piątek, 10 listopada 2017

Rozdział 76.



~*~
Draco objął Harry’ego od tyłu, kiedy po łyżwach ten rozmawiał w salonie z Ronem, Ginny i bliźniakami.
– Harry, chodźmy się przejść – mruknął prosząco, opierając brodę o prawy bark bruneta. – Później porozmawiacie.
– Nie byliście ze sobą troszkę lepiej jak pół godziny i już tęsknisz? – spytała rozbawiona nastolatka.
– Harry’emu moje tęsknoty nie przeszkadzają… No, Gryfiaku, nie daj się prosić.
– Hmm… ale tak miło mi się rozmawia z przyjaciółmi – mruknął, patrząc na blondyna psotnie.
Malfoy milczał przez chwilę, zastanawiając się jakiej broni powinien użyć, po czym westchnął cicho, odsuwając się od chłopaka.
– No trudno. W takim razie poproszę kogoś innego.
– Charlie z pewnością chętnie ci potowarzyszy, Draco – oznajmiła głośno Ginny, przykuwając uwagę mężczyzny czytającego jakiś zwitek pergaminu .
– Co ja? – podniósł pytający wzrok na siedzącą niedaleko grupkę.
– Nic! Nie przejmuj się! – odparł natychmiast Harry, podnosząc się z miejsca. Igniss parsknął do książki, którą czytał na kanapie. Smokolog patrzył przez chwilę skonsternowany na Harry’ego i resztę, po czym wzruszył ramionami i wrócił do listu. – To gdzie chciałeś iść? – spytał, chwytając swojego chłopaka za dłoń i ciągnąc ku wyjściu.
– W okolice stawu – mruknął, kiedy już ubierali się w ciepłe rzeczy.
– W jakimś konkretnym celu?
– Pochodzić, pewnie też pogadać… Muszę mieć powód, by z tobą spędzać czas?
– Jasne, że nie.
– Cieszy mnie to – odparł, kiedy wyszli na zimne powietrze. – Uch, jak ja nie znoszę zimy…!
– Nie jest taka zła, przynajmniej nie pada deszcz. I można się porzucać śnieżkami, ulepić bałwana. No i zawsze lubiłem dźwięk skrzypiącego pod nogami śniegu. Choć nie za często spada go wystarczająca ilość albo jest na tyle zamarznięty.
– Nie lubię jak jest zimno. Wtedy tylko szukam pretekstu, by zaszyć się przy kominku z kocem na plecach. – Odetchnął głębiej, wypuszczając obłoczek pary spomiędzy warg. – Zresztą naprawdę chciałem porozmawiać.
– To było oczywiste. – Znów chwycił dłoń Draco. Czując jednak nieprzyjemny chłód na rozgrzanej skórze, schował ich dłonie do swojej kieszeni.
– To jest całkiem słodkie – skomentował blondyn, nie mogąc się powstrzymać.
– Cicho – bąknął brunet, odwracając lekko głowę. Ślizgon jednak wciąż mógł zobaczyć, jak unoszą się kąciki jego ust. – O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
– Zależy mi na tobie, wiesz…? I chcę być wobec ciebie całkowicie szczery. Tym bardziej, nie chciałbym, abyś dowiedział się kiedyś z resztą albo zupełnym przypadkiem od kogoś innego.
Gryfon zatrzymał się i spojrzał na niego uważnie.
– Brzmisz, jakby to było coś złego. Zaczynam się trochę niepokoić.
– Zależy, z której strony na to patrzeć. Muszę ci powiedzieć prawdę o sobie… i o Ignissie. – Na chwilę urwał, nie wiedząc jak dalej dobrać słowa. – Domyślam się, że to co zaraz powiem, może cię zaszokować, a nawet rozgniewać. Jednak mam nadzieję, że wysłuchasz mnie do końca. – Kolejna krótka przerwa. Tym razem na wzięcie głębszego oddechu. – Nie wiem, czy wiesz, ale prawie zmarłem przy porodzie. Nie oddychałem i przez jakiś czas musiałem leżeć pod specjalną aparaturą. Jednak sprawa mojego bliźniaka miała się o wiele gorzej. – Odetchnął krótko, zerkając na Harry’ego. Chłopak ścisnął lekko jego dłoń, patrząc na niego w skupieniu. – Mój ojciec go zabił, Harry. Może nie tak dosłownie, ale to zrobił.
– Co masz na myśli przez “nie dosłownie”??
– Mój brat urodził się ułomny. Niedoskonały. A przynajmniej takiego zdania był ojciec. Chciał się go pozbyć, by nie wyszło, że coś takiego – wypluł z siebie te dwa słowa – jest jego pierworodnym. Skoro i tak to ja miałbym być dziedzicem, to nie widział w tym problemu. Moja matka jednak wybłagała, by go oszczędził i chociaż nieoficjalnie dalej była jego matką. Publicznie z kolei zadowoliła się byciem jego opiekunką… Mój brat żyje, Harry. A ty go bardzo dobrze znasz, prawda?
Oczy Gryfona zrobiły się wielkie jak spodki.
– Ty i Ig…?! – sapnął z niedowierzaniem. Po chwili zamknął rozchylone usta i zamrugał kilkukrotnie, przetwarzając w głowie nowozdobytą informację. Z każdą kolejną sekundą czuł narastający gniew. Zrobiło mu się gorąco od buzującej w żyłach krwi. Ścisnął mocniej trzymaną dłoń.
– Harry, spokojnie… – mruknął, niepewny jak ma interpretować emocje odbijające się na twarzy Gryfona.
– Spokojnie…? SPOKOJNIE?! Jak mam być spokojny po tym, co mi powiedziałeś?! MA. CHOLERNE. SZCZĘŚCIE. Że jest najpewniej tysiące mil ode mnie, Draco. – Ręka bruneta była gorąca i drżała lekko. Zielone oczy jakby pociemniały, a źrenice zwężyły się gniewnie. – Jakim cudem wytrzymałeś tyle lat pod jednym dachem z tym…! – urwał, z zmiął w ustach obelgę. – I Igniss… – Zamilkł na chwilę i odetchnął kilka razy głębo. Wciąż wyglądał na wściekłego, ale przynajmniej już nie tak, jakby miał się na kogoś rzucić. – Draco, naprawdę nie wiem, co powinienem w tej chwili powiedzieć. Mam totalny mętlik w głowie, jednocześnie chciałbym pobiec do Iga i znaleźć Lucjusza… – podczas wymawiania drugiego imienia prawie zgrzytnął zębami.
– Przynajmniej powiedz, że nie masz nam tego za złe.
– Nie mam wam tego za złe. Może powinienem, ale przecież nie udawaliście z własnej woli. To ten gnój was na to skazał. Więc jeśli do kogokolwiek miałbym mieć żal, to tylko do niego… – Zamilkł na chwilę, po czym spojrzał ponuro w niebieskie oczy. – Okładanie jednego syna laską, próba zabicia drugiego… Powiedz, że na tym kończą się jego zbrodnie.
Draco spuścił na chwilę głowę. Powiedzieć mu czy nie?
– Kiedy moja mama trafiła do szpitala skatowana Cruciatusami, to byłem częściowo tego świadkiem. Najwięcej zaklęć poszło z różdżki ojca.
Uścisk na dłoni blondyna znów się wzmocnił. Szczęki bruneta zacisnęły się na chwilę.
– …Coś jeszcze?
Blondyn nie odpowiedział, po prostu wtulając się w swojego chłopaka. Nawet gdyby się zdecydował, słowa i tak nie opuściłyby jego gardła.
– Draco… – szepnął Potter, przytulając go mocno wolną ręką. – Jeśli kiedykolwiek znajdę się w pobliżu Lucjusza, lepiej żebyś był tam ze mną, żeby mnie powstrzymać… Inaczej odbiorę Ignissowi możliwość odpłacenia się za to jak był traktowany. – Nie miał odwagi powiedzieć na głos tego, o czym pomyślał: że zostanie mordercą jeszcze zanim przyjdzie mu się zmierzyć z Voldemortem.
– ...ocham cię – wymamrotał pod nosem w materiał kurtki chłopaka.
– Hm? Co powiedziałeś? – spytał, odchylając lekko głowę, by na niego spojrzeć.
– Powiedziałem “powstrzymam cię”, głupku.
– Nie moja wina, że to wybełkotałeś. Hej, Draco… – Poczekał, aż chłopak na niego spojrzy. – Dziękuję, że mi powiedziałeś. I obiecuję, że nikomu nie powiem, o tym co tu usłyszałem. No może z wyjątkiem samego Iga.
//*//
Kiedy para wróciła do ciepłego domu, z ulgą odwiesili kurtki i ściągnęli buty. Pani Weasley odwróciła się do nich, usłyszawszy szepty.
– Och, Draco. Dobrze, że wróciłeś. Niedawno przyszedł do ciebie list – powiedziała ciepło, biorąc do rąk dość wypchaną kopertę i podając ją blondynowi. – Od twojej mamy.
Malfoy zmarszczył nieznacznie brwi, niezdecydowany.
– Skąd moja matka miałaby wiedzieć, gdzie jestem?
– Och, skarbie. List dotarł do zamku. Severus go zabrał i przesłał od razu do mnie, bym ci przekazała. – Pogłaskała go troskliwie po włosach. – A teraz zmykaj i sprawdź, co takiego napisała.
– Dziękuję – szepnął i zerknął krótko na Harry’ego. Widząc jego zachęcający uśmiech, cmoknął go krótko w usta i odwrócił się na pięcie, idąc do pokoju. Powolnym krokiem podszedł do łóżka, siadając na nim i rozrywając kopertę. Wyciągnął papeterię z delikatnym motywem kwiatowym, uśmiechając się, kiedy w kwiatkach rozpoznał właśnie narcyzy.
Rozwinął papier i zagłębił się w tekście.
Kochany synku.
Twoja wiadomość, że nie wracasz na święta do domu, sprawiła, że dwa zgoła różne uczucia wypełniły moje serce.
Z jednej strony był to smutek. Od razu poczułam, że zawiodłam jako matka i nawet ten miesiąc, kiedy naprawdę się dla Ciebie starałam, był tylko stratą Twojego czasu. Nigdy nie moją…
Wiem jednak doskonale (a właściwie mam nadzieję, że właśnie taki był powód Twojej rezygnacji z przyjazdu tutaj), że Malfoy Manor już dawno przestał być dla Ciebie prawdziwym domem. Wprowadzanie tam tych ludzi. To nas niszczy, Draco. Mnie i Ciebie.
Cieszę się więc, że zostałeś w zamku. Tam jesteś bezpieczny. Z dala od ohydnych łapsk JEGO, jak i mojego męża.
Jedynie mam nadzieję, że nie jesteś sam i spędzasz czas z przyjaciółmi, bo z pewnością przyjaźnisz się ze złotymi ludźmi. Nie jesteś taki jak Lucjusz… Jesteś dobry, kochanie.
To Ty uświadomiłeś mi, że przez ostatnie lata byłam martwa na otaczające mnie rzeczy. Nie zapobiegłam tragediom, nie spróbowałam Cię uratować za pierwszym razem, pozwoliłam Lucjuszowi stać się takim człowiekiem, jakim jest teraz. I w żadnym wypadku nie próbuję stworzyć sobie wymówek. Bo żadna nie byłaby na tyle wiarygodna, żebym sama mogła w nią uwierzyć, a co dopiero ktoś inny.
Byłam tchórzem, ale z tym już koniec… Po raz kolejny mam zamiar wziąć swój los we własne ręce, a nie dalej grać tak jak Lucjusz sobie zażyczy. Tak jak walczyłam o życie Twojego brata. Tak jak o niego walczył również Twój chrzestny… Tak teraz mam zamiar walczyć o Ciebie i siebie.
Lucjusz wyruszył kilka dni temu na misję. Nawet nie chcę wiedzieć, gdzie i w jakim dokładnie celu. Przelał już w JEGO imieniu zbyt wiele krwi…
Wykorzystałam jego nieobecność i spakowałam wszystkie swoje rzeczy. Niech mną pogardza, jak wróci, jednak musiałam stamtąd odejść. Czułam taką potrzebę już od dłuższego czasu, jednak wtedy nie miałabym miejsca, gdzie mogłabym się schronić. Mój dom rodzinny nie należy do bezpiecznych. Z kolei Grimmauld Place jest teraz w posiadaniu Harry’ego Pottera.
Po śmierci Abraxasa, Biała Grań pozostała pusta. Lucjusz pochłonięty służeniem Dobrze-Wiemy-Komu całkowicie o niej zapomniał, ale nie ja. Biała Grań stała się moim schronieniem. Będzie też nowym domem, do którego razem z Ignissem możecie wracać. Nieważne o której porze dnia i nocy, zawsze powitam was z szeroko otwartymi ramionami.
Chciałam te święta spędzić tu z Tobą, ale to może uda nam się nadrobić… Może za rok…
Do listu dołączyłam dla Ciebie skromny prezent. Biorąc pewnie pod uwagę prezenty z poprzednich lat, może być to niewiele, jednak dla mnie ma naprawdę wielką wartość. To medalion, który otrzymałam od swojej matki, kiedy byłam w twoim wieku. Według jej słów miałam go przekazać swojej córce… jednak teraz nie ma to najmniejszego znaczenia. Medalion zawiera w sobie czary ochronne naszych przodków. Każde pokolenie Blacków zaklinało go, poprawiając jego działanie i utrwalając je. Ja również nie postąpiłam w tym przypadku inaczej i rzuciłam wszystkie najmocniejsze czary ochronne, jakie tylko poznałam.
Nie musisz go nosić. Ważne, abyś po prostu miał go przy sobie.
Spokojnych świąt, synku.
Pamiętaj, że bardzo Cię kocham.
Twoja mama.
Dłonie zaczęły mu drżeć, więc przycisnął je wraz z listem do piersi, dopiero wtedy uświadamiając sobie, że roni nieme łzy. Jego ciałem wstrząsnął szloch i tym razem zapłakał głośniej.
//*//
– Gdzie już Draco porzuciłeś? – spytał Igniss, widząc samotnie wracającego do salonu bruneta. – Już zdążyliście się pokłócić? Szybko…
– Nie pokłóciliśmy się – odparł Harry, zawieszając na Igu spojrzenie.
Poważnie, jak mógł tego wcześniej nie zauważyć? Przecież oni wyglądali jak… uch, jak bliźniacy. Jedynie kolorem włosów się różnili. No dobra, nie jedynie. Nie byli aż tak podobni jak Fred i George, ale to wciąż było oczywiste, że to bracia a nie kuzyni! Ciężko mu było uwierzyć, że naprawdę tylu ludzi udało im się oszukać.
– Co tak się na mnie patrzysz? Zakochałeś się?
– Ta, oczywiście. A ty co tak tu sam w kącie siedzisz? Nie chcesz pograć z resztą? – Kiwnął głową ku Ginny, Ronowi, Billowi i panu Weasley, którzy grali w karty.
– Coś ty… Żeby mnie ograli? Ronny chyba przez cały pobyt tutaj by się ze mnie nabijał. – Wzruszył niedbale ramionami. – Dalej mi nie odpowiedziałeś, gdzie jest Draco.
– Na górze. Czyta list od swojej mamy.
– Nar do niego napisała? – sapnął zaskoczony brunet. – I doszło aż tutaj?
– Pocztą pantoflową, skarbie – odpowiedziała za Harry’ego pani Weasley. – Swoją drogą, do ciebie również napisała.
– Naprawdę? – Igniss posłał jej niedowierzająco-rozanielone spojrzenie, odbierając kopertę. – Wybaczcie mi na moment – zawołał cicho i zaraz wybył z pomieszczenia.
– Gdzie go tak wywiało? – spytał blondyn w wejściu, który w korytarzu minął się z poruszonym bliźniakiem. – Mama napisała też do niego?
– Yhm – mruknął potwierdzająco Harry, podchodząc do niego. Objął go w pasie i przybliżył się, jakby chciał go pocałować w szczękę. – W porządku? Masz zaczerwienione oczy… – Przycisnął wargi do jego żuchwy.
– Zostałem poinformowany o czymś ważnym i zareagowałem zbyt emocjonalnie…
Ronowi aż zatrzęsła się ręka, w której trzymał karty, kiedy zrozumiał, o czym mówił Ślizgon. Czy Malfoy przyznał się właśnie do płaczu??!
– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Dobre-ważne czy złe-ważne? – drążył Potter, spoglądając w niebieskie oczy.
– Chyba dobre. Nie wiem sam, ale wydaje mi się, że dobre.
Gryfon skinął głową, po czym chwycił go za rękę i pociągnął w kierunku kanapy. Usiadł niedaleko Ginny, po czym bezceremonialnie szarpnął blondyna. Draco nieprzygotowany na taki gwałtowny ruch stracił równowagę i z głośnym sapnięciem wylądował na kolanach swojego chłopaka. Potter od razu objął go w pasie i jak gdyby nigdy nic, zaczął obserwować grę. Weasleyowie jedynie na chwilę skierowali na nich zdziwione spojrzenia.
Gdy pozostali znów się wciągnęli w rozgrywkę, Harry przeniósł spojrzenie na twarz swojego chłopaka. Uniósł dłoń i przeczesał lekko palcami jasne kosmyki, ściągając na siebie uwagę Ślizgona.
– Mmm?
– Powiesz mi, co napisała? – spytał na tyle cicho, by tylko Draco go usłyszał.
– Odeszła od ojca.
Uścisk na talii blondyna nabrał na sile.
– Myślisz, że będzie teraz bezpieczna? Albo przynajmniej bezpieczniejsza niż do tej pory?
– Nie mogąc przenieść się do swojej rodzinnej posiadłości, wybrała Białą Grań, prywatną rezydencję dziadka. Tam przez jakiś czas ojciec nie będzie mógł jej szukać. Więc tak, na razie jest bezpieczniejsza niż do tej pory.
– Całe szczęście. – Harry uśmiechnął się do niego lekko, rozluźniając ramiona. – Choć “jakiś czas” nie brzmi zbyt optymistycznie. Jeśli sama nie jest w stanie zapewnić sobie odpowiedniej kryjówki, to…
– To co? Miała zostać u jego boku?
– Nie! W życiu! – sapnął cicho. – Może powinna poprosić dyrektora o pomoc?
– Dyrektora? – spytał zaskoczony, nieznacznie podnosząc głos. Kiedy zrozumiał co robi, zaraz zniżył go do szeptu. – Nawet ja nie prosiłem go o pomoc, więc myślisz, że ona to zrobi? Zresztą jak ten stary dziad ma pomóc dorosłej kobiecie? Jakie da jej schronienie? W szkolnych lochach?
Harry pomyślał o posiadłości przy Grimmuald Place. Gdyby nie oddał jej na kwaterę główną Zakonu, mógłby pozwolić mamie Draco tam zostać… Ale teraz tak naprawdę zarządzał nią dyrektor, a szanse że pozwoli mieszkać tam komuś, kto nie jest członkiem ZF były… zerowe.
– Zaproponowałbym jeszcze Japonię, ale tam pewnie nie byłaby wcale dużo bezpieczniejsza niż w Białej Grani.
– Najbardziej bezpieczna byłaby tylko w...
– DRACO!!
Blondyn zamilkł, słysząc krzyk brata. Spojrzał w stronę wyjścia, gdzie praktycznie w tym samym czasie pojawił się rozjuszony Gryfon.
– Musimy jej pomóc! – zawołał na wstępie, idąc w stronę bliźniaka. – Przecież Lucjusz jej tego nie daruje…
– iss…
– Na bank wyśle kogoś na poszukiwania...
– Igniss…
– Znajdą ją, a wtedy ojciec zemści się za taką zniewagę. Wiesz co to oznacza… On ją zakatu...
– Igniss! Przestań! – krzyknął Ślizgon, zrywając się na nogi. – Myślisz, że nie wiem?! Ale co innego… – zamilkł, spoglądając na resztę, która przyglądała im się z zaskoczeniem. – Dokończymy rozmawiać w pokoju – oznajmił i razem z bratem opuścili salon.
– Idę z wami! – Harry spojrzał przelotem na Rona i wpatrującego się w niego z uwagą pana Weasleya, po czym pognał za bliźniakami.
//*//
Całą trójką weszli do pokoju zajmowanego przez Harry’ego i Draco.
– Draco, ja rozumiem, że jesteś z Harrym, ale teraz powinniśmy porozmawiać we dwoje.
– Daj spokój, Ig. Harry o wszystkim wie. Zarówno o mamie, jak i o tobie.
Igniss rzucił bratu zaskoczone spojrzenie.
– Powiedziałeś mu?!
– Powiedział. I między innymi dlatego tu jestem. Chcę, żeby wasza matka była bezpieczna, a zdecydowanie łatwiej wymyślić coś we trzech, no nie?
Ig przytaknął niechętnie.
– Musimy namówić resztę, by po świętach wybrać się jeszcze raz do Londynu – zaczął, siadając na łóżku. – Załatwię świstoklika i przeniosę się do Francji…
– I co zrobisz? Powiesz, żeby wróciła z podkulonym ogonem do ojca?
– Prędzej bym się wielosokował i sam za nią wrócił. Zabiłbym ojca…
– Świetnie! A reszta Śmierciożerców zabiłaby ciebie. Brawo, Ig! Cudny plan!
– To nie był mój plan! – warknął Igniss, z mordem w oczach. Na Draco nie zrobiło to wrażenia. – Chodzi mi o to, żeby przekonać mamę, by uciekła dalej.
– Do Japonii? – zironizował blondyn. – Oryginalnie.
– Wy już tak zrobiliście, więc z pewnością będzie jej tam szukał.
– Miałem na myśli Stany.
– Stany? – powtórzył głucho Ślizgon.
– Może wcale nie musi opuszczać Brytanii? Mogłaby po prostu znaleźć sobie kryjówkę w jakimś mugolskim mieście?
– Niby jaką? – rzucił z ironią Igniss. – Jej rodzinna rezydencja może być odwiedzona również przez ciotkę Bellę. A Grimmauld Place odziedziczyłeś w spadku.
– Istnieje więcej miejscowości – rzucił zniecierpliwiony Potter. – Na pewno ma jakieś pieniądze. Może kupić czy wynająć mieszkanie gdziekolwiek.
– A w mugolskim świecie się nie odnajdzie – stwierdził Draco.
– Odnalazłaby się, jakoś – westchnął Ig. – W końcu pamiętasz, jak opowiadała o tym, co zdarzało jej się robić w naszym wieku…
– Wiem, ale i tak z ograniczonym budżetem nie znalazłaby sobie niczego odpowiedniego.
– Draco, zapomniałeś o czymś? Mam mieszkanie i całkiem ładne oszczędności, o których Lucjusz nie wie.
– Albo udaje...
– A twoi dawni opiekunowie nie wiedzą przypadkiem, gdzie masz to mieszkanie? Bo jeśli wiedzą, to Lucjusz prędzej czy później dotrze do tej informacji i tam też sprawdzi.
– Kurcze… Może uda mi się coś kupić? Jakieś mieszkanko na prowincji?
– Mama tego nie przyjmie. Stwierdzi, że się narażasz – westchnął blondyn. – Więc jesteśmy zmuszeni do zostawienia sprawy taką, jaka jest.
– Naprawdę uważam, że powinna poprosić dyrektora o pomoc. Wątpię, by Lucjusz spodziewał się, że wasza matka zwróci się do Dumbledore’a po tym jak tyle lat stała po stronie Voldemorta… Nieważne czy naprawdę go popierała, czy była tam, bo nie miała innego wyboru – dodał szybko, widząc ich miny. – Chodzi o sam fakt “zmienienia stron”. Skoro wszędzie indziej uda mu się ją wytropić, to jedynym wyjściem jest wybranie opcji, której nawet nie będzie brał pod uwagę, no nie?
– Niby racja, ale nie sądzę, by to przeszło.
– Czemu?
– Harry. Nasza matka może być po uszy w bagnie, ale nie będzie prosić o pomoc.
– Dokładnie – przytaknął Igniss. – Może tego po niej ostatnio nie widać, ale Nar jest dumną kobietą.
– Ta głupia ślizgońska duma kiedyś was zgubi – mruknął. Bliźniacy w odpowiedzi posłali mu krzywe spojrzenie, ale nic nie powiedzieli.
 ~*~



2 komentarze:

  1. Rozdział jak zawsze świetny ale...
    "Ale teraz tak naprawdę zarządzał nią dyrektor, a szanse że pozwoli mieszkać tam komuś, kto jest jest członkiem ZF były… zerowe."- Nie powinno tu być "nie jest"? I jeszcze
    "– Gdzie już Draco porzuciłeś? – spytał Igniss, widząc samotnie wracającego do salonu bruneta."- Nie wiem czemu, ale coś mi w tym zdaniu nie pasuje. Pewnie to tylko mój dziwny mózg znajduje błędy których nie ma. xD
    Dużo weny i czasu.
    I przy okazji szczęśliwego święta dziękczynienia xX
    ~H

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    cieszę się, że Draco powiedział Harremu o tym, że Ignis jest jego bratem, bardzo mnie cieszy Narcyza i decyzja jaką podjęła... pomysł nie jest głupi sle i Harry mógł zadziałać powiedzieć, że otrzymał Grimuland i może być tam każdy komu on pozwoli...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń