niedziela, 31 grudnia 2017

Rozdział 78.



~*~
Po tym jak pożegnali i życzyli dobrej zabawy Molly i Arturowi, rozsiedli się w salonie, biorąc do ręki po zimnym piwie. Pierwsze półtorej kolejki zleciało im na luźnych rozmowach, lecz gdy druga dobiegała już końca, Ginny postanowiła wprowadzić w życie swój plan.
– Hej! – podniosła głos, by zwrócić na siebie uwagę wśród panującej w pomieszczeniu wrzawy. – Zagrajmy w króla – zaproponowała, gdy towarzystwo spojrzało w jej stronę.
– A o co w tym chodzi? – spytał Harry.
– Losujemy oznaczone patyczki. Jest dziewięć oznaczonych kolejnymi cyframi i jeden z koroną. Osoba, która wylosuje ten ostatni ma prawo rozkazać pozostałym, cokolwiek zechce. Może wydać tylko jeden rozkaz angażujący minimalnie jeden, a maksymalnie trzy numerki.
– Mi się to podoba – odezwał się blondyn, odstawiając pustą butelkę.
– Wiadomo, że czasem władza w nieodpowiednich rękach bywa niebezpieczna, więc istnieje możliwość odmówienia wykonania zadania.
– Osoba, która zgłosi sprzeciw, oddaje fanta – dorzucił do wypowiedzi Billa Ron.
– Zabawa trwa w sumie tak długo, aż się znudzi...
– ... albo uczestnicy nie będą zdolni już dłużej do gry.
– Czyli mam rozumieć, że wszyscy są za? – upewniła się Ginny. Odpowiedziała jej mieszanka skinięć i pomruków. Podeszła do jednej z szafek i wyciągnęła stamtąd pęczek identycznych płaskich patyczków. Zaczęło się pierwsze losowanie.
– To kto jest królem? – spytał blondyn, kiedy dojrzał, że nie udało mu się trafić.
– Jam jest! – wyszczerzył się George. – Zacząć łagodnie czy może od razu z mocą…?
– Dawaj ostrą amunicję… – zaśmiał się Ig. Otworzył właśnie trzecie piwo i pociągnął solidnego łyka.
– Hmm… O, mam. Numer pięć ma polizać podeszwę stopy numeru trzy.
– To kto jest tym numerem trzy? – spytał cierpiętniczym głosem Draco. Oby tylko to nie był Wiewiór...
Ginny ściągnęła skarpetkę z prawej stopy i wystawiła w jego stronę nogę, chichocząc pod nosem.
– Ruchy, Draco, nie mamy wieczności. I tak to jest lekkie zadanie – oznajmił król.
Blondyn parsknął, kucając przed nią i ujął jej nogę w kostce. Przejechał powoli językiem, utrzymując kontakt wzrokowy z dziewczyną. Ginny cały czas uśmiechała się rozbawiona, choć jej policzki zaróżowiły się nieco. Malfoy odsunął się i wrócił na swoje miejsce, kończąc piwo Harry’ego z uśmiechem. Brunet sięgnął po nowe. Jeśli kolejne zadania miały być jeszcze gorsze od tego, to będzie potrzebował trochę więcej procentów…
Kolejnym królem została Ginny.
– Chcę żeby numer siedem klęknął przed numerem jeden i pocałował go w tyłek. Przez bieliznę, znajcie mą łaskę. Ale numer siedem sam ma ściągnąć jedynce spodnie.
Charlie wbił wzrok w swój patyczek, mamrocząc przy tym z desperacją “zmień się, no zmień się”.
– Kto…? – urwał, widząc Rona machającego patyczkiem z ponurą miną. – Merlinie drogi…
Podszedł do brata, który wstał z zajmowanego fotela i z lekkim oporem klęknął przed nim, zabierając się za rozpinanie spodni. Draco zasłonił Harry’emu oczy.
– Nie będziesz mi na to patrzeć – mruknął mu do ucha, cmokając je delikatnie.
– A ty to co?
– Mnie oni w żaden sposób nie rajcują, ale z tobą to różnie może być – szepnął, przechodząc z leniwymi pocałunkami na szyję bruneta, który mruknął aprobująco.
– Ej chłopaki, nie odpływajcie do swojej krainy – rzucił rozbawiony Fred. – Ułatwicie tym dwóm zadanie, zmniejszając im widownię.
– Zamknij się, lepiej że nie patrzą… – prychnął Charlie i pocałował lewy pośladek najmłodszego brata. Kiedy skończył szybko wrócił na swoje miejsce.
W trzeciej turze wypadło na Draco.
– Jeżeli przypadkiem padnie na ciebie, Harry, to masz oddać fanta, bo nie ręczę za siebie… – powiedział na wstępie.
– Hej, nie decyduj za niego. Pamiętaj, że nie może wiecznie oddawać fantów. W końcu skończą mu się ubrania…
– Ron ma rację. Wolałbym zostać w ciuchach tak długo jak to tylko możliwe...
– Numer cztery idzie w ślinę z – spojrzał na Ginny – szóstką. I nie, Harry… W tym przypadku byś chciał oddać fant...
Brunet przyznał mu w duchu rację. Nie chciał całować się z nikim poza Draco.
– No przyznawać się, kto ma wymienione numerki? – Blondyn rozejrzał się po “poddanych”.
Fred i George podnieśli ręce, patrząc na siebie z konsternacją.
– No dalej. Albo wykonujecie zadanie, albo wybieracie karę – ponaglił ich Percy.
Bliźniacy patrzyli na siebie jeszcze przez chwilę, po czym wzruszyli ramionami i pochylili się ku sobie, całując. W pomieszczeniu rozległo się kilka zdumionych głosów i kilka dopingujących. Oderwali się od siebie jakoś po pół minuty i wytarli usta.
– Tracenie fanta na samym początku gry…
– … byłoby głupotą – stwierdzili nonszalancko i sięgnęli po swoje piwa.
– Oto postawa godna weteranów tej gry – skwitował ze śmiechem Bill. – Dobra, ludzie, bez ociągania kolejne losowanie!
Tym razem znów wypadło na Ginny.
– Och, mam chyba dobrą passę. – Ucieszyła się. – Co by tu… Niech numer cztery – spojrzała na Draco, który uśmiechnął się nieznacznie – zatańczy kankana z numerami dwa i dziewięć. W spódnicach.
Parę minut później na środek skrzywionego okręgu jaki utworzyli z siedzeń wyszli Harry, Charlie i Bill.
– Ładne trio – zachichotał Igniss.
– Ładne nóżki – dodał rozbawiony Fred.
Wylosowani chwycili się za ramiona i z magicznego gramofonu rozległa się muzyka. Z początku ich ruchy były nieskoordynowane, ale z czasem całkiem nieźle się zgrali i śmiali się tak jak pozostali. Bez problemu dotrwali do końca utworu.
W ruch poszła następna kolejka procentów.
– Chcę żeby numer dwa podłubał w nosie numerowi trzy – oznajmił ze śmiertelną powagą Percy, co samo w sobie wywołało salwę śmiechu.
Do wykonania zadania zgłosiła się Ginny, a osobą “obsługiwaną” okazał się być Igniss. Dziewczyna podeszła do niego z nieszczególnie zachwyconą miną
– Dobrze, że ostatnio spiłowałam paznokcie, przynajmniej nie zrobię ci krzywdy… – mruknęła, zatrzymując się przed nim.
– Ciesz się, że nie mam kataru – odparł chłopak, poddając się jej bez sprzeciwu.
Kolejny rozkaz należał do Harry’ego.
– Numer dwa ma przełożyć sobie numer sześć przez kolano i dać mu klapsa.
Dwójką okazał się być Bill, a szóstką… szóstką był Draco, który rzucił swojemu chłopakowi oburzone spojrzenie. Brunet nie był zadowolony z takiego obrotu spraw, ale nie mógł zmienić rozkazu ani osób.
Ślizgon podszedł do Billa, patrząc na niego z twardością w oczach.
– Obiecuję, że nie będzie za mocno…
– To mi najmniej przeszkadza…
– Dobra, po prostu miejmy to już za sobą – mruknął, przyciągając chłopaka i układając sobie na kolanach. Klepnął go lekko w pośladki i zaraz postawił z powrotem na nogi.
Zażenowany nastolatek wrócił na swoje miejsce, gdzie dostał całusa w kącik ust.
– Później mi to wynagrodzisz… – szepnął tylko, sięgając po swoje piwo.
– To oczywiste – odszepnął. Nawet jeśli to był Bill i nawet jeśli tylko wykonywał zadanie, Harry’emu nie podobało się, że ktokolwiek położył ręce na tyłku Draco.
Patyczek z koroną ponownie znalazł się w dłoniach jedynej przedstawicielki płci pięknej obecnej w pomieszczeniu.
– Siódemka ma udawać bobasa…
– Chwila… coś mi tu nie gra. Trzeci raz jesteś królem i trzeci raz wskazujesz na mnie. – Splótł ręce na piersi i spojrzał na nią nieufnie. Przez chwilę odwzajemniała jego spojrzenie, ale ostatecznie nie wytrzymała i odwróciła głowę.
– Ostrzegałem cię, Charlie. – Percy posłał mu rozbawione spojrzenie.
– Patyczki zaczarowaliście czy co…? – Bill patrzył to na Ginny to na Percy’ego.
– Między innymi. – Ginny wzruszyła ramionami, a Draco ukrył uśmiech w szyi Harry’ego, całując go leniwie. – Nie sądziłam, że tak szybko się zorientujesz…
– Miałem w kółko dwa numery: cztery i siedem. To mógł być przypadek… ale z każdą kolejną kolejką robiło się coraz bardziej podejrzane. Musiałbym być idiotą, żeby się nie skumać już teraz. – Spojrzał na nią z politowaniem.
– Dobra, ludzie, to ma być zabawa...
– …więc darujcie sobie te podstępy i kontynuujmy grę.
– Nie wierzę, że to bliźniacy uspokajają resztę – rzucił rozbawiony Harry, sunąc palcem po kolanie Draco.
Powtórzono losowanie i tym razem Charlie, urozmaicając pomysł siostry, kazał jedynce niańczyć udającego niemowlaka czwórkę. Padło na Rona jako niańkę i Georga jako dziecko.
//*//
Gdy zaczęły kończyć się pomysły na akceptowalne zadania, nowi gracze pojęli, dlaczego najlepiej było zachować wszystkie ciuchy jak najdłużej się dało…
Fakt że większość towarzystwa była już mocno wstawiona działo jednocześnie na korzyść i niekorzyść graczy. Zadania były co prawda coraz odważniejsze, ale też sami gracze byli w stanie więcej zrobić… Przynajmniej zazwyczaj. Większość bowiem pozbawiona już była skarpetek, Percy siedział w samych spodniach, Ig jedynie w bieliźnie, a Ginny miała na sobie tylko koszulkę i majtki (jako ostatniego fana odrzuciła stanik zamiast koszulki). Jedynie Draco i Ron wciąż pozostawali całkowicie ubrani. No cóż, przynajmniej do tej chwili.
– No chyba cię powaliło, Fred! Nie będę nikomu wkładał ręki do gaci! A już z pewnością nie Mal… Draco! – poprawił się Ron.
– Wyjątkowo się z nim zgadzam… Nie pozwolę, by ten dotykał mnie w takich miejscach!
– Skoro obaj odmawiacie wykonania zadania, to obaj oddajecie fanty. Ruchy, moi drodzy, rozbierać się!
Draco ściągnął przez głowę koszulę, pozostając w samych spodniach i skarpetkach. Ron z kolei zaczął od skarpetek.
– Też powinieneś zacząć od dołu, głupku – prychnął Harry, po czym pochylił się i pocałował blondyna w nagie ramię.
– W tej turze wasz los zależy ode mnie – zażartował Bill. – Jedynko, rozkazuję ci rozebrać się do naga i zatańczyć kaczuszki tu na środku! – Wskazał ręką wnętrze okręgu.
– Cóż za niezwykle interesujący wybór: rozebrać się albo się rozebrać… Dzięki, William. Wybieram tę bardziej minimalistyczną wersję. – Charlie ściągnął spodnie i rzucił nimi w brata. Pozostał w samym swetrze i bokserkach. Igniss rzucił mu dłuższe spojrzenie, na szczęście dla siebie, nie czerwieniejąc bardziej niż już był.
– Hmm… co by tu wymyślić – mruknął Harry, wpatrując się w swój zwycięski patyczek. – Niech piątka ujeżdża siódemkę.
– W jakim sensie “ujeżdża”?? – spytał Ig.
– No jak w jakim sensie… w normalnym. Siadasz na nim i go ujeżdżasz...
– Dobra, ogarniam… – bąknął zażenowany. – To kto jest moją siódemką?
– Nie wierzę… – jęknęła Ginny. Nie było mowy, by którekolwiek z nich oddało fanta, nie odsłaniając przy tym swoich intymnych miejsc. A żadnemu z nich nie widziała się wizja paradowania przed nimi wszystkimi bez bielizny.
Igniss podszedł do niej, odrobinę chwiejnym krokiem, kładąc rękę na jej ramieniu. Ustawił się tak, by usiąść jak najdelikatniej na biodrach dziewczyny.
– Ale ja miałem na myśli na barana… – wypalił Harry, dopiero w tej chwili uświadamiając sobie, jak dwuznacznie zabrzmiało jego polecenie.
Igniss spojrzał na niego jak na idiotę.
– Powiedziałeś całkowicie co innego...
– Wiem, co powiedziałem. Ale nie o tę wersję mi chodziło… – mruknął zażenowany, co spotkało się z kilkoma rozbawionymi prychnięciami.
– Boże, Draco… Chodzisz z idiotą...
– Raczej uosobieniem niewinności – poprawił go Fred. – Czy tylko ja czuję się w tej chwili…
– …jak najgorszy zbereźnik? Nie, nie tylko ty.
– Oj, odwalcie się ode mnie – prychnął Potter. Draco zachichotał, obejmując go w pasie i opierając podbródek na jego ramieniu.
– To jest urocze… – szepnął, przechodząc dłońmi pod koszulkę. Gładził go leniwie po brzuchu, stopniowo przechodząc wyżej.
– Draco… – wymruczał i ujął jedną dłonią jego szczękę. Uniósł ją odrobinę, by ułatwić sobie dostęp do jego ust i wpił się w nie gwałtownie. Oderwali się od siebie dopiero kiedy musieli znów losować.
//*//
– Szego tu jeszcze nie mieliśmy? – zaseplenił Ron, patrząc na swój patyczek z koroną. Z zamyśloną miną pociągnął łyk whisky prosto z butelki. – Teraz bedzie seksi taniec.
– W czyim wykonaniu? – dopytał Charlie z figlarnym uśmieszkiem.
– Och, no tak… Numerki. – Zmarszczył delikatnie nos, zastanawiając się. – Czy? Tak, niech będzie czy.
– O, to ja – rzucił wesoło smokolog. Wstał nieco chwiejnie i podszedł na środek, patrząc wyczekująco na Rona. – No, młody, z kim mam zatańczyć? Byle to nie był Percy, bidulek ma dwie lewe nogi. Z Billem i Harrym już dziś tańczyłem, więc ich też możesz sobie odpuścić.
– Char, to nie koncert żyszeń. W tej piosense… Bill, włącz coś!... Zięki. No, w tej piosence towarzyszyć ci będzie ósemka. Kto ma ósemkę?
Oczy Iga rozszerzyły się, gdy patrzył z niedowierzaniem na symetryczną cyferkę na swoim patyczku. Podniósł głowę, by spojrzeć na swoją trójkę, która przyglądała mu się w zamyśleniu.
Mężczyzna spojrzał w dół, czując dotyk na swojej piersi.
– Co tak odpłynąłeś? – spytał Ig, zaczynając się kołysać w rytm muzyki.
Rudzielec pokręcił minimalnie głową, dając znać, że to nic takiego. Poganiany nawoływaniem widowni, sam też zaczął tańczyć. Jedna ręka trafiła na bok nastolatka, sunąc po nim i co jakiś czas zapędzając się na nagie plecy. Druga z kolei przesunęła się po jego ramieniu aż do nadgarstka, który chwycił i polizał. Spojrzał płonącym wzrokiem prosto w szare oczy.
Igniss westchnął drżąco, przysuwając się bliżej. Otoczył ramionami szyję rudzielca, palce wsuwając w krótkie kosmyki. Zakołysał biodrami na boki, nagą klatką piersiową przylegając do piersi Charliego. Przybliżył swoją twarz do twarzy mężczyzny tak, że ich nosy stykały się ze sobą. Uśmiechnął się lekko, przekrzywiając nieznacznie głowę, zupełnie jakby chciał go pocałować.
Smookolog zaatakował wargi młodszego czarodzieja, wyrywając z jego gardła aprobujący pomruk. Igniss wbił paznokcie w kark rudzielca, pogłębiając pocałunek. Prawą ręką przesunął po okrytym materiałem ramieniu, docierając do dłoni i przeskakując na bok mężczyzny.
Zjechał dłońmi z bioder na pośladki i ścisnął je lekko. Ig jęknął cicho, zasysając się na jego języku. Prawa dłoń odsunęła się na cale i trzepnęła pośladek nastolatka, zaraz na powrót miętosząc go, tak samo jak drugi. Igniss w tym czasie przesunął dłonią po jego podbrzuszu i jęknąwszy, kiedy padło uderzenie, zahaczył palcami o domagającego się uwagi penisa. Twardego penisa.
Brunet przerwał z mlaśnięciem pocałunek, rzucając krótkie spojrzenie mężczyźnie, po czym odepchnął go od siebie. Ruszył w stronę swoich ubrań, zbierając je z podłogi.
– Uciekam spać, za dużo wypiłem – rzucił do reszty i wycofał się z pomieszczenia.
Rudzielec patrzył za nastolatkiem zamglonym od pożądania wzrokiem. Lecz zaraz odwrócił się, wracając na swoje miejsce. Jego sweter był dość długi, ale wciąż tylko częściowo zakrywał jego erekcję. Ale kompletnie się tym teraz nie przejmował. Usiadł na kanapie niedaleko Rona i sięgnął po swoje piwo. Jego wzrok powędrował przy tym ku Harry’emu i Draco… który bardzo otwarcie mu się przyglądał. Odwzajemnił spojrzenie przez ten moment, gdy podnosił butelkę, po czym oblizał wargi i pociągnął łyk złotego napoju.
– Co jest, Draco? Nie podobało ci się wykonanie naszego zadania?
– Żebyś wiedział, że nie – prychnął, odsuwając się nieznacznie od Pottera. – Jesteś dokładnie taki sam… jak Lou – wypluł z jadem, wstając i pomagając podnieść się swojemu chłopakowi.
– Nie znam gościa i niewiele o nim wiem, ale jedno mogę powiedzieć. Nigdy nie potraktowałbym Iga tak jak on. Raz, że widzę, że Ig taki nie jest, a dwa – nigdy z nim nie będę.
– Och, daruj sobie. Właśnie w ten sposób jesteś do niego podobny. Dajesz mu nadzieję, by po chwili wylać na niego kubeł zimnej wody.
– Uważam, że całkiem jasno wyjaśniłem Igowi, jak wygląda sprawa między nami.
– I myślisz, że nagłe większe zainteresowanie z twojej strony nie da mu nadziei? Nie, no bo po co! Patrzysz na niego jak na kawał mięsa!
– Draco! – zawołał ostrzegawczo Harry. Nie chciał, żeby między blondynem, a którymkolwiek z Weasleyów wywiązała się kłótnia.
– A więc idź i mu to powtórz, może ciebie posłucha, bo mi i moim braciom najwyraźniej nie wierzy. Niby słyszał, ba! nawet widział na własne oczy, ale chyba potrzebuje dosadnego wytłumaczenia. – Spojrzał na blondyna wyzywająco. – Więc jak już do niego pójdziesz, wytłumacz mu, proszę, że zakochał się w facecie, który będzie się pieprzył z każdym, kto mu się spodoba. Z niektórymi raz, z innymi regularne… W sumie czy nie brzmi to tak, jakbym się sprzedawał? Myślisz, że da sobie spokój, jeśli pomyśli, że jestem dziwką?
Blondyn sapnął, słysząc ostatnie słowa mężczyzny. W tej chwili pomyślał o innym brunecie i jego reakcji. Co Harry zrobi, kiedy dowie się prawdy o nim? Kiedy usłyszy, że Draco od paru lat zdobywał doświadczenie w łóżku? Że falatio albo inne sztuczki w tej dziedzinie wychodzą mu bardzo dobrze tylko dlatego, bo musiał wiele ćwiczyć? Będzie zniesmaczony? Zdegustowany? Będzie chciał dać sobie z nim spokój?
Na Salazara… Oby Harry nigdy się nie dowiedział.
– CHARLIE, uspokój się! Jesteś kompletnie pijany...
– Nie wtrącaj się, Williamie. – Zgromił brata wzrokiem. – To czy jestem pijany nie ma tu nic do rzeczy, a już z pewnością nie wpływa na fakt, że nie zamierzam zmieniać siebie ani swojego stylu życia. Nawet jeśli ty mnie o to prosisz. A skoro tak – znów utkwił zdecydowane spojrzenie w Draco – to dla Iga nie ma miejsca w moim życiu. Ale dzieciak jest uparty i zdecydował się nie słuchać, co do niego mówię.
– Sam nie jesteś lepszy, Charles! Uparty i głu...
– Kazałem ci się nie wtrącać, Williamie. – Uniósł nieznacznie głos, wcinając się bratu w zdanie. Zwrócił się do Draco normalnym tonem. W ogóle nie dawał mu dojść do słowa. – Więc będę zachowywał się jak skończony dupek i drań. Im szybciej sprawię, by mnie znienawidził, tym lepiej. Masz rację, Draco, pożerałem go wzrokiem. I każdego innego przystojnego mężczyznę na jego miejscu też bym pożerał wzrokiem. Albo piękną kobietę. I tak, wykorzystałem okazję, jaką dało mi to zadanie, bo czemu nie? Ignissowi się zdecydowanie podobało, mi także, więc jesteśmy kwita. Wyszedłem przez to na podrywacza i napaleńca? Tym lepiej, bo to kurwa cały ja! A teraz łaskawie zabierz całą pogardę, z którą na mnie patrzysz i idź wpoić ją swojemu kuzynowi. – Mówiąc to, chwycił swoje ubrania i wstał, by opuścić pomieszczenie. Jednak ręka Rona zaciśnięta na jego nadgarstku trochę mu w tym przeszkadzała. Odwrócił się ku niemu. – Młody, puść mnie.
– Nie jesteś fcale taki sły, Charlie…
Brwi smokologa na moment ściągnęły się, kierując nieco ku górze.
– To miłe, że tak we mnie wierzysz, Ron. – Jego głos zmiękł. – Ale taki właśnie jestem. A teraz puść mnie, dla mnie impreza się skończyła. – Stanowczo, ale łagodnie oswobodził rękę z uścisku. Przechodząc przez środek okręgu, spojrzał jeszcze po raz ostatni na Draco. – Mówiłem całkiem poważnie. Uświadom go, jaki ze mnie skurwiel. Jutro sam mu to wszystko powiem, jeśli wciąż do niego nie dotrze.
– I bez twoich rozkazów to zrobię, dupku – warknął za nim Ślizgon. Jednak biorąc pod uwagę jak cicho to zrobił, wyglądało to bardziej tak, jakby mówił do siebie.
– Bill, nie pójdziesz za nim? Przecież on…
– Nie, Ginny. Rano z nim porozmawiam, teraz i tak nie będzie chciał mnie słuchać. – Nie żeby rano miało być lepiej, pomyślał. Spojrzał po wszystkich. Fred opierał się o Georga, przysypiając, Ron był kompletnie pijany, a równie pijany Harry próbował uspokoić Draco. Ginny i George co prawda wyglądali na w miarę kontaktujących, ale za to ewidentnie nie byli już w nastroju na zabawę. Stan Percy’ego był ciężki do odgadnięcia, ale raczej też miał już dosyć. Jego samego za to bolała głowa. Nie był tylko pewny czy od alkoholu, czy to przez jego głupiego młodszego brata, któremu będzie musiał jakimś cudem przemówić do rozumu. – My też już chyba kończymy zabawę.

//*//


Draco wyszedł cicho z pokoju, zostawiając w łóżku śpiącego błogo Harry’ego.

Wczoraj, nim wlał w niego eliksir niwelujący negatywne skutki alkoholu i położył do łóżka, obiecał, że nie będzie robił więcej awantur Charliemu. Ale nikt mu nie powiedział, żeby nie robił “awantury” swojemu bratu.
Zapukał cichutko do pokoju Rona i wszedł, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź.
Rudzielec o dziwo był cicho, wciskając twarz w poduszkę i wystawiając tyłek na światło, które padało od świecy przy łóżku Blacka.
– Jeśli cię nie jara taki widok, to nie patrz – odezwał się Ig, stojąc przy oknie i rozczesując długie blond włosy.
Draco natychmiast na niego spojrzał. Igniss musiał zmienić szybę w lustro, na co uniósł jedną brew.
– Myślałem, że nie jesteś pewny swoich umiejętności.
– To tylko umiejętne wykorzystanie szronu na szybach, lodu i niskiej temperatury.
– Nieważne. – Uciął cicho, spoglądając jeszcze raz na przyjaciela Harry’ego. – Wiesz, że nie o tym chcę gadać. Daj sobie spokój z tym dupkiem. Wczoraj sam przyznał, że nie chce tworzyć z tobą jakiejkolwiek innej relacji niż ta łóżkowa. Ten palant jest nawet gorszy od Lou!
– Draco, proszę cię… To moja sprawa, w co się pakuję – westchnął długowłosy.
– Jesteśmy rodziną, to oczywiste, że to też jest moja sprawa! Dla niego jesteś tylko ciasną dziurą, w której chce zamoczyć, z ładną buźką w pakiecie. Nie pakuj się w taki toksyczny związek. Jeden to dla ciebie za mało?
– Boże, brzmisz jakby Charlie był pedofilem, a ja siedmioletnim dzieciakiem. Zresztą to nie tak, że gdyby do czegoś między nami doszło, to byłbym temu przeciwny.
– Ty chyba nie mówisz poważnie?!
– Wiesz, seks za obopólną zgodą nie jest gwałtem.
– W jego przypadku to będzie tylko seks dla przyjemności, a nie z powodu uczuć. Których swoją drogą do ciebie nie żywi żadnych. Chcesz cierpieć dla jego satysfakcji? Przeleci cię i odhaczy jako kolejną zdobytą dupę. Naprawdę tego chcesz?
– Draco…
– Sam to wczoraj potwierdził. Przeleciałby każdego, kto jest w jego typie i chętny…
– Więc dlaczego wczoraj nie poszedł za mną?
Draco spojrzał na brata skonsternowany.
– C-co?
– Dlaczego pozwolił mi odejść? – ponowił pytanie Black. – Byliśmy obaj podnieceni. W potrzebie. Mógł za mną pójść i mnie zaliczyć. Nie odmówiłbym mu, gdyby to zrobił… I on też musiał być tego świadom. Dlatego moje pytanie brzmi: dlaczego tego nie zrobił?
Ślizgon przez chwilę się nie odzywał, marszcząc brwi i rzucając bliźniakowi długie spojrzenie. Co miał mu na to odpowiedzieć? Nie miał pojęcia, dlatego ten kutas nie wykorzystał okazji. Która swoją drogą była idealna. Gdyby od razu poszedł za Igiem, Draco nawet by nie zainterweniował. Stwierdziłby, że ugadali się w ten sposób. W końcu przed odejściem Igniss coś mu powiedział…
Dlaczego nie brał czegoś, co chciał i miał podane praktycznie na tacy?
– Nie wiesz, prawda? – spytał łagodnie, zaplatając do końca długiego warkocza. Sięgnął po kolczyk, który był odpowiedzialny za zmianę koloru włosów. – Ja z kolei mam pewną teorię. Charlie nie zrobił tego, bo nie jest taki, jak sądzi. A przynajmniej nie do końca. Okłamuje sam siebie, bo tak mu prościej. Nie chce tworzyć z nikim związku, więc robi z siebie nieczułego dupka, któremu tylko seks w głowie. Ale… – Odwrócił się w stronę młodszego brata. – Dlaczego w takim razie, zdarza mu się patrzeć na ciebie i Harry’ego ze słabo ukrywaną zazdrością? Nie zarywa do was, bo nie chce rozwalać wam związku…
– Tylko by spróbował – warknął, wściekając się na samą myśl, że facet mógłby startować do Harry’ego.
– Skoro dla niego związki są nieważne, czemu hamuje się, bo ktoś inny w tym związku jest?
– Może robi to przez wzgląd na rodzinę? W domu nie pokaże jakim jest casanovą.
– I tak cały czas by się hamował? Zobacz, ile razy zdarzało mu się traktować mnie z podtekstem, czasem nawet nieświadomie. Do tego jakoś nie miał oporu flirtować z Charlotte tuż przy Billu i bliźniakach.
– I przy tobie.
– Ja to inna bajka…
– Inna bajka powiadasz. To znaczy, że chcesz dać sobie z nim spokój?
– Tego nie powiedziałem.
Draco przez chwilę obserwował w milczeniu brata.
– Jesteś jakiś inny dzisiaj.
– Inny? – powtórzył za nim zaskoczony. – W jaki sposób inny?
– Nie wiem. Jesteś jakby chłodniejszy. Zanalizowałeś całą sytuację, zamiast być obrażonym na tego dupka. Jak na przykład zrobiłeś z Ronem, kiedy na mnie naskakiwał.
– Nie zawsze muszę być bezmyślnym szczeniakiem. Czasami dobrze spojrzeć na coś z boku – mruknął, patrząc na niego dłużej.
– Racja – przytaknął powoli i uśmiechnął się lekko.
~*~

1 komentarz:

  1. Hej,
    co za podstępna Ginny, zemściła się na Charlim, a może jednak już zaczyna coś czuć do Ignisa?
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń