~*~
– Kocham cię, ale nie będę już
walczył. Pokazałeś mi, gdzie jest moje miejsce i tego będę się trzymać.
– A jeśli powiem, że to wszystko
było kłamstwem? No dobra – większość, nie wszystko.
Igniss patrzył na niego przez
chwilę w milczeniu, by pokręcić głową z uśmiechem.
– Nie dam się na to złapać,
Charlie – powiedział, wstając z fotela.
– Proszę, wysłuchaj mnie.
– Nie, Charlie. To nie ma sensu.
Co chcesz mi powiedzieć? Że okłamałeś mnie z tym, że przespałeś się z moją
najlepszą przyjaciółką?
– Nie, to była prawda. Wszystko o
tym, co zrobiłem, było prawdą.
– Wiem, Charlotte to
potwierdziła. I miała też wyrzuty sumienia, kiedy jej wyznałem, że się w tobie
bujam.
– Ją też potem przeproszę. Ale
najpierw twoja kolej. Zachowywałem się jak drań, bo...
– No coś ty? – sarknął, patrząc
na niego mniej przychylnie.
– BO – ciągnął uparcie –
sądziłem, że tak będzie lepiej.
– Lepiej dla kogo? Bo chyba nie
dla mnie. – Chłopak znów nie dał Charliemu długo mówić.
– Właśnie dla ciebie. I dla mnie
i innych pechowców, którzy się we mnie zadurzyli.
– No to super. Uchroniłeś mnie
przed zawodem miłosnym, łamiąc mi serce. Gratuluję twojej miłosierności,
Charles. Nie myślałeś o tym, by zostać jakimś przywódcą kampanii charytatywnej?
– Wiem, że to było naiwne, okej?
Sądziłem, że odrzucając wszystkich już na starcie, oszczędzę obu stronom
cierpienia.
– Dobry samarytanin się znalazł –
prychnął, krzyżując ręce na piersi.
– A co miałem zrobić?! Kolejne
dziesięć lat dawać się rzucać wszystkim po kolei?
– A co mnie to obchodzi, co?!
Twoje życie, twoja sprawa! Mnie interesuje tylko to, że jesteś skończonym
chujem! Myślisz, że co?! Wybielisz się teraz przede mną, ja ci wybaczę i na
nowo staniemy się przyjaciółmi? To tak nie działa! Dałeś mi jasno do
zrozumienia, że dla ciebie jestem niczym, nieważne jakie pobudki tobą targały.
Więc poprzestańmy na tym i tolerujmy się do końca mojego pobytu tutaj.
– Nie.
– Co nie? Może mam się stąd
wynie...
– Nie poprzestaniemy na tym.
– Ha… Fajnie, więc chcesz to
dalej ciągnąć. Ale mnie takie zabawy SM nie interesują. Sory, szukaj sobie
innego jelenia.
– Nie chcę nikogo innego –
oznajmił spokojnie.
Szare oczy rozszerzyły się w
szoku. Igniss w tej samej sekundzie stracił swoją bojową postawę.
– C-co??
– Jesteś całkowitym
przeciwieństwem moich dotychczasowych partnerów...
– Wiem o tym doskonale – mruknął.
– Nie musisz mi tego wypominać na każdym kroku.
– Czy ty się zawsze musisz
wtrącać? Dałem ci się wykrzyczeć, to teraz ty mnie wysłuchaj… Dzięki. Dlatego
że różnisz się od nich, dlatego że jako jedyny zmusiłeś mnie do stawienia czoła
moim lękom… Chcę ci zaufać.
– Ale ja nie ufam tobie.
– To oczywiste. Ale dam radę to
zmienić.
– Jesteś zbyt pewny siebie…
– Może i tak, ale tę cechę akurat
w sobie lubię. Nie proszę byś mi cokolwiek ułatwiał, chcę tylko szansę na
zrehabilitowanie się w twoich oczach.
– I po co? Bo tego właśnie nie
rozumiem.
– Bo mam dość uciekania. Dwa lata
to aż nadto. A przy tobie dobrze się czuję. Jeśli ktokolwiek ma mi przywrócić
wiarę w związki, to tylko ten, kto zmusił mnie do refleksji.
– Nie wiem, czy chcę dać szansę
komuś, kto przespał się z moją najlepszą przyjaciółką – przypomniał mu Black.
– Niestety nie mam zmieniacza
czasu. Zrobiłem to z premedytacją, by cię zranić, odtrącić. Ironia losu, że po
tak skutecznej zagrywce sam zapragnąłem cię dla siebie.
Igniss milczał, odwracając głowę
i biorąc kilka głębszych wdechów. W końcu spojrzał smutno na mężczyznę.
– Prawdziwą wartość poznajemy
dopiero po stracie. To smutne, ale jakże prawdziwe.
– Jeszcze nie uważam cię za
straconego. Nawet nie zacząłem się o ciebie starać.
– Ale już mnie straciłeś…
– Tak mówisz, ale twoje
spojrzenie temu przeczy. Zraniłem cię, ale wciąż ci zależy.
– Zależy mi – przytaknął. – Tak
samo jak cię kocham. Ale to nic nie znaczy.
– Znaczy bardzo dużo.
Wystarczająco dużo, bym nie dał ci się spławić. Jeśli naprawdę chciałbyś się
ode mnie uwolnić...
– To musiałbym się odkochać? Na
twoje szczęście, to nie takie proste…
//*//
Po zrobieniu sobie herbaty i
podwędzeniu z kuchni talerza ciasteczek, wrócili do salonu. Igniss jednak
zamiast wrócić na fotel, usiadł na kanapie w pewnej odległości od mężczyzny.
– To jakaś aluzja? Aż tak mi nie
ufasz, że nawet nie usiądziesz koło mnie?
– Zawsze mogę pójść na fotel, jak
ci przeszkadza ta mała odległość.
– Fotel? Już i tak jesteś zbyt
daleko… – Podparł się na ręce, pochylając ku Igowi. Ten ruch wystarczył, by ich
ramiona prawie się zetknęły. Przesunął palcami po jego policzku. – Wiem, że tak
naprawdę chciałbyś być bliżej. Nie musisz się wzbraniać.
Odsunął jego dłoń od swojej
twarzy.
– Nie pozwalaj sobie… Daję ci
szansę, ale bez przesady…
– Chciałem tylko trochę cię
podotykać… nie interpretuj zbyt głęboko tego określenia – dodał, widząc minę
chłopaka. – Może też pocałować… Ale skoro nie chcesz, to nie będę naciskał.
– Bardziej wyglądało to tak,
jakbyś się ze mnie nabijał – mruknął po chwili.
– Naprawdę? Dlaczego? Przez to co
powiedziałem?
Brunet kiwnął głową, nie widząc
większego sensu w odpowiadaniu słownym.
– Więc gdybym tylko się
zamknął?...
Zamilkł, ponownie dotykając
jasnego policzka. Utrzymując z nim kontakt wzrokowy, głaskał go. Odgarnął
czarne kosmyki, dzięki czemu mógł bez przeszkód pieścić jego szczękę, ucho,
czasem szyję. Trwali tak dobre parę minut. W pewnym momencie dłoń Iga znalazła
się najpierw na bicepsie Charliego, gdzie zabawiła raptem parę sekund, a potem
powędrowała do jego gładko ogolonego policzka.
– To dziwne – szepnął, wodząc
opuszkami po skórze twarzy smokologa. – Mam wrażenie, że atmosfera między nami
całkowicie się zmieniła i nawet mógłbym dać się teraz pocałować.
– Mógłbyś, ale nie dasz? – Kąciki
ust Charliego uniosły się lekko.
Przygryzł nieznacznie wargę.
– Przekonaj się.
Rudzielec bez wahania pochylił
się, ale Ig nie poczuł jego warg na swoich. Jedynie ciepły oddech wypełniający
kilkumilimetrową przestrzeń między nimi.
– Jeszcze cię nie odepchnąłem. To
o czymś świadczy, prawda?
– Owszem. Podobnie jak twój
przyspieszony puls, gdy tylko się zbliżyłem. Jesteś rozkoszny.
– Co? Nieprawda!
Weasley pogładził kciukiem jego
policzek, po czym musnął jego usta.
– Nie lubisz, jak się tak na
ciebie mówi? – szepnął, odsuwając się minimalnie.
– Nie lubię – burknął cicho,
wypychając nieznacznie dolną wargę. – Kobiety mogą być rozkoszne, ale nie
faceci.
Język rudzielca prześlizgnął się
po niej.
– Więc może rozczulający?
Ujmujący? Kochany? Choć żadne z tych słów nie oddaje tego tak dobrze jak tamto
słowo.
– Kochany brzmi lepiej.
– Zapamiętam – szepnął i tym
razem pocałował go naprawdę.
Wczesał palce w długie kosmyki,
masując opuszkami skórę głowy. Całował niespiesznie i nie głęboko, jakby chciał
oswoić Iga ze swoim dotykiem, smakiem. Przykrył dłoń chłopaka swoją, parę
sekund po tym przerywając pieszczotę. Pogładził go opuszkami palców.
– Nie było chyba tak źle, hm?
Potrafię być delikatny.
– Taak, czasem ci się zdarza.
Pewnie wtedy, kiedy się postarasz. – Wytknął mu język, nabierając na
wesołowości.
– Owszem i nie widzę w tym nic
dziwnego. Tak samo potrafię być niedelikatny, gdy się postaram.
– Ach, tak? Jak bardzo?
– Zależy ile byłbyś w stanie
znieść. – Morskie oczy nabrały psotnego wyrazu.
– Potrafię wytrzymać naprawdę
wiele.
– Twardziel z ciebie, hm? Brzmi
obiecująco.
– Obiecująco będzie dopiero,
kiedy odbudujesz zaufanie.
– Umiem trzymać rączki przy
sobie. Nie przekroczę granic, które wyznaczysz. Póki co może to brzmieć dla
ciebie pusto, ale udowodnię ci to.
– A jak długo wytrzymasz? Dwa
tygodnie? Tydzień? Wieczór?
– Możesz mnie przetestować, droga
wolna.
– Z dziką rozkoszą to zrobię. –
Uśmiechnął się szeroko.
//*//
– Szczęściarz z ciebie. Nie
spodziewałem się takiego obrotu spraw.
– …
– Brzmisz jak zakochany idiota.
Ale w sumie czego innego mogłem się po tobie spodziewać.
– …
– Już tak nie prychaj. Bo jeszcze
zabraknie ci energii. A nie. Jednak nie zabraknie. – Uśmiechnął się z ironią.
– …
– Może i jestem, ale to dzięki
mnie mimo wszystko możesz się cieszyć swoim szczęściem.
//*//
– Nie żeby jakoś bardzo mi na tym
zależało, ale chyba należą mi się podziękowania, wiesz?
– Hę? – Charlie podniósł wzrok
znad pergaminu.
– Igniss. Mówi ci coś to imię?
Czy byle wzmianka o twoich dzieciach wyparła to imię z twojej pamięci?
– Ha, ha. Bardzo zabawne. Po raz
kolejny ci powtarzam, że to nie moje dzieci, tylko podopieczni. W dodatku to
nie jest byle wzmianka! W święta wykluł się kaczynóg zielonoskrzydły.
Czekaliśmy na to od roku! I przegapiłem to… – Spuścił głowę wyraźnie przybity.
– Nawet nie masz pojęcia, jakie to niezwykłe widowisko. Najpierw skorupa
zaczyna się topić, a potem dym…
– Oszczędź mi szczegółów. Ig,
Charlie, Ig. Normalnie dziś rozmawialiście. Przynajmniej normalnie jak na
ciebie.
– To nie było “normalnie”. Cały
dzień z nim flirtowałem. Rano nawet dał się pocałować.
– Czyli co, wszystko się między
wami ułożyło?
– Nie powiedziałbym… Znaczy wiem,
że on wciąż chce ze mną być, ale powiedział, że mi nie ufa…
– Chyba mu się nie dziwię.
– Jeśli teraz uważasz, że ma
powód, żeby mi nie ufać, to sytuacja jest gorsza, niż zakładałem…
Bill spojrzał na niego
podejrzliwie.
– Co zrobiłeś?
– Pamiętasz te ślady po
paznokciach na moich plecach? – Skinięcie głową. – A przyjaciółkę Iga?
– Nie przespałeś się z nią.
Charlie, nie.
Smokolog zaśmiał się krótko,
wymuszenie.
– Gdy oznajmiłem Igowi, że
zdobędę jego zaufanie, stwierdził, że jestem strasznie pewny siebie… Po tym co
zrobiłem, to może się okazać niewykonalne, ale nie potrafię odpuścić. Nie chcę
odpuścić.
– Wiesz? Cieszyłem się przez
chwilę, że najwyraźniej wróciłeś do dawnego sposobu bycia. Przynajmniej byłeś
wtedy szczery ze swoimi uczuciami. Ale mogłeś odpuścić sobie tę część, gdzie
pakowałeś się w z góry przegrane związki.
//*//
Charlie spojrzał znów na Ignissa,
przesuwając przy tym dłońmi w górę jego ud. Zahaczył palcami o koszulkę,
unosząc ją lekko. Wsunął ręce pod materiał, gładząc nagie boki i przechodząc na
plecy. Opuszką palca zataczał kółeczka wokół kilku wystających kręgów.
Igniss mruknął cicho, patrząc na
niego spod rzęs.
Jedna z dłoni przesunęła się
wyżej, aż do karku, podciągając jednocześnie koszulkę. Mężczyzna pocałował
obnażony mostek, lekko wystające żebra, kierując się bardzo powoli w stronę
biodra. Palce objęły od tyłu szyję Ignissa i pociągnęły lekko, nakazując mu się
odchylić. Druga ręka zacisnęła się na biodrze nastolatka, pomagając mu utrzymać
równowagę. A może zwyczajnie miała powstrzymać Iga przed ewentualnym
odsunięciem się. Charlie sam nie potrafiłby tego stwierdzić.
Black zadrżał, gdy język
wyznaczył krawędź jego żeber, kończąc swoją ścieżkę dopiero przy kości
biodrowej.
– Char… ałć! – krzyknął cicho,
kiedy zęby zacisnęły się na delikatnej skórze.
– Za mocno? – spytał półgłosem i
polizał dopiero co zaatakowane miejsce.
– Nie, za lekko – sarknął i syknął,
kiedy Charles znów go ugryzł. – Pogięło cię?! Co ja, gryzak?!
Rudzielec prychnął rozbawiony.
– Nie, sprawdzam twój próg bólu.
– Pocałował obolałe miejsce. – Wybacz, na przyszłość będę delikatniejszy.
– Zamiast sprawdzać mój próg
bólu, może po prostu zainwestuj w prawdziwy gryzak, co? – rzucił, chociaż barwa
głosu zdradzała, że wcale nie był zły.
– Jeśli nie mogę gryźć ciebie, to
nie chcę gryźć niczego. – Przybrał poważną minę, jednocześnie wsuwając dwa
palce pod materiał jego spodni.
– Czy mi się zdaje, czy ty
właśnie próbujesz dostać mi się do spodni? – spytał powoli Igniss, przykrywając
dłoń rudzielca własną.
– Ach, przyłapany! – westchnął i
zaraz posłał Igowi zawadiacki uśmiech. Ale palce zabrał. Poprawił też
podciągniętą koszulkę, po czym podniósł się z klęczek. – Co powiesz na
spacerek? Albo cokolwiek co wiąże się z wyjściem na dwór?
– Byle nie łyżwy. Tyłek ciągle
mnie boli po ostatnim...
– Mogę pomasować, gwarantuję, że
przestanie – droczył się, wyciągając jednocześnie ku niemu dłoń.
– Pewnie wolałbyś pomasować mój
tyłek dogłębnie swoim narzędziem – odparł, przyjmując dłoń i wstając z pomocą
mężczyzny.
– Na razie oferuję tylko swoje
dłonie, dziubasku.
– Dziubasku? – powtórzył za nim
zaskoczony. – Widzę, że wchodzimy na nowy poziom…
– Nie przyjmuję zażaleń na
przezwiska – oznajmił i poprowadził go w stronę wyjścia, wciąż trzymając za
rękę.
– A czy ja mam jakieś zażalenie?
– No właśnie trochę tak
brzmiałeś, ale nie byłem pewny, więc uprzedziłem… Dziubasku.
//*//
Charlie uczynnie pośredniczył
między żółtodziobami a barmanem, ostatecznie samemu wybierając coś Giny i
Ronowi.
Ledwo zaczął sączyć własnego
drinka, gdy usłyszał przy uchu jakby znajomy głos. Gdy się odwrócił, dostrzegł
kobietę, z którą przetańczył ze dwie godziny, podczas jednego ze swoich nocnych
wypadów.
– Ułatwię ci dzisiejsze
polowanie, Charlie. Postaw mi drinka, a dotrzymam ci towarzystwa póki nie
przyjdą moje znajome.
– Dziś co najwyżej mogę polecić
ci coś dobrego.
Ledwo odebrała swoją szklankę,
chwyciła go pod ramię i skinęła delikatnie głową w stronę parkietu.
– No nie daj się prosić, tylko
jeden taniec!
Ścisnął wypielęgnowaną dłoń,
pochylając się do jej ucha.
– Nie jestem dziś sam, Laurel.
Może innym razem…
– Ty to szybki jesteś. Ile minęło
od kiedy się poznaliśmy? Z tydzień? A ty już kogoś wyrwałeś… Więc, gdzie jest?
Odsunął się z przepraszającym
uśmiechem i skinął głową w kierunku stojących kilka stóp dalej Iga, Rona i
Ginny.
– Długowłosy brunet. Obok mojego
młodszego rodzeństwa.
Kobieta spojrzała we wskazanym
kierunku.
– Nie trudno ich wypatrzyć… Zaraz
wracam!
– Co? Laurel!
Kobieta jednak nie zwróciła na niego
uwagi. Albo zwyczajnie nie usłyszała. Jak obiecała, wróciła po chwili
uśmiechając się z zadowoleniem.
– Twój chłoptaś powiedział, że
nie ma nic przeciwko tańcowi lub dwóm! – zaświergotała.
Spodziewał się raczej odmowy, ale
skoro Ig nie ma nic przeciwko, to stracił ostatnią wymówkę. Choć w sumie...
dobrze im się tańczyło ostatnim razem, więc chętnie to powtórzy.
//*//
Kilka piosenek później Charlie
przypomniał sobie, że nie przyszedł tu sam. Bez większych problemów wypatrzył w
tłumie rodzeństwo i resztę paczki. Tylko Ig stał przy barze.
– Tylko nie mów, że cały czas tu
stałeś – zagadnął, przystając obok. Twarz powoli zaczynała mu lśnić od potu i
miał przyspieszony oddech.
Igniss zerknął na niego, sącząc
powoli kolejnego szota.
– Jakoś tak nikt nie przykuł
mojej uwagi, by poprosić o taniec.
– To zatańcz ze mną. – Podstawił
mu dłoń w proszącym geście. Nachylił się do jego ucha. – Podobał mi się nasz
ostatni taniec, szkoda, że był tak krótki. Tylko tym razem musimy być grzeczni
– lepiej żebyśmy nie doprowadzili się tu nawzajem do erekcji. – Na przekór
swoim słowom, trącił koniuszkiem języka płatek ucha.
Igniss objął szyję mężczyzny, nie
pozwalając mu się odsunąć.
– Kto się doprowadził, ten się
doprowadził…
Po czym puścił go, dopił szota i
rzucając rudzielcowi wyzywające spojrzenie, ruszył ku tańczącym ludziom.
//*//
Charlie przewrócił się na drugi
bok, z irytacją przyciskając poduszkę do ucha. Ron już z dobre pół godziny temu
wybudził go swoim chrapaniem i za nic nie mógł ponownie zasnąć. Rzuciłby na
jego łóżko zaklęcie wyciszające, ale spali na tym samym, więc nic by to nie
dało.
Wreszcie osiągnął swój limit i
odpuścił dalsze bezowocne próby. Wciągnął na siebie wczorajsze ubrania i zszedł
na dół.
Jak przypuszczał, Igniss wciąż
spał. Wrócili raptem cztery godziny temu, więc nie było w tym nic
zaskakującego. Gdyby nie braciszek, też by jeszcze spał…
Usiadł na fotelu, przyglądając
się spokojnej twarzy nastolatka. Jak ktoś tak młody mógł mieć na niego taki
wpływ? Odkąd tylko zaczął swoje wolnostrzelcowe życie, praktycznie wszyscy
znajomi starali się wybić mu je z głowy. Ludzie, których znał całe lata, z
którymi spędził setki godzin. Jego własny brat… A tu nagle pojawił się jakiś
szczeniak i w tydzień udowodnił mu, że był idiotą.
Uśmiechnął się.
Cieszył się, że tu przyjechał.
Cieszył, że dane im było się spotkać. Nawet jeśli nie uda mu się odzyskać jego zaufania,
a był świadomy jak trudne to będzie, to wciąż obaj wiele wyniosą z tej
znajomości.
Klęknął przy kanapie, wciąż
obserwując twarz Ignissa.
Oszukiwał wiele osób, łącznie z
samym sobą, ale z tym chłopakiem chciał być szczery. Tak po prostu.
– Nie jestem pewnien, czy to
twoja zasługa – zaczął szeptem – czy może po zdradzeniu ci tylu swoich
paskudnych stron po prostu nie robi mi już różnicy, czy pokaże jeszcze więcej
prawdziwego siebie. – Pogładził palcami czarne kosmyki leżące na poduszce tuż
obok jego dłoni. – Niezależnie od przyczyny, czuję jakbym znosił przy tobie
swoje wewnętrzne blokady… Podoba mi się to.
Igniss uśmiechnął się przez sen,
jakby sens słów dotarł do niego mimo odpoczynku.
– Mi też się to podoba – mruknął
cicho brunet, przeciągając się z westchnieniem. Stojąca w pomieszczeniu lampa
zapaliła się samoistnie. – Hej, przystojniaku.
– Wybacz, że cię obudziłem,
dziubasku – spróbował ukryć zakłopotanie pod przyjaznym uśmiechem – ale
zanudziłbym się bez twojego towarzystwa.
Igniss zachichotał cicho,
podnosząc się do siadu.
– Dziubasku – powtórzył za nim
rozbawiony.
Charlie odgarnął mu włosy za ucho
i pogłaskał po głowie, próbując ujarzmić rozczochrane po nocy kosmyki.
– Zobaczysz, jeszcze cię
przyzwyczaję do takich zwrotów. I do wielu innych rzeczy. Chcę cię
rozpieszczać.
– Rozpieszczać mnie? Czemu? –
spytał, przyglądając się uważnie mężczyźnie.
– Jak to “czemu”? – spytał
zdziwiony. – To dziwne, że chcę rozpieszczać kogoś, z kim chcę być?
– Troszkę tak.
– Och… – Przekrzywił lekko głowę,
zastanawiając się.
– Albo po prostu nie jestem do
tego przyzwyczajony – dodał ugodowo.
– Nie, w porządku… – Machnął
dłonią zbywająco. Nie wyglądał jednak na szczególnie uradowanego tą zmianą. –
Więc spróbuję wstrzymać się z rozpieszczaniem. I z tymi przezwiskami też, jeśli
ci przeszkadzają.
Podniósł się z klęczek i usiadł
obok Iga, zostawiając między nimi odrobinę przerwy.
– Nie przeszkadzają. Są… ciekawą
alternatywą. – Posłał mu lekki uśmiech.
Rudzielec prychnął rozbawiony.
Siedzieli przez chwilę w ciszy, a jego dłoń znów znalazła się przy włosach Iga.
Tym razem przeczesywał je lekko palcami, kilka razy rozplątując ostrożnie
niewielkie kołtuny.
– Przywołałbyś swoją szczotkę?
– Chcesz mi rozczesać włosy? –
Uśmiechnął się szeroko, wyciągając rękę i przywołując do niej czarno-czerwoną
szczotkę.
– Nie, sobie. – Wywrócił oczami,
choć na ustach błąkał mu się delikatny śmiech. Jego jednocalowa fryzura nie
wymagała czesania.
– Och, no to się nie dzielę –
odparł, udając, że sam zabiera się za rozczesywanie końcówek włosów.
Weasley unieruchomił jego dłoń,
drugą ręką wysuwając z niej szczotkę.
– Obróć się. – Zatoczył trzymanym
narzędziem kółeczko, wskazując Igowi żądany kierunek.
– Poproś – rzucił zaczepnie.
Charlie pochylił się i musnął
ustami skórę tuż przy uchu. Igniss przymknął na chwilę oczy rozkoszując się
wspomnieniem ust rudzielca.
– Proszę, dziubasku – poprosił
miękko, półgłosem.
Nastolatek obrócił się na kanapie
plecami do mężczyzny.
~*~
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, jak miło, Charlie niech się stara odzyskać zaufanie Ignisa...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia