~*~
– Gdzie
jest Ig? – spytał, tuż po tym jak usłyszał “proszę” i wszedł do pokoju Rona.
– Nie ma
go tu, jak widzisz – odparł rudzielec. Siedzący obok niego Potter też wzruszył
ramionami, na znak że nie wie, gdzie on może być.
Draco
zmiął pod nosem przekleństwo, wychodząc i zamykając za sobą drzwi. Podobne
podejście robił u Ginny i Percy’ego. W swoim pokoju też sprawdzał, ale Iga
nigdzie nie było. Nie było go również w kuchni ani w salonie. Jak wyglądał
przez okna, to też go nie widział. A nie sądził, żeby jego brat zamknął się w
sypialni państwa Weasley albo…
Nie był
w pokoju Charliego, prawda?
Ruszył
szybko korytarzem, postanawiając, że jak tylko zobaczy, że ta dwójka jest
razem, to obu potraktuje jakąś nieprzyjemną klątwą.
Tym
razem bez pukania wparował do pomieszczenia, z kurwikami w oczach rozglądając
się za ową dwójką. Jednak nie było ich tu. Jedynie Bill spojrzał na niego
zaskoczony ze swojego łóżka.
Blondyn
natychmiast się zmieszał. Nie chciał wyjść na totalną hołotę. Po prostu…
– Coś
się stało, Draco? – spytał mężczyzna, bez cienia pretensji czy urazy. Ślizgon
zacisnął nieznacznie pięści, nie odzywając się przez chwilę. – Dra…?
– Nie
wiesz, gdzie jest Ig? Szukam go od dobrej godziny i nie mogę znaleźć.
Przeszukałem już chyba każdy kąt tego domu.
– Zabrał
się razem z Charliem do Londynu.
– Do
Londynu? – powtórzył za nim zaskoczony. – Po co się tam wybrali? – Jego głos
nabrał podejrzliwości.
– Nie
wiem. Obydwoje mieli jakieś sprawy do załatwienia.
– Jak to
obydwoje?! To oni nie będą razem?! – Nie wiedział, czy był bardziej wdzięczny,
czy przerażony. Gdyby byli we dwóch, w razie ataku współtowarzyszy Lucjusza
mieliby spore szanse na ucieczkę. Ig w pojedynkę, chociaż zdawał się dobrze
sobie radzić w kryzysowych sytuacjach, ze Śmierciożercami nie miał
najmniejszych szans. – Igni… – stęknął słabo. Czuł jakby miał zaraz stracić
grunt pod nogami.
Bill
poderwał się ze swojego miejsca i szybko podszedł do blondyna.
– Hej,
wszystko dobrze? – spytał z troską, przyglądając się bledszej niż zawsze
twarzy.
Draco
odetchnął drżąco, starając się przybrać kamienną maskę. Serce galopowało w
szaleńczym tempie w jego piersi, odbierając mu oddech.
– Chodź,
usiądziesz na chwilę.
– Nic mi
nie jest – sapnął cicho, odsuwając od siebie dłonie rudzielca.
–
Wyglądasz, jakbyś miał zemdleć. Czemu aż tak się przejąłeś tym, że wyszedł?
Przez
chwilę zaciskał i rozluźniał palce obu dłoni.
– W moim
domu panują sługusy Czarnego Pana. Razem z Igiem mieliśmy tam wrócić na święta.
Resztę sobie dopowiedz…
– Gdyby
chcieli was ściągnąć z powrotem, mieli już ku temu okazje, prawda? I jakoś nic
się nie stało. Teraz też nic mu nie będzie. No i jest z nim Char… – urwał,
zdając sobie sprawę, że choć Ig się z nim zabrał, nie było powiedziane, że
potem pójdą gdziekolwiek razem – ...lie...
– No
chyba właśnie nie – Malfoy uśmiechnął się krzywo. – No nic… spróbuję jeszcze
raz do niego zadzwonić. Może tym razem bałwan uczynnie odbierze.
//*//
Draco
usiadł na łóżku z westchnieniem, spoglądając na trzymaną w dłoniach komórkę.
Nie swoją. Iga.
Ten
bałwan zostawił ją w pokoju i tak po prostu wybył do Londynu. Teraz nawet nie
będzie miał w razie kłopotów wezwać pomocy.
Ig był
zaradny i potężny, w to nie wątpił. Jednak w pojedynku ze Śmierciożercami,
którzy nie walczą czysto, nie miał najmniejszych szans na obronę i ucieczkę. A
co, jeśli ojciec go dorwie? Przed samym wyjazdem Ig posłał mu sowę, że może iść
w diabły i nigdy nie będzie jego marionetką. Lucjusz może się mścić.
Nie!
Nie myśl
o tym, powtarzał sobie w myślach. Ig jest bezpieczny. Może jednak spędza czas z
tym draniem i wzajemnie dbają o swoje bezpieczeństwo.
Iggy
będzie cały i zdrowy. Nikt mu nie zagraża. Jest bezpieczny.
//*//
–
Jesteśmy!
Państwo
Weasley przez chwilę krzątali się w kuchni, ściągając wierzchnie odzienie, po
czym weszli do salonu, natrafiając na wlepione w nich sześć par oczu. Jednak
wyczekiwanie jakie malowało się w większości z nich zniknęło w momencie, gdy
ich ujrzeli.
– Co
macie takie miny? Spodziewaliście się kogoś innego?
–
Charlie i Igniss wyszli jakieś dziesięć godzin temu i do tej pory nie
wrócili...
– Co?
Jak to wyszli? Gdzie?
– Do
Londynu – mruknął blady na twarzy Malfoy.
–
Godryku drogi, co ich tam wyciągnęło??
–
Charliemu znudziło się nasze towarzystwo, a Ig stwierdził, że ma tam coś do
załatwienia i poprosił, żeby go ze sobą zabrał…
–
Rozdzielili się pewnie krótko potem – dodał przybitym głosem Ślizgon.
– Byłeś
przy tym, Bill? – Skinął głową z ponurą miną. – Czemu go nie zatrzymałeś??
–
Kłóciliśmy się z Charlesem, po prostu nie pomyślałem o tym...
– Nie
pomyślałeś?! – Molly uniosła lekko głos. Artur położył jej dłoń na ramieniu, w
uspokajającym geście. – Zdajesz sobie sprawę, że mogliście go narazić na
niebezpieczeństwo? Po co to wszystko było, skoro…! – Urwała, zdając sobie
sprawę, że prawie się wygadała przy Draco.
– Skoro
co? – podłapał blondyn, patrząc uważniej na kobietę.
– Nic,
kochanie, zapędziłam się.
– Nawet
jeśli od paru miesięcy nie miały już miejsca porwania, wciąż niezbyt rozsądne
jest puszczanie dziecka czy nawet dorosłego samego na miasto. Ludzie znikali
nawet w środku Londynu.
– Jest
też jeszcze coś… – zaczął po chwili Draco. – Ig… trochę naraził się mojemu ojcu
i eeemm… Ojciec może się teraz mścić, skoro jak wszyscy wiecie, jest
Śmierciożercą.
– Jak
Draco uciekł w wakacje, to Lucjusz go pobił. Kto wie, co teraz zrobi gdy
uciekli obaj z Igiem.
– Harry!
– krzyknął słabo blondyn, patrząc na niego z oburzeniem. – Nie musiałeś tego
mówić.
Potter
wzruszył ramionami.
–
Voldemort z pewnością jest świadomy jakie zdolności posiada teraz Igniss. Z
pewnością chciałby go mieć po swojej stronie, a tu trafia mu się idealna
okazja...
– Nawet
tak nie mów… Pani Weasley, panie Weasley! Bill się nie zgodził, ale może
chociaż państwo pozwolą mi…
– Nie ma
mowy! Zostajesz tu gdzie jesteś i ani myśl wyjść poza teren Nory.
– Nie
mogę siedzieć bezczynnie, kiedy ojciec albo ktoś inny może katować w tej chwili
Iga! Ja muszę mu…
–
Przestańcie się nawzajem nakręcać! – Artur spojrzał po wszystkich stanowczo. –
Jesteście tu już dobry tydzień, a nie ma nawet śladu po tym, że ktokolwiek was
szuka. Harry, wiadomo ci coś o tym, żeby Voldemort wysłał za nimi pościg? –
Potter pokręcił głową. – Na zewnątrz o ile mi wiadomo też nic się nie zmienia.
Śmierciożercy jak się nie pokazywali, tak się nie pokazują.
– Ale
nie ma gwarancji, że w tej chwili to się nie zmienia.
–
Uwierz, Draco, że byśmy wiedzieli. Powiedzieliście, że zniknęli jakoś koło
południa, a jesteśmy w domu dopiero od pięciu minut. Gdyby ktoś ruszył za
Ignissem, wiedzielibyśmy. Jeśli aportowali się na Pokątnej, a Charlie zazwyczaj
wybierał ją jako miejsce docelowe, to tym bardziej nie ma się o co martwić.
–
A-ale...
– Jeśli
choć na chwilę pojawili się na Pokątnej, jestem pewien że ktoś z naszych
zauważył Ignissa i go pilnował.
– Z
waszych… – Blondyn zmarszczył nieznacznie brwi. Obserwowali ich, kiedy ostatnim
razem byli na mieście?
– Ojciec
pracuje w ministerstwie, wiesz? – Percy ruszył Arturowi z pomocą. – Po tych
wszystkich atakach aurorzy pilnują wielu miejsc.
–
Naprawdę? – Draco spojrzał zaskoczony na mężczyznę. – Nie miałem pojęcia.
Artur
skinął głową. Nie był co prawda aurorem, jak poniekąd zasugerował jego syn, ale
to nie miało w tym momencie znaczenia.
– Więc
naprawdę nie ma się co tak martwić. Prędzej czy później Igniss tu wróci.
– Skoro
wyszedł razem z Charliem, pewnie umówili się że też z nim wróci – zauważyła
Ginny. – A Bill twierdzi, że wcześniej jak rano nie ma co spodziewać się jego
powrotu.
Blondyn
kiwnął głową, posyłając przyjaciółce wdzięczne spojrzenie. Poczuł jak palce
Harry’ego zaciskają się na jego dłoni, a kciuk delikatnie głaszcze jej wierzch.
//*//
Harry obserwował
kszątającego się po pokoju Draco. A raczej dreptającego od okna do drzwi wciąż
i wciąż bez końca.
– Chodź
do łóżka, już jest późno.
– Wiem,
że jest późno. Ig dalej nie wrócił – mruknął, przystając przy oknie i
wyglądając przez nie. Szczegół, że wiodło na inną część podwórka i nawet jak Ig
wrócił, Draco by tego nie zauważył.
–
Chodząc w kółko nie przyspieszysz jego powrotu.
Potter
podszedł do swojego chłopaka i chwycił go za ręce, próbując pociągnąć do łóżka.
Ale napotkał opór.
– Draco,
proszę cię… Zamierzasz nie spać całą noc? Jak Ig wróci będzie się nabijał, że
masz worki pod oczami i że jesteś nadopiekuńczy.
–
Czasami to ja mogę być nadopiekuńczy w stosunku do niego. A co jeśli on sam
wpędzi siebie w jakieś tarapaty? W swoim liceum średnio raz na tydzień-dwa
wdawał się z kimś w bójki.
– Z tego
co widziałem, to wciąż ma niezły prawy sierpowy. W dodatku włada magią
bezróżdżkową! W razie kłopotów dałby sobie radę lepiej niż ktokolwiek z nas!
–
Myślisz? – Spojrzał na niego z nadzieją.
– Jestem
pewny. Martwiłbym się raczej o tych pechowców, którzy by mogli go zaczepić na
ulicy. Wiesz, jak go wystraszą, mogą skończyć jak ten tłuczek na waszym
treningu...
Draco
parsknął cicho.
– Nie
chciałbym być na ich miejscu.
– Ja też
nie. Zresztą to co Ginny wcześniej powiedziała ma sens. Będziemy się martwić
jeśli nie wrócą na śniadanie. Czy teraz położysz się ze mną? – Znów pociągnął
go za dłonie.
– A mam
wybór? – spytał cicho, idąc posłusznie za swoim chłopakiem w stronę łóżka.
Położył się jako pierwszy i pociągnął Harry’ego na siebie. Brunet oplótł go
ramionami, lokując się między jego udami i wtulił twarz w jasną szyję.
– Będzie
dobrze, Draco. Będzie dobrze...
~*~
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ale zastanawiam się co dzieje, czy nic nie grozi Ignisowi i Charliemu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia