~*~
Harry z nieco zakłopotanym
uśmiechem wymieniał uściski dłoni z małą grupką Azjatów. Po tym jak razem z
Draco dotarli do wioski, Ślizgon poinformował go o spotkaniu, jakie zaplanował
ze swoim kuzynostwem.
– Ryuu-chan, twój chłopak
naprawdę jest podobny do nii-sana! – zawołała oniemiała kobieta. – Co
prawda nie jest tak przystojny jak Haru-nii-san…
– Maki-san, nie przesadzaj.
Harry, słysząc imię Yoshizawy z
ust przyglądającej mu się kobiety, przybrał niezadowoloną minę.
– Mam nadzieję, że nie
porównujecie mnie z Yoshi… emm, profesorem Yoshizawą – mruknął, zerkając z
ukosa na swojego chłopaka. Nie miał nic przeciwko poznawaniu rodziny czy znajomych
Draco, nawet jeśli jednocześnie byli w jakiś sposób powiązani z tym gościem,
ale jakakolwiek wzmianka o nim samym drażniła go.
– Och, czy on się właśnie nie
złości o nii-sana?
– Skarbie, podchodzisz do tego
zbyt entuzjastycznie – skarcił ją z pobłażaniem Yuusuke. – Przepraszam,
Harry, za moją narzeczoną.
– Och, nie, nie musisz
przepraszać – odparł szybko Gryfon lekko zakłopotany.
– Maki zawsze zbyt żywo reaguje,
więc po prostu ją ignoruj – doradził młodszy brat Yuu.
– To twój sposób na wytrzymanie z
głośną bratową? – spytał Malfoy, obejmując Harry’ego w pasie. Całą grupką
siedzieli z dala od ciekawskich gapiów, więc Draco mógł sobie pozwolić na
więcej swobody.
– Poniekąd możesz mieć rację… –
zgodził się, popijając kremowe piwo.
– Ale, ale…! – Yumi zerknęła na
Harry’ego błyszczącymi oczyma, po czym zwróciła się do Ślizgona. – Jak to jest,
Ryuu, że z przystojnego idioty znalazłeś sobie takie ciacho?
– Nie martw się, też jest idiotą.
– Malfoy uśmiechnął się, cmokając ucho Gryfona.
– Ej! – fuknął Gryfon i uderzył
go lekko łokciem w bok.
– I do tego brutal! – dodał z
urazą. Towarzystwo roześmiało się szczerze.
– To mój sposób na wytrzymanie ze
ślizgońskim księciuniem – przedrześnił swojego chłopaka, ale w kącikach ust
błąkał mu się uśmiech. Zaraz też objął go i pogładził jakby na zgodę po boku.
– Już go lubię! –
powiedziała z uśmiechem Masaki.
– A ja go już nie… – sapnął,
odwracając głowę w drugą stronę.
– Gratuluję wytrzymania z nim…
tyle, ile wytrzymałeś. – Kei pokręcił głową. – Ja w wakacje miałem go czasami
dość, a robię tylko za jego kuzyna.
– Jesteśmy razem niecały miesiąc.
I w sumie nie mam wielkiego wyboru, bo chyba bym zwariował, gdyby zabrakło go
przy mnie – odparł z lekkim rozbawieniem. Dopiero gdy zobaczył miny
pozostałych, dotarło do niego, co tak właściwie powiedział. Odwrócił głowę, i
spróbował się wcisnąć w siedzenie, czując jak palą go policzki.
– Ej, nie odwracaj mi się tutaj –
zamruczał Draco, łapiąc Harry’ego za szczękę i całując go leniwie w usta.
Brunet pozwolił mu na to jedynie przez parę sekund, po czym odsunął się wciąż
zażenowany, ale i w gruncie rzeczy zadowolony z reakcji Draco. Nie mógł się
jednak przemóc, by spojrzeć na twarze Japończyków, więc utkwił wzrok w swoim
piwie kremowym.
– Oni obydwoje są jednak
uroczy – szepnęła konspiracyjnie Yumi, wywołując u Pottera jeszcze większe
zażenowanie. Bo chociaż nie wiedział, co dziewczyna mówiła, był pewien, że ich
obgadywała.
Chłopak zaczął sączyć swoje piwo
w nadziei, że kufel choć trochę zakrywa jego z pewnością kompletnie czerwoną
twarz. Najpierw myśl, potem mów! Czy to tak trudno zapamiętać?!
– Yumi, zawstydzasz mi
chłopaka – skarcił ją Malfoy z udawanym niezadowoleniem. – Tylko ja mogę
to robić.
– Czyżby ktoś tu próbował mieć
monopol na zawstydzanie Harry’ego Pottera? – spytał ubawiony Yuu.
– Próbował? Mam monopol na
wszystko, co dotyczy mojego chłopaka.
– Hahaha! Jaki pewny siebie! –
zaśmiał się model.
– Draco, mógłbyś przetłumaczyć? –
poprosił cicho, zerkając wreszcie po towarzyszach i odstawiając szklankę. W tym
tempie zaraz zabraknie mu piwa, za którym mógłby się schować… Nie żeby planował
dalej wpędzać się w zakłopotanie. – Jedyne co zrozumiałem to moje nazwisko.
– Zazdroszczą mi najlepszego
chłopaka w promieniu tysiąca mil.
– Weź już nie zmyślaj, Ryuu – cmoknęła
cicho Yumi, sięgając do torebki i wyciągając komórkę. – O, dziadek pisze, że
już skończył spotkanie z dyrektorem i niedługo do nas dołączy!
– Myślałem, że tylko my tu
będziemy – odparł Draco, marszcząc brwi. – Harry’emu może być niezręcznie,
kiedy dojdzie do nas jeszcze jedna osoba.
– Nie musisz się mną przejmować,
przecież to nic takiego – odparł brunet. Zmiana tematu pozwoliła mu odetchnąć i
teraz czuł, jak rumieniec wreszcie opuszcza stopniowo jego policzki. Z kolei
samo dołączenie dziadka Yumi oznaczało, że nikt już nie będzie wprowadzał go w
zakłopotanie, więc nawet popierał tę opcję. Zwłaszcza że wbrew pozorom czuł się
dość swobodnie przy tych ludziach i nie miałby nic przeciwko lepszemu poznaniu
ich.
– Jesteś tego pewien? – spytał
łagodnie blondyn, kładąc rękę na kolanie chłopaka.
– A może chodzi o to, że dziadek
jest podobny do swojego brata? – Nastolatka rzuciła Draco stroskane spojrzenie.
– Jego widok przywołuje wspomnienia?
Harry sprzedał sobie mentalnego
kopa. Czemu sam się nie domyślił? Przecież doskonale pamięta, jak Draco
przeżywał jego śmierć. A skoro ten mężczyzna jest bratem Abraxasa, to bardzo
prawdopodobne, że go przypomina. Draco miał rację, nazywając go idiotą.
Objął mocniej chłopaka, wtulając
go w swój bok.
– To nie o to chodzi – odparł
Ślizgon, opierając się o niego wygodniej. Cała czwórka mogła widzieć, jak nutka
smutku w jego oczach, która pojawiła się na słowa kuzynki, całkowicie znika. A
wszystko przez większe zainteresowanie rąk Pottera, by zagarnąć Draco bardziej
dla siebie.
Może właśnie brunet był jego
opoką w trudnych chwilach?
– Po prostu wujek Seporian jest
dość specyficznym człowiekiem, nawet jak na Malfoya.
– Ach, tak? – Z boku dobiegł ich
rozbawiony głos. Całą szóstką spojrzeli na nowo przybyłego, którym (jak można
się było domyślić) był Seporian Onodera, kiedyś Malfoy.
W Harry’ego uderzyło jak bardzo
mężczyzna był podobny do dziadka Draco. Od śmierci Abraxasa Malfoya w gazetach
już niejednokrotnie przewinęło się zdjęcie byłego najstarszego Malfoya. I co
ważniejsze doskonale pamiętał go ze swojej wizji.
Jedyną różnicą między nimi był
wyraz twarzy. Abraxas na każdym zdjęciu był poważny, jakby najmniejszy gram
uczuć miał go zabić. Z kolei obecny tu mężczyzna zdawał się nie mieć nad sobą
widma kary za jakikolwiek uśmiech.
Wśród kuzynostwa Draco rozniosły
się powitania w ich ojczystym języku, na które najstarszy mężczyzna,
odpowiedział z delikatnym rozbawieniem.
Spojrzał na Pottera, który w tym
momencie podniósł się ze swojego miejsca, witając z mężczyzną.
– Więc pan jest ulubieńcem Draco,
hmm? – zagaił, przyjmując uścisk dłoni. Pochylił się do niego delikatnie, by
powiedzieć mu cichszym głosem. – Masz dobre podstawy, ale prawda jest taka, że
to starsza osoba pierwsza podaje dłoń do uścisku. W innym wypadku jest to
niegrzeczne. – Po czym jakby nigdy nic, odsunął się i usiadł obok jedynej
wnuczki, obejmując ją ramieniem.
Brunet zajął z powrotem swoje
miejsce, błagając w duchu, by to spotkanie jak najszybciej się skończyło. Nie
wiedział, jaki jest dzienny limit zbłaźniania się, ale obiecał sobie, że go
dziś nie wykorzysta.
– O czym rozmawiałeś z
dyrektorem? – spytał Draco, ponownie wtulając się plecami w bok Harry’ego.
– Wiesz, że to niegrzeczne, pytać
o takie sprawy? – Seporian odpowiedział pytaniem na pytanie, ale Draco nie
zrobiło się ani trochę głupio.
– Wiem, że i tak nam powiesz,
wuju, więc nie zwracałem na to uwagi – odparł blondyn bez cienia wahania.
– Czysty Ab… A jeśli chodzi o
moje spotkanie… – Były Malfoy uśmiechnął się i zaraz spoważniał. Rzucił dłuższe
spojrzenie każdemu z osobna. Maki odpowiedziała mu wesołym uśmiechem, Yumi i
Kei nie zmienili wyrazu twarzy, a pozostała trójka również spoważniała. –
Wspominaliśmy dawne czasy.
– Nie zostawałbyś w Anglii
tylko na wspominki!
– Dziadku, myślę, że nie
musisz się powstrzymywać...
– Nie ufam dzieciakowi,
którego nie znam. Skąd mam wiedzieć...
– On jest pieprzonym
bohaterem! – podniósł nieznacznie głos Draco. – Jeśli jemu nie chcesz
ufać, to komu masz?
– Ryuu-chan ma rację –
poparła chłopaka Masaki. – Harry wydaje się być dobrym chłopcem.
– A czemu mam ufać mu? Bo jest
bohaterem? Bo ty masz takie przeczucie?
– Moje lisy nie zareagowały na
niego w żaden sposób.Więc nie może być zły.
– A ta jak zwykle opiera
zdanie na lisach…
– Emm… Draco, chyba jednak…
– Czekaj – rzucił do niego Draco
i kontynuował sprzeczkę z resztą. – Ufam Harry’emu i wiem, że możesz mu
powiedzieć. Gdybyś miał kogoś wykluczać, to w pierwszej chwili powinieneś
wykopać mnie; sam wiesz czemu.
– Co? O co chodzi?
– Czemu ciebie, Ryuu?
– Cisza… – powiedział
nagle mężczyzna. Jego wnuki i Draco posłusznie zamilkli, patrząc wyczekująco na
Seporiana. – Ufasz mu, rozumiem. A ufasz mu na tyle, że powiedziałeś o swoim
smoku?
– Harry wie o Galenie. Nie
tylko mu o niej powiedziałem, ale też zaprowadziłem go do niej.
Gryfon spojrzał z lekką
konsternacją na blondyna, nie bardzo rozumiejąc, jakim cudem rozmowa zeszła na jego
smoczycę.
– Dobrze. Dobrze. – Kiwnął
głową starzec. – A wie o twoim ojcu?
– Sam go oskarżał o bycie… nie
wiem, jak to określenie idzie po japońsku.
– Używamy angielskiej formy –
podpowiedział mu Yuu.
– No więc… Śmierciożercą. Wie
nawet o tym, jak dokładnie wyglądała śmierć dziadka. Nie mam przed nim
tajemnic.
– Czyżby? – Seporian
spojrzał na Draco, który zarumienił się nagle, kiedy zrozumiał, co wuj miał na
myśli. – Czyli nie wszystko…
– O czym wy, na Merlina,
rozmawiacie?
– Sprawdzam, czy mogę ci ufać –
powiedział jakby nigdy nic, mężczyzna. – Więc ufacie mu wszyscy? Uważacie,
że też powinienem mu ufać?
Ciała piątka kiwnęła natychmiast
głową
– Dobrze. – Onodera spojrzał
wprost na Pottera. – Moje wnuki przekonały mnie, że jesteś godzien zaufania.
Twój chłopak najbardziej za tobą stawał w obronie.
Gryfon szybko zapomniał o
niezręczności, którą czuł przez całą rozmowę swoich towarzyszy, na rzecz
przyjemnego ciepła rozchodzącego się w jego piersi. Uśmiechnął się lekko i ścisnął
lekko dłoń Draco.
– Nie zawiodę pańskiego zaufania.
– Więc teraz powiesz, o co
chodzi, prawda? – domagał się blondyn.
– Zaoferowałem swoją pomoc w
wojnie z Voldemortem. Znajdę osobę odpowiedzialną za śmierć mojego brata. Oraz
zbiorę grupę czarodziejów, którzy wezmą udział w ostatecznej bitwie, która z
pewnością będzie miała miejsce.
– To nie jest wcale głupi pomysł.
Wasza magia działa całkowicie inaczej niż nasza… Wykorzystujecie swoje chowańce
dla przykładu. Część z was na etapie cesarskiego formatowania transmutuje różki
w część garderoby, z którą się nie rozstaje.
– To jest bardzo pomocne –
przytaknął Yuu. – Czasami po prostu nie ma możliwości, żeby w tłumie ludzi
spokojnie wyciągnąć różdżkę. – Dotknął czarnych i brązowych rzemyków na
nadgarstku.
– Nie przypuszczałem, że coś
takiego jest możliwe. Do tej pory uczono nas, że próby transmutacji magicznych
przedmiotów mogą w nieprzewidziany sposób zmienić ich właściwości albo że staną
się one po prostu bezużyteczne.
– Hahaha, u nas ciągle się tak
zdarza. Ja chyba z pół roku przygotowywałem się, by w ogóle podejść do tego
całego rytuału. Maki z kolei zajęło to trochę lepiej niż trzy tygodnie, ale
podejrzewam, że już wcześniej po kryjomu ćwiczyła i teraz tylko się przechwala.
– Kochanie, wiem, kiedy mnie
obgadujesz – mruknęła Masaki, wzdychając cicho i sięgając po sok. Upiła
mały łyczek, długą ręką gładząc się po brzuchu. – Ach, zmęczona jestem...
– Chcesz już iść? – spytał
natychmiast Yuusuke, całkowicie zapominając o reszcie. Złapał delikatnie szklankę,
którą trzymała w dłoni i odstawił ją na stół.
– Jeszcze nie. Chciałabym
pokazać Harry’emu na co mnie stać...
– W twoim stanie...
– Nie jestem kaleką.
– A więc to prawda? – spytał
nagle Draco, przerywając kuzynowi. – Jesteś w ciąży? Haruse wspominał mi o
tym w czwartek, ale nie chciałem dać wiary.
– Siódmy miesiąc. – Yuu
uśmiechnął się czule do narzeczonej, całując ją w dłoń. – Jednak wracając do
tematu. Sporo z nas idzie w różnych kierunkach. Tak jak u was są magomedycy,
a..au...
– Aurorzy – podpowiedział Harry,
nie kryjąc zainteresowania tematem.
– Dokładnie tak – przytaknął
model. – Oraz kilka innych profesji.
– Hmm, mógłbyś podać jakieś
przykłady? Do tej pory w sumie słyszałem raptem o paru możliwych drogach, jakie
można obrać w magicznym świecie.
– Maki jest Cesarzową Opiekunką
Stworzeń Magicznych, więc nazwa mówi sama za siebie. Z racji tytułu może mieć
więcej niż dwa chowańce.
– Dwa? – Draco zmarszczył brwi. –
Przecież można mieć tylko jednego chowańca.
– Bo tak na ogół jest, ale
zdarzają się przypadki, że osoba zdobywa drugiego w wyniku jakiegoś hmmm…
przypadku. Izaya w ten sposób ma już chowańca, chociaż powinien go zdobyć
dopiero za dwa lata.
– Izaya to nasz ośmioletni kuzyn
– wyjaśnił blondyn Gryfonowi.
– Wszyscy w Japonii mają swoje
chowańce? – spytał ze zdziwieniem.
– Tak. Chociaż na ogół są to
zwykle stworzenia. Maki z kolei może mieć za chowańca boskie stworzenia. –
Harry ściągnął brwi skołowany. – Jednak pewnie nie wiesz, o co chodzi, prawda?
– Yuusuke rzucił mu zakłopotane spojrzenie. – W Japonii wierzymy w wielu bogów
i w wiele pomniejszych bóstw. Większość z nich w wierzeniach przyjmuje
zwierzęce postacie, ale spora część z tych stworzeń istnieje naprawdę. Są
bardzo inteligentne i potrafią być niebezpieczne. Przykładem są lisie demony.
Masaki ma dwa pod swoją opieką.
– Lisie demony… Aha, okej… Wiesz,
to brzmi nieco przerażająco.
Kei uśmiechnął się rozbawiony.
– Maki-san… może przedstawisz
Harry’emu swoje kitsune? – spytał bratowej, która ochoczo przytaknęła.
Wyciągnęła przed siebie dłoń, na
którą nałożyła skórzaną rękawiczkę bez palców.
– Kiku, Koku, przybądźcie na
me wezwanie – mruknęła, a nad jej dłonią ukazała się złota mgła, która
zaraz przybrała postać dwóch duchowych lisów. Z kolejnymi pomrukami lisy stały się
bardziej materialne i wskoczyły na ramiona kobiety. Otarły się pyszczkami o
włosy, a następnie słysząc polecenie swej pani, rzuciły się w stronę Gryfona.
Zatrzymały się na krawędzi stołu, na wprost chłopaka. Ich nosy poruszyły się,
kiedy poznawały zapach Pottera.
– To właśnie są lisie demony.
Gryfon przezornie starał się za
bardzo nie poruszać, gdy go tak obwąchiwały, choć w gruncie rzeczy miał ochotę
ich dotknąć, by sprawdzić czy są materialne, czy to jednak tylko coś w rodzaju
ducha.
– Kiku i Koku bawiły się z Galeną
niedługo po tym jak się wykluła – powiedział Ślizgon, wyciągając rękę i gładząc
zwierzątko po prawej po łebku. Kiku przymknął oczy, ewidentnie lubiąc takie
drobne pieszczony. – Dotknij je. Dopóki Maki im nie wyda polecenia, nic ci nie
zrobią – zachęcił chłopaka.
– Nie wyglądają tak strasznie,
jak sugerowała nazwa. W sumie… są nawet urocze – oznajmił, idąc za radą
blondyna. Nie czuł ciepła, jak przy głaskaniu chociażby kota, ale nie było to
też uczucie podobne do dotknięcia ducha, bo ewidentnie czuł, że czegoś dotyka.
– Spodziewałem się już bardziej czegoś w stylu testrali.
– Bo to nie jest ich forma bojowa
– wyjaśnił starszy o rok Japończyk. – Boskie stworzenia tak mają. Niewinny
wygląd, który skrywa w sobie potwora. Gdyby lisy przybrały teraz swoją
prawdziwą postać, zniszczyłyby ten cały budynek.
– Używa się ich w walce, o ile
można to tak określić, równocześnie rzucając zaklęcia z pomocą różdżki, czy to
się wyklucza?
– A czy Draco, wydając polecenia
Galenie, jest pozbawiony możliwości użycia swojej różdżki?
– Nie, ale on jej nie przyzywa
ani nic takiego, no nie?
– Bo nie jest po cesarskim
formatowaniu.
– …Zdajesz sobie sprawę, że ten
termin kompletnie mi nic nie mówi?
– Oni chodzą do szkoły magicznej
w tym samym czasie co do mugolskiej. Każdy rok nazywany jest formatowaniem.
Cesarskie formatowanie jest czymś na kształt studiów – wyjaśnił Draco.
– Czyli jakby był, to mógłby
sobie w dowolnym miejscu przyzwać smoka? Gal nie byłaby… em materialna,
widoczna czy jakkolwiek to określić?
– To zależałoby tylko od Draco.
Maki zostawiła Kiku i Koku w domu, ale jest w stanie je przyzwać tutaj. Coś na
zasadzie świstoklika o globalnym zasięgu. Jednak im dalej tym, bardziej jest to
męczące.
– Ach, teraz to ma sens. Choć to
w sumie bardziej jak teleportacja wykonywana na nich niż świstoklik.
– Odwołaj je – polecił
kobiecie Seporian, widząc jak kropelki potu pojawiają się na jej twarzy. Maki
szepnęła coś, a postać lisów zafalowała i zniknęła.
– Maki dodatkowo się męczy, bo
jest w ciąży. Dlatego tak szybko musiała je odwołać. W innym wypadku lisy
mogłyby siedzieć tu co najmniej przez kilka godzin.
– Dziękuję w takim razie, że mimo
to postanowiłaś mi je pokazać. – Gryfon uśmiechnął się do niej z wdzięcznością.
Yuusuke powtórzył jego słowa Masaki, a ta posłała Harry’emu ciepły uśmiech.
//*//
Elena zastygła, widząc na swoim
zwyczajowym miejscu do nauki Hermionę. W sumie, czego się ona spodziewała?
Odkąd zaczęły ze sobą chodzić, szatynka zawsze wybierała jej stolik. Obydwie
przyzwyczaiły się do tego, że ich spotkania na ogół rozpoczynały się w
bibliotece. Razem odrabiały lekcje, Herm sprawdzała jej wypracowania z zaklęć
albo z mugoloznastwa.
Jednak myślała, że biorąc pod
uwagę ostatnie zdarzenia, minie troszkę czasu nim na siebie wpadną. Że Hermiona
będzie ją unikać w jakiś sposób…
Gryfonka nie zauważyła jej,
dlatego młodsza dziewczyna zrobiła krok do tyłu, a następnie wycofała się z
biblioteki. Zignorowała jednego chłopaka ze swojej grupy, który próbował
przywołać ją do siebie. Jeśli chciał od niej notatki, równie dobrze może przekazać
mu je wieczorem.
Nie zdołała dojść nawet do końca
korytarza, gdy ktoś chwycił ją za ramię i gwałtownie odwrócił.
– Długo jeszcze zamierzasz mnie
ignorować? Cały dzisiejszy dzień, gdy tylko na ciebie spojrzałam, patrzyłaś
dokładnie w przeciwnym kierunku. Rozumiem, że kilka razy to mógł być przypadek,
ale nie cały czas. I nie gdy robiłaś to tak oscentacyjnie… Aż tak cię ubodły
moje słowa?
– Ubodły? – powtórzyła za nią
głucho, patrząc na Gryfonkę z czymś dziwnym we wzroku.
– Och, no… “Zabolały”, czytałam
przed chwilą starą powieść, chyba się trochę przestawiłam...
– Wiem, co znaczy to słowo… Nie
jestem idiotką – podniosła nieznacznie głos, cofając się o krok.
– Nie twierdzę, że jesteś. –
Cmoknęła ze zniecierpliwieniem. – Zrobiło mi się nieco głupio, że rzuciłam
takim archaizmem.
– Nie musisz się tym przejmować.
W końcu moje zdanie nie ma tu nic do rzeczy. – Prince wzruszyła ramionami,
poprawiając torbę.
– Nie wygaduj głupot. Dobrze
wiesz, że twoja opinia ma dla mnie znaczenie.
– Ale nie jesteśmy razem...
– Słucham?! – sapnęła szatynka.
Brązowe oczy rozszerzyły się lekko.
– Czemu jesteś zdziwiona?
Przecież po tym, co odwaliłam, nie zdziwiłoby mnie, gdybyś nie chciała mieć ze
mną nic wspólnego.
Hermiona zamrugała kilkukrotnie,
ewidentnie przetwarzając w głowie słowa Ślizgonki. Po chwili wyraz szoku na jej
twarzy został zastąpiony przez gniew.
– Zresztą Cloe powiedziała, że
narobiłam ci...
– Nie obchodzi mnie, co ona
powiedziała! – fuknęła. – To prawda, że nie spodobało mi się, co wtedy
palnęłaś, ale nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że w podobny sposób od lat
zwracam uwagę Harry’emu i Ronowi. I jakoś nie przeszkadza mi to w kochaniu ich.
Więc dlaczego taka drobnostka miałaby zmienić moje nastawienie do ciebie? Czy
to nie ty chwilę wcześniej broniłaś mnie przed Igiem, zapewniając, że nie
jestem płytka? A teraz sama mnie o to posądzasz!
– Przepraszam… – szepnęła
zawstydzona, spuszczając wzrok na kamienną posadzkę.
Gryfonka patrzyła przez kilka
sekund na młodszą dziewczynę wzburzona, uspokajając oddech. Wreszcie odetchnęła
głęboko i postąpiwszy krok na przód, objęła Ślizgonkę.
– W porządku, nie gniewam się.
Więc może wrócisz ze mną do biblioteki? Zostawiłam tam w pośpiechu wszystkie
swoje rzeczy… No i brakuje mi towarzystwa na poziomie, bo przy tych moich dwóch
tępakach, czuję, że głupieję. – Odsunęła się na wyciągnięcie ramion i posłała
Prince rozbawione spojrzenie.
– To co tu jeszcze robimy? –
spytała z lekkim uśmiechem. – Chodźmy, chodźmy. Ktoś musi sprawdzić moją pracę
z zaklęć.
Hej,
OdpowiedzUsuńoch cudownie Draco broni swojego grafiaka... ;) cieszę się, że wyjaśniło się wszystko miedzy Hermioną, a Eleną...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Dobrze, że Elena i Hermiona się pogodziły
OdpowiedzUsuń