Tym
razem rozdział nieco wcześniej :) Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Dziękujemy
za komentarze! :*
~*~
– Harry, mógłbyś skupić się choć na
pięć minut? Wytłumaczę ci najzwięźlej, jak się da, co musisz tu poprawić i
będziesz mógł dalej gapić się w swój telefon. – Hermiona była już wyraźnie
zniecierpliwiona. Od dobrego kwadransa próbowała wytłumaczyć brunetowi kilka
błędów, które znalazła w jego wypracowaniu z transmutacji, ale on co chwilę
odpływał myślami. – Im szybciej będziesz miał z głowy to – zamachała kawałkiem
zapisanego pergaminu – tym szybciej będziesz mógł oddać się rozmowie z Amber…
albo swoim chłopakiem czy z kimkolwiek tam piszesz.
– Mhm – mruknął mało przekonująco
brunet. – Masz rację, Herm, już cię słucham – posłał jej niemrawy uśmiech,
wsuwając komórkę do kieszeni. Hermiona zdusiła w sobie westchnienie. Jego
nieobecny wzrok wcale nie potwierdzał jego słów. Zastanawiała się tylko, czy to
naprawdę chodzi o wiadomość, którą przed chwilą wysłał, czy może wciąż przeżywa
to, co widział w nocy?
– Dobrze, więc zacznę jeszcze raz. W
trzecim akapicie wspominasz o…
– Ig! – Harry poderwał się ze
swojego miejsca, widząc bruneta zmierzającego ku nim przez zatłoczony pokój.
– Hej wam – przywitał się z lekkim
uśmiechem. – Mamy misję, Harry.
– Wybacz, Hermiono, później się tym
zajmę… – rzucił przez ramię, obróciwszy Blacka o sto osiemdziesiąt stopni i
popychając go w kierunku portretu Grubej Damy.
– Pa, pa, Hermi-mamo!
Szatynka patrzyła za przyjaciółmi
skołowana, nie bardzo wiedząc, co właściwie się przed chwilą wydarzyło.
Bruneci tymczasem opuścili pokój
wspólny i szybkim krokiem (Harry narzucał tempo) przemierzali kolejne schody.
– Jak on się trzyma? Znaczy, czego
mam się spodziewać? – spytał Potter, gdy byli w okolicy drugiego piętra.
– Zombie… bo tak się troszkę
zachowuje – mruknął, dotrzymując kroku przyjacielowi.
– To znaczy?
– Przez dobrą godzinę, jak z nim
leżałem, nie reagował na nic. Nie odzywał się, nie ruszał… Jedyne co robił, to
oddychał. Dopiero twój sms go obudził. Nieznacznie.
Brwi Harry’ego ściągnęły się w
zmartwieniu. Jeszcze bardziej przyspieszył, teraz już właściwie truchtając
schodami w dół.
Blisko przejścia do pokoju wspólnego
Ślizgonów Black zatrzymał się gwałtownie.
– Eeeej, ej! Zaraz! Źle idziemy!
– Że co? To gdzie on jest?? – Potter
odwrócił się ku niemu.
– Jak myślisz? – Black rzucił mu
pełne politowania spojrzenie.
– Sądziłem, że najlepiej będzie mu
we własnym pokoju…
– Sev by go tam nie puścił.
– Czekaj. Czyli przyszedłeś, by mnie
ściągnąć do komnat Nietoperza??
– Tak i mów ciszej – syknął,
chwytając go za nadgarstek. Pociągnął go w stronę gabinetu profesora.
– Och, wybacz – mruknął zakłopotany.
– On tam jest? Wie, że przyjdę? Znaczy, konkretnie że ja mam przyjść? –
Zasypał go gradem wyszeptanych pytań.
– Nie zostawiłby go samego – odparł
krótko. – I w sumie… Chyba nie wie. Ja mu nie mówiłem. Nie wiem jak Draco. –
Wprowadził go do gabinetu i zamknął za nimi szczelnie drzwi. – Jesteśmy! –
krzyknął cicho w eter.
– Chyba jeszcze nie jestem gotowy na
tę konfrontację – mruknął pod nosem zielonooki, zastanawiając się, czy nie
wyciągnąć zawczasu różdżki, na wypadek gdyby ten stary Nietoperz próbował się
na niego rzucić za… Nie był pewien za co, ale Snape pewnie znalazłby jakiś
powód. Za strojenie sobie głupich żartów, na przykład. W końcu dziś się go już
czepiał za nazywanie Draco po imieniu…
– No nareszcie! – Dało się słyszeć
zniecierpliwiony głos Snape’a. – Ile czasu może zajmować przyprowadzenie jedne…
Potter? – Mężczyzna otworzył szerzej oczy, zastygając w przejściu do swoich
kwater. – Panie Black, co to ma znaczyć?
– Jak to co? Przyprowadziłem
chłopaka Draco. – Ig bezceremonialnie wypchnął przyjaciela na krok przed
siebie.
Młodszy Gryfon czuł przewiercające
go na wylot spojrzenie Mistrza Eliksirów, ale zamiast uciekać wzrokiem, jak
zawsze je odwzajemnił. Przyszedł tu dla Draco i dostanie się do niego, choćby
ten stary Nietoperz próbował go siłą stąd wyrzucić.
– Nie pie… – urwał, cmokając z
niezadowoleniem. Przesunął się, robiąc im miejsce. – Właźcie. Im szybciej go
wprowadzę, tym mniejsza szkoda dla moich nerwów.
– Jak zawsze kochany – mruknął z
rozbawieniem Igniss, przechodząc obok mężczyzny. – Draco znajduje się tam. –
Wskazał Harry’emu drzwi do sypialni. – Ja tu zostanę z Se… profesorem.
– Daruj sobie, Ig. A ty, Potter,
przebieraj szybciej nogami.
– Nie musi mi pan tego mówić –
odpyskował i rzucił mężczyźnie zirytowane spojrzenie. Parę sekund później
zamykał za sobą drzwi jego sypialni. Wraz z ich kliknięciem, z jego głowy
zniknął i Snape, i Igniss.
Wypełniająca pomieszczenie cisza
była nieco przytłaczająca, zwłaszcza w połączeniu z widokiem skulonego na łóżku
blondyna. Coś ścisnęło się w piersi Pottera na ten widok. Zaczął się
zastanawiać, co właściwie powinien powiedzieć, jak się zachować? Wiedział
jedynie, że chciałby dodać mu jakoś otuchy.
W kilku krokach znalazł się przy
meblu i przysiadł na materacu przed Ślizgonem.
– Draco – zagadał półgłosem, bojąc
się, że głośniejszy ton mógłby go wystraszyć. Tak jak Black zapowiedział, nie
doczekał się odzewu. Ściągnął więc buty i usiadł głębiej na łóżku, przesuwając
lekko palcami po jego ramieniu.
Blondyn drgnął i podniósł na niego
niepewne spojrzenie.
– Harry – szepnął zduszonym głosem.
– Nie odpowiedziałeś na moją wiadomość,
ale i tak przyszedłem dotrzymać ci towarzystwa. Taki już ze mnie namolny…
– Gryfiak – dopowiedział za niego. –
Dziękuję.
Gryfon posłał mu łagodny, choć
wymuszony uśmiech.
– Nie ma sprawy. Myślisz, że Snape
będzie miał coś przeciwko, żebym się koło ciebie położył? Bo to w sumie jego
łóżko…
Blondyn pokręcił lekko głową,
przesuwając się nieznacznie, by zrobić mu więcej miejsca. Potter ułożył się na
boku, tak że stykali się kolanami. Położył głowę na ramieniu, drugą rękę kładąc
swobodnie między nimi. Ale już po chwili zaczął gładzić opuszkami wierzch
bladej dłoni. Głaskał go tak w ciszy, zastanawiając się, co mógłby mu
powiedzieć. Czy w ogóle był sens mówić cokolwiek? Lepiej go próbować zagadywać
czy może pozwolić mu samemu zmierzyć się z tą całą sytuacją?
Przypomniał sobie własne odczucia po
śmierci Syriusza i postawił na drugą opcję. Co prawda sytuacje trochę…
diametralnie się różniły, ale jeśli Draco nie chce rozmawiać, to przecież nie
będzie go zmuszał.
– Byłem za słaby, prawda? – Podniósł
na niego wzrok zaskoczony. Wyglądał, jakby miał zaraz się rozpłakać. Znowu,
biorąc pod uwagę opuchnięte i zaczerwienione od poprzednich razów oczy.
– Nie mów tak – rzucił z delikatną
naganą w głosie. – Większość ludzi na twoim miejscu pewnie po prostu by
zemdlała, więc już samo to pokazuje, że wcale nie byłeś za słaby. Oprócz bycia
świadkiem tych okropieństw, nie było nic, co mogłeś zrobić. – Nakrył jego dłoń
własną i ścisnął lekko. – Uwierz mi, czasem po prostu nie ma szans, by kogoś
uratować. Gdy przeciwnik ma przewagę liczebną, gdy atakuje z zaskoczenia.
Szczególnie, gdy jest szaleńcem. Możesz próbować sobie wmawiać, że “mogłeś
przewidzieć, że coś takiego się stanie”, “mogłeś próbować go bronić”, “mogłeś
kazać mu uciekać bez ciebie”. Ale to bez sensu – zawyrokował z goryczą. – Nie
da się przewidzieć wszystkiego, nie da się rzucić tarczy, która osłoniłaby
kogoś przed Avadą i z pewnością nie tak łatwo przekonać kogoś, komu na
tobie zależy, by ot tak cię porzucił. – Spojrzał na niego smutno. – Wiem, że to
potwornie boli – świadomość, że nic nie mogłeś zrobić. I wiem, że wyrzuty
sumienia będą cię jeszcze długo dręczyć. Będziesz analizować całą sytuację raz
za razem. Na zmianę będziesz się obwiniał o słabość i usprawiedliwiał, że z
pewnością zrobiłbyś więcej, gdybyś tylko mógł. Ale właśnie tu tkwi haczyk – nie
mogłeś zrobić więcej. W końcu pogodzisz się z faktem, że w tamtej chwili ten
tragiczny scenariusz był jedynym, jaki mógł się spełnić.
Łzy spłynęły po policzkach blondyna.
Przez cały wywód chłopaka słuchał go uważnie, analizując słowa Gryfona. Ten go
nie osądzał. Nie pytał, czemu nie wyciągnął różdżki, jak zrobili to aurorzy.
Zdawał się go rozumieć i wspierać bez względu na wszystko.
– Musisz sobie wybaczyć – brzmiało
to bardziej jak prośba, niemal błaganie, niż polecenie. – Ale musisz też zebrać
w sobie siły, by walczyć i zrobić, co w twojej mocy, by w przyszłości nie
dopuścić do podobnej tragedii. Tylko nie zapomnij, że masz wokół siebie ludzi,
którzy ci pomogą, jeśli tylko dasz im na to szansę… Choć prawdopodobnie jestem
ostatnią osobą, która powinna wypowiadać te słowa. – Uśmiechnął się kwaśno, po
czym wytarł delikatnie rękawem swojego swetra mokry policzek blondyna. – Wiesz,
Draco, gdybyś próbował ich ratować, ty także mógłbyś skończyć ciężko ranny lub…
– urwał, nie potrafiąc wymówić słowa “martwy”. Przełknął z trudem ślinę. –
Twoja mama z pewnością cierpiałaby jeszcze bardziej, gdyby i ciebie
torturowali. – Zimny dreszcz nagle przeszył ciało Gryfona. Nie widział przecież
całego spotkania. Nie miał pojęcia, czy jemu też przypadkiem czegoś nie
zrobili.
– Teraz tak – odparł nagle, a Potter
odetchnął w duchu. – Moja matka się zmieniła – dodał po chwili ciszy. –
Wcześniej nie była taka waleczna. Wydawała mi się słabą kobietą, która…
obwiniała mnie o śmierć brata i która traktowała Ignissa lepiej ode mnie.
Wtedy… wczoraj pokazała, że się myliłem i zależy jej również na mnie. W tamtej
chwili była najodważniejszą kobietą, jaką widziałem.
Brunet milczał przez moment, w
pierwszej chwili nie potrafiąc znaleźć słów, by odpowiedzieć na to wyznanie.
Wreszcie ścisnął szczupłą dłoń, łowiąc spojrzenie niebieskich oczu.
– Nie znam go za dobrze, ale
wszystko, czego do tej pory się dowiedziałem o twoim ojcu, każe mi myśleć, że
ktoś, kto przeżył z nim tyle lat pod jednym dachem i nie zwariował ani sam nie
stał się apodyktycznym, bezdusznym draniem, nie może być słabą ani bojaźliwą
osobą. I zanim cokolwiek powiesz – dodał pośpiesznie, widząc jak usta jego
chłopaka wykrzywiają się w kwaśny uśmiech. – Wiem, że przez ostatnie lata tak
właśnie cię określałem. Ale faktem jest, że się myliłem. Przynajmniej
częściowo. Nie będę udawał, że nie jesteś apodyktyczny ani że nie zachowujesz
się czasem jak drań, ale z pewnością nie jesteś bezduszny. I wierzę, że twoja
mama też miała powód, by do tej pory zachowywać się tak a nie inaczej.
Draco przysunął się nieznacznie,
zabierając rękę z delikatnego uścisku i kładąc ją na policzku Gryfona.
– Pewnie masz rację – mruknął,
gładząc palcami nieznacznie szorstką skórę. – Zostaniesz ze mną?
Brunet natychmiast przytaknął.
– Ale chyba nie tutaj, co?
– Nie. Przeniesiemy się później do
mnie razem z Ignissem.
– Powinienem pójść po niewidkę czy
jakoś inaczej mnie przemycisz? – Przykrył dłoń blondyna swoją, przytulając ją
mocniej do swojego policzka.
– Coś wymyślimy. Na razie nie chcę o
niczym myśleć – mruknął z westchnieniem.
Harry kiwnął lekko głową, po czym
jeszcze bardziej zmniejszył i tak niewielką wolną przestrzeń między ich
ciałami. Przytuliwszy Draco, cmoknął go w kącik ust. Zetknął ich czoła, po czym
zwyczajnie zamknął oczy, rozluźniając się. Dopiero teraz, gdy trzymał blondyna
całego i zdrowego, mógł odetchnąć. Od czasu wizji tak strasznie się o niego
bał… Choć nie można było powiedzieć, że chłopak wyszedł z tego bez szwanku. To,
czego był świadkiem, z pewnością odcisnęło trwały ślad w jego psychice i Harry
z pewnością nie zamierza tego zapomnieć ani Bellatrix, ani Voldemortowi.
//*//
– Za cicho tam…
– Mówisz to tak, jakby przed naszym
przyjściem było tu głośno – zauważył Gryfon. Severus zgromił go wzrokiem. – Jak
dla mnie, Harry teraz jest lepszym oparciem dla mojego brata niż ja czy ty. I
nie rób takiej zdegustowanej miny. Draco sam go wybrał. Nie naciskałem na niego
w tym względzie ani nic.
– Nie mówiłeś mu też o dobrych
cechach swojego nowego przyjaciela? – spytał niedowierzająco profesor.
– To co innego. Po prostu chwaliłem
się, że znalazłem dobrych przyjaciół.
– Czasami mam wrażenie, że poszedłeś
w ślady swojej chrzestnej. Oboje potraficie kręcić.
– Jak dla mnie to dobrze. –
Nastolatek wzruszył ramionami, dodając śluz gumochłona do kociołka, nim zrobił
to Severus.
– Przeszkadzasz mi…
– Nie kłam. Pomagam – odparł
chłopak, uśmiechając się lekko do wuja. – Tak w ogóle co to za eliksir?
– Z twoim wścibstwem jeszcze tego
nie odkryłeś?
– Mam pewne podejrzenie, ale nie
chcę się zbłaźnić przed wielkim mistrzem. – Widząc, że tym tekstem go nie
kupił, wydął wargę. – Wydaje mi się, że to eliksir wiggenowy…
Severus uśmiechnął się półgębkiem.
– Gdybyś bardziej zerkał mi przez
ramię na notatki, to od razu zauważyłbyś nazwę eliksiru na górze.
– Czyli pudło? – spytał z
niedowierzaniem Gryfon i zajrzał na wspomnianą kartkę. Na niej napisana była
nazwa i lista składników. – Ej, to było podłe! Miałem rację.
– Nie mówiłem nic o tym, że się
myliłeś. – Igniss prychnął cicho w odpowiedzi. – Na moim biurku leży otwarta
księga. Dokładnie na stronie z etapami przyrządzania eliksiru. Weź ją i
przynieś tu. – Poczekał cierpliwie, aż chłopak spełni jego życzenie, mieszając
cały czas. – Pokaż mi. Jestem na tym etapie – mruknął, dotykając palcem
odpowiedniego punktu. – Dokończysz go za mnie. Wierzę, że dasz sobie radę.
– A ty gdzieś idziesz? – Igniss
położył księgę blisko kociołka, przyjmując od mężczyzny chochlę.
– Tak, do sypialni – odparł,
odchodząc od chłopaka i ignorując jego cichy chichot, skierował się do
wspomnianego pokoju. Na chwilę zamarł przed drzwiami, zastanawiając się, czy
powinien zapukać. Następnie wszedł po prostu do środka, chociaż uważał na to,
by nie zrobić tego za głośno.
Nie wiedział, jakiego widoku się
spodziewał, ale z pewnością nie była to scena, którą zastał. Ten zbuntowany,
wiecznie pyskujący, nieokrzesany Gryfon nie mógł tak po prostu leżeć z jego
chrześniakiem, obejmując go w całkowicie niewinny sposób. To się
zwyczajnie kłóciło z jego narwaną naturą – leżeć na łóżku ze swoim
chłopakiem, być z nim całkowicie sam na sam i nic nie zrobić? To nie do
pomyślenia! W końcu Potter to tylko niedojrzały dzieciak, który robi, co mu się
żywnie podoba!…
A może nie do końca wszystko z nim w
porządku?
W sumie dla Draco może tak byłoby
nawet lepiej…
Mężczyzna machnął ze
zniecierpliwieniem ręką, jakby próbował odgonić nierozsądne myśli.
Nieważny jest powód, liczy się, że
przynajmniej ten jeden raz Potter pokazał, że nie jest skończonym kretynem.
Przynajmniej Severus nie musiał sobie brudzić rąk…
Chwila…
Potter nie mógł się stać chłopakiem
Draco w trakcie jego wyjazdu czy tuż po nim. A żeby Draco czuł potrzebę
jego obecności w takiej chwili, nie mogli być ze sobą zbyt krótko.
Czyli to dlatego od niedawna nie
darli kotów jak głupie dzieciaki?
Powoli wycofał się z sypialni, z
nowymi pytaniami w głowie.
– Udostępnisz mi na dniach gabinet?
Uwarzyłbym coś, to mega odstresowujące.
– Jak długo oni są razem? –
odpowiedział pytaniem na pytanie.
– No wiesz? Przed chwilą jeszcze sam
upominałeś mnie, że nie odpowiadam.
– Ig…
– No już, już… Oficjalnie zaczęli ze
sobą chodzić jeszcze przed Halloween.
– Czyli nie są ze sobą zbyt długo.
– Oficjalnie nie, ale jak dla mnie
to już w połowie, jak nie bardziej na początku października zaczęli ze sobą
kręcić.
Severus nie odpowiedział, siadając w
swoim fotelu. Jak on mógł tego nie zauważyć? Ani nie zwrócić na to uwagi?
Nawet dzisiaj rano, w gabinecie
Albusa miał dowody na to, że ten szczeniak miał słabość do jego chrześniaka.
– Too… mogę kiedyś wypożyczyć twój
gabinet?
//*//
Harry uniósł powieki, jak tylko
drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem. Co prawda udawał, że wciąż śpi, więc nie
mógł otworzyć oczu, ale był pewien, że to Snape przed chwilą do nich zaglądał.
Nawet Ig miałby choć tę odrobinę przyzwoitości, by zapukać przed wejściem…
Chyba.
Niemniej, czuł na sobie spojrzenie
Nietoperza, co do tego nie miał wątpliwości.
Ach, szkoda, że nie mógł zobaczyć
jego miny…
Szybko porzucił rozmyślenia o starym
Ślizgonie-podglądaczu, na rzecz młodego własnego-Ślizgona leżącego tuż przy
nim. Pogładził jasne włosy, przyglądając się twarzy chłopaka. Draco wyglądał
już nieco lepiej. Zdawało się, że nabrał trochę kolorów i wydawał się
spokojniejszy, choć ślady łez wciąż były widoczne na jego policzkach. I z
pewnością będzie miał zaczerwienione oczy, gdy się obudzi.
Przez chwilę wahał się, czy budzić
go, czy nie. Szybko jednak doszedł do wniosku, że nigdy nie był dobry w
planowaniu czegokolwiek, więc i tym razem nie powinien zbytnio się rozwodzić
nad sprawą.
– Draco – szepnął, głaszcząc go po
głowie. – Draco, obudź się – powtórzył nieco głośniej. Gdy blondyn w dalszym
ciągu nie zareagował, Harry uniósł lekko głowę i po chwili wahania pocałował go
w policzek. Raz i drugi, trzeci trochę bliżej ust, czwarty w ich kącik, aż w
końcu pocałował je bezpośrednio, choć krótko. – Draacoo – rzucił przeciągle,
przeczesując palcami krótkie kosmyki.
– Nie przestawaj – mruknął cicho,
uchylając nieznacznie powieki.
– Draniu, długo udawałeś, że śpisz?
– spytał szeptem, bez cienia pretensji w głosie, posłusznie kontynuując
obsypywanie jego twarzy drobnymi pocałunkami.
– Tylko troszeczkę. Obudziło mnie
wyjście wuja – powiedział, spoglądając na Harry’ego z uwagą. – Chcesz się
przenieść?
– Chyba tak byłoby najlepiej. No,
chyba że wolisz zaczekać, aż wasz pokój wspólny opustoszeje?
– Mi to nie robi zbytniej różnicy.
Ślizgoni nie zaleją mnie falą pytań, jeśli na wstępie im powiem, że tego sobie
nie życzę.
– W takim razie możemy iść –
zawyrokował, wciąż jednak całował blondyna po szczęce, sukcesywnie zbliżając
się do ucha. Przerwał, dopiero gdy od celu dzieliły go jakieś dwa pocałunki.
Odsunął się powoli. – Dobra, teraz już naprawdę możemy.
//*//
– Zostajesz z nami na noc, Ig, czy
będziesz wracał do Wieży? – spytał mimochodem Harry, kończąc jeść jedną z
kanapek, w które zaopatrzyli się w kuchni przed przyjściem do pokoju Draco.
– Jak będę spał na środku, to
zostaję – odparł z lekkim uśmiechem. Ślizgon wzruszył ramionami, przeżuwając
drugą kanapkę.
– Nie ma mowy.
– Ale z ciebie zazdrośnik.
– Nie jestem zazdrosny – prychnął
Potter. – Jakbym w ogóle mógł być o ciebie zazdrosny. Po prostu chcę spać przy
Draco. Bezpośrednio. I tyle.
– Ja też – mruknął blondyn,
spoglądając na brata. – Jak ci się coś nie podoba, to znajdź sobie faceta.
– Od czegoś mam ciebie – powiedział
bez żenady Black. – To będziesz na środku?
– Dla czystej złośliwości mam ochotę
posłać Harry’ego na środek. – Ig wyszczerzył się z zadowoleniem. – Ale widząc
twój wyraz twarzy, podejrzewam, że wtedy zmacasz jego. Dlatego zostanę na
środku.
– Oboje jesteście siebie warci.
– Zmieniłem zdanie.
– Każesz mu wracać na górę? – spytał
z rozbawieniem młodszy Gryfon.
– Dokładnie – przytaknął od razu Malfoy.
– Niech spada do siebie.
– Ej, przepraszam. Będę grzeczny.
– Odpuść mu, w końcu tylko próbował
nam dokuczyć. Nawet nieszczególnie udanie. – Harry z całego serca chciał zostać
z Draco sam na sam, ale gdy byli we trzech, łatwiej było odciągać jego uwagę od
ostatnich wydarzeń.
– Nie ma odpuszczania. I tak jest
już wystarczająco rozpuszczoną krową. Czas zakończyć wiecznie ulgowe
traktowanie.
– Mam rozumieć, że jednak chcesz
mnie w łóżku w pakiecie z Draco? – Igniss wyszczerzył się lekko.
– Dzielenie z tobą pokoju w
zupełności mi wystarcza. – Harry spojrzał na przyjaciela z ukosa.
– Oj wiem. Droczę się tylko – odparł
swobodnie, przysuwając się do blondyna i poprawiając mu kosmyk włosów. – Niech
ta lwia gwiazda – Harry wywrócił oczami – zrobi ci dobry masaż podczas kąpieli.
Zrelaksuje cię to…
Draco kiwnął lekko głową,
przeżuwając do końca i spoglądając na bliźniaka z lekkim uśmiechem.
– Mam rozumieć, że spadasz?
– Jak zawsze kochany… – Black
pokręcił głową, podnosząc się z materaca. – Tak, spadam – dodał, idąc ku
wyjściu
– Ig? – rzucił nagle zielonooki.
– Hmm? – Przystanął przy drzwiach,
patrząc na Harry’ego z zainteresowaniem.
– Możesz przekazać Ronowi i
Hermionie, że będę miał im jutro coś ważnego do powiedzenia? – Kiwnął
delikatnie głową, wskazując na Draco.
– Och… – Igniss uśmiechnął się
nieznacznie. Już oczami wyobraźni widział minę Rona na wieść o związku jego
najlepszego przyjaciela z wrogiem publicznym numer jeden. – Jasne, przekażę im.
Dobranoc!
– Mam nadzieję, że nie masz nic
przeciwko? – spytał blondyna, gdy tylko zostali sami. – Znaczy, że zamierzam
powiedzieć o nas przyjaciołom… Choć Ginny w sumie sama się już domyśliła.
– Wiem. Zagadała do mnie z
pretensjami.
– Jakimi pretensjami??
– Dlaczego zrezygnowałem z jazdy
konnej, skoro ty chciałeś dołączyć. Wtedy też przyznała, że wie o nas.
– I co jej na to odpowiedziałeś?
“Nie chciałem marnować czasu na tak nieprzydatne zajęcia”?
– Em, nie. – Włożył do ust ostatni
kawałek kanapki i przeżuł ją szybko. – Dałem do zrozumienia, że jeżeli komuś o
tym powie, to nie będę zadowolony.
– Czyli olałeś jej pytanie i jeszcze
jej groziłeś? – Spojrzał na niego sceptycznie. – Mogłem się tego spodziewać. A
ona tylko martwiła się, czy przede mną nie uciekasz. – Uśmiechnął się
delikatnie, wręcz z czułością. Ginny potrafiła być naprawdę troskliwa, a przy
tym nie nadopiekuńcza. Idealna młodsza siostra. – Nawet spytała mnie podczas
śniadania, czy się przypadkiem nie pokłóciliśmy.
– Och… Nie wziąłem tego pod uwagę.
Nie zastanawiałem się też nad tym zbyt długo później. Dostałem list od matki, a
potem… – umilkł na chwilę. – Wróciłem do rezydencji i sam wiesz…
– Wiem, Draco. – Objął go opiekuńczo
ramieniem. – Nie rozmawiajmy o tym…
Siedzieli przez chwilę w ciężkiej ciszy.
Harry rozpaczliwie starał się wymyślić jakiś nowy temat, ale jedyne, co
przychodziło mu do głowy, to obrazy z wizji.
– To moja ciotka rzuciła Avadę –
powiedział nagle chłopak. – Tylko tobie o tym powiedziałem – dodał, robiąc taką
minę jakby właśnie wielki ciężar spadł mu z serca.
– Myślałem, że cię przesłuchiwali? –
zauważył skołowany.
– Nie przyznałem im tego.
Powiedziałem, że nie widziałem ich twarzy i przez to nie mogłem ich rozpoznać.
– Wziął krótki wdech.
– Ale dlaczego? – Odsunął się
kawałeczek, by lepiej go widzieć.
– Bo zagrozili, że moja matka będzie
następna… – przyznał cicho. – A zaraz po niej wezmą się za mnie. – Lodowaty
dreszcz przebiegł Harry’emu po kręgosłupie, ale już w następnej chwili gniew
zawrzał w jego żyłach. – Tu nie chodziło o mnie. Musiałem ochronić matkę.
– A twój ojciec? – niemalże wypluł
to ostatnie słowo. – Co on na to? Tylko nie mów, że sam rzucił tymi groźbami…
– Co? O czym ty mówisz? – spytał
niepewnie chłopak. Serce zatłukło mu szybciej w piersi z nerwów. – Ojca nie
było z nami na Pokątnej.
– E-em… – bąknął, z niepokojem
zdając sobie sprawę, że powiedział za dużo. Nie zamierzał pozwolić, by Draco
dowiedział się o jego wizji. – Przecież pojechałeś do domu, prawda? – zauważył
naprędce. – Nie spotkałeś się tam z nim?
– Ale dlaczego miałby grozić mi
własny ojciec przed atakiem?
– A dlaczego nie próbował was
bronić? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Złość wywołana kryciem Lucjusza
przez Draco, była silniejsza od głosu rozsądku każącego mu porzucić temat. –
Dlaczego pozwolił, żeby torturowali twoją matkę?
Draco odsunął się, patrząc na niego
czujnie. Nie podobała mu się ta rozmowa. Dlaczego Harry cały czas musiał zadawać
takie pytania, jakby był takim samym świadkiem całego zdarzenia jak on?
– Jego tam nie było – powtórzył z
czającą się w głosie paniką. I tak zdradził za dużo. Jeżeli ktoś z kręgu się o
tym dowie… Na Salazara! – Więc jak miał temu zaradzić?
– Chcesz mi wmówić, że Śmierciożercy
zaatakowali rodzinę prawej ręki Voldemorta tak dla kaprysu?! Samowolka? I że
Lucjusz nic o tym nie wiedział?!
– Nie wiem! – krzyknął w proteście,
na rosnący wywód Harry’ego. – Spytaj go! Nie siedzę mu w głowie! Skąd mam
wiedzieć, o czym wie on albo inni Śmierciożercy?!
– Przestań! Już dość, Draco. Nie
musisz go dłużej kryć. – Zielone oczy spojrzały na blondyna z bólem. –
Wypełniłeś swoje zadanie, składając fałszywe zeznania aurorom. Voldemort już
osiągnął swój cel, wasza rodzina znów oczyściła się z podejrzeń. No i Voldemort
pewnie i tak się domyśla, że ja… – urwał gwałtownie i przygryzł wargę, widząc
minę blondyna. Teraz naprawdę za daleko się zapędził…
– S-skąd ci coś takiego przyszło do
głowy?
Potter myślał gorączkowo, czy mógłby
przedstawić to jako swoje przypuszczenia, ale nie wydawało mu się, by Ślizgon
to kupił. Zacisnął palce na koszuli blondyna.
– Ja… wiem, co się działo zeszłej
nocy w Malfoy Manor. – Draco otworzył szerzej oczy, patrząc na niego w
przerażeniu. Jak wiele wie? Ile słów do niego dotarło? – Przynajmniej częściowo
– dodał cicho, zerkając niepewnie na swojego chłopaka.
– Zaraz… O czym ty mówisz?
– O tym jak Bellatrix zamordowała
twojego dziadka, a Lucjusz próbował jej roztrzaskać głowę o podłogę – oznajmił
ponuro, z całych sił powstrzymując się od przypominania sobie tamtej sceny.
Blondyn skrzywił się na samo
wspomnienie.
– Ale to nie miało miejsca w nocy –
mruknął i zająknął się, kiedy zrozumiał, co powiedział.
– Że co…? – sapnął brunet.
– Nie słuchaj mnie. Plotę głupoty –
powiedział pośpiesznie, z desperacją. – Muszę być skołowany po tym…
– Nie udawaj! Skoro to nie miało
miejsca w nocy, to kiedy? – Tym razem to na twarzy bruneta pojawił się niepokój
graniczący ze strachem.
– Naprawdę uważam, że to nie
najlepszy pomysł – ciągnął uparcie Ślizgon. – Może wrócimy do tego jutro, co? A
teraz połóżmy się… A może masz ochotę na kąpiel wcześniej?
– Draco, nie rozumiesz… To naprawdę
ważne! Jeśli to nie działo się w nocy, to oznacza, że Voldemort znowu coś
knuje. Musiał mieć jakiś cel, że pokazał mi akurat tę scenę.
– Na Salazara! On przekazuje ci
jakieś obrazy?!
– Od kiedy odrodził się z pomocą
mojej krwi, zawiązało się między nami swego rodzaju połączenie. – Wykrzywił
wargi. – Czasem, gdy targają nim gwałtowne emocje, po prostu… wciąga mnie do
swojego umysłu. Widzę to, co on, czuję jego emocje. Czasem patrzę jego oczami,
czasem jestem jednym z uczestników sceny, a czasem stoję z boku, tak jakbym
oglądał wspomnienie w myślodsiewni.
– Ale teraz widziałeś to z
opóźnieniem – zauważył Malfoy.
– Właśnie – przytaknął ponuro. –
Chyba jakoś na początku tego roku zorientował się, że może też celowo przesyłać
mi wizje… W ten sposób ściągnął mnie do ministerstwa. Teraz najwyraźniej znów
przesłał mi ją celowo. Pytanie tylko dlaczego?
Blondyn zastygł, kiedy pewna myśl
raziła go niczym piorun. A co jeśli Czarny Pan wdarł się w jego wspomnienia?
Co, jeśli odkrył, z kim teraz się związał i wymyślił plan, jak wykorzystać to
na swoją korzyść? Albo Nott faktycznie zauważył, że coś się między nimi rodziło
i mu o tym zdążył powiedzieć?
– Może odkrył nasz sekret? – spytał
przerażony. – Nott szpiegował dla niego. Mógł dojrzeć, co się między nami
działo i donieść o tym Czarnemu Panu.
Brunet pobladł.
– Nawet Snape niczego do tej pory
nie zauważył, a kto jak kto, ale on byłby pierwszym, prawda? Okej, Ginny nas
rozgryzła, ale dopiero w ostatnim czasie! W dodatku ona jako jedna z nielicznych
wiedziała, że podobają mi się też faceci. Dla innych choćby pomyślenie o tym,
że mogłoby nas łączyć coś innego niż nienawiść, to czysty absurd – zapewniał
naprędce, próbując przekonać zarówno Draco jak i siebie samego. – Nawet
Hermiona nas nie podejrzewa, a przecież nie można jej odmówić bystrości czy
wiedzy o mnie! – W pełnym napięcia milczeniu patrzyli sobie z niepokojem i
niepewnością w oczy. – Ale jeśli jednak twoje domysły są prawdziwe… – Chwycił
go za barki i zacisnął na nich desperacko palce. – Nie możesz już więcej wrócić
do Malfoy Manor. Jeśli Voldemort naprawdę o nas wie… Jeśli zrobiłby z ciebie
zakładnika… – Głos Gryfona załamał się, ale dla Draco wcale nie musiał kończyć.
Blondyn domyślał się, że ten głupi Gryfiak rzuciłby mu się na ratunek, nawet
gdyby doskonale wiedział, że pcha się prosto w pułapkę. Rzuciłby się na ratunek
każdemu, kto choć trochę jest dla niego ważny.
~*~
Hej,
OdpowiedzUsuńta reakcja Snape boska, dobrze, że powiedział, że to wszystko widział, ale właśnie Voldemort wie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia