. Dobry plan?
– Dobry…
– No! To zaczynamy od pieczęci…
//*//
Potter poczuł uderzenie w ramię,
które przez chwilę pozbawiło go równowagi. Tańczący z nim od jakiegoś czasu
blondyn spojrzał zaskoczony na niespodziewanego gościa, którym okazał się być
rozjuszony Malfoy.
– Wara od mojego faceta! –
krzyknął Ślizgon, patrząc na obcego z kurwikami w oczach.
– Spokojnie, stary! Tylko
tańczyliśmy.
– O, Draco!
– Ja ci dam “tylko tańczyliśmy”!
Jeszcze trochę i ciągnąłbyś go do kibla na szybki numerek! Nie oszukasz mnie!
– Draco! Wystarczy! – Chwycił go
za ramię i przyciągnął jak najbliżej siebie, na wypadek gdyby Ślizgon próbował
rzucić się na pechowca.
Chłopak spojrzał po nich i
ulotnił się, wciskając się w tłum.
– Gdzie?! Nie skończyłem z tobą!!
– krzyknął za nim Malfoy. I dobrze, że Harry wcześniej już go złapał, bo
naprawdę by za nim poszedł.
– Skończyłeś. – Objął go w pasie.
– Daj już spokój, Draco. Przepraszam, okej?
Przeczesał palcami krótkie jasne
kosmyki. Rzucił okiem na mały palec, ale w kolorowym świetle reflektorów nie
był w stanie ocenić, co działo się w sercu jego chłopaka. Postanowił więc
zrobić to, co zawsze działało.
Przycisnął wargi do kącika ust
Draco i uśmiechnął się do niego. Tyle powinno wystarczyć, by przestał się na
niego boczyć.
//*//
Igniss przysiadł na siedzisku
przy fortepianie, spoglądając z rozbawieniem na przyjaciół. Wszyscy prócz Draco
i Charliego rozglądali się nieznacznie po wnętrzu mieszkania.
– No to nim mi wszyscy zasną,
gdzie siedzą, ustalmy kto i gdzie będzie spał. Mam do zaoferowania trzy pokoje
i kanapę w salonie – zaczął z uśmiechem – Draco z Harrym zajmą moją sypialnię.
Ginnuś drugi pokój, a Charlie i Ron pomieszczą się w trzecim. Ja z kolei
zadowolę się kanapą. Jakieś ale? Nie? To sup…
– Harry prześpi się na kanapie, a
ty ze mną na górze.
Pięć zdziwionych spojrzeń utkwiło
w Ślizgonie.
– Żartujesz, no nie? Ciągle
jesteś zły? Przecież przeprosiłem!
– Serio musiałeś go przepraszać
za to, że zatańczyłeś z kimś innym, jak go nie było? To jakaś paranoja… –
Charles pokręcił głową z niedowierzaniem.
– To nie twoja sprawa, Charles! –
warknął blondyn, gotowy do pociągnięcia kłótni. – Taki laik w długich związkach
jak ty nie ma prawa mnie oceniać.
– A ile długich związków ty masz
na swoim koncie, co? Panie specjalisto?
– Draco… dałbyś na wstrzymanie –
mruknął Ig. – W końcu to nie tak, że Harry się z nim obmacywał, jak Charlie z
tamtą.
– Tylko by spróbował!
– Ig? Ty pomagasz czy psujesz? –
Ginny rzuciła przyjacielowi karcące spojrzenie.
– Jeszcze się zastanawiam. –
Uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi.
– ...Chociaż – dalej biadolił
Draco – po jego minie widać było, że nawet gdyby ten złamas dobierałby mu się
do spodni, to by go nawet nie odtrącił. Dobry samarytanin się znalazł. Pewnie
dla ciebie każdy blondyn jest dobry… W końcu tylko tacy cię kręcą…
– Wal się, Malfoy! – warknął
Harry. – Tak się składa, że z jakiegoś powodu interesuje mnie tylko jeden
cholerny blondyn. A szkoda, bo może inny potrafiłby to docenić!
– Ty dupku! Twierdzisz, że cię
nie doceniam!? – krzyknął, chwytając Pottera za poły ubrań.
– Hej, chłopaki, spokojnie! –
Ginny chwyciła blondyna za ramię i spróbowała odciągnąć.
Igniss podniósł się gwałtownie ze
swojego miejsca, doskakując do nich, akurat w chwili, kiedy Draco brutalnie
odepchnął od siebie Gin ze słowami:
– Nie wpierdalaj się!
– Draco! – krzyknął Ig, pomagając
dziewczynie utrzymać równowagę. – Przestańcie! Obydwoje jesteście pijani!
– Twierdzę, że nie wiem, co mam o
tobie myśleć!
– Harry, dość! – Igniss spojrzał
intensywnie na Pottera, jednak ten wydawał się nawet nie zwracać na niego
uwagi.
– Nie wtrącaj się, Ig! – Spojrzał
przelotem na przyjaciela, po czym wrócił do Draco. – A ty najwyraźniej nie
wiesz, co myśleć o mnie!
Igniss zamrugał skołowany,
analizując szybko co zaszło. Jednak skoro z Harrym nie poszło, to musi ogarnąć
Draco.
Złapał więc blondyna za
nadgarstek, pociągając w swoją stronę. Malfoy sapnął, spoglądając na Iga i to
go zgubiło.
– Zamknij jadaczkę, rozwydrzona
księżniczko – warknął, patrząc wprost w rozszerzone tęczówki. – Podwijaj kiecę
i jazda na górę. I bez dyskusji – dodał, kiedy Draco uchylił usta, by spróbować
zaoponować. – Nie wkurwiaj mnie, bo nie ręczę za siebie i uduszę cię w nocy
gołymi rękami. No na co jeszcze czekasz?! Żegnaj się i spadaj na piętro!
– Branoc – warknął, wyrywając się
z uścisku i już bez słowa poszedł na górę.
– Ja go kiedyś naprawdę
zaszlachtuję. – Wziął uspokajający wdech. – Sorki za niego.
//*//
Harry wszedł z wahaniem do
sypialni Ignissa. Draco leżał na boku plecami do drzwi. Podszedł cicho do
łóżka, przy każdym kroku mając wrażenie, że Draco zaraz każe mu się
wynosić. Czuł ucisk w piersi. Choć przecież nie była to ich pierwsza kłótnia,
choć nie była też bardzo poważna… a przynajmniej nie powinna być. Chyba.
Usiadł na skraju materaca.
– Draco? – rzucił półgłosem, ale
nie doczekał się odpowiedzi.
Spróbował jeszcze raz, ale
również bez rezultatu.
Wszedł ostrożnie pod kołdrę i
ułożył się na boku na skraju łóżka. Zacisnął powieki, próbując stłumić
pragnienie wtulenia się w plecy Draco. Mogli być pokłóceni, ale wciąż pragnął
jego bliskości…
Skulił się, przyciskając róg
kołdry do piersi.
To był pierwszy raz, gdy cieszył
się, że jest pijany. Gdyby nie krążący w żyłach alkohol, pewnie zapadnięcie w
sen zajęłoby mu parę bolesnych godzin.
//*//
Drzwi do gabinetu dyrektora
otworzyły się, wpuszczając do środka blondwłosego mężczyznę. Mimo później
godziny Albus wciąż siedział przy biurku, zapisując i odczytując różne
pergaminy. Część z nich była zwykłą szkolną papierologią, pozostałe z kolei
były raportami od członków Zakonu.
– Dyrektorze – zaczął nauczyciel,
skupiając na sobie uwagę starszego czarodzieja.
– Witaj, Erydanie. Usiądź,
proszę. – Wskazał stojące naprzeciw biurka krzesło, odkładając na bok listy.
Blondyn był u niego dość częstym gościem, więc momentalnie dostrzegł
zmartwienie na jego twarzy.
Malfoy podszedł i usiadł z cichym
westchnieniem.
– Mam prawie całkowitą pewność co
do tożsamości kota z moich wizji – powiedział, posyłając mu niepewne
spojrzenie. – I niestety nasze obawy były słuszne. To Draco...
Dumbledore skinął ze smutkiem
głową.
– Co takiego tym razem
zobaczyłeś?
– Biały kot atakujący czarnego
lwa. Jego oczy lśniły fioletowym blaskiem. Padał na nich cień jakiegoś ptaka,
ale kiedy próbowałem się rozejrzeć, niczego nie dostrzegłem. Wydaje mi się
jednak, że to był tamten kruk.
Z paru poprzednich wizji obaj
wiedzieli, że ten lew oznacza Harry’ego. Po wspólnej warcie Harry’ego i Erydana
zaczęli zbliżać się do rozwiązania zagadki. Pomocne okazały się domysły młodego
Pottera, że białym kotkiem niekoniecznie musi być dziecko, jak zakładali do tej
pory, a może być nastolatek. Oprócz tego zaczęli też rozważać, czy słusznie
powiązał własną wizję o długowłosym, którego szukał Voldemort, z widzeniami
Malfoya. No i najważniejszy pomysł – że to któryś z uczniów Hogwartu, skoro
Erydan miewał wizje raczej o osobach, które znał lub miał wkrótce poznać. Te
wszystkie informacje naprowadziły ich na odpowiedni trop. Szczególnie, że tak
naprawdę Erydan nigdy nie uczył w innej szkole, jak wmówił Harry’emu, więc nie
musieli wcale brać pod uwagę kilkuset dodatkowych osób. Podobnie jak dwie
wizje, którymi się przypadkowo podzielił z brunetem nie były jedynymi o białym
kociaku, których do tamtej pory doświadczył.
– Faktycznie, biorąc pod uwagę
relacje łączące Harry’ego i Draco, jak i to że właśnie spędzili razem święta,
to rozwiązanie staje się dość oczywiste. – Starzec zapatrzył się w przestrzeń,
rozważając konsekwencje tej sytuacji. Będzie musiał porozmawiać o tej sprawie z
Severusem. Ale to dopiero po rozmowie z młodym Malfoyem. Gdyby Mistrz Eliksirów
dowiedział się, że podejrzewają jego chrześniaka o uwikłanie w plany Toma, z
pewnością próbowałby jakoś odciągnąć od niego podejrzenia. Snape był bystry,
wiedział, że konsekwencje wynikające z bycia prawdopodobnie jakiegoś rodzaju
bronią lub, co gorsza, horkruksem Voldemorta nie byłyby najmilszą rzeczą, jaka
spotkała chłopaka. – Gdy tylko uczniowie wrócą z ferii, chciałbym przeprowadzić
rozmowę z Draconem. Z twoją pomocą, jeśli się zgodzisz. – Słowa mężczyzny
sugerowały, że Erydan miał wybór. Malfoy jednak doskonale zdawał sobie sprawę,
że to tylko pozory.
– Oczywiście, dyrektorze. Sam
chciałem prosić cię o możliwość uczestniczenia w rozmowie – powiedział po
krótkiej chwili ciszy.
//*//
Na peronie do ich grupki
dołączyły Hermiona i Vera. Po szybkim przywitaniu wpakowali się do pociągu, by
spróbować znaleźć dla siebie pusty przedział. Na szczęście mimo obaw Artura,
dotarli na miejsce sporo przed czasem, więc poszukiwania szybko zakończyły się
sukcesem. Kiedy już się usadowili, z ust Hermiony padło sakramentalne pytanie
“jak wam minęły ferie?”. Opowiadał głównie Harry, ale co jakiś czas w słowo
wpadali mu pozostali. Szczególnie Draco, który co chwilę czuł się w obowiązku
rozszerzyć opowieść swojego chłopaka o jakieś, jego zdaniem, istotne szczegóły.
– A jak twoje święta, Hermiono?
– Dobrze. W pierwszym tygodniu
tradycyjnie pojechałam z rodzicami na narty, a parę dni przed nowym rokiem
przyjechała do mnie Veronique. – Uśmiechnęła się do Ślizgonki będącej teraz w
swojej adopcyjnej postaci.
– Nie mówiłyście, że planujecie
się zobaczyć – zauważył z lekkim wyrzutem Harry, choć zdecydowanie bardziej
było widać, że ucieszyła go ta informacja.
– A ty się nie pytałeś, skarbie –
odparła wyzywająco piątoklasistka, przesuwając dłonią po boku Hermiony. Jakby
tym gestem chciała pokazać (najprawdopodobniej Ginny), że dziewczyna była tylko
jej.
– Hej, nie bądź niemiła – zganiła
ją, choć jednocześnie ujęła jej dłoń i splotła ich palce.
– Nie jestem niemiła… –
powiedziała od razu, posyłając jej lekki uśmiech. – Gdybym była, to Draco by
zainterweniował.
– Po prostu cię za dobrze znam,
głupia – mruknął blondyn z zamkniętymi oczami i głową opartą o ramię chłopaka.
– Zawsze jak przesadzisz, to powiem coś na twoją niekorzyść.
– Pamiętaj, że to działa w obie
strony.
Harry prychnął rozbawiony.
– Widać, że się za sobą
stęskniliście.
– Za nim? Proszę cię. Już prędzej
paradowałabym nago przed jakimś nauczycielem.
– Mój wuj się do tego nie wlicza,
jak mniemam? – spytał niewinnie.
– Czyżbyś chociaż przed swoim
ojcem zachowywała pozory przyzwoitości? – Ginny spojrzała z ukosa na Elenę.
Draco zaśmiał się rozbawiony.
– Przed Sevem? On już tyle razy
widział mnie w bieliźnie, że pewnie już tego nie liczy.
– I tak pewnie za każdym razem
każe ci się ogarnąć.
– Moooże… – Wzruszyła niedbale
ramionami
– Ostatnia nadzieja przepadła…
– Ginny, nie dokuczaj Veronique.
– Nie dokucza mi. Gdyby takie
teksty mi dokuczały, Draco od razu dostałby po swoim ryjku.
Harry parsknął rozbawiony.
– Ryjku? Serio? Prosisz się o
baty…
– Uch – przygryzła wargę, patrząc
na niego z nadzieją – kiedy mam się wpisać w grafik, mój panie?
– Nie ma w nim dla ciebie
miejsca. – Potter chwycił Draco zaborczo pod ramię.
Vera wybuchła śmiechem.
– Spokojnie, kochaniutki. On i
tak nie dałby mi tego, czego pragnę.
– Tak... bo tobie największą
rozrywkę sprawia wprawianie w zakłopotanie mojego rodzonego wuja.
– Chyba nie chcę znać szczegółów
– mruknął Harry i tym razem to on położył głowę na ramieniu Draco.
– A ja tak! – Ożywił się nagle
Igniss. – Co już mu zrobiłaś, tygrysico?
– Czy każdemu kogo znasz
paradujesz półnago przed nosem? – Hermiona spojrzała na swoją dziewczynę z
rezygnacją.
– To było totalnie niechcący –
rzuciła na swoją obronę. – To miała być zemsta na Sevie. Skąd miałam wiedzieć,
że Erydan wejdzie do jego gabinetu jak do siebie?
– Nie mogłaś wiedzieć, ale nigdy
nie jest tak, że wie się wszystko. Następnym razem będziesz ostrożniejsza.
Prawda? – Tym razem spojrzenie było bardzo wymowne.
– Oczywiście. Teraz wystarczy mi
jak Erydan wpada na mnie na korytarzu. Zażenowanie na jego twarzy to rozkoszny
widok.
Hermiona przez chwilę jeszcze
utrzymywała minę, jakby była zła, ale długo jej nie utrzymała. Poddała się
delikatnemu uśmiechowi, który uniósł kąciki jej ust.
– Za to mnie kochasz, skarbie.
~*~
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, czyli to jednak chodzi o Draco w tych wizjach, przykra ta kłótnia, ale widać że jest zazdrosny o Harrego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia