środa, 18 kwietnia 2018

Historia Smoka 12



~*~
– Kocham cię, ale nie będę już walczył. Pokazałeś mi, gdzie jest moje miejsce i tego będę się trzymać.
– A jeśli powiem, że to wszystko było kłamstwem? No dobra – większość, nie wszystko.
Igniss patrzył na niego przez chwilę w milczeniu, by pokręcić głową z uśmiechem.
– Nie dam się na to złapać, Charlie – powiedział, wstając z fotela.
– Proszę, wysłuchaj mnie.
– Nie, Charlie. To nie ma sensu. Co chcesz mi powiedzieć? Że okłamałeś mnie z tym, że przespałeś się z moją najlepszą przyjaciółką?
– Nie, to była prawda. Wszystko o tym, co zrobiłem, było prawdą.
– Wiem, Charlotte to potwierdziła. I miała też wyrzuty sumienia, kiedy jej wyznałem, że się w tobie bujam.
– Ją też potem przeproszę. Ale najpierw twoja kolej. Zachowywałem się jak drań, bo...
– No coś ty? – sarknął, patrząc na niego mniej przychylnie.
– BO – ciągnął uparcie – sądziłem, że tak będzie lepiej.
– Lepiej dla kogo? Bo chyba nie dla mnie. – Chłopak znów nie dał Charliemu długo mówić.
– Właśnie dla ciebie. I dla mnie i innych pechowców, którzy się we mnie zadurzyli.
– No to super. Uchroniłeś mnie przed zawodem miłosnym, łamiąc mi serce. Gratuluję twojej miłosierności, Charles. Nie myślałeś o tym, by zostać jakimś przywódcą kampanii charytatywnej?
– Wiem, że to było naiwne, okej? Sądziłem, że odrzucając wszystkich już na starcie, oszczędzę obu stronom cierpienia.
– Dobry samarytanin się znalazł – prychnął, krzyżując ręce na piersi.
– A co miałem zrobić?! Kolejne dziesięć lat dawać się rzucać wszystkim po kolei?
– A co mnie to obchodzi, co?! Twoje życie, twoja sprawa! Mnie interesuje tylko to, że jesteś skończonym chujem! Myślisz, że co?! Wybielisz się teraz przede mną, ja ci wybaczę i na nowo staniemy się przyjaciółmi? To tak nie działa! Dałeś mi jasno do zrozumienia, że dla ciebie jestem niczym, nieważne jakie pobudki tobą targały. Więc poprzestańmy na tym i tolerujmy się do końca mojego pobytu tutaj.
– Nie.
– Co nie? Może mam się stąd wynie...
– Nie poprzestaniemy na tym.
– Ha… Fajnie, więc chcesz to dalej ciągnąć. Ale mnie takie zabawy SM nie interesują. Sory, szukaj sobie innego jelenia.
– Nie chcę nikogo innego – oznajmił spokojnie.
Szare oczy rozszerzyły się w szoku. Igniss w tej samej sekundzie stracił swoją bojową postawę.
– C-co??
– Jesteś całkowitym przeciwieństwem moich dotychczasowych partnerów...
– Wiem o tym doskonale – mruknął. – Nie musisz mi tego wypominać na każdym kroku.
– Czy ty się zawsze musisz wtrącać? Dałem ci się wykrzyczeć, to teraz ty mnie wysłuchaj… Dzięki. Dlatego że różnisz się od nich, dlatego że jako jedyny zmusiłeś mnie do stawienia czoła moim lękom… Chcę ci zaufać.
– Ale ja nie ufam tobie.
– To oczywiste. Ale dam radę to zmienić.
– Jesteś zbyt pewny siebie…
– Może i tak, ale tę cechę akurat w sobie lubię. Nie proszę byś mi cokolwiek ułatwiał, chcę tylko szansę na zrehabilitowanie się w twoich oczach.
– I po co? Bo tego właśnie nie rozumiem.
– Bo mam dość uciekania. Dwa lata to aż nadto. A przy tobie dobrze się czuję. Jeśli ktokolwiek ma mi przywrócić wiarę w związki, to tylko ten, kto zmusił mnie do refleksji.
– Nie wiem, czy chcę dać szansę komuś, kto przespał się z moją najlepszą przyjaciółką – przypomniał mu Black.
– Niestety nie mam zmieniacza czasu. Zrobiłem to z premedytacją, by cię zranić, odtrącić. Ironia losu, że po tak skutecznej zagrywce sam zapragnąłem cię dla siebie.
Igniss milczał, odwracając głowę i biorąc kilka głębszych wdechów. W końcu spojrzał smutno na mężczyznę.
– Prawdziwą wartość poznajemy dopiero po stracie. To smutne, ale jakże prawdziwe.
– Jeszcze nie uważam cię za straconego. Nawet nie zacząłem się o ciebie starać.
– Ale już mnie straciłeś…
– Tak mówisz, ale twoje spojrzenie temu przeczy. Zraniłem cię, ale wciąż ci zależy.
– Zależy mi – przytaknął. – Tak samo jak cię kocham. Ale to nic nie znaczy.
– Znaczy bardzo dużo. Wystarczająco dużo, bym nie dał ci się spławić. Jeśli naprawdę chciałbyś się ode mnie uwolnić...
– To musiałbym się odkochać? Na twoje szczęście, to nie takie proste…
//*//
Po zrobieniu sobie herbaty i podwędzeniu z kuchni talerza ciasteczek, wrócili do salonu. Igniss jednak zamiast wrócić na fotel, usiadł na kanapie w pewnej odległości od mężczyzny.
– To jakaś aluzja? Aż tak mi nie ufasz, że nawet nie usiądziesz koło mnie?
– Zawsze mogę pójść na fotel, jak ci przeszkadza ta mała odległość.
– Fotel? Już i tak jesteś zbyt daleko… – Podparł się na ręce, pochylając ku Igowi. Ten ruch wystarczył, by ich ramiona prawie się zetknęły. Przesunął palcami po jego policzku. – Wiem, że tak naprawdę chciałbyś być bliżej. Nie musisz się wzbraniać.
Odsunął jego dłoń od swojej twarzy.
– Nie pozwalaj sobie… Daję ci szansę, ale bez przesady…
– Chciałem tylko trochę cię podotykać… nie interpretuj zbyt głęboko tego określenia – dodał, widząc minę chłopaka. – Może też pocałować… Ale skoro nie chcesz, to nie będę naciskał.
– Bardziej wyglądało to tak, jakbyś się ze mnie nabijał – mruknął po chwili.
– Naprawdę? Dlaczego? Przez to co powiedziałem?
Brunet kiwnął głową, nie widząc większego sensu w odpowiadaniu słownym.
– Więc gdybym tylko się zamknął?...
Zamilkł, ponownie dotykając jasnego policzka. Utrzymując z nim kontakt wzrokowy, głaskał go. Odgarnął czarne kosmyki, dzięki czemu mógł bez przeszkód pieścić jego szczękę, ucho, czasem szyję. Trwali tak dobre parę minut. W pewnym momencie dłoń Iga znalazła się najpierw na bicepsie Charliego, gdzie zabawiła raptem parę sekund, a potem powędrowała do jego gładko ogolonego policzka.
– To dziwne – szepnął, wodząc opuszkami po skórze twarzy smokologa. – Mam wrażenie, że atmosfera między nami całkowicie się zmieniła i nawet mógłbym dać się teraz pocałować.
– Mógłbyś, ale nie dasz? – Kąciki ust Charliego uniosły się lekko.
Przygryzł nieznacznie wargę.
– Przekonaj się.
Rudzielec bez wahania pochylił się, ale Ig nie poczuł jego warg na swoich. Jedynie ciepły oddech wypełniający kilkumilimetrową przestrzeń między nimi.
– Jeszcze cię nie odepchnąłem. To o czymś świadczy, prawda?
– Owszem. Podobnie jak twój przyspieszony puls, gdy tylko się zbliżyłem. Jesteś rozkoszny.
– Co? Nieprawda!
Weasley pogładził kciukiem jego policzek, po czym musnął jego usta.
– Nie lubisz, jak się tak na ciebie mówi? – szepnął, odsuwając się minimalnie.
– Nie lubię – burknął cicho, wypychając nieznacznie dolną wargę. – Kobiety mogą być rozkoszne, ale nie faceci.
Język rudzielca prześlizgnął się po niej.
– Więc może rozczulający? Ujmujący? Kochany? Choć żadne z tych słów nie oddaje tego tak dobrze jak tamto słowo.
– Kochany brzmi lepiej.
– Zapamiętam – szepnął i tym razem pocałował go naprawdę.
Wczesał palce w długie kosmyki, masując opuszkami skórę głowy. Całował niespiesznie i nie głęboko, jakby chciał oswoić Iga ze swoim dotykiem, smakiem. Przykrył dłoń chłopaka swoją, parę sekund po tym przerywając pieszczotę. Pogładził go opuszkami palców.
– Nie było chyba tak źle, hm? Potrafię być delikatny.
– Taak, czasem ci się zdarza. Pewnie wtedy, kiedy się postarasz. – Wytknął mu język, nabierając na wesołowości.
– Owszem i nie widzę w tym nic dziwnego. Tak samo potrafię być niedelikatny, gdy się postaram.
– Ach, tak? Jak bardzo?
– Zależy ile byłbyś w stanie znieść. – Morskie oczy nabrały psotnego wyrazu.
– Potrafię wytrzymać naprawdę wiele.
– Twardziel z ciebie, hm? Brzmi obiecująco.
– Obiecująco będzie dopiero, kiedy odbudujesz zaufanie.
– Umiem trzymać rączki przy sobie. Nie przekroczę granic, które wyznaczysz. Póki co może to brzmieć dla ciebie pusto, ale udowodnię ci to.
– A jak długo wytrzymasz? Dwa tygodnie? Tydzień? Wieczór?
– Możesz mnie przetestować, droga wolna.
– Z dziką rozkoszą to zrobię. – Uśmiechnął się szeroko.
//*//
– Szczęściarz z ciebie. Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw.
– …
– Brzmisz jak zakochany idiota. Ale w sumie czego innego mogłem się po tobie spodziewać.
– …
– Już tak nie prychaj. Bo jeszcze zabraknie ci energii. A nie. Jednak nie zabraknie. – Uśmiechnął się z ironią.
– …
– Może i jestem, ale to dzięki mnie mimo wszystko możesz się cieszyć swoim szczęściem.
//*//
– Nie żeby jakoś bardzo mi na tym zależało, ale chyba należą mi się podziękowania, wiesz?
– Hę? – Charlie podniósł wzrok znad pergaminu.
– Igniss. Mówi ci coś to imię? Czy byle wzmianka o twoich dzieciach wyparła to imię z twojej pamięci?
– Ha, ha. Bardzo zabawne. Po raz kolejny ci powtarzam, że to nie moje dzieci, tylko podopieczni. W dodatku to nie jest byle wzmianka! W święta wykluł się kaczynóg zielonoskrzydły. Czekaliśmy na to od roku! I przegapiłem to… – Spuścił głowę wyraźnie przybity. – Nawet nie masz pojęcia, jakie to niezwykłe widowisko. Najpierw skorupa zaczyna się topić, a potem dym…
– Oszczędź mi szczegółów. Ig, Charlie, Ig. Normalnie dziś rozmawialiście. Przynajmniej normalnie jak na ciebie.
– To nie było “normalnie”. Cały dzień z nim flirtowałem. Rano nawet dał się pocałować.
– Czyli co, wszystko się między wami ułożyło?
– Nie powiedziałbym… Znaczy wiem, że on wciąż chce ze mną być, ale powiedział, że mi nie ufa…
– Chyba mu się nie dziwię.
– Jeśli teraz uważasz, że ma powód, żeby mi nie ufać, to sytuacja jest gorsza, niż zakładałem…
Bill spojrzał na niego podejrzliwie.
– Co zrobiłeś?
– Pamiętasz te ślady po paznokciach na moich plecach? – Skinięcie głową. – A przyjaciółkę Iga?
– Nie przespałeś się z nią. Charlie, nie.
Smokolog zaśmiał się krótko, wymuszenie.
– Gdy oznajmiłem Igowi, że zdobędę jego zaufanie, stwierdził, że jestem strasznie pewny siebie… Po tym co zrobiłem, to może się okazać niewykonalne, ale nie potrafię odpuścić. Nie chcę odpuścić.
– Wiesz? Cieszyłem się przez chwilę, że najwyraźniej wróciłeś do dawnego sposobu bycia. Przynajmniej byłeś wtedy szczery ze swoimi uczuciami. Ale mogłeś odpuścić sobie tę część, gdzie pakowałeś się w z góry przegrane związki.
//*//
Charlie spojrzał znów na Ignissa, przesuwając przy tym dłońmi w górę jego ud. Zahaczył palcami o koszulkę, unosząc ją lekko. Wsunął ręce pod materiał, gładząc nagie boki i przechodząc na plecy. Opuszką palca zataczał kółeczka wokół kilku wystających kręgów.
Igniss mruknął cicho, patrząc na niego spod rzęs.
Jedna z dłoni przesunęła się wyżej, aż do karku, podciągając jednocześnie koszulkę. Mężczyzna pocałował obnażony mostek, lekko wystające żebra, kierując się bardzo powoli w stronę biodra. Palce objęły od tyłu szyję Ignissa i pociągnęły lekko, nakazując mu się odchylić. Druga ręka zacisnęła się na biodrze nastolatka, pomagając mu utrzymać równowagę. A może zwyczajnie miała powstrzymać Iga przed ewentualnym odsunięciem się. Charlie sam nie potrafiłby tego stwierdzić.
Black zadrżał, gdy język wyznaczył krawędź jego żeber, kończąc swoją ścieżkę dopiero przy kości biodrowej.
– Char… ałć! – krzyknął cicho, kiedy zęby zacisnęły się na delikatnej skórze.
– Za mocno? – spytał półgłosem i polizał dopiero co zaatakowane miejsce.
– Nie, za lekko – sarknął i syknął, kiedy Charles znów go ugryzł. – Pogięło cię?! Co ja, gryzak?!
Rudzielec prychnął rozbawiony.
– Nie, sprawdzam twój próg bólu. – Pocałował obolałe miejsce. – Wybacz, na przyszłość będę delikatniejszy.
– Zamiast sprawdzać mój próg bólu, może po prostu zainwestuj w prawdziwy gryzak, co? – rzucił, chociaż barwa głosu zdradzała, że wcale nie był zły.
– Jeśli nie mogę gryźć ciebie, to nie chcę gryźć niczego. – Przybrał poważną minę, jednocześnie wsuwając dwa palce pod materiał jego spodni.
– Czy mi się zdaje, czy ty właśnie próbujesz dostać mi się do spodni? – spytał powoli Igniss, przykrywając dłoń rudzielca własną.
– Ach, przyłapany! – westchnął i zaraz posłał Igowi zawadiacki uśmiech. Ale palce zabrał. Poprawił też podciągniętą koszulkę, po czym podniósł się z klęczek. – Co powiesz na spacerek? Albo cokolwiek co wiąże się z wyjściem na dwór?
– Byle nie łyżwy. Tyłek ciągle mnie boli po ostatnim...
– Mogę pomasować, gwarantuję, że przestanie – droczył się, wyciągając jednocześnie ku niemu dłoń.
– Pewnie wolałbyś pomasować mój tyłek dogłębnie swoim narzędziem – odparł, przyjmując dłoń i wstając z pomocą mężczyzny.
– Na razie oferuję tylko swoje dłonie, dziubasku.
– Dziubasku? – powtórzył za nim zaskoczony. – Widzę, że wchodzimy na nowy poziom…
– Nie przyjmuję zażaleń na przezwiska – oznajmił i poprowadził go w stronę wyjścia, wciąż trzymając za rękę.
– A czy ja mam jakieś zażalenie?
– No właśnie trochę tak brzmiałeś, ale nie byłem pewny, więc uprzedziłem… Dziubasku.
//*//
Charlie uczynnie pośredniczył między żółtodziobami a barmanem, ostatecznie samemu wybierając coś Giny i Ronowi.
Ledwo zaczął sączyć własnego drinka, gdy usłyszał przy uchu jakby znajomy głos. Gdy się odwrócił, dostrzegł kobietę, z którą przetańczył ze dwie godziny, podczas jednego ze swoich nocnych wypadów.
– Ułatwię ci dzisiejsze polowanie, Charlie. Postaw mi drinka, a dotrzymam ci towarzystwa póki nie przyjdą moje znajome.
– Dziś co najwyżej mogę polecić ci coś dobrego.
Ledwo odebrała swoją szklankę, chwyciła go pod ramię i skinęła delikatnie głową w stronę parkietu.
– No nie daj się prosić, tylko jeden taniec!
Ścisnął wypielęgnowaną dłoń, pochylając się do jej ucha.
– Nie jestem dziś sam, Laurel. Może innym razem…
– Ty to szybki jesteś. Ile minęło od kiedy się poznaliśmy? Z tydzień? A ty już kogoś wyrwałeś… Więc, gdzie jest?
Odsunął się z przepraszającym uśmiechem i skinął głową w kierunku stojących kilka stóp dalej Iga, Rona i Ginny.
– Długowłosy brunet. Obok mojego młodszego rodzeństwa.
Kobieta spojrzała we wskazanym kierunku.
– Nie trudno ich wypatrzyć… Zaraz wracam!
– Co? Laurel!
Kobieta jednak nie zwróciła na niego uwagi. Albo zwyczajnie nie usłyszała. Jak obiecała, wróciła po chwili uśmiechając się z zadowoleniem.
– Twój chłoptaś powiedział, że nie ma nic przeciwko tańcowi lub dwóm! – zaświergotała.
Spodziewał się raczej odmowy, ale skoro Ig nie ma nic przeciwko, to stracił ostatnią wymówkę. Choć w sumie... dobrze im się tańczyło ostatnim razem, więc chętnie to powtórzy.
//*//
Kilka piosenek później Charlie przypomniał sobie, że nie przyszedł tu sam. Bez większych problemów wypatrzył w tłumie rodzeństwo i resztę paczki. Tylko Ig stał przy barze.
– Tylko nie mów, że cały czas tu stałeś – zagadnął, przystając obok. Twarz powoli zaczynała mu lśnić od potu i miał przyspieszony oddech.
Igniss zerknął na niego, sącząc powoli kolejnego szota.
– Jakoś tak nikt nie przykuł mojej uwagi, by poprosić o taniec.
– To zatańcz ze mną. – Podstawił mu dłoń w proszącym geście. Nachylił się do jego ucha. – Podobał mi się nasz ostatni taniec, szkoda, że był tak krótki. Tylko tym razem musimy być grzeczni – lepiej żebyśmy nie doprowadzili się tu nawzajem do erekcji. – Na przekór swoim słowom, trącił koniuszkiem języka płatek ucha.
Igniss objął szyję mężczyzny, nie pozwalając mu się odsunąć.
– Kto się doprowadził, ten się doprowadził…
Po czym puścił go, dopił szota i rzucając rudzielcowi wyzywające spojrzenie, ruszył ku tańczącym ludziom.
//*//
Charlie przewrócił się na drugi bok, z irytacją przyciskając poduszkę do ucha. Ron już z dobre pół godziny temu wybudził go swoim chrapaniem i za nic nie mógł ponownie zasnąć. Rzuciłby na jego łóżko zaklęcie wyciszające, ale spali na tym samym, więc nic by to nie dało.
Wreszcie osiągnął swój limit i odpuścił dalsze bezowocne próby. Wciągnął na siebie wczorajsze ubrania i zszedł na dół.
Jak przypuszczał, Igniss wciąż spał. Wrócili raptem cztery godziny temu, więc nie było w tym nic zaskakującego. Gdyby nie braciszek, też by jeszcze spał…
Usiadł na fotelu, przyglądając się spokojnej twarzy nastolatka. Jak ktoś tak młody mógł mieć na niego taki wpływ? Odkąd tylko zaczął swoje wolnostrzelcowe życie, praktycznie wszyscy znajomi starali się wybić mu je z głowy. Ludzie, których znał całe lata, z którymi spędził setki godzin. Jego własny brat… A tu nagle pojawił się jakiś szczeniak i w tydzień udowodnił mu, że był idiotą.
Uśmiechnął się.
Cieszył się, że tu przyjechał. Cieszył, że dane im było się spotkać. Nawet jeśli nie uda mu się odzyskać jego zaufania, a był świadomy jak trudne to będzie, to wciąż obaj wiele wyniosą z tej znajomości.
Klęknął przy kanapie, wciąż obserwując twarz Ignissa.
Oszukiwał wiele osób, łącznie z samym sobą, ale z tym chłopakiem chciał być szczery. Tak po prostu.
– Nie jestem pewnien, czy to twoja zasługa – zaczął szeptem – czy może po zdradzeniu ci tylu swoich paskudnych stron po prostu nie robi mi już różnicy, czy pokaże jeszcze więcej prawdziwego siebie. – Pogładził palcami czarne kosmyki leżące na poduszce tuż obok jego dłoni. – Niezależnie od przyczyny, czuję jakbym znosił przy tobie swoje wewnętrzne blokady… Podoba mi się to.
Igniss uśmiechnął się przez sen, jakby sens słów dotarł do niego mimo odpoczynku.
– Mi też się to podoba – mruknął cicho brunet, przeciągając się z westchnieniem. Stojąca w pomieszczeniu lampa zapaliła się samoistnie. – Hej, przystojniaku.
– Wybacz, że cię obudziłem, dziubasku – spróbował ukryć zakłopotanie pod przyjaznym uśmiechem – ale zanudziłbym się bez twojego towarzystwa.
Igniss zachichotał cicho, podnosząc się do siadu.
– Dziubasku – powtórzył za nim rozbawiony.
Charlie odgarnął mu włosy za ucho i pogłaskał po głowie, próbując ujarzmić rozczochrane po nocy kosmyki.
– Zobaczysz, jeszcze cię przyzwyczaję do takich zwrotów. I do wielu innych rzeczy. Chcę cię rozpieszczać.
– Rozpieszczać mnie? Czemu? – spytał, przyglądając się uważnie mężczyźnie.
– Jak to “czemu”? – spytał zdziwiony. – To dziwne, że chcę rozpieszczać kogoś, z kim chcę być?
– Troszkę tak.
– Och… – Przekrzywił lekko głowę, zastanawiając się.
– Albo po prostu nie jestem do tego przyzwyczajony – dodał ugodowo.
– Nie, w porządku… – Machnął dłonią zbywająco. Nie wyglądał jednak na szczególnie uradowanego tą zmianą. – Więc spróbuję wstrzymać się z rozpieszczaniem. I z tymi przezwiskami też, jeśli ci przeszkadzają.
Podniósł się z klęczek i usiadł obok Iga, zostawiając między nimi odrobinę przerwy.
– Nie przeszkadzają. Są… ciekawą alternatywą. – Posłał mu lekki uśmiech.
Rudzielec prychnął rozbawiony. Siedzieli przez chwilę w ciszy, a jego dłoń znów znalazła się przy włosach Iga. Tym razem przeczesywał je lekko palcami, kilka razy rozplątując ostrożnie niewielkie kołtuny.
– Przywołałbyś swoją szczotkę?
– Chcesz mi rozczesać włosy? – Uśmiechnął się szeroko, wyciągając rękę i przywołując do niej czarno-czerwoną szczotkę.
– Nie, sobie. – Wywrócił oczami, choć na ustach błąkał mu się delikatny śmiech. Jego jednocalowa fryzura nie wymagała czesania.
– Och, no to się nie dzielę – odparł, udając, że sam zabiera się za rozczesywanie końcówek włosów.
Weasley unieruchomił jego dłoń, drugą ręką wysuwając z niej szczotkę.
– Obróć się. – Zatoczył trzymanym narzędziem kółeczko, wskazując Igowi żądany kierunek.
– Poproś – rzucił zaczepnie.
Charlie pochylił się i musnął ustami skórę tuż przy uchu. Igniss przymknął na chwilę oczy rozkoszując się wspomnieniem ust rudzielca.
– Proszę, dziubasku – poprosił miękko, półgłosem.
Nastolatek obrócił się na kanapie plecami do mężczyzny.
~*~

1 komentarz:

  1. Hejka,
    wspaniale, jak miło, Charlie niech się stara odzyskać zaufanie Ignisa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń