~*~
Draco
objął Harry’ego od tyłu, kiedy po łyżwach ten rozmawiał w salonie z Ronem,
Ginny i bliźniakami.
– Harry,
chodźmy się przejść – mruknął prosząco, opierając brodę o prawy bark bruneta. –
Później porozmawiacie.
– Nie
byliście ze sobą troszkę lepiej jak pół godziny i już tęsknisz? – spytała
rozbawiona nastolatka.
–
Harry’emu moje tęsknoty nie przeszkadzają… No, Gryfiaku, nie daj się prosić.
– Hmm…
ale tak miło mi się rozmawia z przyjaciółmi – mruknął, patrząc na blondyna
psotnie.
Malfoy
milczał przez chwilę, zastanawiając się jakiej broni powinien użyć, po czym
westchnął cicho, odsuwając się od chłopaka.
– No trudno.
W takim razie poproszę kogoś innego.
–
Charlie z pewnością chętnie ci potowarzyszy, Draco – oznajmiła głośno Ginny,
przykuwając uwagę mężczyzny czytającego jakiś zwitek pergaminu .
– Co ja?
– podniósł pytający wzrok na siedzącą niedaleko grupkę.
– Nic!
Nie przejmuj się! – odparł natychmiast Harry, podnosząc się z miejsca. Igniss
parsknął do książki, którą czytał na kanapie. Smokolog patrzył przez chwilę
skonsternowany na Harry’ego i resztę, po czym wzruszył ramionami i wrócił do
listu. – To gdzie chciałeś iść? – spytał, chwytając swojego chłopaka za dłoń i
ciągnąc ku wyjściu.
– W
okolice stawu – mruknął, kiedy już ubierali się w ciepłe rzeczy.
– W
jakimś konkretnym celu?
–
Pochodzić, pewnie też pogadać… Muszę mieć powód, by z tobą spędzać czas?
– Jasne,
że nie.
– Cieszy
mnie to – odparł, kiedy wyszli na zimne powietrze. – Uch, jak ja nie znoszę
zimy…!
– Nie
jest taka zła, przynajmniej nie pada deszcz. I można się porzucać śnieżkami,
ulepić bałwana. No i zawsze lubiłem dźwięk skrzypiącego pod nogami śniegu. Choć
nie za często spada go wystarczająca ilość albo jest na tyle zamarznięty.
– Nie
lubię jak jest zimno. Wtedy tylko szukam pretekstu, by zaszyć się przy kominku
z kocem na plecach. – Odetchnął głębiej, wypuszczając obłoczek pary spomiędzy
warg. – Zresztą naprawdę chciałem porozmawiać.
– To
było oczywiste. – Znów chwycił dłoń Draco. Czując jednak nieprzyjemny chłód na
rozgrzanej skórze, schował ich dłonie do swojej kieszeni.
– To
jest całkiem słodkie – skomentował blondyn, nie mogąc się powstrzymać.
– Cicho
– bąknął brunet, odwracając lekko głowę. Ślizgon jednak wciąż mógł zobaczyć,
jak unoszą się kąciki jego ust. – O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
– Zależy
mi na tobie, wiesz…? I chcę być wobec ciebie całkowicie szczery. Tym bardziej,
nie chciałbym, abyś dowiedział się kiedyś z resztą albo zupełnym przypadkiem od
kogoś innego.
Gryfon
zatrzymał się i spojrzał na niego uważnie.
–
Brzmisz, jakby to było coś złego. Zaczynam się trochę niepokoić.
–
Zależy, z której strony na to patrzeć. Muszę ci powiedzieć prawdę o sobie… i o
Ignissie. – Na chwilę urwał, nie wiedząc jak dalej dobrać słowa. – Domyślam
się, że to co zaraz powiem, może cię zaszokować, a nawet rozgniewać. Jednak mam
nadzieję, że wysłuchasz mnie do końca. – Kolejna krótka przerwa. Tym razem na
wzięcie głębszego oddechu. – Nie wiem, czy wiesz, ale prawie zmarłem przy
porodzie. Nie oddychałem i przez jakiś czas musiałem leżeć pod specjalną
aparaturą. Jednak sprawa mojego bliźniaka miała się o wiele gorzej. – Odetchnął
krótko, zerkając na Harry’ego. Chłopak ścisnął lekko jego dłoń, patrząc na
niego w skupieniu. – Mój ojciec go zabił, Harry. Może nie tak dosłownie, ale to
zrobił.
– Co
masz na myśli przez “nie dosłownie”??
– Mój
brat urodził się ułomny. Niedoskonały. A przynajmniej takiego zdania był
ojciec. Chciał się go pozbyć, by nie wyszło, że coś takiego – wypluł z siebie
te dwa słowa – jest jego pierworodnym. Skoro i tak to ja miałbym być
dziedzicem, to nie widział w tym problemu. Moja matka jednak wybłagała, by go
oszczędził i chociaż nieoficjalnie dalej była jego matką. Publicznie z kolei
zadowoliła się byciem jego opiekunką… Mój brat żyje, Harry. A ty go bardzo
dobrze znasz, prawda?
Oczy
Gryfona zrobiły się wielkie jak spodki.
– Ty i
Ig…?! – sapnął z niedowierzaniem. Po chwili zamknął rozchylone usta i zamrugał
kilkukrotnie, przetwarzając w głowie nowozdobytą informację. Z każdą kolejną
sekundą czuł narastający gniew. Zrobiło mu się gorąco od buzującej w żyłach
krwi. Ścisnął mocniej trzymaną dłoń.
– Harry,
spokojnie… – mruknął, niepewny jak ma interpretować emocje odbijające się na
twarzy Gryfona.
–
Spokojnie…? SPOKOJNIE?! Jak mam być spokojny po tym, co mi powiedziałeś?! MA.
CHOLERNE. SZCZĘŚCIE. Że jest najpewniej tysiące mil ode mnie, Draco. – Ręka
bruneta była gorąca i drżała lekko. Zielone oczy jakby pociemniały, a źrenice
zwężyły się gniewnie. – Jakim cudem wytrzymałeś tyle lat pod jednym dachem z
tym…! – urwał, z zmiął w ustach obelgę. – I Igniss… – Zamilkł na chwilę i
odetchnął kilka razy głębo. Wciąż wyglądał na wściekłego, ale przynajmniej już
nie tak, jakby miał się na kogoś rzucić. – Draco, naprawdę nie wiem, co
powinienem w tej chwili powiedzieć. Mam totalny mętlik w głowie, jednocześnie
chciałbym pobiec do Iga i znaleźć Lucjusza… – podczas wymawiania drugiego
imienia prawie zgrzytnął zębami.
–
Przynajmniej powiedz, że nie masz nam tego za złe.
– Nie
mam wam tego za złe. Może powinienem, ale przecież nie udawaliście z własnej
woli. To ten gnój was na to skazał. Więc jeśli do kogokolwiek miałbym mieć żal,
to tylko do niego… – Zamilkł na chwilę, po czym spojrzał ponuro w niebieskie
oczy. – Okładanie jednego syna laską, próba zabicia drugiego… Powiedz, że na
tym kończą się jego zbrodnie.
Draco
spuścił na chwilę głowę. Powiedzieć mu czy nie?
– Kiedy
moja mama trafiła do szpitala skatowana Cruciatusami, to byłem częściowo tego
świadkiem. Najwięcej zaklęć poszło z różdżki ojca.
Uścisk
na dłoni blondyna znów się wzmocnił. Szczęki bruneta zacisnęły się na chwilę.
– …Coś
jeszcze?
Blondyn
nie odpowiedział, po prostu wtulając się w swojego chłopaka. Nawet gdyby się
zdecydował, słowa i tak nie opuściłyby jego gardła.
– Draco…
– szepnął Potter, przytulając go mocno wolną ręką. – Jeśli kiedykolwiek znajdę
się w pobliżu Lucjusza, lepiej żebyś był tam ze mną, żeby mnie powstrzymać…
Inaczej odbiorę Ignissowi możliwość odpłacenia się za to jak był traktowany. –
Nie miał odwagi powiedzieć na głos tego, o czym pomyślał: że zostanie mordercą
jeszcze zanim przyjdzie mu się zmierzyć z Voldemortem.
–
...ocham cię – wymamrotał pod nosem w materiał kurtki chłopaka.
– Hm? Co
powiedziałeś? – spytał, odchylając lekko głowę, by na niego spojrzeć.
–
Powiedziałem “powstrzymam cię”, głupku.
– Nie
moja wina, że to wybełkotałeś. Hej, Draco… – Poczekał, aż chłopak na niego
spojrzy. – Dziękuję, że mi powiedziałeś. I obiecuję, że nikomu nie powiem, o
tym co tu usłyszałem. No może z wyjątkiem samego Iga.
//*//
Kiedy
para wróciła do ciepłego domu, z ulgą odwiesili kurtki i ściągnęli buty. Pani
Weasley odwróciła się do nich, usłyszawszy szepty.
– Och,
Draco. Dobrze, że wróciłeś. Niedawno przyszedł do ciebie list – powiedziała
ciepło, biorąc do rąk dość wypchaną kopertę i podając ją blondynowi. – Od
twojej mamy.
Malfoy
zmarszczył nieznacznie brwi, niezdecydowany.
– Skąd
moja matka miałaby wiedzieć, gdzie jestem?
– Och,
skarbie. List dotarł do zamku. Severus go zabrał i przesłał od razu do mnie,
bym ci przekazała. – Pogłaskała go troskliwie po włosach. – A teraz zmykaj i
sprawdź, co takiego napisała.
–
Dziękuję – szepnął i zerknął krótko na Harry’ego. Widząc jego zachęcający
uśmiech, cmoknął go krótko w usta i odwrócił się na pięcie, idąc do pokoju.
Powolnym krokiem podszedł do łóżka, siadając na nim i rozrywając kopertę.
Wyciągnął papeterię z delikatnym motywem kwiatowym, uśmiechając się, kiedy w
kwiatkach rozpoznał właśnie narcyzy.
Rozwinął
papier i zagłębił się w tekście.
“Kochany synku.
Twoja wiadomość, że nie wracasz
na święta do domu, sprawiła, że dwa zgoła różne uczucia wypełniły moje serce.
Z jednej strony był to smutek. Od
razu poczułam, że zawiodłam jako matka i nawet ten miesiąc, kiedy naprawdę się
dla Ciebie starałam, był tylko stratą Twojego czasu. Nigdy nie moją…
Wiem jednak doskonale (a
właściwie mam nadzieję, że właśnie taki był powód Twojej rezygnacji z przyjazdu
tutaj), że Malfoy Manor już dawno przestał być dla Ciebie prawdziwym domem.
Wprowadzanie tam tych ludzi. To nas niszczy, Draco. Mnie i Ciebie.
Cieszę się więc, że zostałeś w
zamku. Tam jesteś bezpieczny. Z dala od ohydnych łapsk JEGO, jak i mojego męża.
Jedynie mam nadzieję, że nie
jesteś sam i spędzasz czas z przyjaciółmi, bo z pewnością przyjaźnisz się ze
złotymi ludźmi. Nie jesteś taki jak Lucjusz… Jesteś dobry, kochanie.
To Ty uświadomiłeś mi, że przez
ostatnie lata byłam martwa na otaczające mnie rzeczy. Nie zapobiegłam
tragediom, nie spróbowałam Cię uratować za pierwszym razem, pozwoliłam
Lucjuszowi stać się takim człowiekiem, jakim jest teraz. I w żadnym wypadku nie
próbuję stworzyć sobie wymówek. Bo żadna nie byłaby na tyle wiarygodna, żebym
sama mogła w nią uwierzyć, a co dopiero ktoś inny.
Byłam tchórzem, ale z tym już
koniec… Po raz kolejny mam zamiar wziąć swój los we własne ręce, a nie dalej
grać tak jak Lucjusz sobie zażyczy. Tak jak walczyłam o życie Twojego brata.
Tak jak o niego walczył również Twój chrzestny… Tak teraz mam zamiar walczyć o
Ciebie i siebie.
Lucjusz wyruszył kilka dni temu
na misję. Nawet nie chcę wiedzieć, gdzie i w jakim dokładnie celu. Przelał już
w JEGO imieniu zbyt wiele krwi…
Wykorzystałam jego nieobecność i
spakowałam wszystkie swoje rzeczy. Niech mną pogardza, jak wróci, jednak
musiałam stamtąd odejść. Czułam taką potrzebę już od dłuższego czasu, jednak
wtedy nie miałabym miejsca, gdzie mogłabym się schronić. Mój dom rodzinny nie
należy do bezpiecznych. Z kolei Grimmauld Place jest teraz w posiadaniu
Harry’ego Pottera.
Po śmierci Abraxasa, Biała Grań
pozostała pusta. Lucjusz pochłonięty służeniem Dobrze-Wiemy-Komu całkowicie o
niej zapomniał, ale nie ja. Biała Grań stała się moim schronieniem. Będzie też
nowym domem, do którego razem z Ignissem możecie wracać. Nieważne o której
porze dnia i nocy, zawsze powitam was z szeroko otwartymi ramionami.
Chciałam te święta spędzić tu z
Tobą, ale to może uda nam się nadrobić… Może za rok…
Do listu dołączyłam dla Ciebie
skromny prezent. Biorąc pewnie pod uwagę prezenty z poprzednich lat, może być
to niewiele, jednak dla mnie ma naprawdę wielką wartość. To medalion, który otrzymałam
od swojej matki, kiedy byłam w twoim wieku. Według jej słów miałam go przekazać
swojej córce… jednak teraz nie ma to najmniejszego znaczenia. Medalion zawiera
w sobie czary ochronne naszych przodków. Każde pokolenie Blacków zaklinało go,
poprawiając jego działanie i utrwalając je. Ja również nie postąpiłam w tym
przypadku inaczej i rzuciłam wszystkie najmocniejsze czary ochronne, jakie
tylko poznałam.
Nie musisz go nosić. Ważne, abyś
po prostu miał go przy sobie.
Spokojnych świąt, synku.
Pamiętaj, że bardzo Cię kocham.
Twoja mama. “
Dłonie
zaczęły mu drżeć, więc przycisnął je wraz z listem do piersi, dopiero wtedy
uświadamiając sobie, że roni nieme łzy. Jego ciałem wstrząsnął szloch i tym
razem zapłakał głośniej.
//*//
– Gdzie
już Draco porzuciłeś? – spytał Igniss, widząc samotnie wracającego do salonu
bruneta. – Już zdążyliście się pokłócić? Szybko…
– Nie
pokłóciliśmy się – odparł Harry, zawieszając na Igu spojrzenie.
Poważnie,
jak mógł tego wcześniej nie zauważyć? Przecież oni wyglądali jak… uch, jak
bliźniacy. Jedynie kolorem włosów się różnili. No dobra, nie jedynie. Nie byli
aż tak podobni jak Fred i George, ale to wciąż było oczywiste, że to bracia a
nie kuzyni! Ciężko mu było uwierzyć, że naprawdę tylu ludzi udało im się
oszukać.
– Co tak
się na mnie patrzysz? Zakochałeś się?
– Ta,
oczywiście. A ty co tak tu sam w kącie siedzisz? Nie chcesz pograć z resztą? –
Kiwnął głową ku Ginny, Ronowi, Billowi i panu Weasley, którzy grali w karty.
– Coś
ty… Żeby mnie ograli? Ronny chyba przez cały pobyt tutaj by się ze mnie
nabijał. – Wzruszył niedbale ramionami. – Dalej mi nie odpowiedziałeś, gdzie
jest Draco.
– Na
górze. Czyta list od swojej mamy.
– Nar do
niego napisała? – sapnął zaskoczony brunet. – I doszło aż tutaj?
– Pocztą
pantoflową, skarbie – odpowiedziała za Harry’ego pani Weasley. – Swoją drogą,
do ciebie również napisała.
–
Naprawdę? – Igniss posłał jej niedowierzająco-rozanielone spojrzenie,
odbierając kopertę. – Wybaczcie mi na moment – zawołał cicho i zaraz wybył z
pomieszczenia.
– Gdzie
go tak wywiało? – spytał blondyn w wejściu, który w korytarzu minął się z
poruszonym bliźniakiem. – Mama napisała też do niego?
– Yhm –
mruknął potwierdzająco Harry, podchodząc do niego. Objął go w pasie i
przybliżył się, jakby chciał go pocałować w szczękę. – W porządku? Masz
zaczerwienione oczy… – Przycisnął wargi do jego żuchwy.
–
Zostałem poinformowany o czymś ważnym i zareagowałem zbyt emocjonalnie…
Ronowi
aż zatrzęsła się ręka, w której trzymał karty, kiedy zrozumiał, o czym mówił
Ślizgon. Czy Malfoy przyznał się właśnie do płaczu??!
– Nie
odpowiedziałeś na moje pytanie. Dobre-ważne czy złe-ważne? – drążył Potter,
spoglądając w niebieskie oczy.
– Chyba
dobre. Nie wiem sam, ale wydaje mi się, że dobre.
Gryfon
skinął głową, po czym chwycił go za rękę i pociągnął w kierunku kanapy. Usiadł
niedaleko Ginny, po czym bezceremonialnie szarpnął blondyna. Draco
nieprzygotowany na taki gwałtowny ruch stracił równowagę i z głośnym sapnięciem
wylądował na kolanach swojego chłopaka. Potter od razu objął go w pasie i jak
gdyby nigdy nic, zaczął obserwować grę. Weasleyowie jedynie na chwilę
skierowali na nich zdziwione spojrzenia.
Gdy
pozostali znów się wciągnęli w rozgrywkę, Harry przeniósł spojrzenie na twarz
swojego chłopaka. Uniósł dłoń i przeczesał lekko palcami jasne kosmyki,
ściągając na siebie uwagę Ślizgona.
– Mmm?
–
Powiesz mi, co napisała? – spytał na tyle cicho, by tylko Draco go usłyszał.
–
Odeszła od ojca.
Uścisk
na talii blondyna nabrał na sile.
–
Myślisz, że będzie teraz bezpieczna? Albo przynajmniej bezpieczniejsza niż do
tej pory?
– Nie
mogąc przenieść się do swojej rodzinnej posiadłości, wybrała Białą Grań,
prywatną rezydencję dziadka. Tam przez jakiś czas ojciec nie będzie mógł jej
szukać. Więc tak, na razie jest bezpieczniejsza niż do tej pory.
– Całe
szczęście. – Harry uśmiechnął się do niego lekko, rozluźniając ramiona. – Choć
“jakiś czas” nie brzmi zbyt optymistycznie. Jeśli sama nie jest w stanie
zapewnić sobie odpowiedniej kryjówki, to…
– To co?
Miała zostać u jego boku?
– Nie! W
życiu! – sapnął cicho. – Może powinna poprosić dyrektora o pomoc?
–
Dyrektora? – spytał zaskoczony, nieznacznie podnosząc głos. Kiedy zrozumiał co
robi, zaraz zniżył go do szeptu. – Nawet ja nie prosiłem go o pomoc, więc
myślisz, że ona to zrobi? Zresztą jak ten stary dziad ma pomóc dorosłej
kobiecie? Jakie da jej schronienie? W szkolnych lochach?
Harry
pomyślał o posiadłości przy Grimmuald Place. Gdyby nie oddał jej na kwaterę
główną Zakonu, mógłby pozwolić mamie Draco tam zostać… Ale teraz tak naprawdę
zarządzał nią dyrektor, a szanse że pozwoli mieszkać tam komuś, kto nie jest
członkiem ZF były… zerowe.
–
Zaproponowałbym jeszcze Japonię, ale tam pewnie nie byłaby wcale dużo
bezpieczniejsza niż w Białej Grani.
–
Najbardziej bezpieczna byłaby tylko w...
–
DRACO!!
Blondyn
zamilkł, słysząc krzyk brata. Spojrzał w stronę wyjścia, gdzie praktycznie w
tym samym czasie pojawił się rozjuszony Gryfon.
– Musimy
jej pomóc! – zawołał na wstępie, idąc w stronę bliźniaka. – Przecież Lucjusz
jej tego nie daruje…
– iss…
– Na
bank wyśle kogoś na poszukiwania...
–
Igniss…
– Znajdą
ją, a wtedy ojciec zemści się za taką zniewagę. Wiesz co to oznacza… On ją
zakatu...
–
Igniss! Przestań! – krzyknął Ślizgon, zrywając się na nogi. – Myślisz, że nie
wiem?! Ale co innego… – zamilkł, spoglądając na resztę, która przyglądała im
się z zaskoczeniem. – Dokończymy rozmawiać w pokoju – oznajmił i razem z bratem
opuścili salon.
– Idę z
wami! – Harry spojrzał przelotem na Rona i wpatrującego się w niego z uwagą
pana Weasleya, po czym pognał za bliźniakami.
//*//
Całą
trójką weszli do pokoju zajmowanego przez Harry’ego i Draco.
– Draco,
ja rozumiem, że jesteś z Harrym, ale teraz powinniśmy porozmawiać we dwoje.
– Daj
spokój, Ig. Harry o wszystkim wie. Zarówno o mamie, jak i o tobie.
Igniss
rzucił bratu zaskoczone spojrzenie.
–
Powiedziałeś mu?!
–
Powiedział. I między innymi dlatego tu jestem. Chcę, żeby wasza matka była
bezpieczna, a zdecydowanie łatwiej wymyślić coś we trzech, no nie?
Ig
przytaknął niechętnie.
– Musimy
namówić resztę, by po świętach wybrać się jeszcze raz do Londynu – zaczął,
siadając na łóżku. – Załatwię świstoklika i przeniosę się do Francji…
– I co
zrobisz? Powiesz, żeby wróciła z podkulonym ogonem do ojca?
–
Prędzej bym się wielosokował i sam za nią wrócił. Zabiłbym ojca…
–
Świetnie! A reszta Śmierciożerców zabiłaby ciebie. Brawo, Ig! Cudny plan!
– To nie
był mój plan! – warknął Igniss, z mordem w oczach. Na Draco nie zrobiło to
wrażenia. – Chodzi mi o to, żeby przekonać mamę, by uciekła dalej.
– Do
Japonii? – zironizował blondyn. – Oryginalnie.
– Wy już
tak zrobiliście, więc z pewnością będzie jej tam szukał.
– Miałem
na myśli Stany.
– Stany?
– powtórzył głucho Ślizgon.
– Może
wcale nie musi opuszczać Brytanii? Mogłaby po prostu znaleźć sobie kryjówkę w
jakimś mugolskim mieście?
– Niby
jaką? – rzucił z ironią Igniss. – Jej rodzinna rezydencja może być odwiedzona
również przez ciotkę Bellę. A Grimmauld Place odziedziczyłeś w spadku.
–
Istnieje więcej miejscowości – rzucił zniecierpliwiony Potter. – Na pewno ma
jakieś pieniądze. Może kupić czy wynająć mieszkanie gdziekolwiek.
– A w
mugolskim świecie się nie odnajdzie – stwierdził Draco.
–
Odnalazłaby się, jakoś – westchnął Ig. – W końcu pamiętasz, jak opowiadała o
tym, co zdarzało jej się robić w naszym wieku…
– Wiem,
ale i tak z ograniczonym budżetem nie znalazłaby sobie niczego odpowiedniego.
– Draco,
zapomniałeś o czymś? Mam mieszkanie i całkiem ładne oszczędności, o których
Lucjusz nie wie.
– Albo
udaje...
– A twoi
dawni opiekunowie nie wiedzą przypadkiem, gdzie masz to mieszkanie? Bo jeśli
wiedzą, to Lucjusz prędzej czy później dotrze do tej informacji i tam też
sprawdzi.
–
Kurcze… Może uda mi się coś kupić? Jakieś mieszkanko na prowincji?
– Mama
tego nie przyjmie. Stwierdzi, że się narażasz – westchnął blondyn. – Więc
jesteśmy zmuszeni do zostawienia sprawy taką, jaka jest.
–
Naprawdę uważam, że powinna poprosić dyrektora o pomoc. Wątpię, by Lucjusz
spodziewał się, że wasza matka zwróci się do Dumbledore’a po tym jak tyle lat
stała po stronie Voldemorta… Nieważne czy naprawdę go popierała, czy była tam,
bo nie miała innego wyboru – dodał szybko, widząc ich miny. – Chodzi o sam fakt
“zmienienia stron”. Skoro wszędzie indziej uda mu się ją wytropić, to jedynym
wyjściem jest wybranie opcji, której nawet nie będzie brał pod uwagę, no nie?
– Niby
racja, ale nie sądzę, by to przeszło.
– Czemu?
– Harry.
Nasza matka może być po uszy w bagnie, ale nie będzie prosić o pomoc.
–
Dokładnie – przytaknął Igniss. – Może tego po niej ostatnio nie widać, ale Nar
jest dumną kobietą.
– Ta
głupia ślizgońska duma kiedyś was zgubi – mruknął. Bliźniacy w odpowiedzi
posłali mu krzywe spojrzenie, ale nic nie powiedzieli.
~*~
Rozdział jak zawsze świetny ale...
OdpowiedzUsuń"Ale teraz tak naprawdę zarządzał nią dyrektor, a szanse że pozwoli mieszkać tam komuś, kto jest jest członkiem ZF były… zerowe."- Nie powinno tu być "nie jest"? I jeszcze
"– Gdzie już Draco porzuciłeś? – spytał Igniss, widząc samotnie wracającego do salonu bruneta."- Nie wiem czemu, ale coś mi w tym zdaniu nie pasuje. Pewnie to tylko mój dziwny mózg znajduje błędy których nie ma. xD
Dużo weny i czasu.
I przy okazji szczęśliwego święta dziękczynienia xX
~H
Hejka,
OdpowiedzUsuńcieszę się, że Draco powiedział Harremu o tym, że Ignis jest jego bratem, bardzo mnie cieszy Narcyza i decyzja jaką podjęła... pomysł nie jest głupi sle i Harry mógł zadziałać powiedzieć, że otrzymał Grimuland i może być tam każdy komu on pozwoli...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia