niedziela, 14 stycznia 2018

Historia Smoka 08



~*~
– Szego tu jeszcze nie mieliśmy? – zaseplenił Ron, patrząc na swój patyczek z koroną. Z zamyśloną miną pociągnął łyk whisky prosto z butelki. – Teraz bedzie seksi taniec.
– W czyim wykonaniu? – dopytał Charlie z figlarnym uśmieszkiem.
– Och, no tak… Numerki. – Zmarszczył delikatnie nos, zastanawiając się. – Czy? Tak, niech będzie czy.
– O, to ja – rzucił wesoło smokolog. Wstał nieco chwiejnie i podszedł na środek, patrząc wyczekująco na Rona. – No, młody, z kim mam zatańczyć? Byle to nie był Percy, bidulek ma dwie lewe nogi. Z Billem i Harrym już dziś tańczyłem, więc ich też możesz sobie odpuścić.
– Charlie, to nie koncert żyszeń. W tej piosense… Bill, włącz coś!... Zięki. No, w tej piosence towarzyszyć ci będzie ósemka. Kto ma ósemkę?
Oczy Iga rozszerzyły się, gdy patrzył z niedowierzaniem na symetryczną cyferkę na swoim patyczku.
Podniósł głowę, by spojrzeć na swoją trójkę.
Mężczyźnie przeszło przez myśl, by oddać fanta, ale nie mógł sobie na to pozwolić. Ach! Trzeba było zacisnąć zęby i wypić koktajl z wódki i fasolek o smaku wymiocin. Jakoś by to przełknął, a tak musiał tańczyć z Igiem. Wiedział, że go poniesie. Od kiedy tylko Ig zaczął zrzucać ciuchy, ciągle lustrował jego ciało. Nie uprawiał seksu od tygodnia, więc jego libido zaczynało już powoli szaleć, a jeszcze do tego dokładał się alkohol… Pozostawało mu mieć nadzieję, że wypił wystarczająco dużo, by nie mógł mu stanąć. I że ktoś go powstrzyma, jeśli będzie próbował go zaciągnąć na górę. Na Billa raczej nie mógł liczyć. Prędzej mógłby się spodziewać, że udostępni im na noc pokój. Może chociaż Draco będzie strzegł swojego kuzyna…? Spojrzał w bok na Ślizgona kompletnie pochłoniętego siedzeniem na kolanach Harry’ego i badaniem mu językiem migdałków. Na nich raczej też nie miał co liczyć. Ginny z kolei miała za mało siły, zresztą zauważył wcześniej, że strasznie chwieje się na nogach… Obojętnie kto, niech po prostu nie da im pójść razem na górę!
Spojrzał w dół, czując dotyk na swojej piersi.
– Co tak odpłynąłeś? – spytał Ig, zaczynając się kołysać w rytm muzyki.
Cholera, pomyślał Charlie, całkiem dobrze mu to wychodzi.
Poganiany nawoływaniem widowni sam też zaczął tańczyć. Jedna ręka trafiła na bok nastolatka, sunąc po nim i co jakiś czas zapędzając się na nagie plecy. Druga z kolei przesunęła się po jego ramieniu aż do nadgarstka, który chwycił i polizał. Spojrzał płonącym wzrokiem prosto w szare oczy. Ledwo zaczęli, a już czuł, że zbliża się do limitu swojej samokontroli.
Igniss westchnął drżąco, przysuwając się bliżej. Otoczył ramionami szyję rudzielca, palce wsuwając w krótkie kosmyki. Zakołysał biodrami na boki, nagą klatką piersiową przylegając do piersi Charliego. Przybliżył swoją twarz do twarzy mężczyzny tak, że ich nosy stykały się ze sobą. Uśmiechnął się lekko, przekrzywiając nieznacznie głowę, zupełnie jakby chciał go pocałować. A ten jego wygłodniały wzrok! Charlie ledwo co powstrzymał się wcześniej przed zaatakowaniem jego ust, ale po tej jawnej prowokacji…
Zaatakował wargi młodszego czarodzieja, wyrywając z jego gardła aprobujący pomruk. Igniss wbił paznokcie w kark rudzielca, pogłębiając pocałunek. Prawą ręką przesunął po okrytym materiałem ramieniu, docierając do dłoni i przeskakując na bok mężczyzny.
Przez sweter nie mógł wyczuć struktury skóry, tak więc Charlie bez przeszkód kontynuował małą batalię na języki. Zjechał dłońmi z bioder na pośladki i ścisnął je lekko. Ig jęknął cicho, zasysając się na jego języku. Miał ochotę dać mu klapsa w ten jego jędrny tyłek. Nie ważne czy w nagrodę, czy jako karę za te wszystkie lubieżne dźwięki, które wydawał. Charlie dziwił się sobie, że jeszcze nie przycisnął go do nabliższej paskiej powierzchni.
Prawa dłoń sama odsunęła się na cale i trzepnęła lekko pośladek nastolatka, na powrót miętosząc go, tak samo jak drugi. Igniss w tym czasie przesunął dłonią po jego podbrzuszu i jęknąwszy, kiedy padło uderzenie, zahaczył palcami o domagającego się uwagi penisa. Twardego penisa.
Brunet przerwał z mlaśnięciem pocałunek, rzucając krótkie spojrzenie mężczyźnie.
– Widzę, że chociaż w taki sposób jesteś zainteresowany byciem ze mną… albo we mnie – mruknął z drapieżnym uśmiechem, po czym odepchnął od siebie rudzielca. Ruszył w stronę swoich ubrań, zbierając je z podłogi. – Uciekam spać, za dużo wypiłem – rzucił do reszty i wycofał się z pomieszczenia.
Rudzielec patrzył za nastolatkiem zamglonym od pożądania wzrokiem. Mięśnie jego nóg drgnęły, jakby chciał za nim ruszyć, ale przywołał się do porządku i zamiast tego odwrócił, wracając na swoje miejsce. Jego sweter był dość długi, ale wciąż tylko częściowo zakrywał jego erekcję. Ale kompletnie się tym teraz nie przejmował. Usiadł na kanapie niedaleko Rona i sięgnął po swoje piwo. Jego wzrok powędrował przy tym ku Harry’emu i Draco… który bardzo otwarcie mu się przyglądał. Odwzajemnił spojrzenie przez ten moment, gdy podnosił butelkę, po czym oblizał wargi i pociągnął łyk złotego napoju.
– Co jest, Draco? Nie podobało ci się wykonanie naszego zadania?
– Żebyś wiedział, że nie – prychnął, odsuwając się nieznacznie od Pottera. – Jesteś dokładnie taki sam… jak Lou – wypluł z jadem, wstając i pomagając podnieść się swojemu chłopakowi.
– Nie znam gościa i niewiele o nim wiem, ale jedno mogę powiedzieć. Nigdy nie potraktowałbym Iga tak jak on. Raz, że widzę, że Ig taki nie jest, a dwa – nigdy z nim nie będę.
– Och, daruj sobie. Właśnie w ten sposób jesteś do niego podobny. Dajesz mu nadzieję, by po chwili wylać na niego kubeł zimnej wody.
– Uważam, że całkiem jasno wyjaśniłem Igowi, jak wygląda sprawa między nami.
– I myślisz, że nagłe większe zainteresowanie z twojej strony nie da mu nadziei? Nie, no bo po co! Patrzysz na niego jak na kawał mięsa!
– Draco! – zawołał ostrzegawczo Harry.
– A więc idź i powtórz mu to. Może ciebie posłucha, bo mi i moim braciom najwyraźniej nie wierzy. Niby słyszał, ba! nawet widział na własne oczy, ale chyba potrzebuje dosadnego wytłumaczenia. – Spojrzał na blondyna wyzywająco. – Więc jak już do niego pójdziesz, wytłumacz mu, proszę, że zakochał się w facecie, który będzie się pieprzył z każdym, kto mu się spodoba. Z niektórymi raz, z innymi regularne… W sumie czy nie brzmi to tak, jakbym się sprzedawał? Myślisz, że da sobie spokój, jeśli pomyśli, że jestem dziwką?
Co z tego, że nigdy nie brał za seks pieniędzy i zawsze obie strony go chciały. Spał z tyloma osobami, że nie jest w stanie ich zliczyć, części z nich nawet nie pamięta twarzy, a co dopiero imion… Dla bardziej powściągliwej osoby tego typu doświadczenia wystarczyłyby, by przykleić mu łatkę męskiej prostytytki.
Blondyn sapnął, słysząc ostatnie słowa mężczyzny.
– CHARLIE, uspokój się! Jesteś kompletnie pijany...
– Nie wtrącaj się, Williamie. – Zgromił brata wzrokiem. – To czy jestem pijany nie ma tu nic do rzeczy, a już z pewnością nie wpływa na fakt, że nie zamierzam zmieniać siebie ani swojego stylu życia. Nawet jeśli ty mnie o to prosisz. A skoro tak – znów utkwił zdecydowane spojrzenie w Draco – to dla Iga nie ma miejsca w moim życiu. Ale dzieciak jest uparty i zdecydował się nie słuchać, co do niego mówię.
– Sam nie jesteś lepszy, Charles! Uparty i głu...
– Kazałem ci się nie wtrącać, Williamie. – Uniósł nieznacznie głos, wcinając się bratu w zdanie. Zwrócił się do Draco normalnym tonem. W ogóle nie dawał mu dojść do słowa. – Więc będę zachowywał się jak skończony dupek i drań. Im szybciej sprawię, by mnie znienawidził, tym lepiej. Masz rację, Draco, pożerałem go wzrokiem. I każdego innego przystojnego mężczyznę na jego miejscu też bym pożerał wzrokiem. Albo piękną kobietę. I tak, wykorzystałem okazję, jaką dało mi to zadanie, bo czemu nie? Ignissowi się zdecydowanie podobało, mi także, więc jesteśmy kwita. Wyszedłem przez to na podrywacza i napaleńca? Tym lepiej, bo to kurwa cały ja! A teraz łaskawie zabierz całą pogardę, z którą na mnie patrzysz i idź wpoić ją swojemu kuzynowi. – Mówiąc to, chwycił swoje ubrania i wstał, by opuścić pomieszczenie. Jednak ręka Rona zaciśnięta na jego nadgarstku trochę mu w tym przeszkadzała. Odwrócił się ku niemu. – Młody, puść mnie.
– Nie jesteś fcale taki sły, Charlie…
Brwi smokologa na moment ściągnęły się, kierując ku górze. Poczuł gulę w gardle.
– To miłe, że tak we mnie wierzysz, Ron. – Jego głos zmiękł. – Ale taki właśnie jestem. A teraz puść mnie, dla mnie impreza się skończyła. – Stanowczo, ale łagodnie oswobodził rękę z uścisku. Przechodząc przez środek okręgu, spojrzał po raz ostatni na Draco. – Mówiłem całkiem poważnie. Uświadom go, jaki ze mnie skurwiel. Jutro sam mu to wszystko powiem, jeśli wciąż do niego nie dotrze.
Charlie, będąc już na schodach, uśmiechnął się krzywo pod nosem. Nie powinien był zgadzać się na to zadanie. Idiota z niego. Przecież mógł jeszcze pozbyć się swetra. To prawdopodobnie byłby najlepszy sposób na rozwiązanie sytuacji z Igiem, który był naprawdę miłym dzieciakiem. Nie chciał go tak ranić.
Gdyby tylko jutro mogło nie nadejść...
//*//
– Mówiłem, że to głupi pomysł. Trzeba było dać sobie z nim spokój...
– …
– Szczerze? Nie mam zamiaru już się w to więcej bawić.
– …
– O nie. Twoje krzyki nic nie zmienią. Może ty jesteś spaczonym masochistą, ale nie ja. Nie jestem spaczony!
– …
– Masochistą też nie! Nie łap mnie za słówka, gówniarzu, bo się doigrasz.
– …
– Niby jak? Zaknebluję cię… Albo nie, zabiję – to lepszy sposób. Będę miał wtedy święty spokój od gównarzerii, którą reprezentujesz. – Milczał przez chwilę, by uśmiechnąć się z ironią. – Albo mam jeszcze lepszy pomysł. Zdobędę u ciebie posłuch. Będziesz na każde moje skinienie.
– …
– Wątpisz w moje słowa? To może zacznę od twojej matki, hmm?
– …
– Ależ oczywiście, że się odważę. Wkurz mnie tylko, a to zrobię.
– …
– Umowy się łamie. Tak jak ty łamałeś obietnice. Sprzeciw mi się jeszcze raz, a nie ręczę za siebie.
//*//
– Charlie, obudź się. – Usłyszał nad głową, wyczuwając jednocześnie., że materac tuż obok niego jest ugięty.
– Co… – Uchylił powieki, unosząc lekko głowę. – Auuu… cholera, moja głowa… – sapnął półgłosem, wciskając twarz w poduszkę. – Która godzina, Bill? – spytał słabo, po chwili milczenia.
– Kilka minut po dziesiątej. Mam dla ciebie eliksir na kaca.
– Mówiłem ci ostatnio, że cię kocham, braciszku? Jesteś najlepszy… – wyszeptał i podniósł się do siadu. Wypił duszkiem zawartość buteleczki. Oparł się nagimi plecami o chłodną ścianę i z zamkniętymi oczami czekał, aż eliksir zacznie działać.
– Co do wczoraj…
– Niczego nie żałuję. I nie zamierzam nic odwoływać. Naprawdę chciałem się rzucić na Iga. Draco słusznie się wściekł, zachowałem się jak skończony buc. Jakbym myślał fiutem… Ale czy nie tak właśnie jest? Gdybym go spotkał w jakimkolwiek klubie, to pewnie zaproponowałbym mu zwiedzanie dark roomu. Skubaniec wygląda na więcej niż te jego szesnaście lat.
– Idiota z ciebie. I jeszcze myślisz, że ja też nim jestem. Widzę, że ci się podoba.
– Bo jesteś idiotą. Myślisz, że jak ktoś mnie pociąga fizycznie i się za nim obejrzę, to od razu też znaczy, że go lubię?
– Przecież go lubisz.
– Nie łap mnie za słówka. Mogę go lubić i może mnie pociągać fizycznie, ale nie muszę chcieć się z nim wiązać. Mówiłem ci już, że wyrosłem z tego dziecinnego romantyzmu. Pożądanie może istnieć bez uczuć, przyjmij to wreszcie do wiadomości. Tak samo jak to, że tylko ono mnie interesuje. No, miło jak jeszcze da się z tą osobą pogadać. A jeśli na dodatek okażemy się kompatybilni w łóżku, to już w ogóle świetnie.
– Przestaniesz tak w końcu gadać? Słabo mi się robi, jak cię słucham.
– Sam wyciągasz na wierzch temat, to teraz się nie skarż. I zaakceptuj wreszcie FAKT, że NIE. CHCĘ. BYĆ. W ZWIĄZKU. Czy to aż takie trudne do pojęcia? Żyjesz w swoim małym idealnym światku, gdzie założysz szczęśliwą rodzinkę z gromadką dzieci. I okej, żyj sobie w nim dalej. Ale zaakceptuj, że poza nim żyje masa ludzi, których to nie kręci. Którzy szukają czegoś innego. Którzy lubią się zwyczajnie i bez zobowiązań zabawić.
– Tak się składa, że to wiem i akceptuję. Ale nie wciśniesz mi kitu, że należysz do ich grona!
– Jak grochem o ścianę… Wiesz co, Bill, nudzi mnie wałkowanie z tobą w kółko tego samego tematu. Od półtora roku nie rozmawiamy o niczym innym. Więc proponuję, byśmy go już nigdy więcej nie poruszali. Nie, inaczej. Żądam od ciebie, byś go odpuścił. Raz na zawsze. Żadnych wzmia…
– Bo co? Bo zacząłeś dostrzegać swoją głupotę? Ugina się to twoje durne postanowienie? Nie chcesz przyznać przed sobą ani tym bardziej przede mną, że zmarnowałeś ostatnie dwa lata swojego życia?
– Przeginasz, William. Wcale nie uważam ich za zmarnowane. Wręcz przeciwnie poznałem całkiem sporo interesujących, pozytywnych i wspaniałych ludzi.
– I pięć razy więcej takich, których nie warto poznawać. Co najmniej.
– Mam cię dość. Jeśli zamierzasz to kontynuować, to nie odzywaj się dzisiaj do mnie. Nie chcę się z tobą kłócić w czasie świąt – oznajmił chłodno. Zarzucił na siebie górę od piżamy, której używał właściwie tylko na trasie łazienka-pokój, po czym wyszedł z pomieszczenia, zatrzaskując za sobą drzwi.
//*//
– Kawy? – spytał Igniss, spoglądając na nowoprzybyłego Charliego z lekkim, kpiarskim uśmiechem. – Myślę, że ta nowa od Leo będzie jak znalazł.
– Dopiero co odżyłem, nie chcę tak szybko powtórki z tej wątpliwej rozrywki.
– W takim razie zjedz jajecznicę. Pomaga na kaca.
– Cóż za wspaniała propozycja – mruknął, patrząc na wielką miskę jajecznicy, która była jedynym daniem na stole.
Ig zaśmiał się lekko.
– Spróbuj. Ma w sobie tajemniczy składnik – zachęcał go dalej. Draco prychnął, ale się nie odezwał.
– Oby to było mięso. – Siadając do stołu, przyjrzał się zawartości misy. – No i pudło... – burknął pod nosem.
– Taa, szynka do wyrwania – mruknął pod nosem blondyn.
– Aktualnie większą ochotę mam na taką do zjedzenia – odgryzł się smokolog, nakładając sobie solidną porcję.
– Ochota na tą drugą bierze cię dopiero po procentach? Czy co każdy wieczór? – spytał niewinnie Ślizgon, upijając łyk herbaty.
– Draco, proszę… – sapnął cicho Ig, nie chcąc przechodzić przez humorki brata. A z doświadczenia wiedział, że jak się ich szybko nie ukróci, to będą się ciągnąć i ciągnąć.
– No co? Jestem ciekawy, jak on musi teraz cierpieć…
– Draco, dość! – podniósł nieznacznie głos brunet, rzucając Malfoyowi ostrzegające spojrzenie. – Robisz się niemiły. Też mam zacząć? – warknął po francusku. – Wiesz, że wychodzi mi to doskonale.
– Ig, nie dramatyzuj. Bliższa rzeczywistości jest wersja z każdym wieczorem – odparł spokojnie, gdy przeżuł kęs jajecznicy. Nieszczególnie przejmował się próbującym mu dogryźć nastolatkiem.
– A więc twoje libido przeżywa teraz piekielne męki.
Igniss podniósł się od stołu, przygryzając boleśnie wargę. Musiał się powstrzymać, w innym wypadku mógłby powiedzieć kilka słów za dużo.
– Wybaczcie – wycedził wolno. – Chyba dalej nie najlepiej się czuję.
Odszedł od stołu i ruszył w stronę schodów.
– Chyba nie to było twoim celem, co Draco? – zagadnęła Ginny, patrząc za odchodzącym brunetem.
– Kto wie? – Draco zdawał się w ogóle nie mieć wyrzutów sumienia. – Mnie tam cieszy, że tak to się rozegrało.
– Nie zrobił sobie nic z twoich słów, prawda? – rzucił kwaśno Charlie i spojrzał na niego znad kubka z herbatą. – Ostrzegałem, że nie słucha co się do niego mówi.
– Hej wszystkim. Coś się stało? Minąłem Iga na schodach, kompletnie mnie zignorował. – Harry podszedł do wolnego miejsca obok Draco. – Czemu mnie nie obudziłeś?
– Tak słodko spałeś, nie miałem serca cię budzić – mruknął miękko, wychylając się i całując go w kącik ust.
– Brzmisz jak bohater jakiegoś romansu. Nie jestem pewny czy ci wierzę.
– Musiałem pogadać z Igiem bez świadków – wzruszył ramionami. – Ron spał jak zabity, więc nawet nie musieliśmy nigdzie wychodzić.
Potter rozejrzał się po obecnych.
– Widzę, że dalej udaje martwego… Pójdę go obudzić.
– Zjedz, Harry. Ja go obudzę. I tak zamierzałem tam pójść. – Charlie podniósł się z miejsca i podszedł do zlewu, gdzie po machnięciu różdżką jego naczynia same się umyły i odlewitowały na suszarkę.
– Chyba nie myśli… – zamilkł, przypominając sobie obietnicę złożoną wczoraj Harry’emu. Nachmurzył się i tylko odprowadził wzrokiem wychodzącego mężczyznę.
– Nic mu nie zrobi – zapewnił go Percy, przewracając stronę w gazecie. – Może sprawia takie wrażenie, ale nie jest aż tak bezmyślny.
//*//
Brunet stał przy oknie z włosami przerzuconymi przez ramię. Końcówkę warkocza trzymał w palcach, bawiąc się nią bezwiednie.
Nie zareagował na pukanie do drzwi, uparcie spoglądając na widok za oknem. Zresztą to nie jego pokój, żeby mówić kto może wejść, a kto nie.
Smokolog mimo braku odpowiedzi wszedł do pomieszczenia, w pierwszej chwili kierując wzrok na łóżko brata. Było puste, więc musiał być w łazience. Nie miał pojęcia, ile mu tam zejdzie, a wolał załatwić to, po co przyszedł, nim młody wróci.
– Musimy pogadać.
– No proszę. Do tej pory to ja musiałem starać się o twoją uwagę. Miła odmiana – odparł, nie odrywając wzroku od śniegu pokrywającego polanę przy stawie. Na którym kilka dni temu jeździł na łyżwach, a Charlie był wtedy blisko… Chociaż i tak nie tak blisko jak wczoraj. Aż mu się robiło cieplej na samą myśl o tym.
– Nie zamierzam przepraszać za wczoraj.
– Nie oczekuję żadnych przeprosin. To raczej ja powinienem przeprosić za zachowanie kuzyna. – W końcu odwrócił się i zaszczycił Charliego spojrzeniem.
– Nie widzę takiej potrzeby. Nie powiedział nic, co nie byłoby prawdą.
– Ach tak?
– Tak. Przypuszczam, że powtórzył ci, co wczoraj sobie powiedzieliśmy?
– Sądzę, iż tak. Dla ciebie jestem tylko ciasną dziurą, w której chcesz zamoczyć, z ładną buźką w pakiecie – zacytował brata, wzruszając lekko ramionami. Posłał mu pogodny uśmiech, który nie sięgał jego smutnych oczu. – Żadna mi nowość. Nie ty pierwszy, nie ostatni. Ach, i zapomniałbym, nie żywisz do mnie żadnych uczuć. Troszkę to bolesne…
– Trochę zaszalał z interpretacją, ale sens został ten sam – przyznał również z nieco smutnym wzrokiem.
– Hmm… W takim razie czemu...
– Czemu co? Czemu tu przyszedłem? Bo muszę…
– Czemu nie skorzystałeś z okazji? Doskonale wiedziałeś, że mimo tego co powiedziałem, jakbyś za mną poszedł, mógłbyś mnie przelecieć. Co cię powstrzymało?
– Sumienie – odparł tonem, jakby to było coś oczywistego. – Mogę się pieprzyć z kim popadnie, o ile ta osoba też tego chce. Ale ty się nie chcesz pieprzyć, prawda? Zależy ci na mnie, więc dla ciebie znaczyłoby to coś więcej.
– Czyli mam rozumieć, że moje samopoczucie wziąłeś nad swoje pragnienie? Czy może prawda jest zgoła inna? Może po prostu przy pieprzeniu kogokolwiek, jednocześnie nie chcesz pieprzyć mnie? Czemu? To proste. Boisz się, że jak mnie przelecisz, to się do ciebie jeszcze bardziej przywiążę… Albo, o zgrozo, postanowisz następnym razem znów wykorzystać okazję, a po odejściu dojdzie do ciebie, że może jednak mógłbyś dać mi szansę, a tego nie chcesz… Boisz się związków, prawda?
– Całkiem nieźle zacząłeś, ale końcówka to już całkowita nadinterpretacja. Tak, wziąłem twoje uczucia ponad własne pragnienie, takie to dziwne? Nie jestem bezmyślnym zwierzęciem! – Jego głos nabrał na chwilę ostrzejszych tonów, ale szybko się opanował. – Tak, boję się, że jeszcze bardziej się do mnie przywiążesz, bo nie bawi mnie łamanie serc. Swoje wciąż mam na odpowiednim miejscu. Reszta twoich domysłów to czysta abstrakcja. Czemu niby miałbym bać się związków? – prychnął. – Byłem w paru, było miło, ale stwierdziłem, że to nie dla mnie.
– Skoro tak twierdzisz… – mruknął, patrząc na niego bez wyrazu.
– Dokładnie tak twierdzę.
– Więc dla ciebie nawet nie zasługuję na szansę. Spoko. Więc mam tylko jedno pytanie.
– Pytaj.
– Skończyłeś już dawać mi kosza? Bo jak tak to ja żegnam – wycedził, omijając go i opuszczając pomieszczenie. Musiał wyjść ochłonąć, być sam. W innym wypadku jego magia mogłaby zrobić komuś krzywdę.
~*~

1 komentarz:

  1. Hej,
    smutno mi, że Igniss jest odpychany od Charliego, a ja mam cały czas wrażenie, że Charlie boi się związku, może został skrzywdzony...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń