~*~
Brunet wszedł za rudzielcem do jego pokoju,
rozglądając się oszczędnie. Robił to bardziej w celu zlokalizowania swojego
łóżka, niż podziwiania wystroju.
– Zanim cokolwiek powiesz – odezwał się pierwszy,
spoglądając na Rona. – To, że teraz wieczorami jesteśmy skazani na siebie, nie
sprawi cudownie, że zaczniemy się przyjaźnić.
– To nie…
– Wiem, co chcesz powiedzieć. Naskoczenie na Draco
było pokręconym sposobem na uratowanie przed nieprzychylnymi komentarzami.
Hermi mi powiedziała – wyjaśnił, widząc jego minę.
– Więc czemu…
– Bo to niczego nie zmienia… Nie obchodzą mnie twoje
motywy, tylko to co robisz. A obrażałeś moją rodzinę. Twoja obecna tolerancja
Draco nie przekupuje mnie. Wiesz… gdybyś mi wcześniej powiedział, że planujesz
taką akcję może nawet bym ci przyklasnął i nie obił mordy na forum szkoły. Ale
tego nie zrobiłeś i w moich oczach stałeś się zdrajcą...
Ron miał minę, jakby bardzo chciał mu odpyskować,
ale zmilczał. Na peronie Hermiona zrobiła mu mały wykład o tym, że ma być miły
dla Iga, bo ma on pełne prawo się złościć. Jakby nie mogła zwyczajnie
powiedzieć, że swoimi dobrymi chęciami skazał się na podlizywanie Blackowi (i
oczywiście Malfoyowi), jeśli chciał dalej się przyjaźnić z Harrym.
– W sumie zaskoczyłeś mnie, że nie miałeś nic
przeciw mojemu przyjazdowi tutaj… oraz spaniu w tym samym pokoju.
– Gdybym sprzeciwił się twojemu, a właściwie waszemu
przyjazdowi tutaj, to sprawiłbym przykrość Ginny i Harry’emu. A tego za nic nie
chcę. Poza tym to był jedyny sposób, żebym mógł spędzić święta z najlepszym
kumplem. A jeśli chodzi o spanie… w szkole też dzielimy pokój, więc jakoś to
przeżyję. Zresztą nie nienawidzę cię, czasem nawet wydaje mi się, że
ewentualnie mógłbym cię polubić, więc tym bardziej nie będę robił rodzinie
problemów.
Igniss przez chwilę przyglądał mu się,
przekrzywiając nieznacznie głowę.
– Twoi rodzice są dobrymi ludźmi. Dlatego nie wiem,
po kim nabrałeś takiego uprzedzenia do innych osób.
– Czasem są aż zbyt dobrzy. Przez całe życie
widziałem, jak ze spokojem puszczają mimo uszu te wszystkie docinki, jakimi w
nas rzucano. Choć ich bolały, jedynie parę razy wiedziałem, jak się postawili.
“Skoro potrafili te kilka razy, to czemu nie robią tego zawsze?! Pokazaliby
innym, że nie pozwolimy się obrażać i w końcu dano by nam spokój.” Tak zawsze
myślałem. Ale oni zawsze wracali do tej głupiej potulności.
– Taki typ człowieka. Ja w poprzedniej szkole nie
zwracałem uwagi na to, jak rzucają w moim kierunku hasłami typu: dziwka czy
kurwa. – Wzruszył nieznacznie ramionami. – Jedną z osób obrażających panią
Molly i pana Artura był Lucjusz, czyż nie?
– Malfoyowie zdecydowanie w tym przodują. Mamy
kompletnie przeciwne poglądy, czego ani on, ani …Draco – jak on nie znosił
wypowiadać tego imienia! – nie pozostawiali bez komentarza, przy każdej
nadarzającej się okazji.
– Krzywisz się jak wypowiadasz jego imię… – zauważył
spokojnie. – Kiedy nie ma Harry’ego ani twojej siostry lub Herm, nie pilnujesz
się.
– Bo czemu miałbym? Wiem, że ty i twój kuzyn mnie
nie znosicie. Na siłę nie będę starał się z wami zaprzyjaźnić. Ale wciąż chcę
się przyjaźnić z Hermioną i Harrym. Tylko ze względu na nich staram się być dla
was miły. Przynajmniej kiedy są w pobliżu. Nie każę im wybierać między mną i
wami.
– Dobrze. Cieszy mnie, że się rozumiemy, Ronny –
odparł, siadając na swoim łóżku. Przez jego twarz przeszedł grymas, a on sam
westchnął nagle ciężko. – Ostatnia szansa… Ale to tylko dlatego, że chcę mieć
dobre relacje z całą twoją rodziną – mruknął z udawaną obojętnością, chociaż
nieznaczny rumieniec psuł cały “image”. Brunet położył się i mamrocząc ciche
“dobranoc” odwrócił się do niego plecami.
Ron patrzył na niego przez moment, aż wreszcie
wymamrotał coś, co zabrzmiało jak “dziękuję”.
//*//
Blondyn zszedł tuż za Harrym i udał się razem z nim
do kuchni, gdzie przebywali już praktycznie wszyscy. Przywitali się z nimi i
usiedli na tych samych miejscach, które zajmowali wczoraj.
Ślizgon zerknął na brata, ale ten widocznie zajęty
był rozmową z głową domu, opowiadając mu o nowszych nowinkach technologicznych
wśród mugoli.
– Ja się wam spało, chłopcy? – spytała Molly,
stawiając przed nimi kubki z gorącą herbatą.
– Dziękuję – mruknął blondyn, biorąc kubek i
wdychając nieznacznie zapach herbaty. Może gdyby wyszedł z inicjatywą
odpowiadania, Harry byłby bardziej zadowolony? – I dobrze nam się spało, pani
Weasley. Dziękujemy za troskę.
– Nawet bardzo dobrze, jak widzę. – Ginny postukała
się palcem w bark, patrząc z rozbawieniem na Draco.
– C-co… – Blondyn zapowietrzył się nieznacznie,
spoglądając zaraz wilkiem na Pottera. – Już nie żyjesz… – syknął niezadowolony,
próbując materiałem koszulki zasłonić odznaczającą się na tle mlecznej skóry
malinkę.
– W szkole jakoś ci nie przeszkadzały – zauważył Ron
między kolejnymi kęsami kanapki.
– Ale teraz nie jesteśmy w szkole, tylko w gościach…
A tu nie przystoi…
– Oj, daj spokój, Ryuu – zwrócił się do brata Black.
– Wychodzi z ciebie książątko czy jak?
– Ryuu? – powtórzył Bill, patrząc z zaciekawieniem
na kuzynów.
– Oznacza smok z japońskiego – wyjaśnił blondyn. –
Kiedy wyjechaliśmy do Seporiana w wakacje, tak tam na mnie wołali. A na tego
bałwana Raito.
– Mówili na ciebie Ryuuki-chan… – zauważył Igniss
wesoło.
– No chyba tylko ty i Maki...
– Chan to zdrobnienie, no nie? – spytał Harry.
– Można tak powiedzieć – przytaknął Malfoy.
– Czyli to tak jakby mówili na ciebie “Dracuś” ...
Może zacznę tak się do ciebie zwracać, co ty na to?
– Nawet się nie waż! – syknął z nieznacznym
zażenowaniem.
– Ty masz swojego “Gryfiaka”, to ja chcę mieć
“Dracusia”. Bo “Ślizguś” – zrobił zniesmaczoną minę – ciężko przechodzi przez
gardło.
– To może zamiast tego będę mówił “Harruś”?
Igniss parsknął cicho.
– To tak jakbyś zdrabniał imię Haruse, wiesz? –
zauważył z rozbawieniem bliźniak.
– ODPADA – zaprotestował Potter.
– Czemu? Też chcę zdrabniać twoje imię – powiedział
z perfidnym uśmiechem blondyn.
– Mam uczulenie na wszystko, co się wiąże z
Yoshizawą. Powinieneś to już wiedzieć.
– Zazdrosny jesteś o niego? Zupełnie niepotrzebnie.
– Wzruszył ramionami. – Przecież nie wróciłem do niego, tylko wybrałem ciebie.
Zacięta mina bruneta złagodniała odrobinę.
– Ale dalej go nie lubię.
– Zaraz, byłeś z profesorem Yoshizawą?! – sapnęła
Ginny, patrząc na blondyna w szoku.
– Związałeś się z nauczycielem? – spytał Artur z
nieco zaniepokojonym wyrazem twarzy.
– Wtedy nawet nie wiedziałem, że zgłosił się na
stanowisko nauczycielskie – powiedział natychmiast w swojej obronie.
– Byli razem, gdy Draco był w Japonii. No i
Yoshizawa jest od nas raptem parę lat starszy – dopowiedział mało zadowolony
Potter.
– I mieli cudowną sesję zdjęciową...
– Ig! Darowałbyś sobie…
– Jaką ses…? – zaczął Harry, mrużąc gniewnie oczy,
ale urwał, gdy przypomniał sobie słowa jednej ze Ślizgonek z ich pierwszej
lekcji z Yoshizawą. Spojrzał błagalnie na Ignissa. – Powiedz, że ten plakat z
Yoshizawą i “jakimś blondynem”, o którym gadały dziewczyny na pierwszych
zajęciach OPCM to nie jest to, co myślę!
Draco zacisnął usta w wąską kreskę, nie odzywając
się słowem. Ig z kolei rzucił krótkie spojrzenie bratu, a następnie skupił się
na Harrym.
– Jest możliwość, że plakat, o którym mówiły, nie
jest tym, co myślisz.
– Twierdziły, że to Ma… Draco na nim jest – Ron
wypowiedział na głos myśli Harry’ego.
– Pomówienie… To słowo przeciwko słowu, nie ma
żadnych dowodów. – Ig dalej szedł w zaparte.
– Chyba powinieneś wiedzieć, czy jesteś na jakimś
plakacie czy nie. – Harry spojrzał wilkiem na swojego chłopaka. Coś w głowie
cichutko próbowało dać mu do zrozumienia, że nie ma prawa się złościć, ale z
całą stanowczością to ignorował. Jak miał tolerować to, że jakieś dziewczyny
ślinią się do zdjęcia jego chłopaka?! W dodatku jest na nim z tym dupkiem
Yoshizawą!
– A oni nie mieli robić tych zdjęć tylko tak o? –
spytał brata Malfoy.
– Yuu twierdził, że zastępujemy innych modeli, ale
tylko dlatego, by nie marnować wynajęcia sali… Nie mówił nic, że ma iść dalej w
obieg. – Igniss wzruszył ramionami. – Chyba że sensei zmienił zdanie.
– Mimo wszystko powinni spytać nas o zgodę. Bo jeśli
moje zdjęcia są wystawione na światło dzienne to twoje również.
– Ej, ty na swoich przynajmniej wyglądasz jak facet.
– Draco uniósł jedną brew ku górze. – A przynajmniej bardziej niż ja – dodał
ugodowo. – Ja z moimi długimi włosami i czerwonym kimonem wyglądałem jak
gejsza.
– Skoro tak bardzo wyglądasz jak dziewczyna, to
przynajmniej nikt cię nie rozpozna. W przeciwieństwie do Draco, najwidoczniej –
zauważyła Ginny.
– Nie zapominaj, że mogą wziąć cię jeszcze za
taikomochi – odezwał się Ślizgon niewinnie.
– Draco, a po angielsku nie łaska? – Potter spojrzał
na niego z niezadowoloną miną.
– Męska kurtyzana – powiedział nieznacznie obrażony
Black. – I bardzo śmieszne, Draco…
Blondyn uśmiechnął się tylko w odpowiedzi.
– Kurtyzana? – powtórzył skonsternowany brunet.
– Prostytutka i jednocześnie utrzymanka kochanka,
skarbie – wyjaśniła Molly, przerywając na chwilę rozmowę z najstarszymi synami.
– Zrobiłbyś furorę, Iggy – odezwał się blondyn. –
Wszyscy byli zachwyceni twoim wyglądem… i co chwilę ktoś próbował cię dotknąć.
– A idź się podpal…
– Powiedzcie, kochani, macie na dziś jakieś plany? –
zagadnęła pani Weasley, patrząc po wszystkich.
– Wybieramy się z Charliem do Londynu na świąteczne
zakupy – poinformował Bill.
– Wy pewnie też w szkole nie mieliście za bardzo jak
rozejrzeć się za prezentami, no nie? Jak chcecie, to zabierzemy was ze sobą –
zaproponował drugi z braci.
– Chętnie! Może uda mi się od razu spotkać z Amber.
Chcesz iść ze mną, Draco? – spytał spokojnie blondyna, jakby chwilę wcześniej wcale
nie był z jego powodu w złym humorze.
– Co za pytanie. Oczywiście, że tak. W końcu muszę
poznać twoją przyjaciółkę…
Potter uśmiechnął się do niego lekko.
– To zadzwonię do niej po śniadaniu. Co prawda
umawialiśmy się już wcześniej, ale bez dokładnego terminu.
– Ja też będę chciała wejść do paru sklepów, więc
zabiorę się z wami.
– A ty Ig? – zwrócił się do młodszego chłopaka Bill.
– W sumie, mógłbym załatwić kilka rzeczy, więc ja
też się piszę.
– Ron, Percy?
– Wciąż mam kilka prezentów do kupienia.
– Ja załatwiłem już wszystko, co miałem, więc...
– Więc kupisz dla mnie parę rzeczy. Wiedziałam, że
mogę na ciebie liczyć, Percy! – oznajmiła radośnie Molly, jakby tylko czekała
na swoją ofiarę.
//*//
Ig rozdzielił się ze wszystkimi, tłumacząc, że chce
na spokojnie kupić kilka specjalnych prezentów. Kiedy tylko zniknął z widoku
towarzyszom , ściągnął wsuwkę, wydłużając swoje włosy. Dodatkowo szybkim
zaklęciem zmienił wygląd swojego płaszcza i wszedł na ulicę Śmiertelnego
Nokturnu. Pewnym krokiem wszedł do sklepu Borgin&Burkes i nawet nie
sprawdzając, czy są tu jacyś klienci, podszedł do jednego z właścicieli.
– Wierzę, że macie wszystko na stanie – powiedział,
podając mu pergamin. Borgin posłał mu długie, analizujące spojrzenie, rozwinął
świstek papieru i zaczął go czytać, mrucząc coś cicho pod nosem.
– A skąd u młodzieńca potrzeba zakupienia właśnie
tych składników?
– Taka, że wysłał mnie po nie mój Pan. A chyba nie
chcesz, żebym przekazał Mu smutną wiadomość, że odmówiliście pomocy w
realizacji Jego planów? – Spojrzał na nich z jawną pogardą. – A wtedy
pragnęlibyście być świniami prowadzonymi na rzeź, bo je chociaż zabija się w
miarę bezboleśnie.
– Skąd mam mieć pewność, że nie jesteś szpiegiem
Jasnej Strony – syknął drugi z właścicieli, chwytając Iga za ramię. Jego magia
zadziałała samoistnie, odrzucając go na ścianę.
– Nie waż się mnie dotykać… Czy mam pokazać wam
swoje ramię? Czy może zaszczycić jakimś ciekawym kąskiem, o którym tylko w
kręgu się mówi?
– Nie… W ciągu pięciu minut wszystko przygotuję.
Po chwili Ig trzymał już w rękach swoje zamówienie.
Dał im należność, rzucając im jeszcze krzywe spojrzenie na odchodnym.
Jak najszybciej mógł, opuścił Nokturn i Pokątną,
przechodząc do niemagicznej części miasta. Tam udał się do swojego mieszkania,
zmniejszając zamówienie i chowając je do plecaka, który zdążył wyciągnąć ze
swojego pokoju. Dobrze, że miesiąc wcześniej usłyszał od Hermiony, jak
magicznie zabezpieczać takie pakunki, aby ze składnikami nic się nie stało.
Popakował jeszcze parę rzeczy, które mogłyby się mu
przydać w Norze. Między innymi z trzy gry, których pan Weasley nie miał w
swojej kolekcji.
//*//
Harry prowadził Draco przez mugolską część Londynu.
Na Pokątnej wszyscy się rozdzielili, by pozałatwiać swoje sprawy. Chodnik
zalewały tłumy spieszących w różnych kierunkach ludzi, których buty
rozchlapywały szarą breję będącą pozostałością po rzadko padającym od paru dni
śniegu. Przy każdym wydechu z ust unosiły się kłęby pary. Harry zadzwonił w międzyczasie
do dziewczyny, ustalając jeszcze dokładne miejsce spotkania. Było to pod
kawiarenką, gdzie często przychodzili i która była niedaleko salonu Suz – jako
że Draco przekonał Harry’ego (no okej, po prostu mu kazał) znów podciąć sobie
włosy. Dziewczyna wypatrzyła ich w tłumie i pomachała. Brunet odwzajemnił gest,
momentalnie się wyszczerzając.
– Wreszcie! Zamarzałam powoli. Już myślałam, że się
zgubiliście w tym tłumie. – Rzuciła żartobliwie, przytulając go na powitanie.
– Przecież mówiłem dokładnie, o której będziemy,
mogłaś poczekać w środku.
Machnęła lekceważąco dłonią.
– No, może byś tak nas przed sobie przedstawił? –
spojrzała na niego ponaglająco, po czym przeniosła wzrok na blondyna. Ach, dla
takiego przystojniaka to i ja bym zmieniła orientację… gdybym już nie wolała
facetów, pomyślała, taksując go wzrokiem. W dodatku te szyte na miarę ciuchy
wyglądają obłędnie.
– Amber, to Draco Malfoy, mój chłopak – oznajmił z
czułym uśmiechem. – Draco, to Amber… – zaciął się, skonsternowany – Jak ty
właściwie masz na nazwisko?
Draco spojrzał zaskoczony na swojego chłopaka.
– Spotykałeś się z dziewczyną przez miesiąc i nawet
nie wiesz, jak się nazywa? – Cmoknął z dezaprobatą. – Wiedziałem, że jesteś
idiotą i nie myślisz, ale teraz przebiłeś nawet Longbottoma.
– Ukrywałem się w tym czasie, wiesz? Wolałem nie
rozgłaszać na prawo i lewo, jak mam na nazwisko, więc nie mogłem też zapytać o
jej, prawda? Nawet w motelu nie podałem swoich prawdziwych danych. I tak się
wystarczająco obawiałem, że słudzy Gada mnie jakimś cudem wyśledzą – dodał
ciszej.
– Bo akurat mugolka zna sławnego Złotego Chłopca. –
Spojrzał na chłopaka z politowaniem.
– Wszyscy inni się czepiali, że byłem zbyt
nieostrożny, a ty że byłem przesadnie ostrożny… I jak tu wam dogodzić?! –
prychnął.
– No już, Harry, nie dąsaj się. Powinieneś robić,
jak uważasz i tyle. Wyszło ci to na dobre no nie? A wracając do głównego
tematu, sposób w jaki się poznaliśmy, nie wymagał podawania nazwiska. A potem
nam to jakoś umknęło. Sama poznałam jego nazwisko tylko dzięki cioci, która
pracuje i mieszka w Hogsmeade. No, ale kończąc ten temat – Amber Stanley.
Draco ujął zmarzniętą dłoń dziewczyny i musnął ją
delikatnie wargami, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Policzki Amber zrobiły
się jeszcze bardziej czerwone i tym razem nie była to już wina mrozu.
– Miło mi cię poznać, panno Stanley – szepnął,
posyłając jej ciepły uśmiech. – Gdybym tylko miał więcej czasu by przygotować
się na to spotkanie, z pewnością nie przyszedłbym z pustymi rękoma. Nawet
Bouquet de Lys d’Amazonie nie przyćmi w żaden sposób panienki piękna, a jedynie
uraduje moje serce, że zgodziłaś się je przyjąć i wybaczyłaś tak wielkie faux
pas z mojej strony.
– Harry! – sapnęła, patrząc na blondyna całkowicie
oczarowana. – Nie wiem skąd go wytrzasnąłeś… no dobra wiem, mniejsza o to...
ale też chcę takiego! Nie rozumiem, jak mogłeś mówić o nim takie niemiłe
rzeczy.
Ślizgon uśmiechnął się triumfalnie w stronę
chłopaka. W pierwszej chwili myślał, że może przesadził, ale reakcja dziewczyny
była bardziej niż zadowalająca.
– Nie daj mu się omamić pięknymi słówkami. To
podstępny Wąż. Połowa z tych rzeczy, które ci opowiadałem jest wciąż aktualna.
Choć przyznam, że z niektórych muszę się wycofać, odkąd lepiej go poznałem.
– Oczerniałeś mnie za moimi plecami? – obruszył się
chłopak. – Harry, jak mogłeś tak nisko upaść? Nawet ja wiedziałem, że elementem
dobrego wychowania jest obrażanie cię tylko w zasięgu twojego słuchu. No,
ewentualnie od czasu do czasu w obrębie mojego domu.
– Uważaj, bo ci uwierzę. Zresztą, jak powiedziałem,
połowa z tych rzeczy to fakty.
– Och, ale i tak to brzmi, jakbym miał jakieś ukryte,
nieczyste zamiary wobec twojej przyjaciółki. A ja nawet poprzez bukiet chciałem
zaznaczyć moje czyste intencje. Ranisz mnie...
– Cicho już bądź.
Chwycił go za szalik i przyciągnąwszy do siebie,
cmoknął w kącik ust.
– Na Salazara! To było takie ślizgońskie z twojej
strony! – sapnął cicho, kiedy Harry się od niego odsunął.
– Możesz winić tylko siebie za zdeprawowanie mo...
– Już nie dopisuj mi powodu swojego zdeprawowania –
przerwał mu gwałtownie, wywracając oczami – bo akurat za to nie jestem
odpowiedzialny… Po prostu w tobie od zawsze było coś ze Ślizgona – mruknął,
starając się w elegancki sposób ocieplić sobie dłonie. – Zresztą nieważne.
Zamarzam… Jeżeli przez ciebie nabawię jakiegoś choróbska, obiecuję, że zarażę
ciebie i zostawię na pastwę losu.
Amber zaśmiała się cicho.
– Urocza z was parka. A teraz naprawdę ruszamy, bo
już nie czuję stóp!
//*//
Weszli z ulgą do ciepłego salonu fryzjerskiego.
Amber od progu ogłosiła ich przybycie, wołając przyjaciółkę, która chwilę
później wyleciała z zaplecza. Tym razem jej włosy nie miały już kolorów tęczy,
co z ulgą zauważył Harry, za to były kruczoczarne i artystycznie upięte.
– Cześć Amber, Harry słońce!
Draco uniósł jedną brew, słysząc, jak kobieta
zwróciła się do jego chłopaka. Nie spodobało mu się to w żadnym wypadku. A
jeszcze mniej spodobało mu się, gdy pocałowała bruneta w policzki (oba!).
Zacisnął szczękę, całkowicie tracąc humor. Z jednej strony miał ochotę wyjść,
pokazując światu, jak mu się to nie podoba. Z drugiej jednak nie zostawi go z
tą pijawką.
– Cześć, Suz – przywitał się ciepło Gryfon, choć jak
zwykle otwartość kobiety nieco go krępowała. Od razu przedstawił sobie nawzajem
ją i Draco. Zdziwiło go trochę, że tym razem blondyn był aż tak powściągliwy.
Znaczy okej, Harry cieszył się, że nie zachowywał się tak sztucznie jak przy
Amber, ale tu… balansował na granicy oziębłości. Kiedy już siedział na fotelu,
a Suz poleciała na zaplecze odebrać telefon, Harry pociągnął Draco za rękę,
zmuszając go, by się ku niemu nachylił.
– Co z tobą? Obraziłeś się czy co? Miałem wrażenie,
że zaraz zaczniesz ją wyzywać czy coś…– szepnął.
– Nie obraziłem się – wycedził wolno. – I nie martw
się, nie obrażę twoich przyjaciółek – dodał, odsuwając się od niego sztywno.
Harry przyglądał mu się chwilę uważnie, po czym wzruszył lekko ramionami. Coś
było nie tak, to było oczywiste, ale nie miał zamiaru kłócić się z nim
publicznie.
Blondyn usiadł na wolnym miejscu, sięgając po
pierwszą lepszą gazetę o modzie leżącą na stoliku. Z dumą godną dziedzica
fortuny Malfoyów zaczął ją przeglądać, nie zwracając już uwagi na swojego
chłopaka. Chwilę później wróciła Suz i trajkocząc z Amber (czasem dając
Harry’emu dojść do głosu, głównie, gdy go o coś pytały), oddała się pracy.
– Wychodzę na chwilę – powiedział nagle Ślizgon,
przebijając się przez głosy kobiet i wychodząc przed salon. Wyciągnął paczkę
fajek wraz z zapalniczką z kieszeni płaszcza. Wkładając sobie papierosa między
wargi i patrząc na Harry’ego, który śledził go wzrokiem, od kiedy wstał,
ostentacyjnie odpalił go, zaciągając się dymem. By zaraz odwrócić się do niego
plecami, jeszcze bardziej podkreślając, że był na niego obrażony.
– O co on się tak wkurzył? – spytała zdziwiona
Amber, zerkając na plecy blondyna.
– Też chciałbym wie… – urwał, doznając olśnienia.
Przygryzł dolną wargę, próbując powstrzymać się od uśmiechu. Bezskutecznie. –
Jest zazdrosny.
– Co? O co niby? – sapnęła Suz, nie przerywając
swojej pracy.
– O to, że mnie pocałowałaś.
– Żartujesz… Przecież to tylko buziak na powitanie!
Ze wszystkimi znajomymi tak się witam.
– Jak ty to znosisz? Ja rozumiem, że mu na tobie
zależy, ale… hej!, to już lekka przesada! Niech cię może jeszcze zamknie w
klatce…
– Amber. Nie mów w ten sposób o Draco. Ja tak tego
nie widzę, wręcz przeciwnie – to… – uciął z lekko skonsternowaną miną. – Chciałem
powiedzieć “miłe”, ale to nie do końca tak. Bo z początku wkurza mnie...
– A jednak!
– ALE. To przez jego opryskliwe zachowanie. Robi się
jeszcze wredniejszy i obraża ludzi, a tego nie lubię. Ale jego spojrzenie zanim
jeszcze otworzy usta i wrażenie jakie mi pozostaje po ugłaskaniu go…
Kąciki jego ust uniosły się w górę w pełnym
zadowolenia wyrazie.
– Harry, to było totalnie perwersyjne – zawyrokowała
Amber, a krwisty rumieniec objął nawet uszy bruneta. Spuścił wzrok zażenowany,
a kobiety zaśmiały się serdecznie.
– Słońce, zdecyduj się, czy jesteś śmiały czy nie,
bo inaczej przez twoją słodycz Draco będzie musiał miotłą odganiać od ciebie
kobiety. – Suzanne uszczypnęła go lekko w policzek, posyłając całusa przez
lustro.
Harry jeszcze bardziej zawstydzony spróbował się
scalić z fotelem, tym bardziej gdy nad głową ponownie rozbrzmiał mu kobiecy
śmiech.
//*//
Nawet nie spalił papierosa do połowy, kiedy zdał
sobie sprawę z idiotyczności swojego cudownego planu. W ciągu ostatnich dwóch
tygodni palił może z dwa, trzy razy, kiedy był naprawdę wytrącony z równowagi.
I na domiar złego zawsze chwilę potem cudownym trafem napotykał Pottera, który
oczywiście wygłaszał, jak to on nie lubi, kiedy on – Draco – zatruwa siebie i
potem smakuje jak popielniczka.
Warknął pod nosem, podchodząc do najbliższego
śmietnika i gasząc na nim papierosa. Zignorował komentarz jakieś kobiety w
średnim wieku, na temat młodzieży w dzisiejszych czasach i zły na samego siebie
wrócił do salonu.
– Nawet się do mnie nie zbliżaj – powiedział na
wejściu Potter, tylko bardziej rozjuszając blondyna.
– Przecież wiem – wycedził przez zęby, siadając na
swoim miejscu. Na szczęście w kieszeni płaszcza miał miętowe cukierki, które
jakiś czas temu zwędził bratu. Sięgnął do kieszeni… i ze zdziwieniem wymacał
tylko małą karteczkę. Wyciągnął ją i szybko przeczytał: “Zabieram co moje. I.”
Zmiął pod nosem przekleństwo. Och, jakże miał teraz wielką ochotę udusić Iga.
Podniósł się gwałtownie ze swojego miejsca,
skupiając na sobie uwagę siedzących obok klientów oraz Harry’ego i jego
najlepszych przyjaciółek.
Zacisnął na sekundy wargi z niemocy sytuacji.
– Gdzie… – powiedział cicho, w ostatnim momencie
powstrzymując się od użycia opryskliwego tonu. – Gdzie jest najbliższy sklep?
– Po drugiej stronie ulicy obok okulisty – odparła
wolno fryzjerka, rzucając mu ciekawskie spojrzenie.
Blondyn kiwnął lekko głową i bez słowa ruszył ku
wyjściu.
– Draco…?
– Hmm? Co jest? – mruknął, spoglądając przez ramię
na Pottera.
– Dasz sobie radę?
– Za kogo ty mnie masz?! – fuknął, czerwieniąc się i
opuszczając lokal.
– Zrobiłeś to specjalnie? To kara za te fajki?
– Nie… Naprawdę się martwię. – Przecież nie powie im
o tym, że jak tu szli, to Draco wyznał, że nigdy w sumie nie robił zakupów w
mugolskich sklepach. Oby tylko zamiast funtów nie dał galeonów. Chociaż nie.
Draco nie jest nim, by zrobić taką gafę.
~*~
Hej,
OdpowiedzUsuńpo co tam był Ignis? co kupował? i czy naprawdę dla Voldemorta? posiada mroczny znak czy blefował? tyle nurutujacych pytań... a Draco och jaki zazdrośnik, no tak z takim słodkim Harrym to nie tylko kobiety ale i facetów miotła będzie odganiać ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia