czwartek, 15 grudnia 2016

Rozdział 65.


~*~
Harry z nieco zakłopotanym uśmiechem wymieniał uściski dłoni z małą grupką Azjatów. Po tym jak razem z Draco dotarli do wioski, Ślizgon poinformował go o spotkaniu, jakie zaplanował ze swoim kuzynostwem.
Ryuu-chan, twój chłopak naprawdę jest podobny do nii-sana! – zawołała oniemiała kobieta. – Co prawda nie jest tak przystojny jak Haru-nii-san…
Maki-san, nie przesadzaj.
Harry, słysząc imię Yoshizawy z ust przyglądającej mu się kobiety, przybrał niezadowoloną minę.
– Mam nadzieję, że nie porównujecie mnie z Yoshi… emm, profesorem Yoshizawą – mruknął, zerkając z ukosa na swojego chłopaka. Nie miał nic przeciwko poznawaniu rodziny czy znajomych Draco, nawet jeśli jednocześnie byli w jakiś sposób powiązani z tym gościem, ale jakakolwiek wzmianka o nim samym drażniła go.
Och, czy on się właśnie nie złości o nii-sana?
Skarbie, podchodzisz do tego zbyt entuzjastycznie – skarcił ją z pobłażaniem Yuusuke. – Przepraszam, Harry, za moją narzeczoną.
– Och, nie, nie musisz przepraszać – odparł szybko Gryfon lekko zakłopotany.
– Maki zawsze zbyt żywo reaguje, więc po prostu ją ignoruj – doradził młodszy brat Yuu.
– To twój sposób na wytrzymanie z głośną bratową? – spytał Malfoy, obejmując Harry’ego w pasie. Całą grupką siedzieli z dala od ciekawskich gapiów, więc Draco mógł sobie pozwolić na więcej swobody.
– Poniekąd możesz mieć rację… – zgodził się, popijając kremowe piwo.
– Ale, ale…! – Yumi zerknęła na Harry’ego błyszczącymi oczyma, po czym zwróciła się do Ślizgona. – Jak to jest, Ryuu, że z przystojnego idioty znalazłeś sobie takie ciacho?
– Nie martw się, też jest idiotą. – Malfoy uśmiechnął się, cmokając ucho Gryfona.
– Ej! – fuknął Gryfon i uderzył go lekko łokciem w bok.
– I do tego brutal! – dodał z urazą. Towarzystwo roześmiało się szczerze.
– To mój sposób na wytrzymanie ze ślizgońskim księciuniem – przedrześnił swojego chłopaka, ale w kącikach ust błąkał mu się uśmiech. Zaraz też objął go i pogładził jakby na zgodę po boku.
Już go lubię! – powiedziała z uśmiechem Masaki.
– A ja go już nie… – sapnął, odwracając głowę w drugą stronę.
– Gratuluję wytrzymania z nim… tyle, ile wytrzymałeś. – Kei pokręcił głową. – Ja w wakacje miałem go czasami dość, a robię tylko za jego kuzyna.
– Jesteśmy razem niecały miesiąc. I w sumie nie mam wielkiego wyboru, bo chyba bym zwariował, gdyby zabrakło go przy mnie – odparł z lekkim rozbawieniem. Dopiero gdy zobaczył miny pozostałych, dotarło do niego, co tak właściwie powiedział. Odwrócił głowę, i spróbował się wcisnąć w siedzenie, czując jak palą go policzki.
– Ej, nie odwracaj mi się tutaj – zamruczał Draco, łapiąc Harry’ego za szczękę i całując go leniwie w usta. Brunet pozwolił mu na to jedynie przez parę sekund, po czym odsunął się wciąż zażenowany, ale i w gruncie rzeczy zadowolony z reakcji Draco. Nie mógł się jednak przemóc, by spojrzeć na twarze Japończyków, więc utkwił wzrok w swoim piwie kremowym.
Oni obydwoje są jednak uroczy – szepnęła konspiracyjnie Yumi, wywołując u Pottera jeszcze większe zażenowanie. Bo chociaż nie wiedział, co dziewczyna mówiła, był pewien, że ich obgadywała.
Chłopak zaczął sączyć swoje piwo w nadziei, że kufel choć trochę zakrywa jego z pewnością kompletnie czerwoną twarz. Najpierw myśl, potem mów! Czy to tak trudno zapamiętać?!
Yumi, zawstydzasz mi chłopaka – skarcił ją Malfoy z udawanym niezadowoleniem. – Tylko ja mogę to robić.
Czyżby ktoś tu próbował mieć monopol na zawstydzanie Harry’ego Pottera? – spytał ubawiony Yuu.
Próbował? Mam monopol na wszystko, co dotyczy mojego chłopaka.
Hahaha! Jaki pewny siebie! – zaśmiał się model.
– Draco, mógłbyś przetłumaczyć? – poprosił cicho, zerkając wreszcie po towarzyszach i odstawiając szklankę. W tym tempie zaraz zabraknie mu piwa, za którym mógłby się schować… Nie żeby planował dalej wpędzać się w zakłopotanie. – Jedyne co zrozumiałem to moje nazwisko.
– Zazdroszczą mi najlepszego chłopaka w promieniu tysiąca mil.
– Weź już nie zmyślaj, Ryuu – cmoknęła cicho Yumi, sięgając do torebki i wyciągając komórkę. – O, dziadek pisze, że już skończył spotkanie z dyrektorem i niedługo do nas dołączy!
– Myślałem, że tylko my tu będziemy – odparł Draco, marszcząc brwi. – Harry’emu może być niezręcznie, kiedy dojdzie do nas jeszcze jedna osoba.
– Nie musisz się mną przejmować, przecież to nic takiego – odparł brunet. Zmiana tematu pozwoliła mu odetchnąć i teraz czuł, jak rumieniec wreszcie opuszcza stopniowo jego policzki. Z kolei samo dołączenie dziadka Yumi oznaczało, że nikt już nie będzie wprowadzał go w zakłopotanie, więc nawet popierał tę opcję. Zwłaszcza że wbrew pozorom czuł się dość swobodnie przy tych ludziach i nie miałby nic przeciwko lepszemu poznaniu ich.
– Jesteś tego pewien? – spytał łagodnie blondyn, kładąc rękę na kolanie chłopaka.
– A może chodzi o to, że dziadek jest podobny do swojego brata? – Nastolatka rzuciła Draco stroskane spojrzenie. – Jego widok przywołuje wspomnienia?
Harry sprzedał sobie mentalnego kopa. Czemu sam się nie domyślił? Przecież doskonale pamięta, jak Draco przeżywał jego śmierć. A skoro ten mężczyzna jest bratem Abraxasa, to bardzo prawdopodobne, że go przypomina. Draco miał rację, nazywając go idiotą.
Objął mocniej chłopaka, wtulając go w swój bok.
– To nie o to chodzi – odparł Ślizgon, opierając się o niego wygodniej. Cała czwórka mogła widzieć, jak nutka smutku w jego oczach, która pojawiła się na słowa kuzynki, całkowicie znika. A wszystko przez większe zainteresowanie rąk Pottera, by zagarnąć Draco bardziej dla siebie.
Może właśnie brunet był jego opoką w trudnych chwilach?
– Po prostu wujek Seporian jest dość specyficznym człowiekiem, nawet jak na Malfoya.
– Ach, tak? – Z boku dobiegł ich rozbawiony głos. Całą szóstką spojrzeli na nowo przybyłego, którym (jak można się było domyślić) był Seporian Onodera, kiedyś Malfoy.
W Harry’ego uderzyło jak bardzo mężczyzna był podobny do dziadka Draco. Od śmierci Abraxasa Malfoya w gazetach już niejednokrotnie przewinęło się zdjęcie byłego najstarszego Malfoya. I co ważniejsze doskonale pamiętał go ze swojej wizji.
Jedyną różnicą między nimi był wyraz twarzy. Abraxas na każdym zdjęciu był poważny, jakby najmniejszy gram uczuć miał go zabić. Z kolei obecny tu mężczyzna zdawał się nie mieć nad sobą widma kary za jakikolwiek uśmiech.
Wśród kuzynostwa Draco rozniosły się powitania w ich ojczystym języku, na które najstarszy mężczyzna, odpowiedział z delikatnym rozbawieniem.
Spojrzał na Pottera, który w tym momencie podniósł się ze swojego miejsca, witając z mężczyzną.
– Więc pan jest ulubieńcem Draco, hmm? – zagaił, przyjmując uścisk dłoni. Pochylił się do niego delikatnie, by powiedzieć mu cichszym głosem. – Masz dobre podstawy, ale prawda jest taka, że to starsza osoba pierwsza podaje dłoń do uścisku. W innym wypadku jest to niegrzeczne. – Po czym jakby nigdy nic, odsunął się i usiadł obok jedynej wnuczki, obejmując ją ramieniem.
Brunet zajął z powrotem swoje miejsce, błagając w duchu, by to spotkanie jak najszybciej się skończyło. Nie wiedział, jaki jest dzienny limit zbłaźniania się, ale obiecał sobie, że go dziś nie wykorzysta.
– O czym rozmawiałeś z dyrektorem? – spytał Draco, ponownie wtulając się plecami w bok Harry’ego.
– Wiesz, że to niegrzeczne, pytać o takie sprawy? – Seporian odpowiedział pytaniem na pytanie, ale Draco nie zrobiło się ani trochę głupio.
– Wiem, że i tak nam powiesz, wuju, więc nie zwracałem na to uwagi – odparł blondyn bez cienia wahania.
– Czysty Ab… A jeśli chodzi o moje spotkanie… – Były Malfoy uśmiechnął się i zaraz spoważniał. Rzucił dłuższe spojrzenie każdemu z osobna. Maki odpowiedziała mu wesołym uśmiechem, Yumi i Kei nie zmienili wyrazu twarzy, a pozostała trójka również spoważniała. – Wspominaliśmy dawne czasy.
Nie zostawałbyś w Anglii tylko na wspominki!
Dziadku, myślę, że nie musisz się powstrzymywać...
Nie ufam dzieciakowi, którego nie znam. Skąd mam wiedzieć...
On jest pieprzonym bohaterem! – podniósł nieznacznie głos Draco. – Jeśli jemu nie chcesz ufać, to komu masz?
Ryuu-chan ma rację – poparła chłopaka Masaki. – Harry wydaje się być dobrym chłopcem.
A czemu mam ufać mu? Bo jest bohaterem? Bo ty masz takie przeczucie?
Moje lisy nie zareagowały na niego w żaden sposób.Więc nie może być zły.
A ta jak zwykle opiera zdanie na lisach…
– Emm… Draco, chyba jednak…
– Czekaj – rzucił do niego Draco i kontynuował sprzeczkę z resztą. – Ufam Harry’emu i wiem, że możesz mu powiedzieć. Gdybyś miał kogoś wykluczać, to w pierwszej chwili powinieneś wykopać mnie; sam wiesz czemu.
Co? O co chodzi?
Czemu ciebie, Ryuu?
Cisza… – powiedział nagle mężczyzna. Jego wnuki i Draco posłusznie zamilkli, patrząc wyczekująco na Seporiana. – Ufasz mu, rozumiem. A ufasz mu na tyle, że powiedziałeś o swoim smoku?
Harry wie o Galenie. Nie tylko mu o niej powiedziałem, ale też zaprowadziłem go do niej.
Gryfon spojrzał z lekką konsternacją na blondyna, nie bardzo rozumiejąc, jakim cudem rozmowa zeszła na jego smoczycę.
Dobrze. Dobrze. – Kiwnął głową starzec. – A wie o twoim ojcu?
Sam go oskarżał o bycie… nie wiem, jak to określenie idzie po japońsku.
Używamy angielskiej formy – podpowiedział mu Yuu.
No więc… Śmierciożercą. Wie nawet o tym, jak dokładnie wyglądała śmierć dziadka. Nie mam przed nim tajemnic.
Czyżby? – Seporian spojrzał na Draco, który zarumienił się nagle, kiedy zrozumiał, co wuj miał na myśli. – Czyli nie wszystko…
– O czym wy, na Merlina, rozmawiacie?
– Sprawdzam, czy mogę ci ufać – powiedział jakby nigdy nic, mężczyzna. – Więc ufacie mu wszyscy? Uważacie, że też powinienem mu ufać?
Ciała piątka kiwnęła natychmiast głową
– Dobrze. – Onodera spojrzał wprost na Pottera. – Moje wnuki przekonały mnie, że jesteś godzien zaufania. Twój chłopak najbardziej za tobą stawał w obronie.
Gryfon szybko zapomniał o niezręczności, którą czuł przez całą rozmowę swoich towarzyszy, na rzecz przyjemnego ciepła rozchodzącego się w jego piersi. Uśmiechnął się lekko i ścisnął lekko dłoń Draco.
– Nie zawiodę pańskiego zaufania.
– Więc teraz powiesz, o co chodzi, prawda? – domagał się blondyn.
– Zaoferowałem swoją pomoc w wojnie z Voldemortem. Znajdę osobę odpowiedzialną za śmierć mojego brata. Oraz zbiorę grupę czarodziejów, którzy wezmą udział w ostatecznej bitwie, która z pewnością będzie miała miejsce.
– To nie jest wcale głupi pomysł. Wasza magia działa całkowicie inaczej niż nasza… Wykorzystujecie swoje chowańce dla przykładu. Część z was na etapie cesarskiego formatowania transmutuje różki w część garderoby, z którą się nie rozstaje.
– To jest bardzo pomocne – przytaknął Yuu. – Czasami po prostu nie ma możliwości, żeby w tłumie ludzi spokojnie wyciągnąć różdżkę. – Dotknął czarnych i brązowych rzemyków na nadgarstku.
– Nie przypuszczałem, że coś takiego jest możliwe. Do tej pory uczono nas, że próby transmutacji magicznych przedmiotów mogą w nieprzewidziany sposób zmienić ich właściwości albo że staną się one po prostu bezużyteczne.
– Hahaha, u nas ciągle się tak zdarza. Ja chyba z pół roku przygotowywałem się, by w ogóle podejść do tego całego rytuału. Maki z kolei zajęło to trochę lepiej niż trzy tygodnie, ale podejrzewam, że już wcześniej po kryjomu ćwiczyła i teraz tylko się przechwala.
Kochanie, wiem, kiedy mnie obgadujesz – mruknęła Masaki, wzdychając cicho i sięgając po sok. Upiła mały łyczek, długą ręką gładząc się po brzuchu. – Ach, zmęczona jestem...
Chcesz już iść? – spytał natychmiast Yuusuke, całkowicie zapominając o reszcie. Złapał delikatnie szklankę, którą trzymała w dłoni i odstawił ją na stół.
Jeszcze nie. Chciałabym pokazać Harry’emu na co mnie stać...
W twoim stanie...
Nie jestem kaleką.
A więc to prawda? – spytał nagle Draco, przerywając kuzynowi. – Jesteś w ciąży? Haruse wspominał mi o tym w czwartek, ale nie chciałem dać wiary.
Siódmy miesiąc. – Yuu uśmiechnął się czule do narzeczonej, całując ją w dłoń. – Jednak wracając do tematu. Sporo z nas idzie w różnych kierunkach. Tak jak u was są magomedycy, a..au...
– Aurorzy – podpowiedział Harry, nie kryjąc zainteresowania tematem.
– Dokładnie tak – przytaknął model. – Oraz kilka innych profesji.
– Hmm, mógłbyś podać jakieś przykłady? Do tej pory w sumie słyszałem raptem o paru możliwych drogach, jakie można obrać w magicznym świecie.
– Maki jest Cesarzową Opiekunką Stworzeń Magicznych, więc nazwa mówi sama za siebie. Z racji tytułu może mieć więcej niż dwa chowańce.
– Dwa? – Draco zmarszczył brwi. – Przecież można mieć tylko jednego chowańca.
– Bo tak na ogół jest, ale zdarzają się przypadki, że osoba zdobywa drugiego w wyniku jakiegoś hmmm… przypadku. Izaya w ten sposób ma już chowańca, chociaż powinien go zdobyć dopiero za dwa lata.
– Izaya to nasz ośmioletni kuzyn – wyjaśnił blondyn Gryfonowi.
– Wszyscy w Japonii mają swoje chowańce? – spytał ze zdziwieniem.
– Tak. Chociaż na ogół są to zwykle stworzenia. Maki z kolei może mieć za chowańca boskie stworzenia. – Harry ściągnął brwi skołowany. – Jednak pewnie nie wiesz, o co chodzi, prawda? – Yuusuke rzucił mu zakłopotane spojrzenie. – W Japonii wierzymy w wielu bogów i w wiele pomniejszych bóstw. Większość z nich w wierzeniach przyjmuje zwierzęce postacie, ale spora część z tych stworzeń istnieje naprawdę. Są bardzo inteligentne i potrafią być niebezpieczne. Przykładem są lisie demony. Masaki ma dwa pod swoją opieką.
– Lisie demony… Aha, okej… Wiesz, to brzmi nieco przerażająco.
Kei uśmiechnął się rozbawiony.
Maki-san… może przedstawisz Harry’emu swoje kitsune? – spytał bratowej, która ochoczo przytaknęła.
Wyciągnęła przed siebie dłoń, na którą nałożyła skórzaną rękawiczkę bez palców.
Kiku, Koku, przybądźcie na me wezwanie – mruknęła, a nad jej dłonią ukazała się złota mgła, która zaraz przybrała postać dwóch duchowych lisów. Z kolejnymi pomrukami lisy stały się bardziej materialne i wskoczyły na ramiona kobiety. Otarły się pyszczkami o włosy, a następnie słysząc polecenie swej pani, rzuciły się w stronę Gryfona. Zatrzymały się na krawędzi stołu, na wprost chłopaka. Ich nosy poruszyły się, kiedy poznawały zapach Pottera.
– To właśnie są lisie demony.
Gryfon przezornie starał się za bardzo nie poruszać, gdy go tak obwąchiwały, choć w gruncie rzeczy miał ochotę ich dotknąć, by sprawdzić czy są materialne, czy to jednak tylko coś w rodzaju ducha.
– Kiku i Koku bawiły się z Galeną niedługo po tym jak się wykluła – powiedział Ślizgon, wyciągając rękę i gładząc zwierzątko po prawej po łebku. Kiku przymknął oczy, ewidentnie lubiąc takie drobne pieszczony. – Dotknij je. Dopóki Maki im nie wyda polecenia, nic ci nie zrobią – zachęcił chłopaka.
– Nie wyglądają tak strasznie, jak sugerowała nazwa. W sumie… są nawet urocze – oznajmił, idąc za radą blondyna. Nie czuł ciepła, jak przy głaskaniu chociażby kota, ale nie było to też uczucie podobne do dotknięcia ducha, bo ewidentnie czuł, że czegoś dotyka. – Spodziewałem się już bardziej czegoś w stylu testrali.
– Bo to nie jest ich forma bojowa – wyjaśnił starszy o rok Japończyk. – Boskie stworzenia tak mają. Niewinny wygląd, który skrywa w sobie potwora. Gdyby lisy przybrały teraz swoją prawdziwą postać, zniszczyłyby ten cały budynek.
– Używa się ich w walce, o ile można to tak określić, równocześnie rzucając zaklęcia z pomocą różdżki, czy to się wyklucza?
– A czy Draco, wydając polecenia Galenie, jest pozbawiony możliwości użycia swojej różdżki?
– Nie, ale on jej nie przyzywa ani nic takiego, no nie?
– Bo nie jest po cesarskim formatowaniu.
– …Zdajesz sobie sprawę, że ten termin kompletnie mi nic nie mówi?
– Oni chodzą do szkoły magicznej w tym samym czasie co do mugolskiej. Każdy rok nazywany jest formatowaniem. Cesarskie formatowanie jest czymś na kształt studiów – wyjaśnił Draco.
– Czyli jakby był, to mógłby sobie w dowolnym miejscu przyzwać smoka? Gal nie byłaby… em materialna, widoczna czy jakkolwiek to określić?
– To zależałoby tylko od Draco. Maki zostawiła Kiku i Koku w domu, ale jest w stanie je przyzwać tutaj. Coś na zasadzie świstoklika o globalnym zasięgu. Jednak im dalej tym, bardziej jest to męczące.
– Ach, teraz to ma sens. Choć to w sumie bardziej jak teleportacja wykonywana na nich niż świstoklik.
Odwołaj je – polecił kobiecie Seporian, widząc jak kropelki potu pojawiają się na jej twarzy. Maki szepnęła coś, a postać lisów zafalowała i zniknęła.
– Maki dodatkowo się męczy, bo jest w ciąży. Dlatego tak szybko musiała je odwołać. W innym wypadku lisy mogłyby siedzieć tu co najmniej przez kilka godzin.
– Dziękuję w takim razie, że mimo to postanowiłaś mi je pokazać. – Gryfon uśmiechnął się do niej z wdzięcznością. Yuusuke powtórzył jego słowa Masaki, a ta posłała Harry’emu ciepły uśmiech.
//*//
Elena zastygła, widząc na swoim zwyczajowym miejscu do nauki Hermionę. W sumie, czego się ona spodziewała? Odkąd zaczęły ze sobą chodzić, szatynka zawsze wybierała jej stolik. Obydwie przyzwyczaiły się do tego, że ich spotkania na ogół rozpoczynały się w bibliotece. Razem odrabiały lekcje, Herm sprawdzała jej wypracowania z zaklęć albo z mugoloznastwa.
Jednak myślała, że biorąc pod uwagę ostatnie zdarzenia, minie troszkę czasu nim na siebie wpadną. Że Hermiona będzie ją unikać w jakiś sposób…
Gryfonka nie zauważyła jej, dlatego młodsza dziewczyna zrobiła krok do tyłu, a następnie wycofała się z biblioteki. Zignorowała jednego chłopaka ze swojej grupy, który próbował przywołać ją do siebie. Jeśli chciał od niej notatki, równie dobrze może przekazać mu je wieczorem.
Nie zdołała dojść nawet do końca korytarza, gdy ktoś chwycił ją za ramię i gwałtownie odwrócił.
– Długo jeszcze zamierzasz mnie ignorować? Cały dzisiejszy dzień, gdy tylko na ciebie spojrzałam, patrzyłaś dokładnie w przeciwnym kierunku. Rozumiem, że kilka razy to mógł być przypadek, ale nie cały czas. I nie gdy robiłaś to tak oscentacyjnie… Aż tak cię ubodły moje słowa?
– Ubodły? – powtórzyła za nią głucho, patrząc na Gryfonkę z czymś dziwnym we wzroku.
– Och, no… “Zabolały”, czytałam przed chwilą starą powieść, chyba się trochę przestawiłam...
– Wiem, co znaczy to słowo… Nie jestem idiotką – podniosła nieznacznie głos, cofając się o krok.
– Nie twierdzę, że jesteś. – Cmoknęła ze zniecierpliwieniem. – Zrobiło mi się nieco głupio, że rzuciłam takim archaizmem.
– Nie musisz się tym przejmować. W końcu moje zdanie nie ma tu nic do rzeczy. – Prince wzruszyła ramionami, poprawiając torbę.
– Nie wygaduj głupot. Dobrze wiesz, że twoja opinia ma dla mnie znaczenie.
– Ale nie jesteśmy razem...
– Słucham?! – sapnęła szatynka. Brązowe oczy rozszerzyły się lekko.
– Czemu jesteś zdziwiona? Przecież po tym, co odwaliłam, nie zdziwiłoby mnie, gdybyś nie chciała mieć ze mną nic wspólnego.
Hermiona zamrugała kilkukrotnie, ewidentnie przetwarzając w głowie słowa Ślizgonki. Po chwili wyraz szoku na jej twarzy został zastąpiony przez gniew.
– Zresztą Cloe powiedziała, że narobiłam ci...
– Nie obchodzi mnie, co ona powiedziała! – fuknęła. – To prawda, że nie spodobało mi się, co wtedy palnęłaś, ale nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że w podobny sposób od lat zwracam uwagę Harry’emu i Ronowi. I jakoś nie przeszkadza mi to w kochaniu ich. Więc dlaczego taka drobnostka miałaby zmienić moje nastawienie do ciebie? Czy to nie ty chwilę wcześniej broniłaś mnie przed Igiem, zapewniając, że nie jestem płytka? A teraz sama mnie o to posądzasz!
– Przepraszam… – szepnęła zawstydzona, spuszczając wzrok na kamienną posadzkę.
Gryfonka patrzyła przez kilka sekund na młodszą dziewczynę wzburzona, uspokajając oddech. Wreszcie odetchnęła głęboko i postąpiwszy krok na przód, objęła Ślizgonkę.
– W porządku, nie gniewam się. Więc może wrócisz ze mną do biblioteki? Zostawiłam tam w pośpiechu wszystkie swoje rzeczy… No i brakuje mi towarzystwa na poziomie, bo przy tych moich dwóch tępakach, czuję, że głupieję. – Odsunęła się na wyciągnięcie ramion i posłała Prince rozbawione spojrzenie.
– To co tu jeszcze robimy? – spytała z lekkim uśmiechem. – Chodźmy, chodźmy. Ktoś musi sprawdzić moją pracę z zaklęć.
~*~

2 komentarze:

  1. Hej,
    och cudownie Draco broni swojego grafiaka... ;) cieszę się, że wyjaśniło się wszystko miedzy Hermioną, a Eleną...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że Elena i Hermiona się pogodziły

    OdpowiedzUsuń