niedziela, 19 lutego 2017

Rozdział 67.

O matko, ale ten czas zleciał. Wybaczcie za tę dłuższą przerwę. Postaramy się kolejny rozdział wrzucić szybciej.


~*~
– Jakiś wampir cię dopadł? – spytała Elena, zanim zdążyła się powstrzymać. – Musiał cię długo trzymać, skoro tak sponiewierał twoją szyję.
Zabini zachichotał rozbawiony, ale zamilkł, dostawszy kuksańca od Pansy, która warknęła cicho:
– Stul dziób, Blaise.
– Mówisz tak dlatego, bo Granger cię nawet nie tknęła? – odparł blondyn zgryźliwie, czując na sobie jeszcze bardziej zainteresowany wzrok współdomowników. Przynajmniej w tym wszystkim tyle było dobrego, że Harry również miał pamiątki po wczorajszym.
Bezwiednie uśmiechnął się do siebie na wspomnienie tego, co robili.
– Czy ja wiem? Mi nie zależy na dowodach, które jasno wskażą, że już nie jestem niewinna.
Malfoy jednak nie zwrócił uwagi na zaczepkę, opierając się z nonszalancją o ścianę. Wraz z innymi Ślizgonami czekał na przyjście McGonagall. Elena stała z nimi tylko dlatego, że miała przekazać kobiecie wypracowania Ślizgonów ze swojego rocznika.
– Tu chyba pozwolisz mi coś skomentować, co? – mruknął chłopak i wyszczerzył się szeroko do Draco. Blondyn jedynie przewrócił oczami, domyślając się co ten zaraz powie. – Więc jak to jest przelecieć w końcu czyjąś dupcię?
– Rozciągająco – sarknął z ironicznym uśmiechem. Dziewczyny zaśmiały się z komicznej miny Zabiniego, który rzucił prefektowi niedowierzająco-podejrzliwe spojrzenie. – Myślisz naprawdę, że będę ci się zwierzać z mojego życia erotycznego?
– Jakoś młodej powiedziałeś, a najlepszemu kumplowi już nie?
– Nic jej nie opowiadałem… Więc tym bardziej nie powiem tobie, Zab.
– To skąd ona o tym wie? – spytała Parkinson, zerkając na Elenę.
– Vera mi powiedziała – powiedziała tonem, jakby to była oczywistość. Draco rzucił jej niezadowolone spojrzenie. “Przecież ty jesteś Verą!”, pomyślał ze złością.
– A ona niby skąd wie? – zadał nurtujące go pytanie, no bo, cholera!, skąd?!
– Widziała, jak odprowadzałeś go rano ze swojego pokoju…
Draco bezwiednie zerknął w stronę Harry’ego i stojących przy nim przyjaciół. Choć właściwie lepszym określeniem byłoby “zapatrzył się”, bo przez dłuższy czas nie mógł oderwać wzroku od plotkujących w najlepsze Gryfonów, którzy podśmiewali się co jakiś czas. Gryfiak uśmiechał się wesoło, odpowiadając coś Longbottomowi, to znów szczerzył się do Thomasa. W pewnej chwili Dean położył rękę na jego barku, obracając lekko ku sobie i powiedział coś, co wywołało kolejną falę wesołości. Harry pokręcił głową, wciąż chichrając się pod nosem, po czym poklepał go w odpowiedzi po ramieniu. Tym razem Hermiona dorzuciła coś od siebie, co sprawiło, że brunet odwrócił w jej kierunku głowę z zakłopotaniem wymalowanym na twarzy. Padły kolejne zdania z ust Iga, Longbottoma i Weasleya, a każde kolejne wprawiało jego chłopaka w jeszcze większe zakłopotanie. Thomas nagle nachylił się ku niemu i zasłaniając ręką usta, powiedział mu coś na ucho. Harry skierował zaskoczone spojrzenie na współlokatora, pąsowiejąc drastycznie. Zabrał rękę z jego ramienia i potarł się nią po karku w geście zakłopotania, uciekając wzrokiem w bok. Igniss otoczył ramieniem barki Harry’ego i dorzucił coś od siebie, dotykając przy tym nosem malinki na szczęce Pottera. Harry wyraźnie próbował go od siebie odsunąć, teraz już płonąc z zażenowania, ale nie dość, że mu się to nie udało, to jeszcze z drugiej strony doczepiła się do niego kolejna pijawka w postaci tej kanalii Thomasa.
Miarka się przebrała.
Powarkując pod nosem, odepchnął się gwałtownie od ściany i ruszył wściekły w stronę Gryfonów, odprowadzany zaskoczonymi spojrzeniami przyjaciół.
– No proszę. Co za ładne kółko adoracji! – wycedził, kiedy był już dostatecznie blisko. Posłał znajomym Harry’ego pełne obrzydzenia spojrzenie.
– Coś ci nie pasuje, Malfoy? – spytał buńczucznie Thomas, spoglądając na niego z politowaniem. – Własnych przyjaciół nie masz, że się nami interesujesz? Zazdrosny?
– Spokojn... – próbowała interweniować Hermiona, jednak głos Draco skutecznie ją zagłuszył.
– Ty mi nie pasujesz… – warknął, tylko ostatkiem sił powstrzymując się od krzyku. Bo właśnie to chciał zrobić. Krzyczeć, kopać i pluć. – Psujesz i tak nadszarpniętą estetykę swojego Domu… Nie masz może ochoty zniknąć ze swoimi przyjaciółmi? Wtedy nie musiałbym sobie brudzić rąk…
Całą swoją postawą próbował pokazać, że Harry nie należy do nich, tylko do niego.
– Draco! – syknął ostrzegawczo Potter. Rumieniec wciąż był widoczny na jego twarzy, co tylko mocniej drażniło Ślizgona.
– “Draco”? – powtórzyli w dwugłosie Thomas i Longbottom, patrząc na bruneta z konsternacją.
– Właśnie. Od kiedy jesteś niby z nim na ty, co? – spytała nagle Pansy, która zjawiła się chwilę po Draco wraz z Blaisem. – Może to właśnie ty…
– Zamknij się, Pans – fuknął blondyn, rzucając dziewczynie ostrzegawcze spojrzenie.
– Co cię w ogóle tak wkurzyło?
– Harry, naprawdę się nie domyślasz? – Hermiona spojrzała na niego z politowaniem.
– Czy ty masz mnie za idiotę? – warknął, całą uwagę przenosząc na Pottera. – Myślisz, że nic nie widziałem? Tych obrzydliwych uśmiechów i gestów… – wypluł z siebie z odrazą.
– Jak ci się nie podoba, to na niego nie patrz, Malfoy – prychnął Thomas.
– Och, zamknij jadaczkę albo z przyjemnością wypróbuję na tobie jakąś okrutną klątwę…!
– Harry, może byś tak coś z nim zrobił? – zasugerował Ron.
– Właśnie, Harry, zrób coś – zironizował Draco. – Bo jak na razie dajesz działać wszystkim innym. Lubisz jak wokół ciebie skaczą, śliniąc się niczym pies do kiełbasy?
Potter postąpił krok na przód. Chwycił Malfoya za krawat, przyciągając gwałtownie. Blondyn rzucił mu wyzywające spojrzenie. Gapie zamarli, oczekując w napięciu na rozwój wydarzeń. Jednak zamiast uderzyć, Gryfon przekrzywił lekko głowę i pocałował go mocno. Mimo tłumu uczniów cisza zadźwięczała w korytarzu wokół nich.
Draco odepchnął go gwałtownie od siebie, jednak podobnie jak Harry chwycił go za krawat.
– O, nie… Tak się nie bawimy – warknął zły. – Działamy według moich zasad – dodał, popychając go na ścianę i sam zaatakował jego usta. Położył dłonie na zgięciu łokci chłopaka, w razie gdyby ten chciał się wyrwać. Wślizgnął się językiem do buzi Gryfona, pogłębiając na chwilę pocałunek, który zaraz też przerwał. Oparł się czołem o czoło bruneta. – Jesteś mój. Zapamiętaj to sobie…
Potter wbrew przewidywaniom większości gapiów, nie wyśmiał go, za to uśmiechnął się zawadiacko.
– Jeżeli któryś z nich jeszcze raz cię dotknie, nie ręczę za siebie. Lojalnie ostrzegam – ciągnął dalej Ślizgon.
– Na pewno nie chciałbyś tego powtórzyć? Bo ta scena zazdrości była całkiem podniecająca – odparł cicho, by tylko Draco mógł go usłyszeć.
– Jasne… W drugą stronę też tak chcesz? – warknął, odrobinę spokojniej. Potter zmieszał się i pokręcił leciutko głową.
– Panie Malfoy, panie Potter, co tu się dzieje?! – usłyszeli wraz ze zbliżającym się odgłosem kroków profesorki.
Draco odsunął się od bruneta powoli, łypiąc na harpię spod byka.
– Dżentelmeńska wymiana poglądów – odparł, wracając powolnym krokiem do swoich przyjaciół. Pansy i Blaise stanęli po jego obu stronach, jakby samo to już miało zapewnić Malfoyowi bezpieczeństwo.
Kobieta spojrzała pytająco na swojego podopiecznego, ale nie zdążyła zadać swojego pytania.
– Wszystko w porządku, pani profesor, naprawdę – zapewnił.
Bardziej niż słowa przekonał ją błąkający się na jego ustach uśmiech. W tamtym momencie nie rozumiała tylko, co wywołało na twarzach pozostałych uczniów wyraz tak głębokiego szoku. Bardzo szybko jednak miało się to zmienić, bo do czasu lunchu wieść o związku Malfoya i Pottera obiegła cały zamek.
//*//
Część ślizgońskiej nacji, która nie widziała zdarzenia, próbowała zdementować absurdalne – ich zdaniem – plotki. Twierdzili, że to musiał być jakiś chory wymysł gryfońskiej świty. Draco nawet nie chciało się zagłębiać w ten temat. Póki go nie zapytają, będzie udawał, że nic się nie dzieje.
No chyba, że zaczną obrażać jego chłopaka. Wtedy z całą pewnością zainterweniuje.
– Robi się coraz głośniej – westchnął William, siedząc naprzeciw blondyna. Koło jego talerza leżał podręcznik z zaawansowanych eliksirów, nad którym próbował się skupić przy jedzeniu. – Nie przeszkadza ci to? – spytał, zerkając na blondyna i na powrót uciekając wzrokiem do książki.
– Szczerze? Niezbyt… – Malfoy zagrzebał widelcem w potrawce z ryżem. – Dopóki nie popadają w żadną skrajność, niech sobie robią co chcą…
– W sumie, dziwne byłoby, gdyby się nie zbuntowali na taką plotkę. – Odezwał się Zabini, siedząc kawałek dalej od młodszego z prefektów. Między nimi siedziała jedynie Pansy, udając, że temat jej nie interesuje. – W końcu chodzi o reputację naszego księcia.
– Reputację? – powtórzyła z rozbawieniem Elena. Odkąd musiała się “wydać” podczas rozmowy z McGonagall przy wszystkich, kwestią czasu było, zanim współdomownicy odkryli relację między nią a Verą. Dlatego też nagle wszyscy całkowicie przestali jej dokuczać. Chociaż i tak najśmieszniejsze było zachowanie Clary, która nagle jakby zapomniała o wszystkich okropnościach, które jej robiła od kilku lat i zaczęła udawać jej dobrą koleżankę. – A nie chodzi o to, że sprawa ta dotyczy związku z Potterem? Myślę, że nie mieliby nic przeciwko komuś innemu, nawet jeśli nie byłby z naszego domu, a profesorem czy też Krukonem. Przełknęliby też jakoś widmo puchońskiej galaretki, jednak Gryfon i do tego jeszcze Potter jest solą w ich oku od… w sumie, od samego początku.
– Zrobiłaś się wyszczekana, odkąd wyszła na jaw twoja tajemnica – mruknął blondyn bez jadu.
– Och, doprawdy? – Rzuciła mu pobłażliwe spojrzenie. – A nie jest tak, że po prostu w naszym towarzystwie mogę czuć się po prostu sobą?
– Przy Granger taka nie jesteś.
– To nie mój związek jest teraz tematem numer jeden w szkole.
– To nie jest temat, który mi jakoś bardzo przeszkadza – zauważył Draco. – Dopóki nie robią niczego, co może zaszkodzić mi lub Harry’emu, pozostanę obojętny.
– Czyli to najprawdziwsza prawda? – spytała Parkinson, odzywając się do niego po raz pierwszy od sytuacji z jego coming outu. Miała minę, która nie do końca mówiła, o czym dziewczyna myśli. Jakby nie wiedziała czy być złą, zdegustowaną, czy może po prostu zawiedzioną.
– A co myślisz, że jego pocałunek był zemstą za ten Pottera? – Elena spojrzała na Pansy z kpiącym rozbawieniem. – Serio? Nawet jeśli Draco jest gejem, nie znaczy to, że będzie w ramach zemsty całował kogo popadnie…
– Nie wiem, co mam myśleć, jasne!? – wydarła się, skupiając na sobie uwagę nie tylko najbardziej zainteresowanych, ale też reszty uczniów. – Chłopak, którego uważałam za swojego najlepszego przyjaciela, miał przede mną tajemnicę! I to jeszcze jaką! Chodzisz z pieprzonym Potterem! Osobą, którą do niedawna szczerze nienawidziłeś… Myślałam, że może nie wiemy o sobie wszystkiego, ale przynajmniej większość! – Siąknęła nosem, garbiąc nieco ramiona. Wyglądała jakby była naprawdę zraniona. – Myślałam, że ty też uważasz mnie za swoją przyjaciółkę… – dodała cichszym głosem, wstając od stołu i bez słowa ruszyła w stronę wyjścia.
Blaise krzyknął za nią, jednak dziewczyna, kuląc się bardziej, przyśpieszyła kroku.
Och… Czyli jednak nie będzie tak prosto, jak zakładał.
– Wiesz, Dra… – odezwał się cicho Zabini, nie chcąc wywoływać takiego zamieszania jak Pansy. – Zgadzam się z nią… Już pod koniec tamtego roku się od nas odsunąłeś… Nie powiedziałeś słowa na temat tego, co się z tobą działo w wakacje. Nie chcieliśmy cię z Pans naciskać, ale chyba przyniosło to odwrotne skutki… Nie ufasz już nam… Chyba będzie lepiej, jak odpoczniemy od siebie przez jakiś czas. – Posłał mu nieszczery uśmiech, również odchodząc od swojego miejsca.
Draco patrzył się tępo w miejsce, gdzie jeszcze przed momentem siedzieli jego najlepsi towarzysze… jego przyjaciele. To nie tak, że im nie ufał. Ze wszystkich Ślizgonów ta dwójka wraz z Eleną i Williamem była dla niego najważniejsza…
//*//
Na treningu był rozkojarzony. Wsiadł na miotłę i uniósł się wysoko, niby w celu oceniania sytuacji. Tak naprawdę liczył na to, że będąc tak wysoko uwolni się od natłoku myśli… Po obiedzie nie widział już ani Pansy, ani Blaise’a.
Will poszedł wraz z Eleną do biblioteki na wspólną naukę, nim chociażby pomyślał, że w sumie mógłby do nich dołączyć. Dlatego też został sam jak palec…
Znaczy, mógłby napisać do Harry’ego, że chce się spotkać, ale Ig pisał mu coś o tym, że jest jakieś zamieszanie w ich Domu, więc nie chciał się wtryniać. W końcu Harry też był prefektem.
Dlatego czas do treningu spędził w swoim pokoju, przygrywając nie za wolne melodie na skrzypcach.
– Wszystko dobrze, kapitanie? – Usłyszał z boku i wzdrygnął się, zaskoczony. Zerknął szybko na Paula. Kompletnie nie zauważył, że ten zjawił się obok niego. – Zrobiliśmy wszystkie ćwiczenia na rozgrzewkę. Kenyon i Oliver się troszkę obijali, ale Bella szybko sprowadziła ich do parteru.
– Dzięki – mruknął blondyn, ustawiając się tak, by dołączyć do latających niżej Ślizgonów.
– Czekaj… Jeśli byś chciał..
– Nie – przerwał mu gwałtownie. – O problemach gadam jedynie ze swoimi przyjaciółmi.
– Nie wygląda na to, żebyś ostatnio z nimi gadał – zauważył Anderson, wywołując jeszcze większą irytację u Malfoya.
– Twoje dedukcje są powalające – warknął, zlatując niżej, do reszty. – Dalej chcecie nowej taktyki?
– A jaki to ma sens? – spytał Oliver Tayler, patrząc na niego z czymś dziwnym we wzroku. – Skoro pewnie i tak o wszystkim dowie się potem Potter?
Draco zacisnął usta w wąską kreskę, obserwując reakcje innych Ślizgonów.
– Wy też tak uważacie? – spytał, a nie otrzymawszy odpowiedzi, spojrzał na chłopaka stojącego najbliżej. – Ash?
Czwartoklasista zaczerwienił się lekko i pokręcił przecząco głową.
– David? – pytał dalej. Chłopak również zaprzeczył. – Bella?
– Nie uważam, by to był problem – powiedziała po chwili ciszy.
– Czemu pytasz tylko młodszych od ciebie? – spytał z niezadowoleniem Kenyon, a jego kuzyn zaraz mu zawtórował. Obydwoje byli równolatkami Malfoya.
– Proszę bardzo… Ian, Paul? – spojrzał na dwójkę wyczekująco.
– Draco by nas nigdy nie zdradził – odparł Collins, posyłając prefektowi lekki uśmiech. – W końcu nie bez powodu został wybrany na naszego prefekta, czyż nie?
– A nawet jeśli jest z Potterem… to nie tak, że od razu wypapla mu swoje plany co do drużyny. – Stanął w jego obronie również Paul. – Równie dobrze mógłby być teraz z kapitanem Krukonów i założę się o głowę, że wtedy nawet nie wątpilibyście w Draco.
– Daj spokój… – powiedział blondyn, kręcąc głową. – Jeżeli chcesz mnie zdetronizować, Tayler, śmiało. Zobaczymy czy umiesz gryźć, czy po prostu dużo szczekasz. – Rzucił starszemu chłopakowi wyzywające spojrzenie. – Ale spróbuj tylko przegrać mecz, a pożałujesz, że w ogóle ośmieliłeś się mi przeciwstawić… Na dziś koniec treningu. Nie mam ochoty trenować osób, które nie są jednomyślne.
Zleciał na murawę i zsiadł z miotły.
//*//
Rozjuszony Harry szybkim krokiem przemierzał kolejne piętra. Miał całkowicie dość dzisiejszego dnia. W pierwszej chwili ulżyło mu i właściwie był szczęśliwy, że nie będą już musieli ukrywać swojego związku, ale szybko zrozumiał, jak bardzo się mylił. Owszem, nie musieli już udawać, że wcale nie są parą, ale za to zyskali jeszcze większą widownię, niż do tej pory. Podczas wszystkich dzisiejszych posiłków czuł na sobie spojrzenie całej szkoły… Och okej, nie całej – połowy. Bo druga połowa wlepiała wzrok w Draco. Po piętnastej z kolei osobie przestał liczyć, ilu uczniów zapytało go, czy to o nim i Draco to prawda, i czy Ślizgon go jakoś szantażuje. Za to do końca dnia skrupulatnie odnotowywał w pamięci, ile osób życzyło im powodzenia: siedemnaście. Siedemnaście na prawie tysiąc przebywających w zamku osób. Na szczęście gdy wrócił do Wieży po lunchu, znalazły się inne sprawy, którym musiał poświęcić wraz z Hermioną uwagę. Choć próby uspokojenia pierwszoklasistów, którym jakiś dowcipniś podrzucił do dormitoriów małe stadko chochlików. Samo łapanie tych stworzeń nie były wymarzonym zajęciem na czwartkowe popołudnie, ale przynajmniej przez trochę lepiej niż dwie godziny jego myśli skupione były na czymś innym niż głupie plotki o nim i Draco. Niestety były to jedyne dwie godziny “spokoju”, jakie miał tego dnia. Nie liczył tych dwudziestu minut tuż przed północą, które zajęło mu przemykanie się pod niewidką do pokoju Draco.
Z niezadowoleniem zarejestrował, a właściwie nie zarejestrował obecności Draco ani w salonie, ani w sypialni. Udało mu się jednak wyłapać cichy plusk wody z łazienki, więc postanowił grzecznie poczekać w salonie, aż jego chłopak skończy kąpiel. W końcu on też z pewnością potrzebował dziś chwili odprężenia.
Usiadł na kanapie przed kominkiem, wlepiając spojrzenie w niewielki płomień. Tkwił tak przez dłuższy czas i z każdą upływająca minutą coraz bardziej się uspokajał. Nie był pewny czy to zasługa ciepła paleniska, czy może sama obecność w pomieszczeniu wypełnionym zapachem Draco tak koiła jego nadszarpnięte nerwy.
– Harry? – Usłyszał za sobą zaskoczony głos Ślizgona. Harry obrócił się i zobaczył chłopaka, stojącego w samych spodniach przy drzwiach od łazienki. Draco trzymał w dłoniach koszulkę, którą najprawdopodobniej miał w planach założyć – Coś się stało? – spytał, idąc w jego stronę.
– Cały dzisiejszy dzień się stał – mruknął i wyszedł mu naprzeciw. Objął go w pasie i oparł brodę na jego ramieniu. Odetchnął głęboko. – Pokłóciłem się przed wyjściem z Nevillem… Rzucił coś w stylu, że skoro tak się teraz trzymam ze Ślizgonami, to czy nie chciałbym się przenieść do lochów... więc wykorzystałem sytuację i powiedziałem, że dziś śpię u ciebie. …Jak tak teraz o tym myślę, to Neville chyba wcale nie chciał mi tą uwagą dogryźć. Przynajmniej jego ton na to nie wskazywał. Ale byłem wytrącony z równowagi i trochę zbyt gwałtownie zareagowałem... Choć tak czy siak planowałem tu do ciebie przyjść.
– Rozumiem. – Przesunął dłońmi po jego plecach. – Idziemy do łóżka?
– A jesteś pewien, że rano nie wparuje tam twój chrzestny? – prychnął, mimo swoich słów obracając Draco tyłem do siebie i pchając go ku kolejnemu pomieszczeniu.
– Wpada do mnie, tylko kiedy dzieje się coś ważnego… Czemu pytasz? – spytał zdziwiony, przystając przy łóżku i rzucając Gryfonowi uważne spojrzenie. Widząc jego minę, zmarszczył brwi. – Czy…
– Wziął mnie na dywanik? Owszem. Praktycznie groził mi, żebym nie ważył się cię skrzywdzić, bo mogę przypadkiem znaleźć w swoim kielichu coś innego niż sok z dyni.
Draco przejechał dłonią po włosach.
– Jest troszkę nadopiekuńczy. Zignoruj go, a ja z nim jutro porozmawiam.
– Nie musisz, już z nim porozmawiałem. Wrzeszczeliśmy na siebie nawzajem przez dobrą godzinę.
– Aby tylko potem się na tobie nie mścił. Pamiętam, jak w tamtym roku co chwilę dostawałeś od niego szlabany, bo go czymś zdenerwowałeś w czasie zajęć...
– Draco, ja od pięciu lat denerwuję go własnym istnieniem i dostawałem za to szlabany, przyzwyczaiłem się. – Wzruszył ramionami, by zaraz zmarszczyć lekko brwi w zamyśleniu. – Mam jednak wrażenie, że od teraz będę miał nieco więcej wolnego czasu… Wiesz oprócz tego, że strasznie mnie wkurzył, naskakując na mnie, to w sumie nawet trochę, odrobinę – ułożył kciuk i palec wskazujący tak, że między ich opuszkami było co najwyżej pół milimetra przerwy – mi dziś zaimponował.
– Zaimponował? Czym niby? – parsknął cicho, pakując się pod kołdrę i przesuwając na sam środek.
– Oczywiście nie wprost, ale przyznał się do błędu i w sumie można by uznać, że mnie przeprosił.
– Cóż, to w jego stylu. Przeprosiny okrężną drogą, bez użycia tego słowa… I kiedy się w końcu obok mnie położysz, co? – prychnął z udawaną złością, widząc, że ten nawet butów nie zrzucił.
– Już, już – mruknął i po chwili wtulał się w blondyna. – Nie chodzi o sam fakt, że potrafił przyznać się do błędu czy przeprosić, choć o to też go nigdy nie posądzałem. Wyobrażasz sobie sytuację, w której Ron cię szczerze przeprasza, bo źle cię osądził? – Odpowiedziała mu kpiącą mina blondyna. – No właśnie. W moim i Snape’a przypadku jest podobnie, dlatego tak pozytywnie mnie to zaskoczyło. Do tego stopnia, że chyba nawet spróbuję być dla niego milszy... przynajmniej na następnych zajęciach. Spróbuję – podkreślił – ale nic nie obiecuję.
– Przynajmniej wyniosłeś jakieś pozytywy z dzisiejszego dnia.
– Ale wiesz? Dopiero teraz umiem je dostrzec. Zanim tu przyszedłem, byłem zbyt wkurzony, by rozpatrywać to w ten sposób. Twoja obecność ma na mnie terapeutyczny wpływ. – Posłał blondynowi lekki uśmiech, ale zaraz spoważniał. – A jak ty przetrwałeś ten dzień? Raz widziałem, jak cię jacyś ciekawscy otoczyli na korytarzu, ale nie miałem jak podejść. No i pamiętam, co się działo podczas lunchu...
– Pans i Blaise uważają, że nie jesteśmy już przyjaciółmi, skoro im o nas nie powiedziałem… – mruknął cicho. – Że nie ufam im wystarczająco.
– Dlaczego nie zaprosiłeś ich do Pokoju Życzeń, gdy mieliśmy powiedzieć o nas Ronowi i Hermionie?
– Bo domyślałem się, czym to się skończy… Że rzucą się na ciebie albo twoich przyjaciół.
– Taaa... Jestem w stanie to zrozumieć. W takim razie chciałeś to przed nimi ukrywać, jak długo się da? Aż wymyślisz, jak to zrobić w najbardziej humanitarny sposób? – Przeczesał palcami jasne kosmyki i zaczął delikatnie masować opuszkami skórę głowy. Uwielbiał dotykać włosów Draco.
– Nie do końca… – Przymknął oczy, poddając się przyjemnej pieszczocie. – Chciałem wyciągnąć ich jutro na pogadankę i wtedy powiedzieć, że mam chłopaka… Że jestem z tobą. Rozumiesz? Tylko nasza trójka. Nie na moim terenie ani w pokoju któregoś z nich czy w pokoju wspólnym… Myślałem o błoniach, w okolicy jeziora albo granicy z Zakazanym Lasem… Na neutralnym gruncie.
– Ale dziś sprawy wymknęły się spod kontroli i twój plan poszedł się gonić… Może jeśli wytłumaczysz im sytuację, to szybciej się pogodzicie?
– Nie widziałeś jej dzisiejszego wybuchu? To nie będzie takie proste… Zresztą próbowałem ich dzisiaj znaleźć, ale jakby zapadli się pod ziemię.
– Sam też już nie raz przechodziłem z przyjaciółmi przez takie kłótnie. I jeśli chcesz, to mogę pomóc ci ich znaleźć.
– Chyba wolę sam to załatwić. Przynajmniej zobaczą, że naprawdę mi zależy na tej rozmowie.
– Wydaje mi się, że najlepiej by było, jeśli byś teraz spróbował z nimi pogadać.
– I mam cię zostawić samego?
– Dokładnie. Teraz jest najlepszy moment. Jest późno, więc większość ludzi normalnie by już szła spać, a ty byś pokazał, że nie możesz zasnąć, póki się nie pogodzicie. I druga sprawa – powinieneś pójść teraz właśnie dlatego, że musiałbyś dla nich olać swojego chłopaka, który specjalnie dla ciebie przyszedł do lochów aż z wieży. I który czeka na ciebie półnagi – usiadł na łóżku i jednym ruchem ściągnął koszulkę, po czym zakołysał nią nad twarzą blondyna – w łóżku. Myślę, że jeśli w tych okolicznościach wybierzesz rozmowę z przyjaciółmi, to będą musieli uwierzyć, jak wiele dla ciebie znaczą.
Draco posłał mu rozczulony uśmiech.
– Nie czekaj na mnie i śpij – mruknął, całując go krótko i wyskoczył z łóżka. Zabrał szybko z oparcia fotela szlafrok, ubierając go w drodze.
Otworzył drzwi od sypialni i sapnął zaskoczony, widząc trójkę gości.
– Bądź mi wdzięczny, książę od siedmiu boleści – odezwała się głośno Vera, z dłońmi zaplecionymi pod wyeksponowanym biustem. – Złapałam ich i przyprowadziłam wprost do twoich komnat. – Wygięła usta w ironicznym uśmiechu. – Chociaż może tylko ich bardziej wkurzyłam tym, że ja znam hasło do twoich komnat.
– Och, zamknij się, Vera! – warknęła Pansy, siadając na ulubionym fotelu blondyna. – Ściągnęłaś nas tutaj. Dobra robota, a teraz spieprzaj do swojej gryfonicy!
– Już, w końcu nie chcę być świadkiem waszych ckliwych powrotów do bycia przyjaciółmi… – parsknęła, kierując się w stronę wyjścia i stukając swoimi chorobliwie wysokimi obcasami.
– Nie pomagasz… – mruknął Malfoy, ale zaraz zagłuszył go krzyk brunetki:
– Spieprzaj, dziwko!
– Pans, spokojnie – odezwał się Zabini, który nie ruszył się ze swojego miejsca. Cały czas stał przy kanapie, najwidoczniej nawet nie mając zamiaru usiąść, a co za tym idzie, zostać tu dłużej i pogadać.
– Jestem spokojna! – prychnęła dziewczyna. – No więc? Jak tam twój kochaś? Wie, że przez niego większość Ślizgonów przestało ci ufać?
– Jeżeli z takiego powodu przestali mi ufać, to znaczy tylko, że znajomość z nimi jest nie warta zachodu – powiedział, nim zdążył się powstrzymać.
– Ja też przestałam ci ufać – zauważyła sucho, przenosząc na niego twarde spojrzenie.
– N-nie to… Znaczy… – sapnął zażenowany, czując zdradziecki rumieniec pokrywający bladą poświatą jego policzki. – Nie miałem na myśli waszej dwójki...
– Od zawsze wiedziałam, że przeprosiny przychodzą ci z trudem… ale nawet w tej sytuacji tego nie zrobisz?
– Pans, darujmy sobie… Nic tu po nas – dodał od siebie Blaise.
– A za co mam was niby przeprosić?! – warknął nagle Malfoy, w momencie gdy Parkinson miała wstać. Oboje rzucili mu zaskoczone spojrzenia. – Może za to, że jestem w związku z Harrym Potterem!? Osobą, której imię jeszcze kilka miesięcy temu wywoływało u mnie sprzeczne, negatywne emocje. Bo za to nie mam zamiaru przeprosić! To moja sprawa z kim jestem, czy z kim się pieprzę! Mógłbym nawet urządzać sobie orgie z pięcioma facetami naraz i wam nic do tego! To tylko moja sprawa, kto spędza czas w moim łóżku… Ja bym nigdy się od was nie odwrócił z takiego powodu.
– Więc zrzucasz winę na nas? – Dziewczyna aż się zapowietrzyła z szoku i gniewu. – Nie chodzi mi o to, że jesteś z Potterem, chociaż nie rozumiem waszej relacji. Tylko dlaczego nam o tym nie powiedziałeś? Bałeś się, że któreś z nas coś mu zrobi? To pieprzony Gryfon, który jest bardziej strzeżony od każdego z nas. Dostałabym szlaban za to, że próbowałam pozbyć się Jedynej-Nadziei-Ludzkości… Zresztą to byłaby kompletna głupota… Pozbywać się wroga mojego wroga… – Łzy spłynęły po policzkach brunetki. – Po prostu nie podoba mi się, że zamknąłeś się przed nami, Draco. Nie mówisz nam o niczym. O tym, że Nott wysyłał ci wcześniej listy nic nam nie powiedziałeś. Nawet pod koniec roku nie powiedziałeś słowa o tym, że planujesz uciec z domu! – Pociągnęła nosem, wycierając wierzchem dłoni mokre policzki. – Martwiłam się o ciebie, wiesz!? Myślałam, że On coś ci zrobił, że jesteś kolejną ofiarą jego porwań! Tak być nie może! Nie chcę dowiadywać się ostatnia o czymś, co dotyczy moich przyjaciół!
Zamilkła, czując otaczające ją ramiona. Podniosła zapłakane oblicze na Draco i wtuliła się w niego z głośnym płaczem, który częściowo został zagłuszony przez materiał szlafroka i sam fakt, że Pansy przycisnęła twarz do jego piersi.
– Przepraszam, Pans – powiedział cicho, gładząc dziewczynę delikatnie po plecach. – Już nie będę miał przed tobą tajemnic, obiecuję. Przed tobą i Blaisem – dodał, spoglądając na przyjaciela, który obserwował ich z czymś dziwnym we wzroku.
– Miałem rzucić podobnej długości gadką jak Pansy… Ale ona wyraziła dokładnie to, co ja też czułem.
– Wybacz, Blaise… Kompletnie zawaliłem jako przyjaciel, co?
– Tylko troszeczkę, dupku – powiedział bez gniewu, podchodząc do nich bliżej. – Cieszę się, że sobie wszystko wyjaśniliśmy.
– Ja również – przytaknął blondyn. Pansy w jego ramionach wydawała z siebie kilka zapłakanych dźwięków, które chyba miały sugerować, że dziewczyna zgadza się z nimi. Obaj zaśmiali się cicho.
– Dobra, zabieram ją od ciebie, bo ci zaraz obsmarka całe ubranie.
– Jeśli to ma być kara za to, jak was potraktowałem, to może tak robić cały czas…
– Nie zgadzam się na to – odparł chłopak, przytulając brunetkę zaraz po tym, jak ta odsunęła się od Malfoya. – Jestem już wystarczająco zazdrosny o nią.
– Słu-cham? – Blondyn spojrzał na nich zaskoczony. Oni byli razem? – Od kiedy?
– Stosunkowo od niedawna… Przynajmniej oficjalnie. – Blaise scałował jedną z łez z policzka dziewczyny. – Po prostu musiała mi uświadomić, że wcale nie potrzebuję drugiego penisa do szczęścia, a fajną ci.. ałć! – stęknął, kiedy ta wbiła mu łokieć w żebra.
– Do zobaczenia jutro na śniadaniu… i wracaj do tego dupka, Pottera! – krzyknęła odrobinę głośniej w stronę drzwi od sypialni. – Pa pa, Dra. Postaram się to zaakceptować – dodała i wyszła razem ze swoim chłopakiem.
Draco jeszcze przez chwilę stał, patrząc się w drzwi, prowadzące na korytarz. Potrząsnął lekko głową i wrócił do Harry’ego.
– Całkiem nieźle ci poszło – pochwalił go, gdy tylko blondyn przekroczył próg. Słyszał większość z tego, co mówili. – Choć jak zacząłeś na nich warczeć, to nie byłem pewny powodzenia akcji. – Odchylił kołdrę w zapraszającym geście.
– Gdybym próbował załagodzić sytuację w bardzo potulny sposób, to dostałbym od niej jakąś klątwą – mruknął, zrzucając szlafrok i kładąc się obok chłopaka. – Sprawdzałaby w ten sposób, kto się we mnie wielosokował. Nigdy nie godzimy się na spokojnie. Musimy na siebie troszkę pokrzyczeć.
– Nieważne jak, cieszy mnie, że się pogodziliście. – Objął Ślizgona, wplatając jedną nogę między jego.
– Mnie też… Chociaż nie spodziewałem się, że oni są razem – zaśmiał się krótko.
– W sumie jak w trakcie lunchu Zabini za nią wyleciał, to przyszło mi do głowy, czy aby nie są razem. Bo nigdy wcześniej się w ten sposób nie zachowywali. Ale szybko wyleciała mi ta sprawa z głowy.
– No proszę… ale z ciebie Sherlock.
– Nie nabijaj się ze mnie – prychnął, dźgając go palcem w pierś.
– Nie nabijam się z ciebie, kotku – powiedział z uśmiechem, całując go w kącik ust.
Potter, zachęcony, tym razem złączył ich na trochę dłużej, pieszcząc leniwie wargi Draco. Po chwili cmoknął go krótko i przytulili się mocniej, życząc nawzajem dobrej nocy.
~*~
 

1 komentarz:

  1. Hej,
    uroczo, ta zazdrość Draco, mógł powiedzieć, że właśnie zamierzał im o tym powiedzieć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń