wtorek, 1 listopada 2016

Rozdział 62.



 Tym razem rozdział nieco wcześniej :) Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Dziękujemy za komentarze! :*

~*~
– Harry, mógłbyś skupić się choć na pięć minut? Wytłumaczę ci najzwięźlej, jak się da, co musisz tu poprawić i będziesz mógł dalej gapić się w swój telefon. – Hermiona była już wyraźnie zniecierpliwiona. Od dobrego kwadransa próbowała wytłumaczyć brunetowi kilka błędów, które znalazła w jego wypracowaniu z transmutacji, ale on co chwilę odpływał myślami. – Im szybciej będziesz miał z głowy to – zamachała kawałkiem zapisanego pergaminu – tym szybciej będziesz mógł oddać się rozmowie z Amber… albo swoim chłopakiem czy z kimkolwiek tam piszesz.
– Mhm – mruknął mało przekonująco brunet. – Masz rację, Herm, już cię słucham – posłał jej niemrawy uśmiech, wsuwając komórkę do kieszeni. Hermiona zdusiła w sobie westchnienie. Jego nieobecny wzrok wcale nie potwierdzał jego słów. Zastanawiała się tylko, czy to naprawdę chodzi o wiadomość, którą przed chwilą wysłał, czy może wciąż przeżywa to, co widział w nocy?
– Dobrze, więc zacznę jeszcze raz. W trzecim akapicie wspominasz o…
– Ig! – Harry poderwał się ze swojego miejsca, widząc bruneta zmierzającego ku nim przez zatłoczony pokój.
– Hej wam – przywitał się z lekkim uśmiechem. – Mamy misję, Harry.
– Wybacz, Hermiono, później się tym zajmę… – rzucił przez ramię, obróciwszy Blacka o sto osiemdziesiąt stopni i popychając go w kierunku portretu Grubej Damy.
– Pa, pa, Hermi-mamo!
Szatynka patrzyła za przyjaciółmi skołowana, nie bardzo wiedząc, co właściwie się przed chwilą wydarzyło.
Bruneci tymczasem opuścili pokój wspólny i szybkim krokiem (Harry narzucał tempo) przemierzali kolejne schody.
– Jak on się trzyma? Znaczy, czego mam się spodziewać? – spytał Potter, gdy byli w okolicy drugiego piętra.
– Zombie… bo tak się troszkę zachowuje – mruknął, dotrzymując kroku przyjacielowi.
– To znaczy?
– Przez dobrą godzinę, jak z nim leżałem, nie reagował na nic. Nie odzywał się, nie ruszał… Jedyne co robił, to oddychał. Dopiero twój sms go obudził. Nieznacznie.
Brwi Harry’ego ściągnęły się w zmartwieniu. Jeszcze bardziej przyspieszył, teraz już właściwie truchtając schodami w dół.
Blisko przejścia do pokoju wspólnego Ślizgonów Black zatrzymał się gwałtownie.
– Eeeej, ej! Zaraz! Źle idziemy!
– Że co? To gdzie on jest?? – Potter odwrócił się ku niemu.
– Jak myślisz? – Black rzucił mu pełne politowania spojrzenie.
– Sądziłem, że najlepiej będzie mu we własnym pokoju…
– Sev by go tam nie puścił.
– Czekaj. Czyli przyszedłeś, by mnie ściągnąć do komnat Nietoperza??
– Tak i mów ciszej – syknął, chwytając go za nadgarstek. Pociągnął go w stronę gabinetu profesora.
– Och, wybacz – mruknął zakłopotany. – On tam jest? Wie, że przyjdę? Znaczy, konkretnie że ja mam przyjść? – Zasypał go gradem wyszeptanych pytań.
– Nie zostawiłby go samego – odparł krótko. – I w sumie… Chyba nie wie. Ja mu nie mówiłem. Nie wiem jak Draco. – Wprowadził go do gabinetu i zamknął za nimi szczelnie drzwi. – Jesteśmy! – krzyknął cicho w eter.
– Chyba jeszcze nie jestem gotowy na tę konfrontację – mruknął pod nosem zielonooki, zastanawiając się, czy nie wyciągnąć zawczasu różdżki, na wypadek gdyby ten stary Nietoperz próbował się na niego rzucić za… Nie był pewien za co, ale Snape pewnie znalazłby jakiś powód. Za strojenie sobie głupich żartów, na przykład. W końcu dziś się go już czepiał za nazywanie Draco po imieniu…
– No nareszcie! – Dało się słyszeć zniecierpliwiony głos Snape’a. – Ile czasu może zajmować przyprowadzenie jedne… Potter? – Mężczyzna otworzył szerzej oczy, zastygając w przejściu do swoich kwater. – Panie Black, co to ma znaczyć?
– Jak to co? Przyprowadziłem chłopaka Draco. – Ig bezceremonialnie wypchnął przyjaciela na krok przed siebie.
Młodszy Gryfon czuł przewiercające go na wylot spojrzenie Mistrza Eliksirów, ale zamiast uciekać wzrokiem, jak zawsze je odwzajemnił. Przyszedł tu dla Draco i dostanie się do niego, choćby ten stary Nietoperz próbował go siłą stąd wyrzucić.
– Nie pie… – urwał, cmokając z niezadowoleniem. Przesunął się, robiąc im miejsce. – Właźcie. Im szybciej go wprowadzę, tym mniejsza szkoda dla moich nerwów.
– Jak zawsze kochany – mruknął z rozbawieniem Igniss, przechodząc obok mężczyzny. – Draco znajduje się tam. – Wskazał Harry’emu drzwi do sypialni. – Ja tu zostanę z Se… profesorem.
– Daruj sobie, Ig. A ty, Potter, przebieraj szybciej nogami.
– Nie musi mi pan tego mówić – odpyskował i rzucił mężczyźnie zirytowane spojrzenie. Parę sekund później zamykał za sobą drzwi jego sypialni. Wraz z ich kliknięciem, z jego głowy zniknął i Snape, i Igniss.
Wypełniająca pomieszczenie cisza była nieco przytłaczająca, zwłaszcza w połączeniu z widokiem skulonego na łóżku blondyna. Coś ścisnęło się w piersi Pottera na ten widok. Zaczął się zastanawiać, co właściwie powinien powiedzieć, jak się zachować? Wiedział jedynie, że chciałby dodać mu jakoś otuchy.
W kilku krokach znalazł się przy meblu i przysiadł na materacu przed Ślizgonem.
– Draco – zagadał półgłosem, bojąc się, że głośniejszy ton mógłby go wystraszyć. Tak jak Black zapowiedział, nie doczekał się odzewu. Ściągnął więc buty i usiadł głębiej na łóżku, przesuwając lekko palcami po jego ramieniu.
Blondyn drgnął i podniósł na niego niepewne spojrzenie.
– Harry – szepnął zduszonym głosem.
– Nie odpowiedziałeś na moją wiadomość, ale i tak przyszedłem dotrzymać ci towarzystwa. Taki już ze mnie namolny…
– Gryfiak – dopowiedział za niego. – Dziękuję.
Gryfon posłał mu łagodny, choć wymuszony uśmiech.
– Nie ma sprawy. Myślisz, że Snape będzie miał coś przeciwko, żebym się koło ciebie położył? Bo to w sumie jego łóżko…
Blondyn pokręcił lekko głową, przesuwając się nieznacznie, by zrobić mu więcej miejsca. Potter ułożył się na boku, tak że stykali się kolanami. Położył głowę na ramieniu, drugą rękę kładąc swobodnie między nimi. Ale już po chwili zaczął gładzić opuszkami wierzch bladej dłoni. Głaskał go tak w ciszy, zastanawiając się, co mógłby mu powiedzieć. Czy w ogóle był sens mówić cokolwiek? Lepiej go próbować zagadywać czy może pozwolić mu samemu zmierzyć się z tą całą sytuacją?
Przypomniał sobie własne odczucia po śmierci Syriusza i postawił na drugą opcję. Co prawda sytuacje trochę… diametralnie się różniły, ale jeśli Draco nie chce rozmawiać, to przecież nie będzie go zmuszał.
– Byłem za słaby, prawda? – Podniósł na niego wzrok zaskoczony. Wyglądał, jakby miał zaraz się rozpłakać. Znowu, biorąc pod uwagę opuchnięte i zaczerwienione od poprzednich razów oczy.
– Nie mów tak – rzucił z delikatną naganą w głosie. – Większość ludzi na twoim miejscu pewnie po prostu by zemdlała, więc już samo to pokazuje, że wcale nie byłeś za słaby. Oprócz bycia świadkiem tych okropieństw, nie było nic, co mogłeś zrobić. – Nakrył jego dłoń własną i ścisnął lekko. – Uwierz mi, czasem po prostu nie ma szans, by kogoś uratować. Gdy przeciwnik ma przewagę liczebną, gdy atakuje z zaskoczenia. Szczególnie, gdy jest szaleńcem. Możesz próbować sobie wmawiać, że “mogłeś przewidzieć, że coś takiego się stanie”, “mogłeś próbować go bronić”, “mogłeś kazać mu uciekać bez ciebie”. Ale to bez sensu – zawyrokował z goryczą. – Nie da się przewidzieć wszystkiego, nie da się rzucić tarczy, która osłoniłaby kogoś przed Avadą i z pewnością nie tak łatwo przekonać kogoś, komu na tobie zależy, by ot tak cię porzucił. – Spojrzał na niego smutno. – Wiem, że to potwornie boli – świadomość, że nic nie mogłeś zrobić. I wiem, że wyrzuty sumienia będą cię jeszcze długo dręczyć. Będziesz analizować całą sytuację raz za razem. Na zmianę będziesz się obwiniał o słabość i usprawiedliwiał, że z pewnością zrobiłbyś więcej, gdybyś tylko mógł. Ale właśnie tu tkwi haczyk – nie mogłeś zrobić więcej. W końcu pogodzisz się z faktem, że w tamtej chwili ten tragiczny scenariusz był jedynym, jaki mógł się spełnić.
Łzy spłynęły po policzkach blondyna. Przez cały wywód chłopaka słuchał go uważnie, analizując słowa Gryfona. Ten go nie osądzał. Nie pytał, czemu nie wyciągnął różdżki, jak zrobili to aurorzy. Zdawał się go rozumieć i wspierać bez względu na wszystko.
– Musisz sobie wybaczyć – brzmiało to bardziej jak prośba, niemal błaganie, niż polecenie. – Ale musisz też zebrać w sobie siły, by walczyć i zrobić, co w twojej mocy, by w przyszłości nie dopuścić do podobnej tragedii. Tylko nie zapomnij, że masz wokół siebie ludzi, którzy ci pomogą, jeśli tylko dasz im na to szansę… Choć prawdopodobnie jestem ostatnią osobą, która powinna wypowiadać te słowa. – Uśmiechnął się kwaśno, po czym wytarł delikatnie rękawem swojego swetra mokry policzek blondyna. – Wiesz, Draco, gdybyś próbował ich ratować, ty także mógłbyś skończyć ciężko ranny lub… – urwał, nie potrafiąc wymówić słowa “martwy”. Przełknął z trudem ślinę. – Twoja mama z pewnością cierpiałaby jeszcze bardziej, gdyby i ciebie torturowali. – Zimny dreszcz nagle przeszył ciało Gryfona. Nie widział przecież całego spotkania. Nie miał pojęcia, czy jemu też przypadkiem czegoś nie zrobili.
– Teraz tak – odparł nagle, a Potter odetchnął w duchu. – Moja matka się zmieniła – dodał po chwili ciszy. – Wcześniej nie była taka waleczna. Wydawała mi się słabą kobietą, która… obwiniała mnie o śmierć brata i która traktowała Ignissa lepiej ode mnie. Wtedy… wczoraj pokazała, że się myliłem i zależy jej również na mnie. W tamtej chwili była najodważniejszą kobietą, jaką widziałem.
Brunet milczał przez moment, w pierwszej chwili nie potrafiąc znaleźć słów, by odpowiedzieć na to wyznanie. Wreszcie ścisnął szczupłą dłoń, łowiąc spojrzenie niebieskich oczu.
– Nie znam go za dobrze, ale wszystko, czego do tej pory się dowiedziałem o twoim ojcu, każe mi myśleć, że ktoś, kto przeżył z nim tyle lat pod jednym dachem i nie zwariował ani sam nie stał się apodyktycznym, bezdusznym draniem, nie może być słabą ani bojaźliwą osobą. I zanim cokolwiek powiesz – dodał pośpiesznie, widząc jak usta jego chłopaka wykrzywiają się w kwaśny uśmiech. – Wiem, że przez ostatnie lata tak właśnie cię określałem. Ale faktem jest, że się myliłem. Przynajmniej częściowo. Nie będę udawał, że nie jesteś apodyktyczny ani że nie zachowujesz się czasem jak drań, ale z pewnością nie jesteś bezduszny. I wierzę, że twoja mama też miała powód, by do tej pory zachowywać się tak a nie inaczej.
Draco przysunął się nieznacznie, zabierając rękę z delikatnego uścisku i kładąc ją na policzku Gryfona.
– Pewnie masz rację – mruknął, gładząc palcami nieznacznie szorstką skórę. – Zostaniesz ze mną?
Brunet natychmiast przytaknął.
– Ale chyba nie tutaj, co?
– Nie. Przeniesiemy się później do mnie razem z Ignissem.
– Powinienem pójść po niewidkę czy jakoś inaczej mnie przemycisz? – Przykrył dłoń blondyna swoją, przytulając ją mocniej do swojego policzka.
– Coś wymyślimy. Na razie nie chcę o niczym myśleć – mruknął z westchnieniem.
Harry kiwnął lekko głową, po czym jeszcze bardziej zmniejszył i tak niewielką wolną przestrzeń między ich ciałami. Przytuliwszy Draco, cmoknął go w kącik ust. Zetknął ich czoła, po czym zwyczajnie zamknął oczy, rozluźniając się. Dopiero teraz, gdy trzymał blondyna całego i zdrowego, mógł odetchnąć. Od czasu wizji tak strasznie się o niego bał… Choć nie można było powiedzieć, że chłopak wyszedł z tego bez szwanku. To, czego był świadkiem, z pewnością odcisnęło trwały ślad w jego psychice i Harry z pewnością nie zamierza tego zapomnieć ani Bellatrix, ani Voldemortowi.
//*//
– Za cicho tam…
– Mówisz to tak, jakby przed naszym przyjściem było tu głośno – zauważył Gryfon. Severus zgromił go wzrokiem. – Jak dla mnie, Harry teraz jest lepszym oparciem dla mojego brata niż ja czy ty. I nie rób takiej zdegustowanej miny. Draco sam go wybrał. Nie naciskałem na niego w tym względzie ani nic.
– Nie mówiłeś mu też o dobrych cechach swojego nowego przyjaciela? – spytał niedowierzająco profesor.
– To co innego. Po prostu chwaliłem się, że znalazłem dobrych przyjaciół.
– Czasami mam wrażenie, że poszedłeś w ślady swojej chrzestnej. Oboje potraficie kręcić.
– Jak dla mnie to dobrze. – Nastolatek wzruszył ramionami, dodając śluz gumochłona do kociołka, nim zrobił to Severus.
– Przeszkadzasz mi…
– Nie kłam. Pomagam – odparł chłopak, uśmiechając się lekko do wuja. – Tak w ogóle co to za eliksir?
– Z twoim wścibstwem jeszcze tego nie odkryłeś?
– Mam pewne podejrzenie, ale nie chcę się zbłaźnić przed wielkim mistrzem. – Widząc, że tym tekstem go nie kupił, wydął wargę. – Wydaje mi się, że to eliksir wiggenowy…
Severus uśmiechnął się półgębkiem.
– Gdybyś bardziej zerkał mi przez ramię na notatki, to od razu zauważyłbyś nazwę eliksiru na górze.
– Czyli pudło? – spytał z niedowierzaniem Gryfon i zajrzał na wspomnianą kartkę. Na niej napisana była nazwa i lista składników. – Ej, to było podłe! Miałem rację.
– Nie mówiłem nic o tym, że się myliłeś. – Igniss prychnął cicho w odpowiedzi. – Na moim biurku leży otwarta księga. Dokładnie na stronie z etapami przyrządzania eliksiru. Weź ją i przynieś tu. – Poczekał cierpliwie, aż chłopak spełni jego życzenie, mieszając cały czas. – Pokaż mi. Jestem na tym etapie – mruknął, dotykając palcem odpowiedniego punktu. – Dokończysz go za mnie. Wierzę, że dasz sobie radę.
– A ty gdzieś idziesz? – Igniss położył księgę blisko kociołka, przyjmując od mężczyzny chochlę.
– Tak, do sypialni – odparł, odchodząc od chłopaka i ignorując jego cichy chichot, skierował się do wspomnianego pokoju. Na chwilę zamarł przed drzwiami, zastanawiając się, czy powinien zapukać. Następnie wszedł po prostu do środka, chociaż uważał na to, by nie zrobić tego za głośno.
Nie wiedział, jakiego widoku się spodziewał, ale z pewnością nie była to scena, którą zastał. Ten zbuntowany, wiecznie pyskujący, nieokrzesany Gryfon nie mógł tak po prostu leżeć z jego chrześniakiem, obejmując go w całkowicie niewinny sposób. To się zwyczajnie kłóciło z jego narwaną naturą – leżeć na łóżku ze swoim chłopakiem, być z nim całkowicie sam na sam i nic nie zrobić? To nie do pomyślenia! W końcu Potter to tylko niedojrzały dzieciak, który robi, co mu się żywnie podoba!…
A może nie do końca wszystko z nim w porządku?
W sumie dla Draco może tak byłoby nawet lepiej…
Mężczyzna machnął ze zniecierpliwieniem ręką, jakby próbował odgonić nierozsądne myśli.
Nieważny jest powód, liczy się, że przynajmniej ten jeden raz Potter pokazał, że nie jest skończonym kretynem. Przynajmniej Severus nie musiał sobie brudzić rąk…
Chwila…
Potter nie mógł się stać chłopakiem Draco w trakcie jego wyjazdu czy tuż po nim. A żeby Draco czuł potrzebę jego obecności w takiej chwili, nie mogli być ze sobą zbyt krótko.
Czyli to dlatego od niedawna nie darli kotów jak głupie dzieciaki?
Powoli wycofał się z sypialni, z nowymi pytaniami w głowie.
– Udostępnisz mi na dniach gabinet? Uwarzyłbym coś, to mega odstresowujące.
– Jak długo oni są razem? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
– No wiesz? Przed chwilą jeszcze sam upominałeś mnie, że nie odpowiadam.
– Ig…
– No już, już… Oficjalnie zaczęli ze sobą chodzić jeszcze przed Halloween.
– Czyli nie są ze sobą zbyt długo.
– Oficjalnie nie, ale jak dla mnie to już w połowie, jak nie bardziej na początku października zaczęli ze sobą kręcić.
Severus nie odpowiedział, siadając w swoim fotelu. Jak on mógł tego nie zauważyć? Ani nie zwrócić na to uwagi?
Nawet dzisiaj rano, w gabinecie Albusa miał dowody na to, że ten szczeniak miał słabość do jego chrześniaka.
– Too… mogę kiedyś wypożyczyć twój gabinet?
//*//
Harry uniósł powieki, jak tylko drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem. Co prawda udawał, że wciąż śpi, więc nie mógł otworzyć oczu, ale był pewien, że to Snape przed chwilą do nich zaglądał. Nawet Ig miałby choć tę odrobinę przyzwoitości, by zapukać przed wejściem… Chyba.
Niemniej, czuł na sobie spojrzenie Nietoperza, co do tego nie miał wątpliwości.
Ach, szkoda, że nie mógł zobaczyć jego miny…
Szybko porzucił rozmyślenia o starym Ślizgonie-podglądaczu, na rzecz młodego własnego-Ślizgona leżącego tuż przy nim. Pogładził jasne włosy, przyglądając się twarzy chłopaka. Draco wyglądał już nieco lepiej. Zdawało się, że nabrał trochę kolorów i wydawał się spokojniejszy, choć ślady łez wciąż były widoczne na jego policzkach. I z pewnością będzie miał zaczerwienione oczy, gdy się obudzi.
Przez chwilę wahał się, czy budzić go, czy nie. Szybko jednak doszedł do wniosku, że nigdy nie był dobry w planowaniu czegokolwiek, więc i tym razem nie powinien zbytnio się rozwodzić nad sprawą.
– Draco – szepnął, głaszcząc go po głowie. – Draco, obudź się – powtórzył nieco głośniej. Gdy blondyn w dalszym ciągu nie zareagował, Harry uniósł lekko głowę i po chwili wahania pocałował go w policzek. Raz i drugi, trzeci trochę bliżej ust, czwarty w ich kącik, aż w końcu pocałował je bezpośrednio, choć krótko. – Draacoo – rzucił przeciągle, przeczesując palcami krótkie kosmyki.
– Nie przestawaj – mruknął cicho, uchylając nieznacznie powieki.
– Draniu, długo udawałeś, że śpisz? – spytał szeptem, bez cienia pretensji w głosie, posłusznie kontynuując obsypywanie jego twarzy drobnymi pocałunkami.
– Tylko troszeczkę. Obudziło mnie wyjście wuja – powiedział, spoglądając na Harry’ego z uwagą. – Chcesz się przenieść?
– Chyba tak byłoby najlepiej. No, chyba że wolisz zaczekać, aż wasz pokój wspólny opustoszeje?
– Mi to nie robi zbytniej różnicy. Ślizgoni nie zaleją mnie falą pytań, jeśli na wstępie im powiem, że tego sobie nie życzę.
– W takim razie możemy iść – zawyrokował, wciąż jednak całował blondyna po szczęce, sukcesywnie zbliżając się do ucha. Przerwał, dopiero gdy od celu dzieliły go jakieś dwa pocałunki. Odsunął się powoli. – Dobra, teraz już naprawdę możemy.
//*//
– Zostajesz z nami na noc, Ig, czy będziesz wracał do Wieży? – spytał mimochodem Harry, kończąc jeść jedną z kanapek, w które zaopatrzyli się w kuchni przed przyjściem do pokoju Draco.
– Jak będę spał na środku, to zostaję – odparł z lekkim uśmiechem. Ślizgon wzruszył ramionami, przeżuwając drugą kanapkę.
– Nie ma mowy.
– Ale z ciebie zazdrośnik.
– Nie jestem zazdrosny – prychnął Potter. – Jakbym w ogóle mógł być o ciebie zazdrosny. Po prostu chcę spać przy Draco. Bezpośrednio. I tyle.
– Ja też – mruknął blondyn, spoglądając na brata. – Jak ci się coś nie podoba, to znajdź sobie faceta.
– Od czegoś mam ciebie – powiedział bez żenady Black. – To będziesz na środku?
– Dla czystej złośliwości mam ochotę posłać Harry’ego na środek. – Ig wyszczerzył się z zadowoleniem. – Ale widząc twój wyraz twarzy, podejrzewam, że wtedy zmacasz jego. Dlatego zostanę na środku.
– Oboje jesteście siebie warci.
– Zmieniłem zdanie.
– Każesz mu wracać na górę? – spytał z rozbawieniem młodszy Gryfon.
– Dokładnie – przytaknął od razu Malfoy. – Niech spada do siebie.
– Ej, przepraszam. Będę grzeczny.
– Odpuść mu, w końcu tylko próbował nam dokuczyć. Nawet nieszczególnie udanie. – Harry z całego serca chciał zostać z Draco sam na sam, ale gdy byli we trzech, łatwiej było odciągać jego uwagę od ostatnich wydarzeń.
– Nie ma odpuszczania. I tak jest już wystarczająco rozpuszczoną krową. Czas zakończyć wiecznie ulgowe traktowanie.
– Mam rozumieć, że jednak chcesz mnie w łóżku w pakiecie z Draco? – Igniss wyszczerzył się lekko.
– Dzielenie z tobą pokoju w zupełności mi wystarcza. – Harry spojrzał na przyjaciela z ukosa.
– Oj wiem. Droczę się tylko – odparł swobodnie, przysuwając się do blondyna i poprawiając mu kosmyk włosów. – Niech ta lwia gwiazda – Harry wywrócił oczami – zrobi ci dobry masaż podczas kąpieli. Zrelaksuje cię to…
Draco kiwnął lekko głową, przeżuwając do końca i spoglądając na bliźniaka z lekkim uśmiechem.
– Mam rozumieć, że spadasz?
– Jak zawsze kochany… – Black pokręcił głową, podnosząc się z materaca. – Tak, spadam – dodał, idąc ku wyjściu
– Ig? – rzucił nagle zielonooki.
– Hmm? – Przystanął przy drzwiach, patrząc na Harry’ego z zainteresowaniem.
– Możesz przekazać Ronowi i Hermionie, że będę miał im jutro coś ważnego do powiedzenia? – Kiwnął delikatnie głową, wskazując na Draco.
– Och… – Igniss uśmiechnął się nieznacznie. Już oczami wyobraźni widział minę Rona na wieść o związku jego najlepszego przyjaciela z wrogiem publicznym numer jeden. – Jasne, przekażę im. Dobranoc!
– Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? – spytał blondyna, gdy tylko zostali sami. – Znaczy, że zamierzam powiedzieć o nas przyjaciołom… Choć Ginny w sumie sama się już domyśliła.
– Wiem. Zagadała do mnie z pretensjami.
– Jakimi pretensjami??
– Dlaczego zrezygnowałem z jazdy konnej, skoro ty chciałeś dołączyć. Wtedy też przyznała, że wie o nas.
– I co jej na to odpowiedziałeś? “Nie chciałem marnować czasu na tak nieprzydatne zajęcia”?
– Em, nie. – Włożył do ust ostatni kawałek kanapki i przeżuł ją szybko. – Dałem do zrozumienia, że jeżeli komuś o tym powie, to nie będę zadowolony.
– Czyli olałeś jej pytanie i jeszcze jej groziłeś? – Spojrzał na niego sceptycznie. – Mogłem się tego spodziewać. A ona tylko martwiła się, czy przede mną nie uciekasz. – Uśmiechnął się delikatnie, wręcz z czułością. Ginny potrafiła być naprawdę troskliwa, a przy tym nie nadopiekuńcza. Idealna młodsza siostra. – Nawet spytała mnie podczas śniadania, czy się przypadkiem nie pokłóciliśmy.
– Och… Nie wziąłem tego pod uwagę. Nie zastanawiałem się też nad tym zbyt długo później. Dostałem list od matki, a potem… – umilkł na chwilę. – Wróciłem do rezydencji i sam wiesz…
– Wiem, Draco. – Objął go opiekuńczo ramieniem. – Nie rozmawiajmy o tym…
Siedzieli przez chwilę w ciężkiej ciszy. Harry rozpaczliwie starał się wymyślić jakiś nowy temat, ale jedyne, co przychodziło mu do głowy, to obrazy z wizji.
– To moja ciotka rzuciła Avadę – powiedział nagle chłopak. – Tylko tobie o tym powiedziałem – dodał, robiąc taką minę jakby właśnie wielki ciężar spadł mu z serca.
– Myślałem, że cię przesłuchiwali? – zauważył skołowany.
– Nie przyznałem im tego. Powiedziałem, że nie widziałem ich twarzy i przez to nie mogłem ich rozpoznać. – Wziął krótki wdech.
– Ale dlaczego? – Odsunął się kawałeczek, by lepiej go widzieć.
– Bo zagrozili, że moja matka będzie następna… – przyznał cicho. – A zaraz po niej wezmą się za mnie. – Lodowaty dreszcz przebiegł Harry’emu po kręgosłupie, ale już w następnej chwili gniew zawrzał w jego żyłach. – Tu nie chodziło o mnie. Musiałem ochronić matkę.
– A twój ojciec? – niemalże wypluł to ostatnie słowo. – Co on na to? Tylko nie mów, że sam rzucił tymi groźbami…
– Co? O czym ty mówisz? – spytał niepewnie chłopak. Serce zatłukło mu szybciej w piersi z nerwów. – Ojca nie było z nami na Pokątnej.
– E-em… – bąknął, z niepokojem zdając sobie sprawę, że powiedział za dużo. Nie zamierzał pozwolić, by Draco dowiedział się o jego wizji. – Przecież pojechałeś do domu, prawda? – zauważył naprędce. – Nie spotkałeś się tam z nim?
– Ale dlaczego miałby grozić mi własny ojciec przed atakiem?
– A dlaczego nie próbował was bronić? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Złość wywołana kryciem Lucjusza przez Draco, była silniejsza od głosu rozsądku każącego mu porzucić temat. – Dlaczego pozwolił, żeby torturowali twoją matkę?
Draco odsunął się, patrząc na niego czujnie. Nie podobała mu się ta rozmowa. Dlaczego Harry cały czas musiał zadawać takie pytania, jakby był takim samym świadkiem całego zdarzenia jak on?
– Jego tam nie było – powtórzył z czającą się w głosie paniką. I tak zdradził za dużo. Jeżeli ktoś z kręgu się o tym dowie… Na Salazara! – Więc jak miał temu zaradzić?
– Chcesz mi wmówić, że Śmierciożercy zaatakowali rodzinę prawej ręki Voldemorta tak dla kaprysu?! Samowolka? I że Lucjusz nic o tym nie wiedział?!
– Nie wiem! – krzyknął w proteście, na rosnący wywód Harry’ego. – Spytaj go! Nie siedzę mu w głowie! Skąd mam wiedzieć, o czym wie on albo inni Śmierciożercy?!
– Przestań! Już dość, Draco. Nie musisz go dłużej kryć. – Zielone oczy spojrzały na blondyna z bólem. – Wypełniłeś swoje zadanie, składając fałszywe zeznania aurorom. Voldemort już osiągnął swój cel, wasza rodzina znów oczyściła się z podejrzeń. No i Voldemort pewnie i tak się domyśla, że ja… – urwał gwałtownie i przygryzł wargę, widząc minę blondyna. Teraz naprawdę za daleko się zapędził…
– S-skąd ci coś takiego przyszło do głowy?
Potter myślał gorączkowo, czy mógłby przedstawić to jako swoje przypuszczenia, ale nie wydawało mu się, by Ślizgon to kupił. Zacisnął palce na koszuli blondyna.
– Ja… wiem, co się działo zeszłej nocy w Malfoy Manor. – Draco otworzył szerzej oczy, patrząc na niego w przerażeniu. Jak wiele wie? Ile słów do niego dotarło? – Przynajmniej częściowo – dodał cicho, zerkając niepewnie na swojego chłopaka.
– Zaraz… O czym ty mówisz?
– O tym jak Bellatrix zamordowała twojego dziadka, a Lucjusz próbował jej roztrzaskać głowę o podłogę – oznajmił ponuro, z całych sił powstrzymując się od przypominania sobie tamtej sceny.
Blondyn skrzywił się na samo wspomnienie.
– Ale to nie miało miejsca w nocy – mruknął i zająknął się, kiedy zrozumiał, co powiedział.
– Że co…? – sapnął brunet.
– Nie słuchaj mnie. Plotę głupoty – powiedział pośpiesznie, z desperacją. – Muszę być skołowany po tym…
– Nie udawaj! Skoro to nie miało miejsca w nocy, to kiedy? – Tym razem to na twarzy bruneta pojawił się niepokój graniczący ze strachem.
– Naprawdę uważam, że to nie najlepszy pomysł – ciągnął uparcie Ślizgon. – Może wrócimy do tego jutro, co? A teraz połóżmy się… A może masz ochotę na kąpiel wcześniej?
– Draco, nie rozumiesz… To naprawdę ważne! Jeśli to nie działo się w nocy, to oznacza, że Voldemort znowu coś knuje. Musiał mieć jakiś cel, że pokazał mi akurat tę scenę.
– Na Salazara! On przekazuje ci jakieś obrazy?!
– Od kiedy odrodził się z pomocą mojej krwi, zawiązało się między nami swego rodzaju połączenie. – Wykrzywił wargi. – Czasem, gdy targają nim gwałtowne emocje, po prostu… wciąga mnie do swojego umysłu. Widzę to, co on, czuję jego emocje. Czasem patrzę jego oczami, czasem jestem jednym z uczestników sceny, a czasem stoję z boku, tak jakbym oglądał wspomnienie w myślodsiewni.
– Ale teraz widziałeś to z opóźnieniem – zauważył Malfoy.
– Właśnie – przytaknął ponuro. – Chyba jakoś na początku tego roku zorientował się, że może też celowo przesyłać mi wizje… W ten sposób ściągnął mnie do ministerstwa. Teraz najwyraźniej znów przesłał mi ją celowo. Pytanie tylko dlaczego?
Blondyn zastygł, kiedy pewna myśl raziła go niczym piorun. A co jeśli Czarny Pan wdarł się w jego wspomnienia? Co, jeśli odkrył, z kim teraz się związał i wymyślił plan, jak wykorzystać to na swoją korzyść? Albo Nott faktycznie zauważył, że coś się między nimi rodziło i mu o tym zdążył powiedzieć?
– Może odkrył nasz sekret? – spytał przerażony. – Nott szpiegował dla niego. Mógł dojrzeć, co się między nami działo i donieść o tym Czarnemu Panu.
Brunet pobladł.
– Nawet Snape niczego do tej pory nie zauważył, a kto jak kto, ale on byłby pierwszym, prawda? Okej, Ginny nas rozgryzła, ale dopiero w ostatnim czasie! W dodatku ona jako jedna z nielicznych wiedziała, że podobają mi się też faceci. Dla innych choćby pomyślenie o tym, że mogłoby nas łączyć coś innego niż nienawiść, to czysty absurd – zapewniał naprędce, próbując przekonać zarówno Draco jak i siebie samego. – Nawet Hermiona nas nie podejrzewa, a przecież nie można jej odmówić bystrości czy wiedzy o mnie! – W pełnym napięcia milczeniu patrzyli sobie z niepokojem i niepewnością w oczy. – Ale jeśli jednak twoje domysły są prawdziwe… – Chwycił go za barki i zacisnął na nich desperacko palce. – Nie możesz już więcej wrócić do Malfoy Manor. Jeśli Voldemort naprawdę o nas wie… Jeśli zrobiłby z ciebie zakładnika… – Głos Gryfona załamał się, ale dla Draco wcale nie musiał kończyć. Blondyn domyślał się, że ten głupi Gryfiak rzuciłby mu się na ratunek, nawet gdyby doskonale wiedział, że pcha się prosto w pułapkę. Rzuciłby się na ratunek każdemu, kto choć trochę jest dla niego ważny.
~*~

1 komentarz:

  1. Hej,
    ta reakcja Snape boska, dobrze, że powiedział, że to wszystko widział, ale właśnie Voldemort wie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń