sobota, 25 marca 2017

Rozdział 68.

Witajcie, rybeczki! <3 Ostatnimi czasy Saneko publikowała rozdziały, ale w końcu dostałam zaszczyt zastąpienia jej w tej kwestii. Cieszycie się?
Dajcie znać jak podobał Wam się rozdzialik :*


//*//



– Wiesz, Harry, zazdroszczę wam – rzuciła znienacka Hermiona znad podręcznika do numerologii. – Elena ma współlokatorkę a ja nawet trzy, przez co nie ma mowy, byśmy mogły u siebie nawzajem nocować.
– Zawsze możecie skorzystać z PŻ, no nie? – zauważył mimochodem Ron, nakładając sobie na talerz kiełbaski.

– W przeciwieństwie do niego nie potrafimy się przemieszczać niezauważone – bąknęła niezadowolona. – Och! A może pożyczyłbyś nam kiedyś pelerynę??
– Emm… tak, pewnie…
– Cóż za entuzjazm… Przecież nie proszę, byś robił to codziennie. Raz wystarczy, naprawdę. Chyba że zamierzasz każdą jedną noc tam spędzać?
Harry spojrzał na nią zakłopotany.
– A nie mogę?
Igniss parsknął, nie mogąc się powstrzymać.
– Harry, a może Neville miał wczoraj rację? Z takim nastawieniem wygodniej by ci było, gdybyś się przeprowadził do lochów – rzucił zaczepnie rudzielec.
– Oj, odczep się. – Wywrócił oczami i upił łyk herbaty.
– A ty możesz zawsze przeprowadzić się… och, zapomniałem, że nadal jesteś singlem – mruknął Black ze złośliwym uśmiechem.
– Ty także, więc chyba jesteś ostatnią osobą, która może mi robić przytyki.
– Gin! – zawołał chłopak do młodszej o rok Gryfonki. – A Ron nie pozwala mi się z tobą umawiać!
– Powiedz mu, że może sobie gadać, co chce, a ja i tak zrobię, jak uważam! Ale dzięki za troskę!
– Dobra… to tak w skrócie będzie: odczep się. – Szarooki uśmiechnął się do Weasleya przymile, a siedzące najbliżej nich osoby zaśmiały się lekko.
– Merlinie drogi… Coraz bardziej zaczyna się zachowywać jak Charlie. – Westchnął z rezygnacją.
– Jak kto? – Igniss spojrzał na niego zbity z tropu.
– Nasz starszy brat – odparł, obserwując, jak Harry z szerokim uśmiechem macha do Malfoya. – On też robi, co mu się żywnie podoba. Choć do jego poziomu to jej jeszcze daleko.
– Ej, macie coś przeciwko, żeby Draco, Zabini i Parkinson z nami zjedli? – Potter rzucił szybkie pytanie do przyjaciół.
– A mogę go karmić? Wścieka się, jak próbuję to robić – powiedział konspiracyjnym tonem, robiąc przy tym niby poważną minę.
– Nie ma mowy. Kuzyn czy nie, takie ruchy są niedozwolone. – Starał się przybrać srogą minę, choć wyszło mu to raczej średnio.
– No to nie mam nic przeciwko. Gin też nie, chociaż z Ronem może być ciężko. – Ale mina Blacka świadczyła, że ma już pomysł, jak zmusić rudzielca do zmiany zdania.
– Malfoya jeszcze rozumiem, ale czemu tamta dwójka? – spytał Weasley niezbyt zadowolony, ignorując wpatrującego się w niego Iga.
– Bo to jego przyjaciele. Mieli wczoraj… małe spięcie, jak zapewne pamiętacie, a że udało im się pogodzić… Zresztą skoro to jego przyjaciele, to sam też chciałbym spróbować ich lepiej poznać, no nie? To jak, Ron? – Spojrzał prosząco na przyjaciela.
– Szybciej, szybciej… – zaburczał ponaglająco Igniss do kubka, z którego pił owocową herbatę – bo zaraz usiądą i nic z tego nie będzie.
– No okej, niech przyjdą!
– Draco! Chodźcie! – Harry zawołał ich z nieco nieśmiałym uśmiechem. Nie miał w końcu pewności, czy tamci się zgodzą.
Blondyn przystanął na chwilę, zwracając się do swoich towarzyszy. Pansy natychmiast pokręciła głową, Blaise z kolei uśmiechnął się szeroko i popchnął dziewczynę w stronę Gryfonów. Także cała trójka po chwili znalazła się tuż przy Harrym i reszcie.
– Cóż za zaszczyt nas spotkał – mruknął blondyn w ramach powitania. Pochylił się w stronę Pottera i całując go w ucho, dodał: – Co ty knujesz?
– Pomyślałem, że miło byłoby poznać lepiej twoich przyjaciół – odparł cicho, wzruszając lekko ramionami.
Draco usiadł obok swojej połówki, nie patrząc na przyjaciół. Bardziej czuł, że ci usiedli po jego drugiej stronie, przeganiając jakiegoś nieszczęsnego Gryfona.
– Skoro wy tutaj jesteście, to chyba ktoś powinien dotrzymać towarzystwa Elenie przy waszym stole…
– Da sobie radę sama – odparła z nonszalancją Parkinson. – Nie musisz robić za jej matkę, Granger…
Draco rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie, sycząc cicho jej imię.
– Och, wiem o tym doskonale, że da sobie radę, Parkinson. Może więc ujmę to inaczej: korzystając z okazji międzydomowych roszad, pójdę zjeść śniadanie z Eleną – oznajmiła, zamykając swój podręcznik i podnosząc się z miejsca.
– Skoro tak to ujmujesz… Tylko nie zgiń przytłoczona czarną atmosferą – poradziła jej bez krztyny troski.
– Pans, przesadzasz – warknął do niej blond Ślizgon.
– Jeśli wy przeżyjecie siedzenie tutaj, to ja tym bardziej wyjdę z tego cało – odcięła się. – A teraz wybaczcie… – Odrzuciła włosy z ramienia i przeszła parę metrów dzielących ją od piątoklasistki.
– Mogę się dosiąść? – spytała łagodnym, nieco wyższym nim zazwyczaj głosem, przystając za brunetką.
Dziewczyna podniosła na nią wzrok, po czym uśmiechnęła się lekko, robiąc szatynce miejsce. Od razu wdały się w rozmowę, a Harry ponownie skierował swoją uwagę na własny stół.
– Nie wygląda na to, by mieli ją pożreć żywcem – rzucił żartobliwie, ignorując gapiów ze swojego i okolicznych stołów.
– Czekają na odpowiedni moment… Jak sami wiecie, my ciągle knujemy jakieś niecne plany – odparła niezrażona Ślizgonka. Jej zachowanie w niczym nie pomagało.
Malfoy westchnął zrezygnowany, nie reagując na słowa przyjaciółki.
– Musicie mieć naprawdę nudne i smutne życie, skoro waszą główną rozrywką jest uprzykrzanie innym życia. A może zatęchła atmosfera lochów jest tak depresyjna, że musicie odreagować? – spytał rudzielec z prześmiewczą troską w głosie.
Wokół rozległo się kilka rozbawionych prychnięć osób, które się im przysłuchiwały.
– Ron, nie prowokuj jej – rzucił do przyjaciela, nieszczególnie przejęty jego wypowiedzią. – Nie zaprosiłem ich tu, żebyśmy się kłócili.
– Raczej jej powinieneś to powiedzieć. – Spojrzał w stronę Ślizgonki, która miała minę, jakby siedziała przy stole pełnym sklątek tylnowybuchowych.
– Chcesz się przekonać, Wieprzley?! – spytała szatynka, ostatkiem sił nie rzucając się na rudzielca. – Z chęcią osobiście otworzę ci oczy na świat.
– Pansy, nie strzęp sobie niepotrzebnie języka – powiedział Blaise, jakby nigdy nic smarując bułki dżemem truskawkowym. – Biedak ze wszystkich sił próbuje być fajny, choć z marnym skutkiem…
Draco wtulił twarz w szyję Harry’ego, ukrywając w ten sposób swój uśmiech. Nie chciał, by chłopak się na niego boczył niepotrzebnie.
Lewa ręka Gryfona owinęła się wokół jego pasa i przyciągnęła lekko, podczas gdy prawa sięgnęła po kanapkę. Nie do końca tak sobie wyobrażał przebieg tego śniadania. Liczył na odrobinę więcej współpracy ze strony Ślizgonów. Cóż, przeliczył się. W dodatku mógł mieć pretensje tylko do siebie, że oczekiwał cudu w postaci nagłego pojednania. Przecież jeszcze parę godzin temu Parkinson była do niego wrogo nastawiona, więc czemu teraz by nie miała być?
– Nie zamierzasz jeść? – spytał, przesuwając dłonią po boku swojego chłopaka. Skoro już go tutaj miał, to zamierzał w pełni się tym nacieszyć. Nawet jeśli w międzyczasie Ron i Parkinson piorunowali się spojrzeniami nad jego głową. A może raczej właśnie dlatego chciał się skupić na Draco.
– Zależy co… i zależy z czego – mruknął, chuchając lekko na delikatną skórę. Następnie odsunął się od chłopaka i zerknął na swoich przyjaciół. – Blaise, Pans… Darujcie sobie drażnienie Gryfonów… Zostawcie to na inną okazję – zwrócił się do nich, podbierając Zabiniemu miseczkę z konfiturą, a z talerza swojego chłopaka ciepłego tosta.
– Proszę bardzo, częstuj się – rzucił z rozbawieniem Potter, sięgając sobie po kolejnego tosta. Spodziewał się takiego obrotu spraw.
– Draco! – fuknął Blaise w tym samym momencie, patrząc na blondyna z pretensjami. – Znów zaczynasz...
– Jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłeś? – spytał zaskoczony Malfoy. – Myślałem, że po takim czasie przestało cię to ruszać.
– Nie, kiedy zabierasz moje ulubione rzeczy.
Blondyn uniósł prawą brew, jakby oczekiwał rozwinięcia wypowiedzi przyjaciela. Blaise jedynie prychnął, nie mówiąc nic więcej. Jedynie sięgnął po sok, nalewając sobie i Pansy… oraz Draco, tuż po tym jak blondyn z tostem w zębach podstawił mu puchar Harry’ego.
– Ron, podasz mi to? – Wskazał na szkło stojące poza jego zasięgiem. Po chwili postawił drugi dżem truskawkowy przed Zabinim. – Proszę.
– O… – spojrzał zaskoczony na miseczkę, a następnie na Gryfona. – Dzięki, Potter. W sumie… spoko jesteś.
– Serio, Blaise? Wystarczyło podarowanie ci głupiego dżemu i już jesz mu z ręki? – Ślizgonka spojrzała zgorszona na swojego chłopaka.
– Ale to nowy dżem… Taki dziewiczy. – Poruszył kilka razy brawami, a dziewczyna parsknęła cicho. Draco jedynie uśmiechnął się lekko, jedząc swojego tosta.
– Pffff… Blaise! To było słabe nawet jak na ciebie – zagaił Black, podając im po kanapce z serkiem, pomidorem i sałatą. Pansy zadowolona przyjęła jedzenie od Gryfona, biorąc pierwszego gryza.
– Możesz zrobić mi jeszcze jedną zaraz, głupi paniczu – powiedziała wspaniałomyślnie, kiedy przełknęła. Ig jedynie pokręcił głową.
– Nie wykorzystuj mojego kuzyna – mruknął blondyn, popijając nieśpiesznie sok.
– Ale mi to wykorzystywanie. Przecież go nie przeleciałam.
– Spróbowałabyś – prychnęli jednocześnie Draco i Zabini. Dziewczyna uśmiechnęła się, zadowolona z takiego obrotu spraw.
– Ej, a skoro już o tym mówimy… – Blaise spojrzał wyczekująco na blondyna.
– O nie, nie będziemy o tym gadać – zastrzegł natychmiast, z zaciętą miną.
– Czemu nie? Ja tobie opowiadałem swoje podboje.
Ręka Pottera zamarła w połowie drogi do ust. Nie chciał, by Draco komukolwiek mówił, co robią, gdy są sami...
– Nigdy nie umawialiśmy się, że w drugą stronę to też idzie. Zresztą nigdy też się o to nie prosiłem.
– Oj, już nie bądź taki. Mi możesz powiedzieć, jak to jest przelecieć swojego pierwszego chłopaka – powiedział trochę ciszej, aby tylko osoby najbliżej niego go słyszały.
– Nic ci nie będzie mówił – rzucił twardo Potter, zwiększając nieco uścisk na talii Draco. Kanapka ponowiła drogę do jego ust.
– Zresztą powinieneś interesować się życiem erotycznym swojej dziewczyny, a nie moim – dodał od siebie Malfoy.
– Moje życie erotyczne ma się bardzo dobrze – prychnęła dziewczyna, biorąc od Iga drugą kanapkę. – I zapomniałeś już, Blaise, że Draco ostatnio zdradził co nieco?
– Co? Nieprawda! – sapnął natychmiast blondyn. Co nie uchroniło go przed rzuconym mu przez Harry’ego niezadowolonym spojrzeniem.
– Och, już nie udawaj. W piątek rano chodziłeś z dowodami na wierzchu i nie zaprzeczyłeś, kiedy spytaliśmy jak było, kiedy dopadł cię twój wampir.
Malfoy zaczerwienił się z zażenowania.
– Co dowodzi, że już to robiliście – dodał od siebie zadowolony Zabini. – Och, właśnie… Jak to szło… “roz”... – Zamilkł gwałtownie, kiedy Draco chlusnął mu w twarz sokiem. Pansy sapnęła, odsuwając się na bezpieczną odległość, a potem zaniosła się cichym śmiechem.
– Draco! – sapnął zaskoczony Harry, choć jednocześnie czuł lekką ulgę a nawet satysfakcję. Kątem oka zobaczył, jak Ron uśmiecha się pod nosem.
– Nie będziemy dalej o tym gadać – warknął blondyn do chłopaka, który z szerokim uśmiechem wycierał napój z twarzy. – Chyba że szlaban u Filcha jest tym czego oczekujesz… Ale to mogę załatwić ci od ręki.
– Dobra, dobra. Spróbu… Spasuję, miałem na myśli – poprawił się bez cienia skruchy. – Ale serio jestem ciekaw.
– Jaka szkoda, że ciekawość nie zabija – westchnął ciężko.
Uścisk Harry’ego zelżał, a reszta śniadania minęła w spokojniejszej atmosferze.

//*//

Kochana mamo,
nie sądziłam, że kiedykolwiek coś takiego powiem, ale zakochany Harry jest naprawdę nieznośny! Przynajmniej raz dziennie marudzi, że chciałby jednak zostać w zamku z Draco. Ja wiem że to nie tak, że ma nas dosyć, ale mimo wszystko to trochę przykre, jak tak otwarcie pokazuje, kto jest teraz dla niego najważniejszy… Wybacz, to musiało zabrzmieć dziecinnie. Ale wszyscy się ucieszyliśmy, że Harry znów spędzi z nami święta! Więc smuci mnie myśl, że on najwyraźniej wcale nie wyczekuje ferii tak jak my. Przez te jego gadki Ron z dnia na dzień jest coraz bardziej przybity. Ale wiesz? Jak patrzę na Harry’ego i Draco razem, gdy widzę, jak swobodnie czują się w swoim towarzystwie, to nie mogę go winić za to, że chce spędzić ten czas ze “swoim Ślizgonem”, jak go często nazywa. Miło na nich popatrzeć. Chyba że zaczynają się zapędzać i wprawiają w zakłopotanie całe otoczenie… Albo zaczynają się kłócić, jakby mieli się zaraz pobić. Naprawdę ciężko mi, nam wszystkim, zrozumieć, jakim cudem są razem, skoro kłócą się właściwie każdego dnia. Jak nie częściej… Ale chyba wspominałam już o tym w poprzednim liście.
Nie wiem, co mam zrobić. Co jeśli Harry nagle przestanie jedynie marudzić i naprawdę postanowi nie wyjeżdżać z nami? Nie chcę tego.
Nie  jestem zbyt egoistyczna? Może właśnie powinnam zaproponować mu, żeby faktycznie został w zamku, jak uważasz?W końcu jeśli to tego właśnie chce, to święta w Norze wcale nie będą dla niego takim przyjemnym czasem. Jeśli podejmiemy decyzję już teraz, to będziemy mieli prawie miesiąc, by przywyknąć do tej myśli. Choć naprawdę chciałabym, żeby Harry spędził z nami święta… A może zaprosimy też Draco, jak myślisz? (Żartuję, oczywiście. Przecież Bill wraz z tą swoją narzeczoną no i Charlie mają przyjechać, więc byśmy się nie pomieścili.)
Pozdrów ode mnie tatę i Percy’ego.
Tęsknię za Wami,
Ginny.

//*//

– Co jest?
Igniss odwrócił głowę, spoglądając krótko na Elenę. Obydwoje znów jako pierwsi czekali na resztę zgrai. Draco zaproponował kolejne spotkanie międzydomowe, tym razem jednak uwzględniając w nim Pansy, Blaise’a oraz, o dziwo, Williama.
– Nic nie jest – odparł, ruszając pod miejsce, gdzie znajdowały się drzwi do Pokoju Życzeń. – Jakieś specjalne wymagania co do wystroju?
– Hmm… czekolada.
– Co? – Black spojrzał na nią zbity z tropu. – Czekolada? – powtórzył cicho. – Co my, Jaś i Małgosia?
– Nie, po prostu chcę, żeby było tak dużo czekolady. Na talerzach czy w kubkach… obojętnie.
– Okres masz?
– Czy tego typu sprzeczki to jakaś wasza tradycja? Wcześniej dziewictwo, teraz okres… Aż strach pomyśleć, na co trafimy kolejnym razem – rozległ się spokojny głos Hermiony, tuż po tym jak czwórka Gryfonów wyłoniła się zza rogu. – Swoją drogą, czemu nigdy na nas nie poczekasz w pokoju wspólnym co, Ig? Cześć, Eli. – Cmoknęła Ślizgonkę w policzek.
– Hej, Hermi. – Brunetka posłała dziewczynie radosny uśmiech.
– To nie moja wina – sapnął Black cicho. – To ona tylko dziwnymi życzeniami tutaj sypie.
– Jakbyś już się do tego nie przyzwyczaił – rzucił głośno blondyn, zbliżając się do nich wraz z trzema Ślizgonami. – I czemu jeszcze tkwimy na korytarzu? Myślałem, że wyraźnie prosiłem cię Ig, abyś był tu wcześniej i ogarnął jakieś gustowne wnętrze.
– Jak tak ci zależy na dobrym wnętrzu, to sam poproś o pokój, a nie wyręczasz się innymi, Draco. Wystarczy przespacerować się pod ścianą, to nie wymaga wielkiego wysiłku – wytknął mu Potter.
– Wolę pozostać przy dotychczasowym sposobie… A ty jak bardzo chcesz zmian, to specjalnie dla ciebie coś wymyślę.
– Dobra już… To ja się przespaceruję – rzucił Black ugodowo. – Gustowny… i czekoladowy, tak?
– Czekoladowy? – powtórzył za nim Draco.
– Dokładnie tak – przytaknęła wesoło Elena, a Ig w tym czasie przeszedł trzy razy pod ścianą, na której pojawiły się drzwi.
– A więc zapraszam serdecznie – zagaił, wchodząc jako pierwszy
– Dlaczego akurat czekolada? – spytał Ron, przyglądając się małej fontannie czekolady stojącej na stoliku. Tuż obok znajdowała się misa z owocami.
– Bo mam na nią ochotę – odparła nastolatka, nadziewając na widelczyk truskawkę i wsadzając ją pod brązową kaskadę. Następnie włożyła cały owoc do ust, robiąc rozanieloną minę.
Tym razem miejsca starczyło dla wszystkich… były wygodne kanapy, jak i stosy poduszek w różnych miejscach pokoju. Stoliczki z fontannami, łakociami bądź dzbankami z kakao stały w każdym ważniejszym miejscu. Dokładne tam, gdzie były najbardziej potrzebne.
Na jednym z nich stał nawet likier czekoladowy, a na innym już normalne alkohole, whisky, czerwone wino i piwa.
– Widzę, że pomyślałeś o wszystkim – zauważyła wesoło Ginny. – Jeszcze tylko gry albo karaoke i mamy zajęcie na najbliższe parę godzin.
– Właśnie dlatego Draco mnie wysłał. On by tylko zatroszczył się o siedzenie dla siebie, muzykę i alkohol.
– Ej! Nie rób ze mnie aż takiego egoisty!
– Wcale nie musi – mruknął zaczepnie Harry, patrząc na niego z ukosa.
Draco rzucił mu niedowierzające spojrzenie.
– Śpisz dzisiaj u siebie – rzucił, siadając obok Iga, który siedział z Ginny
Ron, Zabini i Parkinson prychnęli rozbawieni.
– Miło widzieć, że istnieje choć jedna rzecz, w której jesteście zgodni – burknął Potter i podszedł do Hermiony, która próbowała właśnie brzoskwini w czekoladzie.
– Jak dobrze wypiją, to będą najlepszymi kumplami – dodała od siebie Elena, przełykając już czwartą z kolei czekoladową truskawkę.
– Chciałbym to zobaczyć… Mmmm pycha! – zamruczał, próbując truskawki w czekoladzie. – Nie dziwię się, że nie możesz się od nich odkleić, Eleno.
– Bo są najlepsze. Nawet Draco nie może się im oprzeć...
– Mówisz? – mruknął i nabił na widelec kolejną, po czym oblał ją czekoladą. Trzymając tak przygotowaną “broń” nad dłonią, by nie zakapać podłogi, podszedł do swojego chłopaka. Kucnął przed nim i uniósł widelec na wysokość jego twarzy. – Truskawkę?
Draco zrobił minę, jakby nie wiedział, czy dalej udawać obrażonego, czy skusić się na łakoć. Ostatecznie miłość do smakołyków wygrała. Blondyn rozchylił zachęcająco wargi, biorąc nieznacznie truskawkę do ust i zaczął zlizywać z niej słodycz. Harry z lubością śledził ruchy jego języka. Och, miał teraz taką ochotę go pocałować…
– Nie odwalajcie tu ero-scenek – zaśmiał się Igniss, a Draco w tym czasie wziął truskawkę głębiej i ściągając z widelczyka, zaczął ją przeżuwać z uśmiechem. Wstał ze swojego miejsca i pociągnął Harry’ego na poduszki, blisko drugiej fontanny.
– Tylko wróćcie do nas za chwilę! To spotkanie grupowe, a nie wasza randka – upomniała ich Ginny, uśmiechając się lekko.
– I nie sekście się tam przypadkiem – dodał od siebie Zabini, na co odpowiedziało mu prychnięcie blondyna.
– Jak zwykle rzucasz swoimi tandetnymi tekstami? – William spojrzał na chłopaka z ukosa.
– Liczę na to, że Draco w końcu nie wytrzyma i opowie o swoim pierwszym.. ałć! Za co? – spytał z pretensjami swojej dziewczyny.
– Za jestestwo… Daj mu w końcu spokój.
– Chce ktoś likieru czekoladowego? Albo coś innego do picia? Zamierzamy z Eleną się obsłużyć, więc przy okazji możemy wam też nalać.
– Czerwone wino – odparł Draco, przesuwając dłonią po szyi Gryfona. Gdyby nie jego odpowiedź, można by pomyśleć, że całkowicie nie zwracał uwagi na otoczenie.
– Pomogę wam, Hermiono – zaoferował Ron, gdy po słowach blondyna posypał się deszcz kolejnych zamówień.
Szatynka uśmiechnęła się z wdzięcznością i po chwili już roznosiły z Eleną trunki.
– Nie musicie bawić się w kelnerki, przecież możemy się sami pofatygować – zauważyła Ginny, przyjmując od Granger kieliszek z likierem.
– Tak jest szybciej. Zresztą, to żaden kłopot, skoro i tak stałyśmy.
– Daj się czasami rozpieścić, Ginny – dodała od siebie Ślizgonka, podchodząc do zakochanych z dwoma lampkami wina. Podała pierwszą Draco, a następną z lekkim uśmiechem Harry’emu. – Proszę bardzo.
– Dzięki, Ele…no? – Delikatny uśmiech, który jeszcze przed chwilą widniał na jego twarzy, zniknął zastąpiony wyrazem konsternacji. Spojrzał ze zdziwieniem na ich zetknięte na kieliszku palce.
– Wszystko okay? – spytała niezbyt pewne, widząc zmianę mimiki Gryfona. Draco również na niego zerknął, zaskoczony ich zachowaniem.
Dziewczyna cofnęła się nieznacznie.
– …Tak – mruknął, biorąc wino do drugiej ręki, jednocześnie przyglądając się palcom prawej. Podniósł wzrok na dziewczynę i chwycił ją lekko za rękę. Znów poczuł delikatne mrowienie i jakby chłód otaczający cienką warstwą jej skórę.
Elena sapnęła, próbując zabrać dłoń.
– Co jest? – spytał blondyn, podnosząc się bardziej na poduszkach. – Straszysz ją. Puść.
– Och, wybacz. – Puścił jej dłoń i uśmiechnął się przepraszająco. – Sam nie bardzo wiem, o co chodzi… Po prostu jak cię dotknąłem, to poczułem coś dziwnego. Hmm… jakbym zanurzył palce w zimnej wodzie pod napięciem… albo coś w ten deseń. – Spojrzał na nią z nieco zagubioną miną.
Elena zbladła, przyciągając dłoń do swojej piersi. Wciągnęła drżący oddech, wycofując się natychmiast.
– Może tylko ci się wydawało, bo ma zimne dłonie? – spytała Hermiona, podchodząc do nich. Przyglądając się z lekkim niepokojem Ślizgonce, objęła ją troskliwie w barkach. – Ja nigdy nic takiego nie wyczułam. – Jakby na potwierdzenie swoich słów, przykryła jej rękę własną. Zmarszczyła delikatnie czoło. Była ciepła.
– Potrafię chyba odróżnić, jak ktoś ma zimne dłonie, a jak coś zimnego je otacza. – Potter uparcie bronił swojej wersji.
– Oj, daj spokój… Mówisz tak, jakbyś posądzał ją o coś niecnego – wytknął mu blondyn.
– Nie! Przepraszam, jeśli to tak zabrzmiało. Nie miałem nic złego na myśli… po prostu...
– Jeśli ktoś ma wystarczająco silną magię, to potrafi wyczuwać... – zaczął Ron, ale nie udało mi się dokończyć zdania.
– Wyczuć inne zaklęcia? – spytał Igniss. – Jak zaklęcia kamuflujące? Albo ślady po użyciu Czarnej Magii?
– Ig, daruj sobie! Próbujesz ich nakręcić? – warknął w jego stronę Malfoy. Black wzruszył lekko ramionami, dosysając/przysysając? się do kubka z gorącą czekoladą.
– … wyczuwać różnego rodzaju tarcze. Choć tego typu zaklęcia, które można nosić na sobie, to raczej zbyt zaawansowana magia jak na ucznia. Ale na sobie można nosić też inne zaklęcia, jak na przykład zaklęcie adoptujące. To w końcu może nosić nawet dziecko.
– Sugerujesz, że jestem adoptowana? – spytała nagle Prince, spoglądając na niego z chłodną uwagą.
– Sugeruję, że to wcale nie musi mieć nic wspólnego z Czarną Magią czy zaklęciami defensywnymi.
– Wieprzley nie jest taki głupi, jakiego udaje – zauważyła z udawanym zaskoczeniem Pansy. – Myślisz, że to on odkryje karty, a nie Granger czy Iskiereczka? – zwróciła się do swojego chłopaka, który rzucił zainteresowane spojrzenie Elenie.
– Myślę, że to byłoby śmieszne.
W czasie ich wymiany zdań, Hermiona w zamyśleniu przyglądała się swojej dziewczynie. Sugestia Rona nie dawała jej spokoju. Nie pamiętała jednak, by kiedykolwiek czytała o zaklęciach adopcyjnych.
– Ale żeście się na niej uwzięli… – powiedział Draco, z ostrzegającymi nutkami w głosie.
– Masz rację, Malfoy – szatynka otrząsnęła się z zamyślenia. – Jeśli będzie chciała nam powiedzieć, o co chodzi to, powie, a jak nie...
– A może sami to sprawdzimy? – spytała Parkinson konspiracyjnym głosem. – Potężne finite powinno rozwiązać zagadkę.
– Nawet nie waż się do niej zbliżyć! – fuknęła Hermiona, odwracając się twarzą ku rówieśnicy. Stała teraz dokładnie między Ślizgonkami.
– Żartujesz? Ja nie jestem na tyle dobra… Gdyby to zrobił Igniss… albo wielki Potter...
– Ktokolwiek spróbuje rzucić na nią jakiekolwiek zaklęcie, wyląduje w Skrzydle Szpitalnym – ostrzegła, wbijając twarde spojrzenie w Parkinson.
– Nie jesteś zainteresowana?
– Jestem ciekawa, co takiego wyczuł na niej Harry, ale na pewno nie zamierzam zdobywać odpowiedzi siłą. To prymitywne.
– Will, namów ich – zagaił do prefekta Blaise.
– Dajcie już temu spokój. Przyszliśmy tu się bawić – przypomniała im Ginny.
– A może Elka się boi, że Herm ją rzuci po zobaczeniu prawdy? – nie dała się zbyć Ślizgonka.
Elena fuknęła wściekła, wyciągając różdżkę i mierząc w starszą dziewczynę.
– Znasz ją, a tak bardzo upierasz się, by inni ją poznali. Na co ci to? – syknęła, zaciskajac palce na drewnie.
– Dziewczyny, uspokójcie się! – zawołał do nich Malfoy, podnosząc się ze swojego miejsca. – To już nawet przestało być niesmaczne…
– No dalej, zrzuć z siebie swoją maskę – podkręcała ją niezrażona Pansy. Blaise złapał ją za ramię, próbując uspokoić.
– Eli, nie musisz jej słuchać… – rzuciła łagodnie Hermiona, chwytając zaciśniętą na różdżce dłoń piątoklasistki. Wiele kosztowało ją to zdanie, bo tak naprawdę oddała by w tej chwili wszystko, by potwierdzić swoje domysły. Nieco nieprawdopodobne, ale jedyne, do jakich była w stanie dojść.
– Proszę bardzo…! Adoptio remittendo! – rzuciła na siebie zaklęcie, rzucając wyzywające; niepodobne do niej spojrzenie wszystkim na około.
Skóra nabrała kolorków, nie będąc już strasznie bladą. Włosy kręcąc się, zmieniły barwę na krwistą czerwień i wydłużyły się do połowy pleców. Brązowe oczy zmieniły barwę na soczystą zieleń, a piersi odznaczyły się na zwykłej koszulce. Nawet bez swojego zwyczajowego makijażu wyglądała ładnie.
Brązowe oczy rozszerzyły się, a z ust wyrwało się ciche “och”. Hermiona mimowolnie cofnęła się o pół kroku. Dlaczego tym razem nie mogła się pomylić?
– Zadowolona, Parkinson? – mruknęła do Pansy, która zdawała się równie zaskoczona, co reszta. Chyba nie spodziewała się, że Elena ulegnie jej słowom. Vera zerknęła na Herm, a przez jej twarz przeszedł cień, gdy zobaczyła jej wyraz twarzy. Tym bardziej, że zarejestrowała wycofanie się dziewczyny.
Szatynka przełknęła ślinę i spojrzała w zielone oczy uosobienia większości cech i zachowań, których nie znosiła u dziewczyn. W oczy, które jeszcze przed chwilą należały do jej ukochanej, skromnej, inteligentnej, dobrze wychowanej Eli. Jak powinna się do niej zwrócić? Czy to wciąż jej Elena?
Przypomniała sobie, jak Vera z zadowoleniem przyłapała ją na lustrowaniu jej ciała. Jej prawdziwego, nie adopcyjnego wyglądu. Elena nigdy nie wspomniała o tym incydencie, ale czy nie powinna być zła? W końcu Hermiona nie wiedziała wtedy, że to też jest jej dziewczyna… Gdyby to nie była ta sama osoba, można by to uznać za objaw niewierności… Choć to było czysto podświadome… Czyżby nie była zła, bo to znaczyło, że podoba się Hermionie w obu wersjach? Chwila, nie wygląd jest tu problemem… To jej osobowość była najważniejszą sprawą.
– Vera… wychodzimy – mruknął William, chwytając dziewczynę za nadgarstek i wyprowadzając ją z pomieszczenia.
– Czy ciebie już kompletnie pogięło!? – krzyknął Draco, wyrywając się w stronę Pansy. – Ile razy już prosiłem, byś nic nie odwalała?
– Czekaj, Richardson. – Hermiona otrząsnęła się wreszcie z zamyślenia. – Chcę z nią porozmawiać – oznajmiła stanowczo, utkwiwszy wzrok w ognistowłosej dziewczynie. Podeszła ku nim.
– Ale ona nie wydaje się chcieć rozmawiać z tobą – mruknął, kładąc dłoń na plecy dziewczyny i wypychając ją z pokoju. – Powiem to tak… Widać, że nie prze...
– Mało mnie obchodzi, co chcesz powiedzieć – warknęła. – Chcę porozmawiać z moją dziewczyną, dotarło?
– Do kiedy? Może po prostu mi ją oddasz? – spytał, patrząc na nią z uwagą.
W pomieszczeniu rozległ się głośny plask, gdy dłoń Hermiony zderzyła się z policzkiem siódmoklasisty.
– Nie mów o niej jak o rzeczy. I zabieraj od niej łapy – fuknęła i wyminęła go. Chwyciła Ślizgonkę za dłoń i bez słowa wyszła na korytarz.

2 komentarze:

  1. Rybeczka się cieszy :) Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniale, śniadanko zjedli wszyscy, a te pytania Bleisa o tej nocy, nawet nie podejrzewa, że to Draco był na dole ;) Elena zdjęła czar ale mogła to normalnie wyjaśnić...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń