poniedziałek, 27 listopada 2017

Historia Smoka 06



~*~
Po rozmowie z Harrym i Draco, Igniss wrócił do salonu z zamiarem zabrania zapomnianej książki. Ledwo podszedł do stoliczka obok kanapy, a już czyjeś dłonie złapały go za nadgarstek i pociągnęły ku sobie. Brunet jedynie sapnął, nim opadł na młodszego z bliźniaków.
– Nudzi wam się? – sarknął cicho, spoglądając na siedzącego za nim i uśmiechającego się pogodnie George’a.
– Możee...
– ...odrobinkę. Nie chcesz…
– ...nam pomóc...
– ...zabić nudę?
– I co jeszcze? – spytał, kręcąc się na kolanach Freda, by po chwili z westchnieniem oprzeć się bokiem o jego pierś. – Jesteś całkiem wygodny, wiesz?
– A ciebie się całkiem przyjemnie tula.
– Hej, nie monopolizuj go, Fred. Też chcę trochę!
– Nie. Miałeś go przez większość czasu podczas łyżew, teraz moja kolej.
– Bo przez ciebie lądował na tyłku.
Igniss parsknął cicho.
– Sądzę, że z jego pomocą lub bez i tak bym lądował. Ale dzięki. Jesteście kochani. – Posłał każdemu po buziaku. – I poprawiliście mi humor.
– A miałeś zły? No popatrz… Nic...
– ...nie zauważyliśmy. – George otoczył szyję Iga i przytulił się do jego pleców, kładąc brodę na czubku głowy. – Twoje włosy fajnie pachną.
Fred spojrzał na brata z ukosa.
– Czyżby efekt jeszcze do końca nie minął? Mówiłeś, że już wszystko w porządku…
– Bo jest. – Wzruszył ramionami. – Pewnie zwróciłem na to uwagę, bo zazwyczaj czuję tylko twój.
Fred spojrzał na niego z lekkim przerażeniem ponad głową Blacka.
– Zabrzmiało to tak, jakbyście spędzali czas na wzajemnym obwąchiwaniu włosów – zauważył ciszej Black z szelmowskim uśmiechem.
– Ostatnio testujemy nowy produkt. Jednym z efektów...
– … jest wyostrzenie węchu. No i śpimy na jednym łóżku…
– … więc nie trudno coś poczuć po kąpieli, no nie?
– Wiecie… Tylko WINNY się tłumaczy – mruknął, podśmiechując się z min bliźniaków.
– To my tu w nie zawoalowany sposób...
– ...podrzucamy ci informacje o nowym produkcie…
– … a ty sobie z nas żarty stroisz?!
– Jesteśmy z ciebie dumni! – George prawie zmiażdżył go w uścisku, po czym opadł do tyłu, ciągnąc go na siebie.
– Aww! Dwa rudzielce się o mnie biją! – zawołał wesoło brunet. Kątem oka zerknął w stronę Charliego. Jednak ten zdawał się nie interesować poczynaniami swoich młodszych braci.
– Jakie biją, my się tobą dzielimy! – zawołał Fred i rzucił się na Ignissa, na co zarówno on jak i George stęknęli. Bliźniacy wymienili szybkie spojrzenia.
– Fred, spaślaku, dusisz nas! – jęknął George i złapał brata za ramiona, jakby próbował go z nich zepchnąć.
– Ja was nie duszę, ja was kooochaaam! – Objął brata mocno w pasie, przez co tkwiący pomiędzy nimi Ig był teraz jeszcze mocniej ściskany.
– Miażdżycie mi żebra! – sapnął zduszonym głosem Black, próbując uwolnić się od ramion obu Weasley’ów.
– Może zostawić was samych, co? Wygląda, jakby się wam szykowała dłuższa zabawa. – Mimo swoich słów, Charlie podszedł do plątaniny kończyn na kanapie i chwycił pod pachy leżącego na wierzchu bliźniaka. – Zaraz nam Iga udusicie. Patrzcie, już się zaczyna robić siny na twarzy.
– Nie przesadzaj, ledwo wpada w buraczkowy… – prychnął Fred, ale cofnął się posłusznie.
– Aaach! Oddycham! Tlen, tlen… – Nastolatek wysunął się spomiędzy bliźniaków, lądując na dywanie przed kanapą i plecami opierając się o nogę Charliego.
– Co wam odbiło?
– A czy muszą mieć jakiś specjalny powód, by zrobić coś głupiego? – odezwał się Percy, który nie wiadomo kiedy znalazł się na fotelu przed kominkiem. – Bardziej by mnie zdziwiło, gdyby choć raz zachowali się normalnie.
– …coś w tym jest – mruknął pod nosem Charlie, pochylając się i łapiąc nastolatka pod ręce. – Wstajemy, Iggy. Moja stopa to raczej nieszczególnie wygodne miejsce do siedzenia, polecam chociażby fotel. – Jednym zdecydowanym ruchem postawił go na nogi.
– Tam było mi dobrze – odparł nastolatek, patrząc dłużej na smokologa. – I dzięki. Podwójne. Gdyby nie ty, ci dwaj by mnie udusili.
– Nie przesadzaj...
– …aż tak źle nie było.
– A to czasem nie ty, George, przed chwilą narzekałeś, że ci duszno? – Percy obejrzał się na brata.
Igniss zachichotał pod nosem, zasłaniając usta dłońmi, by się troszkę wygłuszyć.
– George… 1-0 dla twojego brata – rzucił wesoło do młodszego z bliźniaków.
– A może to była jakaś insynuacja? Kręci cię duszenie?
– Co?! Nie! Odbiło ci? – sapnął starszy bliźniak.
– Coś mocno się zapierasz… – droczył się dalej Charlie z chochlikami w oczach.
– Eej, to w takim razie może zdążę jeszcze zmienić twój prezent na święta – dodał niewinnie Ig. – Jaki kolor skóry byś chciał? Jakieś konkretne życzenia?
– Kiedyś wspominał, że podoba mu się klasyczna czerń...
– Fred! Ty też!?
– No nie denerwuj się, Georgie. Wszyscy tu chcemy dla ciebie jak najlepiej… – Charlie przysiadł na podłokietniku kanapy i pogłaskał brata po włosach w parodii czułości. Ten odtrącił jego rękę i przesunął się ku Fredowi.
– Okay! – przytaknął zadowolony z życia brunet. – To da się jeszcze załatwić. Kto mnie podrzuci do Londynu? – spojrzał po reszcie i nim ktokolwiek zdążył zareagować rzucił: – Serio? Nikt? Georgie… Bracia cię nie kochają, więc niestety nie będzie zmiany prezentu… Ale! Na walentynki ci coś podrzucę, żebyś ze swoim boyem to wypróbował. – Wytknął mu język.
– A co tobie tak zależy…?
– Czyżbyś sam miał chrapkę…
– …na niegrzeczne zabawy?
– A nawet jeśli to co? – Wzruszył niedbale ramionami, siadając na najbliższym wolnym fotelu. – Nikt nie pytał, czy nie mam czegoś we własnej kolekcji.
Cała czwórka obróciła się za Percym, który wyminął ich szybkim krokiem, znikając po chwili w korytarzu.
– Ups… Czyżby czyjeś uszy czuły się gwałcone?
– Strzał w dziesiątkę. Percy nigdy nie był…
– ...zbyt otwarty ani śmiały...
– …więc tym łatwiej...
– …było mu dokuczać. – Bliźniacy wyszczerzyli się zwycięsko.
– Zaplanowaliście to wszystko? – Pokiwali głowami. – Naprawdę musieliście umierać z nudów.
– Planowaliście wykurzyć z salonu Percy’ego? – spytał zaskoczony Black. – Czemu?
– To nie tak że celowaliśmy w wykurzenie go z pokoju.
– To tylko dodatkowy efekt. Chcieliśmy go jedynie...
– …zażenować i podrażnić.
– Bo?
– A potrzebujemy jakiegoś powodu? – spytali w dwugłosie i wymieniwszy spojrzenia, uśmiechnęli się jak chochliki.
Ig parsknął, nie mogąc się powstrzymać.
– O mój… uwielbiam was normalnie.
//*//
– Już myślałem, że nie przyjdziesz. Coraz trudniej ci wstawać z rana? – zagadał, odkładając na bok książkę.
– Robiłem ostatnie poprawki przy prezentach. Biorąc pod uwagę kamienny sen Ronny’ego mogłem sobie pozwolić na to rano. – Usiadł obok niego, zerkając na tytuł. – Ciekawa jest?
– Dla normalnych ludzi raczej nie. – Uśmiechnął się z lekkim zakłopotaniem. – To jedna z moich książek ze studiów. Prosiłem Leo, żeby mi ją podesłał, bo chciałem coś sprawdzić… Nie patrz tak, wiem że sam wytykałem ci, że nie korzystasz z wolnego. Po prostu byłem ciekawy, czy znajdę coś o hybrydzie szwedzkiego i norweskiego. Nie sądziłeś chyba, że tak szybko dam temu odejść w zapomnienie, co? To zbyt ciekawy przypadek.
– Pewnie więcej dałaby ci rozmowa z Masaki niż wertowanie książki, która może nie mieć interesujących cię zagadnień.
– Bardzo możliwe, tylko jakoś tak… nie znam nikogo o tym imieniu. – Spojrzał na niego rozbawiony.
– Mogę dać ci do niej namia… aaa, to i tak bez sensu. – Pokręcił lekko głową.
– Czemu?
– Bo nie zna angielskiego. Potrzebowalibyście tłumacza.
– Och, szkoda.
– Ewentualnie można napisać do jej narzeczonego z prośbą o bycie pośrednikiem korespondencyjnym i tłumaczem...
– Sporo zachodu, zwłaszcza, że nawet się nie znamy.
– Jak powołasz się na mnie, to spokojnie wszystko przejdzie.
– Wciąż myślę, że sobie daruję. Sądząc po imieniu, jest pewnie z Azji, więc w jedną stronę list szedłby z kilka dni. Jak wrócę do ośrodka będę mógł skorzystać z wiedzy naszych specjalistów.
– Jak wolisz, ale to ona zajmowała się Galeną przez prawie dwa miesiące od wyklucia.
– Wnioskuję, że zna się na rzeczy. Kim tak właściwie jest?
– Specjalistką od opieki nad magicznymi stworzeniami. Jedną z najlepszych w kraju, jak nawet nie w całej Azji.
– Brzmi obiecująco. Przemyślę twoją propozycję. A teraz zastanów się, gdzie chcesz wcisnąć swoje prezenty, bo powoli zaczyna brakować miejsca pod choinką – Kiwnął głową ku ozdobionemu drzewku, pod którym piętrzyły się pakunki.
Igniss zrobił zamyśloną minę, jednocześnie przyglądając się iglakowi. W tym samym momencie w pomieszczeniu pojawiło się kilka paczuszek i przelewitowało na wolne według nastolatka miejsca.
– Czasami to naprawdę pomocne, że magia podąża za mną instynktownie.
Rudzielec pokręcił z rozbawieniem głową i wyciągnął rękę, jakby chciał poczochrać nastolatka po włosach, ale nie sięgnął celu. Zamiast tego wstał i przesunął nią po piersi, niby wygładzając sweter.
– Tchórzymy, tchórzymy – mruknął pod nosem brunet, obserwując poczynania Charliego.
Ten zerknął na niego z ukosa, ale nie skomentował w żaden sposób jego uwagi. Ruszył ku drzwiom.
– Jeśli chcesz swoje kakao, to chodź ze mną, ale sam je sobie zrobisz. Nie mogę obiecać, że bym go nie sknocił.
– Spoko.
Podniósł się z kanapy i poszedł za mężczyzną do kuchni. Tam bez słowa przygotował sobie zaraz garnuszek napoju i przelał część do kubka.
– Takie z ciebie beztalencie kucharskie? – zagaił w końcu, siadając przy stole i biorąc małego łyka.
– Cóż, tak. Na szczęście nigdy nie musiałem gotować, bo pewnie bym coś wysadził… albo ktoś by ucierpiał. Mój repertuar ogranicza się do zalewania czegoś wrzątkiem i robienia kanapek.
– No widzisz… czyli powinieneś być z kimś kto lepiej sobie radzi w kuchni.
– Albo mieszkać resztę życia w ośrodku. Mamy tam skrzaty, które nam gotują.
– Jechać całe życie na stołówkowym żarciu, nie ma co. Bajeczna perspektywa – zironizował, rzucając mu kpiące spojrzenie.
– Może nie gotują aż z takim rozmachem jak skrzaty w Hogwarcie, ale ja nie narzekam. – Wzruszył ramionami. – Zresztą jem, bo muszę. Nie roztkliwiam się nad talerzem. Choć okej, miło czasem zjeść posiłek, który ktoś przygotował specjalnie z myślą o tobie. – Przyjrzał się nastolatkowi. – Sądziłeś, że złapiesz mnie na umiejętności kulinarne, co?
– Nie, sądziłem, że będę mógł się z ciebie trochę ponabijać. Ale po krótkim zastanowieniu stwierdziłem, że to jednak nie będzie zbyt rozrywkowe.
– Byłoby za to nieco dziecinne, więc słusznie że z tego zrezygnowałeś. Ach, rozmawiałem wczoraj z rodzicami. Planują pojutrze wieczorem jakieś wyjście i wrócą dopiero następnego dnia.
– O milutko. Sugerujesz coś? – Machnął brwiami z zawadiackim uśmieszkiem.
– Istotnie. Jest nas tu całkiem sporo, można więc zorganizować niezły wieczór… noc czy coś.
– Łeee… A ja już myślałem, że coś we dwoje porobimy – wydął dolną wargę, niezadowolony.
– We dwóch możemy co najwyżej porobić za tragarzy, bo ktoś musi się wybrać po alkohol. Choć nasza dwójka to może być za mało. Zmniejszany alkohol smakuje paskudnie, więc ta opcja odpada. Jest nas dziesięcioro, a plan jest taki że pijemy do późnej nocy, więc przyda się dużo butelek.
– Mój znajomy ma w Londynie sklep z alkoholami. Z pewnością da nam co nieco z jakąś zniżką.
– To się idealnie składa. Wybierzemy się do niego w piątek z rana, w międzyczasie ktoś inny pójdzie po zagrychę i będzie cacy.
– Spoko, to dam wam na niego namiary. Powołacie się na mnie i zniżka murowana, a ja załatwię z resztą przekąski.
– Nie chcesz się z nim zobaczyć?
– Lepiej będzie, jak tam nie pójdę… – mruknął, odwracając nieznacznie głowę. – Jeszcze trafię na swoich przyjaciół i będzie chryja.
Rudzielec przekrzywił lekko głowę.
– Gdybyś nie odkrył w sobie magii, byłbyś teraz w… pierwszej liceum, prawda? Pewnie planowałeś iść do tego samego co twoi znajomi, ale plany ci się niespodziewanie zmieniły i nawet nie mogłeś im wyjaśnić, czemu jednak nie będziesz się z nimi uczył. I teraz głupio byłoby ci się z nimi spotkać po półrocznym braku kontaktu. Trafiłem?
– Właściwie, to byłbym teraz w ostatniej klasie. W maju mieliśmy iść razem na bal absolwentów, ale moja magiczność tak namieszała, że o moim opuszczeniu szkoły dowiedzieli się, jak już ta szkoła się zaczęła. I część dalej może mi mieć to za złe.
– Tym lepiej by było, gdybyś ich teraz spotkał. Im dłużej będziesz zwlekał, tym ciężej będzie się odezwać i wyjaśnić sytuację. Więc, czy tego chcesz, czy nie, idziesz ze mną. A po przekąski wyślemy Harry’ego z obstawą. On też powinien się dobrze orientować w mugolskich sklepach.
– Żebyś tylko potem nie żałował swojej decyzji, jak już ogarniesz, z jaką zgrają dziwaków się trzymałem.
– Nie ty jeden masz dziwnych znajomych, jakoś przeżyję.
~*~

1 komentarz:

  1. Hej,
    wspaniale, no imprezka nam się szykuje... a bliźniacy jak się nudzą to ciężko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń