niedziela, 9 lipca 2017

Rozdział 71.



~*~
Brunet wszedł za rudzielcem do jego pokoju, rozglądając się oszczędnie. Robił to bardziej w celu zlokalizowania swojego łóżka, niż podziwiania wystroju.
– Zanim cokolwiek powiesz – odezwał się pierwszy, spoglądając na Rona. – To, że teraz wieczorami jesteśmy skazani na siebie, nie sprawi cudownie, że zaczniemy się przyjaźnić.
– To nie…
– Wiem, co chcesz powiedzieć. Naskoczenie na Draco było pokręconym sposobem na uratowanie przed nieprzychylnymi komentarzami. Hermi mi powiedziała – wyjaśnił, widząc jego minę.
– Więc czemu…
– Bo to niczego nie zmienia… Nie obchodzą mnie twoje motywy, tylko to co robisz. A obrażałeś moją rodzinę. Twoja obecna tolerancja Draco nie przekupuje mnie. Wiesz… gdybyś mi wcześniej powiedział, że planujesz taką akcję może nawet bym ci przyklasnął i nie obił mordy na forum szkoły. Ale tego nie zrobiłeś i w moich oczach stałeś się zdrajcą...
Ron miał minę, jakby bardzo chciał mu odpyskować, ale zmilczał. Na peronie Hermiona zrobiła mu mały wykład o tym, że ma być miły dla Iga, bo ma on pełne prawo się złościć. Jakby nie mogła zwyczajnie powiedzieć, że swoimi dobrymi chęciami skazał się na podlizywanie Blackowi (i oczywiście Malfoyowi), jeśli chciał dalej się przyjaźnić z Harrym.
– W sumie zaskoczyłeś mnie, że nie miałeś nic przeciw mojemu przyjazdowi tutaj… oraz spaniu w tym samym pokoju.
– Gdybym sprzeciwił się twojemu, a właściwie waszemu przyjazdowi tutaj, to sprawiłbym przykrość Ginny i Harry’emu. A tego za nic nie chcę. Poza tym to był jedyny sposób, żebym mógł spędzić święta z najlepszym kumplem. A jeśli chodzi o spanie… w szkole też dzielimy pokój, więc jakoś to przeżyję. Zresztą nie nienawidzę cię, czasem nawet wydaje mi się, że ewentualnie mógłbym cię polubić, więc tym bardziej nie będę robił rodzinie problemów.
Igniss przez chwilę przyglądał mu się, przekrzywiając nieznacznie głowę.
– Twoi rodzice są dobrymi ludźmi. Dlatego nie wiem, po kim nabrałeś takiego uprzedzenia do innych osób.
– Czasem są aż zbyt dobrzy. Przez całe życie widziałem, jak ze spokojem puszczają mimo uszu te wszystkie docinki, jakimi w nas rzucano. Choć ich bolały, jedynie parę razy wiedziałem, jak się postawili. “Skoro potrafili te kilka razy, to czemu nie robią tego zawsze?! Pokazaliby innym, że nie pozwolimy się obrażać i w końcu dano by nam spokój.” Tak zawsze myślałem. Ale oni zawsze wracali do tej głupiej potulności.
– Taki typ człowieka. Ja w poprzedniej szkole nie zwracałem uwagi na to, jak rzucają w moim kierunku hasłami typu: dziwka czy kurwa. – Wzruszył nieznacznie ramionami. – Jedną z osób obrażających panią Molly i pana Artura był Lucjusz, czyż nie?
– Malfoyowie zdecydowanie w tym przodują. Mamy kompletnie przeciwne poglądy, czego ani on, ani …Draco – jak on nie znosił wypowiadać tego imienia! – nie pozostawiali bez komentarza, przy każdej nadarzającej się okazji.
– Krzywisz się jak wypowiadasz jego imię… – zauważył spokojnie. – Kiedy nie ma Harry’ego ani twojej siostry lub Herm, nie pilnujesz się.
– Bo czemu miałbym? Wiem, że ty i twój kuzyn mnie nie znosicie. Na siłę nie będę starał się z wami zaprzyjaźnić. Ale wciąż chcę się przyjaźnić z Hermioną i Harrym. Tylko ze względu na nich staram się być dla was miły. Przynajmniej kiedy są w pobliżu. Nie każę im wybierać między mną i wami.
– Dobrze. Cieszy mnie, że się rozumiemy, Ronny – odparł, siadając na swoim łóżku. Przez jego twarz przeszedł grymas, a on sam westchnął nagle ciężko. – Ostatnia szansa… Ale to tylko dlatego, że chcę mieć dobre relacje z całą twoją rodziną – mruknął z udawaną obojętnością, chociaż nieznaczny rumieniec psuł cały “image”. Brunet położył się i mamrocząc ciche “dobranoc” odwrócił się do niego plecami.
Ron patrzył na niego przez moment, aż wreszcie wymamrotał coś, co zabrzmiało jak “dziękuję”.
//*//
Blondyn zszedł tuż za Harrym i udał się razem z nim do kuchni, gdzie przebywali już praktycznie wszyscy. Przywitali się z nimi i usiedli na tych samych miejscach, które zajmowali wczoraj.
Ślizgon zerknął na brata, ale ten widocznie zajęty był rozmową z głową domu, opowiadając mu o nowszych nowinkach technologicznych wśród mugoli.
– Ja się wam spało, chłopcy? – spytała Molly, stawiając przed nimi kubki z gorącą herbatą.
– Dziękuję – mruknął blondyn, biorąc kubek i wdychając nieznacznie zapach herbaty. Może gdyby wyszedł z inicjatywą odpowiadania, Harry byłby bardziej zadowolony? – I dobrze nam się spało, pani Weasley. Dziękujemy za troskę.
– Nawet bardzo dobrze, jak widzę. – Ginny postukała się palcem w bark, patrząc z rozbawieniem na Draco.
– C-co… – Blondyn zapowietrzył się nieznacznie, spoglądając zaraz wilkiem na Pottera. – Już nie żyjesz… – syknął niezadowolony, próbując materiałem koszulki zasłonić odznaczającą się na tle mlecznej skóry malinkę.
– W szkole jakoś ci nie przeszkadzały – zauważył Ron między kolejnymi kęsami kanapki.
– Ale teraz nie jesteśmy w szkole, tylko w gościach… A tu nie przystoi…
– Oj, daj spokój, Ryuu – zwrócił się do brata Black. – Wychodzi z ciebie książątko czy jak?
– Ryuu? – powtórzył Bill, patrząc z zaciekawieniem na kuzynów.
– Oznacza smok z japońskiego – wyjaśnił blondyn. – Kiedy wyjechaliśmy do Seporiana w wakacje, tak tam na mnie wołali. A na tego bałwana Raito.
– Mówili na ciebie Ryuuki-chan… – zauważył Igniss wesoło.
– No chyba tylko ty i Maki...
– Chan to zdrobnienie, no nie? – spytał Harry.
– Można tak powiedzieć – przytaknął Malfoy.
– Czyli to tak jakby mówili na ciebie “Dracuś” ... Może zacznę tak się do ciebie zwracać, co ty na to?
– Nawet się nie waż! – syknął z nieznacznym zażenowaniem.
– Ty masz swojego “Gryfiaka”, to ja chcę mieć “Dracusia”. Bo “Ślizguś” – zrobił zniesmaczoną minę – ciężko przechodzi przez gardło.
– To może zamiast tego będę mówił “Harruś”?
Igniss parsknął cicho.
– To tak jakbyś zdrabniał imię Haruse, wiesz? – zauważył z rozbawieniem bliźniak.
– ODPADA – zaprotestował Potter.
– Czemu? Też chcę zdrabniać twoje imię – powiedział z perfidnym uśmiechem blondyn.
– Mam uczulenie na wszystko, co się wiąże z Yoshizawą. Powinieneś to już wiedzieć.
– Zazdrosny jesteś o niego? Zupełnie niepotrzebnie. – Wzruszył ramionami. – Przecież nie wróciłem do niego, tylko wybrałem ciebie.
Zacięta mina bruneta złagodniała odrobinę.
– Ale dalej go nie lubię.
– Zaraz, byłeś z profesorem Yoshizawą?! – sapnęła Ginny, patrząc na blondyna w szoku.
– Związałeś się z nauczycielem? – spytał Artur z nieco zaniepokojonym wyrazem twarzy.
– Wtedy nawet nie wiedziałem, że zgłosił się na stanowisko nauczycielskie – powiedział natychmiast w swojej obronie.
– Byli razem, gdy Draco był w Japonii. No i Yoshizawa jest od nas raptem parę lat starszy – dopowiedział mało zadowolony Potter.
– I mieli cudowną sesję zdjęciową...
– Ig! Darowałbyś sobie…
– Jaką ses…? – zaczął Harry, mrużąc gniewnie oczy, ale urwał, gdy przypomniał sobie słowa jednej ze Ślizgonek z ich pierwszej lekcji z Yoshizawą. Spojrzał błagalnie na Ignissa. – Powiedz, że ten plakat z Yoshizawą i “jakimś blondynem”, o którym gadały dziewczyny na pierwszych zajęciach OPCM to nie jest to, co myślę!
Draco zacisnął usta w wąską kreskę, nie odzywając się słowem. Ig z kolei rzucił krótkie spojrzenie bratu, a następnie skupił się na Harrym.
– Jest możliwość, że plakat, o którym mówiły, nie jest tym, co myślisz.
– Twierdziły, że to Ma… Draco na nim jest – Ron wypowiedział na głos myśli Harry’ego.
– Pomówienie… To słowo przeciwko słowu, nie ma żadnych dowodów. – Ig dalej szedł w zaparte.
– Chyba powinieneś wiedzieć, czy jesteś na jakimś plakacie czy nie. – Harry spojrzał wilkiem na swojego chłopaka. Coś w głowie cichutko próbowało dać mu do zrozumienia, że nie ma prawa się złościć, ale z całą stanowczością to ignorował. Jak miał tolerować to, że jakieś dziewczyny ślinią się do zdjęcia jego chłopaka?! W dodatku jest na nim z tym dupkiem Yoshizawą!
– A oni nie mieli robić tych zdjęć tylko tak o? – spytał brata Malfoy.
– Yuu twierdził, że zastępujemy innych modeli, ale tylko dlatego, by nie marnować wynajęcia sali… Nie mówił nic, że ma iść dalej w obieg. – Igniss wzruszył ramionami. – Chyba że sensei zmienił zdanie.
– Mimo wszystko powinni spytać nas o zgodę. Bo jeśli moje zdjęcia są wystawione na światło dzienne to twoje również.
– Ej, ty na swoich przynajmniej wyglądasz jak facet. – Draco uniósł jedną brew ku górze. – A przynajmniej bardziej niż ja – dodał ugodowo. – Ja z moimi długimi włosami i czerwonym kimonem wyglądałem jak gejsza.
– Skoro tak bardzo wyglądasz jak dziewczyna, to przynajmniej nikt cię nie rozpozna. W przeciwieństwie do Draco, najwidoczniej – zauważyła Ginny.
– Nie zapominaj, że mogą wziąć cię jeszcze za taikomochi – odezwał się Ślizgon niewinnie.
– Draco, a po angielsku nie łaska? – Potter spojrzał na niego z niezadowoloną miną.
– Męska kurtyzana – powiedział nieznacznie obrażony Black. – I bardzo śmieszne, Draco…
Blondyn uśmiechnął się tylko w odpowiedzi.
– Kurtyzana? – powtórzył skonsternowany brunet.
– Prostytutka i jednocześnie utrzymanka kochanka, skarbie – wyjaśniła Molly, przerywając na chwilę rozmowę z najstarszymi synami.
– Zrobiłbyś furorę, Iggy – odezwał się blondyn. – Wszyscy byli zachwyceni twoim wyglądem… i co chwilę ktoś próbował cię dotknąć.
– A idź się podpal…
– Powiedzcie, kochani, macie na dziś jakieś plany? – zagadnęła pani Weasley, patrząc po wszystkich.
– Wybieramy się z Charliem do Londynu na świąteczne zakupy – poinformował Bill.
– Wy pewnie też w szkole nie mieliście za bardzo jak rozejrzeć się za prezentami, no nie? Jak chcecie, to zabierzemy was ze sobą – zaproponował drugi z braci.
– Chętnie! Może uda mi się od razu spotkać z Amber. Chcesz iść ze mną, Draco? – spytał spokojnie blondyna, jakby chwilę wcześniej wcale nie był z jego powodu w złym humorze.
– Co za pytanie. Oczywiście, że tak. W końcu muszę poznać twoją przyjaciółkę…
Potter uśmiechnął się do niego lekko.
– To zadzwonię do niej po śniadaniu. Co prawda umawialiśmy się już wcześniej, ale bez dokładnego terminu.
– Ja też będę chciała wejść do paru sklepów, więc zabiorę się z wami.
– A ty Ig? – zwrócił się do młodszego chłopaka Bill.
– W sumie, mógłbym załatwić kilka rzeczy, więc ja też się piszę.
– Ron, Percy?
– Wciąż mam kilka prezentów do kupienia.
– Ja załatwiłem już wszystko, co miałem, więc...
– Więc kupisz dla mnie parę rzeczy. Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć, Percy! – oznajmiła radośnie Molly, jakby tylko czekała na swoją ofiarę.
//*//
Ig rozdzielił się ze wszystkimi, tłumacząc, że chce na spokojnie kupić kilka specjalnych prezentów. Kiedy tylko zniknął z widoku towarzyszom , ściągnął wsuwkę, wydłużając swoje włosy. Dodatkowo szybkim zaklęciem zmienił wygląd swojego płaszcza i wszedł na ulicę Śmiertelnego Nokturnu. Pewnym krokiem wszedł do sklepu Borgin&Burkes i nawet nie sprawdzając, czy są tu jacyś klienci, podszedł do jednego z właścicieli.
– Wierzę, że macie wszystko na stanie – powiedział, podając mu pergamin. Borgin posłał mu długie, analizujące spojrzenie, rozwinął świstek papieru i zaczął go czytać, mrucząc coś cicho pod nosem.
– A skąd u młodzieńca potrzeba zakupienia właśnie tych składników?
– Taka, że wysłał mnie po nie mój Pan. A chyba nie chcesz, żebym przekazał Mu smutną wiadomość, że odmówiliście pomocy w realizacji Jego planów? – Spojrzał na nich z jawną pogardą. – A wtedy pragnęlibyście być świniami prowadzonymi na rzeź, bo je chociaż zabija się w miarę bezboleśnie.
– Skąd mam mieć pewność, że nie jesteś szpiegiem Jasnej Strony – syknął drugi z właścicieli, chwytając Iga za ramię. Jego magia zadziałała samoistnie, odrzucając go na ścianę.
– Nie waż się mnie dotykać… Czy mam pokazać wam swoje ramię? Czy może zaszczycić jakimś ciekawym kąskiem, o którym tylko w kręgu się mówi?
– Nie… W ciągu pięciu minut wszystko przygotuję.
Po chwili Ig trzymał już w rękach swoje zamówienie. Dał im należność, rzucając im jeszcze krzywe spojrzenie na odchodnym.
Jak najszybciej mógł, opuścił Nokturn i Pokątną, przechodząc do niemagicznej części miasta. Tam udał się do swojego mieszkania, zmniejszając zamówienie i chowając je do plecaka, który zdążył wyciągnąć ze swojego pokoju. Dobrze, że miesiąc wcześniej usłyszał od Hermiony, jak magicznie zabezpieczać takie pakunki, aby ze składnikami nic się nie stało.
Popakował jeszcze parę rzeczy, które mogłyby się mu przydać w Norze. Między innymi z trzy gry, których pan Weasley nie miał w swojej kolekcji.
//*//
Harry prowadził Draco przez mugolską część Londynu. Na Pokątnej wszyscy się rozdzielili, by pozałatwiać swoje sprawy. Chodnik zalewały tłumy spieszących w różnych kierunkach ludzi, których buty rozchlapywały szarą breję będącą pozostałością po rzadko padającym od paru dni śniegu. Przy każdym wydechu z ust unosiły się kłęby pary. Harry zadzwonił w międzyczasie do dziewczyny, ustalając jeszcze dokładne miejsce spotkania. Było to pod kawiarenką, gdzie często przychodzili i która była niedaleko salonu Suz – jako że Draco przekonał Harry’ego (no okej, po prostu mu kazał) znów podciąć sobie włosy. Dziewczyna wypatrzyła ich w tłumie i pomachała. Brunet odwzajemnił gest, momentalnie się wyszczerzając.
– Wreszcie! Zamarzałam powoli. Już myślałam, że się zgubiliście w tym tłumie. – Rzuciła żartobliwie, przytulając go na powitanie.
– Przecież mówiłem dokładnie, o której będziemy, mogłaś poczekać w środku.
Machnęła lekceważąco dłonią.
– No, może byś tak nas przed sobie przedstawił? – spojrzała na niego ponaglająco, po czym przeniosła wzrok na blondyna. Ach, dla takiego przystojniaka to i ja bym zmieniła orientację… gdybym już nie wolała facetów, pomyślała, taksując go wzrokiem. W dodatku te szyte na miarę ciuchy wyglądają obłędnie.
– Amber, to Draco Malfoy, mój chłopak – oznajmił z czułym uśmiechem. – Draco, to Amber… – zaciął się, skonsternowany – Jak ty właściwie masz na nazwisko?
Draco spojrzał zaskoczony na swojego chłopaka.
– Spotykałeś się z dziewczyną przez miesiąc i nawet nie wiesz, jak się nazywa? – Cmoknął z dezaprobatą. – Wiedziałem, że jesteś idiotą i nie myślisz, ale teraz przebiłeś nawet Longbottoma.
– Ukrywałem się w tym czasie, wiesz? Wolałem nie rozgłaszać na prawo i lewo, jak mam na nazwisko, więc nie mogłem też zapytać o jej, prawda? Nawet w motelu nie podałem swoich prawdziwych danych. I tak się wystarczająco obawiałem, że słudzy Gada mnie jakimś cudem wyśledzą – dodał ciszej.
– Bo akurat mugolka zna sławnego Złotego Chłopca. – Spojrzał na chłopaka z politowaniem.
– Wszyscy inni się czepiali, że byłem zbyt nieostrożny, a ty że byłem przesadnie ostrożny… I jak tu wam dogodzić?! – prychnął.
– No już, Harry, nie dąsaj się. Powinieneś robić, jak uważasz i tyle. Wyszło ci to na dobre no nie? A wracając do głównego tematu, sposób w jaki się poznaliśmy, nie wymagał podawania nazwiska. A potem nam to jakoś umknęło. Sama poznałam jego nazwisko tylko dzięki cioci, która pracuje i mieszka w Hogsmeade. No, ale kończąc ten temat – Amber Stanley.
Draco ujął zmarzniętą dłoń dziewczyny i musnął ją delikatnie wargami, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Policzki Amber zrobiły się jeszcze bardziej czerwone i tym razem nie była to już wina mrozu.
– Miło mi cię poznać, panno Stanley – szepnął, posyłając jej ciepły uśmiech. – Gdybym tylko miał więcej czasu by przygotować się na to spotkanie, z pewnością nie przyszedłbym z pustymi rękoma. Nawet Bouquet de Lys d’Amazonie nie przyćmi w żaden sposób panienki piękna, a jedynie uraduje moje serce, że zgodziłaś się je przyjąć i wybaczyłaś tak wielkie faux pas z mojej strony.
– Harry! – sapnęła, patrząc na blondyna całkowicie oczarowana. – Nie wiem skąd go wytrzasnąłeś… no dobra wiem, mniejsza o to... ale też chcę takiego! Nie rozumiem, jak mogłeś mówić o nim takie niemiłe rzeczy.
Ślizgon uśmiechnął się triumfalnie w stronę chłopaka. W pierwszej chwili myślał, że może przesadził, ale reakcja dziewczyny była bardziej niż zadowalająca.
– Nie daj mu się omamić pięknymi słówkami. To podstępny Wąż. Połowa z tych rzeczy, które ci opowiadałem jest wciąż aktualna. Choć przyznam, że z niektórych muszę się wycofać, odkąd lepiej go poznałem.
– Oczerniałeś mnie za moimi plecami? – obruszył się chłopak. – Harry, jak mogłeś tak nisko upaść? Nawet ja wiedziałem, że elementem dobrego wychowania jest obrażanie cię tylko w zasięgu twojego słuchu. No, ewentualnie od czasu do czasu w obrębie mojego domu.
– Uważaj, bo ci uwierzę. Zresztą, jak powiedziałem, połowa z tych rzeczy to fakty.
– Och, ale i tak to brzmi, jakbym miał jakieś ukryte, nieczyste zamiary wobec twojej przyjaciółki. A ja nawet poprzez bukiet chciałem zaznaczyć moje czyste intencje. Ranisz mnie...
– Cicho już bądź.
Chwycił go za szalik i przyciągnąwszy do siebie, cmoknął w kącik ust.
– Na Salazara! To było takie ślizgońskie z twojej strony! – sapnął cicho, kiedy Harry się od niego odsunął.
– Możesz winić tylko siebie za zdeprawowanie mo...
– Już nie dopisuj mi powodu swojego zdeprawowania – przerwał mu gwałtownie, wywracając oczami – bo akurat za to nie jestem odpowiedzialny… Po prostu w tobie od zawsze było coś ze Ślizgona – mruknął, starając się w elegancki sposób ocieplić sobie dłonie. – Zresztą nieważne. Zamarzam… Jeżeli przez ciebie nabawię jakiegoś choróbska, obiecuję, że zarażę ciebie i zostawię na pastwę losu.
Amber zaśmiała się cicho.
– Urocza z was parka. A teraz naprawdę ruszamy, bo już nie czuję stóp!
//*//
Weszli z ulgą do ciepłego salonu fryzjerskiego. Amber od progu ogłosiła ich przybycie, wołając przyjaciółkę, która chwilę później wyleciała z zaplecza. Tym razem jej włosy nie miały już kolorów tęczy, co z ulgą zauważył Harry, za to były kruczoczarne i artystycznie upięte.
– Cześć Amber, Harry słońce!
Draco uniósł jedną brew, słysząc, jak kobieta zwróciła się do jego chłopaka. Nie spodobało mu się to w żadnym wypadku. A jeszcze mniej spodobało mu się, gdy pocałowała bruneta w policzki (oba!). Zacisnął szczękę, całkowicie tracąc humor. Z jednej strony miał ochotę wyjść, pokazując światu, jak mu się to nie podoba. Z drugiej jednak nie zostawi go z tą pijawką.
– Cześć, Suz – przywitał się ciepło Gryfon, choć jak zwykle otwartość kobiety nieco go krępowała. Od razu przedstawił sobie nawzajem ją i Draco. Zdziwiło go trochę, że tym razem blondyn był aż tak powściągliwy. Znaczy okej, Harry cieszył się, że nie zachowywał się tak sztucznie jak przy Amber, ale tu… balansował na granicy oziębłości. Kiedy już siedział na fotelu, a Suz poleciała na zaplecze odebrać telefon, Harry pociągnął Draco za rękę, zmuszając go, by się ku niemu nachylił.
– Co z tobą? Obraziłeś się czy co? Miałem wrażenie, że zaraz zaczniesz ją wyzywać czy coś…– szepnął.
– Nie obraziłem się – wycedził wolno. – I nie martw się, nie obrażę twoich przyjaciółek – dodał, odsuwając się od niego sztywno. Harry przyglądał mu się chwilę uważnie, po czym wzruszył lekko ramionami. Coś było nie tak, to było oczywiste, ale nie miał zamiaru kłócić się z nim publicznie.
Blondyn usiadł na wolnym miejscu, sięgając po pierwszą lepszą gazetę o modzie leżącą na stoliku. Z dumą godną dziedzica fortuny Malfoyów zaczął ją przeglądać, nie zwracając już uwagi na swojego chłopaka. Chwilę później wróciła Suz i trajkocząc z Amber (czasem dając Harry’emu dojść do głosu, głównie, gdy go o coś pytały), oddała się pracy.
– Wychodzę na chwilę – powiedział nagle Ślizgon, przebijając się przez głosy kobiet i wychodząc przed salon. Wyciągnął paczkę fajek wraz z zapalniczką z kieszeni płaszcza. Wkładając sobie papierosa między wargi i patrząc na Harry’ego, który śledził go wzrokiem, od kiedy wstał, ostentacyjnie odpalił go, zaciągając się dymem. By zaraz odwrócić się do niego plecami, jeszcze bardziej podkreślając, że był na niego obrażony.
– O co on się tak wkurzył? – spytała zdziwiona Amber, zerkając na plecy blondyna.
– Też chciałbym wie… – urwał, doznając olśnienia. Przygryzł dolną wargę, próbując powstrzymać się od uśmiechu. Bezskutecznie. – Jest zazdrosny.
– Co? O co niby? – sapnęła Suz, nie przerywając swojej pracy.
– O to, że mnie pocałowałaś.
– Żartujesz… Przecież to tylko buziak na powitanie! Ze wszystkimi znajomymi tak się witam.
– Jak ty to znosisz? Ja rozumiem, że mu na tobie zależy, ale… hej!, to już lekka przesada! Niech cię może jeszcze zamknie w klatce…
– Amber. Nie mów w ten sposób o Draco. Ja tak tego nie widzę, wręcz przeciwnie – to… – uciął z lekko skonsternowaną miną. – Chciałem powiedzieć “miłe”, ale to nie do końca tak. Bo z początku wkurza mnie...
– A jednak!
– ALE. To przez jego opryskliwe zachowanie. Robi się jeszcze wredniejszy i obraża ludzi, a tego nie lubię. Ale jego spojrzenie zanim jeszcze otworzy usta i wrażenie jakie mi pozostaje po ugłaskaniu go…
Kąciki jego ust uniosły się w górę w pełnym zadowolenia wyrazie.
– Harry, to było totalnie perwersyjne – zawyrokowała Amber, a krwisty rumieniec objął nawet uszy bruneta. Spuścił wzrok zażenowany, a kobiety zaśmiały się serdecznie.
– Słońce, zdecyduj się, czy jesteś śmiały czy nie, bo inaczej przez twoją słodycz Draco będzie musiał miotłą odganiać od ciebie kobiety. – Suzanne uszczypnęła go lekko w policzek, posyłając całusa przez lustro.
Harry jeszcze bardziej zawstydzony spróbował się scalić z fotelem, tym bardziej gdy nad głową ponownie rozbrzmiał mu kobiecy śmiech.
//*//
Nawet nie spalił papierosa do połowy, kiedy zdał sobie sprawę z idiotyczności swojego cudownego planu. W ciągu ostatnich dwóch tygodni palił może z dwa, trzy razy, kiedy był naprawdę wytrącony z równowagi. I na domiar złego zawsze chwilę potem cudownym trafem napotykał Pottera, który oczywiście wygłaszał, jak to on nie lubi, kiedy on – Draco – zatruwa siebie i potem smakuje jak popielniczka.
Warknął pod nosem, podchodząc do najbliższego śmietnika i gasząc na nim papierosa. Zignorował komentarz jakieś kobiety w średnim wieku, na temat młodzieży w dzisiejszych czasach i zły na samego siebie wrócił do salonu.
– Nawet się do mnie nie zbliżaj – powiedział na wejściu Potter, tylko bardziej rozjuszając blondyna.
– Przecież wiem – wycedził przez zęby, siadając na swoim miejscu. Na szczęście w kieszeni płaszcza miał miętowe cukierki, które jakiś czas temu zwędził bratu. Sięgnął do kieszeni… i ze zdziwieniem wymacał tylko małą karteczkę. Wyciągnął ją i szybko przeczytał: “Zabieram co moje. I.” Zmiął pod nosem przekleństwo. Och, jakże miał teraz wielką ochotę udusić Iga.
Podniósł się gwałtownie ze swojego miejsca, skupiając na sobie uwagę siedzących obok klientów oraz Harry’ego i jego najlepszych przyjaciółek.
Zacisnął na sekundy wargi z niemocy sytuacji.
– Gdzie… – powiedział cicho, w ostatnim momencie powstrzymując się od użycia opryskliwego tonu. – Gdzie jest najbliższy sklep?
– Po drugiej stronie ulicy obok okulisty – odparła wolno fryzjerka, rzucając mu ciekawskie spojrzenie.
Blondyn kiwnął lekko głową i bez słowa ruszył ku wyjściu.
– Draco…?
– Hmm? Co jest? – mruknął, spoglądając przez ramię na Pottera.
– Dasz sobie radę?
– Za kogo ty mnie masz?! – fuknął, czerwieniąc się i opuszczając lokal.
– Zrobiłeś to specjalnie? To kara za te fajki?
– Nie… Naprawdę się martwię. – Przecież nie powie im o tym, że jak tu szli, to Draco wyznał, że nigdy w sumie nie robił zakupów w mugolskich sklepach. Oby tylko zamiast funtów nie dał galeonów. Chociaż nie. Draco nie jest nim, by zrobić taką gafę.
~*~

1 komentarz:

  1. Hej,
    po co tam był Ignis? co kupował? i czy naprawdę dla Voldemorta? posiada mroczny znak czy blefował? tyle nurutujacych pytań... a Draco och jaki zazdrośnik, no tak z takim słodkim Harrym to nie tylko kobiety ale i facetów miotła będzie odganiać ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń