poniedziałek, 23 października 2017

Rozdział 74.



~*~
Blondyna obudziło wiercenie się Harry’ego. Otworzył oczy, patrząc na niego niepewnie. Cały spocony, raz za razem powtarzał jego imię. Miał przyspieszony oddech. Draco może nawet by ucieszył ten widok, świadomość, że króluje nawet w snach swojego chłopaka. Ucieszyłby, gdyby mina jego drogiego Gryfiaka nie wyrażała takiego bólu. Gdyby jego słodkie wargi nie szeptały “Draco” z taką desperacją i przerażeniem. Zupełnie jakby Ślizgon go w tym śnie…
Przez chwilę zapomniał, jak się oddycha. Nie, nie, nie...
Wyplątał się z objęć od wieczora niezmiennie przyciskających go do ciała Harry’ego i drżącymi dłońmi dotknął jego twarzy. Samotna łza uciekła spod powieki, mknąc w dół i zatrzymując się na palcu blondyna.
– Harry… – szepnął, gładząc jego policzki. Bał się, że gwałtowniejszy ruch przy wybudzaniu mógłby tylko pogorszyć sprawę. Tym bardziej, jeśli to on był katem we śnie chłopaka. – Harry, obudź się!
Brunet otworzył nagle oczy. Przez chwilę patrzył w sufit, nie mogąc zogniskować wzroku. Zupełnie jakby wciąż widział sceny ze swojego koszmaru. Pierś unosiła się i opadała gwałtownie jak po intensywnym wysiłku.
– Harry… – Spróbował ponownie, ostrożnie i delikatnie. Przesunął palcami po jego policzkach, przechodząc na włosy, które przeczesał nieznacznie.
Potterowi wreszcie udało się całkowicie wrócić do rzeczywistości. Obrócił głowę, spoglądając na blondyna.
– Draco… – westchnął.
Chwycił dłoń wsuniętą w jego kosmyki, po czym przyciągnął ją do ust. Zamykając oczy, wypuścił drżąco powietrze. Ślizgon obserwował to bez słowa, czując, jak serce łomocze mu coraz szybciej. Bał się zapytać o treść snu. Chyba nikt nie chciał wiedzieć, że krzywdził ważną dla siebie osobę.
– Miałem naprawdę paskudny koszmar… – zaczął sam z siebie i zmarszczył brwi – …choć już nawet nie wiem, o czym dokładnie był. Pamiętam jedynie, że było mi potwornie zimno, jakby nawet pojedynczy promyk słońca do mnie nie docierał. I paraliżujący strach. I… wściekłość. I pełno innych negatywnych uczuć, których nawet nie potrafię nazwać. Czułem, że jestem na granicy szaleństwa.
– Harry – zaczął powoli, zbierając myśli. – Powiedz mi… Czy ja… czy ja w tym śnie – przełknął nagromadzoną żółć – zrobiłem ci krzywdę?
Kiedyś robienie krzywdy Harry’emu sprawiało mu frajdę. Gryfon był jego wrogiem, naturalnym więc było, że czasem wręcz próbowali powybijać się wzajemnie. Jednak teraz było inaczej. W żadnym, nawet najmniejszym stopniu nie chciał widzieć bólu w tych pięknych oczach. Ani tym bardziej ran, nie ważne czy to nabytych w wyniku treningu (a raczej nieostrożności jego kolegów z drużyny), czy też (o zgrozo!) z jego winy.
– …Nie wiem. Naprawdę nie pamiętam, o czym był… Czy ja… mówiłem coś? – Przyglądał się uważnie twarzy Ślizgona. – Wiem, że mi się to zdarza.
– Nie mówiłeś niczego więcej prócz mojego imienia – wyznał. – Miałeś przy tym taką minę, jakbym robił ci krzywdę, więc od razu skojarzyłem to z wczorajszymi wydarzeniami...
Potter westchnął.
– Przecież mówiłem ci, że nic mi nie zrobiłeś. I nie wątpię, że później też nic by mi z twojej strony nie groziło. Nie sądzę, by mój sen miał z tym coś wspólnego – odparł, lecz najwyraźniej z niewystarczającą pewnością w głosie, bo Draco wcale nie wyglądał na przekonanego.
Gryfon podniósł się na łokciu i pocałował go w kącik ust. A potem w nie. Raz, drugi, trzeci… Całował raz po raz, stopniowo coraz mocniej na niego napierając, aż wreszcie zmusił go do położenia się na plecach.
– Chciałbym zdecydowanie zaprzeczyć, ale nie mam pojęcia, o czym był ten głupi sen. A pewnie wiesz, że marny ze mnie kłamca. Zresztą nie chcę cię okłamywać… Ale nawet jeśli coś mi w nim zrobiłeś – to tylko głupi sen! Nie uważam, że zrobiłeś mi krzywdę. Przecież chciałem cię do siebie przycisnąć! Nie boję się ciebie, jasne? Tak właściwie... mam ochotę się z tobą kochać – wyznał cicho, mimo zażenowania uparcie patrząc w niebieskie oczy.
Draco zaczerwienił się nieznacznie, przygryzając wargę i odwracając wzrok.
– Zależy mi na tobie i na samą myśl, że mogłem zrobić ci krzywdę, czuję odrazę do samego siebie. Nie chcę cię ranić, Harry.
Zielone oczy rozszerzyły się lekko i zaszkliły. Szybko zamknął je i wtulił twarz w szyję swojego chłopaka. Cieszył się, że Draco nie patrzył na niego w tamtym momencie, inaczej pewnie zacząłby panikować. Co prawda słowa Draco sprawiły, że jego pierś przeszył ostry ból, ale z jakiegoś powodu wydał mu się on… miły.
Odetchnął głęboko, rozkoszując się kojącym zapachem swojego Ślizgona. Pocałował delikatną skórę. Przesunął po niej językiem i pocałował wgłębienie za uchem. Draco westchnął cicho, obejmując go mocno i odchylając głowę. Szybko pozbyli się resztek ubrań.
//*//
Draco wstał powoli z łóżka, ścieląc je za pomocą różdżki, po czym podszedł do szafy. Już pierwszego dnia powiesił w niej swoje ubrania. Dzięki temu miał idealny wgląd na to, co wziął ze sobą (a potem jeszcze dokupił). Jednak teraz, w tej chwili, nie potrafił się z tego cieszyć. Wyciągnął pierwsze lepsze rzeczy, nie przyglądając się nawet, czy będzie to do siebie pasować.
Rzucił krótkie spojrzenie w stronę drzwi, jakby oczekiwał, że Harry zaraz się w nich pojawi, chociaż przecież dopiero co wyszedł do łazienki. Dotknął swojej szyi, zaciskając na niej delikatnie palce, jakby w zamiarze przyduszenia samego siebie. Jednak prawie natychmiast odciągnął rękę, wypuszczając drżąco powietrze. To nie miało najmniejszego sensu.
Co by mu to dało? Nic. Poczułby chwilową ulgę, że wymierzył sobie karę. Potem pojawiłby się Harry. Zobaczyłby, jak jego jadeitowe oczy rozszerzają się w szoku i wypełniają się bezgranicznym smutkiem. A tego by już nie zniósł. Odczucie wymierzenia sobie kary odrodziłoby się w nim, a on wpadłby w błędne koło, gdzie krzywdziłby coraz mocniej zarówno siebie, jak i Harry’ego.
Drzwi do pokoju otworzyły się gwałtownie. Gdyby nie ręka zaciśnięta na klamce, z hukiem uderzyłyby w ścianę. Gryfon wrócił do pokoju połowicznie ubrany w komplet, który przyszykował mu wczoraj Draco. I wkurzony.
– Co to ma znaczyć, Draco?! – wypalił, gdy tylko przekroczył próg. Drzwi zamknęły się za nim z lekkim trzaskiem. – Teraz to już przesadziłeś!
– Co? A-ale przecież nic nie zrobiłem – rzucił zaskoczony, spoglądając na Gryfona. On ma jakiś radar czy co?
– Moja. Szyja. Wyglądam, jakbyś próbował mi głowę odgryźć! Jak ja mam zejść na dół w takim stanie?! Usuń to jakoś!
– Słucham? Czemu ja?! To ty prosiłeś, bym nie przestawał. Zresztą to nie moja wina, że te malinki wyszły tak idealnie.
– Idealnie?! TO – wskazał na popękane krwinki pokrywające większość lewej strony jego szyi – nazywasz idealnym?! No chyba sobie jaja robisz!
– Wiesz, że nie to miałem na myśli! Nie chciałem, by tak to się skończyło! – Przejechał dłońmi po twarzy, próbując się uspokoić. Pomyśleć, że jeszcze chwilę temu martwił się samopoczuciem swojego chłopaka. Proszę bardzo. Nic mu nie jest.
Harry podszedł do szafki nocnej i wziął różdżkę Draco.
– Hermiona mi kiedyś wspominała o zaklęciu, które może pomóc.
– Znasz słowa? I ewentualny ruch różdżką?
– Śmiesznie brzmiało, więc bez problemu je zapamiętałem. Ruch też nie był zbyt skomplikowany... – Skręcił nadgarstkiem na trzy sposoby, po czym podał Ślizgonowi jego różdżkę. Draco powtórzył gesty, marszcząc brwi. – O, dokładnie tak to wyglądało! Masz chyba talent do machania różdżką.
//*//
– Dżraco… Poli ‘nie tfasz…. – wybełkotał z niepokojem Harry. Dotknął spuchniętego policzka.
– Nie dotykaj! – zawołał blondyn, łapiąc nadgarstki swojego chłopaka. – Wiedziałem, że tak będzie… Rzucać nieprzetestowane zaklęcie. Po prostu wiedziałem…
– Pyło pszetesztofane. Hernionie fyszło!
– Granger pewnie tysiąc razy przetestowała je, nim rzuciła je na kogokolwiek! A ja? Ja nawet nie wiem, czy słowa były poprawne! Albo ruchy!
– Ruchy pyły dopre. Poftuszyłeś śle saklęcie! Niało pyć Apscondaris a nie Apscandoris!
– Sam się pomyliłeś, jak to mówiłeś!
– Saras się poprafiłem!...
Między nimi znów zaległa nieznośna cisza. Mierzyli się wściekłymi spojrzeniami. Draco jako pierwszy dał za wygraną.
– Dobra! Moja wina! – warknął. – Zadowolony!?
– Sejć san na śniatanie. Poczekan, ‘oże sano sejcie...
– Jeszcze czego. Włożę dumę do kieszeni i pójdę po panią Weasley. Może ona coś zdziała.
– Nie. Nie chcę.
– Nie wkurzaj mnie. Zostań tu i poczekaj – powiedział, rzucając mu groźne spojrzenie i zostawił Harry’ego samego.
//*//
– Rozumiem, że każdy lubi sobie pospać w czasie wolnego, ale wszyscy są już po śniadaniu. – Molly kilkoma zaklęciami zmusiła naczynia, by się pozmywały. – Czas najwyższy żeby i Harry zszedł na dół. Pójdziesz po niego, Draco?
Blondyn upewnił się, że są w kuchni sami.
– Harry… cóż… jest troszkę jakby… – milczał trochę, dobierając słowa – niedysponowany dla innych w tej chwili. Byłbym rad, gdyby razem ze mną sprawdziła pani jego stan.
Pani Weasley posłała mu przeciągłe spojrzenie, po czym bez słowa ruszyła na górę. Nie bawiąc się w pukanie, weszła do zajmowanego przez Harry’ego i Draco pokoju.
– Godryku drogi! – sapnęła, gdy tylko dostrzegła twarz Gryfona.
Przez opuchliznę szyja i policzek tworzyły niemal ciągłą linię. W dodatku ślady, które próbowali usunąć, tkwiły na swoim miejscu niezmienione. Przysiadła obok Harry’ego, oglądając go ostrożnie. – Boli?
Potter mruknął coś wymijająco, wzruszając lekko ramionami.
– Chciałem usunąć zaklęciem malinki i cóż… pomyliłem inkantację – przyznał z trudem swoją porażkę. – Mamy nadzieję, że jest na to jakieś przeciwzaklęcie.
– Dlaczego w ogóle próbowaliście je usunąć?! – fuknęła. – Do tej pory jakoś wam nie przeszkadzały.
– Bo tym razem przesadziłem… – odparł powoli, byleby nie odpowiadać ostrzej i bardziej chłodno. W normalnej sytuacji tak by się bronił – multum jadu i zjadliwości. Ale to było kobieta, którą Harry cenił i której nie mógł potraktować w Malfoyowski sposób.
Kobieta westchnęła z miną, jaką może zrobić tylko matka, która wychowała gromadkę problematycznych synów i nie straciła przy tym zmysłów.
– No nic, najpierw spróbuję naprawić, co tu narozrabiałeś. Reprymenda będzie, jak Harry wróci do normy.
//*//
Potter z ulgą przesunął dłonią po wyczuwalnej już twardej linii szczęki, zjeżdżając na szyję. Był w dalszym ciągu delikatnie opuchnięty, ale pani Weasley stwierdziła, że więcej nie jest w stanie zrobić. Nie obchodziło go to. Skoro już nie bolało i nie wyglądał jak kłoda, to mógł pozwolić reszcie samej się zagoić. Uśmiechnął się do Molly, dziękując.
 – Skoro kryzys zażegnany…
Kobieta odwróciła się ku blondynowi z karcącą miną, lecz nie zdążyła nic powiedzieć. Dłoń Harry’ego dotykająca jej ramienia, przyciągnęła uwagę zarówno jej, jak i Ślizgona.
 – Pani Weasley, to nie jego wina. Mogłem sam się tym zająć, zamiast podawać mu zaklęcie…
Próbował załagodzić sytuację, ale nagła wściekłość kobiety uświadomiła go, że tylko pogorszył sprawę.
– Rzuciłeś na Harry’ego zaklęcie, którego wcześniej nie trenowałeś?! Do jego lekkomyślności już zdążyłam przywyknąć, ale ty, Draco, zdawałeś się mieć więcej oleju w głowie. I to w dodatku zaklęcie lecznicze! Zdajecie sobie sprawę, jak trudna jest to magia?! Nawet jeśli to podstawowe zaklęcie, to wciąż poziom z którym radzi sobie może połowa siódmoklasistów! Po godzinach ćwiczeń! Całe szczęście, że skończyło się opuchlizną a nie pęknięciem żył!
– Pani Weasley! Wystarczy! – Mina jego chłopaka niebezpiecznie zaczynała przypominać tę, którą pokazał mu wczoraj, gdy przerwali pieszczoty. Ten głupek pewnie znów zaczął się martwić, że mógł go skrzywdzić. Za nic nie chciał znów widzieć go ogarniętego paniką. – Draco jest naprawdę dobry w zaklęciach! Gdybym nie podsunął mu złej wersji inkantacji, na pewno by... 
– Dość, Harry. Ma pani rację, pani Weasley. Przeceniłem swoje możliwości – wycedził powoli, próbując opanować szalejące w nim emocje. Na Salazara, przecież mógł mu zrobić trwałą krzywdę. To nic w porównaniu z wczoraj. Dzisiaj mógł go nawet… Zrobiło mu się słabo na samą myśl o tym. – Żałuję, że skutki mojej niekompetencji dotknęły właśnie jego i jestem gotów ponieść za to odpowiedzialność.
– Draco…
Molly spoglądała to na jednego, to na drugiego poważnym wzrokiem, nie odzywając się przez dłuższą chwilę. Wreszcie podniosła się i wygładziła sukienkę, wciąż z dość srogą miną. Znów zlustrowała każdego z nich, aż skulili się w sobie pod tym spojrzeniem.
– Moja rola skończona. Wygląda na to, że sumienie wystarczająco was gryzie, byście nie robili więcej takich głupot. A co do ciebie, Harry. Za pięć minut widzę cię przy stole w kuchni, jasne? – Gdy tylko przytaknął, kobieta opuściła pomieszczenie, zostawiając ich samych.
– Przez chwilę myślałem, że da nam szlaban… – szepnął Gryfon, wstając z łóżka. Podszedł do swojego chłopaka. – Draco, już wszystko w porządku. Jestem cały, bez siniaków i o połowę większej głowy. Nie ma się czym przejmować, okej?
– Nie ma czym się przejmować? Czy ty jesteś głupi? Mogłem cię zabić! Mieliśmy szczęście, że pani Weasley tak szybko udało się ci pomóc. A co gdyby szkody były tak wielkie, że tylko magomedyk mógłby to naprawić!?
– Ale nie były! Nie ma co gdybać! Jestem cały, tylko to się teraz liczy. Nie musisz się tak nade mną trząść, Draco. Nie jestem ze szkła. Kiedyś mogłeś mi połamać kości bez mrugnięcia okiem, a teraz...
– Ale to było kiedyś! Jak możesz porównywać to ze sobą?! Teraz mi zależy na tobie, dupku, i nie chcę cię krzywdzić!
– Mogę! Bo nie zrobiłem się od tamtego czasu mniej wytrzymały. I wiem, że nie skrzywdziłbyś mnie celowo, więc nawet nie jestem w stanie się na ciebie gniewać! Dlatego czuję się paskudnie, widząc, jak się zadręczasz czymś, co mnie nie obeszło!
– Zadręczam się tym, bo nie chcę stać się taki sam jak ojciec! Nie chcę krzywdzić nikogo, szczególnie osób dla mnie ważnych…
– Nie staniesz się taki – zapewnił. Tym razem nie można mu było odmówić zdecydowania ani w głosie, ani w spojrzeniu. – Skoro już teraz bolą cię takie drobnostki, to nie ma szans byś mógł skrzywdzić kogoś bliskiego. Nie ma. Nawet najmniejszej. Masz dobre serce, misiu. – Ostatnie zdanie wypowiedział, patrząc z czułym uśmiechem w niebieskie oczy. – Bywasz dupkiem, ale nie jesteś zły. Jesteś… dobrym dupkiem. – Mimowoli parsknął rozbawiony własnymi słowami.
Draco uśmiechnął się krzywo.
– Pocałuj mnie, misiaczku.
Harry nie zamierzał opierać się temu uszczypliwemu żądaniu.
– A teraz chodźmy na dół, jestem piekielnie głodny! – jęknął i ruszył w stronę drzwi, w progu upewniając się, że blondyn idzie za nim.
Draco zrównał z nim i sięgnął po jego dłoń. Z zaskoczeniem zauważył, że w tym samym czasie Harry zrobił dokładnie to samo. Zerknęli na siebie, a Potter uśmiechnął się nieśmiało. Nigdy tak naprawdę nie trzymali się za ręce. Ale teraz wydawało się to takie… na miejscu.
//*//
– O proszę! Któż to nas zaszczycił swoją obecnością! – zawołał wesoło Igniss, dostrzegając jako pierwszy wejście Harry’ego.
– Nie wszyscy muszą lubić poranne wstawanie, no nie, Ron? – zwrócił się do wyraźnie niewyspanego przyjaciela.
– Stary, tata ściągnął mnie skoro świt z łóżka, żebym mu pomógł… A są ferie! Jak ja ci zazdroooo – ziewnął szeroko – szczę.
Harry uśmiechnął się z lekkim zakłopotaniem, ale nic nie odpowiedział.
– Ty z kolei chyba znów bawisz się we “wstaję przed świtem i dobrze mi z tym” – zauważył blondyn, zwracając się do kuzyna.
– Tylko kiedy mam z tego jakieś dodatkowe profity.
– Jak spanie przed kominkiem? – drażnił się Charlie.
– Albo interesujące pobudki. – Black wzruszył lekko ramionami. – Bądź też pouczające rozmowy.
– Tu ci przyznam rację.
– Przy pobudkach?
– Przy rozmowach, mój drogi. Przy rozmowach.
– Och, a już miałem fałszywe nadzieje. Okrutnyś.
Draco uniósł jedną brew, słuchając wymiany zdań między swoim bratem, a Charliem. Znał ten sposób rozmów. Ig tak samo zachowywał się przy…
Czy to możliwe?
– Ig… – zaczął i zamilkł, nie wiedząc, co w sumie powinien mu powiedzieć. Nie znał mężczyzny i nie miał pojęcia, jaki był naprawdę. Mógł go potraktować podobnie jak Lou, bądź też być najlepszym, co go spotkało.
Bliźniak zerknął na niego pytająco.
– Co jest? – spytał, przyglądając się bratu z uwagą. Wtedy też go olśniło. – Nie podoba ci się, że nie jesteś w centrum zainteresowania?
– Tylko ty mogłeś coś takiego wymyślić, głupi – odparł prawie obrażony Ślizgon.
Przesunął palcami po dłoni Harry’ego.
– W dodatku coś ci się pomyliło, Ig. Draco zdecydowanie jest w centrum zainteresowania. – Molly spojrzała nieco zaskoczona na bruneta. Spodziewała się raczej usłyszeć jakąś uszczypliwą uwagę. W dodatku to spojrzenie Harry’ego...
– W twoim z pewnością – zauważył blondyn z uśmiechem, przechylając się w stronę Pottera i całując go w policzek.
Potter odpowiedział mu takim samym delikatnym uśmiechem, po czym zajęli swoje ulubione miejsce na kanapie. Draco jak ostatnio miał w zwyczaju usiadł między nogami bruneta i oparł się o jego pierś. Cały czas trzymali się za dłonie.
Przez następne dwie godziny Molly, dziergając na fotelu przed kominkiem, ukradkiem przyglądała się im obu. Nie padł między nimi ani jeden uszczypliwy komentarz, choć do tej pory obrzucali się różnymi kilka razy w trakcie posiłku. Nawet nie flirtowali ze sobą, co też do tej pory robili nagminnie. Właściwie zachowywali się jak nie oni. Nie przypominała też sobie, by Ginny kiedykolwiek wspominała w swoich listach, że zdarza im się zachowywać tak… czule.
Wyglądało na to, że ta cała sytuacja ostatecznie wyjdzie im na dobre. Może uświadomili sobie, jak łatwo mogą stracić to szczęście, które teraz mają i postanowili je bardziej cenić?
Cokolwiek by to nie było, póki znów nie narażą się głupio na niebezpieczeństwo, nie zamierzała się wtrącać.
Jednak jej dzieci najwyraźniej miały nieco odmienne zdanie. 
~*~

1 komentarz:

  1. Hej,
    podoba mi się naprawę, Draco bardzo się zmienił, to jak się troszczy o Harrego i to, że czuje się winny że mógł nieostrożnie zrobić mu jakaś krzywdę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń