Bierzcie i jedz... czytajcie sobie ^.^
Enjoy :)
~*~
– Draco… mówiłem całkiem poważnie o
tym, że nie możesz wrócić do domu – odezwał się cicho Harry, gdy jakąś godzinę
później leżeli w łóżku. Draco zakończył ich rozmowę, stwierdzając, że
idzie się wykąpać. Sam. Było to o tyle dobre posunięcie, że przez ten czas obaj
zdążyli ochłonąć i teraz mogli dokończyć rozmowę nieco spokojniej. Choć Draco
sprawiał wrażenie mało chętnego.
– Więc co? Mam stać się bezdomnym?
– spytał z westchnieniem, próbując znaleźć sobie wygodne miejsce. Powiercił się
trochę, ostatecznie układając się na lewym boku, przodem do Gryfona.
– Nie. Do końca roku wciąż
pozostało ponad pół roku, przez ten czas zdążymy coś wymyślić. Po prostu...
– To nie przejdzie, Harry.
– Nie możesz zostać na święta w
zamku?
– To nie jest takie proste… Mam
pozwolić matce zostać tam samej? Pozwolić, aby Igniss wrócił tam sam, bo to z
pewnością zrobi, kiedy dowie się, że ja porzuciłem własną rodzicielkę. –
Pokręcił smutno głową. – Nie mogę…
– Nie chciałem, by to zabrzmiało,
jakbym prosił cię, byś ją porzucił… Wybacz.
– Nie przepraszaj… Po prostu to
wciąż jest świeże, wiesz? Śmierć dziadka. Ciężko mi wybiegać tak daleko w
przód…
Harry bardzo chciał, by Draco
obiecał mu już teraz, że zostanie tu, gdzie był poza zasięgiem Voldemorta… Nie.
Mylił się. Nawet w zamku Draco nie był całkiem bezpieczny. Przecież nie tak
dawno napadł na niego Nott. Co jeśli inny poplecznik Voldemorta wciąż się
gdzieś czai? Co, jeśli on także zostałby w zamku? Jeśli naprawdę by mu to
obiecał, jeśli zostałby tutaj sam i został zaatakowany, gdy Harry będzie
spędzał beztroskie chwile w Norze… Nigdy by sobie tego nie wybaczył.
– Dobrze… – westchnął ciężko, kiedy
cisza między nimi wydłużała się. – Będę ostrożny i jeśli tylko dojrzę taką
możliwość, nie wrócę na święta. Masz moje słowo. Może uda mi się przekonać
matkę, by na ten czas wyjechała do Francji. – Przygryzł nieznacznie wargę,
zastanawiając się jak powinien to rozegrać. Zresztą nie wiedział nawet, kiedy
Narcyza zostanie wypuszczona ze szpitala.
– W takim razie zostanę na ferie w
zamku. Co prawda przystałem wczoraj na zaproszenie od mamy Rona, ale wciąż mogę
się wycofać. Jeśli uda ci się wykręcić od powrotu do domu, to chcę spędzić z
tobą...
– Nie – przerwał mu chłopak
gwałtownie. – Nie rezygnuj. Znając was, zaproszenie padło gdzieś na forum, czyż
nie? – Potter mruknął potakująco. – Z kilkoma ciekawskimi parami uszu na około.
Czyli wieść o tym, że najprawdopodobniej nie będzie cię w zamku na święta,
krąży już wśród uczniów. Gdyby nagle wyszło na to, że ja, który zawsze wracam
do domu, w tym roku będę zostawał w zamku i ty, który miał okazję wyrwać się
wizji samotnego spędzania świąt, rezygnujesz z tego, ludzie zaczęliby węszyć
niepotrzebnie. Chyba że rozegrasz to w ten sposób, że na wieść o moim ruchu
nabrałeś podejrzeń. Co kłóci się z twoimi próbami oczyszczenia mi imienia.
Tym razem brunet wydał z siebie coś
między sfrustrowanym prychnięciem a warknięciem.
– Masz rację – przyznał niechętnie.
– W większości przypadków mam
rację. Dlatego nie odmówisz wyjazdu, prawda? – spytał, dotykając nieśmiało jego
policzka. – Zrobisz to dla mnie?
– Jesteś okrutny, wiesz? Prosisz,
żebym cię zostawił i zrobił to dla ciebie.
– Przed chwilą kazałeś mi zostać w
zamku, mimo że obiecałeś przyjaciołom spędzenie świąt z nimi. A teraz mnie
nazywasz okrutnym? – Blondyn uniósł jedną brew w wystudiowanym ruchu. –
Naprawdę?
– Miałem na uwadze tylko twoje
bezpieczeństwo. Poza tym zamierzałem zmienić plany, żeby spędzić te święta z
tobą. No i mieć na ciebie oko, na wypadek gdyby się pojawił ktoś pokroju
Notta...
– Myślę, że nawet jeśli Czarny Pan
ma w zamku innych sługusów, to nie wykonają takiego kroku jak Nott. Zresztą nie
gadajmy o tym, a skupmy się na świętach. Skoro jedziesz do Weasleyów, to musisz
kupić masę prezentów… – Zrobił zamyśloną minę. – Właśnie. Ile oni mają braci oprócz
bliźniaków? Czterech? Pięciu? Wiem tylko, że Gin jest jedyną dziewczyną…
– W sumie jest ich em… siedmioro –
policzył szybko w pamięci.
– Biedna Gin, sama wśród tylu… nie,
cofam. Biedna matka. Mieć tylko jedną córkę z takiej gromady dzieci.
– O, to już prędzej. Bo z tego co
zauważyłem, to Ginny większość braci owinęła sobie wokół palca. Choć podobno
kiedyś jej dokuczali, ale to się chyba tyczyło tylko bliźniaków.
– Ej, myślisz, że państwo Weasley
mają tyle dzieciaków, bo bardzo chcieli córeczkę? W sensie: “nie przestaniemy,
póki nie będziemy mieli dziewczynki”.
– A skąd mam to wiedzieć? – spytał,
patrząc na blondyna z lekkim politowaniem.
– Nie wiem… Wybacz, że pytałem o
rodzinę twojego przyjaciela – udał urażonego. – I żeby było jasne, dalej go nie
lubię.
– Och, nie obrażaj się. –
Szturchnął go lekko w pierś. – Cieszę się, że o nich pytasz, to miłe z twojej
strony.
– Więc powinieneś mnie jakoś
nagrodzić za taki miły gest – mruknął zaraz. Przesunął palcem po dolnej wardze
bruneta, patrząc na niego kokietująco. – Masz pomysł? Bo mogę zaproponować co
nieco.
– Chętnie wysłucham twojej
propozycji – odparł i mimowolnie oblizał ją koniuszkiem języka, zahaczając przy
tym o opuszek Draco.
Blondyn wsunął nieznacznie palec
między jego wargi. Harry rozchylił je chyba bardziej machinalnie niż w pełni
świadomie. Jednak Ślizgon nie zamierzał narzekać. Przesunął opuszką po języku i
wycofał się subtelnie, nieśpiesznie.
Nim Harry zdążyłby cokolwiek
powiedzieć, Draco złączył ich usta ze sobą w krótkim pocałunku. Przynajmniej z
początku zakładał, że będzie on krótki. Gdy tylko spróbował się odsunąć, Gryfon
chwycił blondyna za tył głowy i przewróciwszy go na plecy, kontynuował
pieszczotę. Leżąc częściowo na swoim chłopaku, całował go zachłannie, choć nie
głęboko. Mimo to wyrywał z jego gardła ciche, urywane pomruki i westchnięcia
przyjemności.
Zachęcony reakcją Ślizgona,
rozłączył ich na chwilę, tylko po to by ulokować się bezpośrednio na nim,
biodra przy biodrach, i znów całować z zapałem. Wolną ręką głaskał Draco po twarzy,
szyi, uchu.
– Harry – stęknął przeciągle w
wargi bruneta.
– Hmm? – mruknął, sunąc ustami po
gładkim policzku.
– Zgniatasz mnie – odparł,
jednocześnie poddając się zupełnie pieszczocie.
– Dramatyzujesz, nie jestem taki
ciężki – mruknął nieprzejęty, nie przerywając swojego zajęcia. Ale i tak
przeniósł część ciężaru na ręce oraz nogi.
– Mam delikatne kości – stwierdził
z lekkim rozbawieniem. – Cały jestem delikatny. Musisz dbać o mnie, bo w innym
wypadku zostawisz na mnie same siniaki. A nie mam na myśli malinek, bo tych nie
umiesz robić.
– To może mnie nauczysz, co ty na
to? – Liznął go zaczepnie koło ucha. Blondyn zaczerpnął gwałtowniej powietrza.
– Na pewno nie dzisiaj. Gdyby ci
się udało, zapadłbym się pod ziemię ze wstydu.
– Mógłbym poćwiczyć na jakimś mało
widocznym miejscu – zaproponował, znów wędrując ustami po jego twarzy.
– Tak bardzo chcesz mnie oznaczyć
jako swoje terytorium? – spytał figlarnie.
– Zabrzmiałoby to tysiąc razy
lepiej, gdybyś nie użył słowa “terytorium”, wiesz? – Przerwał pieszczoty i
uniósł głowę, spoglądając na blondyna. Ten wygiął wargi w zadowolonym uśmiechu.
– To zabrzmiało jakbym był psem, a ty jakimś hydrantem.
– Jesteś podły… – Uśmiech zgasł na
jego twarzy. – Ja tu wspaniałomyślnie chciałem podkreślić, że jestem twój, a
ty…
– Powinieneś powiedzieć “oznaczyć
mnie jako swojego”, to by było o wiele romantyczniejsze.
– Czepiasz się, wiesz? – żachnął
się blondyn. Dobry humor zdawał się wylecieć z niego jak powietrze z przebitego
balonu.
– Gdybym reagował entuzjastycznie
na każdy twój gest i słowo, szybko bym ci się znudził, a tak musisz się trochę
postarać. To samo dotyczy też mnie. Nie sądzisz, że tak jest ciekawiej? –
Przeczesał palcami krótkie włosy.
– Nie wiem. – Wzruszył niedbale
ramionami.
Brunet patrzył przez chwilę w
milczeniu w jego oczy, po czym opadł na niego całym ciężarem, układając głowę
na poduszce nad ramieniem Ślizgona.
– Ciężki jesteś – westchnął,
obejmując go ramionami i składając drobny pocałunek na szyi bruneta.
– Przyzwyczajaj się – mruknął w
odpowiedzi, leniwie drapiąc go ręką, która wciąż spoczywała pod blond głową. –
Jeśli naprawdę zrobię się za ciężki, to daj znać, a się zamienimy miejscami –
dodał po chwili i obróciwszy głowę, cmoknął go w ucho.
//*//
Igniss siedział w pokoju wspólnym,
grając od niechcenia w szachy z jakąś siódmoklasistką. Dziewczyna od dłuższego
czasu rzucała mu różne spojrzenia. Powłóczyste, spod rzęs i tak dalej.
– Iggy – mruknęła miękkim tonem, w
końcu przystępując do ataku. Przesunęła wieżę, zbijając jego skoczka.
– Hmm?
– Masz kogoś na oku?
– Czemu pytasz? Mat – rzucił,
pokonując jej króla. Wtedy wyprostował się i spojrzał na nią z większą uwagą,
lustrując jej ciało. Lisa była ładna, grzechem było twierdzić inaczej. Jednak
nie miała czegoś, co najbardziej go interesowało. Niestety.
– Pomyślałam, że to troszkę dziwne,
że jeszcze nikogo sobie nie wyhaczyłeś.
– Serio? Ja tego tak nie odebrałem…
– Jesteś naprawdę przystojny, Iggy.
– Przysunęła się bliżej dziewczyna. Igniss udając zażenowanie, odwrócił
nieznacznie wzrok, lustrując szybko koleżanki Lisy. Obie dość nieudolnie
obserwowały ich z drugiego stoliczka, udając, że przeglądają wspólnie jakąś
książkę. – Do tego niesamowicie mądry i zabawny.
– Czyli mam rozumieć, że w
pierwszej kolejności zwróciłaś uwagę na mój wygląd, a potem na całą resztę? –
spytał tonem niewiniątka.
– Oczywiście, że nie – żachnęła się
cicho. – Po prostu tak to tylko powiedziałam. Wybacz, jeśli zabrzmiało to
płytko.
– Nie gniewam się. – Potrząsnął
lekko głową. W sumie ta sytuacja była całkiem zabawna. – Mam rozumieć, że
zgłaszasz się na ochotniczkę? Chcesz być moją dziewczyną, tak?
– Na Merlina, tak! Tak! – pisnęła
radośnie, jakby właśnie zgodził się z nią chodzić. A przecież czegoś takiego
nie było.
Kilku uczniów spojrzało na nich z
zainteresowaniem.
– Niestety, nie mogę się na to
zgodzić.
– C-Co?! – Spojrzała na niego
zaskoczona. Szeroki uśmiech zastygł na bladych wargach.
– Nie mogę zgodzić się na związek z
tobą, Lisa. Przepraszam.
Black wstał z krzesła i rzucając
dziewczynie przepraszające spojrzenie, wycofał się do męskiego dormitorium.
//*//
Harry przekręcił się na drugi bok i
z sennym mruknięciem przysunął bliżej do źródła ciepła. Otworzył leniwie jedno
oko, by zorientować się w sytuacji. Dostrzegłszy przed sobą blond głowę,
uśmiechnął się lekko. Pogłaskał ostrożnie jasne kosmyki, nie chcąc budzić
swojego chłopaka. Dlatego drgnął zaskoczony, gdy ten nagle odwrócił się w jego
stronę.
– Cześć – przywitał się odrobinę
skrępowany.
– Hej – szepnął, patrząc na niego z
uwagą. – Przez chwilę miałem ochotę spytać, gdzie mój buziak na dzień dobry… –
widząc jego przymierzenie do spełnienia zachcianki, dodał: – ale przypomniałem
sobie, że wczoraj przed snem obaj nie myliśmy zębów. A jestem prawie, że
pewien, że nasze oddechy mogą zabić nawet bazyliszka.
– Gdybyś miał rację, to bylibyśmy
już martwi, skoro leżymy tuż obok siebie – zauważył z lekkim przekąsem. – Nie
jest więc aż tak źle.
– Hmmm. – Zastanowił się przez
chwilę. – W sumie racja… Więc może jeden buziak nam nie zaszkodzi.
Harry z trudem powstrzymał cisnący
się na usta uśmiech i wychylił się do pocałunku. Choć jedynie cmoknął Draco w
usta.
– Buziak na dzień dobry, zgodnie z
zamówieniem.
– Harry Potter… Cudowny dostawca
buziaków. Znalazłeś nowe powołanie?
– Gdyby tak było, to musiałbym
całować wszystkich dookoła, więc chyba pozostanę przy “starym powołaniu”.
– No ja myślę… Nie możesz całować
nikogo prócz mnie.
Harry przygryzł lekko wargę,
próbując powstrzymać szeroki uśmiech, tym razem całkowicie nieskutecznie.
Obrysował palcem zarys szczęki blondyna, śledząc własne ruchy. Gdy dotarł do
ucha, wciąż szczerząc się radośnie, spojrzał w niebieskie oczy.
– Nawet nie chciałbym całować
nikogo innego, Draco.
– I dobrze – mruknął, zadowolony z
odpowiedzi chłopaka. – W innym wypadku musiałbym cię gdzieś zamknąć. Najlepiej
z dala od innych ludzi.
Harry pomyślał, że mógłby dać się
gdzieś zamknąć Draco, o ile ten zamknąłby się razem z nim. I nie chodziło tylko
o możliwość spędzenia z nim czasu sam na sam. Gdyby zamknięcie się gdzieś z
dala od innych zapewniło im, w szczególności Draco, bezpieczeństwo, to z wielką
ochotą by na to przystał. Wiedział jednak, że to żadne rozwiązanie, a tylko
tymczasowa ucieczka, więc przezornie zachował te myśli dla siebie.
//*//
Kobieta uchyliła nieznacznie
powieki, słysząc ciche skrzypnięcie drzwi i towarzyszący temu dźwiękowi odgłos
kroków. Odwróciła głowę w stronę wejścia, rzucając beznamiętne spojrzenie
mężowi. Blondyn zresztą nie pozostawał dłużny. Jego mina jasno dawała do
zrozumienia, że nie przyszedł tu stroskany stanem jej zdrowia.
– Nie udawaj już obłożnie chorej –
mruknął na wstępie, kiedy tylko zamknął za sobą drzwi.
– Też się cieszę, że cię widzę –
odparła z przekąsem, podnosząc się nieznacznie na łokciach. W dalszym ciągu
czuła nieprzyjemne skutki rzuconych na nią zaklęć. – Nie musiałeś się tu fatygować…
– Jesteś moją żoną i czy tego
chcesz, czy nie, muszę cię odwiedzać w takich przypadkach – powiedział
mężczyzna, podchodząc do łóżka na stosowną odległość. – Mam nadzieję, że
półprzytomna nie gadałaś głupot. Jeśli...
– Jeśli cokolwiek bym powiedziała,
od razu byś się o tym dowiedział, drogi mężu – wypluła ostatnie słowa.
– Uważaj, Narcyzo, na to, co mówisz
– warknął zły, zaciskając palce na lasce. Nie umknęło to blondynce. – Robię to
wszystko ze względu na nasze dob…
– Chyba chciałeś powiedzieć swoje
dobro. Bo jak w inny sposób wytłumaczysz to, co zrobiłeś naszemu synowi?! –
krzyknęła słabo na końcu, kiedy Lucjusz znalazł się przy niej, chwytając mocno
za ramię.
– Ciszej bądź, niewdzięczna
kobieto… – syknął, rzucając złowróżbne spojrzenie. – Tyle lat spędziłaś pod
moim dachem i tak śmiesz się do mnie odzywać? – Przesunął rękę w górę, przez
szyję i zatrzymał się na szczęce. – Za te wszystkie problemy, które mi
sprawiałaś, powinnaś być mi wdzięczna, że jeszcze cię nie wypędziłem…
– Chciałeś powiedzieć chyba
“zabiłem”. Jeszcze żaden z Malfoyów się nie rozwodził.
Lucjusz zaśmiał się krótko,
odsuwając od żony.
– Istnieje wiele sposobów na
śmierć. Po co miałbym się bawić w morderstwa, kiedy to ty możesz się zabić –
zauważył z lekkością w głosie. Narcyza z kolei sapnęła zaskoczona, nie
spodziewając się takiej odpowiedzi. Bardziej sądziła, że powie coś o
wykorzystaniu osób trzecich i nie brudzeniu sobie rąk… Jednak po co komuś
płacić, kiedy ona sama mogła mu ofiarować to, czego pragnął.
Parsknęła cicho z ironii sytuacji.
W głębi siebie dalej miała
nadzieję, że oskarżenia jej siostry były tylko bujdą. Lucjusz nie ośmieliłby
się zrobić krzywdy ich dziecku (tak jak próbowała zapominać o wszystkich
przykrościach, które wyrządził jej i Ignissowi). Przyszedł, by oczyścić swoje
imię.
Ha! Zamiast tego dał jej do
zrozumienia po raz kolejny, że już dawno straciła na wartości. Była tylko kartą
przetargową do zdobycia jeszcze wyższej pozycji i uzyskania dostępu do skrytki
po jej rodzicach (Narcyza dziedziczyła po nich najwięcej).
– Więc kiedy powinnam się tego
podjąć? – spytała ironicznie, patrząc na niego z uśmiechem. – W tej chwili? Tuż
po twoim wyjściu? Bo nie wiem w jakiej sytuacji nie będą podejrzewać twojej
ingerencji.
Mężczyzna podniósł rękę, biorąc
zamach z zamiarem uderzenia. Narcyza przymknęła oczy, czekając na ból, który
nie nadchodził.
– Szkoda mi ciebie, Narcyzo –
westchnął Ślizgon, opuszczając dłoń. – Kiedyś byłaś bardziej interesująca.
Teraz staczasz się skutecznie na dno. Nie pozwolę, byś pociągnęła mnie czy
Draco za sobą.
– Jak na moje oko nie mogłam być
dla ciebie interesująca nawet przez chwilę – powiedziała zrezygnowanym tonem. –
W końcu służyłam ci jedynie do przedłużenia rodu. Jednak co się dziwię. Nie
jestem mężczyzną. Albo inaczej. Nie jestem Severusem Snapem.
Tym razem chyba przesadziła.
Widziała to już w oczach mężczyzny.
Lucjusz podniósł laskę, w której
ukrytą miał różdżkę. Z gniewem rzucił na pomieszczenie zaklęcie wyciszające.
– Teraz może w końcu nauczysz się
pokory – warknął, nim zamierzył się na nią z kolejną klątwą.
//*//
– Harry, dokąd idziemy? – spytała
podekscytowana Hermiona. Od kiedy jakieś dwadzieścia dwie godziny temu Ig
przekazał im, że Harry ma im przedstawić swojego chłopaka, nie mogła usiedzieć
w miejscu. Po wczorajszych wydarzeniach i reakcjach przyjaciela była już niemal
pewna, że wie, z kim on się spotyka. Inna opcja po prostu nie miałaby sensu.
Chciała więc jak najszybciej potwierdzić swoje domysły. Choć jednocześnie czuła
lekką frustrację – w końcu podejrzewała to już dawno, ale odrzuciła tę teorię,
uznawszy za zbyt absurdalną.
– Do Pokoju Życzeń. Powinien już
tam na nas czekać.
– A ty, Ginny, czemu tak właściwie
z nami idziesz? Przecież już wiesz, kto to jest. – Ron zerknął w bok na
siostrę.
– Właśnie dlatego idę. Ktoś będzie
musiał pomóc Harry’emu cię łapać. I przede wszystkim jestem ciekawa waszej
reakcji. – Wymieniła z brunetem spojrzenie.
– Naprawdę sądzicie, że byłbym w
stanie pobić chłopaka mojego najlepszego kumpla?
– Nie, nie, braciszku. Spodziewam
się raczej, że zemdlejesz z szoku.
Ron otworzył usta, ale nie wydał
żadnego dźwięku. Zamknął je tylko z zatrwożoną miną. Widząc to, Harry zaczął
się jeszcze bardziej stresować niż do tej pory.
– Jesteśmy na miejscu, zaraz
wszystko stanie się jasne.
Harry posłał przyjaciołom przez
ramię blady uśmiech, wysuwając się naprzód. Podszedł do ściany, w której w
następnej chwili pojawiły się drzwi. Drżącą ręką nacisnął klamkę i wszedł ze
wszystkimi do środka.
Znaleźli się w średniej wielkości
eleganckim saloniku utrzymanym w ciemnoniebieskiej kolorystyce z beżowymi
wstawkami. Przed płonącym kominkiem stały kanapa i dwa fotele z dość wysokimi
oparciami o jasnym obiciu. Ponad oparcie kanapy wystawały dwie czupryny –
całkowicie czarna oraz ogniście ruda. Na fotelu, także niemal tyłem do nich
siedział blondyn.
Hermiona uśmiechnęła się pod nosem
zadowolona – miała rację od samego początku. Choć jednocześnie jeszcze bardziej
miała sobie za złe, że tak łatwo zwątpiła w swoją hipotezę.
– Widzę, że nie tylko twoje
dormitorium “spełnia wymagania twojego arystokratycznego tyłka”, Draco – rzucił
żartobliwie, mając nadzieję, że jego głos brzmi normalnie. Denerwował się
bardziej niż przed swoim pierwszym meczem quidditcha.
– A ja widzę, że kazałeś mi czekać
– mruknął Malfoy, odwracając głowę i spoglądając na niego z wyrzutem.
– Z własnej woli przyszedłeś przed
czasem. Spóźniliśmy się co najwyżej minutę.
– Cześć, Malfoy, Ig – rzuciła
Ginny, jako pierwsza postanawiając się kulturalnie przywitać.
– Ginny! Miłości moja! – zawołał
radośnie Black, szczerząc się do niej. Vera pociągnęła mu z łokcia, a Ślizgon
wywrócił oczami.
– Witaj, Gin. – Malfoy kiwnął lekko
głową w stronę dziewczyny.
Hermiona odzyskawszy rezon również
się przywitała, a Ron zaraz po niej ku wielkiemu zdziwieniu i uldze Harry’ego.
Nawet jeśli miał przy tym minę, jakby miał w ustach ze dwie cytryny.
Podeszli do Ślizgonów i Iga.
– Do wystroju nie mogę się
przyczepić, ale następnym razem weź pod uwagę liczbę miejsc do siedzenia, co?
– Kto pierwszy, ten lepszy. – Draco
wzruszył ramionami.
– W sumie mogę postać – mruknęła
piątoklasistka, podnosząc się z miejsca. Zrobiła to dość powoli, rzucając
Harry’emu dłuższe spojrzenie. W szpilkach ominęła ich i oparła się o fotel
Draco.
Potter przeniósł na nią spojrzenie,
dopiero zdając sobie sprawę, że tu była. Był tak skupiony na Draco i
przyjaciołach, że nawet obecność Iga ledwo zarejestrował.
– Wiem, że mnie znasz, ja o tobie
też co nieco słyszałem, ale chyba wypadałoby się tak oficjalnie przedstawić.
Harry Potter. – Stanął przed Draco i wyciągnął rękę w kierunku Ślizgonki, ze
wszystkich sił starając się skoncentrować na jej twarzy, a nie na
wyeksponowanym przez gorset biuście.
– Vera – odparła z zadowolonym
uśmiechem, przyjmując uścisk chłopaka. – Nazwiska nie zdradzę.
– Mało taktowne z twojej strony –
zauważyła nieco chłodno Granger.
– Hermiono... – Potter spojrzał na
przyjaciółkę prosząco. Westchnęła bezgłośnie i skinęła leciutko głową.
– Mogę powiedzieć w zamian coś
innego, jeśli tego chcesz. Na przykład kto ostatnio zaczął gnębić twojego
przyjaciela.
– Słucham? – Szatynka spojrzała na
nią zbita z tropu.
– Vera! – syknął rozeźlony Ig. –
Nie mieszaj jej w głowie.
– Ale nie skłamałam przecież… –
Ruda wzruszyła ramionami.
– O co chodzi? – Potter spojrzał
wyczekująco na rudą.
– O nic – odpowiedział za
dziewczynę Black. Draco zmarszczył nieznacznie brwi, przyglądając się uważniej
bratu.
– Ig, ktoś się ciebie uczepił? –
Ginny wbiła w bruneta spojrzenie, które jasno dawało do zrozumienia, że czeka
na wyjaśnienia.
– To nic takiego… Daję sobie radę.
– Posłał Veronique niezadowolone spojrzenie. – Zdrajczyni.
– Igniss, jeśli coś się dzieje,
tylko powiedz, a ci pomożemy – rzucił zdecydowanie Ron. – Krycie się i próby
załatwienia wszystkiego samemu rzadko kiedy są dobrym rozwiązaniem. Harry z
pewnością może coś na ten temat powiedzieć, prawda? – Potter zakłopotał się pod
spojrzeniem przyjaciela.
– Ron ma rację. Możesz na nas
polegać. Nie nalegałbym tak, gdybyś chociaż powiedział Draco, ale sądząc po
jego minie, też nic nie wie… – zerknął na swojego chłopaka, który wpatrywał się
w swojego kuzyna, jakby starał się czytać mu w myślach.
– Bo nie chciałem go niepotrzebnie
denerwować. Zresztą uderzyli mnie tylko raz – dodał w formie otuchy.
– UderzyLI?! – sapnęła
Hermiona. – Rzucili się na ciebie w kilku?
– Kto to był? – Ginny podeszła do
Blacka i dotykając jego ramienia, obróciła bardziej ku sobie. – Teraz już nie
dasz rady wymigać się od odpowiedzi – oznajmiła stanowczo.
– Nie pytałem o imiona, a oni nie
raczyli się przedstawić – mruknął cicho.
– To chociaż z którego są domu? Nie
spojrzałeś na ich krawaty?
– A czy to ważne? Już mnie nie
zaczepią…
– Jak sądzę, nie pozostałeś im
dłużny, ale skąd pewność, że za jakiś czas znowu nie spróbują? – Granger
wyglądała na zatroskaną i rozgniewaną jednocześnie.
– Dałem im do zrozumienia, że to
nie skończy się dla nich tak dobrze jak za pierwszym razem.
– Taa… – sarknęła Vera. – Jednego
skopałeś po żebrach, dziewczynę rzuciłeś na jej chłopaka, a potem groziłeś im
skradzioną temu pierwszemu różdżką, chociaż raniła cię w dłoń.
– Widziałaś to? I mu nie pomogłaś?
– Ron spojrzał na nią z wyrzutem.
– Jestem zbyt delikatna na to.
Zresztą wiedziałam, że nie zrobią mu wielkiej krzywdy. Chcieli go bardziej
nastraszyć.
– Ale wciąż, stanie z boku i
zwyczajne przyglądanie się jest po prostu… żałosne – Hermiona oparła rękę na
biodrze.
– Trafiłam na nich w połowie,
jasne? – wkurzyła się Ślizgonka. – Jak Ig zapyszczył i dostał po ryju. A potem
on im się odwinął. Zresztą, jak po ich ucieczce do niego podeszłam, mnie też
prawie zaatakował!
– Przecież cię już za to
przeprosiłem!
– Draco, zamierzasz tak po prostu
się przyglądać? – zagadał cicho Harry, gdy odwrócił się do blondyna.
– A co mam zrobić, uciszyć ich?! –
zironizował chłopak
– Nie chodzi mi o to, co się tutaj
dzieje. Tylko o ogólną sytuację.
– Poczekam. Od Veronique wyciągnę,
kim ci idioci byli i się z nimi rozprawię.
– Właśnie dlatego nie chciałem,
żeby Draco się o tym dowiedział – mruknął niezadowolony brunet.
– A ja właśnie takiej reakcji po
nim oczekiwałem. – Brunet przysiadł na podłokietniku i splótł ramiona na
piersi. – Ig następnym razem naprawdę masz dać znać, jeśli cokolwiek będzie się
działo.
– Nie będzie następnego razu –
mruknął uparcie.
– Z pewnością. – Ginny ścisnęła
lekko jego ramię, posyłając mu delikatny uśmiech, po czym odsunęła się o pół
kroku.
//*//
– ...Nie rozumiem cię, Harry –
odezwał się nagle cicho Ron. Od dłuższego czasu przyglądał się przyjacielowi,
który z braku miejsc dalej siedział na szerokim podłokietniku fotela
zajmowanego przez blondyna. Od czasu rozmowy o prześladowanym Igu minęło jakieś
pół godziny i teraz dyskutowali sobie w najlepsze o niemagicznym Londynie.
Potter właśnie opowiadał o paru ciekawych miejscach, które poznał dzięki Amber
i Suzanne. – Nie, nie rozumiem was obu. Po tylu latach walczenia ze sobą, jakim
cudem byliście w stanie zacząć normalnie ze sobą rozmawiać? Ot tak, przestać
spierać się każdą drobnostkę?
– Nie przestaliśmy. – Brunet
wzruszył ramionami z lekko zakłopotaną miną. – Cały czas się o coś spieramy.
– Więc dlaczego?! Co się niby
zmieniło?!
– Zmieniło się całkiem sporo. Cały
mój sposób postrzegania...
– Wielka przemiana Złotego Chłopca
– prychnął pod nosem rozbawiony blondyn. Black, siedzący na drugim
podłokietniku, zachichotał w odpowiedzi, jednak spoważniał, widząc minę
Hermiony i Rona.
– Spadaj – mruknął niezrażony. – To
nie ja się zmieniłem. Po prostu wreszcie dostrzegłem tę twoją stronę, która nie
jest tak książęco-dupkowata, a którą mistrzowsko ukrywałeś.
– Dziwisz mi się? Już i tak mam
zbyt wielu adoratorów. – Uśmiechnął się szelmowsko. – Gdyby ich grono
się zwiększyło, przez to, że przestałem się mistrzowsko ukrywać – Harry
wywrócił oczami; Draco wyraźnie spodobało się to określenie – zginąłbyś w morzu
przeciwników.
– Oj tam. Przyznaj, że i tak nikt
nie przyćmiłby zalet Harry’ego – rzucił zaczepnie Igniss.
– Ciężko przyćmić w jakikolwiek
sposób Iskierkę Nadziei, co?
– Teraz to już ewidentnie się
nabijasz – mruknęła znudzonym tonem Vera, zajmująca fotel naprzeciwko nich.
– Mam ochotę ci teraz przywalić,
Draco. – Potter spojrzał z ukosa na swojego chłopaka.
– Niezbyt brzmicie w tej chwili jak
para – zauważyła Hermiona.
– Wolałabyś, żebym przytulał się do
niego jak zakochana dziewica i chwalił na prawo i lewo jakie ciacho wyhaczyłem?
Sorry, ale to nie w moim stylu.
– Nie do końca o coś takiego mi
chodziło. Po prostu zachowujecie się teraz raczej jak kumple. W sumie, nie
widzę wielkiej różnicy między tym jak ty i Harry się zachowujecie w swoim
towarzystwie, a tym jak zachowuje się, będąc z Igiem. Kompletnie nie czuć od
was tej aury zakochanych. A przecież nie wszystkie pary muszą się do siebie
lepić, żeby było widać i czuć, że im na sobie zależy.
– Ig! – warknął blondyn, całkowicie
tracąc zainteresowanie wywodem szatynki. – Nikt nie nauczył cię znaczenia słów:
“Moje. Nie tykać”?
– Coś mogło mi się obić o uszy –
odparł brunet i spojrzał na brata z niewinną miną. – I nie zarywałem do niego…
tak bardzo – dodał po chwili, gdy nie przekupił go swoją gadką. – Tylko przez
chwilę i to naprawdę nic wielkiego…
– Od kiedy jesteśmy razem, nic nie
było. – Harry stanął w obronie przyjaciela.
– Mam ochotę cię wykastrować.
– Jakbyś wiedział w ogóle, jak to
się poprawnie robi! – oburzył się Black.
– Nie muszę wiedzieć. Ważne, że
dotkliwie to poczujesz – obiecał blondyn z nieprzyjemnym uśmiechem.
– Draco, przesa…
– Nawet nie próbuj, Potter –
przerwał mu od razu Malfoy. – Z tobą też się rozprawię, za kręcenie
jednocześnie ze mną i moim durnym kuzynem.
– Teraz to kompletnie przesadziłeś!
– warknął Gryfon i zerwał się na równe nogi. Blondyn także się podniósł, stali
więc niecałe pół metra od siebie, mierząc się wściekle spojrzeniami.
Vera spokojnie podniosła się z
miejsca i ruszyła w ich kierunku.
– Zachowujecie się jak nastroszone
koguty – powiedziała, przystając zaraz za Harrym. Objęła go od tyłu za szyję,
kładąc podbródek na ramieniu Gryfona, który wzdrygnął się zaskoczony.– Jak się
nie uspokoisz, to dostaniesz szlaban na dostęp do Harry’ego – rzuciła w stronę
Malfoya. Ten wyprostował się, patrząc na nią z nienawiścią.
– Eem… mogłabyś mnie puścić? –
bąknął zakłopotany, wyraźnie czując przyciskające się do jego pleców piersi.
– Wstydzisz się mnie, skarbie? –
spytała lekkim tonem, posłusznie rozluźniając uchwyt i odsuwając się na krok. –
Jednak nie musisz się mnie obawiać. Choć jesteś przystojny, nie wpasowujesz się
w moje kryteria.
– Jest lesbą – dodał za nią Draco.
– I jak na lesbę przystało, powinnaś mizdrzyć się do swojej dziewczyny, a nie
napastować mojego chłopaka.
– Robiłabym to, gdybyś nie kazał mi
tu z tobą przychodzić – mruknęła, krzyżując ręce pod wyeksponowanym przez
gorset biustem. – A ty nie gap się tak na mnie! – zwróciła się z niesmakiem do
Weasleya. – Nigdy kobiety nie widziałeś, że teraz świecisz oczami?
– Twoje cycki wyglądają, jakby
miały zaraz wyskoczyć z gorsetu, więc nie powinnaś się dziwić, że przyciągają
uwagę – prychnęła Ginny. Ta dziewucha od samego początku działała jej na nerwy.
– Zazdrosna, bo sama nie masz się
czym chwalić? – Spojrzała na nią z satysfakcją.
Gryfonka wyprostowała się dumnie,
nie podnosząc się z kanapy i spojrzała na nią z politowaniem.
– Może bym była, gdyby biust miał
być moją jedyną zaletą. Na szczęście znam swoją wartość i nie muszę się
przejmować rozmiarem miseczki.
– Nie atakuj Ginny, Vero – mruknął
Ślizgon, widząc jak równolatka wiewóreczki szykuje się do rękoczynów. Złapał
dziewczynę za nadgarstek, nie pozwalając zrobić następnego kroku. –
Odwdzięczyła ci się tylko za twoje zachowanie. Odpuść.
– Znajdę na ciebie inny sposób,
wiewióro – obiecała z nienawiścią.
– Nie, nie znajdziesz – powiedział
Malfoy z westchnieniem. – Ona jest nietykalna.
W tym momencie miny wszystkich
Gryfonów wyrażały zdziwienie pomieszane z nutką zainteresowania.
– No co?! – prychnął blondyn. – Coś
wam nie pasuje!?
Harry, któremu złość przeszła już
dobrą chwilę temu, wychylił się i cmoknął go w policzek. Odsunął się z
uśmiechem.
– To już drugi raz w ciągu dwóch
dni... Naprawdę polubiłeś Ginny, co?
– Jak to drugi raz? – spytał zdezorientowany
Ron.
– Nieprawda – mruknął blondyn,
udając obrażonego. Igniss zaśmiał się, widząc jego minę.
– Wczoraj podpytał mnie trochę o
waszą ro...
– Harry! – Blondyn rzucił mu wręcz
przerażone spojrzenie. – Nic takiego nie miało miejsca!
– Czemu panikujesz? To przecież nic
złego, że chcesz się dowiedzieć trochę więcej o moich przyjaciołach.
– Naprawdę o nas pytał? – Gin
spojrzała na blondyna z czającym się w kącikach ust uśmiechem.
– Tylko trochę...
– Stwierdził, że musiało ci być
ciężko, dorastać z tyloma braćmi.
– Hmm… może odrobinę. Jestem
najmłodsza, więc ciągle mi dokuczają, ale nie ma tego złego... Przynajmniej
nauczyłam się, jak sobie samej radzić.
– Twój chłopak będzie miał ciężko –
zauważył blondyn. – Przekonać do siebie jednego brata jest trudno, a co dopiero
sześciu. W tym jednego hipokrytę, nietrawiącego ślizgońskiej nacji.
Ron już otwierał usta, żeby coś
odpyskować, ale po napotkaniu uważnego spojrzenia Harry’ego, zmilczał.
– Pewnie masz rację. Dlatego moim
chłopakiem może zostać tylko ktoś o silnej osobowości, kto będzie potrafił
postawić czasem na swoim, bo nie zamierzam za niego myśleć. Nie bawi mnie
chodzenie ze szmacianą lalką.
– Czyli odpada trzy czwarte
uczniów.
– Cztery piąte – poprawił brata Ig.
Oboje posłali sobie lekki, zadowolony uśmiech.
– Odliczyłeś gejów? – spytała z
rozbawioną miną Hermiona.
– Jesteście wredni – burknęła
pieguska. – To brzmi, jakbym miała za duże wymagania.
– Nie są za duże, Ginny – zapewniła
Granger. – Po prostu większość facetów da ci się owinąć wokół palca.
– Nawet naszą czwórkę już
przekabaciłaś na swoją stronę – zauważył wesoło Harry.
– Na szczęście waszej czwórki i tak
nie brałam pod uwagę, no nie? Brat i trzech homosiów… no proszę cię. – Posłała
przyjacielowi nieco blady uśmiech.
– Trzech? A kto mówił, że jestem
gejem? – zdziwił się Black.
– Ty sam.
– Ja?
– Ale z ciebie idiota. – Draco
pokręcił głową, nie mogąc uwierzyć w idiotyzm brata.
– Ale serio? Ja?
– A kto inny? Może ja? –
zironizował Malfoy.
– Ty jesteś gejem od jakichś trzech
lat...
– Co to ma do rzeczy? – spytał się,
marszcząc brwi.
– Nie wiem… Po prostu jestem
zdziwiony, że tak szybko przyznałem się do swojej orientacji.
– Zawsze przyznajesz się do tego na
początku znajomości, żebyś potem nie pluł sobie w brodę, że za bardzo się w to
zaangażowałeś.
– To logiczne… O, już pamiętam! –
wyszczerzył się radośnie.
– Kto cię strugał, że tak zepsuł? –
Vera rzuciła mu zdegustowane spojrzenie.
– Że co? – Harry spojrzał z
niezrozumieniem na Ślizgonkę.
– Gepetto… – powiedziała tonem,
jakby to miało tłumaczyć wszystko. Mina Pottera jednak jasno dawała do
zrozumienia, że wie teraz chyba jeszcze mniej.
– Draco, możesz przetłumaczyć? –
rzucił konspiracyjnym szeptem do blondyna.
– Ja nie czytam mugolskich książek…
zbyt często. A już z pewnością nie wiem, kim był ten cały Gepetto.
– Skoro niby ich nie czytasz, to
skąd wiesz, że mówiła o kimś z książki? – Hermiona spojrzała na niego z
przekorą.
– Bo zdarza jej się tak robić.
– Gepetto był człowiekiem, który
wystrugał Pinokia – wytłumaczył zaraz Ig. – Vera wie, że nie lubię tej postaci,
bo Pinokio to porąbana kukiełka, która chciała stać się człowiekiem.
– Ach, teraz sobie przypominam…
czytałem to w podstawówce.
– Mugolskie szkoły są porąbane –
mruknął Draco, kręcąc głową.
– Popieram – przytaknęła ruda
Ślizgonka. – Podstawówka jest najgorszą z placówek edukacji.
– Czy to nie tak, że znasz tylko
swoją starą podstawówkę i Hogwart?
– Swoje stare… Byłam w dwóch. Po
przeniesieniu się do domu ojca, musiałam zmienić szkołę. I na podstawie tego
wiem, że podstawówki są tragiczne – wyjaśniła spokojnie Hermionie.
– Poważnie aż tak źle tam jest? –
spytała zaskoczona Ginny. – Zawsze myślałam, że to musi być fajne uczyć się i
móc bawić na przerwach z rówieśnikami.
– Zgadzam się z Verą – oznajmił
Potter. – Dzieciaki w podstawówce są w większości rozpieszczone i bez żadnych
zahamowań robią, co im się żywnie podoba. Trafiają się też miłe osoby, ale
raczej giną w tłumie.
– Źle mnie zrozumieliście. Nie
twierdzę, że nie jest tam źle. Chodzi mi o to, że nie wiemy, jak jest w
późniejszych szkołach. Z nas wszystkich tylko Ig był w pozostałych.
Nagle wszystkie twarze obróciły się
ku Blackowi, patrząc na niego wyczekująco.
– Nie wiem, jak jest w państwowych
szkołach, bo chodziłem do prywatnych placówek – zaczął lekkim tonem. – Jednak
mam jako takie rozeznanie. Najgorsze moim zdaniem jest gimnazjum i liceum.
Podstawówka jest miłym wspomnieniem. W gimnazjum robili mi różne żarty, bo
byłem dla nich smarkaczem. Potem jak rozniosło się, że mam starszego chłopaka,
przyczepili mi łatkę dziwki.
– Że co?! – sapnęła oburzona
Hermiona. – Jakie to płytkie. Ciebie nazywali smarkaczem, a sami emocjonalnie
byli na poziomie podstawówki… A dlaczego akurat “smarkacz”? Poszedłeś wcześniej
do szkoły?
– Poszedłem rok wcześniej –
przytaknął Black. – A potem przeskoczyłem jeszcze jedną klasę. Tak więc moi
naukowi rówieśnicy, byli w rzeczywistości starsi ode mnie o dwa lata.
– I dopiero teraz o tym mówisz? –
spytała z udawanym oburzeniem Hermiona. – Którą klasę ominąłeś?
– Emmm… drugą klasę gimnazjum?
– Przez chwilę już się bałem, że
powiesz liceum.
– Aż taki dobry to ja nie jestem,
Harry.
– Miałeś wystarczającą wiedzę, by
dołączyć do naszego rocznika, mimo że nigdy wcześniej nie uczyłeś się w żadnej
magicznej szkole. Skoro posiadasz tak nadprogramową wiedzę, to jakoś tak
samoistnie przyszło mi na myśl, że swój normalny materiał musiałeś mieć
perfekcyjnie opanowany. Nawet ten licealny.
– Dobra, dobra. Przyznaję. Mogłem
pisać dodatkowe testy, by przeskoczyć kolejne klasy, ale im odmówiłem.
Znalazłem zbyt dobrą ekipę, by ich porzucić.
– Co ty, u licha, robisz w takim
razie w Gryffindorze? – sapnął Ron. – Powinieneś być Krukonem. Ten zagrzybiały
kapelusz chyba już kompletnie zwariował.
– Kiedy ja nie chciałem! – parsknął
rozbawiony. – Draco był pewien, że trafię do jego domu, a ja bardzo chciałem mu
zrobić na złość… A który dom byłby lepszy od Gryffindoru?
– Wybrałeś Gryffindor tylko po to,
by wkurzyć kuzyna. Wielkie poświęcenie – zironizowała Vera. – Nie męczysz się
za nadto?
– Nie, bawię się tam przednio. –
Brunet wzruszył ramionami. – A co? Chcesz zmienić front?
– Zwariowałeś? – oburzyła się
Ślizgonka. – Ojciec by mi dopiero dał popalić! – Draco parsknął cicho,
rozbawiony jej wymówką.
– Czyżby był zatwardziałym
Ślizgonem?– zagadnęła Ginny. Skoro wszyscy próbowali normalnie rozmawiać, to
sama też mogła spróbować się zintegrować z Verą… Przynajmniej minimalnie.
–To nie tak. Po prostu Se… eghem! –
Próbą kaszlu starała się ukryć zdradę, kto był jej ojcem. – Mój tata..
– Już nie udawaj, że nie jesteś ze
swoim ojcem na ty – rzucił Ig niewinnie.
– No co z Sergiuszem? – Ślizgon
posłał bratu ostrzegawcze spojrzenie.
– Sergi już się przyzwyczaił, że
jestem Ślizgonką, jak on kiedyś – wyjaśniła, odrzucając kosmyk włosów do tyłu.
– Gdybym teraz zmieniła front na inny dom, byłoby to dla niego tylko uciążliwe
pod względem finansowym, nic więcej. Póki się dobrze uczę, pozwala mi na
wszystko.
– Pod względem finansowym? Od kiedy
to bycie w którymś z domów wiąże się z dodatkowymi kosztami? – Hermiona
spojrzała na nią z niezrozumieniem.
– Oj, wiesz… byłoby tego troszkę.
Musiałabym kupić nowe gorsety w kolorze innym niż czerwień. Na zajęcia może
chodzę normalnie, ale w pokoju wspólnym chodzę tak jak tutaj. – Przesunęła ręką
powoli po swoim boku, spoglądając z lekkim uśmiechem na reakcję starszej Gryfonki.
Brązowe oczy przez chwilę śledziły ruch jej dłoni, po czym z lekko zakłopotanym
wyrazem wróciły ku twarzy rudej. Vera uśmiechnęła się zwycięsko. – Ig, wyskakuj
z kasy.
– Co? Nie! To się nie liczy! –
zaoponował gwałtownie nastolatek.
– O czym wy mówicie? – Granger
zmarszczyła lekko brwi, przyglądając im się uważnie.
– Stwierdziłem, że skoro jesteś z
Elenką, to nie łykniesz zagrań Very.
– C-co?! Ja nie…! – obruszyła się,
jednocześnie czując jak rumieniec wkrada się na jej policzki.
– Patrzyłaś na mnie z
zainteresowaniem, skarbie – powiedziała Ślizgonka, ewidentnie zadowolona z
siebie. – I nie martw się, El się o tym nie dowie. Będę solidarnie milczeć, jak
się z nią dziś wieczorem zobaczę w pokoju.
– Nie ma się czego dowiadywać,
przecież Hermiona nic nie zrobiła – rzuciła pobłażliwym tonem Ginny.
– Ty weź jej nawet nie zachęcaj –
zawołał cicho Igniss. – Jeszcze coś wymyśli, żeby coś się stało!
– Już nie rób ze mnie takiej suki.
W końcu to między innymi dzięki mnie inne Ślizgonki już nie gnębią Eleny i
Alice.
– Naprawdę? – Ron spojrzał pytająco
na Malfoya.
– Mnie pytasz? – Draco uniósł jedną
brew.
– Tak, ciebie. W końcu Alice mówiła
tylko o tobie.
– A co mnie obchodzi, co mówi na
ten temat tobie Alice?
Harry rzucił mu ostrzegawcze
spojrzenie.
– Sorki za niego. Jest drażliwy od
powrotu – mruknął Igniss na opryskliwy ton brata.
– Uważaj, żebym z tej drażliwości
nie odgryzł ci ręki.
– Bawisz się ze mną na tym samym
poziomie, co Gal? – spytał i rzucił do reszty. – O, widzicie?
– Gal? – Hermiona spojrzała na bruneta
z uniesioną brwią.
– Mam ochotę utopić cię w jeziorze,
Ig.
– Eej, przecież wiesz, że nie umiem
pływać!
– Sorki, że przerywam – Harry
podniósł wzrok znad wyświetlacza telefonu, który przed momentem wyciągnął z
kieszeni – ale niedługo będzie cisza nocna… Hermiono, masz dziś wartę z Draco,
prawda?
– Mam dzisiaj wartę? – Blondyn
zdawał się być zaskoczony. – Kompletnie o tym zapomniałem.
– Masz. A raczej mamy – ostatnią.
– Nie chcesz pospać dłużej? Jestem
pewien, że Harry z chęcią się z tobą zamieni. – Objął Pottera w pasie od tyłu.
– Owszem z chęcią, bo właśnie sam
chciałem ją o to poprosić. – Blondyn uśmiechnął się półgębkiem, całując go w
ucho. Ciało Pottera przeszył delikatny dreszcz.
– Zdajesz sobie sprawę, jakie to
pokręcone? – Spojrzała z rozbawieniem na przyjaciela. – Jeszcze miesiąc temu
zamienialiśmy się, bo za nic nie chciałeś chodzić z nim nocą po korytarzach.
– Czasy się zmieniają. A on nie
może beze mnie żyć. – Złapał chłopaka za szczękę i odwrócił w swoją stronę, by
mógł pocałować go leniwie w usta. Na koniec chciał jeszcze raz zszokować
Weasleya. Udało mu się to śpiewająco za sprawą samego bruneta, którego ręce
natychmiast owinęły się wokół jego talii i przyciągnęły bliżej.
– No nie wiem, czy powinnam się
zamieniać. Jeśli tak planujecie patrolować korytarze, to byłoby bardzo
nieodpowiedzialne z mojej strony – droczyła się.
– I tak nam ulegniesz...
Hermiona pokręciła tylko z
rozbawieniem głową.
~*~
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och nawet dobrze zareagowali na te informacje kim jest chłopak Harrego z czego bardzo się cieszę, choć bardzo obawiałam się reakcji Rona, Vera mogłaby się ujawnić że to ona jest Elena...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia