środa, 6 grudnia 2017

Rozdział 77.



~*~
Blondyn nachylił się nad śpiącym brunetem, patrząc przez chwilę na spokojną twarz. Wygiął wargi w delikatnym uśmiechu i pocałował subtelnie jego szczękę, stopniowo przechodząc do ucha. Harry mruknął przez sen i odsunął twarz od łaskoczącego natręta. Obrócił się na drugi bok.
Zaśmiał się bezgłośnie. Opuszkami palców wędrując przez bok do brzucha, przytulił się do pleców Gryfona. Ustami zaczął błądzić po karku i szyi chłopaka, w czasie gdy dłoń zatrzymał na wysokości jego piersi, zahaczając palcami o sutek. Oddech przyśpieszył mu nieznacznie na myśl o tym, jak Harry zareaguje, kiedy się wybudzi. W końcu powinien ucieszyć się z dodatkowego prezentu w świąteczny poranek, prawda?
Przez chwilę bawił się sutkiem, ściskając go delikatnie i masując na przemian. Już po chwili zaczął twardnieć pod jego palcami, a sam brunet westchnął cichutko.
Uśmiechnął się delikatnie, przesuwając dłonią po jego brzuchu. Zaprzestał pocałunków, zamiast tego liżąc małżowinę chłopaka i przygryzając nieznacznie płatek. To posunięcie spotkało się ze zdecydowanie żywszą reakcją, choć wciąż nie wybudziło Pottera. Nadął policzki, odsuwając się od niego z cichym niezadowolonym cmoknięciem i ostrożnie obrócił go na plecy, odrzucając kołdrę w ich nogi. Harry zadrżał lekko na to nagłe obniżenie temperatury, a jego skóra pokryła się gęsią skórką. Draco potarł delikatnie ramiona chłopaka
Ściągnął bieliznę, przesuwając dłonią po swoim lekko twardym członku, a następnie skupił się na kroczu Harry’ego. Zsunął materiał, nachylając się i całując wychylającą się erekcję. Złapał ją palcami, starając pobudzić bardziej do życia. Wciąż niezadowolony z braku efektów w postaci budzącego się chłopaka, ściągnął jeszcze bardziej czarne bokserki i usiadł na jego biodrach, pośladkami ocierając się o sztywnego penisa. Oddech Gryfona do tej pory już lekko przyspieszony, teraz stał się jeszcze cięższy.
– Sam się o to prosiłeś… – mruknął cicho, sięgając ręką do tyłu i biorąc tubkę z żelem nawilżającym. Wylał jej część na prawą dłoń, owijając ją wokół członka Harry’ego i podniósł się nieznacznie, by po chwili opaść z głośnym jękiem na gorącego, twardego penisa. Specjalnie wstał pół godziny wcześniej, by rozciągnąć się wystarczająco i nie robić sobie teraz problemów.
Tego Harry już nie był w stanie zignorować.
– ObożeDraco! – wyrzucił z siebie, odchylając głowę do tyłu. Jego ręce momentalnie znalazły się na biodrach blondyna, dociskając go do swoich lędźwi. Draco wciągnął drżąco powietrze, uśmiechając się szeroko.
– Dzień dobry, Harry. Mmm! – Przymknął na chwilę oczy, poruszając się nieznacznie. – Przyjemny poranek, co?
– Ty przebiegły – wysunął się kawałek – niemoralny – wsunął gwałtownie z powrotem, wyrywając z gardła Draco przeciągły jęk – zwariowany, cudowny – powtórzył sekwencję – Ślizgonie! – sapnął, wykonując kolejne pchnięcie. – Chodź tu do mnie.
– Nie… bo wtedy nie będziesz cały we mnie – warknął, oblizując usta i poruszając odrobinę szybciej biodrami. – A wtedy doznania nie będą takie głębokie jak teraz...
Harry jęknął na poły podniecony zachowaniem i słowami blondyna, na poły sfrustrowany tym, że nie może go pocałować. Nie myśląc wiele, przytrzymał chłopaka w pasie i podniósł się do siadu, rozszerzając nogi, by Draco znalazł się między nimi. Na szczęście w czasie tego zabiegu nie wyszedł cały z blondyna, ale kiedy docisnął go do siebie... Obydwoje zdali sobie sprawę, że jednak mogło być głębiej.
Harry jęknął, całując go mocno. Draco drżąc z podniecenia, odpowiedział równie zażarcie na pocałunek. Dłonie przesunęły się na pośladki Ślizgona, pomagając mu się poruszać. Łóżko skrzypiało rytmicznie wraz z ich ruchami, ale kompletnie nie zwracali na to uwagi.
Rozłączył ich usta, przenosząc się z pieszczotami na szyję.
– Ach! Harry! – Odchylił głowę, dając chłopakowi większy dostęp. – Tak! – syknął, łapiąc za swojego penisa i poruszając ręką w rytm nadany przez Harry’ego. Drugą zarzucił na kark bruneta w poszukiwaniu oparcia.
Gryfon zacisnął palce na jego tyłku i zassał się na obojczyku, czując zbliżający się powoli orgazm. Przesunął językiem od nowego siniaka, przez grdykę, aż po brodę Malfoya. Ugryzł ją lekko.
Westchnął drżąco i przyspieszył.
Całował jasną szyję, zmierzając w stronę ucha. Gdy był już blisko celu, wyjęczał imię chłopaka. Blondyn odwrócił głowę, odszukując jego usta i całując go zachłannie. To był jego koniec. Zastygł w bezruchu, zaciskając wszystkie mięśnie i dochodząc z cichym krzykiem między ich ciałami. Harry przygryzł dolną wargę. Poruszył się jeszcze kilka razy w Draco, szczytując z przeciągłym jękiem. Oparł czoło o jego pierś, próbując się uspokoić.
– Wesołych świąt, Harry – szepnął, kiedy wyrównał przyśpieszony oddech.
– W tym roku zapowiadają się wyjątkowo wesoło. – Zachichotał pod nosem. – Wesołych świąt, Draco. – Podniósł głowę i cmoknął go czule w usta. – Cudowny prezent. Mógłbym się tak budzić częściej.
– Och, nie licz na takie poranki codziennie. Następny taki zaserwuję ci dopiero na twoje urodziny.
– Dopiero wtedy? – Wydął wargi, udając zasmuconego.
– No może jeszcze załapiesz się w walentynki… kto wie. – Wzruszył delikatnie ramionami.
– Walentynki… – powtórzył powoli, a już po chwili jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
– Co jest? – Draco spojrzał na niego z rozbawieniem.
– Och, po prostu pomyślałem, że to jednak nie takie głupie święto. Do tej pory uważałem je za raczej bezsensowne, ale...
– Ale nie byłeś wtedy jeszcze ze mną, to dlatego...
– Czytasz mi w myślach – oznajmił wesoło, całując go w kącik ust. – Przygotuję na ten dzień coś ekstra, co z pewnością na długo zapadnie ci w pamięć.
– Już nie mogę się tego doczekać. – Uśmiechnął się drapieżnie. – Ach i jest sprawa… Nie wyciszyłem pokoju.
– Cholera… Draco… – Potter oblał się krwistym rumieńcem. Przytulanie czy nawet całowanie przy wszystkich to jedno, ale dawanie im takiego koncertu…
Blondyn zaśmiał się cicho, widząc jego minę.
– Za kogo ty mnie masz? Żartowałem...
– Nienawidzę cię…! – prychnął, wbrew swoim słowom oplatając go ramionami.
– Podoba mi się to twoje nienawidzenie mnie.
– To jakaś paranoja… – Westchnął, przykładając policzek do jego barku. – Już nawet nie mogę się na ciebie zwyczajnie wkurzyć. – Dmuchnął na jego szyję, wywołując u chłopaka dreszcze.
– Bo jestem zbyt uroczy, by się na mnie boczyć.
Harry ponownie zachichotał.
– Myśl sobie, co chcesz – mruknął, nie zgadzając się z nim tylko dla zasady. W rzeczywistości poniekąd przyznawał mu rację.
//*//
Molly przywitała ich ciepłym uśmiechem, po czym nucąc świąteczną piosenkę, nawet na chwilę nie przerywając kuchennej krzątaniny. Wystarczył rzut oka, by stwierdzić, że ma dobry humor. Pozostali przy stole też wydawali się wczuć w świąteczny klimat. Nawet na ustach Percy’ego błąkał się ledwo widoczny uśmiech. Pan Weasley miał za to na głowie czapkę mikołaja.
– Tak się zastanawiam… O której byśmy nie zeszli na dół, wy już jesteście na nogach. – Harry spojrzał na Ignissa i Charliego. – Nigdy się tak wcześnie nie zrywałeś z łóżka, Ig. Nie możesz spać?
– Mam zbyt dobre towarzystwo, by pozwolić sobie na spanie… Zresztą sam wiesz, Haru, ze mną nie sposób się nudzić.
Brunet zmrużył oczy z niezadowoleniem na to przezwisko. Przeniósł na moment wzrok z Ignissa na Charliego. Tak chce się bawić? W porządku.
– Ani cię od siebie odkleić – rzucił Harry.
– No wiesz ty co, Haru?
– Przecież nie zmyślam. Ile razy znajdowałem cię w moim łóżku?
– Zadowalająco wiele. I świnia z ciebie, Harry… Wyciągasz to teraz przy wszystkich, chociaż Draco jest obok i nic nie wie…
– Och, proszę cię, Ig. – Draco spojrzał na starszego brata z pobłażaniem. – Harry nie ma przede mną tajemnic. – Pewnie znalazłoby się kilka, pomyślał brunet, ale uznał, że lepiej zatrzymać tę informację dla siebie. – Wyśpiewał mi wszystko, co tyczyło się waszych łóżkowych ekscesów, więc moja obecność nie działa tu w sposób hamujący…
– Zazdrosny, że spałem z nim pierwszy? – rzucił, nim zdążył się powstrzymać.
– Jakbym miał o co… – Draco prychnął cicho w odpowiedzi.
– A nie? – Zdziwił się Bill. – Wydajesz się… Jesteś typem zazdrośnika.
– To było nim zaczęliśmy się ze sobą spotykać. No i Harry wyobrażał sobie, że...
– DRACO.
– No co? – Blondyn spojrzał na niego niezadowolony. – Nieładnie tak przerywać.
– Nieładnie też wprowadzać innych w błąd.
– Ale czy ja coś takiego robię? Chciałem tylko ładnie zaznaczyć, że to mnie sobie… – Brunet ścisnął pod stołem jego udo. – Brutal! – syknął cicho, ale został zignorowany.
– Nigdy nie spotykałem się z Igiem.
– To niczego nie wyjaśnia geniuszu – rzucił Ślizgon z rozbawieniem, Harry wywrócił oczami. Dla niego wyjaśniało wszystko. Nie chciał, by Weasleyowie pomyśleli że przerzucił się z jednego brata na drugiego. – Więc ja to powiem. Harry i Ig nie spali ze sobą w tym sensie. Gdyby tak było… obaj dawno by już nie żyli.
– Wiedziałem, że coś mi tu nie pasowało. Po tym co zdążyliście nam już zaprezentować – Bill spojrzał na nich z rozbawieniem – nie ma wątpliwości, że obydwaj bylibyście zazdrośni o dawne sympatie tego drugiego.
– Ale trzeba zaznaczyć, że przez pewien czas wszyscy myśleliśmy, że Ig i Harry ze sobą kręcą – wtrąciła Ginny.
– No co wy? Harry totalnie nie jest w moim guście.
– Dlatego masz szczęście – mruknął blondyn.
– No i jest młodszy ode mnie...
– Och, no jasne. W końcu całe… – zaczął sarkastycznie Charlie – przypomnij, kiedy masz urodziny?
– Piątego czerwca… Jakby nie patrzeć to prawie dwa miesiące różnicy.
Charlie posłał mu kpiący uśmieszek.
– O mój boże… To straszne! – zironizował Draco. – Mam ci przypomnieć, o ile starszy był od ciebie Lou?
– Dziewięć lat, pamiętam… – wywrócił niezadowolony oczami. – Ale zauważ, że był starszy, a nie młodszy ode mnie.
– Kogoś o trzy miesiące starszego już byś zaakceptował? – spytał Fred z podstępną miną.
– Nie pasujesz do opisu, ale mam rozumieć, że jesteś zainteresowany? – Wytknął mu język.
– Weźcie, ja tu jem… – rozległ się bolesny jęk Rona.
– Myślałem, że mamy Święta a nie walentynki… – dorzucił sucho Percy.
Igniss natychmiast spoważniał, rzucając krótkie przeprosiny.
– Proponuję skończyć szybko to śniadanie i zabrać się za prezenty. – Ginny nawet nie starała się ukryć swojego zniecierpliwienia.
– Zgadzam się z tobą, Gin – odezwał się Draco, nie ukrywając swoich uczuć. – Kończmy to, bo przez was nie mogę zobaczyć prezentu od Harry’ego. A zżera mnie ciekawość, co takiego mi przygotował.
– Pewnie sam będzie twoim prezentem… – padło jednocześnie z ust Iga i Charliego. Spojrzeli na siebie zaskoczeni, po czym podobnie jak reszta wybuchnęli śmiechem.
Harry spojrzał na Draco porozumiewawczo. Blondyn zaśmiał się cicho, potrząsając lekko głową, po czym zabrał się za posiłek.
Wreszcie nadszedł wyczekiwany przez większość czas rozpakowywania prezentów.
//*//
Draco siedział na łóżku z wystawioną przed siebie dłonią, podziwiając obejmującą nadgarstek smukłą bransoletkę z wizerunkiem smoka. Między jego kolcami grzbietowymi mieściły się trzy oczka. Jedno ciemnoniebieskie, drugie fioletowe z niebieskimi i czerwonymi refleksami, a trzecie – to najbliżej głowy – było… jak płynne złoto mieniące się gdzieniegdzie ognistą czerwienią.
Harry leżał obok, pochłonięty oglądaniem własnego prezentu. Jego cudowny chłopak podarował mu album ze zdjęciami Syriusza. Zrobione były na przestrzeni wielu lat. Na najwcześniejszych miał może z sześć-siedem lat, najpóźniejsze zostało prawdopodobnie zrobione w okolicach piątej klasy. Na części, zwłaszcza tych sprzed czasów Hogwartu, był sam, jednak na przeważającej większości miał towarzystwo. Kilka nawet wyglądało tak, jakby znalazł się tam przypadkowo. Były to w szczególności fotografie, na których była matka Draco, a Syriusz był widoczny na drugim planie. A przynajmniej tak Harry typował, że to ona. Bo choć Draco zdecydowanie bardziej przypominał wyglądem Lucjusza, to można było dostrzec podobieństwo między nastolatką na zdjęciach a siedzącym obok niego blondynem.
W pierwszej chwili zdziwiło go, że na sporej części zdjęć Syriusz i Narcyza wydawali się sobie bliscy, ale szybko się zreflektował. Raz że byli kuzynostwem, dwa – tak naprawdę wiele jeszcze nie wiedział o swoim chrzestnym. Niestety już nie będzie miał okazji go o cokolwiek wypytać. No i Draco skądś w końcu musiał zdobyć te zdjęcia.
Wśród tych wszystkich fotografii znalazły się dwie, które szczególnie mu się spodobały. Blackowi towarzyszył na nich tata Harry’ego. Na pierwszym wygłupiali się za plecami Narcyzy. Na drugim siedzieli na ławce w pustej klasie tylko we dwóch i obaj w przebraniach halloweenowych – James jako pirat z butelką rumu w ręce (w połowie pustą) i Syriusz jako wampir. Krwiopijca wyciągał trunek z ręki przyjaciela i upijał trochę, podczas gdy jego przyjaciel opowiadał mu coś wyraźnie podekscytowany. Ciepło i nostalgia wypełniły Harry’ego na ten widok. Wpatrywał się w nie przez dłuższą chwilę, wyobrażając sobie, o czym mogli rozmawiać.
Wreszcie dotarłszy do ostatniej strony, na której widniało zdjęcie drzemiącego na błoniach nastolatka, zamknął album i podniósł się do siadu. Objął Draco w pasie, przytulając się do jego pleców i pocałował go w kark.
– Wiem, że mówiłem to już z jakieś trzy razy, ale… dziękuję, Draco.
– Nie ma za co, Harry – mruknął czule blondyn, przykrywając dłońmi spoczywające na jego brzuchu ręce Gryfona. – Był najbliższą ci osobą. Nie miałeś okazji go zbyt dobrze poznać, więc pomyślałem, że chociaż w taki sposób uda mi się go tobie przybliżyć.
W odpowiedzi brunet przytulił go mocno, opierając głowę na jego ramieniu.
– Znasz się na kamieniach? Mam na myśli ich symbolikę?
– Niezbyt, a co? Kamienie w mojej bransolecie mają jakiś ukryty przekaz? – spytał cicho, bawiąc się palcami prawej ręki Harry’ego.
– Można tak powiedzieć. Ale nie powiem ci, co one oznaczają. Jeśli jesteś ciekaw, to sam będziesz musiał to sobie sprawdzić.
– Nie dasz mi nawet jednej podpowiedzi?
– Powiem ci jedynie co to za kamienie. – Musnął ustami jego żuchwę. – Nic więcej.
– Niech i tak będzie – powiedział z zadowolonym pomrukiem.
Gryfon pociągnął go do tyłu, kładąc ich. Czy może lepiej byłoby powiedzieć, że położył Draco na sobie.
– Obróć się – mruknął w jego szyję, poluźniając nieco uścisk. Kiedy znaleźli się twarzą w twarz, pocałował go leniwie. Potem po prostu wtulił się w niego, całkowicie spokojny i szczęśliwy.
//*//
Igniss z uśmiechem paradował po domu sweterku zrobionym przez panią Weasley. Jego oczy zdawały się błyszczeć za każdym razem, kiedy przesuwał palcami po materiale. A robił to dość często. A to jeden rękaw był odrobinkę za bardzo przekrzywiony, a to wygładził wyimaginowaną fałdkę na boku.
– Wyglądasz radośniej niż zwykle – zauważył Ron, siedzący na fotelu w salonie z kubkiem gorącej czekolady w dłoniach. Tak jak Ig i wszyscy pozostali (nawet Draco) miał na sobie sweter Molly. Uśmiechał się pogodnie. – Nie sądziłem, że to możliwe. To zasługa samych świąt czy świątecznego Weasleyowskiego uniformu? – Pociągnął lekko wełnę na piersi.
– Uniformu – powiedział z zachwytem. – To pierwszy tego typu prezent jaki dostałem i jest on rozkoszny. Tak, Draco… Rozkoszny. Wiem, że tobie też przypadł do gustu, chociaż nie chcesz się do tego przyznać.
Blondyn burknął coś pod nosem, popijając wolno z kubka i wtulając się bardziej w Harry’go.
– Naprawdę, dzieła twojej mamy są niesamowite, Ron. – Ponowił wątek brunet. – Zazdroszczę ci takiej mamy. Powinieneś ją wielbić na kolanach, bić jej pokłony i tak dalej…
– Nie przesadzaj, Iggy. – Kobieta weszła do pokoju z Ginny u boku i wręczyły kubki z czekoladą tym, którzy ich jeszcze nie dostali.
– Ależ, proszę pani! – Ig złapał się teatralnie za pierś. – Pani jest ideałem… Nie dość, że cuda wychodzą spod pani zdolnych palców, to jeszcze ta skromność. Adoptuje mnie pani? Będę dobrym synem… A jak ich pani ma za dużo… to mogę udawać córkę… po przejściach… i operacji plastycznej…
Draco parsknął, prawie rozlewając czekoladę na swoje kolana.
– Nie musisz nikogo udawać, Iggy. – Uszczypnęła go pieszczotliwie w policzek. – A co do wielbienia mnie... Życzenia i buziak w policzek na dzień matki oraz okazanie wdzięczności raz na jakiś czas w zupełności wystarczą, póki ta banda nie sprawia za dużo problemów. – Każdemu swojemu dziecku z osobna posłała ostrzegawcze spojrzenie. Gdy tylko skończyła, rozpogodziła się na nowo.
– Czyli mogę liczyć na to, że za rok dostanę drugi sweterek?
– Jeśli sprawi ci to przyjemność, to nie widzę przeszkód – odparła i zajęła miejsce na swoim ulubionym fotelu.
– W takim razie już nie mogę doczekać się kolejnych świąt – powiedział z uśmiechem i rzucił się na kanapę, którą okupowali bliźniacy, usadawiając się między nimi. – Czee… braciszek przybył.
– No hej. – George objął go za szyję.
– Jeszcze tegoroczne się nie skończyły, a ty już o kolejnych myślisz. – Ginny spojrzała na niego rozbawiona.
– To tylko podkreśla, jak mi u was dobrze. – Brunet szturchnął drugiego z bliźniaków, chcąc nakręcić go do wspólnych przekomarzanek.
– Masz na myśli Norę czy konkretnie naszą dwójkę? – spytał konspiracyjnie Fred, również obejmując go za szyję i zerkając na niego z ukosa.
– Skromniacy z was… – Igniss zaśmiał się cicho, dostrzegając przyjście Charliego. – Ale jak tak stawiacie sprawę, to wybieram opcję trzecią.
Fred powiódł wzrokiem za jego spojrzeniem.
– Trzecią, hmm?
– Pakiet dwóch pierwszych opcji z rozszerzeniem drugiej na całą rodzinkę. Nie myślcie, że jesteście tacy wyjątkowi – powiedział i chyba to był błąd, biorąc pod uwagę, że bliźniacy zacieśnili uścisk na jego szyi, tak że ledwo mógł oddychać.
– Zdradzasz nasz, Iggy…? – mruknął mu do ucha George.
– Czeka cię teraz kara… – szepnął z drugiej strony Fred.
Milczeli przez sekundę lub dwie, aż wreszcie jednocześnie zaatakowali. Igniss kulił się i wierzgał, próbując uniknąć łaskotek.
– Nie! – pisnął ze śmiechem, kiedy tylko jako tako udało mu się zaczerpnąć powietrze. – Kocham was...! Hahahaha… Chcę mieć… haha… z wami dzieci…! – Wysapywał w chwilach, kiedy nie chichrał się opętańczo.
– A wy znowu próbujecie go udusić? Wygląda i brzmi jakby miał zaraz zejść z tego świata – rzucił luźno Charlie na widok czerwonej twarzy Ignissa, mijając kanapę w bezpiecznej odległości. Nie chciał przypadkiem oberwać od któregoś z szamoczących się wariatów.
A przynajmniej taki miał zamiar, ale zastygł w pół kroku, gdy nagle kanapę zalała fala czarnych włosów. Zebrani zapatrzyli się w zdumieniu na długowłosego
– EJ! Ile razy mówiłem, nie tykać włosów? – burknął, patrząc na nich z udawanym oburzeniem.
– Ojej! – zawołał Draco ze swojego miejsca. – Ktoś tu chyba ujawnił swoją prawdziwą twarz…
– Ig, czemu ja nic nie wiedziałam o twoich włosach?! – sapnęła Ginny.
– Pytałem się ciebie dwa tygodnie temu czy chcesz porobić mi jakieś fryzury i że nie będziesz żałować. – Wzruszył ramionami. – To nie chciałaś.
– Jakbyś był konkretniejszy, to bym się nawet chwili nie zastanawiała!
– Ej, Fred czy to nie...
– ...dziwne? Zgadzam się. Jak to jest...
– ... że normalnie masz kręcone...
– ...włosy, a teraz są proste?
– Może są po prostu za ciężkie by się kręciły? Trochę długie je ma, nie zauważyliście? – zwrócił się do nich Percy.
– Do połowy uda – oznajmił swobodnie nastolatek. – I naturalnie mam proste włosy. Po mamusi. Na tamtych mam zaklęcie trwałej.
Harry w ostatniej chwili powstrzymał się przed rzuceniem uwagą, że teraz jeszcze bardziej przypomina Draco.
– Mógłbyś tak cały czas chodzić. W tej wersji wyglądasz jeszcze ładniej – pochwalił go Charlie, docierając wreszcie do swojego celu, jakim był fotel.
//*//
– Nie mogę się na ciebie patrzeć – sapnął blondyn, podchodząc do rozwalonego na kanapie z bliźniakami Iga. Chwycił za nieznacznie poplątane w czasie wygłupów włosy. – Rób wypad z kanapy i przywołaj swoje szczotki. A potem na krzesło…
Igniss spojrzał na brata z szerokim uśmiechem, podnosząc się gwałtownie z mebla.
– Naprawdę to zrobisz?
– Nie, tak sobie bez powodu odszedłem od chłopaka – sarknął Malfoy, tracąc cierpliwość. – Jeśli nie chcesz to wra...
– Chcę! Jasne, że chcę! – zawołał zaraz, nie przejmując się chichotem ze strony Freda i George’a. – Byłbym głupi, gdybym nie chciał. W końcu zawsze robisz cuda z moimi włosami.
– Jak potrzebujesz cudu, to lepiej będzie przenieść się do pokoju – zauważył przytomnie blondyn. – Nie będziemy nikomu przeszkadzać, no i będę mógł ci wtedy poświęcić ze dwie godzinki zamiast dziesięciu minut.
– To jest nie fair! – burknęła niezadowolona Ginny. – Dlaczego Draco ma rozczesywać ci włosy, skoro chwilę wcześniej dałam do zrozumienia, że mogę się nimi zająć…
Bracia spojrzeli na rudą, a następnie na siebie. Igniss wykrzywił wargi w delikatnym uśmiechu, na co Draco cmoknął z przekąsem.
– No niech już wam będzie. Ale potem nie przyjmę skarg – zastrzegł wracając do Pottera. – Harry mi świadkiem, że więcej nie będę tego proponował.
– Nie zgrywaj takiego obojętnego. To jasne, że to lubisz, misiu– odparł ze śmiechem Potter, pozwalając blondynowi ulokować się między swoimi nogami i przytulając się do jego pleców.
– Lubię, nie lubię. Będzie zapisywał się na terminy z rocznym wyprzedzeniem.
Igniss w tym czasie przywołał szczotkę do siebie i pudełko z różnej grubościami gumkami do włosów. Podał obie rzeczy dziewczynie z uśmiechem.
– Mam rozumieć, że już niedługo masz zamiar się wypromować i to natłok klientów sprawi, że nie będziesz miał czasu dla przyszywanego braciszka – powiedział niewinnie, siadając na krześle i przerzucając proste kosmyki za oparcie.
– Ten zaszczyt przypadnie tylko tobie, gnomie leśny.
– Też cię kocham. – Uśmiechnął się lekko, czując jak nastolatka zaczyna delikatnie rozczesywać jego włosy.
– Czasami mam wrażenie, że jest zupełnie na odwrót i urodziłeś się po to, by uprzykrzać innym życie.
– No popatrz, dokładnie tak samo myślałem.
– Kim chcesz zostać? – Harry przechylił głowę, by móc spojrzeć na twarz swojego chłopaka.
– Stylistą.
– Nie jestem pewien czy się cieszyć, czy raczej przygotować na ciężkie życie – westchnął. – Ale zdecydowanie pasuje ci ta rola.
– Ciężkie życie? – powtórzył za nim blondyn, marszcząc nieznacznie brwi. Widać było, że stracił dobry humor.
– Uu, zaraz poleje się krew – szepnął konspiracyjnie Ig do dziewczyny.
– Mam rozumieć, że uważasz bycie ze mną jako stylistą będzie ciężkie? Bo co? Zwrócę ci uwagę, że źle dopasowałeś spodnie do bluzy?
– To też. Ale bardziej że będziesz mnie męczył ciąganiem po sklepach albo krawcach, kazał przymierzać tonę ubrań. Plus jest taki, że sam nie muszę się na tym znać, a ty będziesz zadowolony.
– Przecież nie robiłbym nic na siłę – prychnął, nie do końca udobruchany odpowiedzią swojego chłopaka.
Harry zrobił minę która doskonale dawała do zrozumienia, że nie zgadza się z zapewnieniem Ślizgona. Parę osób zaśmiało się pod nosem.
– Oczywiście. Po prostu tak długo byś mi wiercił dziurę w brzuchu, aż bym ci uległ.
– Nieprawda…
– Prawda, prawda. Nawet sam sobie nie zdajesz z tego sprawy – odezwał się Black, wywołując rumieniec na jasnej skórze.
//*//
Draco obserwował przez chwilę leżącego na łóżku bruneta. Był przykryty kołdrą, ale Ślizgon był pewny, że miał na sobie tylko bieliznę. Znów przeglądał album, ale w tej chwili blondyna w ogóle to nie obchodziło.
– Było mi przykro, wiesz? – mruknął, podchodząc nieśpiesznie. – Myślę, że zasługuję na przeprosiny.
– Co? – Potter rzucił mu zagubione spojrzenie. Kompletnie się tego nie spodziewał. – Jakie…
Malfoy wszedł pod kołdrę, przysuwając się do bruneta. Położył dłoń na nieznacznie napiętym pod jego dotykiem brzuchu. Przesunął chłodnymi palcami niżej, zaczepiając o gumkę bokserek.
– Naprawdę nie znasz sposobu na udobruchanie mnie?
Gryfon zatrzasnął trzymany nad głową album i odłożył go na nocny stolik.
– Myślę, że znajdzie się jakiś.
Objął go w pasie, podnosząc się do siadu. Patrzył przez chwilę w niebieskie oczy, jakby drocząc się ze Ślizgonem. Nagle przechylił głowę i polizał go po szyi, na koniec gryząc go lekko w okolicach ucha.
Z gardła blondyna uciekł cichy jęk. Och. Jak on to uwielbiał.
Ręce Gryfona przesunęły się w górę, wsuwając pod koszulkę. Przez chwilę badał wypukłość żeber i kręgosłupa, schodząc stopniowo w dół. Ustami wciąż pieścił jasną szyję. Gdy dotarł do pośladków, nastąpiła szybka zmiana pozycji. Teraz to Draco leżał pod nim z podciągniętą do połowy koszulką. Pocałował go w usta.
– Mmm… jednak wiesz, jak mnie zadowolić – wymruczał, wczesując palce we włosy bruneta.
– Dopiero się rozkręcam – szepnął, owiewając gorącym oddechem wilgotne wargi.
– I to mnie cieszy…
Dotknął jego nagiego boku, sunąc po nim drażniąco. Złożył kilka pocałunków na szczęce i szyi. Usiadł na biodrach Draco, ocierając się o niego pośladkami. Całkiem nieświadomie oblizał się przy tym prowokująco, patrząc mu w oczy.
Draco obserwował to z rosnącym pożądaniem. Ależ Harry był w tej chwili gorący!
– Czuję, że ci się podoba – szepnął z zadowolonym uśmiechem, po czym nie czekając na odpowiedź jeszcze mocniej zadarł koszulkę Draco. – Postaram się, by zaraz było jeszcze ciekawiej...
– Jak dla mnie już jest wystarczająco ciekawie. – Wypchnął nieznacznie biodra w poszukiwaniu chociażby odrobinę większego tarcia.
Potter spełnił jego niemą prośbę, kołysząc kilkukrotnie biodrami. W następnej chwili pochylił się, sięgając ustami obnażonej piersi. Złożył kilka mokrych pocałunków na mostku, ale potem zamiast zgodnie z przewidywaniami Draco skierować się ku sutkom, wciąż przesuwał się w dół. Wycałował ścieżkę do pępka, po czym podniósł lekko głowę. Posłał swojemu chłopakowi psotny uśmiech, chwytając jednocześnie za jego pasek.
– Nie baw się ze mną… – mruknął cicho, zniecierpliwiony. – Chcę już cię poczuć.
– Tak jakby co, nie zamierzam teraz w ciebie wejść. Mam nieco inne plany. – Z tymi słowami rozpiął mu spodnie i ściągnął razem z bielizną.
– Głupi. Jakie zno… – zamilkł, obserwując kolejne kroki Gryfona.
A ten przesunął kilka razy ręką po jego erekcji, po czym z delikatnym rumieńcem na policzkach – Draco nie miał pewności czy wywołanym podnieceniem czy zawstydzeniem – ułożył się między jego udami. I wziął do ust.
– Aach… – zajęczał, zanim zdążył się powstrzymać. Nie mógł uwierzyć, że jego Harry właśnie…
Na samą myśl robił się twardszy, co Harry bez problemu mógł wyczuć. I nagrodził, zasysając się lekko na główce. Nie był w stanie wziąć go za głęboko w usta, ale i tak dawał z siebie wszystko. Pomagał sobie także dłońmi, które zręcznie zajmowały się trzonem i udami blondyna.
Draco zacisnął palce na prześcieradle, byleby tylko nie wczesać ich we włosy Harry’ego z zamiarem narzucenia własnego rytmu. Odrzucił głowę, przymykając oczy. Przestał się kontrolować i wydawał z siebie co rusz pojedyncze, drżące westchnienia przyjemności.
– Mm… Ha.. rry.. a-ach!
– Draco... – zagadnął przepełnionym podnieceniem głosem, podnosząc głowę. – Chcę twoich ust...
Blondyn wydał z siebie coś pomiędzy sapnięciem, a jękiem, siadając gwałtownie.
– Zmiana pozycji – mruknął, kładąc dłonie na ramionach bruneta i odsuwając od siebie delikatnie. – Co powiesz na sześć-dziewięć?
Harry z zapałem pokiwał głową.


//*//


Harry leżał na łóżku w pełni ubrany, czekając aż Draco wróci z łazienki, by mogli zejść na śniadanie. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej niewielki sygnet. Przestrzeń między wykończonymi srebrem brzegami całkowicie wypełniały oddzielone od siebie cieniutkimi nitkami srebra wrzecionowate czarne kamienie. A przynajmniej pozornie takie właśnie były. Pokryte czarem maskującym, jedynie noszącej pierścień osobie pozwalały dojrzeć feerię barw, którymi się mieniły. Gama kolorów dorównywała swoją licznością różnorodności ludzkich uczuć. Bo to je właśnie odzwierciedlały kamienie. Bransoleta, którą ofiarował Draco, nie była zwykłą błyskotką. Kupił ją na Pokątnej, gdy byli tam w sobotę. Jak tylko przybyli, rozdzielili się, wyruszając na poszukiwanie prezentów. Z początku nie miał żadnego pomysłu na podarunek dla swojego chłopaka. W końcu co można dać komuś, kto ma wszystko? Na szczęście rozwiązanie samo wpadło mu w ręce. Gdy tak przyglądał się witrynom sklepowym, jego uwagę przykuł jubiler. Domyślał się, że jak reszta lokali na tej ulicy, nie jest to zwyczajny zakład. W środku obok zwyczajnej biżuterii znalazł najróżniejsze amulety i magiczne ozdoby. To właśnie wśród nich wypatrzył komplety, z których ostatecznie wybrał ten, który podarował Ślizgonowi. Do wyboru było kilka odmian bransolety, różniących się między sobą umieszczonymi w nich kamieniami. Gdy sprzedawca przedstawił mu dokładną ofertę, Gryfon bez wahania wybrał wersję o najsilniejszych właściwościach ochronnych. Nawet jeśli nieszczególnie wierzył w magiczną moc tych kamieni, to chociaż samą symboliką chciał pokazać Draco, jak bardzo mu na nim zależy. Jak bardzo obchodzi go jego bezpieczeństwo. I choć sklep był pełen ochronnych amuletów, Harry nie miał wątpliwości, który dokładnie wybrać. Tylko ta bransoletka posiadała sprzężony z nią pierścień, który mógł ostrzec go, jeśli Draco znów będzie coś groziło. Sprzedawca poinformował go, że po tym jak dwoje ludzi założy taki komplet, właściciel pierścienia będzie mógł po jego kolorze określić, jakie emocje odczuwa osoba nosząca bransoletę. Radość, smutek, wzruszenie, ale także gniew czy strach i wiele, wiele innych uczuć – każde z nich posiadało odpowiadający mu kolor. Można powiedzieć, że kamienie były jak aura człowieka – posiadały prawdopodobnie nieskończoną ilość odcieni. I czasem mogły być równie ciężkie do interpretacji jak prawdziwe uczucia. Szczególnie mylący był kolor czarny. Mógł bowiem oznaczać dwa stany właściciela bransolety – utratę świadomości lub śmierć. Albo też że ją zwyczajnie ściągnął.
Na szczęście teraz Harry miał okazję podziwiać na swoim palcu mieszaninę jasnych żółci i zieleni, gdzieniegdzie na krańcach przechodzących w róż. To było naprawdę piękne zestawienie. Dawniej nawet by nie podejrzewał Draco Malfoya o takie… czyste, pozytywne uczucia. Był jednak niezwykle zadowolony z obecnego stanu rzeczy. Tak długo jak Draco był szczęśliwy i spokojny, nie zamierzał narzekać. Zwłaszcza że to właśnie po to go tu zabrał – by mu je zapewnić.
– Skąd to masz?
Harry drgnął zaskoczony i utkwił spłoszone spojrzenie w stojącym nad nim Ślizgonie. Zamyślił się do tego stopnia, że nie usłyszał, jak chłopak wrócił z łazienki. To błąd.
Blondyn patrzył podejrzliwie na pięść, w której zniknęła obrączka.
– Och, to eee nic takiego...
Posłał mu wymuszony uśmiech. Był wyraźnie zakłopotany. Nie chciał, żeby Draco się dowiedział o obrączce. Fakt, że kupił coś tak typowego dla par, był dla niego trochę krępujący. Nie miał nic przeciwko publicznemu okazywaniu sympatii, tak samo jak Draco, ale przypuszczał, że takie rzeczy jak pasujące do siebie koszulki lub ozdoby i inne takie są… po prostu nie są dla nich. Pasują bardziej do słodkich par chodzących wszędzie razem, trzymających się za rączki i gruchających jak to jedno kocha drugie. Oni zdecydowanie nie pasowali do tego obrazu. Wszyscy im w końcu powtarzają, że są raczej specyficzną parą. No i co najważniejsze, nie był pewien, czy jego chłopakowi spodoba się wizja, że Harry może go w taki sposób szpiegować. Ta możliwość była dla niego zbyt cenna, by ryzykować skonfiskowanie pierścienia. W końcu tu chodziło o bezpieczeństwo Draco.
– ...taka tam błyskotka.
– Więc czemu ją przede mną chowasz? – spytał, marszcząc nieznacznie brwi. – To nie jest jakiś prezent od któregoś z braci Rona, który chowasz przede mną? Nie podrywają cię, prawda? – dodał na pograniczu zazdrości.
– Oszalałeś? – Podniósł się do siadu, chowając obrączkę z powrotem do kieszeni. – Jakby to w ogóle było możliwe…
– Tylko się upewniam. – Wzruszył lekko ramionami. – Nie pokażesz mi swojej błyskotki?
Harry spojrzał na niego z ukosa. Co prawda pierścień nie wyglądał jak od kompletu, ale nie mógł mieć pewności, czy chłopak jakoś na to nie wpadnie.
– ...Muszę?
– Nie… nie musisz… – powiedział po chwili ciszy. – Chociaż nie podoba mi się, że jednak próbujesz coś przede mną ukryć – westchnął, kładąc się na łóżku.
Bruneta zakuło w piersi. Siedział przez chwilę w bezruchu, zastanawiając się, co zrobić. Właściwy wybór był oczywisty. Sam by chyba oszalał, jeśli Draco coś by przed nim ukrywał.
– Kupiłem go w tym samym sklepie, co twoją bransoletkę – bąknął, podając mu nieszczęsny przedmiot.
Draco spojrzał na niego z zainteresowaniem, przesuwając palcami po zdobionych krawędziach. Uśmiechnął się lekko, ujmując lewą dłoń bruneta i nakładając mu pierścień na mały palec.
– Pasuje ci – powiedział cicho, a Harry poczuł, że się rumieni. – Nie rozumiem, czemu nie chciałeś mi go pokazać – dodał z rozbawieniem. – Noś go cały czas, Harry. – Przyciągnął dłoń do ust, całując skórę tuż przy pierścieniu, nie odrywając wzroku od zielonych oczu.
Gryfon był teraz jeszcze mocniej zażenowany, choć nie bardzo potrafił stwierdzić, co dokładnie to powodowało. Fakt, że jego chłopak właśnie poprosił go, żeby nosił coś, co jest przeznaczone dla tych wszystkich “słodziutkich” par (choć nie zrobił tego świadomie) czy może fakt, że uznał, że pasuje mu biżuteria. A Harry nigdy nie uważał się za kogoś, komu pasują takie rzeczy.
Mimo to cieszył się z takiego rozwoju spraw. Teraz mógł bez problemu mieć go cały czas na oku, a nie kombinować jak na niego cichcem zerknąć. Mógł czuwać nad Draco.
Posłał mu ciepły uśmiech.
//*//
– Widzę, że wykruszyło nam się towarzystwo.
Charlie wszedł do salonu, lewitując przed sobą szczapki. Oprócz niego byli tu jeszcze tylko Ron, Bill i Ginny, którzy dopiero rozkładali Eksplodującego Durnia.
– A ty gdzie zgubiłeś Iga? – Ginny oderwała wzrok od gry braci i zerknęła w jego stronę.
– A ty co się tak nim interesujesz? – przedrzeźnił ją. Mógł powiedzieć, że chłopak koniecznie chciał pójść zobaczyć króliki, które hodowali i właśnie rozpływa się nad ich mięciutkimi, puszystymi, zimowymi futerkami. Ale po co, skoro mógł się z nią podrażnić?
Wydęła wargi i splotła ręce na piersi.
– Świnia…
Charlie prychnął rozbawiony i zbliżywszy się do niej, poczochrał po włosach.
– Od razu widać, że się przyjaźnicie. Zarówno wyzwiska jak i reakcje macie takie same.
– Co takiego mu zrobiłeś, że wyzywał cię od świń? – Bill zerknął na niego sponad kart.
– Och, nic wielkiego. Tylko się z nim droczyłem.
– Jesteś tak samo okropny jak bliźniacy. Ciągle wszystkich nękasz. Jedynie Ron i Percy są w porządku…
– Ej, młoda, nie zapomniałaś czasem o mnie? – Bill udał oburzenie.
– Ty lawirujesz między jedną i drugą stroną – zauważył Ron.
– Wiecie… Nie chciałbym psuć Perce’owi reputacji, ale to jego śnieżce zawdzięczasz obolały nos.
– Przecież nie zrobił tego specjalnie. – Machnęła zbywająco ręką.
– Jakoś nie byłaś tak łaskawa, gdy nasłałaś na nas Iga z jego śnieżnym arsenałem – zauważył Charlie, stając za nią i szczypiąc w oba policzki.
– Ej! Puszchaj!! – wysepleniła gniewnie, próbując odciągnąć ręce brata od twarzy. Bezskutecznie, co Charlie skwitował bezgłośnym chichotem. – To bochi!! Bill!!
– Aktualnie przeszedłem na stronę świń, sorki młoda – odparł, udając skupienie na grze, której tak naprawdę jeszcze nie zaczęli.
– Nienawiche wach!! – krzyknęła niewyraźnie, a już w następnej chwili ręce zniknęły z jej twarzy. – Pożałujesz tego, głupku! – Odwróciła się, by z wściekłością malującą się w załzawionych oczach spojrzeć na prawie najstarszego brata.
– Oj, no nie gniewaj się tak. Przepraszam, okej?
W jego słowach nie było ani krzty szczerości, co jeszcze bardziej wkurzyło nastolatkę. Gdy Charlie pochylił się, by cmoknąć ją na zgodę w zaczerwieniony policzek, machnęła dłonią. Po pomieszczeniu rozległo się głośne plaśnięcie i trzy zaskoczone sapnięcia.
– Wypchaj się swoimi przeprosinami – prychnęła buntowniczo i szybkim krokiem opuściła salon.
Charlie skołowany przyłożył dłoń do piekącego policzka. Bill i Ron z kolei wybuchnęli śmiechem.
– Wreszcie się doigrałeś. – Bill zachichotał, odkładając karty. – I pomyśleć, że kiedyś była taka słodka i bezbronna… Jednak dobrze ją wychowaliśmy.
– Zawsze miała charakterek… Po prostu nie chcieliście tego zauważyć.
Trzy głowy odwróciły się w kierunku drzwi.
– Od dawna tu jesteś, Perce?
– Wystarczająco długo, by zobaczyć, jak stylowo cię urządziła. Lepiej szybko ją ładnie przeproś, bo mszczące się kobiety potrafią być okrutne.
//*//
Ginny weszła szybkim krokiem do części kurnika, gdzie trzymali króliki. Igniss podniósł na nią wzrok, uśmiechając się przyjacielsko. W rękach trzymał jednego z szaraczków przesuwając dłonią po futerkowym grzbiecie.
– Hej, Gin… Te króliczki są rozkoszne. Szkoda, że nie mam takich słodziaków na co dzień.
– Wiesz, to nie głupi pomysł. Mogę codziennie spędzać czas z królikami, zamiast tymi idiotami… Prawda, szaraczki? Wam w głowach przynajmniej tylko żarcie, sranie i kicanie. Jesteście mniej problematyczne od tych wyrośniętych wiewiórów. – Włożyła do klatki kilka kawałków marchewki.
– Widzę, że ktoś tu cię wkurzył – mruknął zachęcając tym samym dziewczynę do rozwinięcia myśli.
Posłała mu przeciągłe spojrzenie z miną, która mówiła wszystko.
– Potrzebuję na jutro wspólnika. Krew się co prawda nie poleje, ale może chociaż z parę łez... Wchodzisz w to, czy mam zwrócić się do bliźniaków?
– Jasne, że wchodzę. Jak chcesz możemy nawet wkręcić jeszcze w to Draco. On jest geniuszem w kwestiach zemst.
– Świetnie, im nas więcej tym lepiej. Z pewnością pamiętasz o jutrzejszej popijawie...
Drzwi do kurnika otworzyły się i do środka, wraz z lodowatym podmuchem wszedł smokolog.
– Wreszcie, Ginny! A więc tu się skryłaś, kochana sio...
– Nie marnuj oddechu, Charlie – przerwała mu ozięble. Ig uniósł brew, zastanawiając się, co go ominęło, że Ginny jest tak bardzo obrażona na brata. – Ig, później wrócę z tobą pogadać. Nie chcę przebywać w tym samym pomieszczeniu co ten tutaj. – Kiwnęła głową w kierunku mężczyzny.
– Ginnuś, siostrzyczko, żabciu moja, nie złość się. Wiesz przecież, że ja tak tylko z miłości. – Charlie mówił najprzymilniej, jak tylko potrafił. – Więcej tak nie zrobię, słowo honoru. To jak, wybaczysz braciszkowi? Latam po całym domu, żeby cię przeprosić.
– Oj, to sobie rzeczywiści naskrobał – zagaił brunet bardziej do Ginny niż do mężczyzny.
– Nie bardziej niż zwykle, ale kiedyś musi w końcu pożałować bycia sadystyczną świnią – prychnęła.
– Świnią? – powtórzył za nią zaskoczony, wodząc za nią wzrokiem. – A zdradzisz mi potem więcej szczegółów?
Wzruszyła zbywająco ramionami i ruszyła ku wyjściu. Kiedy mijała brata, pociągnęła go z bara. Drzwi zamknęły się za nią z trzaskiem.
~*~

1 komentarz:

  1. Hej,
    wspaniale, wyobrażałam sobie, że Harry nie śpi tylko udaje i czeka na to co zrobi Draco, poranek, ta niespodzianka naprawdę fantastycznie, a prezent wspaniały, będzie teraz wiedział jeśli coś będzie działo się z Draco, ojć Charlie przecholował bardzo wkurzył Ginny...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń