sobota, 12 listopada 2016

Rozdział 63.


Bierzcie i jedz... czytajcie sobie ^.^
Enjoy :)
 
~*~



– Draco… mówiłem całkiem poważnie o tym, że nie możesz wrócić do domu – odezwał się cicho Harry, gdy jakąś godzinę później leżeli w łóżku. Draco zakończył ich rozmowę, stwierdzając, że idzie się wykąpać. Sam. Było to o tyle dobre posunięcie, że przez ten czas obaj zdążyli ochłonąć i teraz mogli dokończyć rozmowę nieco spokojniej. Choć Draco sprawiał wrażenie mało chętnego.
– Więc co? Mam stać się bezdomnym? – spytał z westchnieniem, próbując znaleźć sobie wygodne miejsce. Powiercił się trochę, ostatecznie układając się na lewym boku, przodem do Gryfona.
– Nie. Do końca roku wciąż pozostało ponad pół roku, przez ten czas zdążymy coś wymyślić. Po prostu...
– To nie przejdzie, Harry.
– Nie możesz zostać na święta w zamku?
– To nie jest takie proste… Mam pozwolić matce zostać tam samej? Pozwolić, aby Igniss wrócił tam sam, bo to z pewnością zrobi, kiedy dowie się, że ja porzuciłem własną rodzicielkę. – Pokręcił smutno głową. – Nie mogę…
– Nie chciałem, by to zabrzmiało, jakbym prosił cię, byś ją porzucił… Wybacz.
– Nie przepraszaj… Po prostu to wciąż jest świeże, wiesz? Śmierć dziadka. Ciężko mi wybiegać tak daleko w przód…
Harry bardzo chciał, by Draco obiecał mu już teraz, że zostanie tu, gdzie był poza zasięgiem Voldemorta… Nie. Mylił się. Nawet w zamku Draco nie był całkiem bezpieczny. Przecież nie tak dawno napadł na niego Nott. Co jeśli inny poplecznik Voldemorta wciąż się gdzieś czai? Co, jeśli on także zostałby w zamku? Jeśli naprawdę by mu to obiecał, jeśli zostałby tutaj sam i został zaatakowany, gdy Harry będzie spędzał beztroskie chwile w Norze… Nigdy by sobie tego nie wybaczył.
– Dobrze… – westchnął ciężko, kiedy cisza między nimi wydłużała się. – Będę ostrożny i jeśli tylko dojrzę taką możliwość, nie wrócę na święta. Masz moje słowo. Może uda mi się przekonać matkę, by na ten czas wyjechała do Francji. – Przygryzł nieznacznie wargę, zastanawiając się jak powinien to rozegrać. Zresztą nie wiedział nawet, kiedy Narcyza zostanie wypuszczona ze szpitala.
– W takim razie zostanę na ferie w zamku. Co prawda przystałem wczoraj na zaproszenie od mamy Rona, ale wciąż mogę się wycofać. Jeśli uda ci się wykręcić od powrotu do domu, to chcę spędzić z tobą...
– Nie – przerwał mu chłopak gwałtownie. – Nie rezygnuj. Znając was, zaproszenie padło gdzieś na forum, czyż nie? – Potter mruknął potakująco. – Z kilkoma ciekawskimi parami uszu na około. Czyli wieść o tym, że najprawdopodobniej nie będzie cię w zamku na święta, krąży już wśród uczniów. Gdyby nagle wyszło na to, że ja, który zawsze wracam do domu, w tym roku będę zostawał w zamku i ty, który miał okazję wyrwać się wizji samotnego spędzania świąt, rezygnujesz z tego, ludzie zaczęliby węszyć niepotrzebnie. Chyba że rozegrasz to w ten sposób, że na wieść o moim ruchu nabrałeś podejrzeń. Co kłóci się z twoimi próbami oczyszczenia mi imienia.
Tym razem brunet wydał z siebie coś między sfrustrowanym prychnięciem a warknięciem.
– Masz rację – przyznał niechętnie.
– W większości przypadków mam rację. Dlatego nie odmówisz wyjazdu, prawda? – spytał, dotykając nieśmiało jego policzka. – Zrobisz to dla mnie?
– Jesteś okrutny, wiesz? Prosisz, żebym cię zostawił i zrobił to dla ciebie.
– Przed chwilą kazałeś mi zostać w zamku, mimo że obiecałeś przyjaciołom spędzenie świąt z nimi. A teraz mnie nazywasz okrutnym? – Blondyn uniósł jedną brew w wystudiowanym ruchu. – Naprawdę?
– Miałem na uwadze tylko twoje bezpieczeństwo. Poza tym zamierzałem zmienić plany, żeby spędzić te święta z tobą. No i mieć na ciebie oko, na wypadek gdyby się pojawił ktoś pokroju Notta...
– Myślę, że nawet jeśli Czarny Pan ma w zamku innych sługusów, to nie wykonają takiego kroku jak Nott. Zresztą nie gadajmy o tym, a skupmy się na świętach. Skoro jedziesz do Weasleyów, to musisz kupić masę prezentów… – Zrobił zamyśloną minę. – Właśnie. Ile oni mają braci oprócz bliźniaków? Czterech? Pięciu? Wiem tylko, że Gin jest jedyną dziewczyną…
– W sumie jest ich em… siedmioro – policzył szybko w pamięci.
– Biedna Gin, sama wśród tylu… nie, cofam. Biedna matka. Mieć tylko jedną córkę z takiej gromady dzieci.
– O, to już prędzej. Bo z tego co zauważyłem, to Ginny większość braci owinęła sobie wokół palca. Choć podobno kiedyś jej dokuczali, ale to się chyba tyczyło tylko bliźniaków.
– Ej, myślisz, że państwo Weasley mają tyle dzieciaków, bo bardzo chcieli córeczkę? W sensie: “nie przestaniemy, póki nie będziemy mieli dziewczynki”.
– A skąd mam to wiedzieć? – spytał, patrząc na blondyna z lekkim politowaniem.
– Nie wiem… Wybacz, że pytałem o rodzinę twojego przyjaciela – udał urażonego. – I żeby było jasne, dalej go nie lubię.
– Och, nie obrażaj się. – Szturchnął go lekko w pierś. – Cieszę się, że o nich pytasz, to miłe z twojej strony.
– Więc powinieneś mnie jakoś nagrodzić za taki miły gest – mruknął zaraz. Przesunął palcem po dolnej wardze bruneta, patrząc na niego kokietująco. – Masz pomysł? Bo mogę zaproponować co nieco.
– Chętnie wysłucham twojej propozycji – odparł i mimowolnie oblizał ją koniuszkiem języka, zahaczając przy tym o opuszek Draco.
Blondyn wsunął nieznacznie palec między jego wargi. Harry rozchylił je chyba bardziej machinalnie niż w pełni świadomie. Jednak Ślizgon nie zamierzał narzekać. Przesunął opuszką po języku i wycofał się subtelnie, nieśpiesznie.
Nim Harry zdążyłby cokolwiek powiedzieć, Draco złączył ich usta ze sobą w krótkim pocałunku. Przynajmniej z początku zakładał, że będzie on krótki. Gdy tylko spróbował się odsunąć, Gryfon chwycił blondyna za tył głowy i przewróciwszy go na plecy, kontynuował pieszczotę. Leżąc częściowo na swoim chłopaku, całował go zachłannie, choć nie głęboko. Mimo to wyrywał z jego gardła ciche, urywane pomruki i westchnięcia przyjemności.
Zachęcony reakcją Ślizgona, rozłączył ich na chwilę, tylko po to by ulokować się bezpośrednio na nim, biodra przy biodrach, i znów całować z zapałem. Wolną ręką głaskał Draco po twarzy, szyi, uchu.
– Harry – stęknął przeciągle w wargi bruneta.
– Hmm? – mruknął, sunąc ustami po gładkim policzku.
– Zgniatasz mnie – odparł, jednocześnie poddając się zupełnie pieszczocie.
– Dramatyzujesz, nie jestem taki ciężki – mruknął nieprzejęty, nie przerywając swojego zajęcia. Ale i tak przeniósł część ciężaru na ręce oraz nogi.
– Mam delikatne kości – stwierdził z lekkim rozbawieniem. – Cały jestem delikatny. Musisz dbać o mnie, bo w innym wypadku zostawisz na mnie same siniaki. A nie mam na myśli malinek, bo tych nie umiesz robić.
– To może mnie nauczysz, co ty na to? – Liznął go zaczepnie koło ucha. Blondyn zaczerpnął gwałtowniej powietrza.
– Na pewno nie dzisiaj. Gdyby ci się udało, zapadłbym się pod ziemię ze wstydu.
– Mógłbym poćwiczyć na jakimś mało widocznym miejscu – zaproponował, znów wędrując ustami po jego twarzy.
– Tak bardzo chcesz mnie oznaczyć jako swoje terytorium? – spytał figlarnie.
– Zabrzmiałoby to tysiąc razy lepiej, gdybyś nie użył słowa “terytorium”, wiesz? – Przerwał pieszczoty i uniósł głowę, spoglądając na blondyna. Ten wygiął wargi w zadowolonym uśmiechu. – To zabrzmiało jakbym był psem, a ty jakimś hydrantem.
– Jesteś podły… – Uśmiech zgasł na jego twarzy. – Ja tu wspaniałomyślnie chciałem podkreślić, że jestem twój, a ty…
– Powinieneś powiedzieć “oznaczyć mnie jako swojego”, to by było o wiele romantyczniejsze.
– Czepiasz się, wiesz? – żachnął się blondyn. Dobry humor zdawał się wylecieć z niego jak powietrze z przebitego balonu.
– Gdybym reagował entuzjastycznie na każdy twój gest i słowo, szybko bym ci się znudził, a tak musisz się trochę postarać. To samo dotyczy też mnie. Nie sądzisz, że tak jest ciekawiej? – Przeczesał palcami krótkie włosy.
– Nie wiem. – Wzruszył niedbale ramionami.
Brunet patrzył przez chwilę w milczeniu w jego oczy, po czym opadł na niego całym ciężarem, układając głowę na poduszce nad ramieniem Ślizgona.
– Ciężki jesteś – westchnął, obejmując go ramionami i składając drobny pocałunek na szyi bruneta.
– Przyzwyczajaj się – mruknął w odpowiedzi, leniwie drapiąc go ręką, która wciąż spoczywała pod blond głową. – Jeśli naprawdę zrobię się za ciężki, to daj znać, a się zamienimy miejscami – dodał po chwili i obróciwszy głowę, cmoknął go w ucho.

//*//

Igniss siedział w pokoju wspólnym, grając od niechcenia w szachy z jakąś siódmoklasistką. Dziewczyna od dłuższego czasu rzucała mu różne spojrzenia. Powłóczyste, spod rzęs i tak dalej.
– Iggy – mruknęła miękkim tonem, w końcu przystępując do ataku. Przesunęła wieżę, zbijając jego skoczka.
– Hmm?
– Masz kogoś na oku?
– Czemu pytasz? Mat – rzucił, pokonując jej króla. Wtedy wyprostował się i spojrzał na nią z większą uwagą, lustrując jej ciało. Lisa była ładna, grzechem było twierdzić inaczej. Jednak nie miała czegoś, co najbardziej go interesowało. Niestety.
– Pomyślałam, że to troszkę dziwne, że jeszcze nikogo sobie nie wyhaczyłeś.
– Serio? Ja tego tak nie odebrałem…
– Jesteś naprawdę przystojny, Iggy. – Przysunęła się bliżej dziewczyna. Igniss udając zażenowanie, odwrócił nieznacznie wzrok, lustrując szybko koleżanki Lisy. Obie dość nieudolnie obserwowały ich z drugiego stoliczka, udając, że przeglądają wspólnie jakąś książkę. – Do tego niesamowicie mądry i zabawny.
– Czyli mam rozumieć, że w pierwszej kolejności zwróciłaś uwagę na mój wygląd, a potem na całą resztę? – spytał tonem niewiniątka.
– Oczywiście, że nie – żachnęła się cicho. – Po prostu tak to tylko powiedziałam. Wybacz, jeśli zabrzmiało to płytko.
– Nie gniewam się. – Potrząsnął lekko głową. W sumie ta sytuacja była całkiem zabawna. – Mam rozumieć, że zgłaszasz się na ochotniczkę? Chcesz być moją dziewczyną, tak?
– Na Merlina, tak! Tak! – pisnęła radośnie, jakby właśnie zgodził się z nią chodzić. A przecież czegoś takiego nie było.
Kilku uczniów spojrzało na nich z zainteresowaniem.
– Niestety, nie mogę się na to zgodzić.
– C-Co?! – Spojrzała na niego zaskoczona. Szeroki uśmiech zastygł na bladych wargach.
– Nie mogę zgodzić się na związek z tobą, Lisa. Przepraszam.
Black wstał z krzesła i rzucając dziewczynie przepraszające spojrzenie, wycofał się do męskiego dormitorium.

//*//

Harry przekręcił się na drugi bok i z sennym mruknięciem przysunął bliżej do źródła ciepła. Otworzył leniwie jedno oko, by zorientować się w sytuacji. Dostrzegłszy przed sobą blond głowę, uśmiechnął się lekko. Pogłaskał ostrożnie jasne kosmyki, nie chcąc budzić swojego chłopaka. Dlatego drgnął zaskoczony, gdy ten nagle odwrócił się w jego stronę.
– Cześć – przywitał się odrobinę skrępowany.
– Hej – szepnął, patrząc na niego z uwagą. – Przez chwilę miałem ochotę spytać, gdzie mój buziak na dzień dobry… – widząc jego przymierzenie do spełnienia zachcianki, dodał: – ale przypomniałem sobie, że wczoraj przed snem obaj nie myliśmy zębów. A jestem prawie, że pewien, że nasze oddechy mogą zabić nawet bazyliszka.
– Gdybyś miał rację, to bylibyśmy już martwi, skoro leżymy tuż obok siebie – zauważył z lekkim przekąsem. – Nie jest więc aż tak źle.
– Hmmm. – Zastanowił się przez chwilę. – W sumie racja… Więc może jeden buziak nam nie zaszkodzi.
Harry z trudem powstrzymał cisnący się na usta uśmiech i wychylił się do pocałunku. Choć jedynie cmoknął Draco w usta.
– Buziak na dzień dobry, zgodnie z zamówieniem.
– Harry Potter… Cudowny dostawca buziaków. Znalazłeś nowe powołanie?
– Gdyby tak było, to musiałbym całować wszystkich dookoła, więc chyba pozostanę przy “starym powołaniu”.
– No ja myślę… Nie możesz całować nikogo prócz mnie.
Harry przygryzł lekko wargę, próbując powstrzymać szeroki uśmiech, tym razem całkowicie nieskutecznie. Obrysował palcem zarys szczęki blondyna, śledząc własne ruchy. Gdy dotarł do ucha, wciąż szczerząc się radośnie, spojrzał w niebieskie oczy.
– Nawet nie chciałbym całować nikogo innego, Draco.
– I dobrze – mruknął, zadowolony z odpowiedzi chłopaka. – W innym wypadku musiałbym cię gdzieś zamknąć. Najlepiej z dala od innych ludzi.
Harry pomyślał, że mógłby dać się gdzieś zamknąć Draco, o ile ten zamknąłby się razem z nim. I nie chodziło tylko o możliwość spędzenia z nim czasu sam na sam. Gdyby zamknięcie się gdzieś z dala od innych zapewniło im, w szczególności Draco, bezpieczeństwo, to z wielką ochotą by na to przystał. Wiedział jednak, że to żadne rozwiązanie, a tylko tymczasowa ucieczka, więc przezornie zachował te myśli dla siebie.

//*//

Kobieta uchyliła nieznacznie powieki, słysząc ciche skrzypnięcie drzwi i towarzyszący temu dźwiękowi odgłos kroków. Odwróciła głowę w stronę wejścia, rzucając beznamiętne spojrzenie mężowi. Blondyn zresztą nie pozostawał dłużny. Jego mina jasno dawała do zrozumienia, że nie przyszedł tu stroskany stanem jej zdrowia.
– Nie udawaj już obłożnie chorej – mruknął na wstępie, kiedy tylko zamknął za sobą drzwi.
– Też się cieszę, że cię widzę – odparła z przekąsem, podnosząc się nieznacznie na łokciach. W dalszym ciągu czuła nieprzyjemne skutki rzuconych na nią zaklęć. – Nie musiałeś się tu fatygować…
– Jesteś moją żoną i czy tego chcesz, czy nie, muszę cię odwiedzać w takich przypadkach – powiedział mężczyzna, podchodząc do łóżka na stosowną odległość. – Mam nadzieję, że półprzytomna nie gadałaś głupot. Jeśli...
– Jeśli cokolwiek bym powiedziała, od razu byś się o tym dowiedział, drogi mężu – wypluła ostatnie słowa.
– Uważaj, Narcyzo, na to, co mówisz – warknął zły, zaciskając palce na lasce. Nie umknęło to blondynce. – Robię to wszystko ze względu na nasze dob…
– Chyba chciałeś powiedzieć swoje dobro. Bo jak w inny sposób wytłumaczysz to, co zrobiłeś naszemu synowi?! – krzyknęła słabo na końcu, kiedy Lucjusz znalazł się przy niej, chwytając mocno za ramię.
– Ciszej bądź, niewdzięczna kobieto… – syknął, rzucając złowróżbne spojrzenie. – Tyle lat spędziłaś pod moim dachem i tak śmiesz się do mnie odzywać? – Przesunął rękę w górę, przez szyję i zatrzymał się na szczęce. – Za te wszystkie problemy, które mi sprawiałaś, powinnaś być mi wdzięczna, że jeszcze cię nie wypędziłem…
– Chciałeś powiedzieć chyba “zabiłem”. Jeszcze żaden z Malfoyów się nie rozwodził.
Lucjusz zaśmiał się krótko, odsuwając od żony.
– Istnieje wiele sposobów na śmierć. Po co miałbym się bawić w morderstwa, kiedy to ty możesz się zabić – zauważył z lekkością w głosie. Narcyza z kolei sapnęła zaskoczona, nie spodziewając się takiej odpowiedzi. Bardziej sądziła, że powie coś o wykorzystaniu osób trzecich i nie brudzeniu sobie rąk… Jednak po co komuś płacić, kiedy ona sama mogła mu ofiarować to, czego pragnął.
Parsknęła cicho z ironii sytuacji.
W głębi siebie dalej miała nadzieję, że oskarżenia jej siostry były tylko bujdą. Lucjusz nie ośmieliłby się zrobić krzywdy ich dziecku (tak jak próbowała zapominać o wszystkich przykrościach, które wyrządził jej i Ignissowi). Przyszedł, by oczyścić swoje imię.
Ha! Zamiast tego dał jej do zrozumienia po raz kolejny, że już dawno straciła na wartości. Była tylko kartą przetargową do zdobycia jeszcze wyższej pozycji i uzyskania dostępu do skrytki po jej rodzicach (Narcyza dziedziczyła po nich najwięcej).
– Więc kiedy powinnam się tego podjąć? – spytała ironicznie, patrząc na niego z uśmiechem. – W tej chwili? Tuż po twoim wyjściu? Bo nie wiem w jakiej sytuacji nie będą podejrzewać twojej ingerencji.
Mężczyzna podniósł rękę, biorąc zamach z zamiarem uderzenia. Narcyza przymknęła oczy, czekając na ból, który nie nadchodził.
– Szkoda mi ciebie, Narcyzo – westchnął Ślizgon, opuszczając dłoń. – Kiedyś byłaś bardziej interesująca. Teraz staczasz się skutecznie na dno. Nie pozwolę, byś pociągnęła mnie czy Draco za sobą.
– Jak na moje oko nie mogłam być dla ciebie interesująca nawet przez chwilę – powiedziała zrezygnowanym tonem. – W końcu służyłam ci jedynie do przedłużenia rodu. Jednak co się dziwię. Nie jestem mężczyzną. Albo inaczej. Nie jestem Severusem Snapem.
Tym razem chyba przesadziła. Widziała to już w oczach mężczyzny.
Lucjusz podniósł laskę, w której ukrytą miał różdżkę. Z gniewem rzucił na pomieszczenie zaklęcie wyciszające.
– Teraz może w końcu nauczysz się pokory – warknął, nim zamierzył się na nią z kolejną klątwą.

//*//

– Harry, dokąd idziemy? – spytała podekscytowana Hermiona. Od kiedy jakieś dwadzieścia dwie godziny temu Ig przekazał im, że Harry ma im przedstawić swojego chłopaka, nie mogła usiedzieć w miejscu. Po wczorajszych wydarzeniach i reakcjach przyjaciela była już niemal pewna, że wie, z kim on się spotyka. Inna opcja po prostu nie miałaby sensu. Chciała więc jak najszybciej potwierdzić swoje domysły. Choć jednocześnie czuła lekką frustrację – w końcu podejrzewała to już dawno, ale odrzuciła tę teorię, uznawszy za zbyt absurdalną.
– Do Pokoju Życzeń. Powinien już tam na nas czekać.
– A ty, Ginny, czemu tak właściwie z nami idziesz? Przecież już wiesz, kto to jest. – Ron zerknął w bok na siostrę.
– Właśnie dlatego idę. Ktoś będzie musiał pomóc Harry’emu cię łapać. I przede wszystkim jestem ciekawa waszej reakcji. – Wymieniła z brunetem spojrzenie.
– Naprawdę sądzicie, że byłbym w stanie pobić chłopaka mojego najlepszego kumpla?
– Nie, nie, braciszku. Spodziewam się raczej, że zemdlejesz z szoku.
Ron otworzył usta, ale nie wydał żadnego dźwięku. Zamknął je tylko z zatrwożoną miną. Widząc to, Harry zaczął się jeszcze bardziej stresować niż do tej pory.
– Jesteśmy na miejscu, zaraz wszystko stanie się jasne.
Harry posłał przyjaciołom przez ramię blady uśmiech, wysuwając się naprzód. Podszedł do ściany, w której w następnej chwili pojawiły się drzwi. Drżącą ręką nacisnął klamkę i wszedł ze wszystkimi do środka.
Znaleźli się w średniej wielkości eleganckim saloniku utrzymanym w ciemnoniebieskiej kolorystyce z beżowymi wstawkami. Przed płonącym kominkiem stały kanapa i dwa fotele z dość wysokimi oparciami o jasnym obiciu. Ponad oparcie kanapy wystawały dwie czupryny – całkowicie czarna oraz ogniście ruda. Na fotelu, także niemal tyłem do nich siedział blondyn.
Hermiona uśmiechnęła się pod nosem zadowolona – miała rację od samego początku. Choć jednocześnie jeszcze bardziej miała sobie za złe, że tak łatwo zwątpiła w swoją hipotezę.
– Widzę, że nie tylko twoje dormitorium “spełnia wymagania twojego arystokratycznego tyłka”, Draco – rzucił żartobliwie, mając nadzieję, że jego głos brzmi normalnie. Denerwował się bardziej niż przed swoim pierwszym meczem quidditcha.
– A ja widzę, że kazałeś mi czekać – mruknął Malfoy, odwracając głowę i spoglądając na niego z wyrzutem.
– Z własnej woli przyszedłeś przed czasem. Spóźniliśmy się co najwyżej minutę.
– Cześć, Malfoy, Ig – rzuciła Ginny, jako pierwsza postanawiając się kulturalnie przywitać.
– Ginny! Miłości moja! – zawołał radośnie Black, szczerząc się do niej. Vera pociągnęła mu z łokcia, a Ślizgon wywrócił oczami.
– Witaj, Gin. – Malfoy kiwnął lekko głową w stronę dziewczyny.
Hermiona odzyskawszy rezon również się przywitała, a Ron zaraz po niej ku wielkiemu zdziwieniu i uldze Harry’ego. Nawet jeśli miał przy tym minę, jakby miał w ustach ze dwie cytryny.
Podeszli do Ślizgonów i Iga.
– Do wystroju nie mogę się przyczepić, ale następnym razem weź pod uwagę liczbę miejsc do siedzenia, co?
– Kto pierwszy, ten lepszy. – Draco wzruszył ramionami.
– W sumie mogę postać – mruknęła piątoklasistka, podnosząc się z miejsca. Zrobiła to dość powoli, rzucając Harry’emu dłuższe spojrzenie. W szpilkach ominęła ich i oparła się o fotel Draco.
Potter przeniósł na nią spojrzenie, dopiero zdając sobie sprawę, że tu była. Był tak skupiony na Draco i przyjaciołach, że nawet obecność Iga ledwo zarejestrował.
– Wiem, że mnie znasz, ja o tobie też co nieco słyszałem, ale chyba wypadałoby się tak oficjalnie przedstawić. Harry Potter. – Stanął przed Draco i wyciągnął rękę w kierunku Ślizgonki, ze wszystkich sił starając się skoncentrować na jej twarzy, a nie na wyeksponowanym przez gorset biuście.
– Vera – odparła z zadowolonym uśmiechem, przyjmując uścisk chłopaka. – Nazwiska nie zdradzę.
– Mało taktowne z twojej strony – zauważyła nieco chłodno Granger.
– Hermiono... – Potter spojrzał na przyjaciółkę prosząco. Westchnęła bezgłośnie i skinęła leciutko głową.
– Mogę powiedzieć w zamian coś innego, jeśli tego chcesz. Na przykład kto ostatnio zaczął gnębić twojego przyjaciela.
– Słucham? – Szatynka spojrzała na nią zbita z tropu.
– Vera! – syknął rozeźlony Ig. – Nie mieszaj jej w głowie.
– Ale nie skłamałam przecież… – Ruda wzruszyła ramionami.
– O co chodzi? – Potter spojrzał wyczekująco na rudą.
– O nic – odpowiedział za dziewczynę Black. Draco zmarszczył nieznacznie brwi, przyglądając się uważniej bratu.
– Ig, ktoś się ciebie uczepił? – Ginny wbiła w bruneta spojrzenie, które jasno dawało do zrozumienia, że czeka na wyjaśnienia.
– To nic takiego… Daję sobie radę. – Posłał Veronique niezadowolone spojrzenie. – Zdrajczyni.
– Igniss, jeśli coś się dzieje, tylko powiedz, a ci pomożemy – rzucił zdecydowanie Ron. – Krycie się i próby załatwienia wszystkiego samemu rzadko kiedy są dobrym rozwiązaniem. Harry z pewnością może coś na ten temat powiedzieć, prawda? – Potter zakłopotał się pod spojrzeniem przyjaciela.
– Ron ma rację. Możesz na nas polegać. Nie nalegałbym tak, gdybyś chociaż powiedział Draco, ale sądząc po jego minie, też nic nie wie… – zerknął na swojego chłopaka, który wpatrywał się w swojego kuzyna, jakby starał się czytać mu w myślach.
– Bo nie chciałem go niepotrzebnie denerwować. Zresztą uderzyli mnie tylko raz – dodał w formie otuchy.
– UderzyLI?! – sapnęła Hermiona. – Rzucili się na ciebie w kilku?
– Kto to był? – Ginny podeszła do Blacka i dotykając jego ramienia, obróciła bardziej ku sobie. – Teraz już nie dasz rady wymigać się od odpowiedzi – oznajmiła stanowczo.
– Nie pytałem o imiona, a oni nie raczyli się przedstawić – mruknął cicho.
– To chociaż z którego są domu? Nie spojrzałeś na ich krawaty?
– A czy to ważne? Już mnie nie zaczepią…
– Jak sądzę, nie pozostałeś im dłużny, ale skąd pewność, że za jakiś czas znowu nie spróbują? – Granger wyglądała na zatroskaną i rozgniewaną jednocześnie.
– Dałem im do zrozumienia, że to nie skończy się dla nich tak dobrze jak za pierwszym razem.
– Taa… – sarknęła Vera. – Jednego skopałeś po żebrach, dziewczynę rzuciłeś na jej chłopaka, a potem groziłeś im skradzioną temu pierwszemu różdżką, chociaż raniła cię w dłoń.
– Widziałaś to? I mu nie pomogłaś? – Ron spojrzał na nią z wyrzutem.
– Jestem zbyt delikatna na to. Zresztą wiedziałam, że nie zrobią mu wielkiej krzywdy. Chcieli go bardziej nastraszyć.
– Ale wciąż, stanie z boku i zwyczajne przyglądanie się jest po prostu… żałosne – Hermiona oparła rękę na biodrze.
– Trafiłam na nich w połowie, jasne? – wkurzyła się Ślizgonka. – Jak Ig zapyszczył i dostał po ryju. A potem on im się odwinął. Zresztą, jak po ich ucieczce do niego podeszłam, mnie też prawie zaatakował!
– Przecież cię już za to przeprosiłem!
– Draco, zamierzasz tak po prostu się przyglądać? – zagadał cicho Harry, gdy odwrócił się do blondyna.
– A co mam zrobić, uciszyć ich?! – zironizował chłopak
– Nie chodzi mi o to, co się tutaj dzieje. Tylko o ogólną sytuację.
– Poczekam. Od Veronique wyciągnę, kim ci idioci byli i się z nimi rozprawię.
– Właśnie dlatego nie chciałem, żeby Draco się o tym dowiedział – mruknął niezadowolony brunet.
– A ja właśnie takiej reakcji po nim oczekiwałem. – Brunet przysiadł na podłokietniku i splótł ramiona na piersi. – Ig następnym razem naprawdę masz dać znać, jeśli cokolwiek będzie się działo.
– Nie będzie następnego razu – mruknął uparcie.
– Z pewnością. – Ginny ścisnęła lekko jego ramię, posyłając mu delikatny uśmiech, po czym odsunęła się o pół kroku.

//*//

– ...Nie rozumiem cię, Harry – odezwał się nagle cicho Ron. Od dłuższego czasu przyglądał się przyjacielowi, który z braku miejsc dalej siedział na szerokim podłokietniku fotela zajmowanego przez blondyna. Od czasu rozmowy o prześladowanym Igu minęło jakieś pół godziny i teraz dyskutowali sobie w najlepsze o niemagicznym Londynie. Potter właśnie opowiadał o paru ciekawych miejscach, które poznał dzięki Amber i Suzanne. – Nie, nie rozumiem was obu. Po tylu latach walczenia ze sobą, jakim cudem byliście w stanie zacząć normalnie ze sobą rozmawiać? Ot tak, przestać spierać się każdą drobnostkę?
– Nie przestaliśmy. – Brunet wzruszył ramionami z lekko zakłopotaną miną. – Cały czas się o coś spieramy.
– Więc dlaczego?! Co się niby zmieniło?!
– Zmieniło się całkiem sporo. Cały mój sposób postrzegania...
– Wielka przemiana Złotego Chłopca – prychnął pod nosem rozbawiony blondyn. Black, siedzący na drugim podłokietniku, zachichotał w odpowiedzi, jednak spoważniał, widząc minę Hermiony i Rona.
– Spadaj – mruknął niezrażony. – To nie ja się zmieniłem. Po prostu wreszcie dostrzegłem tę twoją stronę, która nie jest tak książęco-dupkowata, a którą mistrzowsko ukrywałeś.
– Dziwisz mi się? Już i tak mam zbyt wielu adoratorów. – Uśmiechnął się szelmowsko. – Gdyby ich grono się zwiększyło, przez to, że przestałem się mistrzowsko ukrywać – Harry wywrócił oczami; Draco wyraźnie spodobało się to określenie – zginąłbyś w morzu przeciwników.
– Oj tam. Przyznaj, że i tak nikt nie przyćmiłby zalet Harry’ego – rzucił zaczepnie Igniss.
– Ciężko przyćmić w jakikolwiek sposób Iskierkę Nadziei, co?
– Teraz to już ewidentnie się nabijasz – mruknęła znudzonym tonem Vera, zajmująca fotel naprzeciwko nich.
– Mam ochotę ci teraz przywalić, Draco. – Potter spojrzał z ukosa na swojego chłopaka.
– Niezbyt brzmicie w tej chwili jak para – zauważyła Hermiona.
– Wolałabyś, żebym przytulał się do niego jak zakochana dziewica i chwalił na prawo i lewo jakie ciacho wyhaczyłem? Sorry, ale to nie w moim stylu.
– Nie do końca o coś takiego mi chodziło. Po prostu zachowujecie się teraz raczej jak kumple. W sumie, nie widzę wielkiej różnicy między tym jak ty i Harry się zachowujecie w swoim towarzystwie, a tym jak zachowuje się, będąc z Igiem. Kompletnie nie czuć od was tej aury zakochanych. A przecież nie wszystkie pary muszą się do siebie lepić, żeby było widać i czuć, że im na sobie zależy.
– Ig! – warknął blondyn, całkowicie tracąc zainteresowanie wywodem szatynki. – Nikt nie nauczył cię znaczenia słów: “Moje. Nie tykać”?
– Coś mogło mi się obić o uszy – odparł brunet i spojrzał na brata z niewinną miną. – I nie zarywałem do niego… tak bardzo – dodał po chwili, gdy nie przekupił go swoją gadką. – Tylko przez chwilę i to naprawdę nic wielkiego…
– Od kiedy jesteśmy razem, nic nie było. – Harry stanął w obronie przyjaciela.
– Mam ochotę cię wykastrować.
– Jakbyś wiedział w ogóle, jak to się poprawnie robi! – oburzył się Black.
– Nie muszę wiedzieć. Ważne, że dotkliwie to poczujesz – obiecał blondyn z nieprzyjemnym uśmiechem.
– Draco, przesa…
– Nawet nie próbuj, Potter – przerwał mu od razu Malfoy. – Z tobą też się rozprawię, za kręcenie jednocześnie ze mną i moim durnym kuzynem.
– Teraz to kompletnie przesadziłeś! – warknął Gryfon i zerwał się na równe nogi. Blondyn także się podniósł, stali więc niecałe pół metra od siebie, mierząc się wściekle spojrzeniami.
Vera spokojnie podniosła się z miejsca i ruszyła w ich kierunku.
– Zachowujecie się jak nastroszone koguty – powiedziała, przystając zaraz za Harrym. Objęła go od tyłu za szyję, kładąc podbródek na ramieniu Gryfona, który wzdrygnął się zaskoczony.– Jak się nie uspokoisz, to dostaniesz szlaban na dostęp do Harry’ego – rzuciła w stronę Malfoya. Ten wyprostował się, patrząc na nią z nienawiścią.
– Eem… mogłabyś mnie puścić? – bąknął zakłopotany, wyraźnie czując przyciskające się do jego pleców piersi.
– Wstydzisz się mnie, skarbie? – spytała lekkim tonem, posłusznie rozluźniając uchwyt i odsuwając się na krok. – Jednak nie musisz się mnie obawiać. Choć jesteś przystojny, nie wpasowujesz się w moje kryteria.
– Jest lesbą – dodał za nią Draco. – I jak na lesbę przystało, powinnaś mizdrzyć się do swojej dziewczyny, a nie napastować mojego chłopaka.
– Robiłabym to, gdybyś nie kazał mi tu z tobą przychodzić – mruknęła, krzyżując ręce pod wyeksponowanym przez gorset biustem. – A ty nie gap się tak na mnie! – zwróciła się z niesmakiem do Weasleya. – Nigdy kobiety nie widziałeś, że teraz świecisz oczami?
– Twoje cycki wyglądają, jakby miały zaraz wyskoczyć z gorsetu, więc nie powinnaś się dziwić, że przyciągają uwagę – prychnęła Ginny. Ta dziewucha od samego początku działała jej na nerwy.
– Zazdrosna, bo sama nie masz się czym chwalić? – Spojrzała na nią z satysfakcją.
Gryfonka wyprostowała się dumnie, nie podnosząc się z kanapy i spojrzała na nią z politowaniem.
– Może bym była, gdyby biust miał być moją jedyną zaletą. Na szczęście znam swoją wartość i nie muszę się przejmować rozmiarem miseczki.
– Nie atakuj Ginny, Vero – mruknął Ślizgon, widząc jak równolatka wiewóreczki szykuje się do rękoczynów. Złapał dziewczynę za nadgarstek, nie pozwalając zrobić następnego kroku. – Odwdzięczyła ci się tylko za twoje zachowanie. Odpuść.
– Znajdę na ciebie inny sposób, wiewióro – obiecała z nienawiścią.
– Nie, nie znajdziesz – powiedział Malfoy z westchnieniem. – Ona jest nietykalna.
W tym momencie miny wszystkich Gryfonów wyrażały zdziwienie pomieszane z nutką zainteresowania.
– No co?! – prychnął blondyn. – Coś wam nie pasuje!?
Harry, któremu złość przeszła już dobrą chwilę temu, wychylił się i cmoknął go w policzek. Odsunął się z uśmiechem.
– To już drugi raz w ciągu dwóch dni... Naprawdę polubiłeś Ginny, co?
– Jak to drugi raz? – spytał zdezorientowany Ron.
– Nieprawda – mruknął blondyn, udając obrażonego. Igniss zaśmiał się, widząc jego minę.
– Wczoraj podpytał mnie trochę o waszą ro...
– Harry! – Blondyn rzucił mu wręcz przerażone spojrzenie. – Nic takiego nie miało miejsca!
– Czemu panikujesz? To przecież nic złego, że chcesz się dowiedzieć trochę więcej o moich przyjaciołach.
– Naprawdę o nas pytał? – Gin spojrzała na blondyna z czającym się w kącikach ust uśmiechem.
– Tylko trochę...
– Stwierdził, że musiało ci być ciężko, dorastać z tyloma braćmi.
– Hmm… może odrobinę. Jestem najmłodsza, więc ciągle mi dokuczają, ale nie ma tego złego... Przynajmniej nauczyłam się, jak sobie samej radzić.
– Twój chłopak będzie miał ciężko – zauważył blondyn. – Przekonać do siebie jednego brata jest trudno, a co dopiero sześciu. W tym jednego hipokrytę, nietrawiącego ślizgońskiej nacji.
Ron już otwierał usta, żeby coś odpyskować, ale po napotkaniu uważnego spojrzenia Harry’ego, zmilczał.
– Pewnie masz rację. Dlatego moim chłopakiem może zostać tylko ktoś o silnej osobowości, kto będzie potrafił postawić czasem na swoim, bo nie zamierzam za niego myśleć. Nie bawi mnie chodzenie ze szmacianą lalką.
– Czyli odpada trzy czwarte uczniów.
– Cztery piąte – poprawił brata Ig. Oboje posłali sobie lekki, zadowolony uśmiech.
– Odliczyłeś gejów? – spytała z rozbawioną miną Hermiona.
– Jesteście wredni – burknęła pieguska. – To brzmi, jakbym miała za duże wymagania.
– Nie są za duże, Ginny – zapewniła Granger. – Po prostu większość facetów da ci się owinąć wokół palca.
– Nawet naszą czwórkę już przekabaciłaś na swoją stronę – zauważył wesoło Harry.
– Na szczęście waszej czwórki i tak nie brałam pod uwagę, no nie? Brat i trzech homosiów… no proszę cię. – Posłała przyjacielowi nieco blady uśmiech.
– Trzech? A kto mówił, że jestem gejem? – zdziwił się Black.
– Ty sam.
– Ja?
– Ale z ciebie idiota. – Draco pokręcił głową, nie mogąc uwierzyć w idiotyzm brata.
– Ale serio? Ja?
– A kto inny? Może ja? – zironizował Malfoy.
– Ty jesteś gejem od jakichś trzech lat...
– Co to ma do rzeczy? – spytał się, marszcząc brwi.
– Nie wiem… Po prostu jestem zdziwiony, że tak szybko przyznałem się do swojej orientacji.
– Zawsze przyznajesz się do tego na początku znajomości, żebyś potem nie pluł sobie w brodę, że za bardzo się w to zaangażowałeś.
– To logiczne… O, już pamiętam! – wyszczerzył się radośnie.
– Kto cię strugał, że tak zepsuł? – Vera rzuciła mu zdegustowane spojrzenie.
– Że co? – Harry spojrzał z niezrozumieniem na Ślizgonkę.
– Gepetto… – powiedziała tonem, jakby to miało tłumaczyć wszystko. Mina Pottera jednak jasno dawała do zrozumienia, że wie teraz chyba jeszcze mniej.
– Draco, możesz przetłumaczyć? – rzucił konspiracyjnym szeptem do blondyna.
– Ja nie czytam mugolskich książek… zbyt często. A już z pewnością nie wiem, kim był ten cały Gepetto.
– Skoro niby ich nie czytasz, to skąd wiesz, że mówiła o kimś z książki? – Hermiona spojrzała na niego z przekorą.
– Bo zdarza jej się tak robić.
– Gepetto był człowiekiem, który wystrugał Pinokia – wytłumaczył zaraz Ig. – Vera wie, że nie lubię tej postaci, bo Pinokio to porąbana kukiełka, która chciała stać się człowiekiem.
– Ach, teraz sobie przypominam… czytałem to w podstawówce.
– Mugolskie szkoły są porąbane – mruknął Draco, kręcąc głową.
– Popieram – przytaknęła ruda Ślizgonka. – Podstawówka jest najgorszą z placówek edukacji.
– Czy to nie tak, że znasz tylko swoją starą podstawówkę i Hogwart?
– Swoje stare… Byłam w dwóch. Po przeniesieniu się do domu ojca, musiałam zmienić szkołę. I na podstawie tego wiem, że podstawówki są tragiczne – wyjaśniła spokojnie Hermionie.
– Poważnie aż tak źle tam jest? – spytała zaskoczona Ginny. – Zawsze myślałam, że to musi być fajne uczyć się i móc bawić na przerwach z rówieśnikami.
– Zgadzam się z Verą – oznajmił Potter. – Dzieciaki w podstawówce są w większości rozpieszczone i bez żadnych zahamowań robią, co im się żywnie podoba. Trafiają się też miłe osoby, ale raczej giną w tłumie.
– Źle mnie zrozumieliście. Nie twierdzę, że nie jest tam źle. Chodzi mi o to, że nie wiemy, jak jest w późniejszych szkołach. Z nas wszystkich tylko Ig był w pozostałych.
Nagle wszystkie twarze obróciły się ku Blackowi, patrząc na niego wyczekująco.
– Nie wiem, jak jest w państwowych szkołach, bo chodziłem do prywatnych placówek – zaczął lekkim tonem. – Jednak mam jako takie rozeznanie. Najgorsze moim zdaniem jest gimnazjum i liceum. Podstawówka jest miłym wspomnieniem. W gimnazjum robili mi różne żarty, bo byłem dla nich smarkaczem. Potem jak rozniosło się, że mam starszego chłopaka, przyczepili mi łatkę dziwki.
– Że co?! – sapnęła oburzona Hermiona. – Jakie to płytkie. Ciebie nazywali smarkaczem, a sami emocjonalnie byli na poziomie podstawówki… A dlaczego akurat “smarkacz”? Poszedłeś wcześniej do szkoły?
– Poszedłem rok wcześniej – przytaknął Black. – A potem przeskoczyłem jeszcze jedną klasę. Tak więc moi naukowi rówieśnicy, byli w rzeczywistości starsi ode mnie o dwa lata.
– I dopiero teraz o tym mówisz? – spytała z udawanym oburzeniem Hermiona. – Którą klasę ominąłeś?
– Emmm… drugą klasę gimnazjum?
– Przez chwilę już się bałem, że powiesz liceum.
– Aż taki dobry to ja nie jestem, Harry.
– Miałeś wystarczającą wiedzę, by dołączyć do naszego rocznika, mimo że nigdy wcześniej nie uczyłeś się w żadnej magicznej szkole. Skoro posiadasz tak nadprogramową wiedzę, to jakoś tak samoistnie przyszło mi na myśl, że swój normalny materiał musiałeś mieć perfekcyjnie opanowany. Nawet ten licealny.
– Dobra, dobra. Przyznaję. Mogłem pisać dodatkowe testy, by przeskoczyć kolejne klasy, ale im odmówiłem. Znalazłem zbyt dobrą ekipę, by ich porzucić.
– Co ty, u licha, robisz w takim razie w Gryffindorze? – sapnął Ron. – Powinieneś być Krukonem. Ten zagrzybiały kapelusz chyba już kompletnie zwariował.
– Kiedy ja nie chciałem! – parsknął rozbawiony. – Draco był pewien, że trafię do jego domu, a ja bardzo chciałem mu zrobić na złość… A który dom byłby lepszy od Gryffindoru?
– Wybrałeś Gryffindor tylko po to, by wkurzyć kuzyna. Wielkie poświęcenie – zironizowała Vera. – Nie męczysz się za nadto?
– Nie, bawię się tam przednio. – Brunet wzruszył ramionami. – A co? Chcesz zmienić front?
– Zwariowałeś? – oburzyła się Ślizgonka. – Ojciec by mi dopiero dał popalić! – Draco parsknął cicho, rozbawiony jej wymówką.
– Czyżby był zatwardziałym Ślizgonem?– zagadnęła Ginny. Skoro wszyscy próbowali normalnie rozmawiać, to sama też mogła spróbować się zintegrować z Verą… Przynajmniej minimalnie.
–To nie tak. Po prostu Se… eghem! – Próbą kaszlu starała się ukryć zdradę, kto był jej ojcem. – Mój tata..
– Już nie udawaj, że nie jesteś ze swoim ojcem na ty – rzucił Ig niewinnie.
– No co z Sergiuszem? – Ślizgon posłał bratu ostrzegawcze spojrzenie.
– Sergi już się przyzwyczaił, że jestem Ślizgonką, jak on kiedyś – wyjaśniła, odrzucając kosmyk włosów do tyłu. – Gdybym teraz zmieniła front na inny dom, byłoby to dla niego tylko uciążliwe pod względem finansowym, nic więcej. Póki się dobrze uczę, pozwala mi na wszystko.
– Pod względem finansowym? Od kiedy to bycie w którymś z domów wiąże się z dodatkowymi kosztami? – Hermiona spojrzała na nią z niezrozumieniem.
– Oj, wiesz… byłoby tego troszkę. Musiałabym kupić nowe gorsety w kolorze innym niż czerwień. Na zajęcia może chodzę normalnie, ale w pokoju wspólnym chodzę tak jak tutaj. – Przesunęła ręką powoli po swoim boku, spoglądając z lekkim uśmiechem na reakcję starszej Gryfonki. Brązowe oczy przez chwilę śledziły ruch jej dłoni, po czym z lekko zakłopotanym wyrazem wróciły ku twarzy rudej. Vera uśmiechnęła się zwycięsko. – Ig, wyskakuj z kasy.
– Co? Nie! To się nie liczy! – zaoponował gwałtownie nastolatek.
– O czym wy mówicie? – Granger zmarszczyła lekko brwi, przyglądając im się uważnie.
– Stwierdziłem, że skoro jesteś z Elenką, to nie łykniesz zagrań Very.
– C-co?! Ja nie…! – obruszyła się, jednocześnie czując jak rumieniec wkrada się na jej policzki.
– Patrzyłaś na mnie z zainteresowaniem, skarbie – powiedziała Ślizgonka, ewidentnie zadowolona z siebie. – I nie martw się, El się o tym nie dowie. Będę solidarnie milczeć, jak się z nią dziś wieczorem zobaczę w pokoju.
– Nie ma się czego dowiadywać, przecież Hermiona nic nie zrobiła – rzuciła pobłażliwym tonem Ginny.
– Ty weź jej nawet nie zachęcaj – zawołał cicho Igniss. – Jeszcze coś wymyśli, żeby coś się stało!
– Już nie rób ze mnie takiej suki. W końcu to między innymi dzięki mnie inne Ślizgonki już nie gnębią Eleny i Alice.
– Naprawdę? – Ron spojrzał pytająco na Malfoya.
– Mnie pytasz? – Draco uniósł jedną brew.
– Tak, ciebie. W końcu Alice mówiła tylko o tobie.
– A co mnie obchodzi, co mówi na ten temat tobie Alice?
Harry rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie.
– Sorki za niego. Jest drażliwy od powrotu – mruknął Igniss na opryskliwy ton brata.
– Uważaj, żebym z tej drażliwości nie odgryzł ci ręki.
– Bawisz się ze mną na tym samym poziomie, co Gal? – spytał i rzucił do reszty. – O, widzicie?
– Gal? – Hermiona spojrzała na bruneta z uniesioną brwią.
– Mam ochotę utopić cię w jeziorze, Ig.
– Eej, przecież wiesz, że nie umiem pływać!
– Sorki, że przerywam – Harry podniósł wzrok znad wyświetlacza telefonu, który przed momentem wyciągnął z kieszeni – ale niedługo będzie cisza nocna… Hermiono, masz dziś wartę z Draco, prawda?
– Mam dzisiaj wartę? – Blondyn zdawał się być zaskoczony. – Kompletnie o tym zapomniałem.
– Masz. A raczej mamy – ostatnią.
– Nie chcesz pospać dłużej? Jestem pewien, że Harry z chęcią się z tobą zamieni. – Objął Pottera w pasie od tyłu.
– Owszem z chęcią, bo właśnie sam chciałem ją o to poprosić. – Blondyn uśmiechnął się półgębkiem, całując go w ucho. Ciało Pottera przeszył delikatny dreszcz.
– Zdajesz sobie sprawę, jakie to pokręcone? – Spojrzała z rozbawieniem na przyjaciela. – Jeszcze miesiąc temu zamienialiśmy się, bo za nic nie chciałeś chodzić z nim nocą po korytarzach.
– Czasy się zmieniają. A on nie może beze mnie żyć. – Złapał chłopaka za szczękę i odwrócił w swoją stronę, by mógł pocałować go leniwie w usta. Na koniec chciał jeszcze raz zszokować Weasleya. Udało mu się to śpiewająco za sprawą samego bruneta, którego ręce natychmiast owinęły się wokół jego talii i przyciągnęły bliżej.
– No nie wiem, czy powinnam się zamieniać. Jeśli tak planujecie patrolować korytarze, to byłoby bardzo nieodpowiedzialne z mojej strony – droczyła się.
– I tak nam ulegniesz...
Hermiona pokręciła tylko z rozbawieniem głową.
~*~
 

1 komentarz:

  1. Hej,
    wspaniale, och nawet dobrze zareagowali na te informacje kim jest chłopak Harrego z czego bardzo się cieszę, choć bardzo obawiałam się reakcji Rona, Vera mogłaby się ujawnić że to ona jest Elena...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń