poniedziałek, 23 października 2017

Rozdział 75.



Koniec obijania się, trzeba powrzucać więcej rozdziałów. Już pracujemy nad kolejnym, więc wypatrujcie aktualek ;)
~*~
– Tak się zastanawiam… – rzucił Ron, patrząc na swojego przyjaciela i jego chłopaka. – Czemu jak na was patrzę, mam wrażenie jakbyście zaraz mieli ogłosić, że spodziewacie się dziecka?
– Co ty za bzdury gadasz? – Ginny spojrzała na brata z politowaniem.
– Wiem, że to niemożliwe. Ale ta dziwaczna aura wokół nich…
– O co ci chodzi? Przecież są tacy sami jak zawsze – lepią się do siebie, nie przejmując się kompletnie naszą obecnością.
– Nie sądziłem, że ci to przeszkadza, Percy. Zwłaszcza, że większość czasu i tak siedzisz w swoim pokoju, jak zawsze izolując się od nas – odciął się w imieniu chłopaków Charlie.
– Nie przeszkadza. Stwierdzam tylko fakt.
– Są inni niż wcześniej. Muszę ich tak oglądać od tygodni. Widzę różnicę.
– Aj tam, zaraz inni – prychnął rozbawiony Igniss, wstając ze swojego miejsca. Ruszył ku parze i glebnął się obok. – Daj ktoś dziubka.
– Chyba śnisz, Ig – prychnął Harry, zaborczo przyciągając do siebie Draco. Biorąc pod uwagę, jak blisko był do tej pory, teraz wyglądało to, jakby próbował go ze sobą scalić.
– Prędzej dostaniesz w dziubka – dodał od siebie blondyn, posyłając bratu ostrzegawcze spojrzenie.
– Już nie tak ostro, Dra… Rękoczyny zostawmy na inną zabawę. – Mrugnął, nie przejmując się groźbą.
– Ig, jak matkę kocham, zaraz polecą ci zęby. Mało ci wrażeń?
– Ig, nie zakłócaj im miesiąca miodowego. Jak tak bardzo chcesz, to ja ci mogę dać dziubka – zaproponował żartobliwie Charlie, na moment odrywając wzrok od kart, w które grał z Billem.
– Co?! Jakiego znowu miesiąca!? – prychnął zaskoczony Malfoy.
– Serio?! To ja się piszę – zawołał ucieszony Gryfon i zaraz znalazł się przy mężczyźnie, którego cmoknął w policzek. – No! I to ja rozumiem!
– Pomyliły ci się kierunki w relacji – spojrzał na niego z rozbawieniem – no ale jak jesteś zadowolony, to w porządku.
– Zawsze możesz mnie poprawić – zauważył zaczepnie chłopak.
– Obawiam się, że propozycja dotyczyła tylko jednego buziaka, więc chyba odpada.
– Ale od ciebie miał on być… moje się nie liczą w takim razie.
– Hmm… – mruknął smokolog, udając zamyślenie.
– Mam taką małą sugestię – lepiej skup się na grze. Jeśli i tym razem cię ogram, więcej z tobą nie zagram.
– No wiesz co, Bill! – prychnął i rzucił na stół jedną z trzymanych kart. – Kiedy zrobiłeś się taki drętwy?
– Nie zwalaj na mnie. To z twoim poczuciem “drętwości” jest coś nie tak. – Tym razem to Bill rzucił kartę.
– Wiem gdzie cię boli.
– Ach tak?
– Jesteś zazdrosny, bo chciałbyś teraz spędzać czas z Fleur, prawda?
– Już dalej od prawdy nie mogłeś trafić...
– Serio?
– Serio, Charlie, serio. A teraz łaskawie rzuć wreszcie kartę.
Igniss wzruszył ramionami i wrócił do brata i Harry’ego. Przynajmniej ci jakoś reagowali na jego obecność. A przynajmniej wcześniej tak było, bo kiedy nie patrzył, zaczęli się całować i teraz nie zwracali uwagi już na nikogo.
//*//
Głośny śmiech Ignissa poniósł się po ogrodzie, gdy jego śnieżny pocisk trafił w tył głowy Pottera.
– Nie ma romansów na mojej warcie!
Nie minęło nawet pół godziny, odkąd całą grupą wyszli na dwór, a Harry z Draco znów zatonęli w swoich ramionach.
Harry zamrugał nieco zdezorientowany, po czym odwrócił się gwałtownie ku przyjacielowi.
– IG! – krzyknął i zgarnął szybko trochę śniegu. Uformował zwartą kulkę i wycelował w swojego oprawcę. – Chyba coś zgubiłeś!
Pół sekundy później usłyszał sapnięcie za plecami i dźwięk rozbijającej się śnieżki, gdy jego chłopak padł ofiarą Charliego. Nastrój, który jeszcze parę sekund temu otaczał Draco i Harry’ego zniknął bezpowrotnie, zastąpiony bitewnym szałem. Ślizgon chwycił swojego chłopaka za rękę i zaciągnął go za parę bezlistnych krzaków, by mieli choć prowizoryczną osłonę. Charlie z Igiem z kolei mieli za daleko do jakiegokolwiek schronienia, więc nastolatek wykonał kilka gestów ręką i po chwili pojawił się przed nimi niewielki śnieżny murek. Rudzielec spojrzał na niego rozbawiony.
– Nawet w bitwie na śnieżki zamierzasz oszuki… wać? – Obejrzał się za siebie, sprawdzając kto rzucił jego towarzyszowi w plecy.
– Wszystko widzieliśmy, Ig!
– Myślałeś, że ujdzie ci to na sucho?!
– Rozkręcać taką zabawę bez nas?!
– Trzeba było dłużej pracować! – krzyknął brunet, machnięciem ręki przywołując za rudzielcami kulki, które uderzyły ich w tyły głów. – Macie za swoje!
Bliźniacy spojrzeli po sobie. Chwycili po garści śniegu, ruszyli biegiem ku Blackowi, szczerząc się od ucha do ucha.
Ten z kolei krzyknął cicho z udawanym strachem i pobiegł przed siebie, potykając się raz czy dwa w głębszym śniegu.
– Chyba nie myślicie, że pozwolę wam go tak po prostu dopaść, co? – Charlie odwrócił się ku braciom z naręczem śnieżek i rzucał raz w jednego raz w drugiego. Bliźniacy z mniejszym lub większym powodzeniem unikali pocisków… dopóki jeden z nich nie trafił Freda prosto w twarz. Chłopak krzyknął cicho i pochylił się trzymając za nos. George jedynie zerknął na niego przez ramię, kontynuując pogoń za Igiem, który właśnie z okrzykiem zaskoczenia wyłożył się jak długi w śniegu.
– Nie, George! Nie rób mi krzywdy! – Próbował zasłonić twarz rękoma.
– Zdrajcy nie mają prawa błagać o litość! – zakrzyknął, opadając na niego okrakiem i próbując natrzeć mu twarz śniegiem.
– Nie zdradziłem was! To Charlie…! On… on mi kazał! – wymyślił naprędce, byleby tylko nie został natarty śniegiem. – Pomogę ci się zemścić, tylko zlituj się nade mną!
– Nie ze mną takie numery! Jesteś pewnie asasynem, który próbuje wkraść się do mojego obozu!
– Nieprawda! George, miłości moja! Kocham cię i nigdy bym cię nie zdradził!
– Zobaczymy, czy Charlie potwierdzi twoje zeznania. Mój wspólnik właśnie bierze go w obroty – oznajmił, zerkając przez ramię, gdzie Fred właśnie rzucił się na starszego brata, gdy ten podszedł sprawdzić, czy nic mu nie jest.
– On będzie się wymigiwał! Zrobi wszystko, by całą odpowiedzialność zrzucić na mnie – sapnął, chwytając znienacka młodszego z bliźniaków i zmienił ich pozycjami. Teraz to Ig nad nim górował. Co wiązało się z tym, że był idealnym celem dla dwóch wojowników, którzy do tej pory chowali się w swoim prowizorycznym gniazdku. Przygotowując zapas amunicji, oczywiście.
– O kimś chyba zapomnieliście! – zakrzyknęli jednocześnie, obsypując obu siłujących się chłopaków gradem śnieżek.
//*//
Zagonieni przez Molly przed kominek, opatuleni kocami i z kubkami doprawionej herbaty w dłoniach, cała szóstka posłusznie suszyła się po kilkugodzinnej śnieżnej bitwie.
Harry oparł się bokiem o swojego chłopaka i spojrzał z ukosa na Ignissa.
– Więcej nie biję się z tobą na śnieżki, Ig. Oszukujesz.
– Nieprawda! Nikt nie spisał zasad bitwy na śnieżki… do tego, ktoś zabronił wam wyciągnąć różdżki? Bo na pewno nie ja.
– To jest niepisana umowa.
– Nie marudź Harry, tylko dlatego że daliśmy wam wycisk. Ig po prostu wykorzystał swoje naturalne zdolności. – Charlie wzruszył ramionami.
– To bardzo ślizgońskie myślenie.
– Ej! Masz coś do ślizgońskiego myślenia? – obruszył się blondyn.
– W przypadku Ślizgonów nie, ale Charlie jest Gryfonem. Ig to samo. Macie na niego zły wpływ – zwrócił się do swojego chłopaka.
– Wiesz, tobie też się ostatnio zdarzają podstępne zagrywki – zauważył Ron.
– Ha! Czyli w każdym z nas jest coś ze Ślizgona! – zawołał radośnie Ig.
– Ale w tobie zdecydowanie więcej. W sumie...
– …spokojnie mogliby cię przygarnąć w lochach…
– …i nikt by się nie zorientował.
– Och, doprawdy? Profesor McGonagall przy dawaniu mi szlabanu za pobicie R… – zamilkł na chwilę, rzucając szybkie spojrzenie Ronowi, by kontynuować jakby nigdy nic. – No w każdym bądź razie przyznała, że mam przymioty godne Gryfona.
Ron słysząc to, zapatrzył się posępnie w swoją herbatę. Do tej pory pamiętał słowa McGonagall, jak to się na nim zawiodła. A potem powiedziała, że odbiera Gryffindorowi punkty. Słowa “dwadzieścia pięć” wypowiedziała, jakby parzyły ją w usta. I to było wszystko. Dwie informacje, które paliły go przez ponad tydzień… Tak właściwie wciąż trochę dają mu się we znaki.
– Jakim cudem doszła do chwalenia cię, kiedy miała ci dać szlaban? – spytał zdziwiony pan Weasley.
– Czasem się jej to zdarza – wtrącił Harry. – Trochę przypomina pod tym względem dyrektora.
– W takim razie w ostatnich latach musiała bardzo złagodnieć – stwierdził Bill. – Kiedyś to było nie do pomyślenia, no nie Charlie?
– W życiu nie słyszałem, żeby coś takiego zrobiła, a szkoda bo może wtedy nie traciłbym aż tylu punktów…
– Nie rozumiem was, przecież ona zawsze była całkiem miła.
Młodsza część zgromadzonych spojrzała na Percy’ego z niedowierzaniem.
– Chyba tylko dla ciebie, bo nigdy nie musiała ci odbierać punktów… – zauważył Fred, wyrażając swoim tonem sceptyzm całej reszty.
– Mi zabrała trzydzieści, a potem dodała pięć… A raczej na odwrót. Wpierw mi przyznała punkty, a potem ukarała za bójkę.
– Iggy, skarbie ty moje. – Draco wtrącił się, nim Bill otworzył usta. Dobrze, bo pewnie był ciekawy, o co i z kim pobił się brunet. – Zamknij już swoją jadaczkę, bo jak ciebie kocham, będziesz bawił się sam.
– To źle zabrzmiało – burknął Harry tuż przy uchu swojego chłopaka.
– Och, naprawdę? – Blondyn udał zaskoczenie. – Jak bardzo?
– Bardzo-bardzo. Jakbyś bawił się z nim wieczorami – odparł na tyle cicho, by tylko Ślizgon go usłyszał.
– No coś ty… jedyną osobą, z którą się bawię jesteś ty – mruknął, z rozbawieniem dostrzegając rumieniec na policzkach Harry’ego.
– Wiem. Ale nie zmienia to faktu, że nie spodobała mi się ta aluzja.
– O czym tam szepczecie, co? – zagadał Fred, wychylając się lekko zza Georga.
– Pewnie jak zawsze flirtują – odparła za nich Ginny.
– Dzień bez flirtów, to dzień stracony.
– Czemu nie dziwi mnie, że ten komentarz padł akurat z twoich ust, Charlie? – protekcjonalny ton Percy’ego jasno dawał do zrozumienia, co myśli o postawie swojego brata.
//*//
Kiedy tylko wszyscy osuszyli się po bitwie, Igniss pociągnął brata w stronę pokoju Billa, wykorzystując fakt, że chwilę wcześniej Ron zrobił to samo z Harrym. Może nie w taki sam sposób, co on… ale wiadomo, o co chodzi.
Zamknął za sobą drzwi i spojrzał uważniej na blondyna.
– To teraz jak na spowiedzi, Dra… Co się dzieje z tobą i Harrym?
– To nie twoja brocha, Ig…
– Oj, daj spokój… Mi nie powiesz?
– A czemu miałbym mówić?
– Bo jestem twoim starszym bratem – fuknął cicho, prawie tupiąc nogą. Draco z kolei usiadł spokojnie na łóżku. Po tym jak uspokoił nerwy i wyjaśnił wszystko z Harrym, czuł, że wszystko się układa. Jak i zrozumiał, prawdziwie zrozumiał pewną rzecz.
– Naprawdę mi na nim zależy – powiedział nagle, wywołując na twarzy Iga konsternację.
– Co ma jedno do drugiego?
– Bardzo wiele, chociaż nie znając szczegółów, tego nie dostrzegasz.
– Więc czemu mnie nie oświecisz?
– Bo nie chcę – odparł po prostu, wzruszając ramionami.
– Wcześniej nie miałeś przede mną tajemnic.
– Bo wcześniej nie byłem zakochany...
Igniss posłał mu zaskoczone spojrzenie.
– Zakochany? – powtórzył za nim głucho.
– Tak, zakochany. – Blondyn kiwnął głową, a jego policzki zaróżowiły się nieznacznie.
Brunet krzyknął nagle, zasłaniając zaraz usta dłońmi. Jego oczy świeciły się radośnie, a sam w kilku krokach znalazł się przy bracie.
– Powiedziałeś mu już? – spytał podekscytowany. Draco zaprzeczył ruchem głowy. – Czeemu!? Przecież takie coś się od razu wyznaje! Serca nie masz?
– Nie chcę powiedzieć tego tak o, po prostu. Wolałbym powiedzieć mu to, nie wiem, podczas Bożego Narodzenia chociażby. Jak się tylko rano obudzi, pocałować go delikatnie i zamiast dzień dobry powiedzieć: “Kocham cię, Harry”.
– Brzmisz jakbyś się naćpał i nagle zapałał miłością do romantyzmu.
– Dzięki – sarknął. Chociaż komentarz brata go rozwalił. – Mam to po tobie…
– Wiesz dobrze, o co mi chodzi… Starasz się odwlekać to w czasie. Założę się o sto galeonów, że stchórzysz i powiesz mu o tym dopiero na sylwestra albo i jeszcze później.
Igniss uklęknął przed Draco, opierając podbródek o jego kolano. Blondyn od razu zaczął przeczesywać palcami czarne pukle.
– Chciałbym nie mieć przed nim żadnych tajemnic. Żeby wiedział, że nie jesteś moim kopniętym kuzynem, a opiekuńczym i kochanym bratem, który rzuci się za mną w ogień. – Brunet mruknął potwierdzająco. – Tak samo jak nie chciałem mimo wszystko ukrywać mojego związku z nim, tak samo nie chcę zatajać relacji, jakie są między nami. Bo Harry to zrozumie i zaakceptuje cię. A kiedy on to zrobi, to podąży za nim reszta.
– Naprawdę ci aż tak na tym zależy?
– Naprawdę. Zależy mi na tobie tak samo, jak kocham tego Gryfiaka. Ale dość już o tym. Wracajmy na dół i spędźmy radośnie te święta.
Igniss przytaknął z uśmiechem, podnosząc się z klęczek. Draco również wstał i obaj ruszyli ku drzwiom.
//*//
– O czym chciałeś pogadać, Ron? – spytał Harry, siadając na łóżku przyjaciela.
– Wiesz, że nie mogę szczerze powiedzieć, że popieram twój związek z Draco – zaczął bez ogródek, wprawiając przyjaciela w lekką konsternację. Znowu chciał wałkować ten temat? – Po prostu nasza dwójka się nie trawi…
– Tak, wiem, Ron. I już się z tym pogodziłem. Chcę być z Draco i jednocześnie wciąż być twoim przyjacielem. To wszystko… Nie będę was na siłę próbował zaprzyjaźnić.
– I dobrze. Ale nie o to mi chodzi. Znaczy niedokładnie. Mam na myśli, że chociaż nie jestem fanem Draco, to wciąż jest on ważną częścią twojego życia...
– Do czego zmierzasz?? Wiesz, nie rozumiem cię dzisiaj. Wcześniej było to samo. Wyskoczyłeś ze stwierdzeniem, że jesteśmy z Draco jacyś inni.
Okej, niby zaczęli trzymać się za ręce, ale przecież to nie taka wielka zmiana. Naprawdę nie pojmował, o co chodzi jego przyjacielowi.
– Nieważne, zapomnij o tym. Po prostu jeśli kiedyś wasze kłótnie zaczną cię przerastać, zawsze możesz ze mną o tym pogadać
Mina Harry’ego jasno dawała do zrozumienia, że kompletnie nie ma pojęcia, o co chodziło Ronowi.
– Rany! Chcę tylko powiedzieć, że życzę wam szczęścia, okej?!
Szczęka Pottera opadła. Parę sekund gapił się na niego, próbując pojąć co, właśnie usłyszał. Nigdy nie oczekiwał, że Ron będzie w stanie nazwać Malfoya po imieniu, a teraz nie dość że swobodnie wymawia “Draco”, to jeszcze proponuje, że jest gotowy ich wspierać. Ron! Jego związek z Malfoyem!
Mimo koszmarnego początku, ten dzień z chwili na chwilę stawał się coraz wspanialszy.
Pochylił się i przytulił krótko przyjaciele, wprawając go tym gestem w lekkie osłupienie.
– Dziękuję, Ron. Naprawdę dziękuję.
– Daj już spokój. Jaki miałem wybór? Nawet zaczęliście trzymać się za ręce… – Potter uśmiechnął się radośnie na tę uwagę. – Wiesz, to nawet nie wygląda tak absurdalnie, jak mi się wydawało.
– Powiem ci, że myślę podobnie. Wcześniej nawet by mi do głowy nie przyszło, by tak z nim chodzić. Ale kiedy chwyciliśmy równocześnie za swoje dłonie… Pomyślałem, że tak właśnie powinno być cały czas. Wydało mi się to takie naturalne. Tak samo jest, kiedy go przytulam. Czuję się wtedy spokojny. Dopiero trzymając go w ramionach, mogę z pełną szczerością przyznać, że wszystko jest tak jak być powinno. – Wyznał z łagodnym uśmiechem.
W tym momencie Ron zrozumiał, jaką zmianę dostrzegł w relacji tej dwójki i z trudem stłumił westchnienie. Chyba jednak musi spróbować polubić się z Draconem Malfoyem… W końcu jego przyjaciel jest w nim zakochany.
~*~

1 komentarz:

  1. Hej,
    wspaniały rozdział, och no naprawdę świetne bawili się podczas tej bitwy na śnieżki, Harry bardzo zakochany, ale zastanawiam się czy Draco powie "Kocham Cię", i czy wyzna, że Ignis to jego brat, srarszy brat...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń