~*~
–
Ginnuś, siostrzyczko, żabciu moja, nie złość się. Wiesz przecież, że ja tak
tylko z miłości. – Charlie mówił najprzymilniej, jak tylko potrafił. – Więcej
tak nie zrobię, słowo honoru. To jak, wybaczysz braciszkowi? Latam po całym
domu, żeby cię przeprosić.
– Oj, to
sobie rzeczywiści naskrobał – zagaił brunet bardziej do Ginny niż do mężczyzny.
– Nie
bardziej niż zwykle, ale kiedyś musi w końcu pożałować bycia sadystyczną świnią
– prychnęła.
–
Świnią? – powtórzył za nią zaskoczony, wodząc za nią wzrokiem. – A zdradzisz mi
potem więcej szczegółów?
Wzruszyła
zbywająco ramionami i ruszyła ku wyjściu. Kiedy mijała brata, pociągnęła go z
bara. Drzwi zamknęły się za nią z trzaskiem.
– Też
cię kocham! – krzyknął za nią Charlie, po czym podszedł do skrzyni i usiadł na
niej z cichym westchnieniem. Schylił się, próbując w przelocie pogłaskać
kicającego niedaleko królika, ale zwierzak uciekł z jego zasięgu. – A kiedyś
była taka słodka… Idę o zakład, że ma właśnie okres – mruknął pod nosem,
dotykając lewego policzka. Wciąż czuł jakby lekkie odrętwienie skóry. Musiała
włożyć w ten cios całą swoją siłę… Podniósł głowę, spoglądając na Iga. – Wybacz
tę scenę. Trochę za bardzo jej dokuczaliśmy… no dobra, głównie ja, choć postawa
Billa najwidoczniej przepełniła czarę. Zazwyczaj stawał w obronie jej czy Rona,
ale tym razem wziął moją stronę. No i się wkurzyła. Nie spodziewałem się
jednak, że mi przyłoży… – Jego mina wyrażała mieszaninę niezadowolenia i
irytacji.
–
Uderzyła cię? – sapnął cicho zaskoczony.
– A nie
widać? Wciąż czuję kształt jej dłoni...
Igniss
pochylił się w stronę Charlesa i dopiero wtedy dojrzał w półmroku
zaczerwienienie na policzku.
Wargi zadrżały, kiedy nastolatek ze wszystkich sił
próbował się nie zaśmiać. Na darmo. Już po chwili w pomieszczeniu rozbrzmiał
śmiech bruneta.
– Jasne,
śmiej się, proszę bardzo – burknął mężczyzna i wydął lekko wargi, naburmuszony.
– Oj,
nie bocz się – odparł, odkładając królika i zbliżył się ku mężczyźnie. –
Pocałuję i przestanie boleć. – Mówiąc to, pogładził policzek i ucałował go.
Spojrzał psotnie na mężczyznę.
– Coś
słabo się postarałeś, dalej boli... – Podparł się z tyłu i odwzajemnił
spojrzenie.
– Bo
żeby naprawdę nie bolało, musiałbym się dostać od drugiej strony – odparł i
znów zminimalizował odległość między ich twarzami. Tym razem jednak nie
policzek był celem, a kuszące go od dłuższej chwili usta rudzielca. Kładąc
dłonie na ramionach mężczyzny, pogłębił pocałunek, tym samym tracąc kontrolę
nad sytuacją.
Charlie
chwycił go za bluzę i przekrzywił głowę, włączając się w pieszczotę. Mimo nieco
gwałtownego początku, całował go delikatnie. Jego język poruszał się leniwie i
z wprawą, kilka razy wycofując się, by mógł pieścić wargi Ignissa. A potem znów
wślizgiwał się w chętne usta. Gdy wreszcie się od siebie odsunęli, Ig siedział
mu na kolanach, oddychając ciężko.
– Teraz
było dużo lepiej. Faktycznie przestało boleć – szepnął z chochlikami w oczach.
Jego dłoń w trakcie pocałunku przeniosła się z piersi na biodro chłopaka.
Zsunął ją na jego udo, dopiero teraz uprzytamniając sobie, w jakiej są pozycji.
Cofnął ją całkiem.
–
Widzisz… To dlatego, że się starałem. – Wzruszył niedbale ramionami. – I nie
musiałeś jej zabierać.
–
Musiałem, bo chcę żebyś wstał.
– Kiedy
mi na tobie jest tak wygodnie.
– Dałem
się ponieść, ale koniec już tego dobrego. To jak? Zejdziesz sam czy mam ci
pomóc?
– No
już, już. Schodzę – mruknął, podnosząc się z jego kolan i odsuwając o krok.
Rudzielec
też wstał i otrzepał spodnie na tyłku.
– Pójdę
znów poszukać Ginny, może jakoś uda mi się ją udobruchać.
– Życzę
szczęścia. Musisz mieć go dużo, by ci wybaczyła – powiedział bardziej do
siebie, obserwując wychodzącego mężczyznę.
//*//
Igniss
prowadził ożywioną rozmowę z bliźniakami, prowadząc ich ruchliwymi ulicami
Londynu.
– No
mówię wam! Kiedy eksperyment wybuchł, zielona maź padła na wszystkich łącznie z
nauczycielką. Adams była na nas nieźle wkurzona, bo godzinę po naszych
zajęciach miała poznać swoich przyszłych teściów… – Przystanął przy światłach,
czekając na zielone. – Razem z przyjaciółmi trafiliśmy na dywanik u dyrka, więc
pogadaliśmy z nim troszkę, co doprowadziło do tego, że puścił nas bez żadnej
kary.
Ponowił
kroku, kiedy tylko zmieniły się światła.
–
Musiałby być ostatnim dupkiem, gdyby ukarał was za nieudany eksperyment –
stwierdził Bill.
–
Właśnie, raczej powinien was pochwalić...
– …w
końcu możliwe że odkryliście jakąś nową substancję. – Fred pokiwał głową,
przytakując swojemu bliźniakowi.
– No
nie? – Brunet zaśmiał się wesoło, przystając przy drzwiach prowadzących do
sklepu z alkoholami świata. Te akurat otworzyły się, nim brunet złapał za
klamkę ukazując wymalowaną dziewczynę o ognistych falach. Obydwoje sapnęli
cicho, patrząc na siebie.
Następnie
twarz dziewczyny wykrzywiła się w gniewnym grymasie.
– Black!
Ty gnoju!
Igniss
cofnął się o krok, jednak to nie uchroniło go przed rozwścieczoną rudą. Ta
natychmiast znalazła się przy nim. Wzięła zamach i uderzyła go z otwartej dłoni
w twarz.
– Cóż…
należało mi się – mruknął i jęknął cicho, bardziej z zaskoczenia, kiedy
dziewczyna uderzyła go jeszcze raz.
– Ty
dupku! – krzyknęła, zaciskając dłonie w pięści i bijąc tym razem Blacka w
ramię. – Mam nadzieję, że gnębili cię tam! I poniżali! Gadzie podły!
– Chodź
tu do mnie – mruknął, próbując złapać przyjaciółkę za ramiona i przyciągnąć do
siebie.
– Nie! –
Wyrwała się gwałtownie. – Znów to samo! Zachowujesz się, jakby nic się nie
stało… – Przygryzła wargę, pociągając nieznacznie nosem.
– Wiesz,
Ig, czuję się trochę jakbym oglądał własne wspomnienia, choć brakuje jednego
szczegółu. Mówię ci, dopadła cię karma za to, że się ze mnie nabijałeś.
– Bardzo
śmieszne! – zawołał, łapiąc jeden z nadgarstków Charlotte. – Ty się nabijasz, a
ja muszę ujarzmić wściekłą tygrysicę. Auu! – krzyknął, kiedy ta dla odmiany
kopnęła go w piszczel. – Bez takich mi tu!
– Ta
tygrysica zaraz cię zabije, Black!
– I było
ją bardziej denerwować? Ach, no tak… – zaczął George konwersacyjnym tonem, ze
spokojem przyglądając się ich szamotaninie.
– …Ig
chyba wspominał coś, że jest masochistą. – Fred oparł się o bliźniaka,
obserwując ich z równie stoickim zainteresowaniem.
– Jak
chcecie, to możemy zostawić was samych...
– …ale
chwila, przecież Ig twierdzi że woli facetów, no nie?
– Charlie!
Nie szarżuj! – dobiegł krzyk od strony sklepu. Dwóch chłopaków podbiegło do
szamoczącej się pary. Obydwoje złapali wściekłą dziewczynę i odsunęli ją
nieznacznie od Blacka.
– Jeju,
Charlie… Ciebie tylko na chwilę spuścić z oczu i już robisz zadymę. Jesteś
jeszcze gorsza od Iga!
– Ten Ig
właśnie przed nami stoi, Bran. – Blondyn wskazał głową na “ofiarę”
przyjaciółki. – Cześć, głupi Blackie.
– Ty
naprawdę masz równie kiepską opinię jak bliźniaki – zagadał Bill, stojąc w
bezpieczniej odległości od niego i dziewczyny.
– Wcale
nie mamy złej opinii.
–
Właśnie, to się nazywa sława, Bill.
– Tak,
tak, łudźcie się dalej.
– Tak
naprawdę to mam gorszą opinię. – Igniss wzruszył ramionami, rzucając mężczyźnie
krótkie spojrzenie.
– Hmm
brzmi interesująco, opowiesz mi potem, o co chodzi? – Charles szturchnął go
lekko łokciem, by Ig na niego spojrzał.
–
Mooooże… Bran – zwrócił się do przyjaciela – możesz już ją puścić. Chyba się
uspokoiła.
Brandon
puścił uczynnie dziewczynę, która prychnęła wściekle, depcząc chłopakowi po
palcach.
– Na
tobie też się zemszczę! – wysyczała, po czym przeniosła wściekłe spojrzenie na
Iga. – No więc, pedałku. Nie gnębią cię w tej twojej cudownej szkole dla
cudownej młodzieży? Mam nadzieję, że chociaż raz ktoś ci złamał ten twój
śliczny nosek.
– Tak
właściwie to ja złamałem nosek dwóm osobom.
– Ach,
tak? Bo uwierzę!
– Dwóm?
To poza Ronem…
–
...ktoś się jeszcze nawinął?
–
Pobiłeś się z Ronem?! – sapnęli w duecie najstarsi Weasleyowie.
– Ups…
nie wiedzieliście? – Fred zasłonił ręką usta w parodii skruchy.
–
Właściwie to się nie pobili.
– Ig mu
przyłożył.
– Przy
całej szkole.
Igniss
wywrócił oczami.
– Mógł
mnie nie prowokować – powiedział jedynie, nawet nie bawiąc się w wymówki. –
Podobnie było z Zabinim.
– Cóż,
skoro zasłużył, to jego problem. – Charlie wzruszył ramionami.
–
Mógłbyś chociaż udawać, że się przejąłeś. – Bill spojrzał na niego karcąco.
–
Przecież ostatecznie nic mu nie jest, więc nie już co tego roztrząsać, no nie?
Było - minęło. I jak tak dalej będziemy plotkować przed sklepem, to minie nam
też impreza, więc proponuję władować się do środka.
//*//
Po
krótkim zapoznaniu przyjaciół Iga z rodzeństwem Weasley, Charlotte postanowiła
dołączyć do nich na krótką chwilę. Brana i Zandera z kolei wysłała do
mieszkania, by tam na nią czekali. Igniss nawet nie próbował jej powstrzymywać,
wiedząc, że jak dziewczyna się uprze na coś, to mało co ją powstrzyma przed
realizacją planu.
– Więc
nikt cię nie gnębi? – spytała, zabierając Charliemu sprzed nosa butelkę Jacka
Danielsa. – Udajesz grzeczniutkiego pudelka?
– Tylko
ty wymyślasz dziwaczne porównania, skarbie – mruknął brunet, wywracając oczami.
– Kiedy niby byłem według ciebie pudelkiem?
– Hm,
teraz? – Bezwstydnie zlustrowała postać swojego imiennika. – Charlie, mówił ci
ktoś, że jesteś w moim typie?
– Dla
ciebie każdy, kto ma sprzęt między nogami jest w twoim typie – warknął, nim
zdążył się powstrzymać.
– Powiem
ci, Charlie, że byśmy się dogadali, bo ty również idealnie się wpasowujesz.
Dziewczyna
z zadowoleniem odrzuciła włosy do tyłu.
– Dziwka
z ciebie, wiesz? – mruknął brunet, na co dziewczyna zaśmiała się cicho.
– Ig,
nie przesadzasz aby? – Charles spojrzał na chłopaka z wyraźnym niesmakiem,
przerywając na chwilę wkładanie kolejnych zgrzewek piwa do trzymanego przez
Georga koszyka.
– Ale za
to mnie kochasz, pedałku. Nazwiesz mnie tak jeszcze raz? – spytała, przysuwając
się do młodszego chłopaka niebezpiecznie.
– Eee,
nie. Nie wciągniesz mnie w swoją zabawę tylko dlatego, że znów czujesz potrzebę
bycia zmieszaną z błotem.
– Oj, to
nie moja wina, że czasami lubię sobie poświntuszyć.
– Twoja
świnia ci w tym nie pomoże? Czy znów się rozeszliście?
–
Rozeszliśmy – powiedziała wolno, z ustami przy zaczerwienionym policzku
bruneta. – I dlatego, jak sam rozumiesz, nie ma mnie kto grzać w nocy. Więc co
ty na to, byśmy się nawzajem wspomogli. Taka tam mała ręczna robótka.
– Weź
zainwestuj w wibrator, co? Bo widzę, że cipka za bardzo cię już swędzi. –
Odsunął od siebie dziewczynę, płonąc na twarzy.
– Ale
sztuczny kutas to nie to samo co prawdziwy.
–
Uwielbiasz go dręczyć, co? Ale może poczekaj chociaż aż te dziewczyny stąd
wyjdą, bo zaliczysz masowe morderstwo. – Charles kiwnął głową w stronę trzech
dziewczyn, które były przy kasie. Dwie były czerwone na twarzy, a jedna
pobladła jakby miała zaraz zemdleć.
– Oj
tam, niech się młode uczą – mówiąc to, szarpnęła Ignissa za kurtkę i pocałowała
go mocno, w akompaniamencie niedowierzającego sapnięcia głównego
zainteresowanego – jak się ściąga do łóżka dobry towar.
– Od
ciebie się raczej nie powinny uczyć...
– …
skoro próbujesz ściągnąć do łóżka geja.
– Tak
wam wmówił? A to kłamczuch.
– Ja tam
mu wierzę. – Ręka smokologa wylądowała na chwilę na głowie Ignissa, po czym
sięgnął po butelkę która stała na półce nad nim.
–
Charlie, ty podła kreaturo… Znów robisz przedstawienie!
– Sorki
no, to już nawyk. Jakoś tak fajnie się ciebie klepie po głowie.
– To nie
było do ciebie, idioto! Tylko do niej! – Wskazał na zadowoloną z siebie
dziewczynę. – Jeszcze raz mnie pocałujesz, a nie ręczę za siebie!
– Nie
mów, że było ci źle.
– Było
ohydnie.
– Ależ
dziękuję. Polecam się na przyszłość.
–
Zgłoszę się, jak będę chciał zostać impotentem na rok! – prychnął i odszedł
kawałek w stronę półek z winami (w końcu obiecał Draco, że przyniesie mu coś,
co lubi).
– Nie
to, że za tobą nie tęskniłem Blackie – zagaił nagle właściciel sklepu – ale coś
czuję, że znów stracę przez ciebie klientów.
– Czemu
przeze mnie?! To wszystko wina tej czerwonej wywłoki!
– Ig,
mógłbyś wreszcie skończyć? Nie mogę cię już słuchać. – Bill spojrzał na niego
twardo.
Igniss
zrobił minę jakby nabrał wody w usta. Nie reagując już na ciągle przekomarzanki
przyjaciółki, wybrał dwie butelki wina i poszedł zapłacić.
Po
opuszczeniu sklepu, Charlotte ku zgrozie Ignissa wyciągnęła od Charliego numer
telefonu. Chłopak jednak tego nie skomentował, jedynie łypiąc nieprzychylnie na
przyjaciółkę. Na szczęście ta zaraz pożegnała się z nimi, wracając na swoją
imprezę.
– Nie
wierzę, że naprawdę dałeś jej swój numer. – Bill pokręcił głową. – Czy ty w
ogóle masz jakiekolwiek wymagania, jeśli chodzi o partnerów?
–
Oczywiście, że mam. A Charlotte jest interesująca, z pewnością nie można się z
nią nudzić i na dodatek jest ładna. Może momentami przesadzała, ale to nie tak
że planuję się z nią wiązać, więc nie widzę problemu.
– Jak to
mówią… ciągnie swój do swojego – powiedział Black, wzruszając ramionami.
– Nie
przegapisz, żadnej okazji, co?
– Jak
pierwszy raz poszliście wszyscy na zakupy i czekaliśmy...
– … aż Ig i nasze gołąbeczki dojdą, to też
zarywałeś do naszych klientek.
– W
sumie klientów. Jak poszedłeś na zaplecze, widziałem, jak zagadywał pana Tilga.
– Okej,
facet jest całkiem-całkiem, ale ma ze czterdzieści lat. No i czy on nie jest
żonaty?
– I ma
córkę w drugiej klasie.
– Był
żonaty, rozwiedli się. – Charlie wzruszył ramionami, nie przejmując się słowami
młodszych braci. – I wcale nie próbowałem go poderwać, po prostu rozmawialiśmy.
– A
twoja dłoń sama się wybrała na jego ramię?
– Co, o
czym ty mówisz? Nie pamiętam nic takiego.
Igniss
prychnął cicho.
– Sam
mówiłeś, że ludzie błędnie odbierają rozmowę z tobą za flirt. Właśnie nam to
udowadniasz. Brawo, Charlie.
– Och,
dajcie mi spokój – burknął. – Dużo osób robi tak w czasie rozmowy.
–
Całkiem sporo wiemy o naszych stałych klientach,
– …
dzięki temu łatwiej nam im doradzić…
– … i
budujemy w ten sposób przyjemną atmosferę w sklepie…
– … ale
choć pan Tilg przychodzi do nas regularnie od samego początku…
– … to
żaden z nas nie wyciągnął z niego tego, co ty w ciągu pięciu minut rozmowy.
–
Przesadzacie. Po prostu tak popłynął temat...
– Albo
dawał ci znać, że jest wolny i chętny. Pomyślałeś o tym? – Bill włączył się do
rozmowy braci.
– Okej!
Dobra! Nieświadomie do niego zarywałem! Macie rację, zadowoleni? – Trzy rude
głowy przytaknęły. Charlie przyspieszył nieco kroku i zrównał z Igiem,
jednocześnie zostawiając braci z tyłu. – Idę do ciebie, mam już dosyć tych
kanalii.
–
Kanalii? Bo uświadamiają cię, jaki jesteś? – Chłopak spojrzał na niego spod
byka. – Ja po prostu uznałem, że nie będę brał w tym udziału. Dwa
przedstawienia ze mną w roli głównej to za dużo jak na jeden dzień.
– … Wiem
jaki jestem – mruknął. – Jestem tego do bólu świadomy, ale nie umiem inaczej.
Nie potrafię tego kontrolować, dla mnie to po prostu przyjacielska postawa.
– Spoko.
Mnie się tłumaczyć nie musisz. W końcu tylko jestem zakochanym w tobie
szczylem…
– Serio
Ig, gust to ty masz okropny.
–
Właśnie obraziłeś sam siebie, śmiem zauważyć.
Charlie
spojrzał na niego, ale jedynie wzruszył ramionami.
~*~
Hej,
OdpowiedzUsuńno Ignis to miał miłe przywitanie przez Charlotte, bardzo mi się podobało to usmażenie bólu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia