niedziela, 8 kwietnia 2018

Rozdział 81.

~*~
Blondyn rozsiadł się na kanapie z bratem, prowadząc z nim cichą dyskusję.
– Jeżeli nie chcesz, by nas usłyszeli, to może lepiej bardziej się zabezpieczyć? – spytał w końcu Ig, zgrabnie przechodząc na japoński.
A nie robisz tego po to, by Charlie uznał, że jesteś jeszcze bardziej wyjątkowy? – Rzucił bratu rozbawione spojrzenie, zerkając ukradkiem na siedzącego niedaleko mężczyznę. – Ale niech będzie. Powiedzmy, że robisz to w trosce o prywatność naszej rozmowy.
Przecież w innym wypadku robienie z tego tajemnicy nie miałoby najmniejszego sensu.
Jasne, nie pogrążaj się bardziej, braciszku.
Nieważne. Powiedz mi lepiej jak tam twoje wyznanie. – Draco skrzywił się nieznacznie. – Jeszcze mu nie powiedziałeś!? – sapnął zaskoczony. Chociaż z drugiej chyba mógł się tego spodziewać. – Przecież miałeś tyle okazji do tego – dodał z wyrzutem.
Wiem – zauważył niezadowolonym głosem – ale ciągle nie mogę zdobyć się na odwagę, Ig.
Powiedz mu, głupku. Przecież cię za to nie pogryzie.
Nie, bo pewnie prędzej ze mnie zaszydzi… Ałć! – Blondyn złapał się za bolącą głowę, – Za co? Powaliło cię?
Ty już dobrze wiesz, o co mi chodzi – warknął oburzony. – Twój chłopak nie należy do takich osób. Nie wierzę, że tak właśnie o nim myślisz…
Nie o to mi dokładnie chodziło.
A o co niby?
Nie wiem… Po prostu boję się, jasne? Że nie zareaguje, tak jakbym tego chciał… A wtedy moja obecność tutaj stałaby się... cóż, męcząca.
– To w takim razie wyznaj mu co czujesz jak tylko wrócicie do zamku.
Młodszy brat posłał mu kpiące spojrzenie.
Jakbym o tym nie mówił ci na samym początku. Widać, jak mnie słuchasz.
Oj tam. Czepiasz się. Wystarczy, że daję radę jako twój starszy brat.
Ig zauważył, że Ginny przygląda im się z zaciekawieniem. Wzruszył ramionami, pokazując jej język, na co ta prychnęła cicho.
A sprawdzasz ty się w tej roli w ogóle? – spytał złośliwie, chociaż delikatny uśmiech zdradzał jego dobry humor.
Głupek… nienawidzę cię.
– Jak już skończycie tę swoją bełkotliwą rozmowę, chciałabym porwać Draco. – Ginny zaszła ich od tyłu i teraz pochylała się lekko w ich stronę, wspierając na oparciu kanapy. Uśmiechnęła się do obu.
– Jasne, za sekundkę będę cały twój, Gin. – Blondyn posłał dziewczynie delikatny uśmiech. – Ona chce mnie zabić, mówię ci. Teraz się uśmiecha, ale znasz kobiety.
Igniss zaśmiał się cicho.
Przesadzasz, Ginny taka nie jest.
Brawo, geniuszu. Teraz wie, że ją obgadujemy.
– Wiecie, że rozumiem, że o mnie mówicie? – Dźgnęła Ignisa palcem w policzek.
– Czemu mnie? – sapnął cicho.
– Gdybym zrobiła to Draco, pewnie zaraz przyleciałby tu Harry, by go bronić. – W jej głosie żartobliwe tony mieszały się z nutką kpiny.
– Z tego co widzę, jest zajęty rozmową z twoimi braćmi – mruknął blondyn, patrząc przez chwilę na ukochanego, który od paru chwil gawędził wesoło ze starszymi braćmi dziewczyny. Nie licząc Billa, który wyjechał poprzedniego dnia. I bliźniaków, którzy byli najprawdopodobniej w swoim sklepie.
Jesteś o nich zazdrosny? Gdybyś teraz wyznał mu miłość, z pewnością miałbyś całą jego uwagę na sobie.
Wyznaj miłość Charliemu, jak jesteś taki mądry. Chodźmy, Gin… Zostawmy tego kretyna samego.
Razem opuścili pomieszczenie, zagłębiając się w rozmowie na temat koni. A przynajmniej tak się wydawało Igowi. Chyba że “Zora” to nie było imię jakiegoś konia.
//*//
– Gdzie jest Ginny, gdy jest potrzebna? – westchnął Percy. – Potwierdziłaby moje słowa. Mówię wam, że on ma sześć palców. Następnym razem przyjrzyjcie się dobrze zdjęciu.
– Gin porwała gdzieś Draco parę minut temu – poinformował ich uczynnie Black, wykrzywiając usta w lekkim uśmiechu.
Harry spojrzał w jego kierunku, dopiero teraz orientując się, że blondyna faktycznie nie ma w pomieszczeniu. Tak się wciągnął w rozmowę, że nawet nie zauważył jego wyjścia. Zerknął przelotnie na pierścień. Nie wiedział w sumie, czemu to robi. Nosił go raptem kilka dni, a już dorobił się takiego nawyku. Choć faktem było, że fascynowała go ta feeria kolorów. Ta różnorodność uczuć, o jaką dawniej nawet nie posądzał Ślizgona.
– To spytamy ją, jak wróci.
– Co tam sześć palców u ręki. Razem z resztą chłopaków z drużyny przeżyliśmy niemały szok, gdy okazało się, że Harry przez jakieś dwa miesiące z powodzeniem ukrywał latającego mu po łopatce smoka!
Igniss parsknął cicho w poduszkę. Co prawda, dowiedział się o tym dosłownie parę dni wcześniej, kiedy Harry pewny, że wszyscy śpią, przeszedł przez dormitorium w samych spodniach, ale co tam…
– Walecznego smoka – dodał od siebie, chichrając się w najlepsze. – Ups… Chciałem powiedzieć rycerskiego!
– Ig, padalcu, nie śmiej się! – fuknął brunet, na co Black zaśmiał się jeszcze bardziej.
– Ok, teraz już kompletnie zżera mnie ciekawość. – Morskie oczy utkwione były wyczekująco w Potterze. – No?? – rzucił ponaglająco po chwili, a Harry spojrzał na niego zmieszany.
– Co?
– Wyskakuj z ciuchów. – W pomieszczeniu zapadła cisza, a Charlie stał się celem przerażonych i zdegustowanych spojrzeń. Prychnął rozbawiony. – Macie genialne miny. Chciałbym tylko zobaczyć ten tatuaż.
– Nie mogłeś normalnie poprosić? Taki brak ogłady… Aż nie chce mi się wierzyć, że naprawdę jesteś moim bratem. – Percy pokręcił głową z rezygnacją.
– Merlinie… Ale wy jesteście drętwi. Proszę, Harry, czy mógłbyś mi pokazać swój tatuaż? Oczywiście nie musisz się zgadzać, w końcu kto wie, mogę się na ciebie rzucić na oczach moich dwóch młodszych braci i chłopaka, z którym aktualnie kręcę. Nie wspominając, że pewnie gdzieś za ścianą jest twój facet.
– Po tobie można się wszystkiego spodziewać, skoro kręcisz z kimś, komu jeszcze parę dni temu gotowy byłeś powiedzieć, że się sprzedajesz, byle się od ciebie odczepił.
Black prychnął cicho ze swojego miejsca.
– To nie moja wina, że kiedy chciałem dać mu spokój, on zmienił zdanie.
– Przecież nic takiego nie powiedziałem. Jeżeli czymś zawiniłeś, to tym, że masz zły gust do mężczyzn.
– Dzięki. Czuję się jeszcze bardziej dowartościowany – burknął i spojrzał na Harry’ego. – No co tak stoisz jak słup? Rozbieraj się i pokaż im ten tatuaż!
– Nie wiem o co tyle krzyku, nie ma w nim nic nadzwyczajnego… – Mimo niechętnego tonu, wstał ze swojego miejsca i podszedł do kanapy, ściągając po drodze koszulkę.
– Masz bardzo zawyżony próg zwyczajności, skoro latający ci po łopatce niebieski, machający mieczem… i ziejący niebieskim ogniem rogogon pustynny jest czymś normalnym. – Harry wywrócił oczami, co tylko Ig mógł dostrzec. – Skąd w ogóle pomysł na niego?
– Eeee...
– Harry właśnie mówi, że nie wie, dlaczego tak wybrał – wyjaśnił rozbawiony Ig.
– Jak to nie wiesz?? – rzucił z niedowierzaniem Percy.
– No bo… nie byłem wtedy w pełni świadomy…
– Po prostu zrobił go po pijaku.
Igniss zachichotał, rozbawiony. Rudzielcy również się cicho zaśmiali.
– Dzięki, Ron – prychnął Harry.
– I tak by się w końcu wydało. – Wzruszył ramionami.
– Ale to nie do końca tak, że nie wiem, czym się inspirowałem – oznajmił cicho, nie wierząc, że naprawdę zamierza się do tego przyznać na głos i to jeszcze przy tylu osobach. – Zarówno motyw smoka, jak i błękitne łuski i płomień… Wybrałem je przez Draco. – Czuł jak ciepło zalewa jego policzki.
– …TEGO mi nie powiedziałeś.
– Jakbym mógł, skoro wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że z nim chodzę?
– Chwila… Ale przecież zrobiłeś go sobie we wrześniu. Zaraz na początku roku! Nienawidziłeś go wtedy!
Potter wzruszył bezradnie ramionami, szybko nałożył koszulkę, ciesząc się w duchu, że Draco nie zdążył wrócić. Nie chciał go niepotrzebnie denerwować.
//*//
– Profesor Dumbledore ma wielu informatorów, ale żaden nie jest w stanie powiedzieć nic konkretnego. – Artur wyjrzał przez kuchenne okno, upewniając się, że Draco i Ignissa nie ma w zasięgu słuchu.
– Zanim tu przyjechałem, dostałem od niego wiadomość. Podejrzewa, że Voldemort po prostu osiągnął już to, co planował i teraz tylko czeka na okazję, by znów zaatakować. – Charlie spojrzał ponuro na Harry’ego. – Kazał mi trzymać zwerbowanych czarodziejów w pogotowiu. Przez “kilka najbliższych miesięcy”.
– Ale jak planujecie dostać się na czas z Rumunii do Anglii?
– Z wpływami dyrektora, to nie jest duży problem, Harry. Mamy zorganizowane świstokliki. Co prawda wciąż trochę nam zajmie zebranie się na alarm, ale powinniśmy zmieścić się w godzinie.
– W podobnym czasie pewnie zjawią się pozostałe posiłki – zauważyła Molly.
– Pozostałe?
– Nie mogę mieć pewności, ale znam dyrektora wystarczająco długo, by zakładać, że organizuje posiłki na wiele sposobów i z wielu kręgów. Nie wiadomo, jakie plany ma Voldemort, ale pewne jest, że ma wielu popleczników. I z pewnością nie zostaną oni w domu przed kominkiem, kiedy ponownie spróbuje zakończyć waszą prywatną wojnę, Harry. – Ścisnęła lekko jego ramię.
– No tak, jest pewnie przekonany, że wygra, więc będzie chciał, by cała jego świta oglądała go w blasku chwały.
– Chyba że za jakiś czas okaże się, że znów odżyje, bo miał w zanadrzu kolejnego horkruksa… – Najlepszy przyjaciel Harry’ego skrzywił się na własne słowa.
– Nawet jeśli, to nie ma innego wyjścia jak spróbować, prawda? – Harry spojrzał po wszystkich, po czym utkwił wzrok w widoku za oknem.
Tak naprawdę teraz bardziej niż na śmieci Voldemorta zależało mu na unieszkodliwieniu jego prawej ręki. A może będzie miał okazję, by dokonać obu zemst?
//*//
– To dla was.
Fred wręczył młodszemu rodzeństwu, Harry’emu, Draco i Igowi po dokumencie. Na każdym było zdjęcie, dane osobowe i o parę lat zawyżony wiek.
– Dobrze, że Percy tego nie widzi, chyba by padł na zawał.
– Oj, zdziwiłabyś się Ginny. To on…
– …pokazał nam, jak to najlepiej robić.
Najmłodsze towarzystwo popatrzyło na bliźniaków podejrzliwie.
– Perce nie zawsze miał kij w tyłku. Taki radykalny zrobił się dopiero po objęciu funkcji prefekta. – Charlie pokręcił ze smutkiem głową. – Co ta władza robi z ludźmi.
Całą grupą opuścili mieszkanie Freda i Georga i ruszyli do mugolskiej części miasta.
//*//
– Więc w międzyczasie kręcisz jeszcze z innymi? – spytał Draco, kiedy Charlie wrócił wraz z Igiem z parkietu.
– Jeśli uważasz zwykły taniec z kimś za przejaw “kręcenia”, to w sumie współczuję.
Blondyn prychnął, co było bardziej widoczne niż słyszalne.
– A może to TY bagatelizujesz sprawę i lekkie obmacanki w trakcie tańca uważasz za coś zwykłego?
– Dra… Daj spokój – odparł Ig, patrząc na brata karcąco. – Mieliśmy się dobrze bawić, a nie pluć sobie w twarz.
– Jak się z kimś tańczy, zazwyczaj się go dotyka, wiesz? – Smokolog zignorował próby Iga na załagodzenie sytuacji, ten blondynek zaczynał go irytować. Nie miał zamiaru pozwalać dzieciakowi mieszać się z błotem. – Jakbym chciał potańczyć przy kimś, to poszukałbym sobie kółeczka.
– Tobie i kółeczko – wypluł wręcz to słowo – by nie pomogło. Zwyczaje dają o sobie znać, co nie? W taki sposób zaciągałeś wszystkich do…
Zamilkł, czując szarpnięcie. Odwrócił się w stronę intruza, by rozpoznać w nim Harry’ego.
– Nie przesadzasz z tą wrogością?
– Ja tylko troszczę się o Iga.
– Jak się o niego troszczysz, to pozwól mu samemu działać. Sam radziłeś mi to gdy martwiłem się o Rona, pamiętasz? Zresztą Ig potrafi powiedzieć, jeśli coś mu nie pasuje, prawda?
Draco przez chwilę wyglądał tak, jakby bardzo chciał nie zgodzić się ze słowami swojego chłopaka. Ostatecznie jednak skapitulował, wzdychając i wychylił się do krótkiego pocałunku.
– Chodźmy zatańczyć, gryfiaku.
//*//
– Gdzie Harry?
Draco zatrzymał się koło Iga i Wiewióra, którzy w ciszy sączyli coś ze swoich szklanek. Gdy szedł do łazienki, zostawił w ich towarzystwie (i Charlesa, z którym minął się koło pisuarów) Pottera-który-lubił-znikać… Świetnie.
– A nie poszedł za tobą do łazienki? Zniknął w tłumie parę minut temu.
Ron stanął na palcach, próbując przeszukać wzrokiem tłum. Co nieco widział, ale brakowało mu ze dwóch cali. Wystarczyło jednak, by dostrzegł tańczącego niedaleko Freda. Kazał Malfoyowi chwilę poczekać, po czym wcisnął się w tłum.
– Fred mówi, że jest niedaleko tamtego filara – wskazał miejsce praktycznie po drugiej stronie parkietu. – Wygląda na to że tańczy z jakimś chłopakiem.
– Tańczy!? – Draco spojrzał na niego jak na kosmitę, po czym zaczął wypatrywać Pottera we wskazanym miejscu. I rzeczywiście, już po chwili wyłapał wzrokiem czarną burzę. A obok niego jakiegoś złamanego blondasa.
Zacisnął dłonie w pięści, czując narastający w nim gniew. Jego Harry tańczący z jakimś obcym kutasem. Który szczerzy się do niego zalotnie… A ten mu jeszcze nie dość, że na to pozwala, to jeszcze odpowiada mu tym samym.
O nie. Tego już za wiele.
Miarka się przebrała.
– Rany, ale masz straszną minę! Przecież to tylko taniec, Harry i tak jest chory na twoim punkcie, daj mu czasem trochę przestrzeni, co?
– Nawet nie próbuj go bronić, Weasley, bo nie ręczę za siebie – Draco rzucił mu wściekłe spojrzenie. Czuł, że kontroluje się ostatkiem sił. Miał ochotę rozwalić cały ten klub, z tym blondasem na czele.
– Jesteś idiotą, Malfoy! W ogóle go nie znasz, skoro w niego wątpisz! Co on w ogóle w tobie widzi...?
Jad uleciał z końcówki jego wypowiedzi, zastąpiony lekkim zdziwieniem.
– To nie twoja sprawa, jasne!? – krzyknął, kompletnie już wytrącony z równowagi. W ogóle nie zwrócił uwagi na zmianę w zachowaniu rudzielca.
– Draco… Chyba przyda ci się świeże powietrze – rzucił Igniss podnosząc się swojego miejsca. Chwycił blondyna za łokieć i pociągnął w stronę wyjścia z lokalu, nim Weasley zdążył coś powiedzieć.
//*//
– Kurwa, Ig! Puść mnie! Muszę zrobić porządek z tym złamasem!
– Musisz to ty się uspokoić! – warknął złowrogo, popychając brata na ławeczkę kawałek od klubu. – Opanuj się, mówię!
Draco rzucił mu wściekłe spojrzenie, oddychając szybko przez lekko uchylone usta. Jego oczy ciągle lśniły fioletowym blaskiem, całkowicie pochłaniając naturalny kolor. Igniss nie miał pojęcia jakim cudem, ale Draco przez nadmiar emocji musiał ściągnąć pieczęć.
– Nie panujesz nad sobą…
– Brawo, może powinieneś pomyśleć nad profesją aurora!? – wysyczał z jadem.
– A ty nad kupnem soczewek. Świecisz fioletem na prawo i lewo.
– ...Co?
– Jajco. Uspokój się troszkę, ustaw ponownie pieczęć, bo przecież to już umiesz i wróć odbić temu złamasowi swojego chłopaka. Dobry plan?
– Dobry…
– No! To zaczynamy od pieczęci…
//*//
Potter poczuł uderzenie w ramię, które przez chwilę pozbawiło go równowagi. Tańczący z nim od jakiegoś czasu blondyn spojrzał zaskoczony na niespodziewanego gościa, którym okazał się być rozjuszony Malfoy.
– Wara od mojego faceta! – krzyknął Ślizgon, patrząc na obcego z kurwikami w oczach.
– Spokojnie, stary! Tylko tańczyliśmy.
– O, Draco!
– Ja ci dam “tylko tańczyliśmy”! Jeszcze trochę i ciągnąłbyś go do kibla na szybki numerek! Nie oszukasz mnie!
– Draco! Wystarczy! – Chwycił go za ramię i przyciągnął jak najbliżej siebie, na wypadek gdyby Ślizgon próbował rzucić się na pechowca.
Chłopak spojrzał po nich i ulotnił się, wciskając się w tłum.
– Gdzie?! Nie skończyłem z tobą!! – krzyknął za nim Malfoy. I dobrze, że Harry wcześniej już go złapał, bo naprawdę by za nim poszedł.
– Skończyłeś. – Objął go w pasie. – Daj już spokój, Draco. Przepraszam, okej?
Przeczesał palcami krótkie jasne kosmyki. Rzucił okiem na mały palec, ale w kolorowym świetle reflektorów nie był w stanie ocenić, co działo się w sercu jego chłopaka. Postanowił więc zrobić to, co zawsze działało.
Przycisnął wargi do kącika ust Draco i uśmiechnął się do niego. Tyle powinno wystarczyć, by przestał się na niego boczyć.
//*//
Igniss przysiadł na siedzisku przy fortepianie, spoglądając z rozbawieniem na przyjaciół. Wszyscy prócz Draco i Charliego rozglądali się nieznacznie po wnętrzu mieszkania.
– No to nim mi wszyscy zasną, gdzie siedzą, ustalmy kto i gdzie będzie spał. Mam do zaoferowania trzy pokoje i kanapę w salonie – zaczął z uśmiechem – Draco z Harrym zajmą moją sypialnię. Ginnuś drugi pokój, a Charlie i Ron pomieszczą się w trzecim. Ja z kolei zadowolę się kanapą. Jakieś ale? Nie? To sup…
– Harry prześpi się na kanapie, a ty ze mną na górze.
Pięć zdziwionych spojrzeń utkwiło w Ślizgonie.
– Żartujesz, no nie? Ciągle jesteś zły? Przecież przeprosiłem!
– Serio musiałeś go przepraszać za to, że zatańczyłeś z kimś innym, jak go nie było? To jakaś paranoja… – Charles pokręcił głową z niedowierzaniem.
– To nie twoja sprawa, Charles! – warknął blondyn, gotowy do pociągnięcia kłótni. – Taki laik w długich związkach jak ty nie ma prawa mnie oceniać.
– A ile długich związków ty masz na swoim koncie, co? Panie specjalisto?
– Draco… dałbyś na wstrzymanie – mruknął Ig. – W końcu to nie tak, że Harry się z nim obmacywał, jak Charlie z tamtą.
– Tylko by spróbował!
– Ig? Ty pomagasz czy psujesz? – Ginny rzuciła przyjacielowi karcące spojrzenie.
– Jeszcze się zastanawiam. – Uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi.
– ...Chociaż – dalej biadolił Draco – po jego minie widać było, że nawet gdyby ten złamas dobierałby mu się do spodni, to by go nawet nie odtrącił. Dobry samarytanin się znalazł. Pewnie dla ciebie każdy blondyn jest dobry… W końcu tylko tacy cię kręcą…
– Wal się, Malfoy! – warknął Harry. – Tak się składa, że z jakiegoś powodu interesuje mnie tylko jeden cholerny blondyn. A szkoda, bo może inny potrafiłby to docenić!
– Ty dupku! Twierdzisz, że cię nie doceniam!? – krzyknął, chwytając Pottera za poły ubrań.
– Hej, chłopaki, spokojnie! – Ginny chwyciła blondyna za ramię i spróbowała odciągnąć.
Igniss podniósł się gwałtownie ze swojego miejsca, doskakując do nich, akurat w chwili, kiedy Draco brutalnie odepchnął od siebie Gin ze słowami:
– Nie wpierdalaj się!
– Draco! – krzyknął Ig, pomagając dziewczynie utrzymać równowagę. – Przestańcie! Obydwoje jesteście pijani!
– Twierdzę, że nie wiem, co mam o tobie myśleć!
– Harry, dość! – Igniss spojrzał intensywnie na Pottera, jednak ten wydawał się nawet nie zwracać na niego uwagi.
– Nie wtrącaj się, Ig! – Spojrzał przelotem na przyjaciela, po czym wrócił do Draco. – A ty najwyraźniej nie wiesz, co myśleć o mnie!
Igniss zamrugał skołowany, analizując szybko co zaszło. Jednak skoro z Harrym nie poszło, to musi ogarnąć Draco.
Złapał więc blondyna za nadgarstek, pociągając w swoją stronę. Malfoy sapnął, spoglądając na Iga i to go zgubiło.
– Zamknij jadaczkę, rozwydrzona księżniczko – warknął, patrząc wprost w rozszerzone tęczówki. – Podwijaj kiecę i jazda na górę. I bez dyskusji – dodał, kiedy Draco uchylił usta, by spróbować zaoponować. – Nie wkurwiaj mnie, bo nie ręczę za siebie i uduszę cię w nocy gołymi rękami. No na co jeszcze czekasz?! Żegnaj się i spadaj na piętro!
– Branoc – warknął, wyrywając się z uścisku i już bez słowa poszedł na górę.
– Ja go kiedyś naprawdę zaszlachtuję. – Wziął uspokajający wdech. – Sorki za niego.
//*//
Harry wszedł z wahaniem do sypialni Ignissa. Draco leżał na boku plecami do drzwi. Podszedł cicho do łóżka, przy każdym kroku mając wrażenie, że Draco zaraz każe mu się wynosić. Czuł ucisk w piersi. Choć przecież nie była to ich pierwsza kłótnia, choć nie była też bardzo poważna… a przynajmniej nie powinna być. Chyba.
Usiadł na skraju materaca.
– Draco? – rzucił półgłosem, ale nie doczekał się odpowiedzi.
Spróbował jeszcze raz, ale również bez rezultatu.
Wszedł ostrożnie pod kołdrę i ułożył się na boku na skraju łóżka. Zacisnął powieki, próbując stłumić pragnienie wtulenia się w plecy Draco. Mogli być pokłóceni, ale wciąż pragnął jego bliskości…
Skulił się, przyciskając róg kołdry do piersi.
To był pierwszy raz, gdy cieszył się, że jest pijany. Gdyby nie krążący w żyłach alkohol, pewnie zapadnięcie w sen zajęłoby mu parę bolesnych godzin.
//*//
Drzwi do gabinetu dyrektora otworzyły się, wpuszczając do środka blondwłosego mężczyznę. Mimo później godziny Albus wciąż siedział przy biurku, zapisując i odczytując różne pergaminy. Część z nich była zwykłą szkolną papierologią, pozostałe z kolei były raportami od członków Zakonu.
– Dyrektorze – zaczął nauczyciel, skupiając na sobie uwagę starszego czarodzieja.
– Witaj, Erydanie. Usiądź, proszę. – Wskazał stojące naprzeciw biurka krzesło, odkładając na bok listy. Blondyn był u niego dość częstym gościem, więc momentalnie dostrzegł zmartwienie na jego twarzy.
Malfoy podszedł i usiadł z cichym westchnieniem.
– Mam prawie całkowitą pewność co do tożsamości kota z moich wizji – powiedział, posyłając mu niepewne spojrzenie. – I niestety nasze obawy były słuszne. To Draco...
Dumbledore skinął ze smutkiem głową.
– Co takiego tym razem zobaczyłeś?
– Biały kot atakujący czarnego lwa. Jego oczy lśniły fioletowym blaskiem. Padał na nich cień jakiegoś ptaka, ale kiedy próbowałem się rozejrzeć, niczego nie dostrzegłem. Wydaje mi się jednak, że to był tamten kruk.
Z paru poprzednich wizji obaj wiedzieli, że ten lew oznacza Harry’ego. Po wspólnej warcie Harry’ego i Erydana zaczęli zbliżać się do rozwiązania zagadki. Pomocne okazały się domysły młodego Pottera, że białym kotkiem niekoniecznie musi być dziecko, jak zakładali do tej pory, a może być nastolatek. Oprócz tego zaczęli też rozważać, czy słusznie powiązał własną wizję o długowłosym, którego szukał Voldemort, z widzeniami Malfoya. No i najważniejszy pomysł – że to któryś z uczniów Hogwartu, skoro Erydan miewał wizje raczej o osobach, które znał lub miał wkrótce poznać. Te wszystkie informacje naprowadziły ich na odpowiedni trop. Szczególnie, że tak naprawdę Erydan nigdy nie uczył w innej szkole, jak wmówił Harry’emu, więc nie musieli wcale brać pod uwagę kilkuset dodatkowych osób. Podobnie jak dwie wizje, którymi się przypadkowo podzielił z brunetem nie były jedynymi o białym kociaku, których do tamtej pory doświadczył.
– Faktycznie, biorąc pod uwagę relacje łączące Harry’ego i Draco, jak i to że właśnie spędzili razem święta, to rozwiązanie staje się dość oczywiste. – Starzec zapatrzył się w przestrzeń, rozważając konsekwencje tej sytuacji. Będzie musiał porozmawiać o tej sprawie z Severusem. Ale to dopiero po rozmowie z młodym Malfoyem. Gdyby Mistrz Eliksirów dowiedział się, że podejrzewają jego chrześniaka o uwikłanie w plany Toma, z pewnością próbowałby jakoś odciągnąć od niego podejrzenia. Snape był bystry, wiedział, że konsekwencje wynikające z bycia prawdopodobnie jakiegoś rodzaju bronią lub, co gorsza, horkruksem Voldemorta nie byłyby najmilszą rzeczą, jaka spotkała chłopaka. – Gdy tylko uczniowie wrócą z ferii, chciałbym przeprowadzić rozmowę z Draconem. Z twoją pomocą, jeśli się zgodzisz. – Słowa mężczyzny sugerowały, że Erydan miał wybór. Malfoy jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że to tylko pozory.
– Oczywiście, dyrektorze. Sam chciałem prosić cię o możliwość uczestniczenia w rozmowie – powiedział po krótkiej chwili ciszy.
//*//
Na peronie do ich grupki dołączyły Hermiona i Vera. Po szybkim przywitaniu wpakowali się do pociągu, by spróbować znaleźć dla siebie pusty przedział. Na szczęście mimo obaw Artura, dotarli na miejsce sporo przed czasem, więc poszukiwania szybko zakończyły się sukcesem. Kiedy już się usadowili, z ust Hermiony padło sakramentalne pytanie “jak wam minęły ferie?”. Opowiadał głównie Harry, ale co jakiś czas w słowo wpadali mu pozostali. Szczególnie Draco, który co chwilę czuł się w obowiązku rozszerzyć opowieść swojego chłopaka o jakieś, jego zdaniem, istotne szczegóły.
– A jak twoje święta, Hermiono?
– Dobrze. W pierwszym tygodniu tradycyjnie pojechałam z rodzicami na narty, a parę dni przed nowym rokiem przyjechała do mnie Veronique. – Uśmiechnęła się do Ślizgonki będącej teraz w swojej adopcyjnej postaci.
– Nie mówiłyście, że planujecie się zobaczyć – zauważył z lekkim wyrzutem Harry, choć zdecydowanie bardziej było widać, że ucieszyła go ta informacja.
– A ty się nie pytałeś, skarbie – odparła wyzywająco piątoklasistka, przesuwając dłonią po boku Hermiony. Jakby tym gestem chciała pokazać (najprawdopodobniej Ginny), że dziewczyna była tylko jej.
– Hej, nie bądź niemiła – zganiła ją, choć jednocześnie ujęła jej dłoń i splotła ich palce.
– Nie jestem niemiła… – powiedziała od razu, posyłając jej lekki uśmiech. – Gdybym była, to Draco by zainterweniował.
– Po prostu cię za dobrze znam, głupia – mruknął blondyn z zamkniętymi oczami i głową opartą o ramię chłopaka. – Zawsze jak przesadzisz, to powiem coś na twoją niekorzyść.
– Pamiętaj, że to działa w obie strony.
Harry prychnął rozbawiony.
– Widać, że się za sobą stęskniliście.
– Za nim? Proszę cię. Już prędzej paradowałabym nago przed jakimś nauczycielem.
– Mój wuj się do tego nie wlicza, jak mniemam? – spytał niewinnie.
– Czyżbyś chociaż przed swoim ojcem zachowywała pozory przyzwoitości? – Ginny spojrzała z ukosa na Elenę.
Draco zaśmiał się rozbawiony.
– Przed Sevem? On już tyle razy widział mnie w bieliźnie, że pewnie już tego nie liczy.
– I tak pewnie za każdym razem każe ci się ogarnąć.
– Moooże… – Wzruszyła niedbale ramionami
– Ostatnia nadzieja przepadła…
– Ginny, nie dokuczaj Veronique.
– Nie dokucza mi. Gdyby takie teksty mi dokuczały, Draco od razu dostałby po swoim ryjku.
Harry parsknął rozbawiony.
– Ryjku? Serio? Prosisz się o baty…
– Uch – przygryzła wargę, patrząc na niego z nadzieją – kiedy mam się wpisać w grafik, mój panie?
– Nie ma w nim dla ciebie miejsca. – Potter chwycił Draco zaborczo pod ramię.
Vera wybuchła śmiechem.
– Spokojnie, kochaniutki. On i tak nie dałby mi tego, czego pragnę.
– Tak... bo tobie największą rozrywkę sprawia wprawianie w zakłopotanie mojego rodzonego wuja.
– Chyba nie chcę znać szczegółów – mruknął Harry i tym razem to on położył głowę na ramieniu Draco.
– A ja tak! – Ożywił się nagle Igniss. – Co już mu zrobiłaś, tygrysico?
– Czy każdemu kogo znasz paradujesz półnago przed nosem? – Hermiona spojrzała na swoją dziewczynę z rezygnacją.
– To było totalnie niechcący – rzuciła na swoją obronę. – To miała być zemsta na Sevie. Skąd miałam wiedzieć, że Erydan wejdzie do jego gabinetu jak do siebie?
– Nie mogłaś wiedzieć, ale nigdy nie jest tak, że wie się wszystko. Następnym razem będziesz ostrożniejsza. Prawda? – Tym razem spojrzenie było bardzo wymowne.
– Oczywiście. Teraz wystarczy mi jak Erydan wpada na mnie na korytarzu. Zażenowanie na jego twarzy to rozkoszny widok.
Hermiona przez chwilę jeszcze utrzymywała minę, jakby była zła, ale długo jej nie utrzymała. Poddała się delikatnemu uśmiechowi, który uniósł kąciki jej ust.
Jesteś niemożliwa.
– Za to mnie kochasz, skarbie.
~*~

1 komentarz:

  1. Hejka,
    wspaniale, czyli to jednak chodzi o Draco w tych wizjach, przykra ta kłótnia, ale widać że jest zazdrosny o Harrego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń