~*~
– Jakiś wampir cię dopadł? – spytała Elena, zanim
zdążyła się powstrzymać. – Musiał cię długo trzymać, skoro tak sponiewierał
twoją szyję.
Zabini zachichotał rozbawiony, ale zamilkł,
dostawszy kuksańca od Pansy, która warknęła cicho:
– Stul dziób, Blaise.
– Mówisz tak dlatego, bo Granger cię nawet nie
tknęła? – odparł blondyn zgryźliwie, czując na sobie jeszcze bardziej
zainteresowany wzrok współdomowników. Przynajmniej w tym wszystkim tyle było
dobrego, że Harry również miał pamiątki po wczorajszym.
Bezwiednie uśmiechnął się do siebie na wspomnienie
tego, co robili.
– Czy ja wiem? Mi nie zależy na dowodach, które
jasno wskażą, że już nie jestem niewinna.
Malfoy jednak nie zwrócił uwagi na zaczepkę,
opierając się z nonszalancją o ścianę. Wraz z innymi Ślizgonami czekał na
przyjście McGonagall. Elena stała z nimi tylko dlatego, że miała przekazać
kobiecie wypracowania Ślizgonów ze swojego rocznika.
– Tu chyba pozwolisz mi coś skomentować, co? –
mruknął chłopak i wyszczerzył się szeroko do Draco. Blondyn jedynie przewrócił
oczami, domyślając się co ten zaraz powie. – Więc jak to jest przelecieć w
końcu czyjąś dupcię?
– Rozciągająco – sarknął z ironicznym uśmiechem.
Dziewczyny zaśmiały się z komicznej miny Zabiniego, który rzucił prefektowi
niedowierzająco-podejrzliwe spojrzenie. – Myślisz naprawdę, że będę ci się
zwierzać z mojego życia erotycznego?
– Jakoś młodej powiedziałeś, a najlepszemu kumplowi
już nie?
– Nic jej nie opowiadałem… Więc tym bardziej nie
powiem tobie, Zab.
– To skąd ona o tym wie? – spytała Parkinson,
zerkając na Elenę.
– Vera mi powiedziała – powiedziała tonem, jakby to
była oczywistość. Draco rzucił jej niezadowolone spojrzenie. “Przecież ty
jesteś Verą!”, pomyślał ze złością.
– A ona niby skąd wie? – zadał nurtujące go pytanie,
no bo, cholera!, skąd?!
– Widziała, jak odprowadzałeś go rano ze swojego
pokoju…
Draco bezwiednie zerknął w stronę Harry’ego i
stojących przy nim przyjaciół. Choć właściwie lepszym określeniem byłoby
“zapatrzył się”, bo przez dłuższy czas nie mógł oderwać wzroku od plotkujących
w najlepsze Gryfonów, którzy podśmiewali się co jakiś czas. Gryfiak uśmiechał
się wesoło, odpowiadając coś Longbottomowi, to znów szczerzył się do Thomasa. W
pewnej chwili Dean położył rękę na jego barku, obracając lekko ku sobie i
powiedział coś, co wywołało kolejną falę wesołości. Harry pokręcił głową, wciąż
chichrając się pod nosem, po czym poklepał go w odpowiedzi po ramieniu. Tym razem
Hermiona dorzuciła coś od siebie, co sprawiło, że brunet odwrócił w jej
kierunku głowę z zakłopotaniem wymalowanym na twarzy. Padły kolejne zdania z
ust Iga, Longbottoma i Weasleya, a każde kolejne wprawiało jego chłopaka w
jeszcze większe zakłopotanie. Thomas nagle nachylił się ku niemu i zasłaniając
ręką usta, powiedział mu coś na ucho. Harry skierował zaskoczone spojrzenie na
współlokatora, pąsowiejąc drastycznie. Zabrał rękę z jego ramienia i potarł się
nią po karku w geście zakłopotania, uciekając wzrokiem w bok. Igniss otoczył
ramieniem barki Harry’ego i dorzucił coś od siebie, dotykając przy tym nosem
malinki na szczęce Pottera. Harry wyraźnie próbował go od siebie odsunąć, teraz
już płonąc z zażenowania, ale nie dość, że mu się to nie udało, to jeszcze z
drugiej strony doczepiła się do niego kolejna pijawka w postaci tej kanalii
Thomasa.
Miarka się przebrała.
Powarkując pod nosem, odepchnął się gwałtownie od
ściany i ruszył wściekły w stronę Gryfonów, odprowadzany zaskoczonymi
spojrzeniami przyjaciół.
– No proszę. Co za ładne kółko adoracji! – wycedził,
kiedy był już dostatecznie blisko. Posłał znajomym Harry’ego pełne obrzydzenia
spojrzenie.
– Coś ci nie pasuje, Malfoy? – spytał buńczucznie
Thomas, spoglądając na niego z politowaniem. – Własnych przyjaciół nie masz, że
się nami interesujesz? Zazdrosny?
– Spokojn... – próbowała interweniować Hermiona,
jednak głos Draco skutecznie ją zagłuszył.
– Ty mi nie pasujesz… – warknął, tylko ostatkiem sił
powstrzymując się od krzyku. Bo właśnie to chciał zrobić. Krzyczeć, kopać i
pluć. – Psujesz i tak nadszarpniętą estetykę swojego Domu… Nie masz może ochoty
zniknąć ze swoimi przyjaciółmi? Wtedy nie musiałbym sobie brudzić rąk…
Całą swoją postawą próbował pokazać, że Harry nie
należy do nich, tylko do niego.
– Draco! – syknął ostrzegawczo Potter. Rumieniec
wciąż był widoczny na jego twarzy, co tylko mocniej drażniło Ślizgona.
– “Draco”? – powtórzyli w dwugłosie Thomas i
Longbottom, patrząc na bruneta z konsternacją.
– Właśnie. Od kiedy jesteś niby z nim na ty, co? –
spytała nagle Pansy, która zjawiła się chwilę po Draco wraz z Blaisem. – Może
to właśnie ty…
– Zamknij się, Pans – fuknął blondyn, rzucając dziewczynie
ostrzegawcze spojrzenie.
– Co cię w ogóle tak wkurzyło?
– Harry, naprawdę się nie domyślasz? – Hermiona
spojrzała na niego z politowaniem.
– Czy ty masz mnie za idiotę? – warknął, całą uwagę
przenosząc na Pottera. – Myślisz, że nic nie widziałem? Tych obrzydliwych
uśmiechów i gestów… – wypluł z siebie z odrazą.
– Jak ci się nie podoba, to na niego nie patrz,
Malfoy – prychnął Thomas.
– Och, zamknij jadaczkę albo z przyjemnością
wypróbuję na tobie jakąś okrutną klątwę…!
– Harry, może byś tak coś z nim zrobił? –
zasugerował Ron.
– Właśnie, Harry, zrób coś – zironizował
Draco. – Bo jak na razie dajesz działać wszystkim innym. Lubisz jak wokół
ciebie skaczą, śliniąc się niczym pies do kiełbasy?
Potter postąpił krok na przód. Chwycił Malfoya za
krawat, przyciągając gwałtownie. Blondyn rzucił mu wyzywające spojrzenie. Gapie
zamarli, oczekując w napięciu na rozwój wydarzeń. Jednak zamiast uderzyć,
Gryfon przekrzywił lekko głowę i pocałował go mocno. Mimo tłumu uczniów cisza
zadźwięczała w korytarzu wokół nich.
Draco odepchnął go gwałtownie od siebie, jednak
podobnie jak Harry chwycił go za krawat.
– O, nie… Tak się nie bawimy – warknął zły. –
Działamy według moich zasad – dodał, popychając go na ścianę i sam zaatakował
jego usta. Położył dłonie na zgięciu łokci chłopaka, w razie gdyby ten chciał
się wyrwać. Wślizgnął się językiem do buzi Gryfona, pogłębiając na chwilę
pocałunek, który zaraz też przerwał. Oparł się czołem o czoło bruneta. – Jesteś
mój. Zapamiętaj to sobie…
Potter wbrew przewidywaniom większości gapiów, nie
wyśmiał go, za to uśmiechnął się zawadiacko.
– Jeżeli któryś z nich jeszcze raz cię dotknie, nie
ręczę za siebie. Lojalnie ostrzegam – ciągnął dalej Ślizgon.
– Na pewno nie chciałbyś tego powtórzyć? Bo ta scena
zazdrości była całkiem podniecająca – odparł cicho, by tylko Draco mógł go
usłyszeć.
– Jasne… W drugą stronę też tak chcesz? – warknął,
odrobinę spokojniej. Potter zmieszał się i pokręcił leciutko głową.
– Panie Malfoy, panie Potter, co tu się dzieje?! –
usłyszeli wraz ze zbliżającym się odgłosem kroków profesorki.
Draco odsunął się od bruneta powoli, łypiąc na
harpię spod byka.
– Dżentelmeńska wymiana poglądów – odparł, wracając
powolnym krokiem do swoich przyjaciół. Pansy i Blaise stanęli po jego obu
stronach, jakby samo to już miało zapewnić Malfoyowi bezpieczeństwo.
Kobieta spojrzała pytająco na swojego podopiecznego,
ale nie zdążyła zadać swojego pytania.
– Wszystko w porządku, pani profesor, naprawdę –
zapewnił.
Bardziej niż słowa przekonał ją błąkający się na
jego ustach uśmiech. W tamtym momencie nie rozumiała tylko, co wywołało na
twarzach pozostałych uczniów wyraz tak głębokiego szoku. Bardzo szybko jednak
miało się to zmienić, bo do czasu lunchu wieść o związku Malfoya i Pottera
obiegła cały zamek.
//*//
Część ślizgońskiej nacji, która nie widziała
zdarzenia, próbowała zdementować absurdalne – ich zdaniem – plotki. Twierdzili,
że to musiał być jakiś chory wymysł gryfońskiej świty. Draco nawet nie chciało
się zagłębiać w ten temat. Póki go nie zapytają, będzie udawał, że nic się nie
dzieje.
No chyba, że zaczną obrażać jego chłopaka. Wtedy z
całą pewnością zainterweniuje.
– Robi się coraz głośniej – westchnął William,
siedząc naprzeciw blondyna. Koło jego talerza leżał podręcznik z zaawansowanych
eliksirów, nad którym próbował się skupić przy jedzeniu. – Nie przeszkadza ci
to? – spytał, zerkając na blondyna i na powrót uciekając wzrokiem do książki.
– Szczerze? Niezbyt… – Malfoy zagrzebał widelcem w
potrawce z ryżem. – Dopóki nie popadają w żadną skrajność, niech sobie robią co
chcą…
– W sumie, dziwne byłoby, gdyby się nie zbuntowali
na taką plotkę. – Odezwał się Zabini, siedząc kawałek dalej od młodszego z
prefektów. Między nimi siedziała jedynie Pansy, udając, że temat jej nie
interesuje. – W końcu chodzi o reputację naszego księcia.
– Reputację? – powtórzyła z rozbawieniem Elena.
Odkąd musiała się “wydać” podczas rozmowy z McGonagall przy wszystkich, kwestią
czasu było, zanim współdomownicy odkryli relację między nią a Verą. Dlatego też
nagle wszyscy całkowicie przestali jej dokuczać. Chociaż i tak najśmieszniejsze
było zachowanie Clary, która nagle jakby zapomniała o wszystkich okropnościach,
które jej robiła od kilku lat i zaczęła udawać jej dobrą koleżankę. – A nie
chodzi o to, że sprawa ta dotyczy związku z Potterem? Myślę, że nie mieliby nic
przeciwko komuś innemu, nawet jeśli nie byłby z naszego domu, a profesorem czy
też Krukonem. Przełknęliby też jakoś widmo puchońskiej galaretki, jednak Gryfon
i do tego jeszcze Potter jest solą w ich oku od… w sumie, od samego początku.
– Zrobiłaś się wyszczekana, odkąd wyszła na jaw
twoja tajemnica – mruknął blondyn bez jadu.
– Och, doprawdy? – Rzuciła mu pobłażliwe spojrzenie.
– A nie jest tak, że po prostu w naszym towarzystwie mogę czuć się po prostu
sobą?
– Przy Granger taka nie jesteś.
– To nie mój związek jest teraz tematem numer jeden
w szkole.
– To nie jest temat, który mi jakoś bardzo
przeszkadza – zauważył Draco. – Dopóki nie robią niczego, co może zaszkodzić mi
lub Harry’emu, pozostanę obojętny.
– Czyli to najprawdziwsza prawda? – spytała
Parkinson, odzywając się do niego po raz pierwszy od sytuacji z jego coming
outu. Miała minę, która nie do końca mówiła, o czym dziewczyna myśli. Jakby nie
wiedziała czy być złą, zdegustowaną, czy może po prostu zawiedzioną.
– A co myślisz, że jego pocałunek był zemstą za ten
Pottera? – Elena spojrzała na Pansy z kpiącym rozbawieniem. – Serio? Nawet
jeśli Draco jest gejem, nie znaczy to, że będzie w ramach zemsty całował kogo
popadnie…
– Nie wiem, co mam myśleć, jasne!? – wydarła się,
skupiając na sobie uwagę nie tylko najbardziej zainteresowanych, ale też reszty
uczniów. – Chłopak, którego uważałam za swojego najlepszego przyjaciela, miał
przede mną tajemnicę! I to jeszcze jaką! Chodzisz z pieprzonym Potterem! Osobą,
którą do niedawna szczerze nienawidziłeś… Myślałam, że może nie wiemy o sobie
wszystkiego, ale przynajmniej większość! – Siąknęła nosem, garbiąc nieco
ramiona. Wyglądała jakby była naprawdę zraniona. – Myślałam, że ty też uważasz
mnie za swoją przyjaciółkę… – dodała cichszym głosem, wstając od stołu i bez
słowa ruszyła w stronę wyjścia.
Blaise krzyknął za nią, jednak dziewczyna, kuląc się
bardziej, przyśpieszyła kroku.
Och… Czyli jednak nie będzie tak prosto, jak
zakładał.
– Wiesz, Dra… – odezwał się cicho Zabini, nie chcąc
wywoływać takiego zamieszania jak Pansy. – Zgadzam się z nią… Już pod koniec
tamtego roku się od nas odsunąłeś… Nie powiedziałeś słowa na temat tego, co się
z tobą działo w wakacje. Nie chcieliśmy cię z Pans naciskać, ale chyba
przyniosło to odwrotne skutki… Nie ufasz już nam… Chyba będzie lepiej, jak
odpoczniemy od siebie przez jakiś czas. – Posłał mu nieszczery uśmiech, również
odchodząc od swojego miejsca.
Draco patrzył się tępo w miejsce, gdzie jeszcze
przed momentem siedzieli jego najlepsi towarzysze… jego przyjaciele. To nie
tak, że im nie ufał. Ze wszystkich Ślizgonów ta dwójka wraz z Eleną i Williamem
była dla niego najważniejsza…
//*//
Na treningu był rozkojarzony. Wsiadł na miotłę i
uniósł się wysoko, niby w celu oceniania sytuacji. Tak naprawdę liczył na to,
że będąc tak wysoko uwolni się od natłoku myśli… Po obiedzie nie widział już
ani Pansy, ani Blaise’a.
Will poszedł wraz z Eleną do biblioteki na wspólną
naukę, nim chociażby pomyślał, że w sumie mógłby do nich dołączyć. Dlatego też
został sam jak palec…
Znaczy, mógłby napisać do Harry’ego, że chce się
spotkać, ale Ig pisał mu coś o tym, że jest jakieś zamieszanie w ich Domu, więc
nie chciał się wtryniać. W końcu Harry też był prefektem.
Dlatego czas do treningu spędził w swoim pokoju,
przygrywając nie za wolne melodie na skrzypcach.
– Wszystko dobrze, kapitanie? – Usłyszał z boku i
wzdrygnął się, zaskoczony. Zerknął szybko na Paula. Kompletnie nie zauważył, że
ten zjawił się obok niego. – Zrobiliśmy wszystkie ćwiczenia na rozgrzewkę.
Kenyon i Oliver się troszkę obijali, ale Bella szybko sprowadziła ich do
parteru.
– Dzięki – mruknął blondyn, ustawiając się tak, by
dołączyć do latających niżej Ślizgonów.
– Czekaj… Jeśli byś chciał..
– Nie – przerwał mu gwałtownie. – O problemach gadam
jedynie ze swoimi przyjaciółmi.
– Nie wygląda na to, żebyś ostatnio z nimi gadał –
zauważył Anderson, wywołując jeszcze większą irytację u Malfoya.
– Twoje dedukcje są powalające – warknął, zlatując
niżej, do reszty. – Dalej chcecie nowej taktyki?
– A jaki to ma sens? – spytał Oliver Tayler, patrząc
na niego z czymś dziwnym we wzroku. – Skoro pewnie i tak o wszystkim dowie się
potem Potter?
Draco zacisnął usta w wąską kreskę, obserwując
reakcje innych Ślizgonów.
– Wy też tak uważacie? – spytał, a nie otrzymawszy
odpowiedzi, spojrzał na chłopaka stojącego najbliżej. – Ash?
Czwartoklasista zaczerwienił się lekko i pokręcił
przecząco głową.
– David? – pytał dalej. Chłopak również zaprzeczył.
– Bella?
– Nie uważam, by to był problem – powiedziała po
chwili ciszy.
– Czemu pytasz tylko młodszych od ciebie? – spytał z
niezadowoleniem Kenyon, a jego kuzyn zaraz mu zawtórował. Obydwoje byli
równolatkami Malfoya.
– Proszę bardzo… Ian, Paul? – spojrzał na dwójkę
wyczekująco.
– Draco by nas nigdy nie zdradził – odparł Collins,
posyłając prefektowi lekki uśmiech. – W końcu nie bez powodu został wybrany na
naszego prefekta, czyż nie?
– A nawet jeśli jest z Potterem… to nie tak, że od
razu wypapla mu swoje plany co do drużyny. – Stanął w jego obronie również
Paul. – Równie dobrze mógłby być teraz z kapitanem Krukonów i założę się o
głowę, że wtedy nawet nie wątpilibyście w Draco.
– Daj spokój… – powiedział blondyn, kręcąc głową. –
Jeżeli chcesz mnie zdetronizować, Tayler, śmiało. Zobaczymy czy umiesz gryźć,
czy po prostu dużo szczekasz. – Rzucił starszemu chłopakowi wyzywające
spojrzenie. – Ale spróbuj tylko przegrać mecz, a pożałujesz, że w ogóle
ośmieliłeś się mi przeciwstawić… Na dziś koniec treningu. Nie mam ochoty
trenować osób, które nie są jednomyślne.
Zleciał na murawę i zsiadł z miotły.
//*//
Rozjuszony Harry szybkim krokiem przemierzał kolejne
piętra. Miał całkowicie dość dzisiejszego dnia. W pierwszej chwili ulżyło mu i
właściwie był szczęśliwy, że nie będą już musieli ukrywać swojego związku, ale
szybko zrozumiał, jak bardzo się mylił. Owszem, nie musieli już udawać, że
wcale nie są parą, ale za to zyskali jeszcze większą widownię, niż do tej pory.
Podczas wszystkich dzisiejszych posiłków czuł na sobie spojrzenie całej szkoły…
Och okej, nie całej – połowy. Bo druga połowa wlepiała wzrok w Draco. Po
piętnastej z kolei osobie przestał liczyć, ilu uczniów zapytało go, czy to o
nim i Draco to prawda, i czy Ślizgon go jakoś szantażuje. Za to do końca dnia
skrupulatnie odnotowywał w pamięci, ile osób życzyło im powodzenia:
siedemnaście. Siedemnaście na prawie tysiąc przebywających w zamku osób. Na
szczęście gdy wrócił do Wieży po lunchu, znalazły się inne sprawy, którym
musiał poświęcić wraz z Hermioną uwagę. Choć próby uspokojenia
pierwszoklasistów, którym jakiś dowcipniś podrzucił do dormitoriów małe stadko
chochlików. Samo łapanie tych stworzeń nie były wymarzonym zajęciem na
czwartkowe popołudnie, ale przynajmniej przez trochę lepiej niż dwie godziny
jego myśli skupione były na czymś innym niż głupie plotki o nim i Draco.
Niestety były to jedyne dwie godziny “spokoju”, jakie miał tego dnia. Nie
liczył tych dwudziestu minut tuż przed północą, które zajęło mu przemykanie się
pod niewidką do pokoju Draco.
Z niezadowoleniem zarejestrował, a właściwie nie zarejestrował
obecności Draco ani w salonie, ani w sypialni. Udało mu się jednak wyłapać
cichy plusk wody z łazienki, więc postanowił grzecznie poczekać w salonie, aż
jego chłopak skończy kąpiel. W końcu on też z pewnością potrzebował dziś chwili
odprężenia.
Usiadł na kanapie przed kominkiem, wlepiając
spojrzenie w niewielki płomień. Tkwił tak przez dłuższy czas i z każdą
upływająca minutą coraz bardziej się uspokajał. Nie był pewny czy to zasługa
ciepła paleniska, czy może sama obecność w pomieszczeniu wypełnionym zapachem
Draco tak koiła jego nadszarpnięte nerwy.
– Harry? – Usłyszał za sobą zaskoczony głos
Ślizgona. Harry obrócił się i zobaczył chłopaka, stojącego w samych spodniach
przy drzwiach od łazienki. Draco trzymał w dłoniach koszulkę, którą
najprawdopodobniej miał w planach założyć – Coś się stało? – spytał, idąc w
jego stronę.
– Cały dzisiejszy dzień się stał – mruknął i wyszedł
mu naprzeciw. Objął go w pasie i oparł brodę na jego ramieniu. Odetchnął
głęboko. – Pokłóciłem się przed wyjściem z Nevillem… Rzucił coś w stylu, że
skoro tak się teraz trzymam ze Ślizgonami, to czy nie chciałbym się przenieść
do lochów... więc wykorzystałem sytuację i powiedziałem, że dziś śpię u ciebie.
…Jak tak teraz o tym myślę, to Neville chyba wcale nie chciał mi tą uwagą
dogryźć. Przynajmniej jego ton na to nie wskazywał. Ale byłem wytrącony z
równowagi i trochę zbyt gwałtownie zareagowałem... Choć tak czy siak planowałem
tu do ciebie przyjść.
– Rozumiem. – Przesunął dłońmi po jego plecach. –
Idziemy do łóżka?
– A jesteś pewien, że rano nie wparuje tam twój
chrzestny? – prychnął, mimo swoich słów obracając Draco tyłem do siebie i
pchając go ku kolejnemu pomieszczeniu.
– Wpada do mnie, tylko kiedy dzieje się coś ważnego…
Czemu pytasz? – spytał zdziwiony, przystając przy łóżku i rzucając Gryfonowi
uważne spojrzenie. Widząc jego minę, zmarszczył brwi. – Czy…
– Wziął mnie na dywanik? Owszem. Praktycznie groził
mi, żebym nie ważył się cię skrzywdzić, bo mogę przypadkiem znaleźć w swoim
kielichu coś innego niż sok z dyni.
Draco przejechał dłonią po włosach.
– Jest troszkę nadopiekuńczy. Zignoruj go, a ja z
nim jutro porozmawiam.
– Nie musisz, już z nim porozmawiałem. Wrzeszczeliśmy
na siebie nawzajem przez dobrą godzinę.
– Aby tylko potem się na tobie nie mścił. Pamiętam,
jak w tamtym roku co chwilę dostawałeś od niego szlabany, bo go czymś
zdenerwowałeś w czasie zajęć...
– Draco, ja od pięciu lat denerwuję go własnym istnieniem
i dostawałem za to szlabany, przyzwyczaiłem się. – Wzruszył ramionami, by zaraz
zmarszczyć lekko brwi w zamyśleniu. – Mam jednak wrażenie, że od teraz będę
miał nieco więcej wolnego czasu… Wiesz oprócz tego, że strasznie mnie wkurzył,
naskakując na mnie, to w sumie nawet trochę, odrobinę – ułożył kciuk i
palec wskazujący tak, że między ich opuszkami było co najwyżej pół milimetra
przerwy – mi dziś zaimponował.
– Zaimponował? Czym niby? – parsknął cicho, pakując
się pod kołdrę i przesuwając na sam środek.
– Oczywiście nie wprost, ale przyznał się do błędu i
w sumie można by uznać, że mnie przeprosił.
– Cóż, to w jego stylu. Przeprosiny okrężną drogą,
bez użycia tego słowa… I kiedy się w końcu obok mnie położysz, co? – prychnął z
udawaną złością, widząc, że ten nawet butów nie zrzucił.
– Już, już – mruknął i po chwili wtulał się w
blondyna. – Nie chodzi o sam fakt, że potrafił przyznać się do błędu czy
przeprosić, choć o to też go nigdy nie posądzałem. Wyobrażasz sobie sytuację, w
której Ron cię szczerze przeprasza, bo źle cię osądził? – Odpowiedziała mu
kpiącą mina blondyna. – No właśnie. W moim i Snape’a przypadku jest podobnie,
dlatego tak pozytywnie mnie to zaskoczyło. Do tego stopnia, że chyba nawet
spróbuję być dla niego milszy... przynajmniej na następnych zajęciach. Spróbuję
– podkreślił – ale nic nie obiecuję.
– Przynajmniej wyniosłeś jakieś pozytywy z
dzisiejszego dnia.
– Ale wiesz? Dopiero teraz umiem je dostrzec. Zanim
tu przyszedłem, byłem zbyt wkurzony, by rozpatrywać to w ten sposób. Twoja
obecność ma na mnie terapeutyczny wpływ. – Posłał blondynowi lekki uśmiech, ale
zaraz spoważniał. – A jak ty przetrwałeś ten dzień? Raz widziałem, jak cię
jacyś ciekawscy otoczyli na korytarzu, ale nie miałem jak podejść. No i
pamiętam, co się działo podczas lunchu...
– Pans i Blaise uważają, że nie jesteśmy już
przyjaciółmi, skoro im o nas nie powiedziałem… – mruknął cicho. – Że nie ufam
im wystarczająco.
– Dlaczego nie zaprosiłeś ich do Pokoju Życzeń, gdy
mieliśmy powiedzieć o nas Ronowi i Hermionie?
– Bo domyślałem się, czym to się skończy… Że rzucą
się na ciebie albo twoich przyjaciół.
– Taaa... Jestem w stanie to zrozumieć. W takim
razie chciałeś to przed nimi ukrywać, jak długo się da? Aż wymyślisz, jak to
zrobić w najbardziej humanitarny sposób? – Przeczesał palcami jasne kosmyki i
zaczął delikatnie masować opuszkami skórę głowy. Uwielbiał dotykać włosów
Draco.
– Nie do końca… – Przymknął oczy, poddając się
przyjemnej pieszczocie. – Chciałem wyciągnąć ich jutro na pogadankę i wtedy
powiedzieć, że mam chłopaka… Że jestem z tobą. Rozumiesz? Tylko nasza trójka.
Nie na moim terenie ani w pokoju któregoś z nich czy w pokoju wspólnym…
Myślałem o błoniach, w okolicy jeziora albo granicy z Zakazanym Lasem… Na
neutralnym gruncie.
– Ale dziś sprawy wymknęły się spod kontroli i twój
plan poszedł się gonić… Może jeśli wytłumaczysz im sytuację, to szybciej się
pogodzicie?
– Nie widziałeś jej dzisiejszego wybuchu? To nie
będzie takie proste… Zresztą próbowałem ich dzisiaj znaleźć, ale jakby zapadli
się pod ziemię.
– Sam też już nie raz przechodziłem z przyjaciółmi
przez takie kłótnie. I jeśli chcesz, to mogę pomóc ci ich znaleźć.
– Chyba wolę sam to załatwić. Przynajmniej zobaczą,
że naprawdę mi zależy na tej rozmowie.
– Wydaje mi się, że najlepiej by było, jeśli byś
teraz spróbował z nimi pogadać.
– I mam cię zostawić samego?
– Dokładnie. Teraz jest najlepszy moment. Jest
późno, więc większość ludzi normalnie by już szła spać, a ty byś pokazał, że
nie możesz zasnąć, póki się nie pogodzicie. I druga sprawa – powinieneś pójść
teraz właśnie dlatego, że musiałbyś dla nich olać swojego chłopaka,
który specjalnie dla ciebie przyszedł do lochów aż z wieży. I który czeka na
ciebie półnagi – usiadł na łóżku i jednym ruchem ściągnął koszulkę, po czym
zakołysał nią nad twarzą blondyna – w łóżku. Myślę, że jeśli w tych
okolicznościach wybierzesz rozmowę z przyjaciółmi, to będą musieli uwierzyć,
jak wiele dla ciebie znaczą.
Draco posłał mu rozczulony uśmiech.
– Nie czekaj na mnie i śpij – mruknął, całując go
krótko i wyskoczył z łóżka. Zabrał szybko z oparcia fotela szlafrok, ubierając
go w drodze.
Otworzył drzwi od sypialni i sapnął zaskoczony,
widząc trójkę gości.
– Bądź mi wdzięczny, książę od siedmiu boleści –
odezwała się głośno Vera, z dłońmi zaplecionymi pod wyeksponowanym biustem. –
Złapałam ich i przyprowadziłam wprost do twoich komnat. – Wygięła usta w
ironicznym uśmiechu. – Chociaż może tylko ich bardziej wkurzyłam tym, że ja
znam hasło do twoich komnat.
– Och, zamknij się, Vera! – warknęła Pansy, siadając
na ulubionym fotelu blondyna. – Ściągnęłaś nas tutaj. Dobra robota, a teraz
spieprzaj do swojej gryfonicy!
– Już, w końcu nie chcę być świadkiem waszych
ckliwych powrotów do bycia przyjaciółmi… – parsknęła, kierując się w stronę
wyjścia i stukając swoimi chorobliwie wysokimi obcasami.
– Nie pomagasz… – mruknął Malfoy, ale zaraz
zagłuszył go krzyk brunetki:
– Spieprzaj, dziwko!
– Pans, spokojnie – odezwał się Zabini, który nie
ruszył się ze swojego miejsca. Cały czas stał przy kanapie, najwidoczniej nawet
nie mając zamiaru usiąść, a co za tym idzie, zostać tu dłużej i pogadać.
– Jestem spokojna! – prychnęła dziewczyna. – No
więc? Jak tam twój kochaś? Wie, że przez niego większość Ślizgonów przestało ci
ufać?
– Jeżeli z takiego powodu przestali mi ufać, to
znaczy tylko, że znajomość z nimi jest nie warta zachodu – powiedział, nim
zdążył się powstrzymać.
– Ja też przestałam ci ufać – zauważyła sucho,
przenosząc na niego twarde spojrzenie.
– N-nie to… Znaczy… – sapnął zażenowany, czując
zdradziecki rumieniec pokrywający bladą poświatą jego policzki. – Nie miałem na
myśli waszej dwójki...
– Od zawsze wiedziałam, że przeprosiny przychodzą ci
z trudem… ale nawet w tej sytuacji tego nie zrobisz?
– Pans, darujmy sobie… Nic tu po nas – dodał od
siebie Blaise.
– A za co mam was niby przeprosić?! – warknął nagle
Malfoy, w momencie gdy Parkinson miała wstać. Oboje rzucili mu zaskoczone
spojrzenia. – Może za to, że jestem w związku z Harrym Potterem!? Osobą, której
imię jeszcze kilka miesięcy temu wywoływało u mnie sprzeczne, negatywne emocje.
Bo za to nie mam zamiaru przeprosić! To moja sprawa z kim jestem, czy z kim się
pieprzę! Mógłbym nawet urządzać sobie orgie z pięcioma facetami naraz i wam nic
do tego! To tylko moja sprawa, kto spędza czas w moim łóżku… Ja bym nigdy się
od was nie odwrócił z takiego powodu.
– Więc zrzucasz winę na nas? – Dziewczyna aż się
zapowietrzyła z szoku i gniewu. – Nie chodzi mi o to, że jesteś z Potterem,
chociaż nie rozumiem waszej relacji. Tylko dlaczego nam o tym nie powiedziałeś?
Bałeś się, że któreś z nas coś mu zrobi? To pieprzony Gryfon, który jest
bardziej strzeżony od każdego z nas. Dostałabym szlaban za to, że próbowałam
pozbyć się Jedynej-Nadziei-Ludzkości… Zresztą to byłaby kompletna głupota…
Pozbywać się wroga mojego wroga… – Łzy spłynęły po policzkach brunetki. – Po
prostu nie podoba mi się, że zamknąłeś się przed nami, Draco. Nie mówisz nam o
niczym. O tym, że Nott wysyłał ci wcześniej listy nic nam nie powiedziałeś.
Nawet pod koniec roku nie powiedziałeś słowa o tym, że planujesz uciec z domu!
– Pociągnęła nosem, wycierając wierzchem dłoni mokre policzki. – Martwiłam się
o ciebie, wiesz!? Myślałam, że On coś ci zrobił, że jesteś kolejną
ofiarą jego porwań! Tak być nie może! Nie chcę dowiadywać się ostatnia o czymś,
co dotyczy moich przyjaciół!
Zamilkła, czując otaczające ją ramiona. Podniosła
zapłakane oblicze na Draco i wtuliła się w niego z głośnym płaczem, który
częściowo został zagłuszony przez materiał szlafroka i sam fakt, że Pansy
przycisnęła twarz do jego piersi.
– Przepraszam, Pans – powiedział cicho, gładząc
dziewczynę delikatnie po plecach. – Już nie będę miał przed tobą tajemnic,
obiecuję. Przed tobą i Blaisem – dodał, spoglądając na przyjaciela, który
obserwował ich z czymś dziwnym we wzroku.
– Miałem rzucić podobnej długości gadką jak Pansy…
Ale ona wyraziła dokładnie to, co ja też czułem.
– Wybacz, Blaise… Kompletnie zawaliłem jako
przyjaciel, co?
– Tylko troszeczkę, dupku – powiedział bez gniewu,
podchodząc do nich bliżej. – Cieszę się, że sobie wszystko wyjaśniliśmy.
– Ja również – przytaknął blondyn. Pansy w jego
ramionach wydawała z siebie kilka zapłakanych dźwięków, które chyba miały
sugerować, że dziewczyna zgadza się z nimi. Obaj zaśmiali się cicho.
– Dobra, zabieram ją od ciebie, bo ci zaraz obsmarka
całe ubranie.
– Jeśli to ma być kara za to, jak was potraktowałem,
to może tak robić cały czas…
– Nie zgadzam się na to – odparł chłopak,
przytulając brunetkę zaraz po tym, jak ta odsunęła się od Malfoya. – Jestem już
wystarczająco zazdrosny o nią.
– Słu-cham? – Blondyn spojrzał na nich zaskoczony.
Oni byli razem? – Od kiedy?
– Stosunkowo od niedawna… Przynajmniej oficjalnie. –
Blaise scałował jedną z łez z policzka dziewczyny. – Po prostu musiała mi
uświadomić, że wcale nie potrzebuję drugiego penisa do szczęścia, a fajną ci..
ałć! – stęknął, kiedy ta wbiła mu łokieć w żebra.
– Do zobaczenia jutro na śniadaniu… i wracaj do tego
dupka, Pottera! – krzyknęła odrobinę głośniej w stronę drzwi od sypialni. – Pa
pa, Dra. Postaram się to zaakceptować – dodała i wyszła razem ze swoim
chłopakiem.
Draco jeszcze przez chwilę stał, patrząc się w
drzwi, prowadzące na korytarz. Potrząsnął lekko głową i wrócił do Harry’ego.
– Całkiem nieźle ci poszło – pochwalił go, gdy tylko
blondyn przekroczył próg. Słyszał większość z tego, co mówili. – Choć jak
zacząłeś na nich warczeć, to nie byłem pewny powodzenia akcji. – Odchylił
kołdrę w zapraszającym geście.
– Gdybym próbował załagodzić sytuację w bardzo
potulny sposób, to dostałbym od niej jakąś klątwą – mruknął, zrzucając szlafrok
i kładąc się obok chłopaka. – Sprawdzałaby w ten sposób, kto się we mnie
wielosokował. Nigdy nie godzimy się na spokojnie. Musimy na siebie troszkę
pokrzyczeć.
– Nieważne jak, cieszy mnie, że się pogodziliście. –
Objął Ślizgona, wplatając jedną nogę między jego.
– Mnie też… Chociaż nie spodziewałem się, że oni są
razem – zaśmiał się krótko.
– W sumie jak w trakcie lunchu Zabini za nią
wyleciał, to przyszło mi do głowy, czy aby nie są razem. Bo nigdy wcześniej się
w ten sposób nie zachowywali. Ale szybko wyleciała mi ta sprawa z głowy.
– No proszę… ale z ciebie Sherlock.
– Nie nabijaj się ze mnie – prychnął, dźgając go
palcem w pierś.
– Nie nabijam się z ciebie, kotku – powiedział z
uśmiechem, całując go w kącik ust.
Potter, zachęcony, tym razem złączył ich na trochę
dłużej, pieszcząc leniwie wargi Draco. Po chwili cmoknął go krótko i przytulili
się mocniej, życząc nawzajem dobrej nocy.
~*~
Hej,
OdpowiedzUsuńuroczo, ta zazdrość Draco, mógł powiedzieć, że właśnie zamierzał im o tym powiedzieć...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia