piątek, 8 września 2017

Rozdział 73.



 Obiecany rozdział. Będzie się tu działo, oj będzie... Miłego czytania!
~*~
– Ach, tego mi trzeba – mruknął brunet, zabierając kubek z rąk Ginny i upijając solidnego łyka. Chwilę wcześniej wpadł do kuchni, jakby przed czymś (lub raczej kimś) uciekał. Usiadł obok dziewczyny, obejmując ją wolnym ramieniem. – Jesteś cudowna, dzięki – mruknął, patrząc na herbatę, po czym oddał naczynie młodszej Gryfonce. – Ty też Gin, jesteś wspaniała.
– Czy ty przed chwilą podziękowałeś herbacie? Za bardzo ci mózg schłodziło?
– Może troszeczkę, ale właśnie za takie teksty mnie uwielbiasz, przyznaj się – odparł z zadowoleniem, całując dziewczynę w policzek.
– Z przekory mam ochotę zaprzeczyć, ale niech ci będzie. – Podniosła się z krzesła i biorąc kubek, drugą chwyciła lodowatą dłoń bruneta. – Strasznie długo zajęło wam odkładanie tych mioteł. Chodź przed kominek, szybciej się ogrzejesz – oznajmiła, ciągnąc go za rękę.
– A będziesz tam ze mną? – spytał zaczepnie, posłusznie idąc za przyjaciółką.
– Gdzie indziej miałabym być? Nie będę siedzieć sama w pokoju, skoro mogę z tobą i resztą. A jak już będę cię mieć dosyć, to mam tu zniesione kilka magazynów – odparła, pokazując mu język.
– Moja dziewczynka – parsknął, wchodząc razem z nią do salonu. Razem podeszli do kanapy przy kominku i usadowili się na niej.
– Ignissie… – rozległ się głos smokologa za ich plecami. Chłopak odwrócił głowę, natrafiając na ostrzegawcze spojrzenie morskich oczu. – Proszę, herbatka dla was. – Charlie uśmiechnął się, ale podobnie jak rano, uśmiech nie sięgnął oczu.
– Ach, mój bohater! – Kiwnął lekko głową, ale nie odsunął się w żaden sposób od przyjaciółki.
– Nie ma sprawy. Gdzie wywiało pozostałych? – zagadał do siedzących niedaleko Rona i Percy’ego, którzy w skupieniu obserwowali poruszające się po szachownicy figury. Sam zajął fotel niedaleko Ginny.
– Harry i Draco polecieli na górę, jak tylko ściągnęli buty – oznajmił z lekkim westchnieniem Percy. Właśnie stracił gońca.
– Niewyżyte bestie – mruknął wesoło pod nosem brunet, co tylko Ginny i Charlie byli w stanie usłyszeć.
– Też bym korzystał z okazji na ich miejscu. – Smokolog wzruszył ramionami. – W zamku pewnie nie jest im za łatwo się spotykać. A reszta?
– Tata wyszedł coś załatwić, Bill dostał list od Fleur i poszedł odpisać, a mama poszła nakarmić zwierzęta.
– Dzięki za raport, Perce. Jak zawsze można na ciebie liczyć gdy chodzi o istotne, ale nudne informacje.
Percy prychnął.
– Jak dostarczamy ci za mało wrażeń, to wracaj w swoje góry. Wróć, gdy znów zapomnimy, jaki irytujący jesteś.
Charlie uśmiechnął się krzywo. Przypuszczał, że jego brat złagodniał, ale chyba nic się nie zmieniło od ich dzieciństwa. Zawsze działali sobie nawzajem na nerwy, choć jednocześnie nie potrafili na dobre przestać ze sobą rozmawiać.
– Draco ma prywatne dormitorium, więc nie wiem, czy tak bardzo im ciężko – odezwał się Ig, wracając do przerwanego wątku. – W końcu Harry średnio co drugi dzień tam nocuje. I chwila… Macie zwierzaki? – Spojrzał na Percy’ego z zainteresowaniem. – Ginny, Ronny… Czemu ja nic o tym nie wiem?
– To tylko kury i króliki. Nie ma się czym zachwycać.
– Jak to nie ma? Króliki są urocze!
– Nie chcę się rozwodzić nad ich urokiem, skoro później mam je jeść… – mruknęła Ginny i pociągnęła łyk herbaty.
Igniss od razu stracił zapał.
– Ta, pewnie masz rację.
– Ślizgoni nie protestują, że Harry u nich pomieszkuje? – Trzeci z braci spojrzał po najmłodszych w gronie.
– Pewnie nawet nie wiedzą, że tam bywa. Potrafi się przemieszczać niezauważony – odparł Ron, czekając aż Percy wykona swój ruch.
– Aaa no tak. Ma swoje sztuczki i gadżety – przytaknął Black, biorąc kolejny łyk gorącego napoju.
– To zabrzmiało strasznie perwersyjnie.
Młodsze rodzeństwo Charliego zgodnie wywróciło oczami na tę uwagę.
//*//
Ledwo weszli do domu i ściągnęli kurtki, a Draco już chwycił Harry’ego za nadgarstek i pociągnął na górę do pokoju, który wspólnie zajmowali. Gdy tylko zamknął drzwi, przysunął się do bruneta i owijając ręce wokół jego szyi, złapał go delikatnie za włosy.
– Więc… mówisz, że zrobisz wszystko, co tylko będę chciał?
Harry mruknął potakująco, obejmując blondyna ciasno w pasie. Malfoy uśmiechnął się zadowolony.
– Chciałbym znaleźć się między twoimi nogami… Byłbyś otwarty tylko na mnie i przyjął mnie do środka. Pragnę się w tobie znaleźć… – wyszeptał mu do ucha, liżąc je subtelnie i przygryzając płatek.
Harry przełknął ślinę i zamykając oczy, westchnął drżąco. Podekscytowanie, które czuł, gdy wspinali się naprędce po schodach, momentalnie urosło do rangi podniecenia. Lecz najwyraźniej Draco źle odczytał reakcję jego ciała.
– Żartuję… Nie chcę, żebyś oddawał mi się na moje żądanie, bo tak chcę – powiedział delikatnie, całując go w usta. Harry po chwili przerwał pocałunek i pokręcił lekko głową.
– Byłem przygotowany na taką prośbę. Tak właściwie, nawet zacząłem trochę na to liczyć.
Blondyn spojrzał na niego zaskoczony, by zaraz uśmiechnąć się łagodnie. Prawdę mówiąc, chciał się tylko z nim podroczyć. Nie sądził, że Harry będzie gotowy… On nie był… Nie w takiej kombinacji.
– Doprawdy?
– Myślisz, że żartowałbym sobie z tych spraw? – Zmarszczył gniewnie brwi.
Ślizgonowi od razu zrobiło się głupio. On tak właśnie zrobił...
– Nie, Harry. Oczywiście, że nie – odparł łagodnie, prowadząc go do łóżka. Wyciągnął różdżkę, rzucając na cały pokój zaklęcie wyciszające i nakładając dodatkowe zabezpieczenie na drzwi.
Następnie, powolnymi ruchami zaczął rozbierać chłopaka, całując każdy nowoodkryty obszar. Zostawił go na chwilę w samej bieliźnie, obserwując jego ciało. Patrzył na lekko zarysowane mięśnie brzucha, szerszą klatkę piersiową, która unosiła się szybko w rytm oddechów bruneta. Spojrzał na jego ręce i nogi, podziwiając wyrobione od biegania i ćwiczeń na miotle mięśnie. Na końcu zwrócił uwagę na jego twarz. Zielone oczy skupione były tylko na nim. Podniecenie jeszcze nie zajęło całej przestrzeni. Tliło się dopiero. Rodziło jak feniks za każdym razem wychodzący z popiołów, by potem rosnąć i rosnąć. I stanąć w płomieniach. Zasłaniając wszystko, pochłaniając jak gąbka nasiąkająca wodą. I wybuchnąć! Och, ale jak wybuchnąć… By porwać ich obu, nie tylko siebie. Zieleń pociągnie błękit za sobą. Ten się podda, pogodzi i wspólnie spłoną… A potem żar zniknie powoli, nieśpiesznie. Znów zostanie sam kolor, bez tej fali uczucia, bez podniecenia, inne zajmą jego miejsce. Ale tylko na chwilę, bo niedługo znowu namiętność zapuka. Feniks namiętności...
– Harry – szepnął cicho, wyciągając się do niego i całując gorąco. Brunet zanurzył palce w jego włosach, odpowiadając namiętnie na pieszczotę. Podciągnął kawałek jego koszulkę. Draco oderwał się na chwilę od niego.
– Rozbierz się – zażądał, a blondyn spojrzał na niego z uniesioną brwią.
– Chyba nie masz tu nic do gadania, co? – spytał z lekką drwiną. – W końcu dzisiaj masz spełniać moje zachcianki.
– Och… Faktycznie.
Malfoy uśmiechnął się pod nosem i ściągnął koszulkę przez głowę, odrzucając ją za siebie.
– Następnym razem nie zapominaj, bo nie będę miły. Zwiążę cię, rozpalę do granic i zostawię bez spełnienia – zagroził, całując go po biodrze.
Potter przygryzł wargę, uciekając na moment wzrokiem. Zaraz jednak spojrzał nieco nieśmiało na swojego chłopaka.
– Chciałbyś spróbować w ten sposób?
– Proszę? – Blondyn podniósł na niego zaskoczony wzrok, przerywając pieszczoty. – Mam cię związać?
Harry poczuł wkradający się na twarz rumieniec.
– Jak kłóciłeś się wczoraj z Igiem, to Fred zapytał mnie, czy kiedyś tego próbowaliśmy. Pomyślałem, że skoro podobało mi się, jak miałem zawiązane oczy, to może i to będzie ciekawe… Ale jak nie chcesz, to nie było pytania.
– Skoro ty tego chcesz, to… możemy tak zrobić – mruknął cicho, sięgając po różdżkę i machnął w stronę swojego kufra. Zaraz w jego dłoni spoczywał czarny pasek od szlafroka. – To chyba będzie odpowiednie...
Gryfon skinął głową. Blondyn delikatnie oplótł gładkim materiałem jego nadgarstki i spojrzał na niego pytająco.
– Nie jest za mocno?
– Nie, jest okej – odparł, zastanawiając się, czy Draco słyszy, jak mocno wali mu serce.
– Dobrze… – Blondyn uśmiechnął się oszczędnie, niepewnie wracając do kolejnych pocałunków na biodrze bruneta. Przejechał językiem po nieznacznie odznaczającej się kości.
– Mmm – zamruczał cicho brunet, unosząc minimalnie biodra. – Nie przywiążesz tego – uniósł sugestywnie ręce – do oparcia?
Draco tylko na moment się zawahał.
– Jak sobie życzysz – odparł, gratulując sobie mentalnie, że jego głos pozostał niewzruszony. Bał się, że będzie tak samo drżący, jak niespokojne było jego serce.
Już po chwili skrępowane dłonie były przywiązane do wezgłowia łóżka. Brunet powiercił się chwilę, układając wygodniej. Dostrzegłszy utkwiony w sobie wzrok blondyna, skinął lekko głową. Musiał przyznać, że Fred miał rację. Wystarczyło związać ręce, by ogarnęło go nieznane dotąd podekscytowanie.
Draco przez chwilę obserwował swoje dzieło. I chociaż nie pokazał tego po sobie, nie spodobało mu się. Wyglądało to tak, jakby miał go zmusić do seksu. Jakby robił to wbrew jego woli. Nieprzyjemne uczucie ścisnęło jego gardłem.
W końcu ponownie pochylił się, badając ustami powierzchnię brzucha i bioder Gryfona. Palcami powoli przesuwał po jego boku, stopniowo przechodząc do granicy, jaką stanowiły bokserki. Potter wzdychał i wiercił się, próbując przyciągnąć uwagę blondyna swoją erekcją. Gdy chłopak zatrzymał się dłużej na jego podbrzuszu, wciąż ignorując nabrzmiałego członka, Harry postanowił bardzo sugestywnie przesunąć jego głowę na odpowiednie miejsce. Wyciągnął rękę, ale przemieściła się ona ledwie o parę cali, nim naprężony materiał zablokował ją gwałtownie. Gryfon jęknął sfrustrowany, wypychając biodra.
– Draco, dotknij mnie wreszcie! – ni to poprosił, ni rozkazał.
Blondyn zignorował prośbę, skupiając się na nieznacznym zsunięciu bokserek z bioder bruneta. W końcu skoro nie kazał mu się rozwiązać, to przecież wszystko było dobrze. Penis Harry’ego zdawał się podzielać jego zdanie.
Oblizał nieznacznie wargi, całując wilgotną główkę. Lewą dłonią przesunął po piersi Gryfona, drapiąc go drażniąco.
– Achh… Taak! – jęknął nisko, drżąc na ciele.
Draco uśmiechnął się uspokojony entuzjastycznymi dźwiękami chłopaka. Wysunął język, przeciągając nim po całej długości penisa, zaczynając od prawego jądra. Następnie wsunął sobie w usta nieznacznie główkę, zasysając się na niej delikatnie.
Harry wygiął plecy, a w pomieszczeniu rozległ się trzask naciągniętego gwałtownie materiału. Chłopak jęknął, a blondyn poderwał głowę przerażony, patrząc na materiał wrzynający się w zaczerwienioną skórę.
Serce uderzyło gwałtownie o żebra, a sam Ślizgon zamarł, nie wiedząc co robić.
– Uch… Nie, mam dość. Rozwiąż mnie, Draco.
Dopiero słowa chłopaka go otrzeźwiły. Natychmiast wyrwał się w stronę jego dłoni, próbując rozwiązać materiał jak najszybciej.
– Przepraszam... – szeptał rozgorączkowanym głosem, uwalniając jego ręce od więzów. – Przepraszam… – Jego głos załamał się nieznacznie, kiedy próbował przezwyciężyć dławiący go szloch. Przesunął drżącymi dłońmi po odciśniętym śladzie więzów.
Prawie go zmusił do… niedobrze mu na samą myśl o tym. Zachował się gorzej od nich. Jak on mógł potraktować tak swojego chłopaka? Jak mógł potraktować tak Harry’ego?!
Może podniecony był tylko i wyłącznie dlatego, że go tam najzwyczajniej w świecie dotykał? W końcu są nastolatkami, to naturalne, że taki dotyk będzie ich podniecał, chociaż wcale im się to nie podoba.
– Draco, spokojnie. Nic się nie stało – zapewnił brunet, zmieszany jego reakcją. Blondyn zdawał się jednak kompletnie go nie słyszeć. – Draco, Dracuś… Misiu – spróbował w przypływie natchnienia i wreszcie odniósł zwycięstwo. Niebieskie oczy dostrzegły go, choć wciąż były przepełnione paniką.
– Przepraszam, Harry – szepnął gorączkowo, drżąc na myśl o tym, że Harry go pewnie teraz nienawidzi. Bo na pewno tak jest...
– Nie przepraszaj, nic mi nie jest. To tylko lekkie zaczerwienienie. Za chwilę nie będzie po nim śladu. – Pomasował kciukiem ślady, chcąc zmusić krew do szybszego krążenia.
– Nigdy więcej tego nie zrobię...
– Tu się zgadzam. Nigdy więcej nie będę o to prosił. Za bardzo lubię cię dotykać. – Na potwierdzenie swoich słów oplótł go ciasno ramionami w pasie.
– Mogłem cię naprawdę skrzywdzić… – zasłonił dłonią usta, blady prawie tak samo jak po ataku Śmierciożerców i śmierci Abraxasa.
– Głupek. Niby jak? Przecież chciałem żebyś mnie dotykał. O związanie też się sam prosiłem.
– Nie powinienem był się na to zgadzać…
– Słuchasz mnie w ogóle? Chciałem żebyś mnie związał, sam to zaproponowałem!
– Ale ja tego nie chciałem, jasne!? – warknął na granicy krzyku. – Dlatego nie powinien był się zgadzać.
– Czemu? Co ci w tym przeszkadza?
Blondyn obserwował go przez chwilę w milczeniu, zaciskając coraz mocniej szczękę. Nie chciał mu mówić o tym tak samo mocno jak nie chciał go okłamywać. I co teraz miał robić? Milczeć?
– Draco? Masz straszną minę. Nie powiesz mi chyba, że czułeś się jakbyś miał mnie zgwałcić. To głupie. Przecież chodzimy ze sobą.
– Nawet mąż może zgwałcić żonę. To nie ma nic do rzeczy...
– Och, no dobra, ale ja chcę się z tobą kochać. Skoro się zgadzam, to gdzie tu problem?
– W wiązaniu. W tym jest problem.
– Cudownie – sarknął – wróciliśmy do punktu wyścia. Dlaczego?
– Świetnie. Nie dasz mi spokoju, dopóki nie wydusisz ze mnie prawdy!? Proszę bardzo. – Spojrzał na niego z wściekłością/furią. – W rezydencji mamy lochy. Tam Czarny Pan i jego poplecznicy torturują ludzi. Tam też trafiłem za ucieczkę z domu. Związali mnie i karali... Czy teraz jesteś z siebie zadowolony?
– … Och. emmm. Ja eee przepraszam – bąknął zakłopotany.
– Daruj sobie. Po prostu nigdy więcej do tego nie wracajmy.
Brunet skinął głową na zgodę.
Siedzieli przez chwilę w niezręcznej ciszy, unikając patrzenia sobie w oczy. Co było nieco ciężkie, biorąc pod uwagę, że Draco siedział Harry’emu na udach.
– Draco? – zagadnął. Czekał z dobre kilkanaście sekund nim chłopak mruknął pytająco. – Mogę używać tego przezwiska?
– Przezwiska? – Blondyn zmarszczył brwi, spoglądając na niego skonsternowany.
– “Misiu”. Użyłem go wcześniej, by przyciągnąć twoją uwagę. I tak w sumie spodobało mi się...
– Skoro koniecznie musisz jakieś na mnie mieć.
– Ty masz “Gryfiaka”. Nikt inny tak na mnie nie mówi. Ja też chcę móc cię nazywać w sposób, którego nikt inny nie używa – z każdym słowem mówił coraz ciszej ewidentnie tracąc pewność siebie. – Dobra. Zapomnij. Nieważne. To głupie…
– Harry… – mruknął, przysuwając się ku Harry’emu. – Możesz tak do mnie mówić. Osobiście wolałbym coś bardziej eleganckiego, ale “misiu” w sumie też brzmi nieźle.
– Bardziej eleganckiego? To co “panie misiu”? – Nawiązał wreszcie kontakt wzrokowy. Choć tylko po to by rzucić w ten sposób Draco wyzwanie.
– Fuj, nie… To brzmi strasznie i obleśnie. Bardziej myślałem o “kocie”.
– Kocie? To ma być eleganckie?
– No co? Koty są eleganckie. Nie wiem co ci w tym nie pasuje.
– Koty kojarzą mi się raczej z pieszczoszkami, które ocierają się o nogi, by je pogłaskać.
– ...zapomniałem, że przy tobie Silk jest rozpieszczoną kupką futra.
Potter prychnął rozbawiony.
– Wiesz że przez to jeszcze bardziej przypominacie siebie nawzajem? Jeśli miałbyś swoją animagiczną postać, z pewnością byłbyś bliźniakiem Silka.
– Że co, proszę? Coś ty sugerujesz?
– Sam twierdzisz, że jest elegancki. Ale przy mnie staje się normalnym kotem, który lubi być głaskany. Lubi też siedzieć mi na kolanach. Zastanawiam tylko czy to on wdał się w ciebie czy ty w nie… auć! Nie bij! – Złapał się za ramię, w które pacnął go Draco. – I teraz jeszcze pokazujesz pazurki! Obruszasz się dokładnie tak samo jak Silk!
– Przestań! Nie jestem kotem!
– Więc zostaniesz moim misiem?
– Nie. Żadnych przezwisk. Masz zakaz!
– No nie! To nie fair! Musi być jakieś, które polubisz. I którego nikt inny nie będzie używał.
– Nie będzie żadnego. Nigdy. – Pokręcił w tym samym czasie głową.
Gryfon prychnął niezadowolony.
– Więc innym też nie daj się nazywać inaczej niż imieniem. Lub nazwiskiem. Nawet Ignissowi. I Verze. I pozostałym też.
– Przecież nigdy im tego nie wybiję z głowy! Ig i Vera są najgorsi!
– Więc ja chcę mieć dla ciebie pieszczotliwe przezwisko! Czy to takie dziwne?!
– ...nie… To w sumie… rozkoszne – mruknął na granicy zażenowania.
Znów zapadła kilkuminutowa cisza.
– Jeżeli zawstydza cię używanie przezwiska przy obcych ludziach, to mogę pójść na kompromis – zaproponował niezbyt entuzjastycznie – i nazywać cię nim tylko jak jesteśmy wśród przyjaciół. I sami, oczywiście.
– Dobrze.
– A twoją nagrodę… Przełożymy chyba na inny raz, co? I wtedy naprawdę zrobię tylko to, co będziesz chciał.
– Nie chcę nagrody… – mruknął, kładąc się częściowo na swoim chłopaku. – Chcę ciebie. Tak jak teraz.
Natychmiast został mocno opleciony ramionami. Położył głowę na piersi bruneta, przymykając oczy.
– Przepraszam, że cię tak nastraszyłem – szepnął, przytulając policzek do jego głowy. Nie doczekał się jednak odpowiedzi. – Draco, nazwij mnie swoim Gryfiakiem – poprosił.
– Głupek… – mruknął, przesuwając wolno dłonią po piersi chłopaka. – Mój Gryfiak… mój...
//*//
Siedzieli z Draco na trawie, wpatrując się w jezioro. Blondyn opierał się o jego pierś, nucąc pod nosem. Promienie słońca ogrzewały ich, a delikatny wietrzyk wzbudzający się raz po raz pilnował, by nie było im za ciepło.
Harry pochylił się, by pocałować chłopaka w szyję. Świat pociemniał, a wiatr zrobił się chłodny. Brunetem wstrząsnął dreszcz. Spojrzał w górę, dostrzegając ogromną burzową chmurę przysłaniającą słońce.
– Chyba musimy się już zbierać, Draco... – stwierdził zawiedziony i spuścił wzrok na chłopaka w jego objęciach. Chwila. Gdzie on? Przecież jeszcze przed chwilą w nich był... Rozejrzał się zdezorientowany. – Draco? – rzucił cicho, a gdy nie uzyskał odpowiedzi podniósł się i zawołał głośniej.
Przeczesywał wzrokiem okolicę, ale blondyna nigdzie nie było. Nie miałby gdzie się ukryć na otaczającej Harry’ego równinie. Zerwał się silny, przeszywający wiatr. Ponownie wykrzyczał jego imię, obejmując się ramionami. Martwił się o Draco. Chłopak miał na sobie tylko cienką koszulkę. Musiało mu być zimno...
Panująca dookoła niepokojąca cisza dzwoniła w uszach. Spróbował raz jeszcze go zawołać, ruszając przed siebie. Rozglądał się rozpaczliwie i bezskutecznie.
Choć jeszcze przed chwilą wygrzewali się w południowym słońcu, nagle zapadł zmierzch. Bezgwiezdne niebo i spowity burzowymi chmurami księżyc nie rozpraszały mroku. Jedynie błyskawice raz po raz rozświetlały okolicę. Spanikowany wołał swojego chłopaka, próbując przekrzyczeć grzmoty. Było mu tak zimno...!
Ciszę między jednym a drugim gniewnym pomrukiem nieba rozerwał ostry, mrożący krew w żyłach metaliczny dźwięk. Jakby ktoś wyciągnął miecz z okutej pochwy. Gdyby do tej pory wszystkie włoski nie stały mu już dęba, teraz z pewnością by to zrobiły.
Wrzeszczał imię Draco coraz rozpaczliwiej, ale nie było odpowiedzi. Tak potwornie się o niego bał! Ktoś najwyraźniej chciał skrzywdzić jego chłopaka, a on nie potrafił go odnaleźć! Nie mógł mu pomóc…
Wyczuł za sobą czyjąś obecność.
Obrócił się gwałtownie, a łzy ulgi wypełniły jego oczy.
– Draco... – wyszeptał. – Tak się cieszę!
Chciał ku niemu postąpić, lecz nie zdołał zrobić nawet kroku. Jego nogi jakby przywarły do ziemi.
– Draco! – powtórzył rozpaczliwie, szarpiąc się. Blondyn jednak nie wyglądał, jakby zamierzał mu pomóc. Niebieskie oczy patrzyły na niego z wściekłością. – Draco...?
Świat spowiła nieprzenikniona czerń. Nie widział już ani Draco, ani burzowych chmur. Był sam w nicości, mimo starań nie mogąc się poruszyć. Drżący z zimna, szalejący ze zmartwienia i strachu o Draco trwał w tej niekończącej się pustce. Nagle zamarł, słysząc cichy chichot, który powoli narastał, aż wreszcie obleśny dźwięk wypełnił cały jego umysł. Rozpoznał ten znienawidzony głos.
~*~

1 komentarz:

  1. Hej,
    czyżby znów Voldzio nękał Harego? Draco to bardzo się troszczy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń