Obiecany rozdział. Będzie się tu działo, oj będzie... Miłego czytania!
~*~
– Ach,
tego mi trzeba – mruknął brunet, zabierając kubek z rąk Ginny i upijając
solidnego łyka. Chwilę wcześniej wpadł do kuchni, jakby przed czymś (lub raczej
kimś) uciekał. Usiadł obok dziewczyny, obejmując ją wolnym ramieniem. – Jesteś
cudowna, dzięki – mruknął, patrząc na herbatę, po czym oddał naczynie młodszej
Gryfonce. – Ty też Gin, jesteś wspaniała.
– Czy ty
przed chwilą podziękowałeś herbacie? Za bardzo ci mózg schłodziło?
– Może
troszeczkę, ale właśnie za takie teksty mnie uwielbiasz, przyznaj się – odparł
z zadowoleniem, całując dziewczynę w policzek.
– Z
przekory mam ochotę zaprzeczyć, ale niech ci będzie. – Podniosła się z krzesła
i biorąc kubek, drugą chwyciła lodowatą dłoń bruneta. – Strasznie długo zajęło
wam odkładanie tych mioteł. Chodź przed kominek, szybciej się ogrzejesz –
oznajmiła, ciągnąc go za rękę.
– A
będziesz tam ze mną? – spytał zaczepnie, posłusznie idąc za przyjaciółką.
– Gdzie
indziej miałabym być? Nie będę siedzieć sama w pokoju, skoro mogę z tobą i
resztą. A jak już będę cię mieć dosyć, to mam tu zniesione kilka magazynów –
odparła, pokazując mu język.
– Moja
dziewczynka – parsknął, wchodząc razem z nią do salonu. Razem podeszli do
kanapy przy kominku i usadowili się na niej.
–
Ignissie… – rozległ się głos smokologa za ich plecami. Chłopak odwrócił głowę,
natrafiając na ostrzegawcze spojrzenie morskich oczu. – Proszę, herbatka dla
was. – Charlie uśmiechnął się, ale podobnie jak rano, uśmiech nie sięgnął oczu.
– Ach,
mój bohater! – Kiwnął lekko głową, ale nie odsunął się w żaden sposób od przyjaciółki.
– Nie ma
sprawy. Gdzie wywiało pozostałych? – zagadał do siedzących niedaleko Rona i
Percy’ego, którzy w skupieniu obserwowali poruszające się po szachownicy
figury. Sam zajął fotel niedaleko Ginny.
– Harry
i Draco polecieli na górę, jak tylko ściągnęli buty – oznajmił z lekkim
westchnieniem Percy. Właśnie stracił gońca.
–
Niewyżyte bestie – mruknął wesoło pod nosem brunet, co tylko Ginny i Charlie
byli w stanie usłyszeć.
– Też
bym korzystał z okazji na ich miejscu. – Smokolog wzruszył ramionami. – W zamku
pewnie nie jest im za łatwo się spotykać. A reszta?
– Tata
wyszedł coś załatwić, Bill dostał list od Fleur i poszedł odpisać, a mama
poszła nakarmić zwierzęta.
– Dzięki
za raport, Perce. Jak zawsze można na ciebie liczyć gdy chodzi o istotne, ale
nudne informacje.
Percy
prychnął.
– Jak
dostarczamy ci za mało wrażeń, to wracaj w swoje góry. Wróć, gdy znów
zapomnimy, jaki irytujący jesteś.
Charlie
uśmiechnął się krzywo. Przypuszczał, że jego brat złagodniał, ale chyba nic się
nie zmieniło od ich dzieciństwa. Zawsze działali sobie nawzajem na nerwy, choć
jednocześnie nie potrafili na dobre przestać ze sobą rozmawiać.
– Draco
ma prywatne dormitorium, więc nie wiem, czy tak bardzo im ciężko – odezwał się
Ig, wracając do przerwanego wątku. – W końcu Harry średnio co drugi dzień tam
nocuje. I chwila… Macie zwierzaki? – Spojrzał na Percy’ego z zainteresowaniem.
– Ginny, Ronny… Czemu ja nic o tym nie wiem?
– To
tylko kury i króliki. Nie ma się czym zachwycać.
– Jak to
nie ma? Króliki są urocze!
– Nie
chcę się rozwodzić nad ich urokiem, skoro później mam je jeść… – mruknęła Ginny
i pociągnęła łyk herbaty.
Igniss
od razu stracił zapał.
– Ta,
pewnie masz rację.
–
Ślizgoni nie protestują, że Harry u nich pomieszkuje? – Trzeci z braci spojrzał
po najmłodszych w gronie.
– Pewnie
nawet nie wiedzą, że tam bywa. Potrafi się przemieszczać niezauważony – odparł
Ron, czekając aż Percy wykona swój ruch.
– Aaa no
tak. Ma swoje sztuczki i gadżety – przytaknął Black, biorąc kolejny łyk
gorącego napoju.
– To
zabrzmiało strasznie perwersyjnie.
Młodsze
rodzeństwo Charliego zgodnie wywróciło oczami na tę uwagę.
//*//
Ledwo
weszli do domu i ściągnęli kurtki, a Draco już chwycił Harry’ego za nadgarstek
i pociągnął na górę do pokoju, który wspólnie zajmowali. Gdy tylko zamknął
drzwi, przysunął się do bruneta i owijając ręce wokół jego szyi, złapał go
delikatnie za włosy.
– Więc…
mówisz, że zrobisz wszystko, co tylko będę chciał?
Harry
mruknął potakująco, obejmując blondyna ciasno w pasie. Malfoy uśmiechnął się
zadowolony.
–
Chciałbym znaleźć się między twoimi nogami… Byłbyś otwarty tylko na mnie i
przyjął mnie do środka. Pragnę się w tobie znaleźć… – wyszeptał mu do ucha,
liżąc je subtelnie i przygryzając płatek.
Harry
przełknął ślinę i zamykając oczy, westchnął drżąco. Podekscytowanie, które
czuł, gdy wspinali się naprędce po schodach, momentalnie urosło do rangi
podniecenia. Lecz najwyraźniej Draco źle odczytał reakcję jego ciała.
–
Żartuję… Nie chcę, żebyś oddawał mi się na moje żądanie, bo tak chcę –
powiedział delikatnie, całując go w usta. Harry po chwili przerwał pocałunek i
pokręcił lekko głową.
– Byłem
przygotowany na taką prośbę. Tak właściwie, nawet zacząłem trochę na to liczyć.
Blondyn
spojrzał na niego zaskoczony, by zaraz uśmiechnąć się łagodnie. Prawdę mówiąc,
chciał się tylko z nim podroczyć. Nie sądził, że Harry będzie gotowy… On nie
był… Nie w takiej kombinacji.
–
Doprawdy?
–
Myślisz, że żartowałbym sobie z tych spraw? – Zmarszczył gniewnie brwi.
Ślizgonowi
od razu zrobiło się głupio. On tak właśnie zrobił...
– Nie,
Harry. Oczywiście, że nie – odparł łagodnie, prowadząc go do łóżka. Wyciągnął
różdżkę, rzucając na cały pokój zaklęcie wyciszające i nakładając dodatkowe
zabezpieczenie na drzwi.
Następnie,
powolnymi ruchami zaczął rozbierać chłopaka, całując każdy nowoodkryty obszar.
Zostawił go na chwilę w samej bieliźnie, obserwując jego ciało. Patrzył na
lekko zarysowane mięśnie brzucha, szerszą klatkę piersiową, która unosiła się
szybko w rytm oddechów bruneta. Spojrzał na jego ręce i nogi, podziwiając
wyrobione od biegania i ćwiczeń na miotle mięśnie. Na końcu zwrócił uwagę na
jego twarz. Zielone oczy skupione były tylko na nim. Podniecenie jeszcze nie zajęło
całej przestrzeni. Tliło się dopiero. Rodziło jak feniks za każdym razem
wychodzący z popiołów, by potem rosnąć i rosnąć. I stanąć w płomieniach.
Zasłaniając wszystko, pochłaniając jak gąbka nasiąkająca wodą. I wybuchnąć!
Och, ale jak wybuchnąć… By porwać ich obu, nie tylko siebie. Zieleń pociągnie
błękit za sobą. Ten się podda, pogodzi i wspólnie spłoną… A potem żar zniknie
powoli, nieśpiesznie. Znów zostanie sam kolor, bez tej fali uczucia, bez
podniecenia, inne zajmą jego miejsce. Ale tylko na chwilę, bo niedługo znowu
namiętność zapuka. Feniks namiętności...
– Harry
– szepnął cicho, wyciągając się do niego i całując gorąco. Brunet zanurzył
palce w jego włosach, odpowiadając namiętnie na pieszczotę. Podciągnął kawałek
jego koszulkę. Draco oderwał się na chwilę od niego.
–
Rozbierz się – zażądał, a blondyn spojrzał na niego z uniesioną brwią.
– Chyba
nie masz tu nic do gadania, co? – spytał z lekką drwiną. – W końcu dzisiaj masz
spełniać moje zachcianki.
– Och…
Faktycznie.
Malfoy
uśmiechnął się pod nosem i ściągnął koszulkę przez głowę, odrzucając ją za
siebie.
–
Następnym razem nie zapominaj, bo nie będę miły. Zwiążę cię, rozpalę do granic
i zostawię bez spełnienia – zagroził, całując go po biodrze.
Potter
przygryzł wargę, uciekając na moment wzrokiem. Zaraz jednak spojrzał nieco
nieśmiało na swojego chłopaka.
–
Chciałbyś spróbować w ten sposób?
–
Proszę? – Blondyn podniósł na niego zaskoczony wzrok, przerywając pieszczoty. –
Mam cię związać?
Harry
poczuł wkradający się na twarz rumieniec.
– Jak
kłóciłeś się wczoraj z Igiem, to Fred zapytał mnie, czy kiedyś tego
próbowaliśmy. Pomyślałem, że skoro podobało mi się, jak miałem zawiązane oczy,
to może i to będzie ciekawe… Ale jak nie chcesz, to nie było pytania.
– Skoro
ty tego chcesz, to… możemy tak zrobić – mruknął cicho, sięgając po różdżkę i
machnął w stronę swojego kufra. Zaraz w jego dłoni spoczywał czarny pasek od
szlafroka. – To chyba będzie odpowiednie...
Gryfon
skinął głową. Blondyn delikatnie oplótł gładkim materiałem jego nadgarstki i
spojrzał na niego pytająco.
– Nie
jest za mocno?
– Nie,
jest okej – odparł, zastanawiając się, czy Draco słyszy, jak mocno wali mu
serce.
–
Dobrze… – Blondyn uśmiechnął się oszczędnie, niepewnie wracając do kolejnych
pocałunków na biodrze bruneta. Przejechał językiem po nieznacznie odznaczającej
się kości.
– Mmm –
zamruczał cicho brunet, unosząc minimalnie biodra. – Nie przywiążesz tego –
uniósł sugestywnie ręce – do oparcia?
Draco
tylko na moment się zawahał.
– Jak
sobie życzysz – odparł, gratulując sobie mentalnie, że jego głos pozostał
niewzruszony. Bał się, że będzie tak samo drżący, jak niespokojne było jego
serce.
Już po
chwili skrępowane dłonie były przywiązane do wezgłowia łóżka. Brunet powiercił
się chwilę, układając wygodniej. Dostrzegłszy utkwiony w sobie wzrok blondyna,
skinął lekko głową. Musiał przyznać, że Fred miał rację. Wystarczyło związać
ręce, by ogarnęło go nieznane dotąd podekscytowanie.
Draco
przez chwilę obserwował swoje dzieło. I chociaż nie pokazał tego po sobie, nie
spodobało mu się. Wyglądało to tak, jakby miał go zmusić do seksu. Jakby robił
to wbrew jego woli. Nieprzyjemne uczucie ścisnęło jego gardłem.
W końcu
ponownie pochylił się, badając ustami powierzchnię brzucha i bioder Gryfona.
Palcami powoli przesuwał po jego boku, stopniowo przechodząc do granicy, jaką
stanowiły bokserki. Potter wzdychał i wiercił się, próbując przyciągnąć uwagę
blondyna swoją erekcją. Gdy chłopak zatrzymał się dłużej na jego podbrzuszu,
wciąż ignorując nabrzmiałego członka, Harry postanowił bardzo sugestywnie
przesunąć jego głowę na odpowiednie miejsce. Wyciągnął rękę, ale przemieściła
się ona ledwie o parę cali, nim naprężony materiał zablokował ją gwałtownie.
Gryfon jęknął sfrustrowany, wypychając biodra.
– Draco,
dotknij mnie wreszcie! – ni to poprosił, ni rozkazał.
Blondyn
zignorował prośbę, skupiając się na nieznacznym zsunięciu bokserek z bioder
bruneta. W końcu skoro nie kazał mu się rozwiązać, to przecież wszystko było
dobrze. Penis Harry’ego zdawał się podzielać jego zdanie.
Oblizał
nieznacznie wargi, całując wilgotną główkę. Lewą dłonią przesunął po piersi
Gryfona, drapiąc go drażniąco.
– Achh…
Taak! – jęknął nisko, drżąc na ciele.
Draco
uśmiechnął się uspokojony entuzjastycznymi dźwiękami chłopaka. Wysunął język,
przeciągając nim po całej długości penisa, zaczynając od prawego jądra.
Następnie wsunął sobie w usta nieznacznie główkę, zasysając się na niej
delikatnie.
Harry
wygiął plecy, a w pomieszczeniu rozległ się trzask naciągniętego gwałtownie
materiału. Chłopak jęknął, a blondyn poderwał głowę przerażony, patrząc na
materiał wrzynający się w zaczerwienioną skórę.
Serce
uderzyło gwałtownie o żebra, a sam Ślizgon zamarł, nie wiedząc co robić.
– Uch…
Nie, mam dość. Rozwiąż mnie, Draco.
Dopiero
słowa chłopaka go otrzeźwiły. Natychmiast wyrwał się w stronę jego dłoni,
próbując rozwiązać materiał jak najszybciej.
–
Przepraszam... – szeptał rozgorączkowanym głosem, uwalniając jego ręce od
więzów. – Przepraszam… – Jego głos załamał się nieznacznie, kiedy próbował
przezwyciężyć dławiący go szloch. Przesunął drżącymi dłońmi po odciśniętym
śladzie więzów.
Prawie
go zmusił do… niedobrze mu na samą myśl o tym. Zachował się gorzej od nich. Jak
on mógł potraktować tak swojego chłopaka? Jak mógł potraktować tak Harry’ego?!
Może
podniecony był tylko i wyłącznie dlatego, że go tam najzwyczajniej w świecie
dotykał? W końcu są nastolatkami, to naturalne, że taki dotyk będzie ich
podniecał, chociaż wcale im się to nie podoba.
– Draco,
spokojnie. Nic się nie stało – zapewnił brunet, zmieszany jego reakcją. Blondyn
zdawał się jednak kompletnie go nie słyszeć. – Draco, Dracuś… Misiu – spróbował
w przypływie natchnienia i wreszcie odniósł zwycięstwo. Niebieskie oczy
dostrzegły go, choć wciąż były przepełnione paniką.
–
Przepraszam, Harry – szepnął gorączkowo, drżąc na myśl o tym, że Harry go
pewnie teraz nienawidzi. Bo na pewno tak jest...
– Nie
przepraszaj, nic mi nie jest. To tylko lekkie zaczerwienienie. Za chwilę nie
będzie po nim śladu. – Pomasował kciukiem ślady, chcąc zmusić krew do szybszego
krążenia.
– Nigdy
więcej tego nie zrobię...
– Tu się
zgadzam. Nigdy więcej nie będę o to prosił. Za bardzo lubię cię dotykać. – Na
potwierdzenie swoich słów oplótł go ciasno ramionami w pasie.
– Mogłem
cię naprawdę skrzywdzić… – zasłonił dłonią usta, blady prawie tak samo jak po
ataku Śmierciożerców i śmierci Abraxasa.
–
Głupek. Niby jak? Przecież chciałem żebyś mnie dotykał. O związanie też się sam
prosiłem.
– Nie
powinienem był się na to zgadzać…
–
Słuchasz mnie w ogóle? Chciałem żebyś mnie związał, sam to zaproponowałem!
– Ale ja
tego nie chciałem, jasne!? – warknął na granicy krzyku. – Dlatego nie powinien
był się zgadzać.
– Czemu?
Co ci w tym przeszkadza?
Blondyn
obserwował go przez chwilę w milczeniu, zaciskając coraz mocniej szczękę. Nie
chciał mu mówić o tym tak samo mocno jak nie chciał go okłamywać. I co teraz
miał robić? Milczeć?
– Draco?
Masz straszną minę. Nie powiesz mi chyba, że czułeś się jakbyś miał mnie
zgwałcić. To głupie. Przecież chodzimy ze sobą.
– Nawet
mąż może zgwałcić żonę. To nie ma nic do rzeczy...
– Och,
no dobra, ale ja chcę się z tobą kochać. Skoro się zgadzam, to gdzie tu
problem?
– W
wiązaniu. W tym jest problem.
–
Cudownie – sarknął – wróciliśmy do punktu wyścia. Dlaczego?
–
Świetnie. Nie dasz mi spokoju, dopóki nie wydusisz ze mnie prawdy!? Proszę
bardzo. – Spojrzał na niego z wściekłością/furią. – W rezydencji mamy lochy.
Tam Czarny Pan i jego poplecznicy torturują ludzi. Tam też trafiłem za ucieczkę
z domu. Związali mnie i karali... Czy teraz jesteś z siebie zadowolony?
– … Och.
emmm. Ja eee przepraszam – bąknął zakłopotany.
– Daruj
sobie. Po prostu nigdy więcej do tego nie wracajmy.
Brunet
skinął głową na zgodę.
Siedzieli
przez chwilę w niezręcznej ciszy, unikając patrzenia sobie w oczy. Co było
nieco ciężkie, biorąc pod uwagę, że Draco siedział Harry’emu na udach.
– Draco?
– zagadnął. Czekał z dobre kilkanaście sekund nim chłopak mruknął pytająco. –
Mogę używać tego przezwiska?
–
Przezwiska? – Blondyn zmarszczył brwi, spoglądając na niego skonsternowany.
–
“Misiu”. Użyłem go wcześniej, by przyciągnąć twoją uwagę. I tak w sumie
spodobało mi się...
– Skoro
koniecznie musisz jakieś na mnie mieć.
– Ty
masz “Gryfiaka”. Nikt inny tak na mnie nie mówi. Ja też chcę móc cię nazywać w
sposób, którego nikt inny nie używa – z każdym słowem mówił coraz ciszej
ewidentnie tracąc pewność siebie. – Dobra. Zapomnij. Nieważne. To głupie…
– Harry…
– mruknął, przysuwając się ku Harry’emu. – Możesz tak do mnie mówić. Osobiście
wolałbym coś bardziej eleganckiego, ale “misiu” w sumie też brzmi nieźle.
–
Bardziej eleganckiego? To co “panie misiu”? – Nawiązał wreszcie kontakt
wzrokowy. Choć tylko po to by rzucić w ten sposób Draco wyzwanie.
– Fuj,
nie… To brzmi strasznie i obleśnie. Bardziej myślałem o “kocie”.
– Kocie?
To ma być eleganckie?
– No co?
Koty są eleganckie. Nie wiem co ci w tym nie pasuje.
– Koty
kojarzą mi się raczej z pieszczoszkami, które ocierają się o nogi, by je
pogłaskać.
–
...zapomniałem, że przy tobie Silk jest rozpieszczoną kupką futra.
Potter
prychnął rozbawiony.
– Wiesz
że przez to jeszcze bardziej przypominacie siebie nawzajem? Jeśli miałbyś swoją
animagiczną postać, z pewnością byłbyś bliźniakiem Silka.
– Że co,
proszę? Coś ty sugerujesz?
– Sam
twierdzisz, że jest elegancki. Ale przy mnie staje się normalnym kotem, który
lubi być głaskany. Lubi też siedzieć mi na kolanach. Zastanawiam tylko czy to
on wdał się w ciebie czy ty w nie… auć! Nie bij! – Złapał się za ramię, w które
pacnął go Draco. – I teraz jeszcze pokazujesz pazurki! Obruszasz się dokładnie
tak samo jak Silk!
–
Przestań! Nie jestem kotem!
– Więc
zostaniesz moim misiem?
– Nie.
Żadnych przezwisk. Masz zakaz!
– No
nie! To nie fair! Musi być jakieś, które polubisz. I którego nikt inny nie
będzie używał.
– Nie
będzie żadnego. Nigdy. – Pokręcił w tym samym czasie głową.
Gryfon
prychnął niezadowolony.
– Więc
innym też nie daj się nazywać inaczej niż imieniem. Lub nazwiskiem. Nawet
Ignissowi. I Verze. I pozostałym też.
–
Przecież nigdy im tego nie wybiję z głowy! Ig i Vera są najgorsi!
– Więc
ja chcę mieć dla ciebie pieszczotliwe przezwisko! Czy to takie dziwne?!
–
...nie… To w sumie… rozkoszne – mruknął na granicy zażenowania.
Znów
zapadła kilkuminutowa cisza.
– Jeżeli
zawstydza cię używanie przezwiska przy obcych ludziach, to mogę pójść na
kompromis – zaproponował niezbyt entuzjastycznie – i nazywać cię nim tylko jak
jesteśmy wśród przyjaciół. I sami, oczywiście.
–
Dobrze.
– A
twoją nagrodę… Przełożymy chyba na inny raz, co? I wtedy naprawdę zrobię tylko
to, co będziesz chciał.
– Nie
chcę nagrody… – mruknął, kładąc się częściowo na swoim chłopaku. – Chcę ciebie.
Tak jak teraz.
Natychmiast
został mocno opleciony ramionami. Położył głowę na piersi bruneta, przymykając
oczy.
–
Przepraszam, że cię tak nastraszyłem – szepnął, przytulając policzek do jego
głowy. Nie doczekał się jednak odpowiedzi. – Draco, nazwij mnie swoim
Gryfiakiem – poprosił.
–
Głupek… – mruknął, przesuwając wolno dłonią po piersi chłopaka. – Mój Gryfiak…
mój...
//*//
Siedzieli z Draco na trawie,
wpatrując się w jezioro. Blondyn opierał się o jego pierś, nucąc pod nosem.
Promienie słońca ogrzewały ich, a delikatny wietrzyk wzbudzający się raz po raz
pilnował, by nie było im za ciepło.
Harry pochylił się, by pocałować
chłopaka w szyję. Świat pociemniał, a wiatr zrobił się chłodny. Brunetem
wstrząsnął dreszcz. Spojrzał w górę, dostrzegając ogromną burzową chmurę
przysłaniającą słońce.
– Chyba musimy się już zbierać,
Draco... – stwierdził zawiedziony i spuścił wzrok na chłopaka w jego objęciach.
Chwila. Gdzie on? Przecież jeszcze przed chwilą w nich był... Rozejrzał się
zdezorientowany. – Draco? – rzucił cicho, a gdy nie uzyskał odpowiedzi podniósł
się i zawołał głośniej.
Przeczesywał wzrokiem okolicę,
ale blondyna nigdzie nie było. Nie miałby gdzie się ukryć na otaczającej
Harry’ego równinie. Zerwał się silny, przeszywający wiatr. Ponownie wykrzyczał
jego imię, obejmując się ramionami. Martwił się o Draco. Chłopak miał na sobie
tylko cienką koszulkę. Musiało mu być zimno...
Panująca dookoła niepokojąca
cisza dzwoniła w uszach. Spróbował raz jeszcze go zawołać, ruszając przed
siebie. Rozglądał się rozpaczliwie i bezskutecznie.
Choć jeszcze przed chwilą
wygrzewali się w południowym słońcu, nagle zapadł zmierzch. Bezgwiezdne niebo i
spowity burzowymi chmurami księżyc nie rozpraszały mroku. Jedynie błyskawice
raz po raz rozświetlały okolicę. Spanikowany wołał swojego chłopaka, próbując
przekrzyczeć grzmoty. Było mu tak zimno...!
Ciszę między jednym a drugim
gniewnym pomrukiem nieba rozerwał ostry, mrożący krew w żyłach metaliczny
dźwięk. Jakby ktoś wyciągnął miecz z okutej pochwy. Gdyby do tej pory wszystkie
włoski nie stały mu już dęba, teraz z pewnością by to zrobiły.
Wrzeszczał imię Draco coraz
rozpaczliwiej, ale nie było odpowiedzi. Tak potwornie się o niego bał! Ktoś
najwyraźniej chciał skrzywdzić jego chłopaka, a on nie potrafił go odnaleźć!
Nie mógł mu pomóc…
Wyczuł za sobą czyjąś obecność.
Obrócił się gwałtownie, a łzy ulgi
wypełniły jego oczy.
– Draco... – wyszeptał. – Tak się
cieszę!
Chciał ku niemu postąpić, lecz
nie zdołał zrobić nawet kroku. Jego nogi jakby przywarły do ziemi.
– Draco! – powtórzył
rozpaczliwie, szarpiąc się. Blondyn jednak nie wyglądał, jakby zamierzał mu
pomóc. Niebieskie oczy patrzyły na niego z wściekłością. – Draco...?
Świat spowiła nieprzenikniona
czerń. Nie widział już ani Draco, ani burzowych chmur. Był sam w nicości, mimo
starań nie mogąc się poruszyć. Drżący z zimna, szalejący ze zmartwienia i strachu
o Draco trwał w tej niekończącej się pustce. Nagle zamarł, słysząc cichy
chichot, który powoli narastał, aż wreszcie obleśny dźwięk wypełnił cały jego
umysł. Rozpoznał ten znienawidzony głos.
~*~
Hej,
OdpowiedzUsuńczyżby znów Voldzio nękał Harego? Draco to bardzo się troszczy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia